szeroki_margines numer strony
Transkrypt
szeroki_margines numer strony
Kochane piniędze Wspominam swoje lektury – Skąpiec, Ziemia obiecana, Martwe dusze, Chłopi, Opowieść wigilijna, Ogniem i mieczem, Kariera Nikodema Dyzmy – wybierając z nich postacie największych miłośników... pieniądza. Ożywionych najgwałtowniejszą miłością do... mamony. Tych, którym wiele powinno być wybaczone, gdyż bardzo, bardzo ukochali... moniaki. Komu z nich przyznać palmę pierwszeństwa? Molierowski Harpagon? Nawet zwrot „daję słowo” nie przechodził mu przez usta; on wolał powiedzieć: „Pożyczam słowo.” Szaja Mendelssohn? On, który jednemu z kantorów, nie dość gorliwie zawodzącemu hymny, potrącił parę kopiejek. Inni fabrykanci żydowscy nie ustępują Szai w miłości do rubelków. Gdy ten pochwalił wino, którym go poczęstowano, fundator nie omieszkał dla wyjaśnienia tej dobrej jakości zaznaczyć: „Osiem rubli butelka.” Kiedy innemu z tej paczki uwiedziono żonę, zrozpaczony rogacz odczuł swoją krzywdę w sensie bardzo konkretnym: „Ja łożyłem na jej wykształcenie!” On w tę swoją Lucy zainwestował i chce, by mu się inwestycja zwróciła. Cziczikow? Jego opętanie nie było takie monstrualne. Miał on momenty liryczne, kiedy to pogoń za martwymi duszami schodziła na dalszy plan. Na widok córki gubernatora zapomniał o interesach. Jest tam, wśród ruskiego ziemiaństwa, ktoś bardziej od Cziczikowa roznamiętniony na punkcie pieniążków i wszelakiego materialnego dobra: Pluszkin. Cziczikow naprzeciw Pluszkina: figury uosabiające dwie odmiany materializmu. Pierwszy chciał coś mieć ze swoich pieniędzy, jego celem – życie w komforcie. Drugi gromadził dla samego gromadzenia, łachmaniarz sycił się szczęściem posiadania. Wśród postaci Reymontowskich bezapelacyjne pierwszeństwo ma kowal, który po śmierci Boryny, wiedząc o zamelinowanym w chałupie złocie, próbował się do niego podkopać. Jak kasiarz do bankowego skarbca! Dickensowski Scrooge i jego kopia w noweli Prusa Nawrócony, Sienkiewiczowski Rzędzian, Kunicki, ministerialna głowa, ale tak zacietrzewiony w swojej namiętności do interesów, że dał się wykołować stokroć głupszemu od siebie Dyzmie – wszystkie te figury umieścić by należało w dziale satyry raczej aniżeli humoru. Lecz dałoby się spośród owych miłośników wyłuskać kogoś, kto bardziej śmieszy niż oburza. Znajdziemy go w Spelunce Fuchsa. Bywalec konnych wyścigów, gracz w „końskiego totolotka” budzący więcej śmiechu niż grozy. Komizm polega na tym, że nic mu się nigdy nie udaje. Rezultatem namiętnej gonitwy za dolarami jest coraz większy deficyt. Drugi pechowiec to Borkhausen z Każdy umiera w samotności. Zaś przeciwieństwem tych dwóch jest kreacja Reymonta: kowal. On dojdzie do swego, zachapie wszystko, co sobie upatrzył. I tak by się prawdopodobnie Chłopi zakończyli, gdyby akcja powieści objęła cały rok: Antek z Hanką zwiewają do Hameryki, a kowal bierze w posiadanie całą ziemię Borynów. Gdy próbujemy wyobrazić sobie dłonie tych ludzi, jawią się w wyobraźni palce zakrzywione i zakończone czymś, co bardziej przypomina szpony niż paznokcie. Materializm ma swoich męczenników. O fabrykancie z Wyspy pingwinów można powiedzieć: materialista-idealista. Nawet pod grozą wymierzonego weń rewolweru nie ugiął się i nie oddał swoich pieniędzy. Najrozmaitsze bywają odcienie interesowności. Kowal – zawiść, fabrykant z Wyspy pingwinów – kult pieniądza, hazardzista ze Spelunki – grać i wygrywać, spekulant z Braci Dalcz – ekspansja, Harpagon – żądza posiadania. 1 À propos żądzy posiadania: Odwiedzając miejską bibliotekę nie zapuszczam się głęboko. Już na korytarzu zatrzymuje mnie stojący tam regał z książkami gratisowymi. Są to czytadła z dawnych lat, o wiele bardziej dla mnie interesujące niż rzeczy świeżo wydane, czyli to wszystko, co można znaleźć we właściwych salkach. Nad nowościami mają starocie jeszcze i tę przewagę, że można je sobie wziąć. – Znalazł pan coś dla siebie? – słyszę głos przechodzącej korytarzem kierowniczki. – O tak – odpowiadam nieco zakłopotany – sporo tu rzeczy ciekawych, ale czy je zabiorę? Waham się. Sęk w tym, że w domu nie mam już gdzie kłaść. Z odległości trzech metrów, z ręką na klamce, którą za chwilę naciśnie, kierowniczka biblioteki uśmiecha się. – Ja tak samo. – Co prawda, trudno wyrzec się ulubionych autorów. Chyba jednak coś uszczknę. Uśmiech mojej rozmówczyni poszerza się. – Ta żądza posiadania, co? Nie odwzajemniam uśmiechu; w jednej chwili zirytowała mnie baba. – Nic podobnego. Żadna żądza posiadania, a tylko żądza czytania. Czytanie, coś, co skutecznie uśmierza wszelki materializm. Książka nie jest dla mnie przedmiotem, lecz nadprzedmiotem. Chce się mieć pod ręką nadprzedmiot, który może być potrzebny jutro, za miesiąc lub za... Nie dano mi się wypowiedzieć; kobieta zniknęła za drzwiami swego gabinetu. 2