NABOŻEŃSTWO DROGI KRZYŻOWEJ z rozważaniami na ROK
Transkrypt
NABOŻEŃSTWO DROGI KRZYŻOWEJ z rozważaniami na ROK
NABOŻEŃSTWO DROGI KRZYŻOWEJ z rozważaniami na ROK WIARY Stacja I - Świadectwo wiary Piłat wyszedł do nich na zewnątrz i rzekł: «Jaką skargę wnosicie przeciwko temu człowiekowi?» W odpowiedzi rzekli do niego: «Gdyby to nie był złoczyńca, nie wydalibyśmy Go tobie». (J 18, 29 -30) Myśląc o tej scenie widzimy tłum ludzi zgodnie oskarżających Jezusa. Jednak czy każdy z nich był przekonany co do winy „tego złoczyńcy”? Czy tylko Józef z Arymatei wiedział, że zostaje wydany wyrok na człowieka niewinnego? Z pewnością wielu Żydów nie chciało śmierci Chrystusa. A jednak żaden nie miał odwagi, aby wyrazić swoje zdanie na głos. Łatwiej było przystać na to, czego żądała większość. A czy my potrafimy w swoim życiu dawać świadectwo wiary? Bycie człowiekiem wierzącym zdaje się być proste, dopóki pozostaje to tylko naszą sprawą. A tymczasem wystarczy bardzo niewielki gest, aby w kimś zaszczepić niepokój, który mógłby się stać zalążkiem wiary. Przyznać się do poszczenia w piątki, wyrazić swoje zdanie w dyskusjach w szkole, na uczelni czy w pracy. Wystarczy się tylko przełamać. Nie bać się tego, że inni myślą inaczej. Módlmy się o dar odwagi, abyśmy nigdy nie stali obojętnie wobec tego, co dzieje się wokół nas. Abyśmy swoim życiem dawali świadectwo wiary. Stacja II - Codzienność wiary Wiara to takie mocne i pozytywnie nacechowane słowo. Inspirując się Pismem Świętym, często mawiamy, że wiara góry przenosi. Przy czymś tak potężnym i mocnym nasze codzienne zajęcia zdają się należeć do spraw niższej i odrębnej kategorii. Bo jak połączyć zmywanie naczyń i cotygodniowe generalne sprzątanie domu z wiarą w Boga? Jak połączyć naukę, pracę, wychowanie dzieci z miłością do Chrystusa? Często żyjemy w przekonaniu, że tylko niedziele i momenty, w których uczestniczymy we Mszy Świętej, należą do Boga. Tymczasem Chrystus kocha nas tak bardzo, że chce być obecny w każdej chwili naszego życia. Gdy pracujemy, odpoczywamy a nawet gdy tylko wyprowadzamy psa na spacer. Jezus przyjmując ludzkie ciało udowodnił, że nasze codzienne sprawy nie są poniżej Jego Boskiej godności. Bo dla Niego wszystko to, co związane jest z nami, zawsze będzie interesujące i warte uwagi. Dlatego módlmy się o to abyśmy w naszym życiu nie pozostawiali sfer zamkniętych dla Chrystusa, aby On był współlokatorem naszego serca. Stacja III - Słomiany zapał „Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał niektóre [ziarna] padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha! (Mt 13, 3-9). Pan Jezus dobrze zna naturę ludzką. W przypowieści o siewcy pokazuje m.in. naszą skłonność do szybkiego zniechęcania się. Przychodzą momenty w naszej wewnętrznej relacji z Bogiem, kiedy jesteśmy pełni entuzjazmu. Modlitwa sprawia nam radość. Poznajemy wspaniałych ludzi. Czujemy obecność Pana Boga w naszym życiu. Ale mijają tygodnie. Z kolejnymi dniami pojawiają się czasem proste codzienne problemy na uczelni, w pracy czy w relacjach z innymi. Życie nie wydaje się już takie piękne i proste. I wtedy nasza wiara równie szybko jak się pojawiła znika bez śladu. Czasami