Opowiadania religijne
Transkrypt
Opowiadania religijne
Albert Kunz OPOWIADANIA RELIGIJNE Kraków 2011 Spis treści Bogacz i Łazarz .......................................................................1 Teoria Względności ................................................................4 Kazanie księdza Bernarda .....................................................6 Stara baśń ................................................................................8 List od Galatów ....................................................................10 Albert Kunz Opowiadania religijne Bogacz i Łazarz Bogacz i Łazarz Hieronim Edward Bogacz Hieronim Edward Bogacz, syn Felicjana i Jadwigi z domu Pasterskiej, absolwent Akademii Ekonomicznej, żył sobie spokojnie i dostatnio. Nigdy nikogo nie wspomógł, albowiem twierdził, że każdy człowiek sam odpowiada za swoje życie i sam musi się troszczyć o swój byt. Obliczył za pomocą stworzonego przez siebie wzoru (tzw. Wzór Bogacza), że 93% populacji cierpiącej biedę i opływającej we wszelaką nędzę, cierpi nędzę ową z własnej i nieprzymuszonej winy i woli. Dlatego postanowił nie pomagać osobom, które same sobie wybrały ten los. Nie wspomagał także pozostałych 7% biedoty, uważając (zgodnie z zasadami panującymi w naszym kraju), iż tak mały odsetek społeczeństwa w ogóle się nie liczy. Hieronim Bogacz korzystał z życia w sposób pełny. Piękne kobiety, doskonałe trunki, wyborne tytonie, podróże. Wiedział, że żyje. Szastał pieniędzmi na prawo i lewo, fundując sobie coraz to nowe przedmioty zbytku. Zmieniał samochody na coraz wygodniejsze, jadał w najlepszych restauracjach, wczasował się w kurortach. Dzięki bezwzględności w interesach i hojności wobec osób, od których zależało powodzenie, majątek jego rósł dwa razy szybciej, niż możliwości wydawania pieniędzy. Niestety 17 listopada 2004 roku, w wieku zaledwie 52 lat, Hieronim Edward Bogacz zmarł we śnie we własnym łóżku. Józef Łazarz Józef Łazarz, syn Stefana i Leokadii z domu Pedałek, szewc w zakładzie naprawy obuwia Andrzeja Dziuby, cierpiał niedostatek finansowy i uczuciowy. Zarabiał bardzo mało, gdyż szewc szef jego był niesłychanie skąpy, a poza tym pił na szewski sposób i część należnych Łazarzowi pieniędzy po prostu przepijał. Józef bolał nad tym, 1 Albert Kunz Opowiadania religijne Bogacz i Łazarz ale nigdy nawet jedno słowo skargi nie wypłynęło z ust jego. Polecał swój niedostatek Bogu. W ogóle, w jego życiu, religijność zajmowała poczesne miejsce. Nie dość, że po pracy udzielał się czynnie a bezpłatnie we własnej parafii, to jeszcze wspomagał kościół połową swej, jakże malutkiej gaży. Wspomagał w sposób prosty: Połowę z rzeczonej połowy dawał na własną parafię, jedną czwartą na Radio Maryja i jedną czwartą na Świątynię Opatrzności. Uczuciowo też mu się nie wiodło. Ożenił się z bardzo ubogą dziewczyną, aby się wspomagali wzajemnie. Żona jego miała nadzieję, że po ślubie wyrwie się z beznadziejności biedy, a kiedy okazało się, że trafiła z deszczu pod rynnę, zgorzkniała i zaczęła darzyć męża szczerą nienawiścią. Dzieci nie mieli z powodów finansowych, nigdy również nie współżyli ze sobą, jako że Józef Łazarz uważał stosunek bez poczęcia za grzech niewybaczalny. Łazarz nie pił i nie palił. Nie chadzał do szynku ni do kawiarni. Nigdy nie pozwolił sobie na zbytek w postaci kina czy, nie daj Boże, teatru. Telewizora nie posiadał, jeno radio, nastawione wyłącznie na Radio. Posiadał jedną, jedyną książkę, którą namiętnie czytał: Dzienniczek siostry Faustyny. Jego potrzeby kulturalne zaspokajała środowa Nowenna. Z widzenia znał Hieronima Edwarda Bogacza i w głębi swego przepełnionego chrześcijańskim miłosierdziem serca, współczuł mu, że tak trwoni swe siły na zbytki, kiedy jednym podpisem na czeku mógłby rozwiązać wszelkie problemy finansowe wilanowskiej Świątyni. 