Szkoda, że jestem taki mały

Transkrypt

Szkoda, że jestem taki mały
Jakub Al-Davawsheh uczeń czwartej klasy Szkoły Podstawowej nr 1 imienia Pierwszego
Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Tekst wygłoszony w etapie powiatowym
Konkursu Krasomówczego.
KaŜda najmniejsza wieś czy miasteczko szczyci
się ciekawymi ludźmi, którzy swoim
postępowaniem utrwalili się w pamięci mieszkańców. RównieŜ Sulejówek ma swoje barwne postacie.
Kto w Polsce nie słyszał o Pierwszym Marszałku Polski Józefie Piłsudskim czy Władysławie Grabskim?
Ale nie o tych sławnych ludziach będę dziś mówił. Ich Ŝyciorysy moŜna przeczytać w kaŜdej
encyklopedii. Mnie zainteresowała postać pewnej zwykłej pani i pewnego niezwykłego pana.
Posłuchajcie państwo wspomnień, które jeszcze dziś moŜna usłyszeć na ich temat od starszych
mieszkańców mojego miasta.
Po 1920 roku przybył do Sulejówka wdowiec – pan Wojnikonis z dwiema córkami: Ireną Maćkow
i Dyaskorą zwaną Dea. Przyjechali gdzieś z dalekiej Rosji i zamieszkali przy ulicy Dworcowej
w murowanym domu, który pobudowali czy teŜ kupili. Rodzina ta wyróŜniała się spośród mieszkańców
sposobem bycia, choć siostry były zupełnie róŜne. Pani Maćkow – powaŜna, ułoŜona była sędzią Sądu
Grodzkiego, a później adwokatem. Spacerowała po Sulejówku w pięknych sukniach i stosownych
kapeluszach, twarz chroniła przed słońcem koronkową parasolką. Chętnie pomagała zwykłym ludziom
w sprawach sądowych, natomiast przyjaźniła się z miejscową elitą.
Pani Dea miała szalone pomysły. Znała język łaciński, angielski, francuski i niemiecki – udzielała
lekcji tych języków. Studiowała przez wiele lat medycynę i choć nigdy nie skończyła studiów, miała
ogromną wiedzę z tej dziedziny i udzielała pomocy w chorobach na ile mogła, poŜyczała ksiąŜki, bo
miała ich wiele, brała udział w róŜnych pracach na rzecz miasta. Kupiła sobie osiołka i nazwała go Uno.
Niemal
wszędzie
z nim chodziła, czasem posługiwała się nim przy róŜnych pracach, na przykład przywoziła węgiel lub
zakupy malutką furką, którą on ciągnął. Uno był okropnie uparty – jak osioł. Słuchał tylko swojej pani,
która mówiła do niego po… angielsku! I wtedy rozumiał polecenia. Pani Dyaskora i jej czworonoŜny
przyjaciel wzbudzali w Sulejówku niemal sensację. Dama ubrana była w powyciągane, bure spodnie czy
jakieś dresy, natomiast Uno paradował w słomkowym kapelusiku podwiązanym pod szyją wielką
kokardą, miał kolorową uprząŜ i ciągnął śliczny drewniany wózeczek. Szkoda, Ŝe wtedy jeszcze nie było
mnie na świecie i nie mogłem zobaczyć tego na własne oczy.
Wśród barwnych postaci Sulejówka był pan Antoni Strzeszkowski. Nazywano go powszechnie
profesorem. Pochodził z rodziny ziemiańskiej, z majątku koło Urli nad rzeką Liwiec. Nauki pobierał w
Warszawie, a w Sulejówku osiedlił się, podobnie jak pan Wojnikonis, po 1920 roku, kiedy mieszkańcy
stolicy przybywali tu na letnisko. Wielu z nich pokochało miejscowość pachnącą sosnowym lasem. Tak
było i z panem profesorem. Pewnego razu uganiał się on po łące w pobliŜu stacji (teraz stoi tam wielki
sklep) i łapał w siatkę motyle. Musiał wyglądać dziwnie, bo właśnie przejeŜdŜał bryczką marszałek
Piłsudski, który zatrzymał konia i zapytał adiutanta:
- A któŜ to taki?
- To jeden nienormalny! – padła odpowiedź Ŝołnierza i bryczka pojechała dalej.
Tymczasem pan profesor dokończył łowy i wrócił do domu do swej kolekcji motyli. W gablotach
znajdowały się okazy z całego świata. Pan Antoni pokazywał je oraz chętnie i ciekawie o nich
opowiadał.
I znów powiem: szkoda, Ŝe jestem taki mały…Tymbardziej, Ŝe pan Strzeszkowski był przede wszystkim
prawdziwym wychowawcą młodzieŜy, która widząc jego rozliczne talenty i zainteresowania, chętnie
odwiedzała go. To jemu wielu mieszkańców Sulejówka zawdzięczało umiejętność czytania nut i poznanie
muzyki fortepianowej, bo chętnie teŜ koncertował. Wielu młodych ludzi zaraził pasją entomologii
i poznawania świata. Byli wśród nich Leszek Wilczek – przyrodnik i fotograf oraz Tomasz Chludziński –
autor wielu przewodników turystycznych. Pan Antoni mieszkał bardzo skromnie, w małym drewnianym
domku, w którym najwaŜniejszym sprzętem był fortepian, a na ścianach gabloty z motylami i olejne
obrazy – pejzaŜe przez niego malowane. Profesor nie przywiązywał zupełnie uwagi do jakichś tam
domowych drobiazgów, wygody czy porządków. śył w świecie dźwięków, barw i kochał przyrodę.
Skomponował wiele utworów fortepianowych, między innymi „Cztery pory roku” i dla dzieci – „Marsz
Krasnoludków”. Jaka była wartość tych dzieł i czy kiedykolwiek były drukowane – dziś juŜ nie wiadomo.
Wszystkie rękopisy zaginęły. Pozostały tylko satyryczne wiersze i pamiętniki profesora troskliwie
przechowywane przez pewną panią. Pozostała pamięć o zwykłych a jakŜe ciekawych ludziach. Szkoda,
Ŝe ich nie mogłem poznać.
Tekst powstał na podstawie: „Historia mojego mista – Sulejówek” , cz. III, Irmina Matyjasek Jałowiecka.
Wyd. I , maj 2002 r. ISBN 83-907212-2-8
Opieka nad uczniem: Krystyna Pachnik
Oprac. Magdalena Nowakowska, Gim. nr 1