DZIEŃ KOMISJI EDUKACJI NARODOWEJ, czyli rozważania nad
Transkrypt
DZIEŃ KOMISJI EDUKACJI NARODOWEJ, czyli rozważania nad
DZIEŃ KOMISJI EDUKACJI NARODOWEJ, czyli rozważania nad polskością. Szanowni: Panie Dyrektor, Panie Dyrektorze, Szanowni: Koleżanki i Koledzy Nauczyciele, Droga Młodzieży! W czasach powszechnego dostępu do informacji za sprawą Internetu, wszystko możemy szybko sprawdzić, więc … zazwyczaj tego nie robimy. I tak mimo ogromnych możliwości poznania i weryfikacji wiedzy bazujemy na prawdach zasłyszanych, stereotypach i obiegowych sądach – często wierząc w bzdury i powtarzając głupoty – nie zastanawiając się nad ich sensownością, czy nawet możliwością zaistnienia. Ta nasza wiedza o przeszłości, a raczej jej wyobrażenie przyswojone w młodości rzutuje na postrzeganie historii przez całe życie. Gorzej, bo historia utrwalana w zbiorowej pamięci celowo jest fałszowana – raz z motywacji dydaktycznych, innym razem moralnych, najczęściej patriotycznych, ideowych. Warto o tym pamiętać, bo ja również mam zamiar zabawić Państwa historią w sposób absolutnie wybiórczy, subiektywny i moralizatorski. A więc, do dzieła! Potoczna świadomość historii u Polaków bazuje na obrazach Jana Matejki i powieściach Henryka Sienkiewicza, i czasem daleka jest od tego, co działo się naprawdę. Nie było króla Stefana Batorego pod Pskowem w 1581 roku jak na obrazie, a Tadeusz Rejtan nie rozrywał szat, by nagą piersią bronić wstępu na salę obrad I sejmu rozbiorowego w Grodnie w roku 1773. Ale siła emocjonalnego wyrazu tych obrazów jest taka, że zawsze będzie się kojarzyć z przedstawianymi, choć w zafałszowany sposób, wydarzeniami. Jednak nikt o takiej sile sugestii nie utrwalił na płótnie lub kartach powieści tego, co było ostatnim aktem owego tragicznego sejmu rozbiorowego. A było nim powołanie Komisji nad Edukacją Młodzi Szlacheckiej Dozór Mającej w dniu 14 października – na wniosek króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i za zgoda wszechwładnego ambasadora rosyjskiego Stackelberga. A więc na samym dnie upadku, jak się wówczas wydawało, kiedy król szantażem likwidacji państwa zmuszony był położyć podpis pod poniżającą nas uchwałą sejmową akceptującą rozbiór Rzeczypospolitej, myślał już o przyszłości. Ale po kolei… Po pierwsze, Komisja Edukacji Narodowej, bo tak ją powszechnie nazywamy, była tworem jak najbardziej stanowym, szlacheckim w zamyśle, bo państwo było szlacheckie. Takim samym tworem była Ustawa Rządowa z dnia 3 maja 1791mroku, czyli konstytucja, której pamięć świętujemy co roku. Jesteśmy z niej dumni, i słusznie, bo było to wielkie osiągnięcie na drodze do naprawy państwa, co nie zmienia faktu, że była to konstytucja bardzo zachowawcza w stosunku do zmian zachodzących w Europie. W porównaniu z późniejszą o 4 miesiące konstytucją francuską, w duchu swym demokratyczną, polska konstytucja była we Francji powszechnie krytykowana. Bo gdy tam utrwalano ustrój oparty na przyrodzonej wolności i równości ludzi, nasza potwierdzała jedynie wolność szlachty i jej monopol na władzę w państwie. Gdy na Sekwaną w wyniku rozpoczętej rewolucji chłop stał się obywatelem, w Polsce ledwie przestawał być bydlęciem roboczym, które można było wciąż wychłostać, choć prawdopodobnie już nie zabić bezkarnie, bo wszak wzięła go Ustawa Rządowa pod opiekę prawa. I warto o tym pamiętać, aby nie popadać w samouwielbienie, znać faktyczną wartość rzeczy – jak pisał w XIX w. hrabia Aleksander Fredro: „znaj proporcje, Mocium Panie!” Faktyczną wagę i KEN, i