17 listopada 2004 roku, w wieku 72 lat, Józef Łazarz zmarł, potrącony przez samochód prowadzony przez pijanego szefa szewca. Bogacz i Łazarz Łazarz poszedł ku światłu. A światło go przyciągało i przyzywało. I kiedy stanął nad morzem ognia oddzielającym raj od otchłani, zobaczył Bogacza zażywającego odpoczynku na łonie Abrahama. Obok Łazarza pojawił się Anioł i delikatnie, ale stanowczo pchnął go w kierunku otchłani. — Dlaczego? — jęknął Józef. — Dlaczego tam? Przecież żyłem w niedostatku i biedzie. Nawet nie uczyłem się i nie dążyłem do mi2 Albert Kunz Opowiadania religijne Bogacz i Łazarz nimalnego nawet dobrobytu! Przecież wszystko, co mogłem, Kościołowi oddawałem! A ten (tu wskazał na Bogacza bardzo po polsku) szlajał się... nikogo nie wspomagał, na mszę niedzielną nawet nie uczęszczał! On spoczywa na łonie Abrahama? Dlaczego??? I rozległ się w jego głowie beznamiętny, lecz potężny głos Anioła: — Czy pamiętasz przypowieść o talentach? Stwórca dał i tobie i Bogaczowi talent – życie. On z niego korzystał, czerpał przyjemności i pomnażał doznania. Ty zakopałeś swój talent, życie, a wybrałeś wariant przeżycia. Jesteś więc sługą nieużytecznym, który zmarnował wielki dar Stwórcy. Odrzuciłeś z obrzydzeniem także inne dary: przyjemność palenia tytoniu, przyjemność picia piwa, wina lub mocniejszych alkoholi. Wzgardziłeś miłością fizyczną, darem Pana, na rzecz pseudomiłości unieszczęśliwiającej i ciebie i twoją żonę. Na dar szczęsnego życia po śmierci trzeba sobie swoim życiem doczesnym zasłużyć. Ty nie zasłużyłeś, bo w ogóle nie żyłeś, lecz egzystowałeś jedynie. I przypomnij sobie jeszcze, nim wstąpisz do otchłani bez dna, że zgodnie ze słowami Pisma: „Kto ma, temu będzie dodane, a kto nie ma, temu będzie odebrane i to, co ma”. Anioł stanowczo pchnął Józefa Łazarza do morza otchłani. Spadając, widział on jeszcze przez pewien czas Hieronima Edwarda Bogacza, spoczywającego w szczęściu na łonie Abrahama. 3 Albert Kunz Opowiadania religijne Teoria Względności Teoria Względności Zostałem poproszony ostatnio przez władze pewnego uniwersytetu o wygłoszenie Wykładu Inauguracyjnego na temat Teorii Względności. Zadzwonił do mnie Rektor: — Albert — powiedział. — Ty jesteś facetem, który się zna na wszystkim... — Prawie wszystkim... — przerwałem. — No, dobra... prawie wszystkim... — zgodził się. — Wszyscy wiedzą coś o tym, że istnieje taka teoria, Teoria Względności Einsteina. Większość z nich słyszało o wzorze E=mc2, ale o co w tym wszystkim chodzi, to ani dudu... Ja sam mam o tym małe pojęcie. — No i...? — spytałem. — Proponuję Ci, żebyś wygłosił na ten temat Wykład Inauguracyjny na naszym Uniwersytecie... — Hmmm... — hmknąłem. — Jesteś tego pewny??? — Tak! Przemyślałem wszystko... — I podtrzymujesz to, mimo że mnie znasz??? — Tak! — jeszcze raz bohatersko wykrzyknął Rektor. — Ale ten wykład będzie w moim stylu i do tego krótki... — Zaryzykuję... — Dobra... to przygotuję wykład... najwyżej będziesz miał sam do siebie pretensje... Drodzy Państwo. Dzisiejszy wykład inauguracyjny, powierzony przez Władze Uniwersytetu mnie, niegodnemu słudze Nauki, ma na celu wyjaśnienie Wam zasad Teorii Względności, opracowanej przez znakomitego fizyka i filozofa, mojego imiennika, Alberta Einsteina. Ponieważ Teoria Względności musi być z natury swej względna, inną jest ona w Polsce, naszym kraju, a inna gdziekolwiek na świecie. Jak na pewno