- A wiesz, Ŝe mi się to bardzo podoba?

Transkrypt

- A wiesz, Ŝe mi się to bardzo podoba?
- A wiesz, Ŝe mi się to bardzo podoba? - zauwaŜył Henry.
Layla z uśmiechem przeniosła cięŜar ciała z nogi na nogę. Po codziennym bieganiu
ćwiczyła w salonie rozciąganie mięśni, podczas gdy Henry stał nieśmiało w drzwiach
kuchni i próbował wyjaśnić swoje wczorajsze niezręczne zachowanie.
- Wyglądasz pięknie - dodał.
- AleŜ Henry, nie musisz tego powtarzać.
- Kiedy to prawda, mówię szczerze. Zawsze lubiłem cię w takim uczesaniu, jakie
miałaś, i nie przypuszczałem, Ŝe moŜesz je zmienić, więc byłem zaskoczony; teraz widzę,
Ŝe bardzo ci w nim do twarzy. Świetnie do ciebie pasuje.
Nie kłamał, bo Layla w nowej fryzurze rzeczywiście mu się podobała. Wyglądała jak
gwiazda filmowa albo lepiej - jak Layla ucharakteryzowana do występu w filmie. Jego
błąd polegał na tym, Ŝe nie od razu wyraził swój zachwyt. Spodziewał się, Ŝe zobaczy
Laylę taką jak zawsze i z taką chciał przeprowadzić stanowczą rozmowę, ale sama mu to
uniemoŜliwiła przez zmianę wyglądu. Zaskoczenie odbiło się takŜe na jego twarzy i
wystarczyła minuta, by się upewnić, Ŝe popełnił gafę.
- Akurat, wcale ci się nie podoba!
- Nie, skąd! - chciał zaprzeczyć jej ostatnim słowom, ale wyszło inaczej.
- Nie? - podchwyciła uraŜonym tonem.
- Nie, to znaczy tak! - Nie wiedział juŜ, co powiedzieć. - Wyglądasz wspaniale. Mówię
szczerze!
Podszedł do Layli, aby dokładniej przyjrzeć się jej uczesaniu. Obszedł ją dookoła,
jakby była meteorytem, ale jej zatroskany półuśmiech wskazywał, gdzie popełnił błąd.
Naprawdę bowiem zachwycał się fryzurą, ale zaprzepaścił swoje szansę w pierwszym
ułamku sekundy, kiedy stał z rozdziawioną gębą, zamiast głośno wyrazić aprobatę.
Nadszedł następny poranek, a Henry ciągle jeszcze starał się naprawić skutki swego
postępowania.
- Przepraszam, jeśli zraniłem twoje uczucia - sumitował się. - Naprawdę nie chciałem,
byłem tylko zaskoczony.
- Wcale nie zraniłeś moich uczuć! - wykręcała się Layla, krzyŜując nogi i oglądając
paznokcie stóp.
Kłamała, bo uraził ją wyraz jego twarzy, kiedy stanęła w drzwiach. Owszem, tłumaczył
się zręcznie. Rozumiała zresztą, Ŝe po sześciu wspólnie spędzonych latach widok tak
rewolucyjnej zmiany w wyglądzie mógł szokować, ale liczyła na jakąś szczególną reakcję
i zawiodła się. I jak przypuszcza, to był powód, Ŝe w ciągu tej jednej sekundy jej uczucia
zostały zranione.
W rezultacie cały wieczór upływał dziwnie. Henry próbował zachowywać się
uprzedzająco grzecznie, a Layla udawała, Ŝe nic się nie stało. On silił się na wyszukane
komplementy - ona próbowała ukryć rozczarowanie, Ŝe znowu wrócił pijany do domu.
Poczuła się lepiej dopiero rano, gdy przebiegła codzienną trasę siedmiu kilometrów.
