marcin-piniak-korekta-kursu-1

Transkrypt

marcin-piniak-korekta-kursu-1
Korekta kursu
MARCIN PINIAK
PARADYZINE.ORG
Nie zdawałem sobie jednak sprawy z tego, że
to właśnie owo oddzielenie własnej osoby
od świata jest chorobą.
Alejandro Jodorowsky
Przeczytałem dziś tekst na portalu łódzkiej gazety wyborczej, który mówił o tym, że pewna
dziewczyna, z pewnością bardzo bystra, wyprowadziła się z Krakowa do Łodzi i w dużym skrócie
po pierwszym roku „łódzkiej inicjacji termo-wstrząsowej” czyli po naszemu w myśl dewizy „nie
łódź się” i drapaniu pazurami po łódzkich urzędach, kamienicach, instytucjach tzw. „kultury”
wreszcie załamaniu rąk, nagle i niespodziewanie łódzki los się do niej uśmiechnął i to nie śmiechem
szyderczym i kąśliwym, a tym przychylnym niejako wcześniej zupełnie niezauważonym. Dobra,
można by przyjąć, że dziewczyna robi sobie przysłowiowe „dobrze”, gdyż pisze o swoich
projektach i ogólnie tak zwanych sukcesach, a tym samym jak niektórzy komentujący ów artykuł
„czytelnicy”, lub co by bardziej pasowało i było na czasie „hejterzy” od razu przystąpili do typowo
łódzkiej akcji „stawiania do pionu”. Polega ona na tym, że generalnie narzekamy i oceniamy,
podkładamy bezinteresownie nogi, a największą satysfakcję przeżywamy gdy ktoś leży i popada w
ten dobrze brzmiący stan kwiczenia. Stan kwiczenia to formuła szablon stanu mentalnego, psycho –
fizycznego zabiegu obezwładniania zarówno innych jednak przede wszystkim samego siebie. Jego
cechą są mantry: „nie uda się”, „nie warto”, „po co” „nie ma sensu”. Jego znakiem rozpoznawczym
jest - czekanie z pośladkami przywartymi do dobrze ugrzanej poduchy w swoim własnym małym
pierdolniku. Ten stan mentalny jest w zasadzie idealnym odzwierciedleniem naszej sytuacji,
bowiem w myśl „wszystko ukazuje wszystko” jest obecny w mikro i makro skali. Główne
fałszujące skrzypce gra tu podejście roszczeniowe, że się nam po prostu należy jak manna z nieba,
odkupienie grzechów i żywot wieczny, wystarczy się pochlapać wodą święconą, wyklepać kilka
frazesów i już – jesteśmy zbawieni. Łódź samoistnie, niejako z własnej natury zmusza nas do redefinicji tego właśnie podejścia, gdyż to właśnie tutaj tego rodzaju podejście znajduje – opór
materii w postaci makabrycznie mało przychylnej. Ci wszyscy ludzie w tych urzędniczych
okienkach, tak boleśnie sfrustrowani swą własną porażką i zależnością w obliczu swej własnej
zapomnianej pasji i energii robią wszystko, by zobaczyć własne odzwierciedlenie w tobie, kiedy
składasz wniosek, prosisz o dotację, cokolwiek. To jest program. Program nędzy. Czy
zastanawialiście się kiedyś dlaczego kulturę religijną reprezentuje człowiek wiszący na krzyżu, otóż
to jest esencja tego programu, jest jeszcze inny jego obraz z promieniami bijącymi z serca. To jest
różnica fundamentalna. Te wszystkie portale, gazety, newsy, cały ten spektakl obezwładniający do
którego tak przywykliśmy i tak go tolerujemy – serial nędzy, odcinek po odcinku – wielki bezgłowy
tasiemiec w jelitach człowieka, który zupełnie zapomniał po co sam żyje. Oddajemy własną
kreatywność i potencjał w zastaw do lombardu oczekiwania, procent jest doprawdy mizerny. Można
za to kupić chleb i kiełbasę. Można kupić wódkę i śledzia. To wszystko. Popierdzieć w poduchy,
poużalać się, poczekać jak znajdą się ci co nas uratują, przywrócą zaczadzony blask. To jest niestety
krańcówka, pętla. W tym stanie jeździmy tylko wkoło, biegamy jak wyścigowe psy i ten absurdalny
wyścig staje się przekleństwem – klątwą. Tak z drugiej strony rozumiem też tzw. „poczucie