zostaje zastąpiona większymi lub mniejszymi troskami, a czasem innym pomysłem na życie, który wydaje się nam lepszy od zamysłu Chrystusa. Nie pozwólmy na to, aby nasza wiara była tylko krótką przygodą. Módlmy się o cierpliwość i siłę w budowaniu naszej relacji z Jezusem. O to aby nasza wiara miała silne korzenie. Stacja IV - Wychowanie w wierze Na kartach Pisma Świętego znajdujemy niewiele słów Matki Bożej. Pozostawała Ona niewidoczna i pokorna, a przecież dzięki Niej na świat przyszedł Zbawiciel. Pomyślmy przez chwilę o tych wszystkich pozostawionych nieco w cieniu osobach, które powiedziały nam o Jezusie. Okazuje się, że wiara nie jest naszą wyłączną zasługą, ale darem danym nam przez Boga, przez ręce naszych bliskich. Ilu z nas znalazłoby się tutaj, gdyby pewnego dnia rodzic nie przyprowadził nas po raz pierwszy do kościoła? Kiedy nastąpiłby dzień naszego poznania z Chrystusem? Być może kilka lat później, a może nigdy. Bo wiara nie jest produktem, na którego kupno człowiek w pewnym momencie się decyduje, ona się w nas rozwija i dojrzewa, a może przede wszystkim jest czymś co nas samych kształtuje i prowadzi od najmłodszych lat. Uczmy się dzielić naszą wiarą, abyśmy potrafili przekazywać naszym bliskim ten wielki dar. Módlmy się za wszystkich, którzy mieli wpływ na to kim jesteśmy dzisiaj, tu i teraz. Stacja V - Wspólnota wiary To ciekawe, że zamysłem Pana Boga jest to, abyśmy do nieba nie docierali w pojedynkę. My tymczasem często mamy poczucie, że ze wszystkim powinniśmy radzić sobie sami. Bo w końcu modlitwa jest osobistą rozmową z Bogiem, spowiedź spotkaniem z Chrystusem, a uczęszczanie na Mszę św. własną decyzją. A Pan Jezus w Ewangelii wg św. Mateusza mówi nam, że „gdzie dwaj lub trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20), a także „co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Nasza wiara nie miałaby najmniejszego sensu bez drugiej osoby, której moglibyśmy służyć. A i my sami, czy nie czulibyśmy się zupełnie puści i bezwartościowi, gdyby nie było nikogo, komu bylibyśmy potrzebni, dla kogo moglibyśmy poświęcać swój czas i ofiarować pomoc? Módlmy się o to, abyśmy zawsze potrafili dostrzegać wokół nas osoby potrzebujące naszej pomocy, byśmy potrafili wspierać się nawzajem. Stacja VI - Współodczuwanie W naszej głowie często plącze się bardzo wiele myśli. Planujemy kolejne dni, tygodnie. Zajmują nas różne sprawy rodzinne czy zawodowe. Warto jednak czasem się zastanowić nad tym, że każda spotkana przez nas osoba ma również swoje problemy, a może nawet więcej niż ja. Myśli skierowane wyłącznie na nas samych często tłumią naszą wrażliwość na innych. Potrafimy się wtedy zachować jak osoba nie mogąca pogodzić się ze swoją chorobą. Myślimy tylko o naszych dolegliwościach i mamy poczucie, że wszyscy wokół powinni, a nawet mają obowiązek, nam służyć. A przez takie myśli sami siebie czynimy ludźmi bezużytecznymi dla innych. Módlmy się o to, abyśmy nigdy nie zamykali się w czterech ścianach swojego własnego życia. Bo często za ścianą można znaleźć osobę, która potrzebuje choćby najmniejszego wsparcia. A dbając o swoją wrażliwość, będziemy mogli się nauczyć, a przede wszystkim chcieć