NABOŻEŃSTWO DROGI KRZYŻOWEJ z rozważaniami na ROK

Transkrypt

NABOŻEŃSTWO DROGI KRZYŻOWEJ z rozważaniami na ROK
NABOŻEŃSTWO DROGI KRZYŻOWEJ z rozważaniami na ROK WIARY
Stacja I - Świadectwo wiary
Piłat wyszedł do nich na zewnątrz i rzekł: «Jaką skargę wnosicie przeciwko temu
człowiekowi?» W odpowiedzi rzekli do niego: «Gdyby to nie był złoczyńca, nie wydalibyśmy
Go tobie». (J 18, 29 -30)
Myśląc o tej scenie widzimy tłum ludzi zgodnie oskarżających Jezusa. Jednak czy każdy z nich
był przekonany co do winy „tego złoczyńcy”? Czy tylko Józef z Arymatei wiedział, że zostaje
wydany wyrok na człowieka niewinnego? Z pewnością wielu Żydów nie chciało śmierci
Chrystusa. A jednak żaden nie miał odwagi, aby wyrazić swoje zdanie na głos. Łatwiej było
przystać na to, czego żądała większość.
A czy my potrafimy w swoim życiu dawać świadectwo wiary? Bycie człowiekiem wierzącym
zdaje się być proste, dopóki pozostaje to tylko naszą sprawą. A tymczasem wystarczy bardzo
niewielki gest, aby w kimś zaszczepić niepokój, który mógłby się stać zalążkiem wiary.
Przyznać się do poszczenia w piątki, wyrazić swoje zdanie w dyskusjach w szkole, na uczelni
czy w pracy. Wystarczy się tylko przełamać. Nie bać się tego, że inni myślą inaczej.
Módlmy się o dar odwagi, abyśmy nigdy nie stali obojętnie wobec tego, co dzieje się wokół nas.
Abyśmy swoim życiem dawali świadectwo wiary.
Stacja II - Codzienność wiary
Wiara to takie mocne i pozytywnie nacechowane słowo. Inspirując się Pismem Świętym, często
mawiamy, że wiara góry przenosi. Przy czymś tak potężnym i mocnym nasze codzienne zajęcia
zdają się należeć do spraw niższej i odrębnej kategorii. Bo jak połączyć zmywanie naczyń i
cotygodniowe generalne sprzątanie domu z wiarą w Boga? Jak połączyć naukę, pracę,
wychowanie dzieci z miłością do Chrystusa? Często żyjemy w przekonaniu, że tylko niedziele i
momenty, w których uczestniczymy we Mszy Świętej, należą do Boga. Tymczasem Chrystus
kocha nas tak bardzo, że chce być obecny w każdej chwili naszego życia. Gdy pracujemy,
odpoczywamy a nawet gdy tylko wyprowadzamy psa na spacer. Jezus przyjmując ludzkie ciało
udowodnił, że nasze codzienne sprawy nie są poniżej Jego Boskiej godności. Bo dla Niego
wszystko to, co związane jest z nami, zawsze będzie interesujące i warte uwagi.
Dlatego módlmy się o to abyśmy w naszym życiu nie pozostawiali sfer zamkniętych dla
Chrystusa, aby On był współlokatorem naszego serca.
Stacja III - Słomiany zapał
„Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał niektóre [ziarna] padły na drogę, nadleciały ptaki i
wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet
powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo
nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne
w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a
inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha! (Mt 13, 3-9).
Pan Jezus dobrze zna naturę ludzką. W przypowieści o siewcy pokazuje m.in. naszą skłonność
do szybkiego zniechęcania się. Przychodzą momenty w naszej wewnętrznej relacji z Bogiem,
kiedy jesteśmy pełni entuzjazmu. Modlitwa sprawia nam radość. Poznajemy wspaniałych ludzi.
Czujemy obecność Pana Boga w naszym życiu. Ale mijają tygodnie. Z kolejnymi dniami
pojawiają się czasem proste codzienne problemy na uczelni, w pracy czy w relacjach z innymi.