Bardziej się obawiała tego, co stanie się z jej uczesaniem, gdy weźmie prysznic, bo jak
nigdy zaleŜało jej na tym, by wyglądać tak, jakby właśnie wyszła od fryzjera
Podczas ćwiczeń rozciągających przyłapała Henry'ego na taksowaniu wzrokiem jej nóg
i uśmiechnęła się. Z wyjątkiem tych kilku nieprzyjemnych chwil wczoraj wieczorem
samopoczucie miała dobre. Odzyskała juŜ pewność siebie, do czego przyczynił się lunch z
Glorią i Susan, toteŜ wcale nie chciała zmieniać zasadniczego tematu ani zmuszać
Henry'ego do dyskusji o... słoniu w salonie!
- To co, nie zmieniamy tematu? - spytała.
- Słucham? - mruknął wymijająco, bo chętnie by go zmienił.
- No, mamy juŜ środę. - To był fakt, więc Henry mógł tylko potakująco kiwnąć głową.
- Zastanawiałam się, czy myślałeś choć trochę o tym, o czym rozmawialiśmy w sobotę.
Henry właściwie nie myślał o niczym innym, ale był zaszokowany, Ŝe Layla tak
bezceremonialnie przechodzi do sedna sprawy. Owszem, miał zamiar przedyskutować z
nią kilka waŜnych kwestii dotyczących ich wspólnej przyszłości, ale jej fryzura odsunęła
wszystko na drugi plan.
- Oczywiście - bąknął ze wzrokiem wbitym w dywan. - Myślałem o tym i owym.
- A czy przyszło ci do głowy coś takiego, o czym chciałbyś porozmawiać?
- Znalazłaby się jedna, moŜe dwie takie rzeczy.
Layla poczuła ulgę, ale czekała, aŜ zacznie je wyliczać. On jednak się nie spieszył, bo
rozwaŜał, jak wiele chciałby ujawnić z tego, co robił w tym tygodniu, i nad jakimi
problemami najdłuŜej się zatrzymywał. Przykro mu było, Ŝe Layla przypiera go do muru.
Nie znosił na przykład, kiedy jego agent lub wydawca sprawdzali, jak postępuje praca
nad ksiąŜką na długo przed terminem przekazania powieści do druku.
- Co słychać z pana ksiąŜką? - nękali go telefonicznie.
- Słychać to będzie, kiedy ją oddam w terminie! - odparowywał, wściekły.
Podobnie reagował na nalegania Layli, bo nie cierpiał poganiania. Gdyby Layla dała mu
czas do środy, miałby juŜ gotową odpowiedź - nie wiadomo jaką, ale na pewno by miał.
PoniewaŜ jednak wyznaczyła sobotę na datę graniczną - według jego obliczeń pozostały
mu jeszcze trzy dni do namysłu. Łudził się nadzieją, Ŝe wcześniej nie będzie próbowała
ciągnąć go za język, by zdobyć przynajmniej orientacyjne dane, bo nie przypuszczał, Ŝe
mógłby jej coś konkretnego powiedzieć.
Miał jednak to i owo na wątrobie i chętnie by o tym porozmawiał, więc właściwie
dlaczego nie?
- Tylko Ŝebyś mnie źle nie zrozumiała... - zaczął, patrząc na ekran niewłączonego
telewizora.
- Dobrze - przytaknęła ostroŜnie.
- No więc... dlaczego chcesz wyjść za mąŜ?
- Słucham?
- Mówię powaŜnie - szybko się asekurował. - Naprawdę chciałbym wiedzieć, co w
ogóle myślisz o małŜeństwie i dlaczego jest dla ciebie takie waŜne. W ciągu sześciu lat
ani razu nie poruszaliśmy tego tematu.
Layla po krótkim namyśle doszła do wniosku, Ŝe coś w tym jest. PrzecieŜ Henry nie
negował małŜeństwa jako takiego, tylko prosił o informacje. W ten sam sposób
podchodził do wszystkiego, czy chodziło o zbieranie materiału do nowej ksiąŜki, kupno
samochodu, czy wybór smaku lodów. Do tej pory nie przyszło jej to do głowy, ale
moŜliwe, Ŝe tak samo potraktował jej ultimatum. Niewykluczone, Ŝe w tych dniach
wypytywał znajomych o ich związki.
