1 Bożena Diemjaniuk Triduum Sacrum 1 W kościele umilkły już

Transkrypt

1 Bożena Diemjaniuk Triduum Sacrum 1 W kościele umilkły już
Bożena Diemjaniuk
Triduum Sacrum
1
W kościele umilkły już wielkopostne śpiewy. Nawet stare babcie kończyły modły i
zbierały się do wyjścia.
Marek ciągle klęczał przed Najświętszym Sakramentem.
 Panie Jezu, jeśli rzeczywiście mnie wybrałeś, błagam, daj mi jakiś znak, bym
wiedział, że postępuję zgodnie z Twoją wolą.
Kościelny Sękowski zadzwonił kluczami. I wtedy Marek bardzo wyraźnie usłyszał:
 Od tej chwili aż do rezurekcji stracisz głos. Opisz to wszystko i pokaż swemu
proboszczowi. On powie, co masz robić.
Marek szybko wyszedł z kościoła. Chciał natychmiast sprawdzić. Faktycznie, nie
mógł wypowiedzieć na głos ani słowa.
 Co tak późno? Mieliście dzisiaj jeszcze jakieś zebranie? – zaniepokojona mama
czekała już w drzwiach.
Chłopak usiłował wydobyć z siebie głos. Dostał ataku kaszlu. Popatrzył
przepraszająco na mamę i zniknął w swoim pokoju. Od razu usiadł i zaczął pisać.
Proboszcz z uwagą czytał kolejne zdania. Był już starszym człowiekiem, przeszedł
wojnę i okupację. Wydawało się, że nic nie może go zdziwić.
 Widziałem, jak wczoraj klęczałeś przy Grobie. Modliłem się za ciebie. Wierzę, że
otrzymałeś od Pana Boga powołanie do kapłaństwa. Powiem księdzu Zbigniewowi, by nie
skreślał cię z grafiku. Zaśpiewasz psalm na rezurekcji.
Jeden z ministrantów skończył pierwsze czytanie. Marek skierował się w stronę
pulpitu z lekcjonarzem. Rozległ się dźwięk organów. Chłopak nabożnie uczynił znak krzyża i
wciągnął głęboko powietrze do płuc.
 „W tym dniu wspaniałym wszyscy się weselmy”.
2
Ksiądz Rubinowicz przyklęknął przed Najświętszym Sakramentem i w milczeniu udał
się do zakrystii.
Nagle coś huknęło. Do świątyni wdarli się czerwonoarmiści. Śmiejąc się i wulgarnie
klnąc, zbliżali się do głównego ołtarza. Czuć było od nich alkohol i smród niemytych od
dawna ciał.
Dowódca szedł na końcu. Drwiąco spoglądał na przerażone twarze.
Sowieci byli już przy prezbiterium. Jeden z nich kopnął drzwiczki w balaskach tak
mocno, że wypadły z zawiasów. Inni zarechotali.
W tej samej chwili w drzwiach zakrystii ukazała się postać w sutannie. Sołdaci bez
ceremonii chwycili człowieka, wywlekli z kościoła i wsadzili na ciężarówkę. Słychać było,
jak kierowca szarpał się z silnikiem. Zapiszczały opony. W świątyni zapadła grobowa cisza.
Po dobrych kilku minutach ktoś niepewnym i drżącym głosem zaczął śpiewać Pod
Twoją obronę. Część wiernych podchwyciła melodię. Inni, pośpiesznie czyniąc znak krzyża,
wybiegali ze świątyni.
Modlący się przy Grobie Pańskim nawet nie zauważyli, kiedy na jednym z klęczników
pojawił się ksiądz Rubinowicz. Był bez sutanny. Odmówił z ludźmi modlitwę i udzielił
błogosławieństwa. Potem wyjął z monstrancji Hostię i schował ją do bursy.
Ciszę przerwał zachrypnięty głos starszej pani Głazowskiej:
1
 Jak to, ksiądz dobrodziej nam Pana Jezusa zabierają?
 Obiecałem panu Sztachelskiemu, że spróbuję się ratować.
 To ksiądz dobrodziej uciekają, a Pana Jezusa zostawią na swoim miejscu. My tu
będziem czuwać do rana. A jak Ruskie wrócą, to miej nas, Panie Boże, w swej opiece.
Ksiądz Rubinowicz spełnił prośbę starej kobiety. Z powrotem umieścił Hostię w
monstrancji. Potem długo leżał krzyżem przed Najświętszym Sakramentem.
3
 Ostatni raz u spowiedzi byłam bardzo dawno temu. Jeszcze na studiach.
Zgrzeszyłam w zasadzie przeciwko wszystkim przykazaniom. Ale najgorsze, że zabiłam
swoje nienarodzone dziecko. Nie mogę dłużej z tym żyć.
Marta długo jeszcze klęczała przy kratkach konfesjonału.
Wcale nie zamierzała tu przyjść.
Męża i dzieci wyprawiła rano do teściowej. Miała dołączyć do nich wieczorem.
Chciała porządnie posprzątać w łazience i odwiedzić w szpitalu ciężko chorą koleżankę.
Usiadła na chwilę, aby spokojnie wypić kawę. Spróbowała coś napisać. Wkurzyła się,
bo zaczął jej wychodzić zwykły rachunek sumienia.
Marta sama sobie nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego nagle wstała, włożyła kurtkę i
poszła do kościoła.
 I ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Ksiądz wyszedł z konfesjonału, serdecznie uścisnął ręce Marty i zwrócił się do niej z
życzliwością w głosie:
 Teraz może pani przystąpić do Komunii Świętej. Życzę wszystkiego dobrego na
nowej drodze życia.
Marta uśmiechnęła się. Wyszła z kościoła i spojrzała na zegarek. Było już późno, ale
może jeszcze wpuszczą ją do Ewy. Teraz w szpitalu raczej nie robią z tym problemów.
Kobieta poczuła ulgę. Może wreszcie skończą się nocne koszmary? Może choć raz
zaśnie bez tabletek?
Jak ona mogła być taka głupia? Dlaczego myślała, że sama zdoła udźwignąć ten
ciężar?
Była już na moście. Sprawdziła, czy nic nie jedzie. Weszła na jezdnię i w tej samej
chwili zobaczyła światło.
 Boże!
Bożena Diemjaniuk
2