takiego wsparcia udzielać. Stacja VII - Poczucie pokrzywdzenia Był człowiek, który narzekał na swoje życie. Skarżył się, że jest mu ciężko, bo mieszkanie niewygodne, za ciemne, za ciasne, dochody za małe. Mówił, że innym jest łatwiej żyć, że lepiej dają sobie radę, a jemu jest źle i to z roku na rok coraz gorzej. Twierdził, że gdyby się urodził kilkadziesiąt lat wcześniej albo kilkadziesiąt lat później... Chodził wciąż smutny, skwaszony, zniechęcony. Kiedyś śniło mu się, że ktoś go budzi. Otworzył oczy i zobaczył postać stojącą koło jego łóżka - to był Anioł. - Wstań proszę - powiedział. Podniósł się z łóżka, a Anioł rzekł z uśmiechem: - Pójdź, proszę, ze mną. Podążył więc za nim. Anioł wiódł go przez jego mieszkanie, wyprowadził go na klatkę schodową i zaczął wstępować po schodach na górę, aż stanęli przed drzwiami. Anioł otworzył drzwi i weszli do wnętrza. To była wielka sala, pod której ścianami stały nagromadzone krzyże - tysiące, dziesiątki tysięcy, nieprzeliczona ilość; krzyże były różne, dziwne: ogromne, małe i całkiem maleńkie, proste i ozdobne, ze złota i z drewna, malowane, heblowane, wysadzane drogimi kamieniami i całkiem zwyczajne, cięte z brzozy. Przyglądał się uważnie tym krzyżom. Każdy z nich był inny. Po chwili człowiek przełamując nieśmiałość spytał Anioła: - Skąd tu tyle krzyży? Po co tu stoją? Do kogo należą? Usłyszał jego głos: - To są ludzkie krzyże. - Ludzkie krzyże? - powtórzył człowiek, niewiele z tego rozumiejąc. - Każdy musi jakiś nieść - mówił dalej Anioł. - Ach tak. Teraz rozumiem, dlaczego tyle tych krzyży i dlaczego każdy z nich jest inny. Ale po co przyszliśmy tutaj? Anioł o odpowiedział: - Pan Bóg polecił mi, abym ciebie tu przyprowadził. Narzekasz na swój krzyż. Mówisz, że ci bardzo ciężko z nim iść. Bóg zezwolił, abyś tu przyszedł i wybrał sobie inny krzyż, jaki tylko zechcesz, i żebyś z tym nowym krzyżem szedł dalej przez życie, nie narzekając. Człowiek słuchał tego, co Anioł mówił, prawie nie wierząc swoim uszom. W końcu powiedział: - Czyż to jest możliwe, żeby Wielki Bóg chciał się zajmować takim człowiekiem jak ja? Będę mógł wybrać krzyż taki, jaki tylko zechcę? - spytał wciąż jeszcze nieufny. - Tak. Naprawdę - powtórzył Anioł jego słowa. Człowiek wiedział już, który krzyż wybierze. Piękny, złoty krzyż przyciągał jego wzrok od pierwszej chwili. Pomyślał: "Wreszcie będę miał wspaniałe życie". Spytał nieśmiało Anioła wskazując na ten krzyż: - Czy mogę go wziąć? Anioł skinął głową: - Tak. Uradowany człowiek podbiegł do upatrzonego krzyża, objął go mocno, aby go włożyć na swoje ramiona, ale nadaremnie. Nie potrafił go nawet, ruszyć. Krzyż był bardzo ciężki. Mimo to nie chciał z niego zrezygnować. Wytężył wszystkie siły. Nic nie pomogło. Krzyż nawet nie drgnął. Zaskoczony tym i rozczarowany powiedział do Anioła: - Za ciężki. - Spróbuj znaleźć inny, który będzie lepszy dla ciebie - powiedział spokojnie Anioł. Człowiek rozejrzał się po sali i skierował w stronę innego krzyża, również złotego, Zrobił z nim parę kroków i przekonał się, że niestety ten też jest za ciężki. - Jest niemożliwe, żebym mógł z nim iść dłuższy czas - powiedział. - Znajdziesz na pewno krzyż bardziej