- Wydaje mi się... - zaczęła - Ŝe przez cały czas robimy to samo, co za naszych
czasów studenckich: randkujemy, czekamy na siebie, Ŝyjemy ze sobą... tak jakby nic się
nie zmieniło. Czy to ma sens?
- Chyba ma - orzekł Henry tonem na pół twierdzącym, a na pół pytającym.
- Nie zrozum mnie źle, były to lata cudowne, ale cofały nas do okresu, kiedy dopiero
zaczynaliśmy ze sobą chodzić.
- Rzeczywiście - potwierdził.
- I jest jeszcze coś - dodała Layla. - Zawsze chciałam mieć dzieci i w ogóle pełną
rodzinę. Chciałabym urodzić dziecko, a my jakbyśmy odwlekali to w nieskończoność.
Henry nie zareagował na ten argument, lecz w głębi duszy przyznał, Ŝe jest logiczny.
Szkoda, Ŝe nie powiedziała tego wcześniej, a nie dopiero w tym tygodniu, w którym
musiał podjąć decyzję. Rozumiał jej motywację, ale miał więcej pytań, nawet
trudniejszych, które zamierzał jej zadać.
- Muszę teraz wziąć prysznic i przygotować się do pracy - zbyła go, najwyraźniej
zniecierpliwiona.
- To ja przyjdę na górę, Ŝebyśmy mogli jeszcze pogadać, kiedy będziesz się szykować
- zaproponował.
Layli spodobał się ten pomysł, z ciekawością czekała na dalsze pytania. Tak to sobie
właśnie wyobraŜała, gdy wyznaczała mu termin; sądziła, Ŝe sprowokuje go do powaŜnej
dyskusji o ich wspólnej przyszłości. Dobrze więc, Ŝe w końcu do tego doszło.
Kiedy wyszła spod prysznica, czekał na nią, siedząc na brzegu łóŜka.
- MoŜe porozmawialibyśmy o dzieciach? - podsunął.
- Chętnie - odpowiedziała, starając się zachować pozory obojętności. - A szczególnie o
czym?
- Po prostu interesuje mnie, jak to sobie wyobraŜasz. Ile dzieci chciałabyś mieć,
kiedy... i takie róŜne rzeczy.
- Hm, prawdę mówiąc, jeszcze się nad tym nie zastanawiałam - przyznała. - Sądzę,
Ŝe kaŜdy wyobraŜa sobie to, co najlepiej pamięta z własnego dzieciństwa. Na przykład ja
miałam tylko jedną siostrę, więc planowałam parkę, ale nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
- A czy to cię nie przeraŜa?
- Co takiego?
- Perspektywa posiadania potomstwa.
- No, to rzeczywiście bardzo stresujące. Ta ciągła świadomość, Ŝe moŜesz popełnić
jakiś błąd, który wykoślawi dzieci psychicznie na resztę Ŝycia! A jeśli zrobisz wszystko jak
naleŜy, a one mimo to wyrosną na złych ludzi? A czy będzie nas stać na pokrycie kosztów
ich nauki? Rodzice mają wiele powodów do obaw.
- Właśnie o czymś takim myślałem - potwierdził Henry, mając w pamięci wynurzenia
DuŜego Johna. Nie chciał jednak ich cytować, bo był pewien, Ŝe Layla w wielu punktach
nie zgodziłaby się z kolegą.
- Tak, ale dla mnie w tym jest cały urok. - Myśli Layli poszły nieco innym torem. Chciałabym załoŜyć rodzinę i starać się wychować dzieci na porządnych ludzi. Marzę o
tym, by trzymać dzidziusie na rękach, a kiedy będą starsze, przylepiać im plasterki na
stłuczone kolana, tulić, gdy będą płakały, kibicować ich meczom piłkarskim czy
baseballowym... Pragnę mieć rodzinę, która wieczorem wspólnie zasiadałaby do stołu i
rozmawiała o tym, jak minął dzień, tęsknić, kiedy dzieci wyjadą na studia... Ale się
rozgadałam, co? Wygłosiłam całe przemówienie!
