Pobierz - ePrasa.pl

Transkrypt

Pobierz - ePrasa.pl
24–32
SPÓR
S
PÓR O TRYBUNAŁ
TRYB
TR
YB
KONSTYTUCYJNY
51–66
JANECKI, SKWIECIŃSKI, ROKITA, WILDSTEIN
Ž[
NA POCZĄTEK
ROBERT MAZUREK, IGOR ZALEWSKI
10
TRENDY I OWĘDY
10
KORSUN CHILI KORSUN
RYSZARD MAKOWSKI
MICHAŁ KORSUN, PAWEŁ KORSUN
42
Z ANDRZEJEM GOŹDZIKOWSKIM
46
GRA PUSZCZĄ
48
Z JOANNĄ PUZYNĄ-KRUPSKĄ
ROZMAWIAJĄ JACEK I MICHAŁ KARNOWSCY
MARTA KACZYŃSKA
14
BANKSTERZY KRĘCĄ GLOBUSEM
15
CYNICY I NIENAWISTNICY
JAN PIETRZAK
BRONISŁAW WILDSTEIN
PIOTR CYWIŃSKI, TOMASZ ŁYSIAK
POKÓJ BRIE LARSON
DOROTA ŁOSIEWICZ
70
POWRÓT GUSTAWA-KONRADA
ADAM CIESIELSKI
O.S.T.R.: ŻYCIE PO ŚMIERCI
MARCIN FLINT
ZAREMBA PRZED TELEWIZOREM
PIOTR ZAREMBA
TEST (NIE)SCENICZNY
KAMILA ŁAPICKA
POLECA I ODRADZA
ŁUKASZ ADAMSKI
Ž[
Ž[
KRAJ
33
36
„BOLEK” I CO DALEJ?
KULTURA
SZAFA KISZCZAKA
ich. Twierdziłem dalej, [że] jeśli zdołali to
w taki sposób zorganizować, to na pewno
pokierują tymi sprawami, ale on może im
zaszkodzić. […] W ten sposób odciągnąłem go od tego celu, i od tego momentu
chodziłem za nim jak cień. I wszystkie
poczynania jego gasiłem”.
O ile w tym przypadku trzeba brać pod
uwagę obawę TW przed skutkami kolejnego zderzenia robotników z władzą,
o tyle wiele innych informacji przekaza-
„Bolek” dobrze sobie radzi ze zdobywaniem
informacji i na spotkaniach z funkcjonariuszami
SB, z którymi czasem widuje się dwa razy
dziennie. Nie trzeba go szkolić ani przełamywać
zasad moralnych
z miejsca, ponieważ z tyłu za kufajkę trzymał mnie dyrektor Żaczek. […] W pierwszej chwili chciałem się wyrwać, jednak
trzymał mnie tak ładnie, jakoś z tyłu
krzesła, że nie mogłem wstać, i napastując mnie w ten sposób, przekonał mnie,
że zgodziłem się z jego decyzją”. „Bolek”
to człowiek, który wkrótce jednym susem
pokona kilkumetrowy płot wokół stoczni
i wskoczy na kobyłę historii. Nikt go już
wtedy za kufajkę nie złapie.
FOT. REPORTER/KAROLINA MISZTAL
iele już powiedziano i napisano w sprawie autentyczności oraz wiarygodności
7—13 MARCA 2016
4|
7—13 MARCA 2016
| 33
JANUSZ SZEWCZAK
| 35
Marcin Przybylski jako
Guślarz-Diabeł. Zdj. z próby
PIOTR
ZAREMBA
komentator,
publicysta
W
ielki polski dramat romantyczny był szykowany od
kilku miesięcy. Jego przygotowania nie podjął się jednak żaden z polskich reżyserów. Zrobił to 64-letni Litwin
Eimuntas Nekrošius. Jest autorem wielu
cenionych na świecie inscenizacji sztuk
klasycznych, m.in. „Hamleta” Szekspira
i „Fausta” Goethego.
Spektakl wbrew modzie?
Jak wynika z przebiegu prób, choć z Mickiewiczem łączy Litwina miejsce akcji
(Wilno), Nekrošius mniej jest zafascynowany historycznym konkretem fabuły „Dziadów”, bardziej uniwersalną
7—13 MARCA 2016
107
W CO GRA WAŁĘSA?
