nr 6 - Społeczeństwo
Transkrypt
nr 6 - Społeczeństwo
Społeczeństwo STUDIA • PRACE BADAWCZE • DOKUMENTY Z ZAKRESU NAUKI SPOŁECZNEJ KOŚCIOŁA 82 ROK XVII (XIII) 2007 nr 6 SPIS TREŚCI OD REDAKCJI 733 Zbigniew Borowik O integralne pojmowanie dobra wspólnego 735 Claudio Gentili Dobro wspólne w dynamizmie nauki społecznej Kościoła PRACE BADAWCZE 743 Kard. Camillo Ruini Uniwersytet, kultura, wychowanie 755 Marco Doldi Adhortacja Sacramentum caritatis i życie społeczne 769 Ks. Edward Sienkiewicz Godność człowieka i narodu u podstaw współczesnego patriotyzmu polskiego STUDIA 787 Andrea Riccardi Stulecie Tygodni Społecznych Katolików Włoskich 805 Franco Appi Czterdzieści lat encykliki Populorum progressio 821 Ks. Andrzej Jędrzejewski Społeczny wymiar działalności charytatywnej Kościoła FORUM 833 Luisa Ribolzi Formacja, edukacja i dobro wspólne 843 Savino Pezzotta Jaka przyszłość dobra wspólnego? NOTY I OMÓWIENIA 851 Krzysztof Wroczyński Zjednoczenie Europy i jego twórcy DOKUMENTY 859 Ojciec Święty Benedykt XVI Chcę być rzecznikiem tych, którzy nie mają głosu. Przemówienie na spotkaniu ze światem polityki i korpusem dyplomatycznym (Wiedeń, 7 września 2007 roku) 865 Ojciec Święty Benedykt XVI Przesłanie z okazji 45. Tygodnia Społecznego Katolików Włoskich (12 października 2007 roku) PRZEGLĄD CZASOPISM 869 Czasopisma polskie KSIĄŻKI 873 Radosław Zenderowski Rec.: E. Balawajder (red.), Społeczeństwo obywatelskie. Modele teoretyczne i praktyka społeczna, Lublin 2007 878 Ryszard Moń Rec.: P. Morgan – C. Lawton (red.), Problemy etyczne w tradycjach sześciu religii, Warszawa 2007 882 Oreste Bazzichi Rec.: V. Possenti, Le ragioni della laicità, Soveria Mannelli (Catanzaro) 2007 884 Domenico Facchini Rec.: G. C. De Martin – F. Mazzocchio (ed.), Formare al bene comune. Per una nuova grammatica della partecipazione, Roma 2007 MATERIAŁY DO FORMACJI KATOLICKOSPOŁECZNEJ 887 Oreste Bazzichi Wspólnota polityczna SUMMARIES No. 6 (82), November-December 2007 (17) Kard. C. Ruini, ss. 743-753 Uniwersytet, kultura, wychowanie Wszyscy dostrzegają dzisiaj zagrożenie wychowawcze. Występuje ono w wielu krajach. Wychowanie osoby odnosi się przede wszystkim i w sposób konieczny do człowieka. Kiedy więc nie jest jasne, co rozumiemy przez pojęcie „człowiek”, albo gdy wyraz ten zmienia zasadniczo swoje znaczenie, wtedy wszystkie wyznaczniki wychowawcze ulegają silnemu zachwianiu. University, Culture, Education Everybody perceives today’s educational emergency. It appears in many countries. While educating a person, we make a principal and necessary reference to the human being itself. Thus, if it is not clear what we mean by the term ”human” or if the term itself radically changes its meaning, all educational reference points cease to be firm. M. Doldi, ss. 755-767 Adhortacja Sacramentum caritatis i życie społeczne Adhortacja Benedykta XVI Sacramentum caritatis była prezentowana w niektórych środkach przekazu w sposób nie odpowiadający tematyce tekstu. W planie społecznym zauważono jedynie wezwanie papieża do polityków katolickich, żeby nie głosowali za ustawami, które są przeciw naturze ludzkiej. Wielu interpretowało słowa Benedykta XVI jako ingerencję w życie społeczeństwa. Takie potraktowanie papieskiego dokumentu dezinformuje i stwarza zamieszanie. The Apostolic Exhortation ”Sacramentum Caritatis” and Social Life The apostolic exhortation ”Sacramentum Caritatis” has been presented inadequately by some mass media. The only thing remarked upon, as far as the SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 728 social sphere is concerned, was that the pope appealed to Catholic politicians not to adopt laws which are against the human nature. Many has seen Benedict’s words as an intervention in the life of the society. However, treating the papal document in this way causes disinformation and confusion. Ks. E. Sienkiewicz, ss. 769-785 Godność człowieka i narodu u podstaw współczesnego patriotyzmu polskiego Jak należy rozumieć określenie „współczesny polski patriotyzm”? Wydaje się, że przede wszystkim starając się zdać sobie sprawę z tego, w jakiej rzeczywistości żyjemy. W patriotyzmie jednak nie chodzi tylko o to, aby się dobrze nauczyć historii swojego narodu. Chodzi również o to, aby być świadomym dziedzictwa, jakie się otrzymuje, i być za to dziedzictwo odpowiedzialnym. The Dignity of Man and of Nation at the Base of the Contemporary Polish Patriotism How ought the expression ”contemporary Polish patriotism” to be understood? It seems that we should, first of all, realize in what conditions we live. But patriotism is not all about knowing well one’s national history. The point is that we should be aware of the inheritance we receive as well as take on responsibility for it. A. Riccardi, ss. 787-803 Stulecie Tygodni Społecznych Katolików Włoskich Sto lat upłynęło od pierwszego Tygodnia Społecznego Katolików Włoskich. To jest sto lat włoskiego chrześcijaństwa w ciągu wieku, który jest dla Włoch pierwszym wiekiem jednolitego państwa. Aż do XIX w. wielkim i jedynym czynnikiem unifikującym był na Półwyspie Apenińskim katolicyzm. Wiek XX jest wiekiem najbardziej zsekularyzowanym – i jest wiekiem katolicyzmu, który staje się ruchem społeczno-politycznym. SUMMARIES 729 The Hundreth Anniversary of the Italian Catholics’ Social Weeks The first Italian Catholics’ Social Week was arranged one hundred years ago. These are one hundred years of Italian Christianity in the first century of a unified State for one Italian nation. Catholicism was the great and only factor that unified the Apennine Peninsula until the 19th century. The 20th century is a more secularized century, and it is also a century of the Catholicism which is becoming a social and political movement. F. Appi, ss. 805-820 Czterdzieści lat encykliki Populorum progressio Kiedy po upływie 40 lat czytamy encyklikę Populorum progressio, zadziwia nas profetyczna zdolność Pawła VI. Dokument ten bowiem również dzisiaj okazuje się przydatnym narzędziem zarówno do interpretowania rzeczywistości, jak i do kreślenia planów. Oczywiście encyklikę tę należy czytać z uwzględnieniem całokształtu nauczania: trzeba zawsze mieć na względzie także kontekst dziejowy dokumentu. The Fourtieth Anniversary of the Encyclical ”Populorum Progressio” When we read the encyclical ”Populorum Progressio” forty years later, we are astonished by the prophetic abilities of Paul VI, the document still being very useful for interpreting the world as well as for making plans. Naturally, the encyclical ought to be read within the context of all the papal teachings: we always need to consider the historical perspective of the text. 730 Ks. A. Jędrzejewski, ss. 821-832 SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 Społeczny wymiar działalności charytatywnej Kościoła Działalność charytatywna Kościoła ma wymiar społeczny po pierwsze dlatego, że ze swej natury jest działalnością społeczną, rozwijaną w rodzinie, grupach społecznych, parafiach, społeczności lokalnej, państwowej i międzynarodowej. Kościół opiera się w niej na zasadach dobra wspólnego, solidarności, pomocniczości i miłości społecznej. Po drugie, działalność ta ma istotne znaczenie dla całych społeczeństw, a nie tylko dla osób, które udzielają i doświadczają pomocy charytatywnej. The Social Aspect of the Church’s Charitable Activity The Church charitable activity has a social aspect because, firstly, it is by nature a social activity, taken part in by families, associations, parishes, as well as a local, state and international community. While distributing charity, the Church applies the principles of common good, of solidarity, of subsidiarity and of social love. Secondly, this activity is very important for the whole society and not only for the people engaged. OD REDAKCJI O integralne pojmowanie dobra wspólnego Zbigniew Borowik Redaktor Naczelny „Społeczeństwa” W toczącej się od początku tego roku na łamach naszego czasopisma dyskusji na temat dobra wspólnego odsłonił się jeszcze jeden aspekt tego zagadnienia, dotyczący w istocie całej nauki społecznej Kościoła. Chodzi o integralne pojmowanie tej kategorii. Jeśli się zgodzimy, że dobro wspólne to w ostateczności suma wszystkich wartości, które są faktycznie urzeczywistniane w działaniu społecznym i służą jednocześnie wszystkim członkom danej społeczności w rozwijaniu ich całego osobowego potencjału, to trudno będzie zaprzeczyć, że każdy partykularyzm dążący do zawężenia treści tego pojęcia jest odbierany jako zaprzeczenie idei wspólnego dobra. Dzieje się tak na przykład w społeczności państwowej, gdy dobro wspólne utożsamione jest z pomyślnością ekonomiczną kraju, albo w rodzinie, gdy dobro to zawężone zostanie jedynie do dobra dzieci. Podobnie rzecz się ma z NSK, a w konsekwencji z całym zaangażowaniem społecznym katolików. Łatwo dziś dostrzec tendencję – zarówno w Polsce, jak i we Włoszech – do ograniczania wymiaru tego zaangażowania do pewnych tylko dziedzin i obszarów, na przykład obrony życia i rodziny. Poza polem katolickiej wrażliwości pozostają wówczas takie „tradycyjne” zagadnienia jak praca, pokój, ekologia, globalizacja itd. I odwrotnie, dla wielu katolików to właśnie walka o prawa ludzi pracy, o pokój na świecie i sprawiedliwe stosunki między narodami będą wyrazem prawdziwie ewangelicznego podejścia do zagadnień społecznych. Nie trzeba chyba przekonywać, jak bardzo groźne mogą być skutki takich partykularyzmów, zwłaszcza z punktu widzenia wiarygodności chrześcijańskiego orędzia społecznego. Wspomina o tym w swoim artykule podsumowującym 45. tydzień społeczny we Włoszech Claudio Gentili. W bieżącym roku przypada 40. rocznica bardzo ważnego dokumentu NSK – encykliki Pawła VI Populorum progressio. To właśnie w tym dokumencie dojrzała w Kościele w pełni świadomość, że kwe- 734 stia społeczna stała się kwestią ogólnoświatową albo – jak byśmy dziś powiedzieli – globalną. Sednem tej kwestii były wówczas olbrzymie dysproporcje pod względem materialnych warunków życia między bogatą Północą a wkraczającym dopiero na drogę rozwoju ubogim Południem. To właśnie w nich upatrywano źródła przemocy i zagrożenia dla pokoju światowego. Dziś, mimo utrzymywania się tych dysproporcji, źródłem przemocy wydaje się raczej poczucie zagrożenia dla własnej tożsamości kulturowej i religijnej wywołane swoistym imperializmem kulturowym Zachodu, podporządkowującym całokształt życia tradycyjnych społeczności bezwzględnej logice rynku. W związku z tym – jak twierdzi w swym artykule Franco Appi SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 – rośnie ranga dialogu religijnego, który poprzez odniesienie do „źródłowego powszechnika”, tkwiącego w języku każdej religii, zdaje się bardziej owocny aniżeli porozumienie na gruncie mocno dziś problematycznego rozumu. Spośród innych artykułów w niniejszym numerze warto zwrócić uwagę na analizę adhortacji Benedykta XVI Sacramentum caritatis, przeprowadzoną z punktu widzenia obecności w niej treści nawiązujących do NSK oraz na