wiecie, podstawowym wzorem dla tej Teorii jest: E=mc2 W Polsce E rozumiemy jako fakt podany do publicznej wiadomości i do wierzenia podany. Przez m przedstawiamy w naszym kraju obowiązujący 4 Albert Kunz Opowiadania religijne Teoria Względności światopogląd. Natomiast c jest wartością wpojonych przekonań większości (wszak mamy demokrację większościową) podniesioną do kwadratu. Dosyć na tym rozważań teoretycznych, choć z teorią do czynienia mamy. Zapytacie Państwo, co nam z tego wzoru? Co on nam przekazuje, czego uczy? Otóż, żeby wyjaśnić tą trudną, naprawdę trudną sprawę, muszę odwołać się do przypowieści, jako że przypowieści wyjaśniają najtrudniejsze sprawy w najprostszy sposób. Posłuchajcie: Ostatnie dni kwietnia były bardzo ładne. I pierwszy dzień maja takim się być zdawał, toteż lewicowcy cieszyli się, że pochodu z okazji Międzynarodowego Dnia Pracy nic nie zakłóci. Ledwo jednak zebrali się w miejscu zgrupowania, niebo błękitne dotąd pokryły ciężkie chmury. Ochłodziło się znacznie i gdy pochód z czerwonymi transparentami i sztandarami ruszył (...bo na nich robotnicza krew...), rozszalała się potworna burza. Pochód dotarł wprawdzie na wyznaczone miejsce, ale to już nie było to... a z kikutów patyczków owiązanych zielonymi wstążkami zwieszały się smętnie rozmokłe, gufrowane resztki bibułkowych, czerwonych maków. — He, he, he — z mściwą satysfakcją kiwały moherowymi główkami babcie. — Pan Bóg się wyraźnie gniewa na te komunistyczne pochody i wiece! Dobrze im tą burzą zrobił. Może się opamiętają i zrezygnują z tych bezbożnych uroczystości....! Ostatnie dni maja i pierwsze czerwca były bardzo ładne. I dzień Bożego Ciała takim się być zdawał, toteż wierni cieszyli się, że procesji nic nie zakłóci. Ledwo jednak wyruszyli z kościoła, niebo błękitne dotąd pokryły ciężkie chmury. Ochłodziło się znacznie i gdy procesja ze sztandarami, świecami i feretronami ruszyła, rozszalała się potworna burza. Procesja poprzez wszystkie cztery ołtarze dotarła z powrotem do kościoła, ale to już nie było to... a z namokłych drzewców zwieszały się smętnie namokłe płachty chorągwii. — He, he, he — z mściwą satysfakcją kiwały moherowymi główkami babcie. — Diabeł wyraźnie się gniewa na nasze pobożne procesje i chce wszystko popsuć! Ale my mu się nie damy!!! Zawsze wytrzymamy jego złośliwości! I procesje będą trwały wiecznie....! Dziękuję Państwu. 5 Albert Kunz Opowiadania religijne Kazanie księdza Bernarda Kazanie księdza Bernarda Drodzy parafianie, ukochani bracia i siostry! Dziś gromadzimy się tu, w naszym parafialnym kościele, przy trumnie świętej pamięci Juliusza Konserwy. Parafianina, świetlanej postaci i dobroczyńcy. Świętej pamięci Juliusz Konserwa, lwowiak z urodzenia, osiadł w naszej parafii po wypędzeniu z rodzinnego majątku przez hordę sowieckich najeźdźców 17 września 1939 roku. Bezbożna tłuszcza wtargnęła do miast, wprowadzając bolszewickimi metodami komunizm. W okresie Drugiej Wojny Światowej świętej pamięci Juliusz tułał się wraz ze swoimi pobożnymi rodzicami, będącymi już w podeszłym wieku, po różnych wsiach i miasteczkach Generalnej Guberni, nie zagrzewając nigdzie miejsca. Lecz gdzie tylko się pojawił, ubogacał miejscową ludność duchowo, zakładając koła i kółka adoracyjne. Gdyż świętej pamięci Juliusz nigdy, nawet w czarną noc okupacji, nie zwątpił w wierze. Po wojnie, gdy jedna okupacja, hitlerowska została zastąpiona gorszą, sowiecką, Juliusz Konserwa osiadł w naszej miejscowości. Tu otworzył prywatny sklep. Wszyscy dobrze go znamy, wszyscy w nim kupowaliśmy, nie wiedząc, jak w okresie komuny jego właściciel był prześladowany kontrolami