108
FELIETONY
109
WY, NARÓD
110
DO SENATU W GACIACH
111
FELIETONY
112
PODRĘCZNIK PRZESTĘPCY
114
BOLKI A KONIEC KOMUNIZMU
SPORT
POWRÓT
GUSTAWA-KONRADA
70 |
106
PO PRZEŚLADOWANIACH
PRZED
RZED
ZED
ED P
ED
PREMIERĄ
PRE
PR
To nie koniec
7—13 MARCA 2016
105
PIOTR SKWIECIŃSKI, LECH MAKOWIECKI
DARIUSZ KARŁOWICZ
WOJCIECH RESZCZYŃSKI
KATARZYNA ŁANIEWSKA, JERZY JACHOWICZ
ALEKSANDER NALASKOWSKI
ROBERT MAZUREK
MAREK KRÓL, WITOLD GADOWSKI
Pierwszy raz po wielu latach Warszawa zobaczy
inscenizację „Dziadów” Mickiewicza w Teatrze
Narodowym. Przecieki zapowiadają niezwykłe
poetyckie widowisko. – Będziecie zaskoczeni – mówi
Grzegorz Małecki, który zagra Gustawa-Konrada.
Możliwe, że czeka nas wielkie kulturalne wydarzenie
wymową dramatu. — To będzie przede
wszystkim opowieść o narodzinach artysty i o poszukiwaniu Boga — zapowiada
Grzegorz Małecki. Ale zarazem obiecuje: — To będzie inscenizacja niezgodna
z najnowszymi modami. Szlachetny poetycki spektakl, zaskakująco ciepły.
Czyli coś, czego autorzy współczesnych, najbardziej hałaśliwych inscenizacji
teatralnych z klasyką obchodzących się
bezceremonialnie, z reguły nam nie dają.
Uniwersalizm wymowy ma być wzmacniany przez scenografię autorstwa syna
reżysera, Mariusa. Na scenie zobaczymy
nieomal księżycowy krajobraz pełen kraterów, które odegrają potem swoją rolę
podczas różnych zwrotów akcji.
A zarazem Nekrošius spróbuje nam
pokazać wszystkie części: i misteryjne
obrzędy z części II, i fragmenty części IV
o poszukiwaniach romantycznego artysty,
i poetycko-polityczny „reportaż” części
III, w którym oglądamy represje spadające na wileńskich uczniów i studentów
ze strony carskiej władzy. Będą więc i sek-
wencje więzienne, i Salon Warszawski,
i sen Senatora.
Oczywiście całość nie potrwa 14 godzin
jak wrocławskie czytanie pełnego tekstu
pod kierunkiem ekscentryka Michała Zadary. Ale trzeba się przygotować na przedstawienie długie, choć klarowne, w którym
luki fabularne zostaną wypełnione scenicznymi pomysłami, scenami niemymi
itd. Inscenizacja ma być pełna rozmachu,
bez mała operowa, tempo powolne, z pełnym poszanowaniem dla rytmu poezji
romantycznej. W dzisiejszych czasach to
właśnie jest eksperyment.
Bardzo młode „Dziady”
Z Grzegorzem Małeckim rozmawiam
w kawiarni przylegającej do teatru. Spieszy się na kolejną próbę. Ten świetny aktor przede wszystkim teatralny żyje tym
przedsięwzięciem od miesięcy.
Widzom Teatru Narodowego kojarzy
się głównie z rolami charakterystycznymi,
czasem komediowymi czy groteskowymi.
To m.in. groźny Edek z „Tanga” Mrożka,
żałosny Ilja Zubatyj z „Miłości na Krymie”
tegoż autora; skrzywdzony, współczesny
Terry z „W mrocznym, mrocznym domu”
LaBute’a, pocieszny Perote
z „Księżniczki na
opak wywróconej” Calderóna, odrealniony Cynga
z „Bezimiennego dzieła”
Witkacego.
Tym razem
staje przed
wyzwaniem wielkiej
roli poetyckiej. Jest jednym z najdojrzalszych
Gustawów-Konradów w historii — ma 41 lat (Gustaw Holoubek
w „Dziadach” Dejmkowskich miał jednak
44). Paradoksalnie grał już tę rolę. Chodzi
jednak nie o zwykłe przedstawienie, lecz
o dyplomowy pokaz Akademii Teatralnej
sprzed 17 lat w reżyserii Macieja Prusa.
