Doc. dr hab. Grzegorz Kucharczyk - Rok 1939

Transkrypt

Doc. dr hab. Grzegorz Kucharczyk - Rok 1939
Doc. dr hab. Grzegorz Kucharczyk - Rok 1939 - sojusznicy daleko, a wrogowie blisko
piątek, 17 września 2010 11:44
Niedawno obchodzona 90. rocznica zwycięstwa polskiego pod Warszawą była okazją do
przypomnienia, że Ojczyznę i Europę w sierpniu 1920 roku uratowaliśmy samodzielnie i w
osamotnieniu. Wrogów mieliśmy blisko, a przyjaciół - bardzo nielicznych - daleko.
Taka
sytuacja - geopolityczna oraz dyplomatyczna - była cechą charakterystyczną całego
dwudziestolecia.
Jednym z aksjomatów polityki zagranicznej II Rzeczypospolitej było przekonanie, że naszym
najpewniejszym sojusznikiem jest i pozostanie Francja. W 1921 roku została podpisana umowa
o współpracy wojskowej i politycznej, która była niejako potwierdzeniem tego przeświadczenia.
Jednak już cztery lata później Paryż, zawierając w Locarno traktat z Niemcami Stresemanna,
który gwarantował tylko tyle, że Niemcy uznają swoje zachodnie granice (o wschodnich nic nie
wspomniano), okazał swoje faktyczne désintéressement sprawami swojego polskiego
sojusznika. Dziesięć lat później zaangażowanie się francuskiej dyplomacji w konstruowanie tzw.
paktu wschodniego, czyli próba wciągnięcia stalinowskiego Związku Sowieckiego w szerszy
układ polityczno-wojskowy o ostrzu antyniemieckim, raz jeszcze udowodniło, że na wschodzie
dla Francji najważniejszym sojusznikiem nie jest Warszawa. Na dodatek III Republika w tym
okresie przechodziła serię ostrych kryzysów politycznych, a przede wszystkim opadło ją
znużenie moralne. Okrzyki: "Nie chcemy umierać za Gdańsk!", z roku 1939 były tylko
uzewnętrznieniem procesu upadku morale, który nad Sekwaną miał o wiele dłuższą historię.
Brytyjczycy aż do 1939 roku kontynuowali swoją tradycyjną politykę niezawierania wiążących
ich paktów sojuszniczych z żadnym mocarstwem (państwem) kontynentalnym. To brytyjska
dyplomacja w 1935 roku dała pierwszy sygnał do polityki appeasementu, czyli systematycznego
ulegania kolejnym żądaniom Adolfa Hitlera, zgadzając się na proces remilitaryzacji Niemiec.
Najdalej na wschód Europy oczy brytyjskich dyplomatów sięgały nad Ren i kraje późniejszego
Beneluksu. Udowodnił to aż nazbyt przekonująco rok 1938 i ugięcie się Arthura Neville'a
Chamberlaina w Monachium przed "naprawdę ostatnim żądaniem kanclerza Niemiec" w
sprawie Niemców Sudeckich i właściwie całej Czechosłowacji.
Stany Zjednoczone krótko po zakończeniu I wojny światowej powróciły na ścieżkę polityki
izolacjonistycznej, której wyrazem była odmowa Senatu USA ratyfikowania traktatu
wersalskiego (przypomnijmy, że jego integralną częścią było postanowienie powołujące do
życia Ligę Narodów).
Sojusznicy chwiejni
Wiosną 1939 roku - po wkroczeniu wojsk niemieckich do Pragi i ogłoszeniu przez Berlin
utworzenia Protektoratu Czech i Moraw - nad Sekwaną i Tamizą obudziło się zainteresowanie
Polską. 31 marca 1939 roku brytyjski premier Chamberlain, przemawiając w Izbie Gmin, udzielił
Polsce gwarancji, że Zjednoczone Królestwo nie zgodzi się na akt agresji wymierzony w
niepodległość i integralność terytorialną Polski. Z tym że od początku Foreign Office za
jedynego, potencjalnego agresora wobec Polski uważało Niemcy. Ex definitione wykluczano z
tego kręgu Związek Sowiecki. Po drugie zaś, brytyjskie gwarancje (do których zaraz dołączyli
ze swoimi Francuzi) nie oznaczały wcale intencji istotnego militarnego zaangażowania się
Wielkiej Brytanii czy Francji w rejonie Europy Środkowej.
