Pobierz - ePrasa.pl
Transkrypt
Pobierz - ePrasa.pl
24–32 SPÓR S PÓR O TRYBUNAŁ TRYB TR YB KONSTYTUCYJNY 51–66 JANECKI, SKWIECIŃSKI, ROKITA, WILDSTEIN [ NA POCZĄTEK ROBERT MAZUREK, IGOR ZALEWSKI 10 TRENDY I OWĘDY 10 KORSUN CHILI KORSUN RYSZARD MAKOWSKI MICHAŁ KORSUN, PAWEŁ KORSUN 42 Z ANDRZEJEM GOŹDZIKOWSKIM 46 GRA PUSZCZĄ 48 Z JOANNĄ PUZYNĄ-KRUPSKĄ ROZMAWIAJĄ JACEK I MICHAŁ KARNOWSCY MARTA KACZYŃSKA 14 BANKSTERZY KRĘCĄ GLOBUSEM 15 CYNICY I NIENAWISTNICY JAN PIETRZAK BRONISŁAW WILDSTEIN PIOTR CYWIŃSKI, TOMASZ ŁYSIAK POKÓJ BRIE LARSON DOROTA ŁOSIEWICZ 70 POWRÓT GUSTAWA-KONRADA ADAM CIESIELSKI O.S.T.R.: ŻYCIE PO ŚMIERCI MARCIN FLINT ZAREMBA PRZED TELEWIZOREM PIOTR ZAREMBA TEST (NIE)SCENICZNY KAMILA ŁAPICKA POLECA I ODRADZA ŁUKASZ ADAMSKI [ [ KRAJ 33 36 „BOLEK” I CO DALEJ? KULTURA SZAFA KISZCZAKA ich. Twierdziłem dalej, [że] jeśli zdołali to w taki sposób zorganizować, to na pewno pokierują tymi sprawami, ale on może im zaszkodzić. […] W ten sposób odciągnąłem go od tego celu, i od tego momentu chodziłem za nim jak cień. I wszystkie poczynania jego gasiłem”. O ile w tym przypadku trzeba brać pod uwagę obawę TW przed skutkami kolejnego zderzenia robotników z władzą, o tyle wiele innych informacji przekaza- „Bolek” dobrze sobie radzi ze zdobywaniem informacji i na spotkaniach z funkcjonariuszami SB, z którymi czasem widuje się dwa razy dziennie. Nie trzeba go szkolić ani przełamywać zasad moralnych z miejsca, ponieważ z tyłu za kufajkę trzymał mnie dyrektor Żaczek. […] W pierwszej chwili chciałem się wyrwać, jednak trzymał mnie tak ładnie, jakoś z tyłu krzesła, że nie mogłem wstać, i napastując mnie w ten sposób, przekonał mnie, że zgodziłem się z jego decyzją”. „Bolek” to człowiek, który wkrótce jednym susem pokona kilkumetrowy płot wokół stoczni i wskoczy na kobyłę historii. Nikt go już wtedy za kufajkę nie złapie. FOT. REPORTER/KAROLINA MISZTAL iele już powiedziano i napisano w sprawie autentyczności oraz wiarygodności 7—13 MARCA 2016 4| 7—13 MARCA 2016 | 33 JANUSZ SZEWCZAK | 35 Marcin Przybylski jako Guślarz-Diabeł. Zdj. z próby PIOTR ZAREMBA komentator, publicysta W ielki polski dramat romantyczny był szykowany od kilku miesięcy. Jego przygotowania nie podjął się jednak żaden z polskich reżyserów. Zrobił to 64-letni Litwin Eimuntas Nekrošius. Jest autorem wielu cenionych na świecie inscenizacji sztuk klasycznych, m.in. „Hamleta” Szekspira i „Fausta” Goethego. Spektakl wbrew modzie? Jak wynika z przebiegu prób, choć z Mickiewiczem łączy Litwina miejsce akcji (Wilno), Nekrošius mniej jest zafascynowany historycznym konkretem fabuły „Dziadów”, bardziej uniwersalną 7—13 MARCA 2016 107 W CO GRA WAŁĘSA? 