Z romantycznym wierszem poradził sobie wtedy świetnie. Potem obsadzano go
jednak na ogół w trochę innym emploi —
także z tego powodu, że wielki repertuar
romantyczny wyszedł z mody. Nawet
w Teatrze Narodowym Jana Englerta.
Popularność granego od paru miesięcy
„Kordiana” Słowackiego — w reżyserii Englerta — wskazuje wszakże na pewien głód
takiego teatru. — Dlaczego „Dziady” były
grane tak rzadko, a w Warszawie właściwie wcale? (odnotujmy, że w 2005 r. wystawiono dramat w stolicy pod szyldem
Studium Teatralnego im. Ireny Solskiej;
był grany w Cytadeli w reżyserii Szczepana Szczykły, ale nie zdobył większego
rozgłosu) — pytam na odchodne człowieka, który przez blisko pół godziny
będzie mówił Wielką Improwizację. — Bo
są trudne, bo się ich boją — odpowiada.
Pomijając osobny przypadek Małeckiego, dla którego to zasłużone zwieńczenie kariery, czeka nas zaskakująco młoda
obsada. Guślarzem będzie świetny, ale
wciąż bardzo młodzieńczy Marcin Przybylski. Arkadiusz Janiczek będzie chyba
najmłodszym Senatorem w dziejach
„Dziadów”, Kinga Ilgner — skrzywdzoną
matką, panią Rollison. Młodzież aktorska
obsadzi role więzionych filomatów. Kamil
Mrożek wygłosi sławną opowieść Sobolewskiego. 28-letni Mateusz Rusin zagra
księdza Piotra.
Strach przed duchami
„Dziady” odgrywały rolę szczególną nie
tylko w dziejach polskiego teatru, lecz
i w dziejach Polski w ogóle. Przed wojną
wbrew pozorom, choć uchodziły za fundament patriotycznego, niepodległościowego wychowania, grano je rzadko, gdyż
uchodziły za trudne i mało sceniczne, bo
nie zawsze znajdowano pomysł na powiązanie poszczególnych części, bo wielogodzinne słuchanie poezji było bardzo
elitarną rozrywką.
Po roku 1945, choć Mickiewicz i Słowacki byli wydawani w milionowych nakładach i uznani za poetów rewolucyjnych, nie rwano się do wystawiania ich
najważniejszych dramatów. Partyjnych
kontrolerów raziła wymowa wolnościowa
i antyrosyjska, niepokoiła też metafizyka.
W kraju, w którym w jednej z inscenizacji Balladynę musiał zabić atak serca,
bo nie mógł piorun, nadzorcom kultury
nie mogły się podobać scena zapełniona
aniołami i diabłami, religijne widzenia,
a w ostateczności, pomimo wadzenia
się z Bogiem, koncept zwycięstwa Bożej
sprawiedliwości.
Dopiero w styczniu 1954 r. na sesji Rady
Kultury stwierdzono: „Do rozważań nad
Nie-Boską jesteśmy jeszcze mało przygotowani. […] Ale Mickiewicz i Słowacki
domagają się natychmiastowych badań”.
Efektem była inscenizacja Aleksandra
Bardiniego z roku 1955 w warszawskim
Teatrze Polskim, którą traktowano jako
symbol odnowy. Choć reżyser nie pokazał duchów (mówiły przez mikrofony),
a Ignacemu Gogolewskiemu grającemu
Gustawa-Konrada skrócił Wielką Improwizację o połowę, wszyscy chłonęli romantyczny wiersz.
Kolejna sławna inscenizacja — Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym z listopada 1967 r. — stała się katalizatorem
zdarzeń politycznych. W następstwie
prawdziwych czy rzekomych antyrosyjskich okrzyków, jakie padały ponoć
z miejsc publiczności, władze zapowiedziały zdjęcie przedstawienia i zrobiły
to w styczniu 1968 r. To z kolei stało się
przedmiotem dramatycznych protestów
młodzieży studenckiej i środowisk intelektualnych w Marcu.