wykład kard. Camillo Ruiniego, poświęcony zagadnieniom chrześcijańskiej antropologii i wychowania. Nie mniej godne uwagi są dwa polskie artykuły podejmujące tematy współczesnego pojmowania patriotyzmu i posługi charytatywnej Kościoła. OD REDAKCJI Dobro wspólne w dynamizmie nauki społecznej Kościoła Claudio Gentili Dyrektor „La Società” Nauka społeczna Kościoła, która ożywia społeczne zaangażowanie chrześcijan i sama z niego czerpie, stała się „jednym z obiecujących terenów ekumenizmu”. To jedna z głównych konstatacji ze spotkania Benedykta XVI z kardynałami z całego świata w dniu 23 listopada 2007 r. To ważne stwierdzenie jest echem ekumenicznego spotkania w Sibiu i wyrazistego przemówienia, które wygłosił tam kard. Walter Kasper, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan. Tak znaczące dowartościowanie NSK umacnia rezultaty XLV Tygodnia Społecznego Katolików Włoskich, który się odbył w Pizie i Pistoi w dniach 18-21 października 2007 r. i którego tematem było dobro wspólne. Jak powiedział w powitaniu w katedrze w Pistoi bp Arrigo Miglio, przewodniczący Komitetu Tygodni Społecznych, „zajmowanie się dobrem wspólnym nie oznacza ograniczenia się do wymiaru horyzontalnego, gdyż umiłowanie naszego kraju i służba ziem- skiej ojczyźnie biorą się z Paschy Chrystusa, który – jak przypomina Gaudium et spes – dając nam nadzieję dziedzictwa niepokalanego i niewiędnącego (por. 1Pt 1), czyni nas wyrazicielami prawdziwej nadziei także w podejmowaniu złożonych problemów życia społecznego. To miłość Chrystusowa skłania nas do służenia dobru wspólnemu – miłość, która pochodzi od Boga, którą jest sam Bóg”. Dobro wspólne jest „dobrem wszystkich i każdego, wszyscy bowiem jesteśmy naprawdę odpowiedzialni za wszystkich” (SRS 38). Jak wyraźnie podkreślił przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch (CEI) abp Angelo Bagnasco, „podejmując ten temat, nie tylko znajdujemy się w centrum NSK, ale wchodzimy w sam jej dynamizm. Dynamizm – to jest pierwsze słowo, które chciałbym związać z naszym tematem. Bardzo trafnie Gaudium et spes odwołuje się do dobra wspólnego, «i to rozumianego dynamicznie», w którym «wspólnota polityczna [...] uzyskuje pełne usprawied- 736 liwienie i znaczenie» (GS 74). Ażeby przywrócić temu pojęciu skuteczność zasady operacyjnej, co zamierzamy uczynić, potrzebny jest też poważny projekt edukacyjny, nadający się do wprowadzenia w życie i w całą rzeczywistość, uzdalniający do wydawania osądów, do wysuwania ważnych propozycji, do konkretnego i stałego zaangażowania, otwarty na dobro wszystkich i każdego za cenę indywidualnych albo partykularnych korzyści, za cenę osobistej ofiary. To powinniśmy głośno powiedzieć, powiedzieć najpierw sobie samym: nie tylko nie można realizować dobra wspólnego, ale nawet go pojąć, a tym bardziej zastanawiać się nad nim i o nim dyskutować, bez przyswojenia kardynalnych cnót męstwa, sprawiedliwości, roztropności i umiarkowania wraz z wewnętrznymi postawami, które im towarzyszą. Jeśli będziemy daleko od tej podbudowy, to cała teoria będzie trudna, zdradziecka, podatna na ideologizację”. To, co dotyczy dynamizmu NSK, jest chyba najbardziej innowacyjnym efektem tygodnia społecznego. Tym wypełnione były intensywne dni robocze, w których uczone referaty przeplatały się z pogłębionymi dyskusjami. Przychodzi na pamięć przyjęta z wielkim aplauzem wypowiedź prof. Campaniniego, „senatora nauki społecznej”, który wśród oklasków przypominał, że nie można redukować NSK SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 do tematów życia i rodziny i że trzeba poświęcić więcej uwagi problemom pracy, pokoju i sprawiedliwości społecznej. Szybka, sugestywna i też oklaskiwana odpowiedź jednego z referentów, prof. D’Agostino, była w tym duchu, że obrona wartości nierozporządzalnych (embrion, życie, rodzina) jest najlepszym sposobem budowania dzisiaj sprawiedliwości społecznej na miarę człowieka. W postaciach Campaniniego i D’Agostino można upatrywać syntezę zaczynów istniejących w katolicyzmie włoskim. W czasie tygodnia społecznego te zaczyny nie ścierały się ideologicznie, ale dynamicznie się przenikały, odpowiadając właśnie na potrzebę skutecznego dynamizmu NSK, wyrażoną przez przewodniczącego CEI. Jeśli jednak zamiast dynamizmu pojawia się przeciwstawienie: „katolicy orientacji prospołecznej” i „katolicy orientacji personalistycznej”, „katolicy dla pokoju” i „katolicy stawiający na pierwszym miejscu rodzinę”, to wpadamy w zdradziecką pułapkę nowoczesności. Nowoczesność jako zaprogramowana sekularyzacja stanowi największe wyzwanie dla chrześcijaństwa, które ma się ograniczać i rezygnować z wymiaru publicznego. W tym tkwi poważny problem utraty tożsamości kulturowej i religijnej przez wielu chrześcijan: zamiast krytycznie odczytywać nowoczesność na podstawie wiary, CLAUDIO GENTILI, Dobro wspólne w dynamizmie nauki społecznej Kościoła stanowiącej kryterium osądu, wybiera się dostosowanie do świata. Oznaki tego wyzwania widać w pewnych zjawiskach, o których mówiono w wielu referatach tygodnia społecznego: sprowadzenie rozumu do racjonalizmu, a wiary do fideizmu; przewaga myślenia praktycznego nad zakorzenionym w prawdzie; redukowanie chrześcijaństwa do moralności braterstwa i filantropii przez pewien rodzaj laicyzacji pozbawiającej go samej istoty. Jest bez wątpienia zasługą Jana Pawła II – co pokazuje Andrea Riccardi w swoim historycznym wykładzie (w tym numerze) – że zawczasu dostrzegł następstwa wyzwania nowoczesności dla chrześcijaństwa; że rozpoznał to wyzwanie, którego pewna część świata katolickiego, dostosowując się w końcu do mentalności świata, nie doceniła; że popierał ponowne zainteresowanie się NSK oraz oryginalny sposób przeżywania chrześcijaństwa w planie społecznym z zachowaniem doświadczenia chrześcijańskiego, niesprowadzalnego do mentalności świata, a bez wyrzekania się odpowiedzialności związanej z przeżywaniem go w świecie. Abp Bagnasco powiedział jeszcze: „Od soboru upłynęło ponad czterdzieści lat, a odwoływanie się do jego nauczania pozostaje aktualne i obiecujące w jego trwałym dynamizmie. Jesteśmy powołani do jego propagowania, do stosowania 737 go na nowych frontach, wychodząc od osoby i wracając do osoby zgodnie z uprzednim jej pojęciem i związanymi z nią wartościami. Wartości te jako takie są nienegocjowalne, czyli nie podlegają procesowi sekularyzacji i relatywizacji, który wypełnił główną część minionego wieku. To są zasady historii i tradycji naszego narodu, a zarazem to jest gwarancja przyszłości odpowiadającej wielkości naszych fundamentów. Mam na myśli nienaruszalność osoby i życia ludzkiego od poczęcia aż do naturalnej śmierci oraz tę podstawową i z niczym nieporównywalną komórkę każdego społeczeństwa, jaką jest rodzina oparta na nierozerwalnym małżeństwie mężczyzny i kobiety i otwarta na dzieci, których starzejące się Włochy i Europa tak bardzo potrzebują. Mam na myśli niewymierną wartość wolności, która – nie będąc zwykłą dowolnością – jest zobowiązującym przylgnięciem do dobra, oraz ten kodeks moralny, który zakorzenia się w głębokiej i powszechnej istocie człowieka i który dla wierzącego został wyrażony i udoskonalony w Jezusie”. Nie jest możliwe zrelacjonowanie bogactwa refleksji z tygodnia społecznego. Można jednak przywołać najważniejsze tematy zgodnie z konkluzjami sformułowanymi przez Giuseppego Dalla Torre, rektora Wolnego Uniwersytetu Matki Boskiej Wniebowziętej (LUMSA) i wiceprzewodniczącego Komitetu 738 Tygodni Społecznych, który wymienił następujące tematy: – globalizacja, która rodzi bardzo poważne problemy solidarności między narodami, ale też stwarza nowe szanse, wywołując fundamentalne kwestie wojny, pokoju, praw człowieka; – urealnienie zakresu działalności państwa jako formy organizacji wspólnoty politycznej z uwzględnieniem faktu, że nie samo państwo potrafi dziś zapewnić dobro wspólne; – ciąg pokoleniowy, który coraz bardziej trzeba mieć na uwadze, gdy chodzi o realizowanie dobra wspólnego; powinien on wywodzić się z rodziny opartej na małżeństwie; – rozbicie hierarchicznej struktury zrzeszeń, ukazujące nowe potrzeby, nowe konfiguracje i nowe obszary odpowiedzialności społeczeństwa obywatelskiego; – powstanie nowych form wytwarzania i wymiany, w których coraz bardziej ujawniają się aspekty ponadekonomiczne, albo raczej wykraczające poza tradycyjny wymiar zysku, oraz kształtowanie się świadomości dóbr niezbywalnych, jakimi są dobra wynikające z ludzkiej relacyjności; – oblicze nauki, której trzeba pomóc, żeby była naprawdę wolna i mogła prawdziwie obrócić się w swoich zastosowaniach technicznych na korzyść człowieka i jego rzeczywistego dobra, a nie wpaść w sidła możnych, wyznaczających SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 jej rolę służebną; ważna jest świadomość, że życie jest przed działaniem politycznym. Podkreślenia wymaga, także po linii dynamizmu NSK, powiązanie między rozmaitymi zjawiskami rodzącymi problemy. Sytuacja młodzieży, edukacja i praca, rodzina ze swoimi zadaniami – wszystko to się wiąże. Dobro wspólne nie może być realizowane na drodze działań sektorowych ani adresowanych do pojedynczej osoby, wyrwanej ze środowiska i formacji społecznych, do których należy. Zadania, które stają przed nami w stulecie tygodni społecznych, są następujące: – Upowszechniać i pogłębiać w naszych Kościołach lokalnych, stowarzyszeniach i ruchach tematykę tego tygodnia, żeby nie stała się ona pięknym przerywnikiem, ale żeby znajdowała się na szlaku Kościoła włoskiego, który kroczy przez wiele wydarzeń, w tym przez zjazd w Weronie. – Tworzyć sieci obejmujące bogatą różnorodność doświadczeń katolicyzmu włoskiego. Są one także formą solidarności, pomagającą każdemu lepiej realizować własne cele. – Popierać powstawanie i rozwój ośrodków spotkań i refleksji, które mogą być pomocne w działalności społecznej, a także politycznej, gdyż katolicy działający w polityce potrzebują materiałów do refleksji i projektowania. CLAUDIO GENTILI, Dobro wspólne w dynamizmie nauki społecznej Kościoła – Uważnie śledzić, interweniując według swoich możliwości każdego, zmiany przepisów dotyczących trzeciego sektora, ażeby odejść od logiki odwróconej pomocniczości i społeczeństwa będącego w pozycji służebnej wobec państwa. W tym kontekście trzeba rozwijać wszystkie możliwości, które daje nasza konstytucja, w szczególności te zawarte w nowym tytule V, które pozostają przeważnie piękną obietnicą. Zapowiadane reformy nie mogą naruszać zasad autonomii i pomocniczości. – Pobudzać wrażliwość lokalną, także instytucji publicznych, do konsekwentnych działań administracyjnych zgodnie z zasadą pomocniczości poziomej; popierać rozszerzanie form demokratycznego udziału; podkreślać prawa, które nie mogą być już ignorowane, jak dostęp do kredytów. – Pobudzać i podtrzymywać inicjatywy społeczne w trzecim sektorze, zwracając uwagę na słabe punkty naszego społeczeństwa: młodzież, osoby starsze, bezrobotni, imigranci, inwalidzi. Możliwe są różne formy działania w sektorze prywatnym, publicznym, państwowym. – Nade wszystko mocno angażować się na polu wychowawczym. Ogłoszono już alarm w pilnej sprawie wychowania w naszym kraju. Potrzebne są nowe inicjatywy niezależnie od umacniania dawnych. Już w naszym zakresie trze- 739 ba poważnie się zająć formacją do obywatelskości, do działania na polu społecznym i politycznym. O konieczności skupienia uwagi na formacji sumienia społecznego katolików wypowiedziano się już w 2000 r. na tygodniu społecznym w Bolonii. Należy mieć nadzieję, że tym razem za deklarowaniem intencji pójdą działania. Powiedziałbym, że pożądana jest formacja nakierowana na dynamizm NSK i „sprawę katolicką”. Formowanie naszych klas kierowniczych w zakresie pięknej sprawy katolickiej i ekologii ludzkiej jest zadaniem pilnym i nieusuwalnym, przede wszystkim dla stowarzyszeń i ruchów na poziomie lokalnym i dla katolików działających w wolontariacie i polityce (od gminy do parlamentu). We Włoszech nie ma już dziś partii katolików – katolicy głosują swobodnie na prawicę i lewicę. Historia ruchu katolickiego od zjednoczenia Włoch do dziś ma trzy fazy: non expedit, ruch ludowy, Chrześcijańska Demokracja. Dziś chodzi nam o czwartą fazę: żeby katolicyzm miał znaczenie w sferze publicznej. Jeszcze jest „sprawa katolicka”, jest zdolność do wypełniania funkcji proroczej, jak najbardziej korzystnej dla wszystkich ludzi w odniesieniu do tylu tematów, w których chodzi o godność osoby: życie, wolność wychowania, rodzina, pokój, solidarność, sprawiedliwość, walka z nowymi formami niewolnictwa, imigracja, prawa pracownicze, młodzież. 