108 FELIETONY 109 WY, NARÓD 110 DO SENATU W GACIACH 111 FELIETONY 112 PODRĘCZNIK PRZESTĘPCY 114 BOLKI A KONIEC KOMUNIZMU SPORT POWRÓT GUSTAWA-KONRADA 70 | 106 PO PRZEŚLADOWANIACH PRZED RZED ZED ED P ED PREMIERĄ PRE PR To nie koniec 7—13 MARCA 2016 105 PIOTR SKWIECIŃSKI, LECH MAKOWIECKI DARIUSZ KARŁOWICZ WOJCIECH RESZCZYŃSKI KATARZYNA ŁANIEWSKA, JERZY JACHOWICZ ALEKSANDER NALASKOWSKI ROBERT MAZUREK MAREK KRÓL, WITOLD GADOWSKI Pierwszy raz po wielu latach Warszawa zobaczy inscenizację „Dziadów” Mickiewicza w Teatrze Narodowym. Przecieki zapowiadają niezwykłe poetyckie widowisko. – Będziecie zaskoczeni – mówi Grzegorz Małecki, który zagra Gustawa-Konrada. Możliwe, że czeka nas wielkie kulturalne wydarzenie wymową dramatu. — To będzie przede wszystkim opowieść o narodzinach artysty i o poszukiwaniu Boga — zapowiada Grzegorz Małecki. Ale zarazem obiecuje: — To będzie inscenizacja niezgodna z najnowszymi modami. Szlachetny poetycki spektakl, zaskakująco ciepły. Czyli coś, czego autorzy współczesnych, najbardziej hałaśliwych inscenizacji teatralnych z klasyką obchodzących się bezceremonialnie, z reguły nam nie dają. Uniwersalizm wymowy ma być wzmacniany przez scenografię autorstwa syna reżysera, Mariusa. Na scenie zobaczymy nieomal księżycowy krajobraz pełen kraterów, które odegrają potem swoją rolę podczas różnych zwrotów akcji. A zarazem Nekrošius spróbuje nam pokazać wszystkie części: i misteryjne obrzędy z części II, i fragmenty części IV o poszukiwaniach romantycznego artysty, i poetycko-polityczny „reportaż” części III, w którym oglądamy represje spadające na wileńskich uczniów i studentów ze strony carskiej władzy. Będą więc i sek- wencje więzienne, i Salon Warszawski, i sen Senatora. Oczywiście całość nie potrwa 14 godzin jak wrocławskie czytanie pełnego tekstu pod kierunkiem ekscentryka Michała Zadary. Ale trzeba się przygotować na przedstawienie długie, choć klarowne, w którym luki fabularne zostaną wypełnione scenicznymi pomysłami, scenami niemymi itd. Inscenizacja ma być pełna rozmachu, bez mała operowa, tempo powolne, z pełnym poszanowaniem dla rytmu poezji romantycznej. W dzisiejszych czasach to właśnie jest eksperyment. Bardzo młode „Dziady” Z Grzegorzem Małeckim rozmawiam w kawiarni przylegającej do teatru. Spieszy się na kolejną próbę. Ten świetny aktor przede wszystkim teatralny żyje tym przedsięwzięciem od miesięcy. Widzom Teatru Narodowego kojarzy się głównie z rolami charakterystycznymi, czasem komediowymi czy groteskowymi. To m.in. groźny Edek z „Tanga” Mrożka, żałosny Ilja Zubatyj z „Miłości na Krymie” tegoż autora; skrzywdzony, współczesny Terry z „W mrocznym, mrocznym domu” LaBute’a, pocieszny Perote z „Księżniczki na opak wywróconej” Calderóna, odrealniony Cynga z „Bezimiennego dzieła” Witkacego. Tym razem staje przed wyzwaniem wielkiej roli poetyckiej. Jest jednym z najdojrzalszych Gustawów-Konradów w historii — ma 41 lat (Gustaw Holoubek w „Dziadach” Dejmkowskich miał jednak 44). Paradoksalnie grał już tę rolę. Chodzi jednak nie o zwykłe przedstawienie, lecz o dyplomowy pokaz Akademii Teatralnej sprzed 17 lat w reżyserii Macieja Prusa. Z romantycznym wierszem poradził sobie wtedy świetnie. Potem obsadzano go jednak na ogół w trochę innym emploi — także z tego powodu, że wielki repertuar romantyczny wyszedł z mody. Nawet w Teatrze Narodowym Jana Englerta. Popularność granego od paru miesięcy „Kordiana” Słowackiego — w reżyserii Englerta — wskazuje wszakże na pewien głód takiego teatru. — Dlaczego „Dziady” były