Odsłona I Usmierciny
Transkrypt
Odsłona I Usmierciny
Odsłona I Usmierciny Wprowadzenie fabularne: Sophie Vinci patrzyła przez okno limuzyny, na rysującą się nad miastem bryłę zamku Ambras. Była podekscytowana. Co przyniesie ta noc? Stary Czarodziej zawsze wybierał specyficzne miejsca, by uczcić kolejny jubileusz swych urodzin… Właściwie uśmiercin – poprawiła się w myślach z rozbawieniem. Z nich wszystkich chyba najbardziej lubiła Salę Hiszpańską, choć rozległe tarasy oraz pałacowy ogród także skrywały w sobie niezaprzeczalny urok. Tym razem miejscem spotkania miały być katakumby. Samochód skręcił łagodnie, kierując się do celu i Torreadorka westchnęła, tracąc z oczu kształt twierdzy. Jej myśli nadal jednak krążyły wokół miejsca spotkania. Katakumby… To brzmiało ekscytująco… Zastanawiała się jakie mroczne sekrety pogrzebano wśród prastarych kości… Wiśniowa limuzyna zatrzymała się na parkingu przed zamkiem. Było pusto, jeśli nie liczyć kilku samochodów należących do członków Rodziny. Pojazdy zwykłych turystów, wypełniające to miejsce za dnia, zniknęły wraz z prozą życia. Siedzący obok Sophie, Silvio Bertone poczekał, aż szofer otworzy drzwi, po czym wysiadł i odwrócił się, podając dłoń swej uroczej towarzyszce. Kosztowny materiał sukni zaszeleścił miękko, w powietrzu rozszedł się zapach Shalini. Przez chwilę dwójka Torreadorów stała w milczeniu, podziwiając roztaczający się przed nimi widok. Zamek Ambras wznosił się na szycie wzgórza, lśniąc na tle nieskazitelnego granatu nocy, niczym szlachetny klejnot. Niezliczone okna, wypełnione były blaskiem, przyciągając wzrok podobnie, jak czyni to płomień świecy, omamiający swym czarem nieostrożną ćmę. Masywna budowla emanowała dawną potęgą Habsburgów, której ślad zachował się tu, pomimo upływających stuleci. Nieumarli wyczuli jednak coś jeszcze, co rozciągało się wokół pałacu na podobieństwo subtelnego, lecz wyrazistego woalu, o smaku elektryczności, krwi i upływających wieków – dumę i potęgę klanu Tremere. Primogen Klanu Ventrue Schwartzer Löwe wysiadł z samochodu i spojrzał na zamek. Obecność na przyjęciu u Starego Czarodzieja postrzegał jako swoją powinność. Nie tyle z uwagi na osobę Albrechta, lecz raczej własną. Nie wyobrażał sobie zresztą, by na salonach Innsbrucku mogło mieć miejsce cokolwiek istotnego, w czym nie brałby osobiście udziału. Zapowiadała się ciekawa noc… Być może nawet przyjemna, odkąd Karl ogłosił swą nieobecność, co w oczach Artstokraty tylko dodawało uroczystości blasku. Dziecinny gest, właściwy dla Krzykaczy… skrzywił się lekko. Ani przez chwilę nie wątpił, iż jedną z najważniejszych osób na przyjęciu 1 będzie on sam, nie licząc solenizanta oczywiście… Uśmiechnął się cierpko, po czym w asyście ghuli skierował ku wejściu do pałacu. Obraz w lunecie snajperskiego karabinu objął parę wytwornie ubranych kainitów, przesuwając się pomiędzy odzianą w czerwoną suknię kobietą i niewysokim gentelmanem, w ciemnym garniturze. Trzymający broń śniady mężczyzna uśmiechnął się zimno, gładząc pieszczotliwie krzywiznę spustu. Przesunął lufę w bok, lustrując parking i zatrzymując wzrok na idącej ku bramie postaci. To musiał być ktoś ważny, mówiła o tym nie tylko liczna świta lecz i sposób w jaki się poruszał. Assamita oblizał kły. Starszy – pomyślał – Nikt inny nie ubrałby się w ten sposób… Ponownie pogłaskał spust, a później podniósł głowę, spoglądając ku odległej bryle zamku. Tej nocy miał inne zadanie. Podniósł broń przewieszając ją przez ramię. Wciąż jeszcze pozostało trochę czasu, by poszukać nieco mniej oficjalnego wejścia… *** - Dobrze idziemy? – zapytała Lagetha, starając