Niepojęty błąd
Transkrypt
Niepojęty błąd
Niepojęty błąd Utworzono: czwartek, 22 kwietnia 1999 WUG: Wstępne ustalenia po wypadku w "Pokoju" Niepojęty błąd Według wstępnych ustaleń prawdopodobną przyczyną wypadku zbiorowego, do jakiego 17 czerwca br. doszło w rudzkiej kopalni "Pokój", było uduszenie się poszkodowanych w następstwie wejścia do otamowanego wyrobiska, w którym występowała atmosfera niezdatna do oddychania - w trakcie czwartkowego (21 bm.) spotkania z dziennikarzami w Wyższym Urzędzie Górniczym zakomunikował Roman Sus, zastępca dyrektora Okręgowego Urzędu Górniczego w Gliwicach. Przypomnijmy: 17 czerwca br. w przekopie podsadzkowym za tamą przeciwwybuchową, izolującą rejon likwidowanych ścian 04/II i 05/II w przyspągowej warstwie pokładu 510 na poziomie 790 m, ginie dwójka inżynierów: kierownik Działu Wentylacji w tej kopalni i jego zastępca. - Do wypadku przyczynili się sami poszkodowani, którzy - używając nie przeznaczonych do tego celu ucieczkowych aparatów regeneracyjnych typu AU-9 - weszli za tamy izolacyjne - konstatował dyrektor Sus. - Nie ustalono w sposób jednoznaczny powodu, dla którego obaj inżynierowie weszli w otamowaną przestrzeń. W świetle zgromadzonego dotąd materiału dowodowego wynika, że taką pobudką nie były polecenia ani kierownika ruchu zakładu górniczego, ani naczelnego inżyniera kopalni - oznajmił Roman Sus, informując, że, dociekając okoliczności i przyczyn czerwcowego dramatu, do 15 lipca przesłuchano około 50 osób. Faktem jest jednak - jak wynika z ustaleń gliwickiego OUG - że i feralnego dnia, i w przeddzień w Dziale Wentylacji doszło, po rannych naradach produkcyjnych, do spotkań z udziałem kierownika ruchu, naczelnego inżyniera oraz kierownika tegoż działu i jego zastępcy. Wprawdzie w ich trakcie omawiano kwestie zagrożenia pożarowego w rejonie otamowanych ścian, niemniej nie roztrząsano ewentualności wchodzenia ludzi w tę przestrzeń. Dyrektor Roman Sus akcentował, że dotychczasowe ustalenia wciąż należy traktować jako wstępny etap dochodzenia pełnej prawdy o czerwcowym nieszczęściu w "Pokoju". - Na obecnym etapie dociekań nie ma możliwości jednoznacznego ustalenia przyczyny wejścia poszkodowanych do otamowanej przestrzeni. Jako najbardziej prawdopodobną przyjęto więc hipotezę, że łączyło się ono z planowanym podsadzaniem dowierzchni VI w przyspągowej warstwie pokładu 510. Jednak z uwagi na występujące zagrożenie pożarowe obecnie nie jest możliwe otwarcie zaizolowanych wyrobisk i przeprowadzenie oględzin rejonu ścian 04/II i 05/II. Tymczasem przeprowadzenie tych czynności jest konieczne dla pełniejszego wyjaśnienia okoliczności i przyczyn zaistniałego zdarzenia. Chodzi zwłaszcza o ustalenie, czy w otamowanej przestrzeni pozostały nie odnalezione dotąd pokrywy z aparatów AU-9, jakich prawdopodobnie używali poszkodowani, oraz rozeznanie sposobu zabudowy rurociągu podsadzkowego w otamowanych wyrobiskach - tłumaczył Sus. Taka penetracja będzie prawdopodobnie możliwa dopiero pod koniec tego roku. Objawy zagrożenia pożarowego w zrobach likwidowanych ścian 05/II i 04/II pojawiły się pod koniec kwietnia br. Po odizolowaniu zagrożonego rejonu z pierwszej pozostały do odzyskania 102 sekcje obudowy zmechanizowanej, z drugiej zaś - 50. Czy sytuacja frontowa kopalni mogła rodzić pokusę, by szybciej odzyskać uwięziony tam sprzęt? Na czwartkowej konferencji prasowej odpowiedź na to pytanie nie była całkowicie czytelna. - Nie ustalono w sposób jednoznaczny powodu, dla którego kierownik Działu Wentylacji i jego zastępca weszli do odizolowanego rejonu. Obudowa zmechanizowana, która znajdowała się w ścianie 05/II była przewidywana do wykorzystania w zbrojeniu ściany, pozostającej dopiero w fazie rozcinki. Nie ustaliliśmy z całkowitą pewnością, aby tą przyczyną była chęć jej jak najszybszego odzyskania - mówił dyrektor Sus. Wojciech Magiera, dyrektor Departamentu Górnictwa w WUG nie kwestionował wprawdzie tej konkluzji, niemniej miał na ten temat wyraźnie odmienne spojrzenie. - Można domniemywać, że był to podstawowy powód do wejścia obu inżynierów w tej rejon. Otóż analiza sytuacji frontowej kopalni świadczy o tym, że zapewnienie - nazwijmy ją - płynności wydobywczej kopalni łączyło się z projektami uruchomienia kolejnych ścian we wrześniu i październiku. Nie wydostanie uwięzionych w przestrzeni pożarowej sekcji obudowy niosło ryzyko zakłócenia tej płynności. Normalną koleją rzeczy, a więc po wygaszeniu pożaru i wychłodzeniu rejonu, można by było odzyskać to wyposażenie gdzieś na przełomie roku. Aby natomiast móc przyspieszyć ten moment, trzeba było podjąć działania, polegające przede wszystkim na tym, aby, wykorzystywany w celu inertyzacji atmosfery w tym rejonie, rurociąg do podawania dwutlenku węgla móc przekierować tak, by w konkretne miejsca podać podsadzkę, czyli ograniczyć przestrzeń wprowadzania dwutlenku węgla. Mówiąc prosto: mogło chodzić o przyspieszenie możliwości odzyskania znajdujących się tam sekcji obudowy - tłumaczył Magiera. Upłynie zatem jeszcze co najmniej ładnych kilka miesięcy, zanim poznamy pełną - na ile tylko będzie to możliwe - prawdę, dlaczego w "Pokoju" zginęła dwójka profesjonalistów z zakresu wentylacji. Z dotąd uzyskanej wiedzy - o ile w dochodzeniu nie pojawią się nowe, zaskakujące okoliczności - wynika, że ich śmierć była następstwem złamania przez samych poszkodowanych wszelkich przepisów i zasad dobrej praktyki górniczej z regułami zdrowego rozsądku włącznie. (jech)