Konstytucji 3 Maja wyznaczają nasze, krajowe standardy, ta smutna rzeczywistość upadku jaki był wówczas w Polsce i zdolność do jego przezwyciężenia. Po drugie, proszę, nie piejmy z zachwytu nad pierwszym w Europie ministerstwem oświaty [co, co roku, można usłyszeć i przeczytać w środkach masowego przekazu]. Państwo zajmowało się oświatą już w starożytnych Egipcie i Chinach, wychowanie było immanentną składową greckiej polis, bez której nie mogłaby funkcjonować i tylko obywało się to bez wyodrębnionej w tym celu instytucji. Powszechny obowiązek oświaty Prusy wprowadziły już w 1717 roku [jakże haniebnym dla polskiej niepodległości, którą właśnie straciliśmy, stając się protektoratem rosyjskim] a nie były to pierwsze próby w Europie i na świecie. Osobiście, czuję się zażenowany, kiedy my, Polacy poprawiamy sobie samopoczucie, licytując się, że w czymś byliśmy lub jesteśmy pierwsi. Jakie to ma znaczenie, kto pierwszy wymyślił koło, skoro wszyscy go używają? Ważniejsze jest, aby nie być w rozwoju ostatnim. [Gdybyśmy w odpowiednim czasie podjęli dzieło reformy państwa, do czego nawoływał w XVI wieku Andrzej Frycz Modrzewski w dziele „O naprawie Rzeczypospolitej”, a w XVII w „Kazaniach sejmowych” ks. Piotr Skarga, to byśmy go nie stracili]. To ciągłe podkreślanie, że w czymś nam się udało wyprzedzić innych, to jest leczenie narodowych kompleksów, z których nie potrafimy się wyzwolić. A już dawno powinniśmy, bo mamy znacznie więcej powodów do dumy, niż by się wydawało. Napoleon Bonaparte powiedział w kontekście sprawy polskiej, że „naród, który stracił własne państwo, nie jest godny, aby je posiadać.” Trudno się z nim nie zgodzić. Ale naród, który mimo że stracił państwowość, potrafił ją odbudować, może być z siebie dumny. A tej dumy, prawdziwej, nie tuszującej kompleksy, często Polakom brakuje. Dumy z bycia wolnym, nowoczesnym, otwartym, dobrze wykształconym społeczeństwem, świetnie radzącym sobie poza granicami kraju [fakt, często z konieczności a nie z wyboru, co nie zmienia tego, że całkiem nieźle odnajdujemy się w nowej rzeczywistości]. Powiecie, że to dzisiaj norma, żaden powód do dumy. Pozwolę sobie, nie zgodzić się. To duża wartość, tylko jej nie dostrzegamy, nie cenimy. Ciągle poszukujemy w sobie wyjątkowości, pragniemy potwierdzenia, że jesteśmy lepsi od innych, a w ten sposób uchodzi naszej uwadze, że najzwyczajniej jesteśmy dobrzy. Dobrzy w tym co robimy, tu i teraz, i tylko to się naprawdę liczy dzisiaj w Europie. Gdybyśmy byli tacy 300 lat temu, nie mielibyśmy dziś, mówiąc kolokwialnie, kaca z historii. [A tak całkiem na bieżąco, to zwycięstwo piłkarskiej reprezentacji Polski jest historyczne w sensie pisania historii tych spotkań, ale, na litość Boską, nie mieszajmy do tego Grunwaldu! I nie zapominajmy o statystyce, bo pierwsza jaskółka wiosny nie czyni. Za to doskonale ilustruje owa euforia szersze zjawisko, o którym mówię]. Po trzecie, „Zawsze takie Rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie.” To słowa wielkiej, a trochę zapomnianej postaci polskiej historii, kanclerza wielkiego koronnego i hetmana wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego, fundatora trzeciej w Polsce, po Akademii Krakowskiej i Akademii Wileńskiej, wyższej uczelni – Akademii Zamoyskiej, humanisty, polityka, stratega i poligloty, a nade wszystko człowieka o szerokich horyzontach myślowych, który par excellence stanowił i obalał królów, i jak mało kto, doceniał znaczenie edukacji. To jemu Jan Kochanowski zadedykował „Odprawę posłów greckich”, w której wzywał do reformy państwa w dramatyczny sposób: „O nierządne królestwo i zginienia bliskie, gdzie ani prawa ważą, ani sprawiedliwość ma miejsce!”