Obojętność? Wyglądam. Moją ręką trawa ostrzyżona równo, jakoś

Transkrypt

Obojętność? Wyglądam. Moją ręką trawa ostrzyżona równo, jakoś
Obojętność?
Wyglądam.
Moją ręką trawa ostrzyżona równo, jakoś więc cmentarnie,
ale obok
chwasty.
Dostrzeżone, w bycie swoim osobne?
Zapisane w ziarnach. Precyzyjne dane.
Bujne.
Szumi dąb – pełnia lata
chociaż już żołędziami dziecinnymi, zielonymi
stuka jesień - tak mówimy.
Naiwnie?
Powszedni widok:
las sosnowy i pęd chmur.
Las pachnie, chmury nie, a pęd już w ogóle.
I kolorów zbyt mało.
Ja stąd patrzę na bycie samo-swoich istnień okiem ludzkim, niemrawym...
Krwawnik pospolity, maruna bezwonna
skądś ziarnkiem przybyła,
rzepnik takżeż pospolity, czarcikęs łąkowy,
komonica zwyczajna i lebioda żyją sobie a muzom.
Sprawdziłam ich nazwy. Nadane.
Zwykle pospolite, bezimienne chociaż każda roślina żyje i umiera.
Miedzy nimi przestrzeń: światło i mrok zmienne drganiem listków na wietrze.
Chmur kształty bez nazwy,
na odcieniach nieba póki światła
dla nas.
Wtem-wiem:
wszystko wyrywa z nas słowa!
Pragnie?
Żeby ogołocić?
One mają chlorofil, my słowa.
Obojętne aż do szpilki sosny?
Czy po coś im jestem?
Dostrzeżona.
Wyglądam.