Spotkanie z fotografią Niesporków 808 kB

Transkrypt

Spotkanie z fotografią Niesporków 808 kB
Spotkanie z fotografią Niesporków
WernisaŜ wystawy odbył się 6 listopada 2009 o godz.18.00. Ekspozycja prac potrwa
do 4 stycznia 2010
Historia fotografii Niesporków zaczyna się podobnie, jak historia malarstwa członków Grupy Janowskiej:
Ewalda Gawlika, czy Teofila Ociepki.
Na Śląsku rozpoczynał się szalony i pogmatwany wiek XX, Augustyn Niesporek pracował na kopalni
Giesche, wydając ładunki dynamitu. W jego sercu rozkwitała jednak potrzeba niełatwa do
zbagatelizowania – chciał fotografować.
Niebawem pasja przerodziła się w zawód, Augustyn porzucił pracę na kopalni i otworzył studio
fotograficzne. Znajdowało się ono i znajduje zresztą do dzisiaj „w szczytowej pierzei rynku w Nikiszowcu,
pod arkadowymi schodami. Pną się one ukośnie po kamieniczce, jakby Zillmannowie zatęsknili na chwilę
za pejzaŜem Południa. Wspaniałe miejsce zabaw dla dzieci Niesporków – Paula, Hedwig i Franza.”1. Krąg
znajomych Augustyna zwykł określać to miejsce mianem atelier.
Z czasem zakład ten powoli zaczął przejmować najmłodszy syn Augustyna – Franciszek. Pozostała dwójka
rodzeństwa – Paweł i Jadwiga – otworzyli swoje niezaleŜne studia fotograficzne. Pasja była tak silna, Ŝe
zdawała się juŜ płynąć wartkim nurtem w Ŝyłach wszystkich członków rodziny Niesporków.
Rok 1948 był dla zakładu na Nikiszowcu bardzo owocny, nie brakowało fantazji, klientów, ani rekwizytów
– zakład wyposaŜony był na przykład w strój galowy górnika. Widać, jak studio Niesporków (w które
znowu zaangaŜowana jest cała rodzina – bo Franciszek zaraŜa swoją pasją Ŝonę – Marię) mocno wpisywało
się w kontekst lokalny – Ŝycie nikiszowieckiej wspólnoty - barwne i nietuzinkowe, między innymi za
sprawą mitologii stanu górniczego, która tak silnie przenicowywała szarzyznę dnia powszedniego
mieszkańców.
PołoŜone na Placu Wolności, kultowe juŜ studio przeszło na syna Franciszka – Krzysztofa. który od
dziecka był wprowadzany w magiczny świat, kreowany krótkim rozognieniem lampy błyskowej.
Krzysztof Niesporek nie jest jedynym kontynuatorem dzieła zapoczątkowanego w dwudziestoleciu
międzywojennym przez jego dziadka Augustyna. Profesjonalne studio portretowe mieszczące się w
Zillmannowskiej kamienicy na nikiszowieckim rynku prowadzi On wraz z Ŝoną Krystyną. Ich córka
Sabina Niesporek – Najuchowa, zamęŜna takŜe z fotografem Pawłem, prowadzi z nim studio fotograficzne
w Siemianowicach Śląskich. Mają synka Pawła. Jest duŜe prawdopodobieństwo, Ŝe chłopczyk pójdzie w
ślady ojca i dziadka, pradziadka, babci, prababci, gdyŜ juŜ teraz jest do tego zachęcany z wszech stron.
Cykl fotografii „ Nikiszowiec -Symetrie" Krzysztof Niesporek
Artysta ustylizował Nikiszowiec na istny salon luster: pełen podwojeń, potrojeń, pogrubień, lub zawęŜeń
nie występujących w rzeczywistości. Kojarzyć się to moŜe z zaburzeniami percepcji, jakie występują
podczas gorączki, w stanach halucynacji. Budynki odgrywają przed oczami widzów teatr optyczny, mający
za cel omamiać i pokazywać jak zawodny jest ludzki zmysł wzroku, a w ślad za nim wszystkie inne
zmysły. Czasami czegoś nie dostrzegamy, a to jest, coś niby widzieliśmy, ale okazuje się, Ŝe tego nigdy nie
było. Szaleństwem jest zarówno nie dostrzegać tego, co wokół, na przykład finezyjnej architektury
budynków, jak i zobaczyć za duŜo – za pomocą wyobraźni. Z obydwu postaw budzi nas autor głośnym
dzwonem swoich fotografii, które są obrazem pułapek percepcji, w które raz po raz wpadamy, albo to
nadmiernie poddając się odrealnionym marzeniom, albo ulegając przesadnemu materializmowi, który
odgradza nas od świata mistycznego.
KolaŜe te nie stawiają sobie za cel ukazywania postaci ludzkich. Te owszem, pojawiają się, lecz
szczątkowo, albo jest to bliŜej nieokreślony, ciemny tłum, mogący zresztą wyobraŜać następowanie po
1
M. Szejnert, Czarny Ogród, Kraków 2007, s. 122
sobie pokoleń, albo grupki górników, których uwiecznienie moŜe mieć takŜe sens czysto symboliczny.
Górnik jest bowiem kimś, kto pracuje w podziemiach, kaŜdy człowiek nosi w sobie takie podziemia:
niejasne wspomnienia, zamazane dzieciństwo, smaki, głosy, widoki. Gości teŜ postać kobieca, jest
zmysłowa i tajemnicza, ma w sobie coś z wiedźmy. Pesymistyczny i mroczny krajobraz nieba nadaje jej
wizerunkowi jeszcze więcej niezwykłości. W przedburzowym powietrzu wisi lęk i niepewność. Surowy,
ceglany labirynt bloków przypomina las, w którym łatwo o zgubienie drogi i taka trudność w odnalezieniu
jej… Uliczki dwoją się i troją w oczach, wszystko zaczyna być jednakowe, choć przecieŜ tak bardzo róŜne,
unikatowe.