. Gdyby więcej było w naszej historii Zamoyskich a mniej Radziwiłłów [ to z inspiracji hetmana wielkiego litewskiego Janusza Radziwiłła poseł Jan Siciński zerwał sejm w 1652 roku, zapoczątkowując niechlubną praktykę liberum veto, i pod jego protekcją znalazł bezpieczne schronienie], być może inaczej potoczyłyby się losy I Rzeczypospolitej. Tak na marginesie, w XIV wieku Polska i Niemcy miały tyle samo uniwersytetów – po jednym, w Krakowie i Heidelbergu. W XVIII wieku mieliśmy dwa [Akademia Zamoyska upadła wkrótce po śmierci fundatora], Niemcy prawie 30. Poziom rozwoju społeczeństw zależy od ich wykształcenia. I w tym kontekście należy docenić powstanie i działalność KEN. Dlaczego utworzona została akurat wówczas? Nie dlatego, że była taka potrzeba, bo była ona dużo wcześniej, o czym świadczy chociażby reformatorska działalność na niwie szkolnictwa księdza Stanisława Konarskiego. Powstała, bo pojawiły się możliwości ekonomiczne, których wcześniej nie było. Na żądanie królów z dynastii Bourbonów, panujących we Francji, Hiszpanii i Królestwie Neapolu papież Klemens XIV dokonał w 1773 r. kasaty zakonu jezuitów – ich ogromny majątek, w tym szkoły prowadzone przez Towarzystwo Jezusowe stały się łakomym kąskiem dla władców, a w Polsce dla wszechwładnej magnaterii. Mnóstwo z tego faktycznie rozkradziono, szczególnie dóbr ruchomych, które łatwo było ukryć i spieniężyć, nieruchomości w znacznej części stały się podwaliną dla bazy ekonomicznej nowo powołanego ministerstwa oświaty. Ale to nie wszystko, nie wystarczy mieć potrzeby i możliwości, trzeba jeszcze je dostrzec, docenić i zamysł zrealizować, czyli wznieść się ponad pokusę doraźnych i osobistych korzyści - pro publico bono [dla dobra powszechnego]!. I to jest ogromna zasługa króla Stanisława Augusta, który to potrafił. To on, używając królewskiego autorytetu przeciwko pazernym, złodziejskim magnatom, wcielił w życie zamysł Stanisława Konarskiego, choć już po śmierci pomysłodawcy. Stanisław Konarski na przekór współczesnym odważył się być mądrym, Stanisław August odważył się walczyć o mądrość… dla przyszłych pokoleń. W dwa tygodnie po akceptacji rozbioru państwa, które wobec przemożnej siły sąsiadów zdaje się iść na dno jak dziurawy okręt, król myśli już, jak ten okręt naprawić, załatać. Jeszcze nie teraz, zaraz, bo nie ma ku temu warunków, ale w przyszłości, może za 20 lat. W każdym razie nie traci nadziei, że to jest możliwe, trzeba tylko zmienić mentalność elity rządzącej, wychować nowe pokolenie w duchu oświecenia i nowoczesnego patriotyzmu [przeciwnicy też byli patriotami, tyle że dobro ojczyzny utożsamiali z własnym]. Trzeba zasiać ziarno – może wzejdzie, dojrzej i da plon obfity, jeśli padnie na podatną glebę. Nie robi nic nowego, bo wszak zaczął panowanie od reform i powołania w 1765 r. Szkoły Rycerskiej, czyli uczelni dla oficerów, z której wyjdą dowódcy powstania z 1794 roku: Tadeusz Kościuszko, Jakub Jasiński, Józef Sowiński, czy literat Julian Ursyn Niemcewicz. Polityk myśli o tym, jak utrzymać się przy władzy – w demokracji znaczy tyle, jak wygrać wybory – mąż stanu troska się o to, co będzie z tym krajem za lat 20-30, myśli o tym, co należy ulepszyć, zreformować, aby dotrzymać kroku sąsiadom, aby nie dać się wyprzedzić, by nie być zmuszonym ulec ich przewadze. A co ma zrobić król, którego kraj jest na