INTENCJE MSZALNE (17-23 MAJ) *** MASS INTENTIONS
Transkrypt
INTENCJE MSZALNE (17-23 MAJ) *** MASS INTENTIONS
MODLITWA LITURGICZNA /c.d./ W liturgii nie chodzi o uczucie, czy jego brak. Nasza ziemska liturgia jest tylko jakby wsłuchiwaniem się w liturgię świętych. W towarzystwie mieszkańców nieba wielbimy Boga i właśnie ich doskonałe uwielbienie podtrzymuje i otacza naszą modlitwę. Nasz udział powinien być najpełniejszy, ale trzeba też pamiętać o tym, że w jego naturze leży to, że nigdy nie bywa doskonały. Robimy coś, co nas przekracza. Czyniąc to, możemy mieć nadzieję, że staniemy się bardziej do tego zdolni, bardziej zdolni wejść w rzeczywistość, którą sprawujemy. W życiu doczesnym nigdy więcej nie osiągniemy, możemy co najwyżej zajrzeć przez szparę w suficie. Dlatego też nie bądźmy zbyt rygorystyczni w poglądach na to, czego wymaga uczestnictwo w liturgii. Ważniejsze jest, żeby wywierała na nas jakiś ogólny wpływ, niż żebyśmy się przyłączali do każdego hymnu i wymawiali każde słowo, albo każde słowo słyszeli. Umiejmy pozwolić, aby oddziaływała na nas, na wiele sposobów, tak że nasz udział będzie z czasem bardzo wyraźny i czynny, a innym razem bierniejszy i niewidoczny. Czasem będziemy idealnie skupieni i dokładni, a kiedy indziej rozproszeni i niepewni. Powinniśmy ufać Duchowi Świętemu, który jest życiem i duszą liturgii, że wciągnie nas w nią w sposób, jaki uzna za stosowny. A to wymaga, byśmy się nie wtrącali w różne sposoby zaangażowania innych. Nie należy utożsamiać wypowiedzi autentycznej z wypowiadaniem się tylko własnymi słowami podczas liturgii: nasze własne słowa mogą tchnąć fałszem, podczas gdy dzięki słowom kogoś innego możemy się wyrazić prawdziwie i skromnie. Najprostszą i najbardziej podstawową liturgią codzienną jest samo odmawianie trzy razy dziennie Modlitwy Pańskiej. Taka była praktyka wszystkich wczesnych wyznawców Kościoła. Gdybyśmy naprawdę potrafili odmówić Modlitwę Pańską z całą szczerością, bylibyśmy świętymi. Gdybyśmy byli w stanie uczciwie powiedzieć „przyjdź królestwo Twoje” i „bądź wola Twoja”, nie przystosowując tych słów do siebie, lecz siebie próbując przystosować do nich, wówczas trudno byłoby o prostszą drogę do świętości. We Mszy św., w sposób symboliczny przynosimy siebie w chlebie i winie, aby Pan powiedział do nas „to jest Ciało moje”, żeby wszystko co jest w nas, zostało porwane w boską rzeczywistość, w ludzko-boską rzeczywistość Ciała Chrystusowego. Wymaga to od nas całkowitego oddania. Jeżeli Pan mówi: „to jest Ciało moje”, nie możemy już powiedzieć: „to jest moje ciało”. W tym momencie oddanie się Bogu wyrażone jest najdoskonalej i najpełniej. We Mszy św. Oddajemy Mu się całkowicie, a następnie otrzymujemy siebie z powrotem, przemienionych i uświęconych, innych, niż byliśmy przedtem. Nie świętość i grzeszność, którą ofiarujemy, zostają „przeistoczone” w świętość i sprawiedliwość Bożą. Niepotrzebnie skupiamy się na radościach uczestniczenia, czy osobistym duchowym pokrzepieniu Mszą św. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że Bóg ofiaruje w niej Boga na ołtarzu Boga, i to jest największym zadośćuczynieniem. Kto odrywa się od siebie, w przyjmowaniu Eucharystii zdobywa wielką łaskę jedności z Bogiem, nie troszczy się bowiem o własną pobożność i pocieszenie. O wiele więcej niż o pobożność i pocieszenie troszczy się o chwałę i cześć Boga. Jest to najdoskonalsza z rzeczy, w której dane jest nam uczestniczyć w tym świecie, i w niej się zawiera nasza doskonałość. Nie mamy bowiem własnej doskonałości poza doskonałością Boga. We Mszy św. Ofiarujemy swoją nicość, a nawet mniej niż nicość, a Bóg bierze ją do siebie, włącza w swoją odpowiedź.