realizmu” czyli tą cechę, która sprowadza na twardy grunt z poziomów niebieskich migdałów, to
jest konieczne, jednak kiedy poczucie realizmu staje się dominującym i jedynym budzimy się za
kratami własnego ograniczonego smakiem, dotykiem, koncepcją wiezienia. Nazywam to Życie –
Życie, czyli egzystencjalno – biologiczny serial dokumentalny o naczelnym gatunku, który za
sprawę najwyższego honoru przyjął unicestwienie samego siebie i w dodatku w dobie XXI wieku
jego misją stało się maltretowanie własnej natury na dwóch przeciwstawnych polach: gloryfikacji
urojonej inteligencji i jednoczesnego epatowania poczuciem winy jako zabójców własnego
domniemanego zbawiciela. Jednak to co my tu hodujemy będzie zupełnie inne – rosną nam hiper –
cyber – ssaki, które wcześniej czy później postawią znak równości pomiędzy kreacją a prawdą,
pomiędzy reklamą a produktem, bowiem w rzeczy samej cały zabieg postmodernizmu czy jak to
nazwać sprowadza się właśnie do tego aby opis zastąpił istotę. Czym innym jest cały ten śmiechu
warty etos jakiś niby zmian – dla mnie owe zmiany sprowadzają się do dość prostego zabiegu –
zmiany uwagi, rotacji tematów, nieskończonej halucynacji hiperaktywnej karuzeli sztucznych
tematów, ludzi, zjawisk etc. Czy dla przykładu facebook nie jest idealnym przykładem jak ten
mechanizm pracuje, jak obezwładnia. Jestem wielkim fanem facebooka, bowiem wcześniej czy
później cały proces upraszczania, wygody i bezpieczeństwa wyprze z pola uwagi wszystko inne, a
przede wszystkim wyprze samą rzeczywistość w taki sam sposób w jaki lekceważymy sam prosty
fakt, że kurwa oddychamy, że jemy, że sramy i reklama pachnącego papieru do dupy nie deaktualizuje tego póki co fundamentalnego faktu, a grupa na facebooku tworzy fikcyjny obraz jakiejś
wspólnoty skupiony wokół dla przykładu hasła „nie zapomnijmy o tym, że cały czas MUSIMY
robić kupę”. Przyjrzyjmy się wokół czego skupia uwagę wspomniana łódzka gazeta wyborcza:
I to jest wszystko na co nas stać? Papier do dupy. Problem tych wszystkich wielkich kur
(korporacji) znoszących plastikowo – odpustowe jaja jest taki, że stały się zbyt pewne siebie i to w
myśl prastarej filozofii odwiecznej korekty kursu je zniszczy. Tutaj jest serce na sztucznym
rozruszniku. Przez ostatnie lata skrupulatnie studiowałem jego bicie i w ostatni czasie uprawiałem
info – sampling czyli zabawa bitami absurdu – pierdnięciami wielkiego Goryla – Monstrum. Jednak
znalazłem o niebo lepszy sposób, który brawurowo rozsadza całą układankę. Trzeba drodzy
państwo to olać i tylko tyle. Niech to całe wirtualne gówno pisze samo do siebie, niech ci zasrańcy
biegają z tymi laptopami po wybiegach modelek i kuluarach śmiechu wartego parlamentu. Jesteś na
scenie tylko do momentu kiedy uświadomisz sobie, że tak naprawdę możesz sam z siebie zmienić
teatr, rekwizyty i widownię. My to tworzymy, nikt inny. Urodziliśmy się i będziemy musieli sobie
poradzić z własną śmiercią, a przede wszystkim życiem i żaden zasrany urzędnik nam w tym nie
pomoże. Po co się dobijać do tych Sal Pustki, komentować ten absurd który podsunie nam jakiś
kolejny pajacyk w rubryce gówno – trendów. Niech ryje sam. Kiedyś się połapie jak mu zacznie
brakować oddechu, albo przynajmniej w najmniej spodziewanym momencie skończy papier do
dupy. Wtedy podetrze się własnym gównem. Czas na bycie nie na czasie. Czuję wewnętrznymi
organami, że nadchodzi bardzo ciekawa korekta kursu. Duże do dołu, małe do góry. Tylko patrzcie
uważnie.