„System wartości w procesie stosowania prawa”

Transkrypt

„System wartości w procesie stosowania prawa”
Warszawa, dnia 2 7 czerwca 2014 r.
PIERWSZY PREZES
SĄDU NAJWYŻSZEGO
RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
BSA I-055-81/14
„System wartości w procesie stosowania prawa”
Szanowni Państwo,. Drodzy Koledzy
Staję przed Państwem nie tylko jako Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego, lecz
także jako teoretyk prawa i zarazem sędzia. Z tej właśnie perspektywy chcę spojrzeć
na zagadnienia, które wydają się na pierwszy rzut oka górnolotne i abstrakcyjne, a
tymczasem powinny być nam wszystkim bliskie, gdyż dotyczą fundamentów, na
których wznosi się cały gmach naszego państwa.
Zacznę od stosunkowo prostej refleksji: jako zjawisko społeczne, państwo może
istnieć i funkcjonować tylko dzięki prawu. Jak wskazuje amerykański filozof prawa
Lon Fuller, istota prawa nie jest niczym skomplikowanym, chodzi bowiem o zbiór
zasad
umożliwiających
ludziom
bezkonfliktowe
współżycie
i
współpracę1.
Nastawienie prawa na uregulowanie stosunków społecznych odróżnia je od
moralności, która dotyczy wyłącznie stosunku jednostki do jej własnych czynów.
Formułę rozgraniczającą oba te systemy zawdzięczamy znanemu na całym świecie
profesorowi Uniwersytetu Warszawskiego, Leonowi Petrażyckiemu. Uważał on, że
prawo i moralność podporządkowane są innego rodzaju imperatywom. Norma
moralna – np. nakazująca pomoc słabszym – wyznacza określony nakaz
postępowania autorytatywnie, lecz bezroszczeniowo. Norma prawna wyraża zaś inną
jakość: nakazowi postępowania towarzyszy bowiem przyznane komu innemu
uprawnienie. Świadomość własnych praw – powiada Petrażycki – charakteryzuje
1
L. Fuller, Anatomia prawa, Lublin 1993, s. 14-15.
ludzi wolnych i przedsiębiorczych. To nie moralność, ale właśnie prawo jest więc
koniecznym oparciem dla istnienia demokratycznego państwa. To w nim właśnie
powinniśmy poszukiwać ugruntowania jego pomyślności i dalszego rozwoju.
Oczywiście w tym miejscu każdy zapewne zaprotestuje: jak to? A więc można
prawnie uregulować wszystko i w każdy sposób? Kluczem do odpowiedzi jest idea
prawa naturalnego. Nie ma epoki, w której nie byłaby ona „odkrywana na nowo”.
Prawo naturalne traktuje się różnie. Jego źródłem niektórzy czynią Boga, inni zaś
rozum lub naturę ludzką. Zasady składające się na prawo naturalne mogą być mniej
lub bardziej szczegółowe, podobnie jak sposób ich ustalania. Jedni uważają, że
prawo naturalne jest czymś stałym i zadanym, inni – że ma zmienną treść i ewoluuje.
Współczesne państwo polskie nie musi tych kwestii rozstrzygać. Konstytucja stawia
zresztą „kropkę nad i” w samej preambule, sygnalizując niejedno źródło
fundamentalnych wartości porządku prawnego. Od ustrojodawcy i ustawodawcy
możemy jednak wymagać warunków do otwartej debaty, która da odpowiedź na
pytanie: jakiego prawa chcemy?
Koncepcja prawa naturalnego jest użyteczna pod warunkiem otwartego jego
potraktowania, bez prób podporządkowania go moralności, i to zwłaszcza rozumianej
w jeden sposób. Wartości, których poszukujemy i które chcemy rozpoznać
w obowiązującym dzisiaj prawie, są najniższym, wspólnym mianownikiem. Więcej
nam nie potrzeba. Użyteczność doktryn prawnonaturalnych polega bowiem nie na
tym, aby usprawiedliwiać nieprzestrzeganie prawa, które obowiązuje, lecz na tym,
aby członkom wolnego, pluralistycznego społeczeństwa pozwolić zachować zdrowy
dystans do kreowanych przez nie nakazów, zakazów i upoważnień, zaś piastunom
władzy publicznej przypominać o tym, że ich mandat nie jest niczym nieograniczony.
W 1946 r. niemiecki filozof prawa, Gustav Radbruch następująco podsumował ten
sposób rozumowania: „… [T]am, gdzie nigdy nie dąży się do sprawiedliwości, gdzie
równość będąca rdzeniem sprawiedliwości odrzucona jest świadomie przy
stanowieniu prawa pozytywnego, tam trudno mówić, że ustawa jest jedynie
« prawem niesprawiedliwym », gdyż traci ona w ogóle naturę prawa”2. Przynajmniej
te dwie wartości, przywołane wprost przez Radbrucha – sprawiedliwość i równość –
muszą być zagwarantowane przez prawo pozytywne, jakiekolwiek by ono było.
2
G. Radbruch, Ustawowe bezprawie i ponadustawowe prawo [Gesetzliches Unrecht und
übergesetzliches Recht], przekł. Cz. Tarnogórski, w: M. Szyszkowska, Zarys filozofii prawa, Białystok
2000, s. 262.