dla ciebie odpowiedni. Tylko nie zniechęcaj się pocieszył go Anioł. Człowiek wziął inny krzyż, ale ten mu też nie odpowiadał. Potem spróbował nieść inny i znowu inny. Coraz bardziej nerwowo, już nie chodził, ale biegał po tej ogromnej sali, szukając krzyża dla siebie. Czas płynął, a on wybierał i wybierał bez końca. Gdy był już na skraju rozpaczy, że będzie musiał wziąć krzyż pierwszy lepszy, wtedy wreszcie znalazł taki, który był odpowiedni dla niego. Wszystko mu się w nim podobało: i ciężar, i długość, kolor, ozdoby. Wszystko było takie, jak chciał. Był świetny, najlepszy. Uszczęśliwiony podszedł z tym krzyżem do Anioła i powiedział: - Znalazłem. - Cieszę się, że znalazłeś - odrzekł Anioł. Człowiek ów, jakby z obawy, by mu tego krzyża nie odebrano, powtórzył: - Tak, ten mi odpowiada. Proszę cię, pozwól mi z tym krzyżem iść przez całe życie. Anioł uśmiechnął się tajemniczo: - Dobrze - a potem dodał: - A czy ty wiesz, że to jest twój krzyż? Człowiek patrzył z niepokojem na Anioła, nie rozumiejąc, o co chodzi. Wreszcie zapytał: - Nie wiem, o czym mówisz? Wtedy Anioł powiedział mu wyraźnie: - Ten krzyż, który znalazłeś, to jest twój krzyż. To jest ten sam, który od początku życia niesiesz na swoich ramionach. (ks. M. Maliński) Stacja VIII - Belka w oku „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka /tkwi/ w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.” (Mt 7, 3-5) Okazuje się, że znacznie łatwiej zwracamy uwagę, dostrzegamy i oceniamy potknięcia innych, niż nasze własne. Czasami zdarza się nam patrzeć na innych wierzących nieco z góry. Bo przecież uczestniczymy co niedziela we Mszy Św., codziennie się modlimy, regularnie spowiadamy. Jednak podobną postawę miał pewien faryzeusz, którego modlitwę przybliżył nam Pan Jezus: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. (12) Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam.” (Łk 18, 11-12) Nie łudźmy się, że jesteśmy lepsi od kogokolwiek. Uczmy się, naśladując postawę celnika, który „bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika” (Łk 18, 13), zawsze stawać w pokorze przed Panem Bogiem. Nie oceniajmy też zbyt pochopnie drugiego człowieka, bo skoro często nawet siebie nie potrafimy poznać do końca, to o ile trudniej musi być poznać drugą osobę. Módlmy się o łaskę umiejętności stawania w pokorze przed sobą, innymi ludźmi i Bogiem. Stacja IX - Poczucie rozpaczy „Tego grzechu Pan Bóg nigdy Ci nie wybaczy. Po raz kolejny okazałeś swoją słabość. Nawet Pan Bóg nie może wybaczać w nieskończoność, bo gdyby tak było to Jego przebaczenie nie miałoby żadnej wartości. I tak nigdy nie zwyciężysz ze swoją ułomnością” - tak woła szatan, ilekroć widzi szansę zwycięstwa nad naszą wiarą. Szatan bardzo lubi do nas przemawiać zwłaszcza w momentach gdy czujemy, że popełniliśmy błąd. Uwielbia najpierw wmawiać nam, że pewne zachowania wcale nie są grzechem, a gdy już ich dokonamy, nieustannie przypomina nam, jak wielkimi jesteśmy grzesznikami. A to, co szepcze nam do ucha, zdaje się być takie przekonujące, takie prawdziwe. I tak słuchając go, pozostaje nam tylko rzucić się w otchłań rozpaczy. My jednak starajmy się stanąć w prawdzie przed