7—13 MARCA 2016
| 71
ANDRZEJ ZYBERTOWICZ
SPORT
ROZMOWA
Pamiętam, jak był pan kiedyś uszczypliwy wobec tzw. leśnych dziadków
w PZPN.
Uszczypliwy — tak, ale nigdy się nie
śmiałem z ich wieku. Określenie „leśne
dziadki” to był stan umysłu, kompetencje,
a właściwie ich brak. W Polsce wielu ludzi w piłce było wyjętych wprost z czasów
jeszcze komunistycznych, oni absolutnie
się nie dostosowali do innych zasad.
Gianni Infantino został prezydentem
FIFA. Dlaczego to dobrze dla Polski?
Kiedy Polska ostatnio organizowała kilka
ciekawych imprez z ME włącznie, to sekretarzem UEFA był Infantino, który był
człowiekiem Platiniego, ale jakąś moc
wykonawczą miał. Dzisiaj zostaje prezydentem FIFA. Człowiek, który ma ze mną
bardzo dobre stosunki od wielu lat. To
chyba dobrze?
WBILI MI
NÓŻ W PLECY,
ZOSTAŁEM
ZDRADZONY
Z prezesem PZPN ZBIGNIEWEM BOŃKIEM rozmawia Cezary Kowalski (Polsat Sport)
Dziesięć lat temu powiedział mi pan
w wywiadzie, że ma już 50 lat i nic nie
musi.
Dziesięć lat minęło jak jeden dzień. Skończyłem sześćdziesiątkę. Życie jest piękne,
jak cokolwiek robisz, a nic nie musisz.
Dystans daje ci obiektywne spojrzenie
na sprawy. Pomaga, aby realizować cele,
które człowiek sobie wyznaczył. To, że
nic nie musisz, nie oznacza siedzenia na
ROZMOWA
w pana branży — dziennikarstwie.
Młodzi zbierają doświadczenie, uczą się,
siedzą przed komputerem, starsi są na
pierwszym froncie, oni mają autorytet.
Mówienie o tym,
że Ekstraklasa chciałaby
mieć większy wpływ
na związek, jest śmieszne
w sytuacji, gdy ma
siedmiu przedstawicieli
w zarządzie PZPN
Szukanie teatru narodowego
Warto jednak na to przedstawienie spojrzeć z innej strony. Kazimierz Dejmek nie
był przeciwnikiem władzy ludowej ani
przyjaźni ze Związkiem Sowieckim. Co ciekawsze, był też przekonanym marksistą,
zwolennikiem nasycenia kultury polskiej
wątkami plebejskimi, w przeszłości aktywnie współtworzył teatr socrealistyczny.
A równocześnie co najmniej od końca
lat 50. szukał formuły najlepszego „teatru
narodowego”. W efekcie dał Polsce spektakl może najmocniej nasycony wątkami
patriotycznymi (co musiało się zderzyć
z wrażliwością rządzącego systemu),
a także religijnymi. Choć w Boga nie wierzył, uważał tradycyjną religijność za niezwykle ważny składnik narodowej kultury.
Szukał także naturalnej równowagi między szlacheckim romantyzmem a ludową
mądrością — co łączyło obrzędy dziadów
z wątkiem studenckiej konspiracji.
Mało kto zdołał obejrzeć tę może najpełniejszą i najbardziej zgodną z intencjami
Mickiewicza interpretację wielkiego dramatu. Pozostała po niej powtarzana czasem Wielka Improwizacja w wykonaniu
Holoubka, którego, co ciekawe, wielu recenzentów uważało wcześniej za niepasującego do roli romantycznego bohatera.
Lata 70. przyniosły kolejne podejście do
tematu. Literalnie rzecz biorąc, inscenizację Konrada Swinarskiego z krakowskiego
Starego Teatru można by uznać za polemikę z wizją Dejmka. Wadzeniu się z Bogiem nadał sławny reżyser wyjątkowo
WIKTOR ŚWIETLIK
bujanym fotelu i patrzenia wyłącznie na
wnuki. Chociaż wnuki są numerem jeden
w moim życiu.
Odnoszę wrażenie, że 10 lat temu był pan
spokojniejszy.
