Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
PRESSJA REDAKCJI
Chrześcijańska
Posteuropa?
E
uropa jest dzisiaj na ustach wszystkich. Powody są oczywiste – problemy ekonomiczne Unii Europejskiej osiągnęły skalę, która każe poważnie rozważać pytanie, które dotąd pozostawało poza wszelką dyskusją
− czy ten projekt ma w ogóle szansę przetrwać. Na razie, nie zrealizował się
jeszcze katastroficzny scenariusz, który przed półtora rokiem kreśliliśmy
w tece o nowym średniowieczu (Mazur 2010: 11, 12). Spodziewaliśmy się, że
neoliberalny system ekonomiczny wpadnie w korkociąg, który doprowadzi do
bankructwa obecnego systemu ekonomicznego. Taka wizja wypadków wciąż
wydaje się wielu osobom przesadnie pesymistyczna, jednak pogłębiające się
problemy strefy euro sprawiają, że z każdym dniem coraz trudniej jest ją wykluczyć. To najlepszy dowód powagi sytuacji.
Między entuzjastami a sceptykami
Problemy ekonomiczne ożywiły uznawany do niedawna za archaiczny
spór między euroentuzjastami i eurosceptykami. Jeden z listopadowych numerów „Uważam Rze” z tryumfem odnotowywał na okładce, że Eurosceptycy mieli rację. Główny artykuł numeru dowodził, że projekt euro okazał się
przedsięwzięciem przede wszystkim politycznym, za którym przemawiały
bardziej względy ideologiczne, a nie kalkulacje ekonomiczne (Magierowski
2011). W tym samym numerze poseł do Parlamentu Europejskiego Konrad
Szymański (2011: 22), przychylając się do tej diagnozy, kreślił alternatywę:
albo europejski superrząd, który będzie realizował jedną politykę fiskalną
i społeczną dla wszystkich krajów strefy euro, albo bolesna weryfikacja
członkostwa w strefie euro, zwłaszcza państw z południa kontynentu. Impas
wywołany kryzysem wydaje się więc jasno zdiagnozowany: na to pierwsze
rozwiązanie nie ma przyzwolenia większości państw, a to drugie byłoby porażką prestiżową całego przedsięwzięcia i przejawem dalszej marginalizacji ekonomicznej UE.
Problemy ekonomiczne potrzebują rozwiązań ekonomicznych. My poruszamy się przede wszystkim w obszarze idei i chcielibyśmy zwrócić uwagę
na inny aspekt całego zagadnienia. Ożywienie dawnego sporu między euro-
10
Pressje 2011, teka 26/27
entuzjastami i eurosceptykami po raz kolejny postawiło przed opinią publiczną
zasadnicze pytanie − jakie miejsce w obecnych strukturach UE powinna zajmować Polska? W ten sposób obecny kryzys gospodarczy w strefie euro cofnął nas do dyskusji, które toczyły się przed wejściem Polski do UE. Czas, który
upłynął od tego momentu, pogłębił jedynie impas w dogmatycznym w swej
naturze sporze między przeciwnikami i zwolennikami europejskiego projektu
w obecnym kształcie. Pierwsi, przeżywając swoiste Schadenfreude, odczuwają gorzką satysfakcję z powodu urzeczywistnienia się wielu z ich obaw. W kry-
Europa na pewno nie jest już katedrą, zwolennikom oświecenia nie udało się jej jednak przekształcić w sześcian
zysie gospodarczym strefy euro dostrzegają ekonomiczne uzasadnienie dla
swych zastrzeżeń, wyrażanych dotąd przede wszystkim na poziomie aksjologii. „Nie dość, że współczesna Unia jest projektem budowanym na fałszywych
wartościach, to jeszcze okazała się niewydolna ekonomicznie”. Według eurosceptyków osoby przywiązane do chrześcijaństwa tym bardziej powinny wyrażać fundamentalny sprzeciw wobec projektu europejskiego w obecnym
kształcie. Euroentuzjaści z kolei, na przekór wszystkim niewygodnym faktom,
w dalszym ciągu utwierdzają się w swoim entuzjazmie. Na coraz to nowe problemy mają ciągle te samo remedium: „Na kryzys Europy jest jedna recepta
– jeszcze więcej Europy”.