grane tak rzadko, a w Warszawie właściwie wcale? (odnotujmy, że w 2005 r. wystawiono dramat w stolicy pod szyldem Studium Teatralnego im. Ireny Solskiej; był grany w Cytadeli w reżyserii Szczepana Szczykły, ale nie zdobył większego rozgłosu) — pytam na odchodne człowieka, który przez blisko pół godziny będzie mówił Wielką Improwizację. — Bo są trudne, bo się ich boją — odpowiada. Pomijając osobny przypadek Małeckiego, dla którego to zasłużone zwieńczenie kariery, czeka nas zaskakująco młoda obsada. Guślarzem będzie świetny, ale wciąż bardzo młodzieńczy Marcin Przybylski. Arkadiusz Janiczek będzie chyba najmłodszym Senatorem w dziejach „Dziadów”, Kinga Ilgner — skrzywdzoną matką, panią Rollison. Młodzież aktorska obsadzi role więzionych filomatów. Kamil Mrożek wygłosi sławną opowieść Sobolewskiego. 28-letni Mateusz Rusin zagra księdza Piotra. Strach przed duchami „Dziady” odgrywały rolę szczególną nie tylko w dziejach polskiego teatru, lecz i w dziejach Polski w ogóle. Przed wojną wbrew pozorom, choć uchodziły za fundament patriotycznego, niepodległościowego wychowania, grano je rzadko, gdyż uchodziły za trudne i mało sceniczne, bo nie zawsze znajdowano pomysł na powiązanie poszczególnych części, bo wielogodzinne słuchanie poezji było bardzo elitarną rozrywką. Po roku 1945, choć Mickiewicz i Słowacki byli wydawani w milionowych nakładach i uznani za poetów rewolucyjnych, nie rwano się do wystawiania ich najważniejszych dramatów. Partyjnych kontrolerów raziła wymowa wolnościowa i antyrosyjska, niepokoiła też metafizyka. W kraju, w którym w jednej z inscenizacji Balladynę musiał zabić atak serca, bo nie mógł piorun, nadzorcom kultury nie mogły się podobać scena zapełniona aniołami i diabłami, religijne widzenia, a w ostateczności, pomimo wadzenia się z Bogiem, koncept zwycięstwa Bożej sprawiedliwości. Dopiero w styczniu 1954 r. na sesji Rady Kultury stwierdzono: „Do rozważań nad Nie-Boską jesteśmy jeszcze mało przygotowani. […] Ale Mickiewicz i Słowacki domagają się natychmiastowych badań”. Efektem była inscenizacja Aleksandra Bardiniego z roku 1955 w warszawskim Teatrze Polskim, którą traktowano jako symbol odnowy. Choć reżyser nie pokazał duchów (mówiły przez mikrofony), a Ignacemu Gogolewskiemu grającemu Gustawa-Konrada skrócił Wielką Improwizację o połowę, wszyscy chłonęli romantyczny wiersz. Kolejna sławna inscenizacja — Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym z listopada 1967 r. — stała się katalizatorem zdarzeń politycznych. W następstwie prawdziwych czy rzekomych antyrosyjskich okrzyków, jakie padały ponoć z miejsc publiczności, władze zapowiedziały zdjęcie przedstawienia i zrobiły to w styczniu 1968 r. To z kolei stało się przedmiotem dramatycznych protestów młodzieży studenckiej i środowisk intelektualnych w Marcu. 