i domiarami. Ale świętej pamięci Juliusz się nie ugiął. Mężnie stawiał czoło przeciwnościom nieludzkiego, niesuwerennego państwa. W latach sześćdziesiątych odeszli jego rodzice, szlachetni i pobożni ludzie. Początkiem lat siedemdziesiątych ożenił się w tutejszej parafii i w kolejnych latach przyszli na świat jego syn i córka. Niestety. Podczas trzeciej ciąży jego małżonka, świętej pamięci Klementyna z Małolepszych, bohatersko odmówiwszy aborcji zalecanej przez lekarzy, odeszła do Pana, powiększając grono świetlistych aniołów w niebiesiech. Po stracie małżonki, świętej pamięci Juliusz poświęcił się całkowicie pracy na rzecz naszej parafii. Wspierał ją czynem i ubogacał wysokimi datkami na różne parafialne inwestycje. Nieraz, pamiętam, 6 Albert Kunz Opowiadania religijne Kazanie księdza Bernarda starałem się mu wynagrodzić jego trud drobnym prezentem, ale zawsze odmawiał, mówiąc iż to co robi, robi na chwałę Pana w niebiosach. To już stawia go w rzędzie pierwszych parafian naszej społeczności. Ale jego ostatni czyn okazał się najwspanialszy w całym jego chrześcijańskim żywocie. To, czego dokonał na progu śmierci, powoduje, że może śmiało stanąć przed Najwyższym Sędzią z podniesionym czołem. Jego czyn niech będzie wzorem dla każdego katolika na całym świecie! Otóż, kiedy byłem u niego z wiatykiem i olejami na kilkadziesiąt godzin przed jego zgonem, po udzieleniu mu sakramentów, powiedział do mnie: „Proszę księdza proboszcza! Proszę o wezwanie dwóch świadków, gdyż chcę teraz przekazać na mocy darowizny cały swój niemały majątek naszej parafii. Moje dzieci nie darzyły mnie nigdy należnym szacunkiem, więc dlatego tym niewdzięcznikom nic nie pozostawię”. I jak rzekł, tak postąpił, ubogacając dużym majątkiem nasz kościół. Niedługo potem oddał Bogu ducha, według mnie, w opinii świętości. Amen. 7 Albert Kunz Opowiadania religijne Stara baśń Stara baśń We wsi o debilnej nazwie Rajmundowo Niebieskie, od (wybacz, Herbercie, określenie) niepamiętnych czasów, mieszkał w pięknej, starej rezydencji z ogromnym ogrodem wiekowy bogacz Bohdan Jachwiński. Oprócz licznej służby i ochrony, mieszkali w rezydencji także – syn Jachwińskiego, Adam i jego kłótliwa i zgorzkniała żona Ewa z Żebrowskich. Adam wcale nie zamierzał żenić się z nią, ale ten ślub był postawionym przez ojca warunkiem późniejszego odziedziczenia majątku. Młodzi państwo Jachwińscy do mieszkania mieli wyznaczone dwa pokoje z osobną kuchnią i łazienką, z prawem do korzystania ze spiżarni i ogrodu. Stary Bohdan w zasadzie nie wtrącał się w pożycie małżonków, ale bacznie obserwował ich poczynania, marszcząc niekiedy gniewnie brew, gdy coś mu nie pasowało. Ewa Żebrowska-Jachwińska często narzekała na teścia do Adama, twierdząc, że czuje się osaczona, że nie może rozwinąć skrzydeł jako gospodyni na swoim, że jest podglądana, oceniana, klasyfikowana. Że chciałaby mieszkać na swoim. Cóż, było to niemożliwe, gdyż młody Jachwiński nie pracował zawodowo (też zakaz ojca), a cały majątek miał mu przypaść dopiero po śmierci będącego w doskonałej formie seniora. Pewnego dnia jednak, mając dosyć skrzeku małżonki za uchem, postanowił rozmówić się z ojcem. — Tato — rzekł nieśmiało. — Tato, chcielibyśmy z Ewą zaznać życia samodzielnego, wolnego od twej kontroli, nawet biedniejszego, ale do tego potrzebujemy biletów Narodowego Banku Polskiego (są prawnym środkiem płatniczym w Polsce) w przyzwoitej ilości, aby nabyć mieszkanie, względnie skromny domek... — Synu mój! (nieco mniej dramatycznie niż matka Ramzesa w filmie Faraon) — wykrzyknął stary Jachwiński. — Nie dostaniesz ode mnie, nim ducha wyzionę, ani złamanego grosza. Sam nigdy niczego od nikogo nie dostałem, a majątek jakoś tak sam się stworzył. Ale poczekaj... Tuż za naszą rezydencją jest kolektura Toto-Lotka. No, ten nieduży, drewniany domek... no, wiesz... za bramą, po drugiej stronie szosy prowadzącej do Ziemic... 