Życie nie wydaje się już takie piękne i proste. I wtedy nasza wiara równie szybko jak się
pojawiła znika bez śladu. Czasami zostaje zastąpiona większymi lub mniejszymi troskami, a
czasem innym pomysłem na życie, który wydaje się nam lepszy od zamysłu Chrystusa.
Nie pozwólmy na to, aby nasza wiara była tylko krótką przygodą. Módlmy się o cierpliwość i
siłę w budowaniu naszej relacji z Jezusem. O to aby nasza wiara miała silne korzenie.
Stacja IV - Wychowanie w wierze
Na kartach Pisma Świętego znajdujemy niewiele słów Matki Bożej. Pozostawała Ona
niewidoczna i pokorna, a przecież dzięki Niej na świat przyszedł Zbawiciel.
Pomyślmy przez chwilę o tych wszystkich pozostawionych nieco w cieniu osobach, które
powiedziały nam o Jezusie. Okazuje się, że wiara nie jest naszą wyłączną zasługą, ale darem
danym nam przez Boga, przez ręce naszych bliskich. Ilu z nas znalazłoby się tutaj, gdyby
pewnego dnia rodzic nie przyprowadził nas po raz pierwszy do kościoła? Kiedy nastąpiłby
dzień naszego poznania z Chrystusem? Być może kilka lat później, a może nigdy. Bo wiara nie
jest produktem, na którego kupno człowiek w pewnym momencie się decyduje, ona się w nas
rozwija i dojrzewa, a może przede wszystkim jest czymś co nas samych kształtuje i prowadzi
od najmłodszych lat.
Uczmy się dzielić naszą wiarą, abyśmy potrafili przekazywać naszym bliskim ten wielki dar.
Módlmy się za wszystkich, którzy mieli wpływ na to kim jesteśmy dzisiaj, tu i teraz.
Stacja V - Wspólnota wiary
To ciekawe, że zamysłem Pana Boga jest to, abyśmy do nieba nie docierali w pojedynkę. My
tymczasem często mamy poczucie, że ze wszystkim powinniśmy radzić sobie sami. Bo w
końcu modlitwa jest osobistą rozmową z Bogiem, spowiedź spotkaniem z Chrystusem, a
uczęszczanie na Mszę św. własną decyzją. A Pan Jezus w Ewangelii wg św. Mateusza mówi
nam, że „gdzie dwaj lub trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20), a
także „co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,
40). Nasza wiara nie miałaby najmniejszego sensu bez drugiej osoby, której moglibyśmy
służyć. A i my sami, czy nie czulibyśmy się zupełnie puści i bezwartościowi, gdyby nie było
nikogo, komu bylibyśmy potrzebni, dla kogo moglibyśmy poświęcać swój czas i ofiarować
pomoc?
Módlmy się o to, abyśmy zawsze potrafili dostrzegać wokół nas osoby potrzebujące naszej
pomocy, byśmy potrafili wspierać się nawzajem.
Stacja VI - Współodczuwanie
W naszej głowie często plącze się bardzo wiele myśli. Planujemy kolejne dni, tygodnie.
Zajmują nas różne sprawy rodzinne czy zawodowe. Warto jednak czasem się zastanowić nad
tym, że każda spotkana przez nas osoba ma również swoje problemy, a może nawet więcej niż
ja. Myśli skierowane wyłącznie na nas samych często tłumią naszą wrażliwość na innych.
Potrafimy się wtedy zachować jak osoba nie mogąca pogodzić się ze swoją chorobą. Myślimy
tylko o naszych dolegliwościach i mamy poczucie, że wszyscy wokół powinni, a nawet mają
obowiązek, nam służyć. A przez takie myśli sami siebie czynimy ludźmi bezużytecznymi dla
innych.
Módlmy się o to, abyśmy nigdy nie zamykali się w czterech ścianach swojego własnego życia.
Bo często za ścianą można znaleźć osobę, która potrzebuje choćby najmniejszego wsparcia. A
dbając o swoją wrażliwość, będziemy mogli się nauczyć, a przede wszystkim chcieć takiego
wsparcia udzielać.