7—13 MARCA 2016 | 71 ANDRZEJ ZYBERTOWICZ SPORT ROZMOWA Pamiętam, jak był pan kiedyś uszczypliwy wobec tzw. leśnych dziadków w PZPN. Uszczypliwy — tak, ale nigdy się nie śmiałem z ich wieku. Określenie „leśne dziadki” to był stan umysłu, kompetencje, a właściwie ich brak. W Polsce wielu ludzi w piłce było wyjętych wprost z czasów jeszcze komunistycznych, oni absolutnie się nie dostosowali do innych zasad. Gianni Infantino został prezydentem FIFA. Dlaczego to dobrze dla Polski? Kiedy Polska ostatnio organizowała kilka ciekawych imprez z ME włącznie, to sekretarzem UEFA był Infantino, który był człowiekiem Platiniego, ale jakąś moc wykonawczą miał. Dzisiaj zostaje prezydentem FIFA. Człowiek, który ma ze mną bardzo dobre stosunki od wielu lat. To chyba dobrze? WBILI MI NÓŻ W PLECY, ZOSTAŁEM ZDRADZONY Z prezesem PZPN ZBIGNIEWEM BOŃKIEM rozmawia Cezary Kowalski (Polsat Sport) Dziesięć lat temu powiedział mi pan w wywiadzie, że ma już 50 lat i nic nie musi. Dziesięć lat minęło jak jeden dzień. Skończyłem sześćdziesiątkę. Życie jest piękne, jak cokolwiek robisz, a nic nie musisz. Dystans daje ci obiektywne spojrzenie na sprawy. Pomaga, aby realizować cele, które człowiek sobie wyznaczył. To, że nic nie musisz, nie oznacza siedzenia na ROZMOWA w pana branży — dziennikarstwie. Młodzi zbierają doświadczenie, uczą się, siedzą przed komputerem, starsi są na pierwszym froncie, oni mają autorytet. Mówienie o tym, że Ekstraklasa chciałaby mieć większy wpływ na związek, jest śmieszne w sytuacji, gdy ma siedmiu przedstawicieli w zarządzie PZPN Szukanie teatru narodowego Warto jednak na to przedstawienie spojrzeć z innej strony. Kazimierz Dejmek nie był przeciwnikiem władzy ludowej ani przyjaźni ze Związkiem Sowieckim. Co ciekawsze, był też przekonanym marksistą, zwolennikiem nasycenia kultury polskiej wątkami plebejskimi, w przeszłości aktywnie współtworzył teatr socrealistyczny. A równocześnie co najmniej od końca lat 50. szukał formuły najlepszego „teatru narodowego”. W efekcie dał Polsce spektakl może najmocniej nasycony wątkami patriotycznymi (co musiało się zderzyć z wrażliwością rządzącego systemu), a także religijnymi. Choć w Boga nie wierzył, uważał tradycyjną religijność za niezwykle ważny składnik narodowej kultury. Szukał także naturalnej równowagi między szlacheckim romantyzmem a ludową mądrością — co łączyło obrzędy dziadów z wątkiem studenckiej konspiracji. Mało kto zdołał obejrzeć tę może najpełniejszą i najbardziej zgodną z intencjami Mickiewicza interpretację wielkiego dramatu. Pozostała po niej powtarzana czasem Wielka Improwizacja w wykonaniu Holoubka, którego, co ciekawe, wielu recenzentów uważało wcześniej za niepasującego do roli romantycznego bohatera. Lata 70. przyniosły kolejne podejście do tematu. Literalnie rzecz biorąc, inscenizację Konrada Swinarskiego z krakowskiego Starego Teatru można by uznać za polemikę z wizją Dejmka. Wadzeniu się z Bogiem nadał sławny reżyser wyjątkowo WIKTOR ŚWIETLIK bujanym fotelu i patrzenia wyłącznie na wnuki. Chociaż wnuki są numerem jeden w moim życiu. Odnoszę wrażenie, że 10 lat temu był pan spokojniejszy. Byłem w innym miejscu. Czy czuję się młodo? Zależy, o co pan pyta. Jeśli chodzi o sznurowanie butów, to odczuwam tę sześćdziesiątkę. Ale mentalnie jestem młody. My generalnie w Polsce odstawiamy do lamusa ludzi starszych. Nam się