Posteuropa
Niepostrzeżenie dla wielu eurosceptyków i euroentuzjastów zmieniają się
same fundamenty projektu europejskiego. George Weigel (2005: 7, 8) opisywał
zasadniczy dylemat, przed jakim stoi Europa, za pomocą metafory katedry
i sześcianu. Katedra miała symbolizować heterogeniczną, organiczną Europę
chrześcijańską, nawiązującą do swojej przeszłości i opierającą się na mocnych fundamentach aksjologicznych, sześcian natomiast − kulturę oświeceniową, budowaną od podstaw według racjonalistycznych założeń, realizującą
śmiały projekt wybiegający w świetlaną przyszłość. Dylemat ten najwyraźniej
widoczny jest w Paryżu, gdzie z dachu modernistycznego Wielkiego Łuku widać średniowieczną katedrę Notre-Dame.
Wydaje nam się, że opisywany przez Weigela dylemat w dużej mierze przestaje już obowiązywać. Europa na pewno nie jest już katedrą, zwolennikom
oświecenia nie udało się jej jednak przekształcić w sześcian. Świadomość porażki projektu oświeceniowego w czystej postaci zaczęła powoli docierać do
jego zwolenników. Symptomem zmiany myślenia po tamtej stronie jest między innymi tak zwany zwrot postsekularny. Od czasów sławnego wystąpienia
Jürgena Habermasa (2002) stało się jasne, że w sferze publicznej nie można
liczyć ani na zanik dyskursu religijnego, ani na jego marginalizację, trzeba
więc jego obecność jakoś uwzględnić w architekturze systemu.
Pressja Redakcji
11
Sądzimy, że żyjemy dziś w czasach posteuropejskich. Porażkę poniosły
oba konkurujące projekty, zarówno chrześcijański, jak i sekularny. Wydaje
nam się, że taki stan jest mimo wszystko lepszy niż tryumf oświecenia. Cechą charakterystyczną Posteuropy będzie heterogeniczność, którą już teraz
można dostrzec na niemal każdym poziomie życia społecznego − od instytucji,
przez dyskurs aż po symbole europejskie. Różnorodność ośrodków władzy,
idei, norm i wartości w Europie daje nam o wiele większe możliwości działania niż reżim oświeceniowy. Kompromis między sześcianem a katedrą bardziej przypomina wszak katedrę niż sześcian.
Jan Paweł II eurosceptyk?
W niedawnej tece poświęconej dziedzictwu Jana Pawła II przypomnieliśmy nadzieje, jakie Papież wiązał z Polakami. W wielu wystąpieniach
stawiał on przed nami zadanie rechrystianizacji Europy Zachodniej. Misję
tę miało umożliwić z jednej strony zbudowanie w Polsce demokracji i kapitalizmu na podstawie aksjologii chrześcijańskiej, a z drugiej − aktywny udział w integracji europejskiej. Nasz innowacyjny projekt ustrojowy,
którego podstawy miały się różnić od oświeceniowych fundamentów wielu państw zachodnich, miał być dowodem możliwości budowy instytucji
politycznych na wartościach promowanych przez Kościół. Kto wie, może
Papież miał jeszcze nadzieję na odrodzenie Christianitas. W numerze papieskim pokazywaliśmy, że Polacy nie tylko nie podjęli, ale nawet nie zrozumieli tego zadania (Mazur 2011).
Nasza misja nie została zrealizowana, a moment, w którym mogła być
podjęta, został chyba ostatecznie zaprzepaszczony. Czy to znaczy, że pozostaje nam teraz tylko wyrażać swój fundamentalny sprzeciw wobec współczesnej UE budowanej bez fundamentów chrześcijańskich? Czy pozostała nam
tylko rola „znaku sprzeciwu”? Czy − jak zdaje się sądzić wielu współczesnych
chrześcijan − Jan Paweł II byłby dziś eurosceptykiem?
Nie zgadzamy się z taką interpretacją papieskiego nauczania, nie odnajdujemy się też w gronie eurosceptyków.
