Co do walki z ociepleniem - jestem optymistą Na ociepleniu wygrają
Transkrypt
Co do walki z ociepleniem - jestem optymistą Na ociepleniu wygrają
Strona 16 www.gazetagazeta.com piątek - środa, 8 - 14 listopada 2013 ROZMOWY POLSKIEJ AGENCJI PRASOWEJ Co do walki z ociepleniem - jestem optymistą Możemy zmniejszyć emisje gazów cieplarnianych, jeśli wykorzystamy cały nasz potencjał technologiczny, ekonomiczny i intelektualny. Jestem pod tym względem optymistą - powiedział PAP dyrektor Poczdamskiego Instytutu Badania Skutków Zmian Klimatu, prof. Hans Joachim Schellnhuber. Prof. Hans Joachim Schellnhuber, fizyk i matematyk, jest uznanym na świecie ekspertem w dziedzinie klimatu, dyrektorem Poczdamskiego Instytutu Badania Skutków Zmian Klimatu i przewodniczącym Niemieckiej Grupy Doradczej ds. Zmian Globalnych; autorem ponad 250 publikacji naukowych i wielu książek. PAP: Mamy wystarczająco dużo dowodów naukowych, by globalne ocieplenie uznać za fakt. Czy mamy jednak świadomość i odpowiednie narzędzia, np. technologie, które pozwolą zapobiegać związanym z tym przyszłym zmianom? H.J.S.: Uważam, że mamy mnóstwo technologii, pozwalających rozwiązać każdy kryzys, a zwłaszcza wywołać w społeczeństwach przemiany, które pozwolą chronić klimat... Ogniwa fotowoltaiczne, dzięki którym produkujemy energię słoneczną, wymyślono w USA już w połowie XX w. - ponad pół wieku temu. Już wtedy można było tę energię produkować. Na początku nikt jednak nie widział takiej potrzeby, gdyż w latach 60. XX w. mieliśmy tanią ropę, sprzedawaną przez kraje arabskie. Jeśli zaś chodzi o świadomość - to sądzę, że ją mamy, choć wciąż wiele osób powtarza: nie wierzę, musimy mieć więcej pewności. Prawda jest jednak taka: nawet ludzie kierujący dużymi firmami paliwowymi, takimi jak Shell czy BP, kiedy z nimi rozmawiam przyznają, że mamy wielki problem. Ostatecznie jednak wygrywa inercja związana z obecnym systemem. Kiedy jesteś bardzo bogaty, wpływowy i przyzwyczajony, że tak było całe życie, to nie próbujesz tego systemu zmienić. Przecież tak jest zawsze - jesteśmy leniwi, powolni, lubimy wygodę i lubimy, kiedy sprawy biegną znajomym torem. Burzenie tego porządku i wprowadzanie zmian - czy to w przypadku firm, czy zwykłych ludzi - jest szalenie trudne. Czasami ludzie prędzej wybiorą drogę prowadzącą do katastrofy, niż spróbują coś zmienić w swoim życiu. PAP: Jak zatem przekonać ludzi do zmiany sposobu myślenia o ociepleniu? H.J.S.: To zależy od tego, z kim rozmawiamy. Kiedy rozmawiam z przedstawicielami dużych firm, to oni oczywiście rozumieją, w czym rzecz, ale też mówią: »profesorze Schellnhuber, przecież mam udziałowców...«. A niedawno w Hamburgu spotkałem trzystu przedstawicieli małych i średnich firm, ludzi bardzo innowacyjnych. Podczas spotkania czułem ich energię. Ci ludzie potrafią ryzykować, mają też entuzjazm i ideały. Czułem, że można się z nimi świetnie porozumieć podobnie jak wtedy, kiedy rozmawiam z młodzieżą, z uczniami. Oni naprawdę mówią »tak, chcemy pomóc ratować świat«. W społeczeństwach jest jednak wiele grup, które nie życzą sobie zmian. Cała ta sytuacja przypomina ocean, w którym mieszają się różne prądy, i nigdy nie wiadomo, który ostatecznie przeważy. Jeśli znajdziemy naprawdę dobrą, przekonującą historię, to mam wrażenie, że w końcu przemówi ona do ludzi i ich poruszy, i to nie tylko na poziomie intelektu. Pod tym względem jestem wielkim optymistą, choć też wiem, że chodzi o wyścig z czasem. Zmiany klimatu zachodzą bardzo szybko, ciepło akumuluje się już nie tylko w górnych, ale i w głębokich warstwach oceanu. To dość przerażające nawet dla mnie, trzeźwego naukowca. Trzeba się spieszyć. PAP: Czy nie jest za późno na przeciwdziałanie ociepleniu - na walkę, która właściwie jeszcze się nie rozpoczęła? H.J.S.: Jako fizyk wiem o nieodwracalności pewnych zmian, które trwają, choć ich nawet nie zauważamy. Być może jest za późno, ale dopóki nie będziemy tego na sto procent pewni, odpowiedzialność każe nam robić wszystko, co tylko się da. PAP: Jakie mamy szanse na sukces w walce z ociepleniem? I jak definiuje Pan w tej walce "sukces"? H.J.S.: Globalne emisje gazów cieplarnianych do atmosfery, w