740 Katolik prowadzi dialog ze wszystkimi i nie jest niczyim nieprzyjacielem. Jego powołanie, etymologicznie biorąc, jest powszechne. Kościół został zgromadzony po to, żeby dawać świadectwo prawdzie, którą jest nie coś, ale ktoś: Jezus Chrystus. Misją Kościoła jest głoszenie integralnego zbawienia, które dotyczy całego człowieka i wszystkich ludzi. NSK proklamuje to wszystko, a więc że istnieje powołanie chrześcijańskie w porządku społecznym, gdzie trzeba żyć i działać z takim samym jak Jezusowy sposobem widzenia, miłowania, osądzania. Kongregacja Nauki Wiary pisze: „Uprawniony pluralizm doczesnych opcji nie podważa bynajmniej zasad, z których wynika zobowiązanie katolików do zaangażowania się w politykę, a odwołującej się bezpośrednio do chrześcijańskiej nauki moralnej i społecznej. Do tego nauczania katolicy świeccy powinni nieustannie się odwoływać, aby mieć pewność, że ich udział w życiu politycznym wyraża, zgodnie z wyznawanymi zasadami, poczucie odpowiedzialności za rzeczywistość doczesną” (ND 2). Jest prawdą, że chrześcijanin jest solą i zaczynem i nie może mylić się sam z ciastem, uważając, że żyje w systemie chrześcijańskim. Ale jest też prawdą, że jeśli sól (katoliccy politycy należący dobrowolnie do różnych ugrupowań) traci smak (przestaje głosić prawdę o człowieku), to Kościół ma SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 nie tylko prawo, ale i obowiązek budzenia tego, kto zasypia. Niejednokrotnie wskazywaliśmy na niebezpieczeństwo stosowania NSK na sposób self service – gdy bierze się z niej pewne partie, które bardziej pasują do politycznego programu danej koalicji, a odrzuca się inne, które okazałyby się bardziej kłopotliwe. Lewica akcentuje sprawy pokoju, solidarności, pracy, środowiska itd. Na prawicy docenia się rodzinę, życie, wolność wychowania, tradycję itd. Kongregacja niedwuznacznie piętnuje takie podejście: „Uwzględnianie w działalności politycznej jednego wybranego aspektu nauki społecznej Kościoła nie wystarcza, aby wywiązać się w pełni z odpowiedzialności za dobro wspólne” (ND 3). „Sekularyzacja destrukcyjna”, jak ją nazwał Jürgen Habermas, jest powodem wielkiego zaniepokojenia także dla wielu myślących przedstawicieli tzw. świata laickiego. Jej konsekwencje ponoszą przede wszystkim młodzi, gdyż w kryzysie jest ich prawo do otrzymywania wartości, zamiast których dostają przekaz cyniczny i nihilistyczny. W związku z tym Alain Touraine pisze w książce Critica della modernità: „Nie ma mocnej demokracji, jeśli w obliczu państwa i w obliczu ustanowionego porządku nie ma wolności osobistej, która z kolei opiera się na obronie tradycji kulturowej [...]. Oto dlaczego demokracja była tak często wiąza- CLAUDIO GENTILI, Dobro wspólne w dynamizmie nauki społecznej Kościoła na z wiarą religijną, która przynosiła wymogi sumienia, a zarazem wsparcie duchowej władzy, zdolnej oprzeć się władzy doczesnej”. Touraine uważa, że już dawno odrzucona została ideologia demokracji zachodniej jako tryumfu rozumu i rynku nad więzami narzuconymi przez tradycję, przynależność, religię. Dziś chodzi o to, żeby godzić wymogi racjonalności, rozprzestrzenienie się podmiotowości i zakorzenienie jednostek w odpowiednich kulturach. Na ten temat błyskotliwie dyskutowali Pezzotta, Violante i Tremonti na kongresie na temat dobra wspólnego, zorganizowanym w dniach 5-6 października przez Fundację „Giuseppe Toniolo” w Weronie w ramach przygotowań do tygodnia społecznego. Trzeba w pełni i zdecydowanie uznać to, co tak trafnie wypowiada Jan Paweł II: „Ewangelia miłości Boga do człowieka, Ewangelia godności osoby i Ewangelia życia stanowią jedną i niepodzielną Ewangelię” (EV 2). Myśleć kategoriami ekologii ludzkiej, przez NSK budzić rozumienie wielkiego „tak”, które Bóg w Chrystusie mówi człowiekowi, otwierać drzwi Chrystusowi, ażeby czynić społeczeństwo bardziej eko- 741 logicznym, sprawiedliwym, ludzkim – oto wielkie zadania czekające katolików miłujących nasz kraj. Henri de Lubac w pięknej książce Dramat humanizmu ateistycznego, wydanej we Francji w latach 40., mówi, że nie jest prawdą, iż człowiek nie potrafi zorganizować świata bez Boga, ale jest prawdą to, że bez Boga organizuje on świat przeciwko człowiekowi. Tydzień społeczny zachęca nas do odkrycia „sprawy katolickiej” i do zdecydowania się na stoczenie dobrej walki kulturowej o to, żeby nie wypaczył się człowiek. Takiej walki nie toczy się samemu, ale ze wszystkimi ludźmi dobrej woli – tak jak walkę o pokój, pracę, rodzinę. W polityce są ogromnie ważne kwestie i katolicy powinni być bardziej zdolni je pojąć, pojąć wielkie „tak”, które Bóg w Jezusie Chrystusie mówi człowiekowi. Benedykt XVI powiedział: „Ten, kto wyklucza Boga z horyzontu swego życia, zafałszowuje pojęcie «rzeczywistości» [...]” 1, czyli wyrzeka się ekologii ludzkiej. To jest Ewangelia społeczna, którą my, chrześcijanie, powinniśmy głosić z większym zapałem. Tłum. Tadeusz Żeleźnik Przypisy 1 Benedykt XVI, Jesteśmy uczniami i misjonarzami Chrystusa, aby nasze narody miały w Nim życie. Sesja inau- guracyjna V Konferencji Ogólnej Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów, Aparecida, 13 maja 2007 r., 3, ORP 2007, nr 9, s. 38. FORUM Jaka przyszłość dobra wspólnego? Savino Pezzotta Fundacja „Ezio Tarantelli” Wstęp Bardzo trudno jest w naszych czasach, kiedy wszystko jest skomplikowane, podzielone i rozczłonkowane, mówić o „dobru wspólnym”. Wyrażenie to wydaje się stare i odrzucone i na pewno nie jest przypadkiem, że woli się mówić o „dobrach wspólnych”, czyli takich, jakie chcielibyśmy wyłączyć z prywatyzacji i czystej rynkowości: woda, powietrze, środowisko naturalne i sztuczne. Trudno myśleć o udziale w szerszym zakresie dóbr i o tym, żeby można było określić takie warunki życia społecznego, jakie pozwoliłyby wszystkim osiągnąć gwarantowany poziom godności i wolności przez nowe formy społecznej kondensacji, tak aby w niej pomieścić życie, pracę, miłość. Ażeby pojąć głębię zachodzących zmian, wystarczy wskazać niektóre aspekty: Postępująca globalizacja i narastająca złożoność prowadzą do kryzysu państwa narodowego i do po- wstawania potęg ponadnarodowych, nie zawsze z jasnym odniesieniem państwowym albo instytucjonalnym. Zależności gospodarcze stwarzają nowy międzynarodowy podział pracy, globalny rynek pracy, który wytwarza elementy nowego dumpingu społecznego na poziomie ogólnoświatowym. Narastająca finansjaryzacja, oddziałująca na funkcjonowanie i cele różnych kapitalizmów, zmusza je do działania w krótkich terminach, a nie w średnich, jak było dawniej. Ta zdolność finansów do przyśpieszania wpływa coraz bardziej na całe funkcjonowanie gospodarki, na projekty przedsiębiorstw z następstwami dla praw socjalnych i sposobów kierowania przedsiębiorstwem, i wydaje się prowadzić do jedynego modelu neoliberalnego kapitalizmu ze szkodą dla społecznej gospodarki rynkowej. Nauka i technika wkraczają na teren komunikowania się, wytwarzania kultury, a przede wszystkim dają możliwość manipulowa- 844 nia człowiekiem i życiem w poczęciu, trwaniu, chorobie i śmierci. W sposób coraz bardziej nieunikniony nasuwa się „kwestia ekologiczna” i sprawa zachowania stworzenia dla przyszłych pokoleń; to obejmuje problemy energetyki, zużywania zasobów i dóbr nieodnawialnych, jakości życia, nieszkodliwych poziomów konsumpcji i unikania marnotrawstwa. Świat coraz bardziej mobilny i powiązany wywołuje nie tylko zmiany gospodarcze, ale też powoduje ruch ludzi i wytwarza mieszaniny kulturowe, stykając ze sobą cywilizacje i myśli do niedawna uważane za odległe. Jest swoboda ruchu i obecności. Rodzi ona napięcia, ale też interakcje przynoszące wielkie i znaczące nowości. Musimy je weryfikować i wchodzić przez to w kontakt z doświadczeniami poznawczymi, duchowymi, kulturowymi, które w całej swej różnorodności są wspólnym dziedzictwem człowieczeństwa. Bez przytaczania socjologów, jak Bauman mówiący o płynnym społeczeństwie albo De Rita o społeczeństwie jak konfetti, można dość spokojnie, choć nie bez obaw stwierdzić, że obecna ewolucja społeczeństwa wydaje się raczej zmierzać do rozbicia, do osłabienia elementów stabilności (dominującym paradygmatem jest elastyczność, nomadyzm i szybkość), niż orientować się na formy spójności. Życie staje się coraz bardziej frene- SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 tyczne z powodu przechodzenia od społeczeństwa skoncentrowanego na wytwórcach (kapitał, praca) do takiego, jakie koncentruje się na konsumencie. Jak w tej sytuacji można mówić o dobru wspólnym? Jeśli skupimy się na naszym kraju, to niepokoje narastają. Od mniej więcej 15 lat Włochy znajdują się w trudnej sytuacji społecznej, gospodarczej i politycznej. Nastanie tzw. drugiej Republiki wzbudziło duże nadzieje na głębokie reformy społeczne, gospodarcze i polityczno-instytucjonalne; jednakże obietnice nie zostały dotrzymane i nie wydaje mi się, żeby w zakresie kierowania reformami zmieniło się wiele na lepsze. Poza tym otwarte pozostały liczne problemy dotyczące etycznych zachowań części naszej klasy kierowniczej. Przynajmniej od 10 lat żyjemy w ciągłej i mocno irytującej kampanii wyborczej. Tymczasem w planie społecznym wyhamowały się czynniki spójności, przynależności, relacji społecznych, wkradła się silna skłonność indywidualistyczna i korporatywistyczna, skoncentrowana na partykularnym albo grupowym interesie, która otwiera drogę do coraz bardziej relatywistycznej wizji społecznej i moralnej. Zwięzły opis może prowadzić do