Stacja VII - Poczucie pokrzywdzenia
Był człowiek, który narzekał na swoje życie. Skarżył się, że jest mu ciężko, bo mieszkanie
niewygodne, za ciemne, za ciasne, dochody za małe. Mówił, że innym jest łatwiej żyć, że
lepiej dają sobie radę, a jemu jest źle i to z roku na rok coraz gorzej. Twierdził, że gdyby się
urodził kilkadziesiąt lat wcześniej albo kilkadziesiąt lat później... Chodził wciąż smutny,
skwaszony, zniechęcony. Kiedyś śniło mu się, że ktoś go budzi. Otworzył oczy i zobaczył
postać stojącą koło jego łóżka - to był Anioł.
- Wstań proszę - powiedział.
Podniósł się z łóżka, a Anioł rzekł z uśmiechem:
- Pójdź, proszę, ze mną.
Podążył więc za nim. Anioł wiódł go przez jego mieszkanie, wyprowadził go na klatkę
schodową i zaczął wstępować po schodach na górę, aż stanęli przed drzwiami. Anioł otworzył
drzwi i weszli do wnętrza. To była wielka sala, pod której ścianami stały nagromadzone krzyże
- tysiące, dziesiątki tysięcy, nieprzeliczona ilość; krzyże były różne, dziwne: ogromne, małe i
całkiem maleńkie, proste i ozdobne, ze złota i z drewna, malowane, heblowane, wysadzane
drogimi kamieniami i całkiem zwyczajne, cięte z brzozy. Przyglądał się uważnie tym krzyżom.
Każdy z nich był inny.
Po chwili człowiek przełamując nieśmiałość spytał Anioła:
- Skąd tu tyle krzyży? Po co tu stoją? Do kogo należą? Usłyszał jego głos:
- To są ludzkie krzyże.
- Ludzkie krzyże? - powtórzył człowiek, niewiele z tego rozumiejąc.
- Każdy musi jakiś nieść - mówił dalej Anioł.
- Ach tak. Teraz rozumiem, dlaczego tyle tych krzyży i dlaczego każdy z nich jest inny. Ale po
co przyszliśmy tutaj? Anioł o odpowiedział:
- Pan Bóg polecił mi, abym ciebie tu przyprowadził. Narzekasz na swój krzyż. Mówisz, że ci
bardzo ciężko z nim iść. Bóg zezwolił, abyś tu przyszedł i wybrał sobie inny krzyż, jaki tylko
zechcesz, i żebyś z tym nowym krzyżem szedł dalej przez życie, nie narzekając.
Człowiek słuchał tego, co Anioł mówił, prawie nie wierząc swoim uszom. W końcu
powiedział:
- Czyż to jest możliwe, żeby Wielki Bóg chciał się zajmować takim człowiekiem jak ja? Będę
mógł wybrać krzyż taki, jaki tylko zechcę? - spytał wciąż jeszcze nieufny.
- Tak. Naprawdę - powtórzył Anioł jego słowa.
Człowiek wiedział już, który krzyż wybierze. Piękny, złoty krzyż przyciągał jego wzrok od
pierwszej chwili. Pomyślał: "Wreszcie będę miał wspaniałe życie". Spytał nieśmiało Anioła
wskazując na ten krzyż:
- Czy mogę go wziąć? Anioł skinął głową:
- Tak.
Uradowany człowiek podbiegł do upatrzonego krzyża, objął go mocno, aby go włożyć na
swoje ramiona, ale nadaremnie. Nie potrafił go nawet, ruszyć. Krzyż był bardzo ciężki. Mimo
to nie chciał z niego zrezygnować. Wytężył wszystkie siły. Nic nie pomogło. Krzyż nawet nie
drgnął. Zaskoczony tym i rozczarowany powiedział do Anioła:
- Za ciężki.
- Spróbuj znaleźć inny, który będzie lepszy dla ciebie - powiedział spokojnie Anioł. Człowiek
rozejrzał się po sali i skierował w stronę innego krzyża, również złotego, Zrobił z nim parę
kroków i przekonał się, że niestety ten też jest za ciężki.