tym dwutlenku węgla, nieustannie rosną. Gdyby udało się sprawić, że najwyższą wartość osiągną około roku 2020-2025, a potem przestaną rosnąć... Gdyby udało się doprowadzić do zmiany kształtu tego wykresu - tak, by krzywa wzrostu ustawiła się choć nieco bardziej poziomo... Wciąż oczywiście zostanie wiele do zrobienia, aby - prędzej czy później - do końca wyhamować. Sądzę, że kiedy zauważymy, że wykres emisji zaczyna się zmieniać - będzie to pierwszy ważny krok. Gdzieniegdzie już się to dzieje, sukcesy się zdarzają, np. w Niemczech, gdzie długi czas doradzałem kanclerz Angeli Merkel. Po awarii w japońskiej elektrowni jądrowej w Fukushimie Niemcy zdecydowały się zmienić kurs i całkowicie zrezygnować z elektrowni atomowych, a jednocześnie podtrzymać bardzo ambitny plan redukcji emisji dwutlenku węgla o 40 proc. do roku 2020. Wielu mówiło wówczas, że to niewykonalne, że zimą nie damy rady się ogrzewać, itp. Ich prognozy się nie sprawdziły. Obecnie udział energii ze źródeł odnawialnych wynosi w Niemczech niemal 30 proc., a do roku 2020 ma wzrosnąć do 50 proc. Może tego dokonać duże, uprzemysłowione państwo, a jednocześnie utrzymywać wysoki eksport i niskie bezrobocie. Czyli można. Ogólnie rzecz biorąc, jestem wielkim optymistą. Aby tego dopiąć, potrzeba jednak sporo dobrej woli politycznej. Wola polityczna zaczyna się zaś od jednostek. PAP: Skoro mowa o jednostkach zapytam, jaki sens - w kontekście walki z globalnym ociepleniem ma podejmowanie przez zwykłych ludzi drobnych, codziennych wysiłków? H.J.S.: Wyobraźmy sobie, że wszyscy Chińczycy jednocześnie podskoczą na wysokość metra. Będzie trzęsienie ziemi! Mówimy o jednoczesnym działaniu miliarda ludzi, z których każdy waży po kilkadziesiąt kilogramów. W pojedynkę ważą zbyt mało, ale kiedy uda się wszystkich zgrać, można wiele osiągnąć. Uważam, że nawet codzienne działania mają sens. Także w Polsce, gdzie ludzie są w dużym stopniu zależni od węgla. Owszem, jest to naturalne bogactwo, z którego człowiek powinien korzystać. Przyszłość państwa nie będzie jednak zależała od jego wiecznej eksploatacji, zaś technologia i ekonomia będzie w przyszłości o wiele bardziej wyrafinowana. Każdy musi dokonać takiego przejścia od ekonomii tradycyjnej do nowoczesnej. To są małe kroki. Najwspanialsze jest to, że kiedy stawia się małe kroki, człowiek nabiera apetytu na coraz większe. Kiedy stawiamy te kroki w zespole, takim jak podskakujący Chińczycy, może to oznaczać rewolucję. Rozmawiała Anna Ślązak (PAP) Na ociepleniu wygrają ci, których nie lubimy W cieplejszym świecie najlepiej odnajdą się ci, którzy się najszybciej adaptują. Tak się składa, że zwykle są to ci, których bardzo nie lubimy, pasożyty i patogeny - mówi w rozmowie z PAP biolog środowiskowy, prof. Piotr Tryjanowski. Prof. Tryjanowski jest dyrektorem Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu i ekspertem Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) w pracach nad 4. raportem dotyczącym zmian klimatu PAP: Pana pierwsze skojarzenie z ociepleniem? Prof. Piotr Tryjanowski: Cieplejsza zima, chłodniejsze lato. Czyli raczej nie dosłowne ocieplenie, a zmiany w reżimie temperatur. I oczywiście wcześniejsze przyloty ptaków, ale to skojarzenie głównie dlatego, że się ptakami zajmuję. PAP: Klimat zmienia się już dziś, są na to dowody, czekają nas dalsze zmiany. Klimatolodzy i fizycy wskazują, gdzie najszybciej znikną lodowce, gdzie zabraknie wody i o ile wzrośnie poziom mórz itp. A co wiemy o przyszłości żywych mieszkańców Ziemi? P.T.: Prognozowanie, jaka będzie reakcja gatunków czy populacji na ocieplenie, można porównać do przewidywania kursu na giełdzie na podstawie sytuacji sprzed dekady. To trudne, choć oczywiście można próbować jakieś predykcje tworzyć. Nie będzie to jednak nic bardzo dokładnego. Przewidywanie takich reakcji wymaga mnóstwa założeń, jak choćby takiego, że zmiany temperatur spowodują niemal liniową odpowiedź organizmów żywych. A tak wcale być nie musi. Dochodzi problem sprzężeń zwrotnych, ale przede wszystkich lokalnych adaptacji, które przy małych zmia- nach są tak dobre, że wpływu cieplejszego klimatu prawie nie zauważamy, by nagle - nie bardzo wiadomo