pesymizmu, ale wtedy nie bylibyśmy uczciwi wobec samych siebie i kraju. Wiemy, i to jest źródłem wielkiej nadziei, że we Włoszech SAVINO PEZZOTTA, Jaka przyszłość dobra wspólnego? jest jeszcze bardzo wielu ludzi, którzy kierują się wartościami uczciwości, relacji społecznych, dobrej pracy, przedsiębiorczości, bezinteresownej troski o drugich i najsłabszych. To jest rezerwa; trzeba do niej dotrzeć, dowartościować ją i uruchomić. Wypowiadając te twierdzenia, myślę o tym interesującym zebraniu ludu, jakim był zjazd kościelny w Weronie, myślę o rzeszy prostych ludzi, którzy całymi rodzinami wzięli udział w Family Day, o młodych entuzjastach, którzy wypełniali plac Montoroso dell’Agora w Loreto. Te manifestacje ujawniły potrzebę udziału i szukania dobra wspólnego – potrzebę, której paradoksalnie dopatruję się także w oskarżycielskich protestach zgłaszanych przez znanego komika. Jest motywem nadziei to, że ludzie wyrażają, nawet w formach nie zawsze godnych naśladowania, potrzebę uczciwości, dobrej polityki, legalności i normalności. Społeczeństwo włoskie wysuwa żądanie spokoju i normalności. Powinniśmy zastanowić się, jak przyczynić się do udzielenia na nie odpowiedzi. Od razu chce się powiedzieć: przez reformę polityki. Reforma jest ważna, ale sama nie wystarcza, żeby wdrożyć perspektywę dobra wspólnego. Czasami ma się wrażenie, że zatracają się fundamenty współżycia, wyposażenia kulturowego, sensu tego, czym byliśmy i czym możemy 845 się stać. Jest jasne, że z powodu utrzymywania się takiej anomii traci sens wszystko, co związane z wymiarem dobra wspólnego. Powinniśmy nagłaśniać temat dobra wspólnego, ale trzeba w tym wychodzić od codzienności, realiów życia. Zresztą takie przesłanie idzie od zjazdu w Weronie i zawiera się też w niedawnej nocie duszpasterskiej episkopatu: jest to zobowiązanie Kościoła i świeckich do działania na polu dobrego życia, i nie sądzę, by było przypadkiem, że chodzi o cele i praktykę w takich sprawach jak życie uczuciowe, praca i świętowanie, tradycja i obywatelstwo. 1. Budować drogi dobrego życia Bez budowania dróg dobrego życia nie uda się wejść na drogi wiodące ku dobru wspólnemu. Koniecznie zatem trzeba wrócić do zwyczajnych problemów życia i działać dla tworzenia warunków dobrego życia. Należą tutaj: Działanie na rzecz rodziny i małżeństwa otwartego na rodzicielstwo, na miłość, wierność, wychowanie, opiekę także w ciągu pokoleniowym. Małżeństwo i rodzina mogą być przeżywane dobrze albo źle w zależności od sytuacji kulturowej, sytuacji w sferze wartości, od warunków społecznych i ekonomicznych, które staramy się tworzyć. 846 Rozwijanie form życia stowarzyszonego i relacji społecznych. Społeczeństwo może być sprawiedliwe, jeśli łatwiej w nim żyć razem dobrze, albo niesprawiedliwe, jeśli każdy w nim myśli tylko o sobie i własnej korzyści. Przyjmowanie i znoszenie cierpienia (choroby, śmierć bliskich, ...), marginalizacji, wykluczenia, ale także szczęścia, małych i wielkich radości. Skierowanie uwagi na dobrą pracę, jej tworzenie, podział i jakość, a przede wszystkim docenienie i praktykowanie jej nowych form obejmujących darmowość i dar (kooperacja, wolontariat, non profit). Nie możemy działać dla jakiejkolwiek pracy, ale powinniśmy czynić wszystko, żeby była wykonana dobrze dla realizowania się i dowartościowania osoby. Uwaga skierowana na pracę oznacza troskę o to, jak praca się zmienia, jak są chronione nowe rodzaje pracy, jak się zarządza elastycznością i jak zwalczać formy pracy tymczasowej, które niszczą wiarę w przyszłość. Skierowanie uwagi na pracę wymaga większego zainteresowania się kształceniem i tworzeniem profilów poznawczych i zawodowych, które wzbogacają zasoby ludzkie na wszystkich poziomach. W tym kontekście należy poruszyć temat wolności edukacji. Należy też podnieść na nowo problem wychowawczy. Wykształ- SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 cenie i wiedza są dziś potrzebne jak nigdy przedtem, ale one nie wystarczą. Konieczne jest wychowanie, czyli wdrożenie projektu, który wesprze dojrzewanie osobowości, autonomię działania. W praktyce chodzi o przygotowanie do „zawodu człowieka”. Tylko jeśli potrafimy proponować dobre życie i odsuwać przeciwne mu warunki i sytuacje, możemy stawiać na nowo kwestię dobra wspólnego pojętego jako wybór antropologiczny, jako wizja człowieka i jego bycia w świecie. Zadaniem własnym katolików jest bowiem wypracowanie i promowanie autentycznej kultury życia, opartej na niezredukowanej wizji człowieka, zdolnej zrodzić powszechnie uznawany etos i kształtować szeroki projekt polityczny oraz zdolnej do dialogu z innymi orientacjami ideowymi i do wytwarzania w całym społeczeństwie włoskim świadomości decydujących powikłań, którym musi ono stawić czoło. Na tym terenie nasza inspiracja chrześcijańska nie jest na pewno ograniczeniem ani czymś, co trzeba brać w nawias, żeby lepiej współdziałać z drugimi, ale jest zasobem koniecznym dla odnowy polityki i jakości życia w naszym kraju. Nie będzie miało przyszłości zaangażowanie dla dobra wspólnego, jeśli nie będzie wsparte przez mądre inwestowanie kulturowe. SAVINO PEZZOTTA, Jaka przyszłość dobra wspólnego? 2. Przynależność i jedność narodowa Dobre życie potrzebuje pewnego kontekstu. Wywodzimy się z tradycji politycznej, w której pojęcie państwa obejmuje i starożytne pojęcie miasta, i pojęcie ciała politycznego. „Miasto” oznaczało lud, mury, granicę; w tym dobrze określonym środowisku dobro wspólne było zapewnione i osiągane przez formę władzy i autorytetu. Dziś, w związku z nowymi procesami, widzimy stopniowe osłabienie suwerenności państwa narodowego. Narodowe ciało polityczne nie wydaje się samowystarczalne w kierowaniu społecznością polityczną. Nie sądzę, żeby było możliwe osiąganie „dobra wspólnego” bez określenia nowego sensu przynależności narodowej, przekraczającej tożsamość, której często nie chce się godzić z ideą rozszerzonego obywatelstwa albo złożonością. W tych ostatnich latach osłabił się znacznie jednolity sens przynależności do Włoch. Trudno jest mówić o obywatelstwie, nie mając jasnego pojęcia przynależności, bez odkrycia sensu więzi, solidarności, przeznaczenia, który plasuje nas w obrębie jedności europejskiej i który jest otwarty na przyjmowanie nowych obywateli, zarówno szukających pracy, jak i uchodźców. Powiedzieć i wiedzieć, kim jesteśmy, jest dziś konieczne bardziej niż kiedykolwiek, ażeby można było pod- 847 jąć wielkie problemy, które przed chwilą zasygnalizowaliśmy. Trzeba pracować nad wyrobieniem przynależności otwartej, wielorakiej, z autonomiami, dla której zasada pomocniczości będzie czynnikiem jednoczącym i nadającym wartość odrębnościom. 3. Mezzogiorno i region śródziemnomorski W tym nowym unitarnym duchu można jasno stawiać nie rozwiązane dotąd kwestie rozwarcia między terytoriami, przede wszystkim między Północą a Południem. Działania katolików na rzecz Mezzogiorno mają długą tradycję; dziś to trzeba odnowić, a przede wszystkim zmierzyć się z głęboko zmienioną sytuacją. Z tego punktu widzenia niedawne wskazanie zgromadzenia biskupów dotyczące zaktualizowania dokumentu z 1990 r. wydaje mi się nie tylko odpowiednie, ale wręcz potrzebne – choć nie należy zapominać, że ówczesny tekst jeszcze dziś prezentuje bardzo aktualne aspekty. Podniesienie tematu Mezzogiorno jest pilnie potrzebne dla kraju; jest to, jak powiedziano wtedy, „kwestia narodowa” i „kwestia etyczna”, która zakłada odpowiedzialność całego kraju. Nie można odkładać pilnej sprawy podjęcia głębokiej refleksji społeczno-politycznej i historyczno-kulturowej nad 848 tym, co stało się kwestią południową, jak zostały wykorzystane zasoby przekazane z Europy i przez państwo, chociaż dystans ekonomiczny i w zakresie kapitału społecznego w stosunku do Północy znacznie się zmniejszył. Nie chodzi o to, czy będą środki, czy nie – czym wszyscy się przez te lata zajmujemy – ale o to, żeby ocenić zmiany sytuacji i wskazać różne ścieżki interwencji. Jest coraz bardziej oczywiste, że globalizacja rynków i finansów głęboko modyfikuje dawne widzenie rozwarcia „Północ – Południe” i że wobec obecnych procesów transformacji analiza prowadzona w kategoriach zacofania i modernizacji nie jest już przydatna. Dziś trzeba postrzegać Mezzogiorno nie jako południe Włoch, ale jako granicę i łącznik z innymi krajami regionu Morza Śródziemnego. Ten region, kolebka najważniejszych cywilizacji i miejsce powstania trzech religii monoteistycznych, był też zawsze terenem silnych konfliktów i sprzeczności. Dziś, mimo utrzymywania się napięć politycznych i militarnych, region Morza Śródziemnego stał się w wyniku globalnej rewolucji kursów handlowych ważnym węzłem geostrategicznym. Włochy były jednak zbyt długo nieobecne na tym terenie, który coraz wyraźniej staje się życiową szansą rozwoju Mezzogiorno i krajów przybrzeżnych. Działania w regionie śródziemno- SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 morskim powinny mieć priorytet w naszej polityce zagranicznej. Temat znalazł się więc na porządku dnia i mamy nadzieję, że pójdzie to dalej, tym bardziej, że znaczna część rozwoju naszego Mezzogiorno mieści się w tej perspektywie. Włochy powinny być w pierwszym szeregu w promowaniu integracji europejsko-śródziemnomorskiej przez inicjatywy umacniające i konkretyzujące układy z Barcelony z 1995 r., które przewidują stworzenie obszaru wolnego handlu do roku 2010. Dziś jest pytanie, czy partnerstwo według ustaleń z Barcelony jest zdolne osiągnąć założone cele i stworzyć do 2010 r. obszar wolnego handlu (chociaż jest całkiem prawdopodobne, że ten termin nie będzie dotrzymany). W ramach współpracy na szeroką skalę powinno się tworzyć warunki dla rozwijania i utrzymywania dobrego sąsiedztwa, modernizacji krajów tego regionu, modernizacji nie tylko w sensie wyrównania strukturalnego, ale zmierzającej także do rozwoju przemysłu, techniki, do dostosowania odpowiednich narzędzi instytucjonalnych przez ujednolicenie tak systemów kierowania polityką gospodarczą i finansową jak norm w handlu międzynarodowym. Jest to dobra okazja dla naszego kraju, także dlatego, że wzrasta eksport do tego rejonu. W tym okresie eksport włoski do 12 krajów po połu- SAVINO PEZZOTTA, Jaka przyszłość dobra wspólnego? dniowej stronie Morza Śródziemnego jest cztery razy większy niż chiński. Oto dlaczego zachodzi konieczność potraktowania kwestii Południa w nowy sposób i włączenia się w tworzenie wielkiego, europejsko-śródziemnomorskiego obszaru rozwoju, otwartego na Afrykę i z perspektywą pokoju. 