wydaje, że jeśli ktoś ma siwe włosy, już jest stary. A siwe włosy to przede wszystkim mądrość i doświadczenie. U nas generalnie stawia się na młodych, i dobrze. Tyle że aby młody się przedarł w jakiejkolwiek branży, to jego zaletą nie może być jedynie młodość. Tylko umiejętności. We Włoszech czy w Hiszpanii widać to choćby 7—13 MARCA 2016 | 95 Ale jak konkretnie może to na nas wpłynąć? Naszą piłkę musimy robić w Polsce, a nie spoglądać na zagranicę. Gdyby wygrał szejk, też mielibyśmy poprawne stosunki z FIFA, ale inną rzeczą są relacje wręcz serdeczne. Podam przykład. Od 1,5 roku jestem rzecznikiem pewnego przedsięwzięcia. Pisałem do FIFA i nigdy nie dostałem odpowiedzi. W ostatnich dwóch oknach transferowych dokonano transferów na 5 mld euro w całej Europie. Z czego tzw. solidarity payments powinny wynosić 5 proc., czyli 250 mln. Do klubów, które z tego korzystają, trafiło tylko 48 mln. Mnie to strasznie irytuje, bo dotyczy wielu klubów, także polskich, które tracą. Podpięło się pod ten protest wielu prezesów różnych federacji. Jestem przekonany, że z Infantino ten problem rozwiążemy, bo tu chodzi właściwie o rozwiązania techniczne. Niestety Blatter i jego grupa nie była nawet w stanie odpowiedzieć na moje zapytanie i propozycję rozwiązania tematu. Jeżeli Lewandowski przejdzie do Bayernu za 100 mln euro, to 5 mln powinno iść do klubów, które go wychowały między 12. a 21. rokiem życia. Pytam się, na jakiej zasadzie Varsovia, Znicz Pruszków i inne mają dotrzeć do danych Realu Madryt 96 | 7—13 MARCA 2016 i wystawić fakturę na odpowiednią kwotę? Małe kluby, który wychowały wielkich piłkarzy, nie są teraz w stanie się dobić do własnych, zarobionych pieniędzy. Nie ma w tej kwestii żadnych regulacji. Powinien być system, w którym federacja dostaje sygnał o transferze zawodnika swojej narodowości, w pięć minut powinno się wysłać fakturę do Realu, a Real powinien w pięć minut zapłacić. Z Infantino już na ten temat rozmawiałem. W ciągu pół roku sytuacja się rozwiąże. Jesteście na „ty”? Jesteśmy bardzo dobrymi kumplami. Ale teraz mówię do niego „panie prezydencie”. Solidarity contribution to pierwsza rzecz, która będzie dla nas korzystna w związku ze zmianą prezydenta FIFA. Druga sprawa to wykorzystanie tych naszych stadionów, które zostały wybudowane. Nie mówię, że od razu dostaniemy organizację mistrzostw świata, bo raczej nas na to nie stać. Jednak jest wiele innych fajnych imprez, które można tu robić. To też sposób na popularyzację kraju. Przecież po ME w 2012 r. branża turystyczna w Polsce wzrosła o 15 proc. W związku z tym, że w FIFA wygrał pana przyjaciel i człowiek Michela Platiniego, pana szanse na to, aby zająć eksponowane stanowisko w UEFA, rosną. Nie lubię tego tematu. Poza tym Michel Platini jest dziś prezydentem UEFA. Jest zawieszony. Ma prawo się odwoływać. Zresztą FIFA zawiesiła Michela tylko i wyłącznie ze względów politycznych. Tu bym dyskutował. Ten przelew od Blattera do Platiniego na 2 mln euro śmierdzi na kilometr. Ale wszystko było zgodne z prawem. Zostały wystawiona faktura, odprowadzony podatek. Oczywiście