dnie upadku, który nie ma możliwości prawnych, finansowych, ani politycznych natychmiastowego działania, który napotyka na powszechny egoizm elity rządzącej [szlachta], wrogość państwowych dygnitarzy [magnateria] i czujny nadzór państw sąsiednich [Rosja, Austria, Prusy]? Może tylko inwestować w przyszłość, bowiem „kto stracił majątek, stracił wiele, kto stracił zdrowie, stracił bardzo wiele, ale kto stracił nadzieję – stracił wszystko”. Stanisław August Poniatowski, gdyby trafił na spokojne czasy, byłby władcą wybitnym, lecz nawet geniusz nie był w stanie wyprowadzić państwa z dwustuletniej stagnacji i stuletniej zapaści. Co dostał w zamian za swe starania? Rolę kozła ofiarnego, bo przecież ktoś musiał być odpowiedzialny za upadek Rzeczypospolitej, ale wszak nie patriotycznie nastawiona szlachta i magnateria, które patriotyzm utożsamiały z obroną starego porządku, gwarantującego im korzystanie z przywilejów bez obowiązków wobec państwa. I po czwarte, ostatnie wreszcie. Dzień Edukacji Narodowej, który dziś fetujemy, i ze wszelkich miar słusznie, bo nigdy dość podkreślania wagi edukacji dla świadomości społeczeństwa, ale także dla jego materialnego poziomu życia, wcześniej zwany Dniem Nauczyciela był ustanowiony odpowiednio w 1972 i w 1982 r. przez władze poprzedniego systemu - Polski Rzeczpospolitej Ludowej. Czy nam się to podoba, czy nie, doceniały one wagę edukacji dla społeczeństwa i dopiero w PRL-u zlikwidowano analfabetyzm oraz objęto edukacją wszystkie dzieci. Wówczas – choć nie wszyscy się ze mną zgodzą – staliśmy się w pełni narodem, czyli świadomą częścią społeczeństwa. Podsumowując, zawsze jest dobry czas na edukację, nie zawsze czasy edukacji sprzyjają. I warto o tym pamiętać w dzisiejszym carpe diem. Zazwyczaj nie cenimy tego, co nam łatwo przychodzi, raczej to, co jest pożądane a niedostępne. Sto lat temu postępowe partie polityczne, czyli najbardziej świadoma część społeczeństwa walczyła o powszechną, bezpłatną oświatę dla każdego. Dzisiaj część młodzieży, która nie tylko może ale i musi się kształcić [obowiązek szkolny], traktuje rzeczywistość jako zło konieczne – nie jako szansę rozwoju, awansu społecznego, samorealizacji, lecz jako przykry obowiązek. Dlatego uważam, że uczyć się powinien tylko ten, kto chce, kto potrafi docenić, jaką szansę dostał od życia. Rzymskie powiedzenie brzmi: nie rzuca się pereł przed wieprze, czyli nie należy oferować ludziom tego, co cenne, jeśli nie potrafią tego docenić.* I tą przestrogą, a jednocześnie apelem zwracam się do Was, Drodzy Uczniowie: doceńcie Wasze dzisiejsze możliwości, to że żyjecie w kraju bez wojny, demokratycznym, będącym częścią wolnego świata, kraju w którym dzieci nie muszą pracować a mogą się kształcić. Albowiem nic w życiu nie jest dane raz na zawsze, nic nam się od życia nie należy, na wszystko trzeba zapracować. Potwierdza to obiegowa, ludowa mądrość, że bez pracy nie ma kołaczy. Macie przed Sobą możliwości, jakich nie miało żadne pokolenie przed Wami. Czy je wykorzystacie, zależy tylko od Was. Dziękuję za uwagę. Niech się święci Dzień Komisji Edukacji Narodowej! * Dziękuję Koledze Alojzemu Markwitanowi za zawrócenie uwagi na błędne wywiedzenie przeze mnie etymologii związku frazeologicznego „nie rzuca się pereł przed wieprze” z tradycji rzymskiej, gdy jest to Ewangelia wg św. Mateusza. Bijąc się w pierś [ mea culpa!] mogę tylko przeprosić Słuchaczy za błąd merytoryczny [ i skonstatować, że jest to mimowolna egzemplifikacja tego, co napisałem we wstępie :-]