4. Liczyć na społeczeństwo obywatelskie Dawną kwestię południową należy przemyśleć i ustawić w perspektywie europejsko-śródziemnomorskiej, w takim duchu, jaki ożywiał lata odbudowy, w dalekowzrocznym dążeniu do narodowego dobra wspólnego, tak by traktować Mezzogiorno jako nową granicę Włoch. Wymaga to stworzenia infrastruktury materialnej, obejmującej sieci komunikacji morskiej, lądowej i powietrznej, a przede wszystkim ruch wewnętrzny. Należy przejąć nowości, które powstały w Mezzogiorno, zarówno w sektorze przemysłowym, jak i rolnym wraz z pojawieniem się interesujących form uczestnictwa. Mezzogiorno jest rzeczywistością w ruchu, którą należy wesprzeć. Wymaga to także zabezpieczenia środowiska i wzrostu kapitału społecznego. Ważna jest sprawa legalności i powinna być ona potrak- 849 towana w trybie pilnym. Dotyczy to w pierwszej kolejności organizacji przestępczych jak mafia, ndrangheta i camorra, ale też drobnej przestępczości i prowadzenia ukrytych interesów o silnej konotacji nielegalnej i antypaństwowej. Narusza się wiele przepisów na rynku pracy, unika się płacenia składek na ubezpieczenia i podatków: omijanie prawa jest dość powszechne. Dobrze działa odwołanie się do służb porządkowych, trochę gorzej wychodzi to w przypadku burmistrzów „szeryfów”, gdyż nielegalność zwalcza się także przez mobilizację społeczeństwa obywatelskiego, wychowanie, samoorganizację, coraz mniej uwarunkowane formy uczestnictwa. Trzeba inwestować w społeczeństwo, kapitał społeczny, kształcenie i wychowanie, nowe formy gospodarki społecznej. Takie inicjatywy jak projekt Policoro i Fundacja dla Południa, działające na rzecz infrastruktury społecznej, gospodarki społecznej, kultury działania, darmowości i autopromocji, na pewno są nowościami, które trzeba wspierać i upowszechniać. Jest to nie tylko zadaniem państwa, ale przede wszystkim wchodzi w zakres zaangażowania nas wszystkich, którzy wierzymy w możliwość budowania przez nas dobra wspólnego. Tłum. Tadeusz Żeleźnik NOTY I OMÓWIENIA Zjednoczenie Europy i jego twórcy Krzysztof Wroczyński Katolicki Uniwersytet Lubelski W Instytucie Wydawniczym Pax ukazało się w 2007 r. tłumaczenie książki ks. Giuseppego Audisio i dziennikarza Alberto Chiary pt. Twórcy zjednoczonej Europy 1. Tłumaczenia dokonał Paweł Borkowski. Opracowanie jest poświęcone trzem powojennym wybitnym politykom i twórcom polityki zjednoczenia europejskiego – postaciom dobrze znanym, zwłaszcza starszemu pokoleniu czytelników. Przypomnijmy, że Robert Schuman był wieloletnim parlamentarzystą francuskim (po 1918 r.), a po II wojnie światowej – premierem i ministrem spraw zagranicznych (w latach 1948-1952) oraz jednym z konstruktorów EWG; Konrad Adenauer, burmistrz Kolonii (do 1933 r.), następnie prześladowany, po II wojnie światowej stał się liderem chrześcijańskiej demokracji, a jako kanclerz NRF (w latach 1949-1963) doprowadził do niemieckiego „cudu” społecznego i gospodarczego; Alcide De Gasperi w latach 1945-1953 kierował Włochami w bardzo trudnym okresie ich odbudowy i odrodzenia. Książka jest swoistą biografią duchowości tych trzech wybitnych postaci świata polityki – bardziej może duchowości niż samej polityki, choć i ona jest oczywiście obecna. Autorzy na tle analizy faktów i świadectw jakby zadają sobie pytanie, czy w wybitnych umiejętnościach politycznych i dyplomatycznych wyczerpywała się cała wielkość i znaczenie tych postaci. Otóż w świetle wspomnień i analiz zawartych w książce – z pewnością nie. Wyjątkowo dobrze stosują się do trzech polityków słowa Jana Pawła II: „Człowiek powierzchowny, letni duchem bądź obojętny, czy też przesadnie zabiegający o sukces i popularność, nigdy nie będzie umiał w sposób należyty wypełniać swoich obowiązków politycznych” 2. Twórcy zjednoczonej Europy to ludzie „wielcy duchem”, czerpiący siłę do pracy z autentycznie przeżywanej wiary w Boga i w chrześcijańskie wartości, ludzie katolickiej praktyki. Ten wymiar ich osobowości jest chyba pierwszym, a może i głównym przesłaniem książki Audisio i Chiary. Gdy- 852 by tylko to mieć na uwadze, można by z pewną emfazą zatytułować książkę Twórcy zjednoczonej, chrześcijańskiej Europy. Chrześcijańska jest bowiem ich interpretacja państwa, narodu, polityki, demokracji, solidarności, wolności, chrześcijański jest też stosunek do przeszłych tragicznych doświadczeń itd. Podstawową osią konstrukcyjną książki są trzy różne, ale zbieżne wątki dramatyczne, bo takim słowem można by je określić. Rozdzielnie przedstawione biografie dotyczą działalności politycznej trzech twórców zjednoczonej Europy. Są one ukazane nie tylko jako kronika wydarzeń politycznych wplecionych w historie ich życia, ale może przede wszystkim jako ciąg wysiłków, wyrzeczeń, smutnych doświadczeń, obaw, niemal „cudownych” sukcesów, spotkań i rozstań, a nade wszystko nieustannego skierowania w przyszłość. Przychodzi na myśl starożytna, filozoficzna formuła: „Cel jest przyczyną przyczyn” (Finis est causa causarum). Myśl o tym, co nastąpi, nieustannie przewija się w ich biografiach, które są zaprzeczeniem „polityki chwili bieżącej” i szybkiego sukcesu. Uderza jasność wizji przyszłości i wielka determinacja w działaniu. Jest znamienne, że polityczne biografie trzech założycieli kończą się w książce właśnie odniesieniami do przyszłości. Jak czytamy, ostatnią książkę SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 Schumana pt. Dla Europy 3 „[...] można określić jako ewangelię dla Europy, gdyż przekazuje ona dobrą nowinę o przemianie Europy z militarystycznej, dominującej i agresywnej w pokojową, solidarną i braterską” 4. Georg Kisinger, kanclerz NRF, wspominając Adenauera pisze: „Nigdy nie zapomnę jego ostatniej rozmowy ze mną. Naznaczony już bliskością śmierci, mówił mi, jak bardzo leży mu na sercu jego dziedzictwo, czyli przyszłość Europy [...]” 5. De Gasperi tak mówił do swej córki-zakonnicy, Lucii: „Targa mną troska o jutro. Przypominaj mi o tym, że Opatrzność posługuje się tym, kim chce, i wtedy, kiedy chce, i nie opuści kraju, w którym zakorzenił się Jej Kościół. Jednak według osądu ludzkiego niepokoje zasnuwają nieboskłon, bądź więc zawsze przy mnie i wspieraj mnie myślą i ufnością pokładaną w Bogu” 6. Ta wypowiedź De Gasperiego może dać pojęcie o duchowym obliczu nie tylko jego samego, ale wszystkich trzech omawianych polityków. Stąd płynęła wielka przyjaźń, jaką dla siebie żywili, czego świadectwem może być choćby klimat spisywanych dzisiaj wspomnień. Przyjaźń między trzema „twórcami zjednoczonej Europy” jest więc kolejnym wątkiem wyeksponowanym w książce – przyjaźń i wzajemny podziw łączący trzech polityków. Autorzy piszą: „De Gasperi nawiązuje z Schumanem i Adenauerem KRZYSZTOF WROCZYŃSKI, Zjednoczenie Europy i jego twórcy doskonale harmonijną współpracę, która wynika ze wspólnej orientacji ideowej. Wszyscy trzej są bowiem chrześcijanami i doświadczyli nieszczęść wojny; teraz budują razem pokój i nową Europę” 7. Podobieństwo losów – czy to z racji opresji, której doznali podczas dwóch wojen światowych, czy to dlatego, iż wszyscy urodzili się „na pograniczu” odmiennych kultur państwowych, toczących odwieczne wojny – jest kolejnym wątkiem obecnym w książce. Stąd przesłanie, które pozostawili przyszłej Europie, nosi na sobie znamię komplementarności. Oto jak je charakteryzuje Audisio: „[...] ciągle istnieje potrzeba namysłu nad stosunkami międzynarodowymi w świetle ideałów «braterstwa» De Gasperiego, «solidarności» Schumana i «jedności» Adenauera” 8. Można zwrócić uwagę, że w świetle wypowiedzi Jana Pawła II wygłoszonej wiele lat po śmierci wielkich polityków i przywołanej w książce, można wyeksponować jeszcze jeden ideał, mianowicie „wolności” – i to wolności Europy jako zjednoczonej całości oraz wolności poszczególnych jej ogniw. Ojciec święty, mówiąc o Schumanie, zwraca uwagę, że „jego działalność polityczna była bez reszty poświęcona wartościom wolności i solidarności, rozumianym w pełni w świetle Ewangelii” 9. Podkreślenie „wolności” ogniw Europy w wypowiedzi papieża wydaje się 853 szczególnie zrozumiałe dla nas, skoro dla Polaków ten ideał wolności był zawsze szczególnie bliski i zgodny z tradycją („Za wolność waszą i naszą”). Podobnych wątków stale obecnych w książce jest wiele, i trudno nawet wymienić wszystkie w krótkiej prezentacji. Nasuwa się niemal natychmiast pytanie, w jakim stopniu marzenia twórców zjednoczonej Europy zostały zrealizowane i czy Europa, w której obecnie żyjemy, jest taka, o jakiej ci twórcy myśleli. Odpowiedź na to pytanie nie wydaje się prosta, i nie jest też w książce specjalnie rozważana. Książka jest przede wszystkim hołdem złożonym twórcom zjednoczonej Europy. Autorom wystarczało zatem, że zjednoczenie stało się faktem. Sukces już jest. Kalendarium integracji europejskiej doprowadzone do 2007 r. mówi samo za siebie. Pozostawiając więc pilności czytelników lekturę szczegółów życia i działania twórców zjednoczonej Europy, pięknie opisanych i przetłumaczonych na język polski, spróbujmy sformułować kilka myśli w odpowiedzi na to niełatwe pytanie. Różnice między tym, co realne, a tym, co upragnione, oczywiście istnieją. Sytuacja kontynentu przed ponad 60 laty była inna niż dziś, inne też były realia zewnętrzne. Trzeba najpierw zapytać, po co integracja w ogóle miałaby nastąpić (w intencji jej twórców) oraz jaki miałby być jej zasięg ideowy i tery- 854 torialny. Przecież Europa, choć spojona przez wieki w jednej Christianitas, była bardziej teatrem wojen i rywalizacji dynastycznych ambicji niż przykładem jednoczenia się i pokoju; zjednoczenie w Christianitas nie niweczyło wojen. Cóż się zatem zmieniło? W świetle lektury omawianej książki i innych pozycji wymienionych w zamieszczonej tam bibliografii 10 wydaje się, że było kilka powodów, a dziś pojawiają się nowe. Kluczowe okazało się chyba doświadczenie dwóch wojen światowych, które poza rozmiarem cierpień nie przyniosły nic: żadnych pożądanych i przewidywanych skutków pozytywnych o zamierzonym charakterze imperialnym (myśl podkreślana zwłaszcza przez Schumana). Wojny ujawniły natomiast fakt, że próba budowania dynastycznych czy totalnych imperiów na gruzach odwiecznych narodów, zwanych niekiedy – dla bezpieczeństwa – „ludami”, jest nietrwała i błędna (koncepcja podkreślana przez Adenauera, piętnującego pruską zaborczość). Wojna nie może być już w Europie metodą rozwiązywania konfliktów i budowania wymuszonej jedności. Wyłoniły się czy odrodziły dawne organizmy państwowe. Po drugie, dramatyzm i rozmiary zniszczeń współczesnych wojen uświadomiły twórcom zjednoczenia, że czynienie pokoju, a nie wojny, jest wyraźnym przesłaniem ety- SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 ki chrześcijańskiej. Trzeba też pamiętać, że w 1950 r., gdy powstawała zjednoczona Europa, było już powszechnie wiadome, że ZSRR ma bombę atomową i rozpoczęła się zimna wojna. Wojna nuklearna oznaczałaby zagładę. Zresztą od czasów Hiroszimy każdy z polityków wiedział, że rozszerzenie dostępu do broni masowej zagłady jest kwestią czasu. Perspektywa konfliktu zbrojnego w skali globalnej została przez twórców zjednoczonej Europy w teorii przyszłego zjednoczenia wykluczona 11. W praktyce zaś zimna wojna oznaczała wydłużenie procesu integracji. Po trzecie, silny i zjednoczony organizm mógłby okazać się bardziej operatywny i trwały w skali globalnej. Ten element nie rysował się jednak zbyt jasno w koncepcjach omawianych polityków, ale raczej był przez nich przewidywany. Zauważmy, że Europa w tamtych czasach nadal stanowiła „kolonialne” mocarstwo. Globalna polityka światowa