się zapanować nad głosem. Mimo jej wysiłków jasnym jednak było, że dziewczyna znajduje się na skraju paniki. - Tak, to musi być gdzieś w tą stronę – odezwała się Aleks, starając się brzmieć pewnie i zdecydowanie. Nie do końca jej się to udało. Rozlegające się w wąskim tunelu kanałów słowa drżały, podobnie jak dłoń w której wampirzyca ściskała pistolet. - Pospieszcie się – syknął Dragon, oglądając się nerwowo za siebie. Był wyraźnie zły. Cała ta sytuacja… Jak do cholery mógł dopuścić by to się stało? Wszystkie plany wzięły w łeb, sprawiając, że wylądował w tym miejscu, uciekając… Przed czym? Właściwie sam nie wiedział. I niekoniecznie chciał wiedzieć. Wystarczyło mu to, co widział wcześniej, na powierzchni… Przyspieszył kroku, oglądając się ponownie. Tunel za nim wypełniała jednak tylko wilgotna i złowroga ciemność. - Latarka się wyczerpuje… – powiedziała cicho Oriana. To proste zdanie zawierało w sobie jednak całą rozpacz i przerażenie niewielkiej grupki uciekinierów. Pozostali spojrzeli z niepokojem na wąską smugę żółtawego światła. - Cholera! – wybuchnęła Lagetha - Pieprzyć te kanały! Pieprzyć to wszystko! Gdzie my, kurwa, jesteśmy?! - Spokojnie – uciął Dragon – Katakumby muszą być niedaleko. To nie pójdzie za nami tam. Nie odważy się… - mógł mieć tylko nadzieję, że się nie myli… Właściwie modlił się o to… *** Coś było głodne. Metaliczny zapach krwi i słodka woń rozkładającego się mięsa… Och, to mogło ugasić pragnienie jedynie na chwilę. Szpony zagłębiły się w martwym ciele odrywając kolejny ochłap… To też nie mogło ugasić głodu, wiecznego głodu, który wił się wewnątrz. Zawsze i zawsze, odkąd pamiętało… Podniosło głowę, węsząc w powietrzu. Wiedziało, że są jeszcze inni… Ci, którym udało się uciec. Nie martwiło się tym jednak. Nikt nigdy nie uciekał. Nie na tyle daleko i nie na tyle szybko, by nie mogło go dopaść… Kły zalśniły w mroku gdy coś uśmiechnęło się obłąkańczo, myśląc o krzykach które rozlegną się w ciemności… I o krwi. Zimnej krwi, którą spije z rozerwanych gardeł… 2 Informacja dla Graczy: Nadeszła pięćsetna rocznica Przemiany Księcia Innsbrucku. Albrecht Johann Von Schwarzenberg z klanu Tremere zaprosił wszystkich pełnoprawnych Obywateli miasta do swojej siedziby na wielką uroczystość. Tej nocy podziemia Zamku Ambras zostaną wypełnione przez wszystkich przedstawicieli klanów Camarilli, także tych którzy nie mieszkają na stałe w Domenie Księcia. Stary Tremre oczekuje od swoich gości odpowiedniego zachowania w Elizjum, w którym będzie działa się uroczystość. Dla wielu Spokrewnionych jest to jedyna okazja, by zwiedzić od środka główną siedzibę klanu Tremere w Innsbrucku. Po mieście krąży plotka, że Książę, który jest równocześnie Regentem Fundacji, podczas spotkania przedstawi nowego Szeryfa, który w jego imieniu będzie zajmował się respektowaniem Praw Camarilli. Pomimo wielkiego zainteresowania uroczystością, dwóch członków Rady Primogen odmówiło przybycia, pokazując tym samym jakie jest ich oficjalne stanowisko w relacjach z klanem Tremere. Rose Hecman – Primogen klanu Toreador publicznie oświadczyła, że woli zabawę na dworze Księcia Paryża, Francisa Villon, niż „nudne i pozbawione gustu Tremerskie świętowanie”. Z kolei Primogen Brujahów, Karl Majestic uznał, że Książę w jego ocenie nie zasłużył, by Starszy z klanu Brujah postawił swe stopy w domu Czarodziejów. Dla wielu Obywateli miasta takie zachowanie jest sporym zaskoczeniem. Spokrewnieni widzą w tym rosnące napięcie między Radą Primogen, a Księciem. Brak obecności dwójki Starszych, na pewno będzie jednym z tematów jakie zostaną poruszone podczas „uczty”. 3