8 Albert Kunz Opowiadania religijne Stara baśń — Ale ja nie mam na Toto-Lotka... — przerwał Adam. — Zaraz, coś taki wyrywny! — zgromił go ojciec. — Trzy razy w tygodniu, we wtorek, w czwartek i sobotę, dam ci skreślony kupon z jednym zakładem Dużego Lotka i dwa, powtarzam, dwa złote. Poślesz... jak wygrasz szóstkę, połowa dla mnie, połowa dla was... — O dzięki ci, ojcze — zawył Adam. — Oby nam się poszczęściło. I tak grał przez trzy lata Adam za pieniądze Bohdana i na bohdanowe numery. Aż nagle padła szóstka, a wraz z nią powiązane dwanaście milionów PLN. Dwanaście!!! Akurat z kuponem do sprawdzenia poszli razem i Adam i Ewa. Kolektor, stareńki, pamiętający jeszcze lepione banderole Lucjan Wężyk, wrzuciwszy kupon do lottomatu zbladł. — O kurwa! — wyrwało mu się. — Macie szóstkę, dwanaście melonów!!! Kiedy Adam wyszedł za kolekturę, żeby zwymiotować ze szczęścia, Ewa rzekła do Lucjana: — Widzi pan, panie Wężyk, nie dwanaście a sześć, minus 10% podatku... Stary Jachwiński bierze połowę... Niech to szlag trafi! — Pani Ewo, to niech mu pani nie mówi, żeście trafili... da pani jeden melon, to ja też nie powiem... — Och, dam panu milion... zawsze jedenaście to lepiej niż sześć... Kiedy Adam wrócił wypróżniony dokumentnie, wprowadziła go w swój plan. — A jak się ojciec kapnie? — młody Jachwiński miał obiekcje. — Ja nie powiem, ty nie powiesz, kolektor nie powie... Na drugi dzień, spacerując po ogrodzie różanym, młodzi spotkali Bohdana. — I jak tam Toto? — spytał senior. — Nic... — bąknął Adam. — nawet nędznej trójki! — Aaaaaaaa! Więc to tak! — wykrzyknął bogacz. — A ja kochani, notowałem sobie numery, które wam dawałem do posłania! Wiem, że padła szóstka, wiem, że to dwanaście milionów! Jak mogliście być tak naiwni w kraju, gdzie istnieje IPN! Dawać kupon i wynocha z rezydencji, i wynocha z Rajmundowa. Precz!!! Stary Jachwiński pognać kazał dzieci, gołych i wesołych, w kierunku Ziemic, a przy bramie postawił ochroniarza Buonarottiego z elektrycznym paralizatorem w ręku. 9 Albert Kunz Opowiadania religijne List do Galatów List od Galatów Ingres był piękny i dostojny. Śpiewały chóry, grały orkiestry i organy. Cały kler dekanalny z biskupem i dziekanem na czele koncelebrował uroczystą mszę wprowadzającą w urząd nowego księdza proboszcza, Mieczysława Szczyptę. Nowego proboszcza wsi Galaty Wielkie. Wzruszony lud dziękował biskupowi, z nadzieją patrzył na nowego, krzepko i krewko wyglądającego zarządcę parafii i szemrał między sobą na sobie tylko znane tematy. Ksiądz Mieczysław Szczypta szybko wziął się za porządki w parafii. Najpierw powyrzucał z plebanii stare, choć podejrzewam, że zabytkowe w większości meble. Potem zwolnił starego organistę i sędziwego kościelnego. Na ich miejsce zatrudnił synów miejscowej elity finansowej. Ludzie krzywo nieco patrzyli na te porządki, ale ponieważ nowy proboszcz zabrał się za remont kościoła, organów, plebanii i cmentarza, wytłumaczyli sobie, że musi on w jakiś sposób zabiegać o sponsorów. Minęły dwa lata, dwie zimy i tyleż wiosen i jesieni. Remonty pokończyły się, a Szczypta nadal lgnął do bogaczy, nadal ku nim ciążył. Beznadziejny organista dudlił wszystko na jedną melodię za bajeczną pensję, kościelny wyznaczał jedynie ubogie Galatki do sprzątania i dekorowania świątyni a także porannego, południowego i wieczornego