pozostawała w dużym stopniu sprawą europejską. Dekolonizacja rozpoczęła się dopiero w latach 1960-1962, gdy sytuacja Europy na politycznej mapie świata zaczęła ulegać zmianie. Poza tym próby integracyjne – czego świadomi byli omawiani politycy – nie były nowe, a więc istniała pewna tradycja. Sama idea federacyjnego zjednoczenia (a nie podbojów) miała korzenie historyczne. Już KRZYSZTOF WROCZYŃSKI, Zjednoczenie Europy i jego twórcy od średniowiecza podejmowano próby jakiegoś sfederowania krajów europejskich, głównie przeciwstawiając się wrogowi zewnętrznemu, np. potędze islamu, a później – kończąc nieustanne wojny religijne. Było też, nota bene, wielu Polaków postulujących europejską jedność (by wymienić choćby króla Kazimierza Jagiellończyka, pisarzy i myślicieli politycznych okresu rozbiorów, jak Stanisław Staszic, Ignacy Paderewski czy Józef Piłsudski ze swoją koncepcją Międzymorza). Zasługą omawianych w książce polityków było umiejętne wprowadzanie w czyn tej nienowej idei integracyjnej, co prawda w zakresie częściowym, ale dobrze rokującym. Jeśli chodzi o zasięg ideowy i terytorialny przyszłej zjednoczonej Europy, to sam temat był stawiany nieco inaczej niż dziś. Nie było, rzecz jasna, pełnej świadomości trudności technicznych, różnych „mechanizmów akcesyjnych”, wspólnego ustawodawstwa (Parlament Europejski czy wspólna konstytucja), choć oczywiście zdawano sobie sprawę, że solidarność wymaga dostosowania się i wyrzeczeń. Jak wynika z deklaracji Schumana, w przyszłej, zjednoczonej Europie byłoby miejsce dla wielu krajów, nawet Rosji. Schuman pisał: „Musimy budować Europę, aby przyjąć do niej także narody z [jej] Wschodu. Kiedy wyswobodzą się one spod władzy, w której jarzmie aż dotąd pozostają, zwrócą się do 855 nas z zamiarem akcesu i z prośbą o wsparcie nie tylko moralne” 12. Dużo ważniejsze niż konkretny kształt terytorialny przyszłej unii było dla założycieli zjednoczonej Europy przełamanie zasadniczych barier „geograficznych”, ugruntowanych historycznie. Bariery te były miejscem konfliktów, a zasadnicza bariera, obecna od stuleci, a może i od czasów rzymskich, utożsamiała się z konfliktem francusko-niemieckim; jej symbolem była granica na Renie. Inną „geograficzną” barierą był rozdział między dawnymi krajami cesarskimi a papieskimi, utrwalony przez reformację (między Północą a Południem). Zatem i pojednanie europejskie od pokonania tych podziałów powinno się rozpocząć (koncepcja głównie Schumana). Natomiast, co dla nas Polaków jest ważne, istniała jeszcze inna poważna bariera do pokonania, niezbyt wyraźnie zarysowana w koncepcji Schumana 13, która jest nam znana jako niemieckie Drang nach Osten – stary konflikt germańsko-słowiański. Zdaje się, że dostrzegał ją wyraźnie K. Adenauer 14 i późniejsi kanclerze Niemiec. Kolejną sprawą była skuteczna metoda pojednania – kwestia politycznej „metodologii”. Twórcy Europy zjednoczonej przyjmowali założenie, że podstawą jest integracja ekonomiczna (a nie same dobre intencje czy mechanizmy kontroli, rozbrojenia, współpracy przy odbudowie itd.), która wiąże kraje 856 zależnościami materialnymi i ekonomicznymi. Ta koncepcja rozwija się do dziś. Ale taka integracja nie jest możliwa bez integracji politycznej, a ta z kolei bez wspólnej bazy ideowej, zwanej niekiedy systemem wspólnych wartości. Dla trzech polityków system taki przynosiło chrześcijaństwo. Istota sprawy nie leży zatem w mniej lub bardziej arbitralnej konstrukcji nowego systemu przekonań i nowych wartości „europejskich”. Wspólne wartości już są. Należy je tylko wydobyć ze wspólnego korzenia historycznego i wykorzystać w nowej rzeczywistości, a po pierwsze – uniknąć tych mielizn, na których utknęła dawna Christianitas. Wydaje się, że realizacja tego pięknego postulatu, nawet pomimo II Soboru Watykańskiego, który i czasowo, i merytorycznie (aggiornamento) znalazł się w centrum przemian, okazała się bardzo trudna, a trwać będzie zapewne dłużej, niż przewidywali twórcy zjednoczonej Europy. Politycznym znakiem tej trudności stało się stopniowe odchodzenie od idei chadeckich i zwrócenie się raczej ku koncepcjom socjaldemokratycznym czy liberalnym oraz koncepcjom demokracji odległym od chrześcijańskiego jej rozumienia. Dla twórców Europy demokracja oznaczała coś więcej niż tolerancja, poszanowanie lokalnego obyczaju jako takiego czy proste liczenie głosów w wyborach: oznaczała pe- SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 wną wewnętrzną jakość obecną w obywatelach i ukształtowaną przez chrześcijaństwo, która niezależnie od ustroju i historii skłania ku poszanowaniu godności drugiego człowieka. Współcześnie natomiast w sferze kultury i obyczaju następuje zwrot ku materializmowi, konsumpcji, tendencjom globalistycznym, a nawet konfrontacji z chrześcijaństwem. Czy w przyszłości oznaczać to będzie erozję jedności kontynentu? Na zakończenie tych uwag warto dodać, że oprócz nowych, nieznanych wcześniej zjawisk (jak masowa migracja do Europy ludności z Azji i Afryki, odżywanie starych konfliktów na Bałkanach itd.) zaostrza się groźba przewidywana przez Schumana, który pisał: „Rozbudowywanie machiny i mnożenie stanowisk nie stanowią gwarancji przeciw nadużyciu, lecz czasami są rezultatem nadużyć i nepotyzmu. Paraliż administracyjny jest głównym niebezpieczeństwem zagrażającym służbom ponadpaństwowym” 15. Schuman z pewnością miał na myśli późniejszy, dojrzały okres jedności europejskiej, w którym obecnie się znajdujemy. Lektura książki G. Audisio i A. Chiary jest dobrą okazją do historycznego, a nie tylko doraźnego spojrzenia na problem jednoczenia się Europy i niezależnie od hołdu złożonego jej twórcom może być przyczynkiem do wzrostu europejskiej świadomości. KRZYSZTOF WROCZYŃSKI, Zjednoczenie Europy i jego twórcy Przypisy 1 Zob. G. Audisio – A. Chiara, Twórcy zjednoczonej Europy. Robert Schuman, Konrad Adenauer, Alcide De Gasperi, tłum. P. Borkowski, IW Pax, Warszawa 2007 (tytuł oryginału: I fondatori dell’Europa Unita secondo il progetto di Jean Monnet. Robert Schuman, Konrad Adenauer, Alcide De Gasperi). 2 Jan Paweł II, Udział chrześcijan w życiu politycznym Europy. Przemówienie na spotkaniu z uczestnikami seminarium zorganizowanego przez Fundację Roberta Schumana, 7 listopada 2003 r., 4, cyt. za: G. Audisio – A. Chiara, dz. cyt., s. 240. 3 Zob. R. Schuman, Dla Europy, tłum. M. Krzeptowska, Znak, Kraków 2003. Książka Schumana – omówiona w S 2003, nr 6, ss. 1019-1024 – zawiera wiele wątków bardzo ciekawej prognozy politycznej. 4 R. Schuman, dz. cyt., s. 84. 5 G. Audisio – A. Chiara, dz. cyt., ss. 140-141. 6 Tamże, s. 224. 7 Tamże, s. 68. 8 Tamże, s. 13. 9 Jan Paweł II, dz. cyt., s. 240. 857 10 Zob. G. Audisio – A. Chiara, dz. cyt., ss. 250-251. 11 Schuman pisał: „[...] wynalezione ostatnio narzędzia zagłady nadają przyszłym wojnom charakter już nie próby sił, ale ogólnego samounicestwienia [...]”; „[...] stając w obliczu przerażających zagrożeń wynikających z zawrotnych postępów zarozumiałej nauki, powracamy do chrześcijańskiego prawa szlachetnego, lecz pokornego braterstwa [...]” (R. Schuman, dz. cyt., ss. 21, 27). 12 G. Audisio – A. Chiara, dz. cyt., s. 69. 13 Choć koncepcja nie rysowała się wyraźnie, Schuman pisał jednak o haniebnych sojuszach przeszłości, mających za cel „[...] podział Polski, tego nieszczęśliwego, rozdartego przez dwa wieki narodu [...]”, oraz o fakcie „[...] przerażającego sojuszu niemiecko-radzieckiego z sierpnia 1939 roku, który był ostatnim i najbardziej cynicznym przykładem tych wszystkich złych porozumień [...]” (R. Schuman, dz. cyt., s. 21). 14 Por. R. Łoś, Wschodnia polityka kanclerza Konrada Adenauera, Wydaw. Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2003. 15 R. Schuman, dz. cyt., s. 70. KSIĄŻKI Edward Balawajder (red.) Społeczeństwo obywatelskie. Modele teoretyczne i praktyka społeczna Wydawnictwo KUL, Lublin 2007, ss. 350 Społeczeństwo obywatelskie to klasyczny przypadek „pojęcia-gumy” – idei wyjątkowo rozciągliwej, niepokojąco niedookreślonej i, używając słów Jerzego Szackiego, „niedoteoretycznionej”. Raczej nie doczekamy się kompleksowego i wyczerpującego opracowania, syntezującego dorobek intelektualny odnoszący się do wspomnianego pojęcia. Nie miejmy złudzeń, że pojęcia tak bardzo przesycone emocjami (w tym przypadku jednoznacznie pozytywnymi), pojęcia „ozdobne”, które często z zadziwiającą łatwością i niefrasobliwością są umieszczane w tekstach, także naukowych, kiedykolwiek doczekają się jednoznacznych, satysfakcjonujących definicji. Taki jest już jednak los większości pojęć z dziedziny nauk społecznych, zwłaszcza tych obecnych w licznych debatach publicznych. Nie oznacza to jednak, że jakakolwiek refleksja zmierzająca do uchwycenia istoty danego zjawiska czy idei stanowi tylko intelektualną igraszkę. Przeciwnie, konieczny jest nieustanny wysiłek zmierzający do oczyszczania pojęć z wielu znie- 873 kształcających je naleciałości, nieprecyzyjnych wyobrażeń, mglistych przedstawień. W 2007 r. ukazała się publikacja pod wielce zachęcającym tytułem Społeczeństwo obywatelskie. Modele teoretyczne i praktyka społeczna. Składa się ona z 17 artykułów, zamieszczonych w trzech działach tematycznych: Wartości i normy, Uczestnictwo i demokracja, Z doświadczeń przeszłości. Całość rozpoczyna się od krótkiego wprowadzenia autorstwa Edwarda Balawajdera, który wyraża nadzieję, że „książka twórczo wpisze się w dyskusję na temat społeczeństwa obywatelskiego”. Czy rzeczywiście tak się stało? Nie sposób uniknąć odpowiedzi na to pytanie. Recenzowanie prac zbiorowych jest na ogół bardzo kłopotliwe, a jedną z poważniejszych przyczyn jest różnorodność tekstów umieszczonych pod wspólnym tytułem. Różnią się one od siebie nie tylko zakresem tematycznym, ale przede wszystkim warsztatem, metodologią, językiem, wrażliwością autorów i wyczuleniem na pewne kwestie, wreszcie trafnością analiz i oryginalnością w ujmowaniu ważnych problemów. Stąd najpierw pozwolę sobie sformułować kilka uwag ogólnych dotyczących całości pracy, a następnie zwrócić uwagę na poszczególne teksty. Zważywszy na zawartość merytoryczną, uważam, że książka wymaga innego tytułu lub choćby 874 podtytułu. Obecny jest mylący: zapowiada szeroką dyskusję nad społeczeństwem obywatelskim, a w publikacji znajdujemy przede wszystkim refleksję nad znaczeniem religii w procesie kształtowania społeczeństwa obywatelskiego. Problem jest istotny i wciąż oczekuje na wnikliwe badania, stąd należy zdecydowanie pozytywnie ocenić recenzowaną inicjatywę wydawniczą. Niemniej w niewielu, niestety, tekstach znajdujemy trafne i inspirujące pytania o kulturotwórczą rolę religii i Kościoła. Odnajduję je przede wszystkim w artykule ks. Janusza Mariańskiego Religia a społeczeństwo obywatelskie: przeciwieństwo czy komplementarność?. Są to pytania precyzyjne, sięgające istoty rzeczy, zawierające w sobie jakże potrzebny ładunek niepokoju i woli analizy krytycznej (zob. ss. 88-89). Kolejna uwaga dotyczy nie zawsze odpowiednio uzasadnionej, czasem emocjonalnej krytyki ideologii liberalnej i