2
Postawmy zatem pytanie, jak wartości przyobleczone w postać prawa
naturalnego powinny oddziaływać na funkcjonowanie naszego państwa? W tym
miejscu
chciałabym
otwarcie
dać
wyraz
przekonaniu,
że
rzeczywistym
depozytariuszem wartości wyrażanych przez wspomnianą ideę są sędziowie, oni
bowiem – w myśl monteskiuszowskiej formuły trójpodziału władz – są najbliżej
ludzkich spraw. Im więc chciałabym poświęcić końcową część mojego wystąpienia.
Relację pomiędzy sędzią a prawem naturalnym można zrozumieć jedynie wtedy,
kiedy
zrozumie
się
istotę
misji
sądownictwa.
Już
Arystoteles
w
„Etyce
Nikomachejskiej” zauważył, że prawo stanowione, chociaż także jest ono wyrazem
swoiście pojmowanej sprawiedliwości, wymaga niekiedy korekty ze strony sędziego:
„… [S]łuszną jest rzeczą, by tam, gdzie ustawodawca coś opuścił i przez
sformułowanie ogólne popełnił błąd, uzupełnić ten brak orzekając tak, jakby
ustawodawca sam orzekł, gdyby był przy tym obecny”. Sędzia nie jest urzędnikiem,
lecz piastunem władzy o roli wcale nie pośledniejszej, niż przypisana legislatorowi.
Stosowanie prawa nigdy nie polega wyłącznie na odtwarzaniu woli ustawodawcy,
lecz pozwala złożyć z rozproszonych przepisów prawnych operatywną całość.
Wspomniany już Lon Fuller w „Moralności prawa” słusznie wyłuszczył szczególną
odpowiedzialność władzy sądowniczej, która polega na tym, aby z kilku możliwości
rozstrzygnięcia danej sprawy wybrać najlepsze rozwiązanie, godzące sprzeczne
interesy. Powiem więcej: w państwie, które nie traktuje obywatela przedmiotowo, jako
środek do osiągania celów bliskich rządzącym, sędzia powinien być upoważnionym
i gotowym do tego, aby – w sytuacji zagrożenia dla niezbywalnych dóbr prawnych –
w imię wyższych praw stawić czoła niesprawiedliwemu prawu pozytywnemu.
Słowa te kieruję do obecnych świadoma ich wagi. Żyjemy dzisiaj w państwie
demokratycznym. Jednak parafrazując słowa Pana Prezydenta Komorowskiego
„Wolność nie jest dana raz na zawsze”. Potrzebujemy wolności w wymiarze
kolektywnym – jako państwo, ale w nie mniejszym stopniu także w wymiarze
indywidualnym – jako obywatele. Wolność może być ograniczana przez czynniki
zewnętrzne lub wewnętrzne. Najlepiej pojęty interes Rzeczypospolitej wymaga zatem
wzmocnienia, a nie ograniczenia władzy sądowniczej, jak bowiem trafnie zauważa
Fuller:
„… [S]ędzia
podporządkowany
3
nie
może
zewnętrznym
działać
uczciwie
naciskom”3.
L. Fuller, Anatomia…, s. 28.
3
i
Mając
sprawiedliwie,
tego
jeśli
świadomość,
jest
z
zaniepokojeniem dostrzegam wprowadzanie regulacji prawnej, która krok po kroku
rozmywa i tak już nieostrą granicę pomiędzy władzą wykonawczą i sądowniczą.
Kolejna nowelizacja prawa o ustroju sądów powszechnych umożliwi wkrótce
Ministerstwu Sprawiedliwości nieograniczone przeglądanie akt spraw prowadzonych
przez konkretnych sędziów oraz ich inwigilację bez formalnego podjęcia czynności
dyscyplinarnych. Jako obywatelowi RP i sędziemu wolno mi zapytać, jaki jest cel tych
działań?
Tendencje, o których dopiero co wspomniałam, są niebezpieczne. Sędzia
pozbawiony godności należnej jego urzędowi i objęty specjalnym nadzorem innej
władzy, zwłaszcza egzekutywy, przestanie myśleć o interesie prawa i obywateli,
stanie się zaś jedynie potulnym urzędnikiem gotowym wykonywać płynące z góry
dyspozycje z myślą o interesie własnym. Będzie on przypominać jedynie nocnego
stróża, wprawdzie jakoś czuwającego nad przestrzeganiem ustalonego porządku, ale
nieuczestniczącego w jego kreowaniu. To nie jest właściwa rola „trzeciej władzy”
w państwie demokratycznym. Ustrój, w jakim szczęśliwie przyszło nam żyć,
potrzebuje sędziego-arbitra – rozstrzygającego spór w sposób wolny od nacisków i
przy tym niewahającego się bronić imponderabiliów: godności i wolności człowieka,
proporcjonalności, równości oraz sprawiedliwości.
Szanowni uczestnicy konferencji pragnę zaapelować do Was byście pamiętali o
tym wszystkim , gdyż jedynie sędzia uwolniony od nacisków jest w stanie czynić to,
do czego został powołany: ius dicere – co na język polski tłumaczy się jako
„orzekać”, choć dosłownie zwrot ten oznacza „głosić prawo”.
4