Cykl tych fotografii jest tak malarski, Ŝe bardzo łatwo daje się porównać z dziełami plastycznymi.
Przychodzą mi do głowy obrazy Tomasza Sętowskiego, w których architektura jest dzikim,
uczłowieczonym stworem, nieco zmechanizowanym. Budynki nietuzinkowo poprzyklejane do siebie przez
fotografika Niesporka są Ŝywe i zaskakujące na podobnej zasadzie. Artysta gwałci teŜ stylistykę
architektoniczną osiedla, zbliŜając ją raz to do gotyckich budowli warownych i sakralnych, raz do
renesansowych kruŜganków, innym razem buduje klimat miejscowości nadmorskich z grafiką smukłych
wieŜyczek i latarń morskich. Po dłuŜszej chwili obcowania z tymi wizjami tracimy juŜ pewność, czy te
cechy naprawdę zaklęte są w tych murach i Niesporek je tylko wydobył? Nieogarniona pozostaje
przestrzeń obraŜonego, pochmurnego nieba. Podobnie jest na płótnach Sętowskiego, gdzie bujny przestwór
niebieski poraŜa swym bezmiarem. Ten zapierający dech widok jest dopełniany jest przez budynki
przybierające formę upiornych zamczysk, tajemne drzwi w arkadowych przedsionkach. Klimat duchoty
rodem z „Procesu” Kafki, niemal widzimy jak na wpół obłąkany Józef K. próbuje zgłębić i oswoić któreś z
tajemnych przejść. Wszystko jest jednak nieprzychylne, niedostępne i kpi z małego, zagubionego
człowieka. Nikiszowiec Niesporka w niczym nie przypomina tak często przywoływanych sielankowych
widoczków Czerwonego Miasteczka – swojskiego, uroczego, radosnego. I bardzo dobrze! W innych
cyklach fotografii artystycznych tego twórcy takŜe będzie się przewijał apokaliptyczny, wizyjny klimat - w
odbiorze dość niełatwy, ale za to obdarzony oceaniczną głębią.
Fragmenty wywiadu z Krzysztofem Niesporkiem
- Jakie były Pana pierwsze doświadczenia związane z fotografowaniem?
- Jako dziecko chodziłem razem z ojcem fotografować zmarłych. Brzmi to dziś trochę makabrycznie i
egzotycznie, ale wtedy były takie zwyczaje, Ŝe do czasu pogrzebu nieboszczyk leŜał w trumnie w domu, w
zupełnych ciemnościach, rozjaśnianych tylko światłem świec. Ludzie zamawiali ojca, by robił zdjęcia,
kiedy rodzina stoi wokół trumny. Ojciec potrzebował w tych ciemnościach dodatkowych rąk i oczu, więc
brał mnie do pomocy. Aby wykonać zdjęcie trzeba było najpierw wyindukować krótki błysk świetlny.
UŜywano wtedy takich Ŝarówek spaleniowych. Kiedy się taką podłączyło do prądu, to ona wybuchała i
dawała intensywne światło
- To było chyba niebezpieczne?
- Nie, zaprojektowano to specjalnie do celów fotograficznych, ten wybuch w Ŝadnym razie nie
powodował, Ŝe szklanki spadały ze stołu. W Ŝarówce mieściło się ileś włókien i jak one wszystkie zaczęły
się Ŝarzyć, to ta Ŝarówka się stapiała, nawet nie pękała i nie towarzyszyła temu Ŝadna eksplozja. Kiedy tata
sobie juŜ wszystko poustawiał, to wołał: „Krzysiek, pal!”. Wtedy wsadzałem do kontaktu wtyczkę,
Ŝarówka zalewała wszystko wokół silnym światłem i powstawało zdjęcie. Takie były moje pierwsze
kontakty z fotografią.
- Zastanawia mnie z czego wyrastają wszystkie surrealne cykle Pana fotografii, mistrzowskie za
sprawą nierealistycznej aury, którą są szczelnie otulone. Na przykład cykl „Symetrie” zupełnie nie
odwzorowujący rzeczywistości: dziwny, malarski, powołujący do Ŝycia światy wyobraŜone. Gdzie
tkwią źródła takich dokonań skoro od kołyski wychowywał się Pan na zdjęciach dokumentalnych?
- Nie wiem. Na pewno nie ma w tym Ŝadnej ideologii. Powiem Pani szczerze: ja się bardzo długo nie
zajmowałem fotografią artystyczną w ogóle , dlatego, Ŝe nie miałem na to czasu, bo w całości byłem
oddany firmie.
- Ile lat Pan tak funkcjonował?
- Dwadzieścia. Dopiero później Andrzej Koniakowski ze ZPAF –u namawiał mnie rok, dwa Ŝebym
wstąpił do związku. Ja nie czułem się na siłach, nie miałem Ŝadnych nadających się prac zrobionych,
Ŝadnej drogi twórczej wytyczonej. Potem dałem się namówić i po jakimś czasie zacząłem się rzeczywiście
bawić fotografią artystyczną.
- I teraz Andrzej Koniakowski musi Pana hamować w fantazjach, jak czytamy na oficjalnej stronie
ZPAF – u
- I teraz on mnie musi hamować, bo mi się to wszystko zaczęło strasznie podobać.
Opracowanie graficzne, teksty i przeprowadzenie wywiadu: Izabela Ochman