liberalnej koncepcji społeczeństwa obywatelskiego. Można odnieść wrażenie, że racją istnienia recenzowanej pozycji jest jej wyraźnie antyliberalny wydźwięk. Skoro tak, należało solidniej przyłożyć się do krytyki, a przede wszystkim precyzyjniej scharakteryzować ideologicznego przeciwnika (wyjść poza epitety!). Tymczasem niektórzy autorzy oferują raczej swego rodzaju egzorcyzmy nad liberalizmem, który – we- SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 dług wielu tekstu zawartych w publikacji – jest sprawcą wszelkiego zła, począwszy od atomizacji społecznej po różnego rodzaju zwyrodnienia instytucji społecznych. W na ogół nieudanej krytyce liberalnej koncepcji społeczeństwa obywatelskiego upatruję największą wadę tej publikacji i zmarnowaną szansę na bardzo interesujący dyskurs. Niektóre artykuły pozostają w ledwo zauważalnym logicznym związku z przedmiotem pracy – społeczeństwem obywatelskim (ale to chyba, niestety, wspólna cecha wielu wydawanych w Polsce prac zbiorowych). Nie oznacza to bynajmniej, że są one bezwartościowe (przeciwnie!), ale dla refleksji nad społeczeństwem obywatelskim nie mają praktycznie żadnego znaczenia. Chodzi tutaj przede wszystkim o teksty Stanisława Marczuka, Ewy Albińskiej i Jana Szymczyka. W niektórych tekstach, zwłaszcza z pierwszej części książki, wyczuwalny jest, chciałoby się powiedzieć, niechrześcijański pesymizm. Polega on na ubolewaniu nad laicyzacją oraz prywatyzacją religii. Zdecydowanie brakuje namysłu nad przyczynami głębszymi niż tylko zgubny wpływ liberalizmu. Zauważalny jest deficyt recept na wzmocnienie religii jako czynnika sprzyjającego powstawaniu społeczeństwa obywatelskiego i zapobiegającego atomizacji społecznej. KSIĄŻKI Jeśli chodzi o techniczną stronę recenzowanej publikacji, istotnym mankamentem jest brak not biograficznych. Nie wiemy zatem, kim są autorzy tekstów, w czym się specjalizują, jakie ośrodki naukowe lub inne instytucje reprezentują. Z wprowadzenia dowiadujemy się jedynie, że autorami artykułów są pracownicy naukowi Instytutu Socjologii Wydziału Nauk Społecznych KUL w Lublinie, Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Akademii Ekonomicznej w Katowicach oraz stalowolskiego Wydziału Zamiejscowego Nauk o Społeczeństwie KUL. Język części artykułów, zwłaszcza z pierwszej części książki, jest zdecydowanie zbyt hermetyczny, mało komunikatywny, czasem bardziej „homiletyczny” aniżeli naukowy. Moją uwagę zwróciło częste używanie pojęć z normatywnym dopełniaczem, np. „autentyczna demokracja”, „prawdziwa wolność”. W artykułach, w których używane są takie zbitki pojęciowe, na ogół więcej jest zdań typu powinnościowego, swego rodzaju wezwań i apeli, aniżeli pogłębionych analiz naukowych interesującego nas zjawiska. Dowiadujemy się, jak zdaniem autorów powinno być, a nie jak jest, a przede wszystkim, dlaczego obserwowane zjawisko ma takie a nie inne właściwości. Ponadto jak rozumieć takie pojęcia jak „szeroko rozumiana kultura” (s. 18), „społeczność świato- 875 wa” (ss. 19, 218) czy „etniczny sektor” życia społecznego (s. 19), skoro autorzy nigdzie nie informują nas o ich zawartości treściowej, a czytelnik jest zdany na domysły? Mankamentem książki są nieujednolicone przypisy (w dwóch artykułach, w odróżnieniu od pozostałych, zastosowano tzw. przypisy oxfordzkie). Ponadto stosowane są różne konwencje zapisu poszczególnych źródeł i opracowań, a w wielu przypadkach nie są praktykowane powszechnie przyjęte skróty. Czasem zapomina się, np. w przypadku artykułu Balawajdera, o odesłaniu czytelnika do przypisu – wskazaniu na źródło przywołanej myśli lub cytatu. Jeśli chodzi o poszczególne teksty, wskażę tylko część niedociągnięć. W artykule ks. Stanisława Kowalczyka, którego przedmiot analiz wydaje się nieco rozmyty, uwagę zwraca fakt, że autor pisze raczej o demokracji niż o społeczeństwie obywatelskim; ponadto w dużej mierze cytuje sam siebie, co nie wydaje się dobrym zwyczajem w nauce. Wioletta Szymczak wskazuje na konieczność równoległych analiz jakościowego i ilościowego aspektu pojęcia społeczeństwa obywatelskiego (słuszna uwaga!); szkoda, że zastanawiając się nad pierwszym aspektem, nie analizuje relacji zachodzącej między obydwoma wcześniej wymienionymi. Stanisław Marczuk, pisząc o wartościach w przedsiębiorczości i za- 876 rządzaniu, po pierwsze obficie cytuje sam siebie oraz streszcza prace głównie dwóch autorów (M. Bratnickiego i J. Welcha, przy czym ten drugi jest cytowany za pośrednictwem J. A. Kramesa), po drugie nie podejmuje nawet próby powiązania swoich analiz z pojęciem społeczeństwa obywatelskiego. Krzysztof Rejman w interesujący sposób konfrontuje dwie rozbieżne konceptualizacje kapitału społecznego – szkoda tylko, że jedynie sygnalizuje najważniejsze kwestie. Artykuł Balawajdera poza tym, że nie bardzo wiadomo, czego naprawdę dotyczy, wykazuje mankamenty w postaci nieodpowiedniego dokumentowania zapożyczonych myśli (przypisy!). Niepokojąca wydaje mi się też ukryta teza autora ograniczająca świat wartości („autentycznych”, używając nomenklatury autora) do sfery religijnej (zob. ss. 85-86). Interesujący i intrygujący jest tekst Wojciecha Misztala, który zastanawia się nad szansami i barierami rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w Polsce. Słabość tekstu polega na tym, że autor koncentruje się wyłącznie na tzw. trzecim sektorze, który nie powinien być utożsamiany ze społeczeństwem obywatelskim jako takim (stanowi bowiem jego przejaw). Obszerny tekst Henryka Przybylskiego na temat dialogu społecznego jako instrumentu komunikowania się społeczeństwa obywatelskiego w Polsce i Unii Europej- SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 skiej jest bardzo wartościowy, niemniej jego fragment na temat znaczenia Kościoła jako pośrednika w dialogu społecznym jest wyraźnie „doklejony” do wcześniejszych rozważań. Autor powinien, moim zdaniem, zważywszy na swój dobry warsztat, powrócić jeszcze do tego wątku i przeanalizować go w sposób bardziej kompleksowy. Ewa Albińska w obiecująco zatytułowanym artykule Społeczeństwo obywatelskie wobec kwestii ochrony środowiska pisze niestety przede wszystkim o prawnych uwarunkowaniach polityki ekologicznej w Polsce i UE. Organizacjom pozarządowym zajmującym się tą tematyką poświęca jedynie kilka zdawkowych akapitów. Społeczeństwo obywatelskie występuje tutaj zatem głównie w tytule. Tytuł artykułu Romana Jusiaka: Kościół a społeczeństwo. Socjologiczne modele relacji Kościół-Państwo, wiele obiecuje, ale ostatecznie autor „prześlizguje” się, nie zawsze zresztą po najważniejszych kwestiach, nie wnikając w istotę opisywanej relacji (a szkoda!). Artykuł Magdaleny Waniewskiej o Akcji Katolickiej (AK) jako instytucji społeczeństwa obywatelskiego w Polsce jest dość interesujący, zważywszy m.in. na fakt, że autorka udowadnia, iż potrafi dokonywać krytycznych analiz. Z drugiej strony dużą część swoich analiz Waniewska opiera na publikacji – o wątpliwych walorach naukowych – autorstwa Stani- KSIĄŻKI sława Krajskiego, której sam tytuł zdradza ideologiczny charakter (Akcja Katolicka. Ostatnia szansa dla Polski). Myślę, że dobrze byłoby, gdyby autorka, zamiast przedstawiać strukturę i cele AK, zdecydowała się na poszukiwania odpowiedzi na pytanie o słabość instytucjonalną AK w porównaniu z instytucją w jakiejś mierze alternatywną – Rodziną Radia Maryja. W skądinąd bardzo wartościowym poznawczo tekście bpa Edwarda Frankowskiego – na temat fenomenu „rzeczpospolitej sąsiedzkiej” w Stalowej Woli i kształtowania się zrębów społeczeństwa obywatelskiego w tym mieście w okresie komunizmu – można znaleźć fragment, który może stać się łakomym kąskiem dla krytyków spiskowej teorii dziejów. Nie bardzo wiadomo, kogo ma na myśli biskup, pisząc o „laickich ośrodkach międzynarodowych i krajowych” próbujących „upowszechniać amnezję społeczną”. Czytelnika może irytować owa nadmierna podejrzliwość wobec wszystkiego, co laickie, zwłaszcza że nie dowiaduje się on, o kogo konkretnie chodzi. Niezbyt obszerny artykuł Wiesławy Sajdek przestrzega przed nieuzasadnioną idealizacją „starożytnych organizacji państwowych” (mowa o Grecji), wskazując jednocześnie na ateńskiego polites (obywatela) jako na „historyczny paradygmat europejski”. Szkoda tylko, że autorka poprzestaje na zasygnalizowaniu kil- 877 ku kwestii uznanych przez siebie za ważne i nie próbuje sformułować jakichś syntetycznych wniosków. artykuł J. Szymczyka, choć bez wątpienia wartościowy, rozmija się z problematyką poruszaną w książce. Szymczyk pisze o koncepcji wolności w ujęciu Stanisława Ossowskiego. Nie stara się jednak zbytnio opisać istotnego związku między różnymi ujęciami wolności a społeczeństwem obywatelskim, które można przecież rozumieć jako przejaw wolności w wymiarze społecznym. Autor poprzestaje na stwierdzeniu, że społeczeństwo obywatelskie charakteryzuje „równoczesna partycypacja człowieka w różnych grupach i wspólnotach, z których żadna nie rości sobie pretensji, by wchłonąć bez reszty swych członków” (s. 346). Zaprezentowane powyżej krytyczne spojrzenie na recenzowaną publikację nie przekreśla jej niewątpliwych walorów, o których już częściowo wspomniałem. Przede wszystkim dużą zaletą książki jest podjęcie kilku tematów istotnych z perspektywy teoretycznej refleksji nad społeczeństwem obywatelskim, takich jak: znaczenie religii dla procesu kształtowania postaw obywatelskich; zagrożenia związane z wąskim, ekonomicznym spojrzeniem na instytucję społeczeństwa obywatelskiego; rola wartości etycznych w demokracji. Chciałbym także zwrócić uwagę na kilka artykułów, w których owe kwestie 878 SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 zostały odpowiednio, moim zdaniem, wyartykułowane. W artykule ks. Mariańskiego znajdujemy bardzo ciekawą analizę różnych ujęć relacji „religia – społeczeństwo obywatelskie”. Tekst ten powinien stanowić punkt wyjścia do dalszych analiz omawianej problematyki. Bardzo interesujący jest artykuł Teresy Zbyrad pt. Samoorganizacja obywatelska jako sposób realizacji celów polityki społecznej. Autorka ze znawstwem poruszanej problematyki stara się odpowiedzieć na pytanie o znaczenie obywatelskiej samoorganizacji dla skuteczności polityki społecznej. Instytucję uniwersytetu ludowego jako jednego z przejawów społeczeństwa obywatelskiego w Danii i Polsce opisuje Małgorzata Lorenc-Szpila. Czasem tekst przypomina kalendarium wydarzeń, niemniej wiele w nim cennych uwag o genezie i rozwoju tej interesującej instytucji edukacyjno-wychowawczej. Na szczególną uwagę zasługuje tekst Marka Jeżowskiego, który stara się spojrzeć na podstawowe dylematy związane z definiowaniem i urzeczywistnianiem idei społeczeństwa obywatelskiego przez pryzmat działalności i refleksji socjologicznej Luigiego Sturzo. Autor, powołując się na bardzo bogaty materiał źródłowy, ukazuje istotny wkład Sturza do teoretycznej refleksji nad istotą społeczeństwa obywatelskiego. Reasumując: książka w dużej części warta lektury, skłaniająca do refleksji i poznawczo ubogacająca. Szkoda tylko, że pluralizm