można o tym dyskutować, ale fakty są takie, jak je przedstawiam. W tej kwestii nie może być pan obiektywny, bo przyjaźni się z Platinim. Wystawił fakturę — to fakt; komisja etyki powiedziała, że to faktura nie wiadomo za co. Ale my nic więcej nie wiemy. Poza tym dlaczego sprawa wypłynęła akurat wtedy, gdy Platini zaprezentował się jako kandydat na szefa FIFA? Mają na siebie kwity i wyciągają, kiedy trzeba. Tak te organizacje działają. No to niech ktoś teraz to udowodni, a nie polega tylko na luźnej ocenie. Etyczne, nieetyczne… Te 2 mln wyglądają na łapówkę za to, że wcześniej Platini się wycofał z wyborów, torując drogę Blatterowi. Wieloletni poślizg w dokonaniu przelewu za rzekomo wykonaną niegdyś usługę jeszcze wzmacnia tę tezę. Dajmy szansę Michelowi się z tego wybronić. Jak się z tego nie wybroni, to będzie trzeba wybrać nowego prezydenta UEFA. Moim zdaniem człowiek tak znający realia i biznes, gdyby chciał pobrać pieniądze, które mu się nie należą, znalazłby tysiąc sposobów, aby jego nazwisko nie figurowało i nie wystawiłby faktury na FIFA. Może czujność została zwyczajnie uśpiona… Może i tak, może był przekonany, że mu się to należy. Niech to badają. Problem będzie, jeśli zbadają i się okaże, że nie może być prezydentem UEFA. Jest kilku kandydatów, którzy mają chęć na prezesurę. Mnie na dziś to absolutnie nie kręci, nie myślę o tym. Żeby być prezydentem UEFA, naprawdę trzeba mieć kwalifikacje. Niech pan nie kokietuje. Nazwisko Boniek wystarczyłoby, aby mieć duże szanse. Nazwisko jest dobre na pierwsze spotkanie. Na drugim trzeba już zaprezentować coś więcej. Kiedyś też pan mówił, że nie chce zostać prezesem PZPN. Całe szczęście, że zostałem prezesem PZPN. Środowisko oceniło rządy mojego poprzednika. To, jak dziś wygląda polska piłka, uprawnia mnie do tego, by jakieś zasługi sobie przypisać. Nie za duże, ale jednak znaczące. I nie mówię tylko o aspekcie sportowym, wyjeździe na Euro, lecz o tym, jak jest skonfigurowana cała polska piłka. Podczas ostatniego zjazdu duża część tego środowiska, kluby Ekstraklasy, postawiła się panu solidarnie i PZPN nie przeprowadził zmian w statucie. Kibice nie rozumieją, dlaczego teoretycznie dwie komplementarne organizacje 40/0216/F historyk, politolog W oraz realia epoki. Wszystkie dokumenty w teczkach „Bolka” są oryginałami, z wyjątkiem jednego, który jest kserokopią. Jego oryginał, datowany na 12 stycznia 1971 r., został w latach 80. wyjęty z teczki i użyty w operacji krypt. „Ambasador”, polegającej na próbach skompromitowania Wałęsy wcześniejszą współpracą z SB. Można przypuszczać, że dziś leży on w archiwum Komitetu Noblowskiego, do którego wysłano go w celu zablokowania Jednym z najważniejszych zadań „Bolka” było rozładowywanie nastrojów kolegów, gdyby ci planowali protesty lub inne wystąpienia, które w perspektywie mogłyby się skończyć tak, jak w grudniu 1970 r. Ta troska o spokój i uniknięcie ofiar była swego rodzaju kładką, po której SB wciągnęła go do współpracy. „Bolek” działał tu aktywnie, inicjatywą wykraczając poza zadania zlecane mu przez Służbę