sobą i Bogiem. Prawdzie, że jesteśmy i aż do śmierci pozostaniemy grzesznikami. Jednak czy to jest powód aby się zatrzymać i poddać w podróży do nieba? A czy nie jest tak, że to walka z naszymi słabościami może okazać się jednym z dowodów naszej miłości do Boga? Im większa walka, tym większą ofiarę możemy złożyć Ojcu w niebie. Zatem módlmy się o to, abyśmy nigdy nie poddawali się w naszej walce ze swoją grzesznością. Stacja X - Wstyd Pewnego dnia matka wracała z zakupami do domu. W pewnym momencie zauważyła na ulicy swojego syna w towarzystwie kolegów. Podeszła bliżej, chcąc się z nim przywitać, lecz ten udając, że jej nie zna, szybko się oddalił. Czasami mniejszą ranę możemy wyrządzić komuś przykrymi słowami czy nieprzemyślanymi uczynkami niż tym, gdy okazujemy wobec osób trzecich, że wstydzimy się znajomości i powiązania z bliską nam osobą. Podobnie jest z naszą wiarą. Nie trudno się domyślić jak wielką przykrość sprawiamy Panu Jezusowi, gdy wstydzimy się przed innymi tego, że w Niego wierzymy. On zrobił dla nas wszystko, a my często nie potrafimy się przyznać do bycia katolikami. Umarł na krzyżu za nasze grzechy, a my wstydzimy się tego, że staramy się zachować przykazania dla wielu ludzi zupełnie bezsensowne. Zmartwychwstał, abyśmy i my mogli otrzymać życie wieczne w niebie, a my nie umiemy się przyznać do naszego posłuszeństwa Kościołowi i papieżowi. Módlmy się o to, abyśmy byli dumni z tego, kim jesteśmy. Uczmy się bycia wdzięcznymi za dar wiary, za to, że Bóg daje się nam poznać. A wtedy Chrystus rozpozna nas jako swoich przyjaciół, gdy przyjdzie na nas czas i zostaniemy wezwani przez naszego Ojca w niebie. Stacja XI - Gwoździe Okazuje się, że często trudno jest pogodzić naszą wiarę z życiem codziennym. Bo w pracy nie jest łatwo być uczciwym, gdy chce się zarabiać większe pieniądze. Bo w domu mamy tyle zajęć, że trudno znaleźć czas na modlitwę. Bo choroby i inne nieszczęścia, które nas spotykają usprawiedliwiają w naszych oczach nasze oddalanie się od Boga. Okazuje się, że każdy z nas ma wiele podobnych „gwoździ” ograniczających naszą wiarę. Jednak czy te wszystkie ograniczenia czy ciernie z przypowieści o siewcy muszą uniemożliwiać nam wydawanie dobrych owoców? Przecież to my sami wartościujemy i określamy, co jest najważniejsze w naszym życiu. Czy nie potrafilibyśmy zarabiać nieco mniej, pozostając za to uczciwym człowiekiem? Czy naprawdę nie można znaleźć choćby kilku minut rano i wieczorem na modlitwę? Czy walki z chorobą nie możemy ofiarować Bogu? To wszystko jest możliwe, pod warunkiem, że postawimy Chrystusa w centrum naszego życia. „Bo gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na właściwym miejscu” (św. Augustyn). Módlmy się o mądrość w odróżnianiu tego, co ważne od tego, co najważniejsze. Stacja XII - Rozwój wiary Być może niektórzy z nas kilka lat temu zastanawiali się czasem, z czego mógł się spowiadać Jan Paweł II. Przecież jeszcze za życia papieża, patrząc na niego, przeczuwaliśmy, że obserwujemy człowieka, który zostanie wyniesiony na ołtarze. A jednak nawet taki człowiek jak on potrafił dostrzec w sobie wiele niedoskonałości i modlił się do Boga o przebaczenie i siłę