Paweł Rojek przedstawia szczegółową analizę złożonej strategii Jana
Pawła II wobec Europy, sformułowanej w adhortacji Ecclesia in Europa (2003).
Mimo bardzo krytycznej oceny duchowego stanu współczesnych Europejczyków, Papież wzywał chrześcijan z tego kontynentu do nadziei. Jego zdaniem
jedyną szansą dla Europy jest nawrócenie Kościoła oraz powrót do korzeni
kulturowych. Papież wiązał nadzieje z chrześcijańskimi korzeniami najważniejszych wartości promowanymi dziś przez laicką Europę. Tak nośne dziś
idee, jak prawa człowieka, godność osoby, wolność, demokracja, rozum, państwo prawa, a nawet rozdział polityki i religii, zostały ukształtowane przez
chrześcijaństwo. Te zeświecczone idee chrześcijańskie „stanowią najlepszy
punkt wyjścia dla nawiązania dialogu między chrześcijaństwem a współczesną kulturą europejską” (Rojek 2011b).
12
Pressja Redakcji
Koncepcja Jana Pawła II odbiega zatem od typowego stanowiska prawicowych eurosceptyków, którzy z zasady odrzucają projekt europejski w dzisiejszym kształcie. Przeciwnie, Papież łączył realizm w ocenie kryzysu duchowego Europejczyków z nadzieją na zmianę. Paweł Rojek zwraca uwagę,
że Papież liczył przede wszystkim na codzienną oddolną pracę chrześcijan
w obszarze kultury i życia społecznego, a działania stricte polityczne odsuwał
na drugi plan. Wygląda na to, że nie spodziewał się szczególnego wsparcia ze
Papież wzywa zatem katolików do aktywnego uczestnictwa
w życiu społecznym, a nie do tworzenia katolickiego getta
strony państw i instytucji europejskich, akceptując ich programową neutralność i otwartość na pluralizm wartości. Podkreślając, że „Kościół nie domaga
się powrotu do form państwa wyznaniowego” (Jan Paweł II 2003: 117), Papież
dawał wyraźny sygnał: oczekiwania osób wierzących wobec instytucji europejskich są bardzo umiarkowane i dotyczą tylko rezygnacji z wojującego laicyzmu. Choć − jak pisał − „konieczna jest obecność chrześcijan, odpowiednio
uformowanych i kompetentnych w różnych instancjach i instytucjach europejskich” (tamże), to ich zdanie nie ma polegać na odgórnym narzucaniu wartości
religijnych, lecz współpracować z niewierzącymi, by tworzyć instytucje odpowiadające godności człowieka. Papież wzywa zatem katolików do aktywnego
uczestnictwa w życiu społecznym, a nie do tworzenia alternatywnego społeczeństwa, katolickiego getta. Jego strategia jest więc wyraźnie wewnętrzna:
„chrześcijanie nie tylko mogą przyłączać się do wszystkich ludzi dobrej woli,
aby uczestniczyć w realizacji tego wielkiego projektu, ale powinni stawać się
niejako jego duszą, wskazując innym właściwy sposób organizacji ziemskiego
społeczeństwa” (tamże: 116). Zaproponowaną przez Jana Pawła II strategię
nastawioną na rechrystianizację Europy można zatem porównać do lewackiego „długiego marszu przez instytucje” (Rojek 2011b).
Uczniowie Kuronia…
Wydaje się więc, że wobec kryzysu tożsamości współczesnej Europy nie
jesteśmy skazani na wybór między euroentuzjazmem a eurosceptycyzmem.
W przedstawieniu trzeciej drogi przyda się historyczna analogia z opozycją,
działającą w Polsce przed Solidarnością. Z jednej strony istniało wtedy środowisko rewizjonistów, do którego należeli przeważnie działacze partyjni, zasadniczo aprobujący ówczesny system, lecz dostrzegający jego wady. Jako
remedium na bolączki rewizjoniści proponowali powrót do źródeł komunizmu.