Rozpoczęte wiosną i kontynuowane latem 1939 roku rozmowy polskich oraz brytyjskich i
1/3
Doc. dr hab. Grzegorz Kucharczyk - Rok 1939 - sojusznicy daleko, a wrogowie blisko
piątek, 17 września 2010 11:44
francuskich sztabowców były traktowane przez Londyn i Paryż jako zasłona dymna, bardziej
jako element uspokojenia (czyt. oszukania) polskiego sojusznika, a nie sposób wypracowania
skutecznego planu obrony przed agresją III Rzeszy. W kwietniu 1939 roku, tuż przed
rozpoczęciem się wspomnianych rozmów, nasi brytyjscy i francuscy partnerzy uzgodnili między
sobą, że "w pierwszej fazie wojny jedyną bronią ofensywną, której będą mogli skutecznie użyć
sprzymierzeni, będzie broń ekonomiczna". W lipcu 1939 roku francuscy i brytyjscy sztabowcy
wspólnie uznali, że "los Polski będzie zależeć od ostatecznego wyniku wojny (...) a nie od
naszej zdolności odciążenia początkowego naporu na Polskę".
De facto więc jeszcze przed 1 września 1939 roku nasi zachodni alianci postanowili, że Polska
będzie walczyć w osamotnieniu. Dodajmy, że równolegle z rozmowami toczonymi z
przedstawicielami naszych władz dyplomatyczno-wojskowe delegacje z Francji i Wielkiej
Brytanii prowadziły negocjacje z Józefem Stalinem, ciągle postrzeganym przez zachodnie
demokracje jako cenny partner w nadchodzącej zbrojnej konfrontacji z Niemcami. Odżywała w
ten sposób stara idea "paktu wschodniego" i jeszcze starsze (sprzed 1914 roku) przekonanie
zachodnich dyplomatów, że na wschodzie Europy liczy się tylko Rosja jako realna przeciwwaga
dla mocarstwa niemieckiego.
Wybiegając nieco naprzód, należy w tym kontekście przypomnieć nikłe protesty, jakie na
Zachodzie wzbudziła agresja sowiecka 17 września 1939 r. oraz brak reakcji brytyjskiej
dyplomacji w latach 1939-1941 na domaganie się przez polskie władze potępienia przez
naszych zachodnich sojuszników aneksji dokonanych na ziemiach polskich przez Związek
Sowiecki oraz okrutnych represji, jakie spadały w tym czasie na polskich obywateli.
O tych sympatiach wiedziano doskonale w Warszawie. 25 sierpnia 1939 roku został zawarty
formalny sojusz polsko-brytyjski. Sojusznicy zobowiązali się w nim do "udzielenia sobie
natychmiast wszelkiego poparcia i pomocy środkami będącymi w ich dyspozycji". Zasługą
naszej dyplomacji było zawarte we wspomnianym traktacie zastrzeżenie, że układające się
strony zobowiązywały się do niezawierania z innymi państwami układów, których "egzekucja
mogłaby przynieść uszczerbek suwerenności lub nienaruszalności terytorialnej drugiej
układającej się strony". Parę lat później w Teheranie (1943) i Jałcie (1945) nasi zachodni
sojusznicy gładko przeszli do porządku dziennego nad tymi zobowiązaniami.
Wrogowie zdecydowani
Sojuszników - chwiejnych i ślepych na jedno oko (jedyny wróg to Niemcy) - mieliśmy daleko.
Wrogów - zdecydowanych i stałych w swojej wrogości wobec Polski - mieliśmy bardzo blisko.
Nie trzeba przypominać, że drogi do wybuchu II wojny światowej nie utorowała przede
wszystkim słabość zachodnich dyplomacji i upadek morale zachodnich społeczeństw (choć z
pewnością były to czynniki, które odegrały niepoślednią rolę), ale sowiecko-niemiecki pakt o
nieagresji z 23 sierpnia 1939 roku.