- Jest niemożliwe, żebym mógł z nim iść dłuższy czas - powiedział.
- Znajdziesz na pewno krzyż bardziej dla ciebie odpowiedni. Tylko nie zniechęcaj się pocieszył go Anioł.
Człowiek wziął inny krzyż, ale ten mu też nie odpowiadał. Potem spróbował nieść inny i
znowu inny. Coraz bardziej nerwowo, już nie chodził, ale biegał po tej ogromnej sali, szukając
krzyża dla siebie. Czas płynął, a on wybierał i wybierał bez końca. Gdy był już na skraju
rozpaczy, że będzie musiał wziąć krzyż pierwszy lepszy, wtedy wreszcie znalazł taki, który był
odpowiedni dla niego. Wszystko mu się w nim podobało: i ciężar, i długość, kolor, ozdoby.
Wszystko było takie, jak chciał. Był świetny, najlepszy. Uszczęśliwiony podszedł z tym
krzyżem do Anioła i powiedział:
- Znalazłem.
- Cieszę się, że znalazłeś - odrzekł Anioł.
Człowiek ów, jakby z obawy, by mu tego krzyża nie odebrano, powtórzył:
- Tak, ten mi odpowiada. Proszę cię, pozwól mi z tym krzyżem iść przez całe życie. Anioł
uśmiechnął się tajemniczo:
- Dobrze - a potem dodał: - A czy ty wiesz, że to jest twój krzyż? Człowiek patrzył z
niepokojem na Anioła, nie rozumiejąc, o co chodzi. Wreszcie zapytał:
- Nie wiem, o czym mówisz?
Wtedy Anioł powiedział mu wyraźnie:
- Ten krzyż, który znalazłeś, to jest twój krzyż. To jest ten sam, który od początku życia
niesiesz na swoich ramionach. (ks. M. Maliński)
Stacja VIII - Belka w oku
„Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo
jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka /tkwi/ w
twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć
drzazgę z oka twego brata.” (Mt 7, 3-5)
Okazuje się, że znacznie łatwiej zwracamy uwagę, dostrzegamy i oceniamy potknięcia innych,
niż nasze własne. Czasami zdarza się nam patrzeć na innych wierzących nieco z góry. Bo
przecież uczestniczymy co niedziela we Mszy Św., codziennie się modlimy, regularnie
spowiadamy. Jednak podobną postawę miał pewien faryzeusz, którego modlitwę przybliżył
nam Pan Jezus: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści,
cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. (12) Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę
ze wszystkiego, co nabywam.” (Łk 18, 11-12)
Nie łudźmy się, że jesteśmy lepsi od kogokolwiek. Uczmy się, naśladując postawę celnika,
który „bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika” (Łk 18, 13), zawsze
stawać w pokorze przed Panem Bogiem. Nie oceniajmy też zbyt pochopnie drugiego
człowieka, bo skoro często nawet siebie nie potrafimy poznać do końca, to o ile trudniej musi
być poznać drugą osobę.
Módlmy się o łaskę umiejętności stawania w pokorze przed sobą, innymi ludźmi i Bogiem.
Stacja IX - Poczucie rozpaczy
„Tego grzechu Pan Bóg nigdy Ci nie wybaczy. Po raz kolejny okazałeś swoją słabość. Nawet
Pan Bóg nie może wybaczać w nieskończoność, bo gdyby tak było to Jego przebaczenie nie
miałoby żadnej wartości. I tak nigdy nie zwyciężysz ze swoją ułomnością” - tak woła szatan,
ilekroć widzi szansę zwycięstwa nad naszą wiarą.
Szatan bardzo lubi do nas przemawiać zwłaszcza w momentach gdy czujemy, że popełniliśmy
błąd. Uwielbia najpierw wmawiać nam, że pewne zachowania wcale nie są grzechem, a gdy już
ich dokonamy, nieustannie przypomina nam, jak wielkimi jesteśmy grzesznikami. A to, co
szepcze nam do ucha, zdaje się być takie przekonujące, takie prawdziwe. I tak słuchając go,
pozostaje nam tylko rzucić się w otchłań rozpaczy.