Byłem w innym miejscu. Czy czuję się
młodo? Zależy, o co pan pyta. Jeśli chodzi o sznurowanie butów, to odczuwam
tę sześćdziesiątkę. Ale mentalnie jestem
młody. My generalnie w Polsce odstawiamy do lamusa ludzi starszych. Nam się
wydaje, że jeśli ktoś ma siwe włosy, już jest
stary. A siwe włosy to przede wszystkim
mądrość i doświadczenie. U nas generalnie stawia się na młodych, i dobrze. Tyle
że aby młody się przedarł w jakiejkolwiek
branży, to jego zaletą nie może być jedynie młodość. Tylko umiejętności. We Włoszech czy w Hiszpanii widać to choćby
7—13 MARCA 2016
| 95
Ale jak konkretnie może to na nas wpłynąć?
Naszą piłkę musimy robić w Polsce, a nie
spoglądać na zagranicę. Gdyby wygrał
szejk, też mielibyśmy poprawne stosunki z FIFA, ale inną rzeczą są relacje
wręcz serdeczne. Podam przykład. Od
1,5 roku jestem rzecznikiem pewnego
przedsięwzięcia. Pisałem do FIFA i nigdy
nie dostałem odpowiedzi. W ostatnich
dwóch oknach transferowych dokonano
transferów na 5 mld euro w całej Europie. Z czego tzw. solidarity payments
powinny wynosić 5 proc., czyli 250 mln.
Do klubów, które z tego korzystają, trafiło tylko 48 mln. Mnie to strasznie irytuje, bo dotyczy wielu klubów, także
polskich, które tracą. Podpięło się pod
ten protest wielu prezesów różnych federacji. Jestem przekonany, że z Infantino
ten problem rozwiążemy, bo tu chodzi
właściwie o rozwiązania techniczne. Niestety Blatter i jego grupa nie była nawet
w stanie odpowiedzieć na moje zapytanie
i propozycję rozwiązania tematu. Jeżeli
Lewandowski przejdzie do Bayernu za
100 mln euro, to 5 mln powinno iść do
klubów, które go wychowały między 12.
a 21. rokiem życia. Pytam się, na jakiej
zasadzie Varsovia, Znicz Pruszków i inne
mają dotrzeć do danych Realu Madryt
96 |
7—13 MARCA 2016
i wystawić fakturę na odpowiednią kwotę?
Małe kluby, który wychowały wielkich piłkarzy, nie są teraz w stanie się dobić do
własnych, zarobionych pieniędzy. Nie ma
w tej kwestii żadnych regulacji. Powinien
być system, w którym federacja dostaje
sygnał o transferze zawodnika swojej
narodowości, w pięć minut powinno się
wysłać fakturę do Realu, a Real powinien
w pięć minut zapłacić. Z Infantino już na
ten temat rozmawiałem. W ciągu pół roku
sytuacja się rozwiąże.
Jesteście na „ty”?
Jesteśmy bardzo dobrymi kumplami. Ale
teraz mówię do niego „panie prezydencie”. Solidarity contribution to pierwsza
rzecz, która będzie dla nas korzystna
w związku ze zmianą prezydenta FIFA.
Druga sprawa to wykorzystanie tych naszych stadionów, które zostały wybudowane. Nie mówię, że od razu dostaniemy
organizację mistrzostw świata, bo raczej
nas na to nie stać. Jednak jest wiele innych
fajnych imprez, które można tu robić. To
też sposób na popularyzację kraju. Przecież po ME w 2012 r. branża turystyczna
w Polsce wzrosła o 15 proc.
W związku z tym, że w FIFA wygrał pana
przyjaciel i człowiek Michela Platiniego,
pana szanse na to, aby zająć eksponowane stanowisko w UEFA, rosną.
Nie lubię tego tematu. Poza tym Michel
Platini jest dziś prezydentem UEFA.
Jest zawieszony.
Ma prawo się odwoływać. Zresztą FIFA
zawiesiła Michela tylko i wyłącznie ze
względów politycznych.
Tu bym dyskutował. Ten przelew od Blattera do Platiniego na 2 mln euro śmierdzi na kilometr.
Ale wszystko było zgodne z prawem.
Zostały wystawiona faktura, odprowadzony podatek. Oczywiście można o tym
dyskutować, ale fakty są takie, jak je
przedstawiam.