Ich program działania polegał zatem na krytycznym odczytywaniu rzeczywistości PRL-u przez pryzmat doktrynalnych założeń marksizmu. Odwołując się
do pryncypiów ideologicznych, rewizjoniści liczyli na zrozumienie i posłuch
w szeregach Partii. Podstawową wadą strategii rewizjonistów była jednak
nierealna, jak się okazało, wiara w możliwość odgórnej reformy systemu
Pressja Redakcji
13
komunistycznego. W tej postawie dostrzegamy wiele podobieństw do myślenia współczesnych euroentuzjastów o UE.
Na przeciwległym biegunie działała opozycja nurtu narodowo-niepodległościowego. Działaczy skupionych wokół Ruchu Obrony Praw Człowieka
i Obywatela czy Konfederacji Polski Niepodległej cechował fundamentalny
sprzeciw wobec systemu komunistycznego. W ich ocenie państwo realnego socjalizmu zbudowane było na fałszywych założeniach ideologicznych
i uzależnione gospodarczo i politycznie od ZSRR. Z tego względu jakiekolwiek
zmiany cząstkowe uznawali za nierealne. Uważali, że prawdziwe zmiany będą
możliwe dopiero wówczas, gdy obali się władze komunistyczne, a rządy przejmą partie mające realne poparcie w społeczeństwie. Niepodległość nie była
więc według nich finałem procesu ewolucyjnych zmian, lecz stanowiła wstępny warunek jakiegokolwiek realistycznego planu reform. W praktyce działalność tego środowiska sprowadzała się do manifestowania sprzeciwu wobec
ówczesnych realiów poprzez podnoszenie w górę sztandarów narodowych
i religijnych. Pryncypialność w krytyce nie pozwalała urzeczywistnić tych postulatów w ówczesnych realiach, zbyt odległych od maksymalistycznych oczekiwań tej części opozycji. Nietrudno dostrzec w tej postawie wiele cech wspólnych z myśleniem współczesnych eurosceptyków.
Dużo skuteczniejszą strategię wobec realnego socjalizmu zaproponowali
działacze Komitetu Obrony Robotników. Zerwali oni z dotychczasową centralistyczną strategią opozycji polegającą na wyczekiwaniu, by mityczne postępowe skrzydło przejęło wreszcie kierownictwo w PZPR i zaprowadziło rządy
absolutyzmu oświeconego. Jednocześnie uznawali oni postulaty niepodległościowców za nierealistyczne. Zrywając z tą dychotomią, stawiali na oddolny
ruch społeczny, który miał na władzy wymuszać cząstkowe zmiany w kierunku liberalizacji systemu. KOR zaczął głośno podkreślać, że każdy obywatel
ma prawo do oddolnej inicjatywy społecznej, której zadaniem jest dbanie
o określony interes społeczny przez wywieranie nacisku na władzę w konkretnych kwestiach. Jednocześnie Komitet wielokrotnie podkreślał w komunikatach, wskazując podstawy prawne swoich działań, że taka działalność nie
łamała obowiązującego prawa. W ten sposób z wielką drobiazgowością dbano o przestrzeganie zasady legalizmu, co miało utrudnić władzy stanowcze
spacyfikowanie tej inicjatywy. Dokładnie ta sama strategia działania stała za
powstaniem Solidarności. W Porozumieniu Gdańskim znalazł się nawet zapis
o kierowniczej roli Partii oraz strategicznym sojuszu z ZSRR. Zarówno KOR,
jak i Solidarność stanowiły w ówczesnych realiach przykłady oddolnej opozycji wewnątrzsystemowej.
…i Szczerskiego
Wydaje się, że właśnie taka metoda małych kroków w ramach istniejących w UE układów instytucjonalnych jest najskuteczniejsza dla promowania
wartości chrześcijańskich. Z jednej strony odrzucamy zatem propozycję euro-
14
entuzjastów-rewizjonistów, która obarczona jest przesadnym optymizmem
co do aksjologicznego i ekonomicznego charakteru projektu europejskiego.
Niespecjalnie wierzymy też, że brukselsko-strasburska administracja jest
zdolna do zmiany swoich działań w kierunku głębokiej odnowy projektu euro-
Do katolickiego marszu przez instytucje skłania też
analiza Krzysztofa Szczerskiego
pejskiego. Z drugiej strony, strategia niepodległościowców-eurosceptyków,
którą głoszą niektóre środowiska prawicowe i kościelne, skazuje jej zwolenników na funkcjonowanie we współczesnej Europie na zasadzie grupy wykluczonej. Postawa pozasystemowej opozycji nie tylko skazuje chrześcijan na
marginalizację, ale także nie daje im szansy na zmianę w samej Europie. Taką
postawę izolacjonizmu odrzucał właśnie Jan Paweł II.
