„Magia”
Transkrypt
„Magia”
„Magia” Ezechiel nie chciał otworzyć oczu. Bał się wstać z łóżka. Pragnął śnić, ponieważ tylko sny były dla niego światem ukojenia, w którym czuł się bezpiecznie. Z łóżka zerwały go krzyki małej dziewczynki. To była jego siostra, Julianna. Znów śnił się jej koszmar. Ezechiel podbiegł do niej i z czułością objął ramiona dziewczynki. Chłopiec kochał Juliannę. Jej wrażliwość, delikatność, dziecięca niewinność wzbudzały w nim braterską troskę. Byli sami w domu. Rodzice nie wrócili na noc. Zresztą nie pierwszy raz. Ezechiel miał wrażenie, że wraz z siostrą zostali adoptowani tylko po to, aby zapełnić przestrzeń w ogromnym, perfekcyjnie urządzonym mieszkaniu. Kiedy spoglądał przez okno na sąsiednie domy, czuł, że w nich nie może być inaczej. Tam również musi panować atmosfera smutku i obojętności. Głuchej samotności. Uważał, że życie przepełnia cierpienie i ból. Nic więcej. Zawsze był zamknięty w sobie, zamyślony, sprawiał wrażenie, jakby jakieś natrętne myśli nieustannie go dręczyły. Następnego dnia postanowił uciec z domu. Późnym wieczorem spakował swoje rzeczy. Przytulił Juliannę i obiecał jej, że niedługo po nią wróci. Kiedy opuścił dom, zdawało mu się, że smutek i uczucie ciągłego zagrożenia stały się mniej dokuczliwe, a po pewnym czasie całkowicie minęły. Przemierzając samotnie ulice Levington, Ezechiel czuł się wolny. Zauważył zgarbionego staruszka, który wciąż się uśmiechał. Obok znajdowała się metalowa puszka, na której dnie było kilka monet. Chłopca zdziwiło zachowanie żebraka, więc zapytał: - Jest ciemno, zimno, nie ma się pan gdzie podziać, a mimo to uśmiech nie opuszcza pańskiej twarzy. Dlaczego jest pan szczęśliwy, skoro doznał pan tak wielkiej niedoli? – zapytał z zaciekawieniem Ezechiel. -Bo żyję - odpowiedział wesołym głosem staruszek. - Czy warto żyć, jeśli doświadczamy tak wielu przykrości? Nim zdążymy otrząsnąć się z jednego smutku, pojawia się kolejny. Nasze istnienie jest bardzo niesprawiedliwe. Nie spełnia marzeń, nawet tych przyziemnych – odburknął z wyrzutem chłopiec. - Twoje istnienie jest takie, jakim chcesz, aby było. Doświadczasz szczęścia, jednak ono odchodzi. Wszystko odchodzi. Musisz nauczyć się wykorzystywać ulotność chwil. Życie jest magią, a zaklęcie wypowiadasz właśnie ty. Nie spełnia ono marzeń, bo każdy z nas sam dąży do ich realizowania – odrzekł z zadumą żebrak. Chłopiec odszedł. Rozmowa ze staruszkiem skłoniła go do refleksji nad życiem. Ezechiel zaczął wierzyć, że istnienie ma sens. Nie jest tylko określoną liczbą dni, podczas których zaspokajamy podstawowe potrzeby. To czas uczuć, jakie okazujemy, zrealizowanych marzeń, pragnień, naśladowanych wzorów. Kiedy odkryjemy wartość życia, stanie się ono dla nas wyjątkowe, niesamowite. Chłopiec wrócił po Juliannę. Nie miał się z nią gdzie podziać, jednak wiedział, że odkrył tajemnicę istnienia. Ezechiel z zamkniętego w sobie, pogrążonego w smutku życia, stał się ambitnym , szczęśliwym, spełniającym swoje marzenia chłopcem. Pokonał ciemność, która w jego przypadku była nieświadomością dobra. Opuszczając dom, dostrzegł prawdziwą rzeczywistość. Wcale nie złą. To ona zmieniła go na lepsze. Pozbawiła tak niemiłosiernie dręczących go smutków. „Dla kształtowania osobowości człowieka korzystne jest przebijanie się przez ciemności świata”. Słowa Kardynała Stefana Wyszyńskiego doskonale odzwierciedlają historię Ezechiela. To, że wierzył we wszechobecność zła, nie było jego winą. Nikt nie wytłumaczył mu, na czym polega dobro. Maria Jungermann, kl. IIIb