Co się musi wydarzyć, żebyśmy nie znaleźli się w takiej sytuacji

Transkrypt

Co się musi wydarzyć, żebyśmy nie znaleźli się w takiej sytuacji
Co się musi wydarzyć, żebyśmy nie znaleźli się w takiej sytuacji?
- Nie ma na to prostej recepty. Na pewno nie sprawdzą się jednostkowe, proste działania.
Potrzebny jest kompleksowy system wsparcia, który zajmie się młodymi, zanim trafią do
rejestru bezrobotnych. Działania, o których mówię, powinny obejmować dwa zasadnicze
elementy - wspierać zatrudnienie i "zatrudnialność", czyli zdolność znalezienia i utrzymana
pracy.
Pierwszy warunek może być realizowany poprzez obniżenie płacowych i pozapłacowych
kosztów pracy, np. składek na ubezpieczenie społeczne czy wprost części wynagrodzenia.
Taka formuła subsydiowania zatrudnienia może sprawdzić się w krótkim okresie.
Nie będzie to faworyzowanie młodych kosztem innych bezrobotnych?
- Istnieje ryzyko takiego efektu substytucji. Dlatego żeby miało to sens, trzeba poza
wspieraniem samego zatrudnienia budować również atrakcyjność zawodową młodych.
Inaczej skończą się dopłaty, skończy się praca, a nie o to chodzi.
Jak to zrobić?
- Edukacja powinna w większym stopniu odpowiadać na zapotrzebowanie rynku. Uczelnie
zamiast na rankingach popularności powinny skupiać się na efektach uczenia się, a nie na
treściach kształcenia. To one w znacznym stopniu odpowiadają za braki kompetencyjne
swoich absolwentów.
Dopasowanie nie oznacza kształcenia pod potrzeby konkretnego pracodawcy. Takie
rozwiązanie sprawdza się jedynie w przypadku dwustronnych umów pomiędzy konkretną
szkołą a pracodawcą. Musimy pozwolić młodym na zdobywanie kompetencji ogólnych,
takich jak zdolności analityczne, rozwiązywanie problemów, praca zespołowa czy wreszcie
umiejętności interpersonalne.
Nieprawdą jest, że w innych krajach kształci się pracowników szytych na miarę. Na przykład
w Wielkiej Brytanii uczelnie skupiają się właśnie na ogólnych umiejętnościach
pozwalających na funkcjonowanie w różnych firmach. Za rozwój kompetencji
specjalistycznych większą odpowiedzialność powinni brać sami pracodawcy.
Żeby podobny system mógł zadziałać i u nas, potrzebna jest współodpowiedzialność
młodych, rządu i pracodawców. Wszyscy muszą chcieć tego samego i zacząć się bardziej
starać.
Pracodawcy powinni zatrudniać, oferować staże i praktyki. Młodzi - zgłaszać się do nich
i nie kręcić nosem. A rząd?
- Powinien zacząć od promowania uczenia się przez całe życie. W Polsce młodzi wciąż
myślą, że po studiach to już nic nie muszą. Zrobią w pięć lat dwie magisterki, niektórzy
dorzucą podyplomówkę i koniec. Rynek się zmienił, jeżeli chcemy być w grze, cały czas
musimy się dokształcać. Nieważne, ile mamy na starcie, za kilka lat to i tak będzie za mało.
Oczekiwałbym też, że młodym będzie wpajane nowe podejście do uczenia się. Teraz patrzą
na to, z jakim skończą dyplomem i co jest w programie. A powinni skupiać się na tym, co
będą dzięki temu umieć, jakich umiejętności praktycznych nabędą, gdzie im się one
przydadzą. Liczą się efekty.
To klasyczne doradztwo zawodowe.
- Którego nam brakuje! Młody człowiek praktycznie na każdym etapie edukacji zdany jest na
swój własny wybór. Kto mu podpowiada? Rodzice, media? To dobrze, ale powinni fachowcy,
którzy sprawdzą jego kompetencje, wskażą obszary, w których by się sprawdził, i możliwe
ścieżki kształcenia. Najgorsze rozczarowanie to spędzić kilka lat na studiach i dowiedzieć się,
że zmarnowało się ten czas.
Jak można studiować pięć lat i nie wiedzieć, że to nie dla nas?
- Można, jeżeli przez cały czas jest się trzymanym z dala od praktycznej strony zawodu.
Brakuje staży i praktyk wysokiej jakości. Młodzi odbywają je w branżach spokrewnionych,
chociaż niektórym nawet to się nie udaje.
Już w trakcie studiów powinni zbliżyć się do rynku pracy i zdobywać doświadczenie. Zakres
praktyk musi być jasno określony we wcześniej ustalonym planie, czego dana osoba ma się
nauczyć w ich trakcie. Układ na zasadzie: przychodzi stażysta, który nic nie oczekuje i od
którego nikt nic nie oczekuje - nie ma prawa istnieć w obecnej sytuacji.
Prawda jest taka, czy nam się to podoba, czy nie, że wszyscy musimy wziąć choć odrobinę
odpowiedzialności za młode pokolenia.
Młodzi są tego warci? Tyle się słyszy, że to bardzo roszczeniowa grupa.
- Dzisiejsi 25-latkowie to pokolenie, które zostało już wychowane w nowej sytuacji
gospodarczej. Ich rodzice funkcjonowali w nieznanych dotąd realiach, ale były one ożywcze,
można powiedzieć, że same stwarzały możliwości. Obecnie sytuacja obróciła się o 180 stopni,
a oczekiwania zostały na tym samym poziomie. Na takie zderzenie ze zmianami na rynku
pracy młodzi nie byli przygotowani.
Dlatego młodzi ludzie mają często nierealistyczne oczekiwania w stosunku do rynku pracy
czy tempa rozwoju kariery. Chcą jednocześnie atrakcyjnych pensji, równowagi między
życiem a pracą, elastycznego czasu pracy i ambitnych zadań. Sami ich wychowaliśmy w
takich przekonaniach. Dlatego teraz musimy pomóc im zrozumieć, jak naprawdę wygląda
rynek pracy, i złagodzić to zderzenie.
Wszyscy muszą, tylko nie młodzi?
- Oni muszą przede wszystkich chcieć. Być aktywni, szukać swoich szans, korzystać z
własnej przedsiębiorczości i pomysłów. Wykorzystywać każdą okazję do zdobywania
praktycznej wiedzy i doświadczenia. Szukać ciekawych wolontariatów, rozwijać się.
Zapomnieć o postawie roszczeniowej. Nie ciągnąć tego za krótkiego kocyka zbyt mocno w
swoją stronę.
*dr Łukasz Sienkiewicz z Katedry Rozwoju Kapitału Ludzkiego Szkoły Głównej Handlowej
w Warszawie. Jest ekspertem Europejskiego Obserwatorium Polityk Zatrudnienia Komisji
Europejskiej.