Do strategii oddolnej i wewnątrzsystemowej, katolickiego marszu przez
instytucje, skłania też analiza Krzysztofa Szczerskiego (2011b). Ten bardzo ważny dla naszego środowiska badacz i praktyk integracji europejskiej,
kształtujący myślenie wielu krakowskich politologów o Europie, stawia po raz
kolejny zaskakującą tezę: istotą integracji europejskiej od samego początku
była „próba znalezienia nowej formuły istnienia systemu politycznego, który
punkt równowagi osiąga poprzez zestawienie przeciwstawnych elementów”
(tamże). Szukając równowagi między istniejącymi napięciami, takimi jak model podmiotu ponadnarodowego versus model organizacji międzypaństwowej, czy gospodarka dążąca do konkurencyjności versus gospodarka dążąca
do spójności społecznej, cały projekt europejski zyskuje w ocenie Szcerskiego
miano „politycznego oksymoronu”. Takie twórcze napięcie, wymagające kreatywnego wyjścia poza tradycyjne schematy myślenia, cechuje integrację europejską od samego początku. Jej podstawową siłą jest zdolność readaptacji,
wynikająca z elastycznego posługiwania się różnymi logikami, w zależności
od kontekstu wewnętrznego i zewnętrznego. Zdaniem Szerskiego, patrzącego
na dotychczasowe losy Unii, wyjście również z obecnego impasu będzie możliwe dopiero przy zastosowaniu „strategii oksymoronicznej” (tamże).
Jeśli Unia Europejska od początku swojego istnienia jest politycznym
oksymoronem, to także w sferze tożsamości możliwa jest twórcza równowaga między różnymi systemami wartości. Wykorzystując współwystępowanie
wielu języków i logik, wykazując ich równoznaczny status, jesteśmy w stanie
zrobić więcej dla promocji tradycyjnych wartości, aktywnie działając w ramach
istniejących struktur, niż tworząc katolickie getto. Dlatego postulowaną przez
nas strategią jest odchodzenie od logiki wojny kulturowej zwolenników tradycji
chrześcijańskiej z wyznawcami oświecenia. W tym konflikcie postawa każdej
ze stron polega na absolutyzowaniu własnego punktu widzenia i marginalizowaniu oponentów. W imię filozofii oświecenia wielu prominentnych urzędników unijnych odrzuca zupełnie perspektywę chrześcijańską, czego dowodem
była wstępna wersja preambuły do Traktatu reformującego czy pierwsze
15
orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w kwestii symboli religijnych. Podobne podejście widać także u wielu chrześcijańskich liderów, którzy posługują się logiką „wszystko albo nic” − albo UE będzie chrześcijańska,
albo lepiej, by w ogóle jej nie było. Zwolennicy gotyckich katedr toczą w ten
sposób nieustający spór ze zwolennikami geometrycznie idealnego sześcianu. To konfrontacyjne nastawienie po każdej ze stron jest jednym z głównych
powodów duchowego kryzysu współczesnej Europy.
Dziś potrzebujemy raczej jakiejś formy twórczej współpracy, jakiegoś
kompromisu między tymi dwiema grupami. Nie sposób sobie bowiem wyobrazić, by w ciągu najbliższych dziesięciu lat któryś z tych obozów uzyskał
bezapelacyjną przewagę, która pozwoliłaby mu odnowić projekt europejski
wyłącznie w duchu chrześcijańskim lub oświeceniowym. Wydaje się raczej, że
te dwie rzeczywistości duchowe muszą się ze sobą umieć porozumiewać, by
Europa nie została sparaliżowana wojną kulturową.
Jan Maciejewski
Krzysztof Mazur
Co dalej?
W pierwszej części teki próbujemy dokładniej opisać Posteuropę. W drugiej zastanawiamy się nad posteuropejskimi strategiami chrześcijańskimi.
16