Henry tylko się uśmiechnął, poniewaŜ lubił jej przemówienia. Uwielbiał, kiedy wpadała
w trans, zapominając, co ma powiedzieć i jak się zachować. Odsłaniała przed nim tajniki
swojej duszy; okazywało się wtedy, Ŝe wiele waŜnych spraw ich łączy.
- Co ci tak wesoło? - zagadnęła.
- A tak sobie, lubię, kiedy nabierasz rozpędu. Rozmawiali jeszcze, kiedy się ubierała i
czesała. Snuli plany zmiany miejsca zamieszkania, poniewaŜ ich obecny dom był za mały
dla rodziny. Wybierali nawet imiona dla przyszłych dzieci, na przykład dyskutowali, czy
Sam to imię odpowiedniejsze dla chłopca (Samuel), czy dla dziewczynki (Samantha) i czy
ochrzczenie chłopca „Henry Junior” byłoby właściwe.
Podczas rozmowy Henry siedział na brzeŜku łóŜka i od czasu do czasu spoglądał na
Laylę. Ona zaś miała nieodparte wraŜenie, Ŝe zapamiętywał najwaŜniejsze słowa, aby
potem zrobić z nich uŜytek. Poza tym nie mogła się doczekać, by go zapytać, czy w ciągu
całego tygodnia radził się w tych kwestiach swoich przyjaciół i znajomych, ale nie chciała
być wścibska. Mimo wszystko dzisiejsza wymiana zdań wydała jej się satysfakcjonująca.
Powtarzała sobie tylko, Ŝeby od razu nie dzwonić do Glorii i nie wtajemniczać jej we
wszystko. Lepiej juŜ zatelefonować do Susan.
- A co będziesz dziś robił? - zainteresowała się.
- Pewnie wrócę do biblioteki.
- Do biblioteki?
- Nie mówiłem ci? Postanowiłem codziennie kilka godzin siedzieć w bibliotece. Tam mi
się lepiej pracuje, bo nic mnie nie rozprasza. Wczoraj napisałem spory kawałek ksiąŜki.
- To świetnie! - Starała się ukryć zawód, Ŝe mylnie oceniła sposób spędzania przez
niego czasu.
- Zaczynam nawet myśleć, Ŝe będę mógł skończyć ją w terminie.
- Jakoś zawsze ci się to udaje.
- Na razie tak. Natomiast po południu mam zamiar zagrać w golfa.
- Naprawdę? - Zdziwiła się, bo nie przypuszczała, Ŝe on zdoła z tym wszystkim
zdąŜyć.
- W środę wpadłem przypadkiem na jednego z tych chłopaków, z którymi graliśmy w
sobotę. Strzeliliśmy sobie dziewięć dołków i przyznał mi się, Ŝe dziś o wpół do pierwszej
ma okienko. Chciał wiedzieć, czy z nim zagram, więc odpowiedziałem, Ŝe chętnie. Masz
pojęcie, Ŝe przepracowałem trzy godziny?
- To jeden z tych facetów, z którymi tak ostro popijacie?
- Tak, ale nie martw się, to się nie powtórzy.
- Dobra, w końcu nie jesteś dzieckiem.
- No, moŜe strzelimy sobie po dwa lub trzy piwka...
- Ojej - przerwała mu - jeśli zaraz stąd nie wyjdę, spóźnię się do pracy.
- Nie zjesz śniadania?
- Nie mam czasu. - Widząc dezaprobatę w jego spojrzeniu, dodała: - Za dobrze nam
się gadało.
- Zjedz cokolwiek.
- Dobra, kupię sobie w pracy droŜdŜówkę, obiecuję.
- To juŜ lepiej!
Nachylił się, aby ją pocałować, i niepostrzeŜenie wsunął jej do torebki batonik z musli i
owocami.
- Kocham cię i Ŝyczę miłego dnia - wyrecytował sztucznie afektowanym tonem,
zapoŜyczonym z telewizyjnych seriali rodem z lat sześćdziesiątych.
- Ja teŜ cię kocham - odpowiedziała. I to była prawda.

Podobne dokumenty