skąd - poddać się i wyginąć. Pojęcie o tym, jak trudno jest modelować zmiany klimatu, niech zilustruje pewien przykład. Wydawałoby się, że jeden stopień różnicy temperatur to prawie nic. Bo jeśli temperatura w pomieszczeniu zmieni się z 21 st. C na 22, to receptory w naszej skórze praktycznie tego nie zarejestrują. Kiedy jednak pomyślimy o zbiorniku wodnym i temperaturze, która wzrośnie z minus 0,5 st. C do plus 0,5 st. C - to taka zmiana temperatury, również jednostopniowa, przekłada się na zmiany stanu skupienia wody! Sęk w tym, że czasami zmiany wydają się bardzo subtelne, ale nawet kiedy je odniesiemy do tak prostego układu fizycznego, jakim jest woda - widzimy, w jakiej skali mogą wystąpić konsekwencje. Dwa stopnie Celsjusza mogą oznaczać dwutygodniową różnicę w terminie przylotów ptaków. Trzeba jednak pamiętać, że temperatura nie jest czynnikiem, który działa sam. Trzeba go jeszcze skojarzyć z reżimem opadów. Jeden stopień różnicy tempera- tury, kiedy jest sucho to coś całkiem innego, niż ten sam stopień, kiedy jest wilgotno. Dodam, że samo modelowanie wpływu opadów na zwierzęta jest tak skomplikowane, że praktycznie niewykonalne. W przypadku roślin sprawa jest oczywiście znacznie prostsza i dzięki takim wczesnym modelom wszak wypracowaliśmy koncepcje nawadniania pól. PAP: Ocieplenie może oznaczać wielkie zmiany w świecie żywym, czego właściwie możemy się spodziewać? P.T.: Kiedy ginie duży organizm, to rzecz jasna giną też specyficzne dlań gatunki pasożytów. Ale jest też coś innego, co w ekologii nazywa się "hipotezą nitów". Wypadnięcie jednego z samolotu niby nie zmienia nic, kolejnego także, ale... do czasu. Na dodatek gatunek gatunkowi nierówny, mogą więc powstać efekty kaskadowe. Można to sobie wyobrazić, choć brakuje dobrych danych z terenu na opis tych zjawisk. Ale eksperyment myślowy jest stosunkowo prosty - wyobraźmy sobie kaskadę zdarzeń, gdy ginie tylko jeden gatunek owada - pszczoła miodna. W grę wchodzą tylko czarne i smutne scenariusze. PAP: Przeważnie słyszymy o złych konsekwencjach ocieplenia: bę- dzie więcej chorób, pasożytów... P.T.: Bo najlepiej odnajdą się ci, którzy się najszybciej adaptują, czyli zwierzęta i rośliny o krótkich cyklach życiowych. Tak się składa, że zwykle są to ci, których bardzo nie lubimy - pasożyty i patogeny. Wyjątkowo szybko adaptują się muszki owocowe, ale też mszyce czy zarodziec malarii. Nie tylko tej, którą znamy, ale i ptasiej. PAP: Czy w cieplejszym świecie będą organizmy z góry przegrane? P.T.: Mogą to być organizmy zimnolubne. Co prawda i one mogą sobie znaleźć refugia, choć czasami może być z tym ciężko. Mówię o gatunkach zimnolubnych czy zbiorowiskach roślinnych obecnych wysoko w górach. Już dziś mamy też dowody, że niektóre gatunki ciepłolubne prą w górę. Coraz wyżej można spotkać niektóre motyle albo gatunki roślin. Obecne tam dotychczas gatunki zimnolubne również się wycofują, i również w górę. PAP: A co z organizmami, które są dla nas najbardziej użyteczne, choćby te wykorzystywane w rolnictwie? P.T.: Jeśli chodzi o rolnictwo, mamy w grę wchodzi kolejny element: adaptacja człowieka rolnika. Wiedząc, że klimat się zmienia, możemy pracować nad odmianami roślin mniej lub bardziej wrażliwymi na określone czynniki. W skrócie można powiedzieć, że jeśli przez wiele lat wiosna była sucha, a od połowy lipca zaczynały się deszcze, to staramy się uzyskać rośliny odporne na wiosenną suszę, które jednocześnie będą rosły szybko i dadzą plony przed połową lipca. Z organizmami żyjącymi na wolności jest jednak inaczej. One nie mają tak dużej możliwości szybkiej adaptacji. Nie zareagują tak szybko, bo ograniczają je naturalne, znacznie wolniejsze procesy ewolucyjne. I nie chodzi nawet o pełną adaptację genetyczną do nowych warunków środowiska. Istnieje jeszcze coś, co nazywamy "plastycznością fenotypową". Organizmy żywe są z natury mniej lub bardziej plastyczne i lepiej lub gorzej mogą się dostosowywać do nowych warunków. PAP: Ale zawsze mogą się przenieść na północ, w chłodniejsze części Ziemi. P.T.: Wszystko zależy od tego, o jakich organizmach mówimy. Te, które się szybko przemieszczają, jak ptaki, mogą oczywiście mi-