Pakt Ribbentrop - Mołotow z jednej strony usuwał trapiący Niemców od czasów Ottona von
Bismarcka koszmar konieczności toczenia wojny na dwa fronty, z drugiej dawał Stalinowi
korzystny punkt startowy do podjęcia dalszej agresji w głąb Europy. Decydował o tym
wszystkim słynny tajny protokół zapowiadający IV rozbiór Polski i podział "stref wpływów"
między Niemcami a Sowietami w całej Europie Środkowej - od Finlandii po Rumunię.
Przypomnijmy, że Stalin to, co w sierpniu 1939 roku dostał od Hitlera, ponownie otrzymał, tym
razem od zachodnich demokracji, na początku 1945 roku w Jałcie.
2/3
Doc. dr hab. Grzegorz Kucharczyk - Rok 1939 - sojusznicy daleko, a wrogowie blisko
piątek, 17 września 2010 11:44
Postpolityka: historię zapomnieć; jest dobrze!
Taka była historia. Teraz, u progu XXI wieku, jest zupełnie inaczej. Zasadniczo mamy
postpolitykę, czyli panujące wśród "młodych, wykształconych z dużych miast" przekonanie, że
bezpowrotnie do przeszłości odeszła epoka wojen, twardo realizowanych interesów
narodowych, tajnej dyplomacji; jesteśmy w NATO i w Unii Europejskiej, mamy potężnych
sojuszników za Atlantykiem i żyjemy na zielonej wyspie. Jedyne poważne zagrożenie to
"budzące się demony polskiego patriotyzmu", grupa ludzi stojących pod krzyżem na
Krakowskim Przedmieściu i polityk, który "obrażał" wielu swoim milczeniem po 10 kwietnia, a
gdy się odezwał, okazał się "człowiekiem pełnym resentymentów i nienawiści". Tyle postpolityka
propagowana z rozmaitych stacji telewizyjnych ("nasi przyjaciele z Polsatu i TVN").
A jakie są realia? Takie m.in., że naszą całą armię możemy zmieścić na jednym stadionie
piłkarskim średniej wielkości. Zupełna przepaść w porównaniu z II Rzecząpospolitą, dla której
armia była oczkiem w głowie i dla której ponoszono wielkie wyrzeczenia. Unia Europejska - co
widać gołym okiem (por. kryzys euro) - przechodzi kryzys, nie tylko polityczny, również
przyszłość NATO nie przedstawia się w różowych barwach. Wszystko to odbywa się na tle
wzrastającego désintéressement Waszyngtonu sprawami Europy, a zwłaszcza naszego
regionu. Atrapa rakiet typu Patriot na Mazurach jest tutaj aż zanadto wymowna. Atrapa
gwarancji bezpieczeństwa dla Polski - zupełnie jak wiosną i latem 1939 roku.
To prawda, że Rosja także przeżywa kryzys (chyba najbardziej dotkliwy w kontekście
demograficznym). Należy jednak pamiętać o słowach Bismarcka, że "Rosja nigdy nie jest na
tyle słaba, żeby nie należało jej się obawiać". A jest czego. Ostatnio do Białorusi dołączyła
Ukraina jako państwo, w którym wpływy Kremla rosną systematycznie (umowa o przedłużeniu
obecności rosyjskiej floty wojennej na Krymie). Sprawa Gazociągu Północnego przekonuje, że
epoka twardego realizowania narodowych interesów Rosji oraz Niemiec, kosztem Polski, nie
odeszła bynajmniej do przeszłości. Nie kto inny, jak obecny szef MSZ Radosław Sikorski
porównał swego czasu Nord Stream do paktu Ribbentrop - Mołotow. Ale wtedy nie "dorzynał
jeszcze watahy" i nie uczył publiki skandować kupletów o "byłym prezydencie".
Parafrazując początek Sienkiewiczowskiej "Trylogii", można powiedzieć, że rok 2010 jest to
dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastują jakoweś klęski i nadzwyczajne
zdarzenia.
Znaków nam nie brakuje. Ile mamy czasu?
Doc. dr hab. Grzegorz Kucharczyk
Autor jest kierownikiem Pracowni Historii Niemiec i Stosunków Polsko-Niemieckich Instytutu
Historii Polskiej Akademii Nauk, autorem m.in. książek: "Czerwone karty Kościoła", "Pierwszy
holocaust XX wieku", "Kielnią i cyrklem. Laicyzacja Francji w latach 1870-1914".
3/3

Podobne dokumenty