dzwonienia, pobierając niebotyczne uposażenie. Proboszcz z ambony gromił prosty i ubogi lud za sknerstwo i nieobyczajność, za grzeszność, pijaństwo i lenistwo. Bogaci zaś, rozbijający się eleganckimi limuzynami po pijanemu, oszukujący wszystkich na każdym kroku, cudzołożący oficjalnie i smakowicie – nigdy marnego wyrzutu się nie doczekali. Coraz bardziej nie podobało się to biednym. Na nich to, którzy się tak starali żyć po bożemu, klecha darł japę – a zdegenerowani bogacze opływali w plebański szacunek. Do tego wizyta duszpasterska... Ha! Właśnie... Ostatnia kolęda przelała czarę goryczy. Chodziło ich czterech: proboszcz, kościelny, organista i ministrant (prywatnie: nieletni brat 10 Albert Kunz Opowiadania religijne List do Galatów kościelnego). Najpierw do bogatych. U każdego siedzieli po dwie, trzy godziny. Dokładnie dom święcili, śpiewali pastorałki, potem jedli, pili, dowcipy nieco sprośne opowiadali. A gdy dom poświęcony opuszczali, słychać było słodki pomruk proboszcza: — Ależ nie trzeba... nie trzeba... Państwo tak dużo robią dla parafii samym jeno swoim istnieniem... Gdy przyszła pora na chałupy biedaków, sytuacja zmieniła się diametralnie. Organista stukał władczo w bramę, a gdy parafianin uniżenie zapraszał towarzystwo do środka, ksiądz Mieczysław Szczypta kropił zamaszyście delikwenta w otwartych drzwiach i warczał: — Dawajcie, dobry człowieku, koperty dla mnie, pana organisty i pana kościelnego, monety lub banknoty dla ministranta. Czasu nie ma!... I mruczał coś wrogo pod wydatnym nosem... Może błogosławieństwo dla domu i domowników?... Po Nowym Roku parafianie ubodzy wydelegowali najstarszego do proboszcza, aby mu przemówił do rozsądku. Na nic się to zdało. Gdy sędziwy dziewięćdziesięciotrzylatek zadzwonił do drzwi plebanii, rozwarło się okno i z niego padły tubalne słowa księdza: — Spieprzaj, dziadu! Widząc, że nic już innego im nie pozostało, trzyosobowa parafialna delegacja udała się do diecezji, do biskupa. Jechali pociągiem i rozmawiali o tym, że biskup ich mądrym jest i dobrym człowiekiem. Że on zaradzi, on wpłynie, on może wreszcie, gdy się nic innego nie da zrobić, przeniesie... On nie powie „spieprzaj, dziadu”. Długo na miejscu, w kurii, namawiali kanclerza żeby ich wpuścił do biskupa. Aż wreszcie, gdy płacz gromki a chłopski podnieśli, wielkie wrota kancelarii się uchyliły i z gabinetu obok wyjrzał niewielki ciałem, lecz gigant ducha – ekscelencja. Zaprosił biedaków do środka, usadził, paluszki „Lajkonik” przysunął i spytał o sprawę. A gdy parafianie mu ją wyłuszczyli, wstał i rzekł: — O nierozumni Galatowie! O głupi Galaci! Czyż nie wiecie, że bogatemu tak trudno jest wejść do Królestwa Niebios? Czyż nie wiecie, że proboszcz wasz dobrym jest pasterzem i zna owce swoje, a swoje go znają? Czyż nie wiecie, że biedak nawet kopany i poniewierany ma klucze wieczności? Czyż nie znacie przypowieści o „wdowim groszu”? Bogaci nie daliby rady oddać wszystkiego, biedni! A wam, przy kolędzie, to z taką łatwością przychodzi... Wy 11 Albert Kunz Opowiadania religijne List do Galatów już królestwo macie, a wasz pasterz porzuca was, aby odnaleźć te zagubione, wplątane w ciernie owce. Czemu mu w tym przeszkadzacie, ubodzy? Przecież wasze jest królestwo od założenia świata! Wracajcie w pokoju! I wracała delegacja z diecezji do parafii. Do Galatów Wielkich wracała. I modliła się za pomyślność mądrego biskupa swojego i za dobrego pasterza, proboszcza swojego. Wracali szczęśliwi, bo już byli obłąkani...1 1 W tekst wplątane są: wypowiedzi polityków, cytaty z Pisma Świętego Nowego Testamentu i opowiadania Stefana Grabińskiego 12