Bezpieczeństwa. Działał pomysłowo, tak jak wtedy, gdy — jak już wspominałem — nie dopuścił do wygłoszenia przemówienia przez Kazimierza Szołocha: „Szybko dotarłem do niego, chcąc zasięgnąć języka o jego dalszych poczynaniach. Szybko zorientowałem się, że ma zamiar wygłosić mowę, wyrażającą swe niezadowolenie. W tej sytuacji zacząłem go przekonywać, co mi się udało. Jako argument użyłem tego, iż słyszał i czytał ulotki, i dlatego nie powinien wchodzić w drogę autorom SZTUKA ZARABIANIA w postaci wezwań na ćwiczenia do wojska. Albo o tym, że gdy np. do Kazimierza Szołocha przychodzi milicja, to jego żona mówi, iż go nie ma w domu, ale on jest, tylko się chowa. Na ludzi denuncjowanych przez „Bolka” spadały represje. Interesujący jest tu przypadek jednego z robotniczych przywódców — Józefa Szylera. Jego rozpracowanie zaczęło się od donosu „Bolka”, potem do jego teczki z tego źródła wpłynęło co najmniej kilka cennych informacji. Z innych dokumentów SB (notatka z 3.09.1971 r. w sprawie „osób wytypowanych do zwolnienia oraz wyeliminowanych z większych zakładów przemysłu kluczowego” w Trójmieście) wiemy, że w lipcu 1971 r. Szyler został usunięty z pracy. Ze względu na specyfikę działań bezpieki czasem trudno wykazać związek przyczynowo-skutkowy między konkretnymi donosami TW a ich fatalnymi skutkami dla ofiary. W teczce „Bolka” takie związki można wykazywać w sposób podręcznikowy. Odnalezione teczki przedstawiają dużo gorszy obraz TW „Bolka” niż ten, którego na podstawie znanych wcześniej fragmentów tej historii można się było spodziewać. Wprawdzie już kilka lat później bohater tych akt podniesie się z upadku i odegra wielką rolę w polskiej historii, ale tu jeszcze wszystko jest wyjątkowo małe. Akta TW „Bolek” trzeba dalej czytać i weryfikować, sprawdzać detale i analizować znaki zapytania. Mam np. wątpliwość dotyczącą odręcznych doniesień TW, które wydają się należeć do osoby o nieco lepiej wyrobionym piśmie, niż by się po stoczniowcu można było spodziewać. Z drugiej strony, analiza akt wskazuje, że napisanie tego inną ręką (np. któregoś funkcjonariusza) wydaje się mało prawdopodobne. W każdym razie sprawę trzeba zbadać tak, by wyjaśnić podobne wątpliwości. Rzecz będzie miała dla „Bolka” — gdyby chciał dowodzić w sądzie, że akta są spreparowane — fundamentalne znaczenie procesowe. Bez względu na wynik owego badania nie ma jednak wątpliwości, że teczki odnalezione u Kiszczaka są autentyczne i opisują prawdziwą historię „Bolka”. Dowodów na to jest wiele. Jednym z ważniejszych wydaje się fakt, że TW „Bolek” to człowiek jedyny w swoim rodzaju. Taki, którego sfabrykować się nie da. WOJCIECH WENCEL FELIETONY FOT. REPORTER/ANDRZEJ IWANCZUK Donosy „Bolka” Nie ma wątpliwości, że teczki odnalezione w domu gen. Kiszczaka są autentyczne i opisują prawdziwą historię „Bolka”. Wprawdzie już kilka lat później bohater tych akt podniesie się z upadku i odegra wielką rolę w polskiej historii, ale donosy z pierwszej połowy lat 70. kładą się cieniem na jego zasługach [ FOT. KRZYSZTOF BIELIŃSKI/ARCHIWUM ARTYSTYCZNE TEATRU NARODOWEGO NIE DO