do walki ze słabościami. Czasem zdaje się nam, że w sumie to jesteśmy dobrymi ludźmi. Przestrzegamy przykazań, modlimy się, chodzimy do kościoła. Czasem nawet inni stawiają nas za wzór. I tutaj może rodzi się w nas przekonanie o tym, że już nie musimy nad sobą pracować. Bo przecież w porównaniu z innymi jesteśmy wspaniałymi ludźmi. Jednak gdyby tak było, to czy w ogóle potrzebowalibyśmy Pana Boga? Po co mielibyśmy przyjmować sakramenty, jeśli uznalibyśmy, że nie musimy już czegokolwiek w swoim życiu poprawiać? Nasza wiara powinna być dynamiczna - rozwijać się razem z nami. Bo nasze życie wiary przypomina wspinaczkę w górach. Nikt nie zatrzymuje się w połowie szlaku, twierdząc, że osiągnął szczyt. A dla nas szczytem powinno być zbawienie, które w pełni może się dokonać dopiero po śmierci, a nie za życia, o czym zdarza nam się zapominać. Módlmy się o pasję ciągłego rozwijania naszej wiary i o pokorę, byśmy potrafili prawdziwie zbliżać się do Boga. Stacja XIII - Ciało bez ducha Gdyby zostało ustanowionych „7 darów ducha nieczystego”, z pewnością jednym z nich byłoby uczucie bezsilnego smutku i przygnębienia. Szatan dobrze wie, że w takim stanie jesteśmy dużo bardziej bezbronni. Dlatego podsyca w nas te przykre uczucia, abyśmy nie potrafili wykrzesać z siebie choćby odrobiny entuzjazmu. A bez tej radości w sercu bardzo trudno jest się zmotywować do czynienia dobrych uczynków, dzieląc się sobą dla innych. Człowiek smutny zazwyczaj myśli o sobie. I niestety nie jest to myślenie w pozytywnym świetle. Często mamy tendencję do skupiania się na negatywach. Zapominamy o tym, jak wiele mamy. Rzadko dziękujemy Bogu za nasze rodziny, za przyjaciół, za sukcesy w pracy, za poznanych ludzi, a nawet za dar życia. Módlmy się o to, abyśmy potrafili dostrzegać w naszym życiu dary jakie otrzymujemy. Żebyśmy nie chodzili wiecznie ze spuszczoną głową, bez celu i radości w życiu. Bóg wcale nie chce, abyśmy aż do śmierci znali jedynie cierpienie i ból, aby w niebie móc doznać ulgi i wytchnienia. Nasz Ojciec nieustannie pragnie naszego szczęścia tu i teraz i warto abyśmy zdawali sobie z tego sprawę. Stacja XIV - Gotowość Każdy z nas co najmniej raz w roku odwiedza swoich bliskich zmarłych. Na cmentarzu pochowanych jest bardzo wiele osób: ludzi młodych i starych, mężczyzn i kobiet, wierzących i niewierzących. Czasami, gdy przechodzimy alejkami między grobami i odczytujemy kolejne nazwiska, nasuwają się nam pytania: ilu z nich spodziewało się śmierci? Ilu z nich przewidywało, że Bóg może ich do siebie wezwać tak szybko? Jak wielu śmierć zastała przygotowanych na spotkanie z Chrystusem twarzą w twarz? Jako ludzie tak bardzo pełni życia staramy się nie dopuszczać do siebie myśli o śmierci. Żyjemy tak, jakby śmierć miała nigdy nie nadejść. Tymczasem nasz czas jest ograniczony. Przypomina nam o tym Pan Jezus, mówiąc, że śmierć przychodzi do nas jak złodziej. Nigdy nie zgadniemy, kiedy do nas przyjdzie, jednak głupotą z naszej strony byłoby nie przygotować się na jej nadejście. Dlatego módlmy się o to, abyśmy zawsze byli gotowi na spotkanie z Chrystusem. Aby każdy kolejny dzień mógł być dniem naszego spotkania ze Zbawicielem w niebie.