My jednak starajmy się stanąć w prawdzie przed sobą i Bogiem. Prawdzie, że jesteśmy i aż do
śmierci pozostaniemy grzesznikami. Jednak czy to jest powód aby się zatrzymać i poddać w
podróży do nieba? A czy nie jest tak, że to walka z naszymi słabościami może okazać się
jednym z dowodów naszej miłości do Boga? Im większa walka, tym większą ofiarę możemy
złożyć Ojcu w niebie.
Zatem módlmy się o to, abyśmy nigdy nie poddawali się w naszej walce ze swoją grzesznością.
Stacja X - Wstyd
Pewnego dnia matka wracała z zakupami do domu. W pewnym momencie zauważyła na ulicy
swojego syna w towarzystwie kolegów. Podeszła bliżej, chcąc się z nim przywitać, lecz ten
udając, że jej nie zna, szybko się oddalił.
Czasami mniejszą ranę możemy wyrządzić komuś przykrymi słowami czy nieprzemyślanymi
uczynkami niż tym, gdy okazujemy wobec osób trzecich, że wstydzimy się znajomości i
powiązania z bliską nam osobą. Podobnie jest z naszą wiarą. Nie trudno się domyślić jak
wielką przykrość sprawiamy Panu Jezusowi, gdy wstydzimy się przed innymi tego, że w Niego
wierzymy. On zrobił dla nas wszystko, a my często nie potrafimy się przyznać do bycia
katolikami. Umarł na krzyżu za nasze grzechy, a my wstydzimy się tego, że staramy się
zachować przykazania dla wielu ludzi zupełnie bezsensowne. Zmartwychwstał, abyśmy i my
mogli otrzymać życie wieczne w niebie, a my nie umiemy się przyznać do naszego
posłuszeństwa Kościołowi i papieżowi.
Módlmy się o to, abyśmy byli dumni z tego, kim jesteśmy. Uczmy się bycia wdzięcznymi za dar
wiary, za to, że Bóg daje się nam poznać. A wtedy Chrystus rozpozna nas jako swoich
przyjaciół, gdy przyjdzie na nas czas i zostaniemy wezwani przez naszego Ojca w niebie.
Stacja XI - Gwoździe
Okazuje się, że często trudno jest pogodzić naszą wiarę z życiem codziennym. Bo w pracy nie
jest łatwo być uczciwym, gdy chce się zarabiać większe pieniądze. Bo w domu mamy tyle
zajęć, że trudno znaleźć czas na modlitwę. Bo choroby i inne nieszczęścia, które nas spotykają
usprawiedliwiają w naszych oczach nasze oddalanie się od Boga. Okazuje się, że każdy z nas
ma wiele podobnych „gwoździ” ograniczających naszą wiarę. Jednak czy te wszystkie
ograniczenia czy ciernie z przypowieści o siewcy muszą uniemożliwiać nam wydawanie
dobrych owoców? Przecież to my sami wartościujemy i określamy, co jest najważniejsze w
naszym życiu.
Czy nie potrafilibyśmy zarabiać nieco mniej, pozostając za to uczciwym człowiekiem? Czy
naprawdę nie można znaleźć choćby kilku minut rano i wieczorem na modlitwę? Czy walki z
chorobą nie możemy ofiarować Bogu? To wszystko jest możliwe, pod warunkiem, że
postawimy Chrystusa w centrum naszego życia. „Bo gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam
wszystko jest na właściwym miejscu” (św. Augustyn).
Módlmy się o mądrość w odróżnianiu tego, co ważne od tego, co najważniejsze.
Stacja XII - Rozwój wiary
Być może niektórzy z nas kilka lat temu zastanawiali się czasem, z czego mógł się spowiadać
Jan Paweł II. Przecież jeszcze za życia papieża, patrząc na niego, przeczuwaliśmy, że
obserwujemy człowieka, który zostanie wyniesiony na ołtarze. A jednak nawet taki człowiek
jak on potrafił dostrzec w sobie wiele niedoskonałości i modlił się do Boga o przebaczenie i
siłę do walki ze słabościami.