W tej kwestii nie może być pan obiektywny, bo przyjaźni się z Platinim.
Wystawił fakturę — to fakt; komisja etyki
powiedziała, że to faktura nie wiadomo
za co. Ale my nic więcej nie wiemy. Poza
tym dlaczego sprawa wypłynęła akurat
wtedy, gdy Platini zaprezentował się jako
kandydat na szefa FIFA?
Mają na siebie kwity i wyciągają, kiedy
trzeba. Tak te organizacje działają.
No to niech ktoś teraz to udowodni, a nie
polega tylko na luźnej ocenie. Etyczne,
nieetyczne…
Te 2 mln wyglądają na łapówkę za to, że
wcześniej Platini się wycofał z wyborów,
torując drogę Blatterowi. Wieloletni
poślizg w dokonaniu przelewu za rzekomo wykonaną niegdyś usługę jeszcze
wzmacnia tę tezę.
Dajmy szansę Michelowi się z tego wybronić. Jak się z tego nie wybroni, to będzie
trzeba wybrać nowego prezydenta UEFA.
Moim zdaniem człowiek tak znający realia i biznes, gdyby chciał pobrać pieniądze, które mu się nie należą, znalazłby
tysiąc sposobów, aby jego nazwisko nie
figurowało i nie wystawiłby faktury na
FIFA.
Może czujność została zwyczajnie
uśpiona…
Może i tak, może był przekonany, że mu
się to należy. Niech to badają. Problem
będzie, jeśli zbadają i się okaże, że nie
może być prezydentem UEFA. Jest kilku
kandydatów, którzy mają chęć na prezesurę. Mnie na dziś to absolutnie nie kręci,
nie myślę o tym. Żeby być prezydentem
UEFA, naprawdę trzeba mieć kwalifikacje.
Niech pan nie kokietuje. Nazwisko Boniek wystarczyłoby, aby mieć duże
szanse.
Nazwisko jest dobre na pierwsze spotkanie. Na drugim trzeba już zaprezentować
coś więcej.
Kiedyś też pan mówił, że nie chce zostać
prezesem PZPN.
Całe szczęście, że zostałem prezesem
PZPN. Środowisko oceniło rządy mojego
poprzednika. To, jak dziś wygląda polska
piłka, uprawnia mnie do tego, by jakieś
zasługi sobie przypisać. Nie za duże,
ale jednak znaczące. I nie mówię tylko
o aspekcie sportowym, wyjeździe na Euro,
lecz o tym, jak jest skonfigurowana cała
polska piłka.
Podczas ostatniego zjazdu duża część
tego środowiska, kluby Ekstraklasy,
postawiła się panu solidarnie i PZPN
nie przeprowadził zmian w statucie. Kibice nie rozumieją, dlaczego teoretycznie dwie komplementarne organizacje
40/0216/F
historyk,
politolog
W
oraz realia epoki. Wszystkie dokumenty
w teczkach „Bolka” są oryginałami, z wyjątkiem jednego, który jest kserokopią.
Jego oryginał, datowany na 12 stycznia
1971 r., został w latach 80. wyjęty z teczki
i użyty w operacji krypt. „Ambasador”,
polegającej na próbach skompromitowania Wałęsy wcześniejszą współpracą z SB.
Można przypuszczać, że dziś leży on w archiwum Komitetu Noblowskiego, do którego wysłano go w celu zablokowania
Jednym z najważniejszych zadań „Bolka”
było rozładowywanie nastrojów kolegów,
gdyby ci planowali protesty lub inne wystąpienia, które w perspektywie mogłyby
się skończyć tak, jak w grudniu 1970 r.
Ta troska o spokój i uniknięcie ofiar była
swego rodzaju kładką, po której SB wciągnęła go do współpracy. „Bolek” działał tu
aktywnie, inicjatywą wykraczając poza
zadania zlecane mu przez Służbę Bezpieczeństwa. Działał pomysłowo, tak jak
wtedy, gdy — jak już wspominałem — nie
dopuścił do wygłoszenia przemówienia
przez Kazimierza Szołocha: „Szybko dotarłem do niego, chcąc zasięgnąć języka
o jego dalszych poczynaniach. Szybko zorientowałem się, że ma zamiar wygłosić
mowę, wyrażającą swe niezadowolenie.