PODROBIENIA nych SB można łatwiej oceniać w kategoriach etycznych. Na podstawie donosów „Bolka” bezpieka zakładała sprawy operacyjne, brała na celownik i zaczynała niszczyć konkretnych robotników. Przykładowo 19 kwietnia 1971 r. „Bolek” doniósł: „Dzisiaj rozmawiałem z elektrykiem Jasińskim Jan[em z Wydziału stoczniowego] W-4, który radził mi się, czy by nie puścić ulotki nawołującej do obchodów 3 maja, a nie 1 maja”. Reakcja funkcjonariuszy po tym doniesieniu była natychmiastowa: „Na Jasińskiego założyć kwestionariusz i poddać go aktywnemu inwigilowaniu”. W innym wypadku: „W dniu dzisiejszym [29 kwietnia 1971 r.] o godzinie 8.10 tw »Bolek« wywołał telefonicznie spotkanie, na którym przekazał mi ulotkę nawołującą do zbojkotowania obchodów 1 maja. […] Ulotkę otrzymał od ślusarza z [wydziału] W-4 Kwiatkowskiego, który podszedł do niego, dał mu ją do ręki i poszedł”. SB zaplanowała rozmowę ostrzegawczą z Kwiatkowskim z opcjonalną próby pozyskania. Kolportaż ulotek był przestępstwem. „Bolek” wyłożył więc Kwiatkowskiego na przysłowiowym talerzu: i pod represje, i pod werbunek. Informacji o tym, że konkretne donosy „Bolka” przynosiły ludziom istotne szkody, jest w tym materiale dużo. TW informował, co kto miał na sumieniu, kto uczestniczył w zajściach grudniowych, kto coś ukrywa przed władzami i kto chce uniknąć działań represyjnych [ WYKLĘCI, NIEZŁOMNI KRYSTYNA GRZYBOWSKA 86 MACIEJ ŚWIRSKI dwóch tomów (teczka personalna i teczka pracy) akt TW „Bolek” odnalezionych w mieszkaniu Czesława Kiszczaka. Istotnie, zarówno sama teczka, jak i podstawowe elementy dotyczące znajdujących się w niej dokumentów — pieczątki, podpisy, numery kancelaryjne, układ i paginacja — nie budzą istotnych wątpliwości. Także treść, sposób prowadzenia i układ dokumentacji wiernie odzwierciedlają obowiązujące w tym zakresie kanony DOOKOŁA EUROPY GOSPODARKA PIOTR GONTARCZYK ANNA MONICKA ROZMAWIAJĄ GADOWSKI, GRABYS, KRÓL 84 HISTORIA NIE DO PODROBIENIA PIOTR GONTARCZYK KURDOWIE: PŁONĄCY OKRĘT 80 PIOTR ZAREMBA HISTORIA 104 ZE SCENY I ZZA KULIS ŚWIAT POMNIEJSZANIE KACZYŃSKICH Dość symptomatyczna dla zrozumienia historycznego fenomenu „Bolka” jest jego opowieść o tym, jak nie został przywódcą komitetu strajkowego w grudniu 1970 r., mimo że miał dysponować poparciem prawie całej załogi. Uniemożliwił mu to dyrektor stoczni: „Po krótkich przemówieniach zaproponowano mi głosami z sali, abym został przewodniczącym komitetu. Ja, chcąc podziękować za zaufanie i godząc się z tą decyzją, nie mogłem ruszyć się JOLANTA GAJDA-ZADWORNA GRZYBY W DONICZCE NA KONIEC PIOTR ZAREMBA 78 [ SMAKI MARITY ALBÁN JUÁREZ JOLANTA GAJDA-ZADWORNA 77 MISZMASZ 102 67 TEMAT TYGODNIA KRAJ 100 [ 77 FELIETONY 20 [ KUCHNIA ROZMAWIA DOROTA ŁOSIEWICZ 73 ŁUKASZ WARZECHA 18 BUCHALTERZY PRZY MIKROFONIE KRZYSZTOF LOGAN TOMASZEWSKI MAJA NARBUTT 74 WYCINKI WARZECHY 17 98 ZE ZBIGNIEWEM BOŃKIEM ROZMAWIA CEZARY KOWALSKI eprasa.pl BEZCENNY DIALOG 16 95 W SIECI KULTURY KRZYSZTOF FEUSETTE 13 [ SPORT ANDRZEJ RAFAŁ POTOCKI TYSIĄCE ZNAKÓW 12 GRZEGORZA GÓRNEGO DORWAĆ WÓJTA 38 PRZEGLĄD TYGODNIA 6 DODATEK „FRONDA”