Czasem zdaje się nam, że w sumie to jesteśmy dobrymi ludźmi. Przestrzegamy przykazań,
modlimy się, chodzimy do kościoła. Czasem nawet inni stawiają nas za wzór. I tutaj może rodzi
się w nas przekonanie o tym, że już nie musimy nad sobą pracować. Bo przecież w porównaniu
z innymi jesteśmy wspaniałymi ludźmi. Jednak gdyby tak było, to czy w ogóle
potrzebowalibyśmy Pana Boga? Po co mielibyśmy przyjmować sakramenty, jeśli uznalibyśmy,
że nie musimy już czegokolwiek w swoim życiu poprawiać?
Nasza wiara powinna być dynamiczna - rozwijać się razem z nami. Bo nasze życie wiary
przypomina wspinaczkę w górach. Nikt nie zatrzymuje się w połowie szlaku, twierdząc, że
osiągnął szczyt. A dla nas szczytem powinno być zbawienie, które w pełni może się dokonać
dopiero po śmierci, a nie za życia, o czym zdarza nam się zapominać.
Módlmy się o pasję ciągłego rozwijania naszej wiary i o pokorę, byśmy potrafili prawdziwie
zbliżać się do Boga.
Stacja XIII - Ciało bez ducha
Gdyby zostało ustanowionych „7 darów ducha nieczystego”, z pewnością jednym z nich
byłoby uczucie bezsilnego smutku i przygnębienia. Szatan dobrze wie, że w takim stanie
jesteśmy dużo bardziej bezbronni. Dlatego podsyca w nas te przykre uczucia, abyśmy nie
potrafili wykrzesać z siebie choćby odrobiny entuzjazmu. A bez tej radości w sercu bardzo
trudno jest się zmotywować do czynienia dobrych uczynków, dzieląc się sobą dla innych.
Człowiek smutny zazwyczaj myśli o sobie. I niestety nie jest to myślenie w pozytywnym
świetle. Często mamy tendencję do skupiania się na negatywach. Zapominamy o tym, jak wiele
mamy. Rzadko dziękujemy Bogu za nasze rodziny, za przyjaciół, za sukcesy w pracy, za
poznanych ludzi, a nawet za dar życia.
Módlmy się o to, abyśmy potrafili dostrzegać w naszym życiu dary jakie otrzymujemy. Żebyśmy
nie chodzili wiecznie ze spuszczoną głową, bez celu i radości w życiu. Bóg wcale nie chce,
abyśmy aż do śmierci znali jedynie cierpienie i ból, aby w niebie móc doznać ulgi i
wytchnienia. Nasz Ojciec nieustannie pragnie naszego szczęścia tu i teraz i warto abyśmy
zdawali sobie z tego sprawę.
Stacja XIV - Gotowość
Każdy z nas co najmniej raz w roku odwiedza swoich bliskich zmarłych. Na cmentarzu
pochowanych jest bardzo wiele osób: ludzi młodych i starych, mężczyzn i kobiet, wierzących i
niewierzących. Czasami, gdy przechodzimy alejkami między grobami i odczytujemy kolejne
nazwiska, nasuwają się nam pytania: ilu z nich spodziewało się śmierci? Ilu z nich
przewidywało, że Bóg może ich do siebie wezwać tak szybko? Jak wielu śmierć zastała
przygotowanych na spotkanie z Chrystusem twarzą w twarz?
Jako ludzie tak bardzo pełni życia staramy się nie dopuszczać do siebie myśli o śmierci.
Żyjemy tak, jakby śmierć miała nigdy nie nadejść. Tymczasem nasz czas jest ograniczony.
Przypomina nam o tym Pan Jezus, mówiąc, że śmierć przychodzi do nas jak złodziej. Nigdy nie
zgadniemy, kiedy do nas przyjdzie, jednak głupotą z naszej strony byłoby nie przygotować się
na jej nadejście.
Dlatego módlmy się o to, abyśmy zawsze byli gotowi na spotkanie z Chrystusem. Aby każdy
kolejny dzień mógł być dniem naszego spotkania ze Zbawicielem w niebie.