W tej sytuacji zacząłem go przekonywać,
co mi się udało. Jako argument użyłem
tego, iż słyszał i czytał ulotki, i dlatego
nie powinien wchodzić w drogę autorom
SZTUKA ZARABIANIA
w postaci wezwań na ćwiczenia do wojska. Albo o tym, że gdy np. do Kazimierza Szołocha przychodzi milicja, to jego
żona mówi, iż go nie ma w domu, ale on
jest, tylko się chowa. Na ludzi denuncjowanych przez „Bolka” spadały represje.
Interesujący jest tu przypadek jednego
z robotniczych przywódców — Józefa
Szylera. Jego rozpracowanie zaczęło się
od donosu „Bolka”, potem do jego teczki
z tego źródła wpłynęło co najmniej kilka
cennych informacji. Z innych dokumentów SB (notatka z 3.09.1971 r. w sprawie
„osób wytypowanych do zwolnienia oraz
wyeliminowanych z większych zakładów
przemysłu kluczowego” w Trójmieście)
wiemy, że w lipcu 1971 r. Szyler został
usunięty z pracy. Ze względu na specyfikę
działań bezpieki czasem trudno wykazać
związek przyczynowo-skutkowy między
konkretnymi donosami TW a ich fatalnymi
skutkami dla ofiary. W teczce „Bolka” takie związki można wykazywać w sposób
podręcznikowy.
Odnalezione teczki przedstawiają dużo
gorszy obraz TW „Bolka” niż ten, którego
na podstawie znanych wcześniej fragmentów tej historii można się było spodziewać.
Wprawdzie już kilka lat później bohater
tych akt podniesie się z upadku i odegra
wielką rolę w polskiej historii, ale tu jeszcze wszystko jest wyjątkowo małe. Akta
TW „Bolek” trzeba dalej czytać i weryfikować, sprawdzać detale i analizować znaki
zapytania. Mam np. wątpliwość dotyczącą
odręcznych doniesień TW, które wydają
się należeć do osoby o nieco lepiej wyrobionym piśmie, niż by się po stoczniowcu
można było spodziewać. Z drugiej strony,
analiza akt wskazuje, że napisanie tego
inną ręką (np. któregoś funkcjonariusza)
wydaje się mało prawdopodobne. W każdym razie sprawę trzeba zbadać tak, by
wyjaśnić podobne wątpliwości. Rzecz
będzie miała dla „Bolka” — gdyby chciał
dowodzić w sądzie, że akta są spreparowane — fundamentalne znaczenie procesowe. Bez względu na wynik owego badania nie ma jednak wątpliwości, że teczki
odnalezione u Kiszczaka są autentyczne
i opisują prawdziwą historię „Bolka”. Dowodów na to jest wiele. Jednym z ważniejszych wydaje się fakt, że TW „Bolek” to
człowiek jedyny w swoim rodzaju. Taki,
którego sfabrykować się nie da.
WOJCIECH WENCEL
FELIETONY
FOT. REPORTER/ANDRZEJ IWANCZUK
Donosy „Bolka”
Nie ma wątpliwości, że teczki odnalezione w domu gen. Kiszczaka
są autentyczne i opisują prawdziwą historię „Bolka”.
Wprawdzie już kilka lat później bohater tych akt podniesie się
z upadku i odegra wielką rolę w polskiej historii, ale donosy
z pierwszej połowy lat 70. kładą się cieniem na jego zasługach
Ž[
FOT. KRZYSZTOF BIELIŃSKI/ARCHIWUM ARTYSTYCZNE TEATRU NARODOWEGO
NIE DO PODROBIENIA
nych SB można łatwiej oceniać w kategoriach etycznych. Na podstawie donosów „Bolka” bezpieka zakładała sprawy
operacyjne, brała na celownik i zaczynała niszczyć konkretnych robotników.
