Połamaniec i piękna muzyka

Transkrypt

Połamaniec i piękna muzyka
Nr 63 (462), 29-31 III 1985
Połamaniec i piękna muzyka
Muzyka dawna jest nader rzadkim gościem na estradzie Białostockiej Filharmonii. Z niemałą
ekscytacją wybrałem się zatem na dwa koncerty przygotowane z myślą o koneserach. Od niepamiętnych
czasów nie słyszeliśmy filharmonicznego klawesynu. Kiedy więc zasiadł przy nim doskonały artysta,
prawdziwy mistrz, można było spodziewać się nie lada przeżyć. W tym momencie nastąpiła, niestety,
bardzo przykra niespodzianka — przez tyle lat milczenia klawesyn stracił głos. Podziwiam niezwykły
hart ducha, samozaparcie owego niezwykłego klawesynisty — LESZKA KĘDRACKIEGO. Każdy inny
najpewniej odmówiłby gry na takim destrukcie.
Białostocki klawesyn nie nadaje się w ogóle do gry solowej, a i jako instrument realizujący basso continuo
nie zdołałby się przebić przez brzmienie orkiestry. Podobno coś w nim pękło i nie daje się skleić. Jeżeli tak,
trzeba starać się o nowy instrument, bo trudno sobie wyobrażać współczesną filharmonię bez klawesynu.
Piszę o tym przede wszystkim z myślą o dość nielicznie zgromadzonej publiczności (pozostali zwąchali
temat?), by nie wyniosła całkowicie fałszywego mniemania o brzmieniu muzyki klawesynowej. Sprawny
klawesyn brzmi kilkakrotnie silniej niż białostocki połamaniec, a muzyka dawnych mistrzów — klawesynistów
iskrzy się blaskiem srebrzystym, jak kropelki rosy w księżycowej poświacie, to znów grzmi niczym organy,
albo też skrywa się w miękkości aksamitnego dźwięku lutni. Wszystko to można wydobyć z klawesynu
zdrowego. Jakimże mistrzem jest Leszek Kędracki skoro i z ciężko chorego instrumentu białostockiego zdołał
jednak wydobyć mnóstwo piękności Pełny recital grany z konieczności półgłosem działał mimo to nużąco i w
sumie wyrządził więcej szkody niż pożytku. Gdyby tak piękny program (min. L. Couperin, J.-Fr. Dandrieu, J.
S. Bach, Haendel, D. Scarlatti) tak wspaniały artysta mógł grać w normalnych warunkach, byłoby to bez
wątpienia wydarzenie artystyczne wielkiego formatu. Pociesza mnie myśl o pełnej kiesie białostockiej kultury;
mecenasi wysupłają więc trochę grosza albo na generalny remont albo na nowy klawesyn.
Pełnym sukcesem i owacją na stojąco zakończył się koncert rewelacyjnego (nadal) zespołu BORNUS
CONSORT. Występował on w Białymstoku już chyba dwukrotnie i za każdym razem wywoływał swą
niezwykłą sztuką wokalną wielki entuzjazm. Zdawałoby się, że renesansowe pieśni cieszyć mogą tylko
koneserów. Tymczasem BORNUS zaprezentował interpretację nie tylko doskonałą wokalnie i muzycznie, ale
także pełną życia i dowcipu. Jakże to różny i prawdziwszy renesans od wielkochóralnych, "umasowionych"
wykonań tradycyjnych zespołów. Godne podkreślenia i naśladowania przez inne zespoły śpiewające muzykę w
językach obcych, jest podawanie przed każdą pieśnią przekładu polskiego i to na sposób aktorski. W sumie
świecka pieśń renesansowa zafrapowała nie tylko swym pięknem czysto muzycznym, ale i urodą tekstów, to
poetyckich, pełnych wyszukanych metafor, to znów nasyconych rubaszną jędrnością.
STANISŁAW OLĘDZKI