szeroki_margines numer strony
Transkrypt
szeroki_margines numer strony
Ad maiorem Dei gloriam Anton Rubinstein, Milij Bałakiriew, Władimir Stasow podsuwali Czajkowskiemu różne tematy, jak Oda do radości, Romeo i Julia, Burza. Były to sugestie ze strony ludzi, którzy sami parali się sztuką muzyczną. W przekonaniu, że zrobi to lepiej, proponowali kompozytorowi wzięcie na warsztat owych dzieł Schillera i Szekspira. To nic, że potem cała zasługa i chwała spłynie na Pietię. Z ich punktu widzenia najważniejszy był muzyczny efekt. Ale już na Zachodzie nie uświadczyłeś takiej bezinteresowności. Berliozowi przyszło do głowy, że Szekspirowska opowiastka o wróżce Mab bardzo się nadaje do muzycznego opracowania. W rozmowie z Mendelssohnem podzielił się niebacznie tą refleksją, a potem drżał na myśl, że koledze po fachu spodoba się pomysł i w rezultacie powstaną dwa scherza na ten sam temat, Berliozowskie i Mendelssohnowskie. Takie zestawienie mogłoby być dla Francuza niekorzystne; Niemiec, jak wiadomo, był niezrównany w utworach mających charakter scherza. Berlioz przeklinał swój długi język. Wyjątkiem był Liszt, który pogodnie zareagował słysząc z ust Wagnera: „Ten motyw skradłem ci, papciu.” Liszt potrafił znaleźć dobrą stronę każdej rzeczy. Wprowadzono jego melodię do cudzej kompozycji? Dobrze, więcej ludzi jej wysłucha. Natomiast Schönberg nie był taki pobłażliwy. Twardo bronił swego autorskiego splendoru, toteż Tomasz Mann na końcu Doktora Faustusa musiał umieścić oświadczenie: system dodekafoniczny to nie wynalazek Adriana Leverkühna, postaci fikcyjnej; jest to duchowa własność Arnolda Schönberga. Na tle takich objawów próżności postawa Rosjan tchnie świętością. Obdarzony genialną pamięcią Głazunow zapamiętał sporo Borodinowskich improwizacji, nie zanotowanych przez twórcę z braku czasu. Młodszy kompozytor mógłby to wszystko wydać pod własnym nazwiskiem i nikt by mu nie udowodnił plagiatu. Jednakże na okładce zeszytu nutowego znalazło się nazwisko Borodina, właściwego autora. Bałakiriew skłonił Czajkowskiego do napisania Manfreda. Wszystko obmyślił do ostatnich szczegółów, program i cały przebieg muzycznej narracji, ale wierząc bardziej w sprawność Czajkowskiego niż we własną, odstąpił koledze swoją koncepcję. Było jego celem: doprowadzić do powstania dzieła sztuki, a czyje nazwisko znajdzie się na stronie tytułowej partytury – nieważne. Dodajmy do tego swego rodzaju kibicowanie, jakie wobec Borodina objawiali RimskiKorsakow i Musorgski. Dwaj ostatni, pamiętając o wielu rozpoczętych utworach pierwszego, domagali się ich wykończenia, dopingowali opieszałego twórcę. Piękna jest skromność Stasowa, utalentowanego człowieka, który jednak o sprawy Potężnej Gromadki dbał bardziej niż o własne, czując swą niższość, może nawet przesadzając w usuwaniu się na dalszy plan. Włodzimierz Stasow to przeciwieństwo typu zazdrosnego rywala. A przykład takiej właśnie zazdrosnej, zawistnej postawy notuje historia malarstwa włoskiego. Wmówiwszy w twórcę, że jego znakomity obraz będzie jeszcze lepszy, gdy go się nieco skoryguje, podstępny rywal pociągnął pędzlem w niektórych miejscach. To było tak, jakby do szlachetnego wina dolać zajzajeru. Farby nałożone obcą ręką sczerniały po niedługim czasie i obraz uległ zniszczeniu. Stasow grał wspaniale na fortepianie, ale tylko dla siebie. Gdy się zorientował, że jest słuchany, 1 reakcją było spuszczenie na klawiaturę pokrywy. Samokrytycyzm paraliżował Stasowa, jednakże ożywiała go myśl: być przynajmniej pożytecznym dla innych. Kiedy przed moim wewnętrznym wzrokiem jawi się Rimski-Korsakow, ślęczący nad szkicami przedwcześnie zmarłego Musorgskiego, nad głową korektora dostrzegam aureolę. Potężna Gromadka była jakby średniowiecznym bractwem reaktywowanym w XIX stuleciu. Religijnym bractwem tkwiącym korzeniami w wiekach średnich, które nie hodowały indywidualistów. Artystom przyświecała dewiza Ad maiorem Dei gloriam. A mnie, oczarowanemu przykładami świętości w sztuce, przypomina się inne łacińskie porzekadło. Już nie chrześcijańskie, lecz pogańskie. Mając na myśli własne literackie kawałki powiadam sobie z iście pogańską, egoistyczną troską: Quis leget haec? 2