Przykładowo 19 kwietnia 1971 r. „Bolek”
doniósł: „Dzisiaj rozmawiałem z elektrykiem Jasińskim Jan[em z Wydziału
stoczniowego] W-4, który radził mi się,
czy by nie puścić ulotki nawołującej do
obchodów 3 maja, a nie 1 maja”. Reakcja
funkcjonariuszy po tym doniesieniu była
natychmiastowa: „Na Jasińskiego założyć
kwestionariusz i poddać go aktywnemu
inwigilowaniu”. W innym wypadku:
„W dniu dzisiejszym [29 kwietnia 1971 r.]
o godzinie 8.10 tw »Bolek« wywołał telefonicznie spotkanie, na którym przekazał
mi ulotkę nawołującą do zbojkotowania
obchodów 1 maja. […] Ulotkę otrzymał
od ślusarza z [wydziału] W-4 Kwiatkowskiego, który podszedł do niego, dał mu
ją do ręki i poszedł”. SB zaplanowała
rozmowę ostrzegawczą z Kwiatkowskim
z opcjonalną próby pozyskania. Kolportaż ulotek był przestępstwem. „Bolek”
wyłożył więc Kwiatkowskiego na przysłowiowym talerzu: i pod represje, i pod
werbunek.
Informacji o tym, że konkretne donosy „Bolka” przynosiły ludziom istotne
szkody, jest w tym materiale dużo. TW
informował, co kto miał na sumieniu,
kto uczestniczył w zajściach grudniowych, kto coś ukrywa przed władzami
i kto chce uniknąć działań represyjnych
Ž[
WYKLĘCI, NIEZŁOMNI
KRYSTYNA GRZYBOWSKA
86
MACIEJ ŚWIRSKI
dwóch tomów (teczka personalna i teczka
pracy) akt TW „Bolek” odnalezionych
w mieszkaniu Czesława Kiszczaka. Istotnie, zarówno sama teczka, jak i podstawowe elementy dotyczące znajdujących
się w niej dokumentów — pieczątki, podpisy, numery kancelaryjne, układ i paginacja — nie budzą istotnych wątpliwości.
Także treść, sposób prowadzenia i układ
dokumentacji wiernie odzwierciedlają
obowiązujące w tym zakresie kanony
DOOKOŁA EUROPY
GOSPODARKA
PIOTR GONTARCZYK
ANNA MONICKA
ROZMAWIAJĄ GADOWSKI, GRABYS, KRÓL
84
HISTORIA NIE DO PODROBIENIA
PIOTR
GONTARCZYK
KURDOWIE: PŁONĄCY OKRĘT
80
PIOTR ZAREMBA
HISTORIA
104
ZE SCENY I ZZA KULIS
ŚWIAT
POMNIEJSZANIE KACZYŃSKICH
Dość symptomatyczna dla zrozumienia
historycznego fenomenu „Bolka” jest jego
opowieść o tym, jak nie został przywódcą
komitetu strajkowego w grudniu 1970 r.,
mimo że miał dysponować poparciem prawie całej załogi. Uniemożliwił mu to dyrektor stoczni: „Po krótkich przemówieniach
zaproponowano mi głosami z sali, abym
został przewodniczącym komitetu. Ja,
chcąc podziękować za zaufanie i godząc
się z tą decyzją, nie mogłem ruszyć się
JOLANTA GAJDA-ZADWORNA
GRZYBY W DONICZCE
NA KONIEC
PIOTR ZAREMBA
78
Ž[
SMAKI MARITY ALBÁN JUÁREZ
JOLANTA GAJDA-ZADWORNA
77
MISZMASZ
102
67
TEMAT TYGODNIA
KRAJ
100
Ž[
77
FELIETONY
20
Ž[
KUCHNIA
ROZMAWIA DOROTA ŁOSIEWICZ
73
ŁUKASZ WARZECHA
18
BUCHALTERZY PRZY MIKROFONIE
KRZYSZTOF LOGAN TOMASZEWSKI
MAJA NARBUTT
74
WYCINKI WARZECHY
17
98
ZE ZBIGNIEWEM BOŃKIEM
ROZMAWIA CEZARY KOWALSKI
eprasa.pl
BEZCENNY DIALOG
16
95
W SIECI KULTURY
KRZYSZTOF FEUSETTE
13
Ž[
SPORT
ANDRZEJ RAFAŁ POTOCKI
TYSIĄCE ZNAKÓW
12
GRZEGORZA GÓRNEGO
DORWAĆ WÓJTA
38
PRZEGLĄD TYGODNIA
6
DODATEK „FRONDA”