autorów, reprezentujących różne dziedziny wiedzy, nie przełożył się do końca na pluralizm refleksji dotyczących tego samego przedmiotu. Peggy Morgan i Clive Lawton (red.) religijnych, gdy tymczasem rzetelne zapoznanie się choćby z jedną wymaga długich i skomplikowanych studiów. Niemniej, skoro książka została wydana, może warto przyjrzeć się jej treści, jej przeznaczeniu, a także strukturze samej pracy, by się przekonać, jaką stanowi ona wartość. Książka została podzielona na dziewięć zasadniczych bloków tematycznych, obejmujących takie zagadnienia jak: religijna tożsa- Problemy etyczne w tradycjach sześciu religii tłum. Dorota Chabrajska, IW Pax, Warszawa 2007, ss. 440 Bardzo trudnym przedsięwzięciem jest dokonanie recenzji tego typu książki, gdyż zawiera ona treści, których ocena wymagałaby dokładnej znajomości sześciu tradycji Radosław Zenderowski KSIĄŻKI mość i autorytet, sprawy osobiste i prywatne, małżeństwo i rodzina, czas i pieniądz, jakość i wartość życia, kwestie dotyczące dobra i zła, problematyka związana z równością i zróżnicowaniem społecznym, sprawy związane z wojną i pokojem, kwestie globalne. Każdy z wyżej wymienionych bloków tematycznych zawiera problematykę bardziej szczegółową, dotyczącą zagadnień seksualnych, nierozerwalności małżeństwa, narkotyków, reklamy, badań prenatalnych itp. Tego typu problemy są rozważane w takich religiach jak: hinduizm, buddyzm, sikhizm, judaizm, chrześcijaństwo, islam. Nie będę się zastanawiał, na ile jest to podział wyczerpujący i czy przypadkiem zakresy poszczególnych bloków tematycznych się nie krzyżują, gdyż wybór zagadnień przeznaczonych do omówienia jest zawsze sprawą dość arbitralną. Zasadniczo można byłoby się zgodzić z zaproponowanym w książce podziałem. Moje zastrzeżenia mają zupełnie inny charakter. Przede wszystkim nie dopatrzyłem się odróżnienia takich stów jak „moralność” i „etyka”. Z pewnością dystynkcja taka jest też sprawą pewnej konwencji. Niemniej w naszym kręgu kulturowym przez etykę rozumie się pewien namysł nad ludzkim postępowaniem, połączony z próbą pokazania, jak należy postępować, a przez moralność – pewną rzeczywistość lub zbiór wy- 879 mogów stawianych głównie przez innych. Ktoś postępuje moralnie dobrze lub źle niezależnie od tego, czy się nad tym zastanawia czy nie. Różne zatem mogą być motywy moralnego postępowania. To właśnie motywacja decyduje o tym, czy mamy do czynienia z moralnością chrześcijańską, judaistyczną, muzułmańską czy laicką. Jeżeli ktoś nie popełnia danego czynu, bo uważa, że w ten sposób obraża Pana Boga, to jego postępowanie moralne różni się od tego, które ma na względzie użyteczność społeczną. Różne mogą być bowiem motywy podjęcia takiego samego czynu, np. rzetelnego płacenia podatków. Bywa jednak i tak, że jakiś czyn oceniany jako moralnie zły z punktu widzenia danej moralności, wcale takim być nie musi, gdy jest rozważany z punktu widzenia innej moralności. Czymś jeszcze innym jest ocena etyczna danego działania, bo jak słusznie zauważył Artur Schopenhauer, łatwo jest głosić moralność, o wiele trudniej jest ją uzasadniać. To właśnie uzasadnianie danego postępowania jest głównym zadaniem etyki. Takie stwierdzenie rodzi z kolei pytanie o specyfikę danej etyki. W latach 70. wieku XX odbyła się długa i bardzo burzliwa dyskusja na temat specyfiki etyki chrześcijańskiej. Wielu twierdziło, że nie da się wyróżnić cech właściwych tylko etyce chrześcijańskiej. Zostawiając na boku problem słuszności takiego stwier- 880 dzenia, należy jednak zastanowić się nad tym, czy istnieje jakaś zasadnicza różnica między etyką religijną a świecką, gdy idzie o treść poszczególnych norm; innymi słowy, czy można wyróżnić jakieś treści właściwe tylko chrześcijaństwu, buddyzmowi czy judaizmowi. Czy ludzie niewierzący żyjący w jakiejś społeczności, gdzie jedna z wymienionych w książce religii jest dominująca, potrafią dokonać tych samych ocen co ludzie wierzący? Czytając książkę, odnosiłem wrażenie, że jest ona bardziej opisem przekonań, bo na pewno nie wierzeń, poszczególnych społeczności religijnych niż przedstawieniem poglądów etycznych. Co najwyżej można by mówić o pewnej etologii, czyli nauce opisującej, co poszczególni ludzie sądzą w sprawach moralnych, co uważają za dobro, a co za zło. Autorzy są jednak niekonsekwentni w tym, co robią. Z jednej bowiem strony starają się zachować obiektywność opisu, z drugiej dokonują pewnego wartościowania osobistego, co więcej – zaczynają pouczać, jak być powinno. Dotyczy to głównie chrześcijaństwa, ale nie tylko. I tak np. czytamy: „Chrześcijanie muszą pamiętać o kilku istotnych rzeczach. Po pierwsze nie ma sensu potępiać kogoś za to, że jest homoseksualistą, nie jest to bowiem kondycja, którą się wybiera. Bycie homoseksualistą nie oznacza większej winy moral- SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 nej niż bycie ślepcem” (s. 264). Po pierwsze, etyka chrześcijańska, a dokładniej mówiąc teologia moralna, nie potępia homoseksualistów za ich kondycję, tylko za pewne praktyki, podobnie jak to czyni w stosunku do innych zachowań heteroseksualnych. Po drugie, nie wiadomo, na jakiej podstawie autor stawia tezę, że chrześcijanie nie mogą tego czynić, tzn. potępiać homoseksualistów. Pismo Święte pełne jest tekstów potępiających zachowania homoseksualne. Teoretycznie można byłoby założyć, że zostały one zredagowane w innych czasach, że są przestarzałe, niezgodne z najnowszą wiedzą medyczną czy psychologiczną, ale to trzeba byłoby najpierw jakoś wykazać lub przynajmniej napisać, że chrześcijanie tego nie uwzględniają. Tymczasem autor stwierdza, że chrześcijanie nie powinni tego czynić. Na jakiej podstawie? Jest to postawienie pewnej tezy o charakterze wyraźnie normatywnym. Podobnych przypadków wkładania swoich przekonań moralnych w niby obiektywny opis jest więcej. Poza tym autor prezentuje chrześcijaństwo przez pryzmat wyznania anglikańskiego, a więc znowu przedstawia swój punkt widzenia. Tymczasem najwięcej kontrowersji wzbudzają poglądy etyczne prezentowane przez Kościół Rzymskokatolicki. Z punktu widzenia chrześcijaństwa w wersji anglikańskiej istnieje dość duża rozbieżność poglądów w is- KSIĄŻKI totnych sprawach moralnych. Nie jest to jednak najbardziej reprezentatywna wersja chrześcijaństwa. Poza tym niejasne jest dla mnie kryterium podziału „etyków” na relatywistów i absolutystów. Dokonując prezentacji poglądów chrześcijańskich w sprawach moralnych, autor odwołuje się do wizji naśladowania Chrystusa jako podstawy dalszych rozstrzygnięć moralnych przyjmowanych przez tę religię. Jest to kolejne uproszczenie dokonane z punktu widzenia wyznania anglikańskiego, i to pod dwoma względami: po pierwsze, autor nie uwzględnia różnicy między etyką a teologią moralną, a po drugie chrześcijaństwo odwołuje się raczej do idei powołania do świętości, a nie naśladowania, bo wtedy trudno byłoby rozstrzygać, na czym polega naśladowanie Chrystusa w prowadzeniu działalności bankowej czy handlowej, reklamie, nie mówiąc już o innych. Jeżeli książce nadano by tytuł Różnorodność przekonań moralnych ludzi wyznających sześć podstawowych religii, to byłby on w miarę adekwatny. Jeżeli natomiast mówimy o problemach etycznych – a to sugeruje tytuł książki – należałoby raczej zastanowić się nad tym, w jaki sposób moraliści (etycy) próbują uzasadnić poszczególne normy odnoszące się do postępowania moralnego. Trzeba byłoby przynajmniej postarać się wyróżnić argumenty filozoficzne i reli- 881 gijne za jakimś działaniem lub przeciw niemu, a także motywy, jakimi kierują się poszczególni wyznawcy. Innymi słowy, trzeba byłoby poszukać specyfiki etycznej poszczególnych wymogów moralnych i zilustrować to odpowiednimi przykładami. Tymczasem otrzymujemy zbiór poglądów tak rozmaitych, że natychmiast rodzi się pytanie, czy można w ogóle mówić o jakiejś obiektywności czy absolutnym charakterze choćby nielicznych wymagań. Chyba że o to chodziło wydawcy. Tymczasem wydaje się, że takich zasad, które są wspólne poszczególnym religiom, jest wiele. Dyskusja na temat specyficznego charakteru etyki chrześcijańskiej pokazała, że niemal wszystkie normy szczegółowe przez nią formułowane dają się porównać z normami etyki humanistycznej, jeżeli idzie o podobieństwo treściowe. Zasadnicza różnica pojawia się dopiero na poziomie ostatecznego uzasadnienia, czyli na poziomie poszukiwania wiedzy na temat człowieka i świata, w którym on żyje. Ale i tam granica podziału przebiega przez obszar problematyki dotyczącej śmiertelnego lub nieśmiertelnego charakteru bytu ludzkiego oraz jego substancjalnego charakteru. Zasadnicza różnica dotyczy też motywacji do podjęcia zarówno konkretnych czynów, jak i działania moralnego w ogólności. Dla przykładu, św. Paweł nie mówi 882 SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 o szkodliwości pewnych zachowań seksualnych, lecz przypomina chrześcijanom, że są świątynią Ducha Świętego i dlatego powinni zachowywać czystość, by nie kalać tej świątyni. W ten sposób można byłoby pokazać specyfikę poszczególnych religii ze względu na proponowaną przez nie motywację do takich a nie innych zachowań. Jak zatem ocenić książkę? Odpowiedź na to pytanie zależeć będzie od tego, jak określimy jej prze- znaczenie. Jeżeli powiemy, że miała ona na celu przybliżenie bogactwa treści moralnych zawartych w poszczególnych religiach, jak i samo przybliżenie tych religii, to wówczas trzeba stwierdzić, że spełniła ona swoje zadanie. Jeżeli natomiast celem jej było pokazanie tego, co wspólne tym religiom (wyróżnione zagadnienia), to nie może ona zadowolić. Vittorio Possenti i świeckość wobec nauki społecznej Kościoła, tłum. P. Borkowski, S 2005, nr 2, s. 229). Odezwa ta wywołała ożywione reakcje. Upłynęły nieco ponad dwa lata, ale dystans ten wydaje się znacznie dłuższy, jeżeli weźmie się pod uwagę, jak niezwykłą jest rzeczą, by świat katolicki i tzw. świat laicki spotykały się na wspólnych debatach. Poniekąd chodziło o to, żeby obalić pewien mur, a następnie poszukiwać semantycznego przekwalifikowania słów i pojęć, które w potocznym obiegu nabrały takiego a nie innego znaczenia, gdyż zostały zanadto obciążone historią stosunków między religią a polityką w specyficznej sytuacji, jaka zapanowała we Włoszech od czasów zjednoczenia narodowego. Vittorio Possenti w swojej książce rozpoczyna właśnie tutaj: od „prawdy” o laickości, a następnie Le ragioni della laicità Rubbettino, Soveria Mannelli (Catanzaro) 2007, ss. 137 Kontrowersja albo raczej wielka debata między laikami a katolikami na temat laickości – w aspekcie politycznym, społecznym i religijnym – rozpoczęła się nieco ponad dwa lata temu w Subiaco. Albowiem w kwietniu 2005 r. Joseph Ratzinger, podówczas kardynał, na krótko przed swoim wyniesieniem na tron papieski wystosował, właśnie z Subiaco, następujący apel: „[...] nawet ten, kto nie umie znaleźć drogi do przyjęcia Boga, powinien wszakże starać się żyć i kierować swoim życiem tak, jak gdyby Bóg istniał (veluti si Deus daretur)” (J. Ratzinger, Moralizm polityczny Ryszard Moń KSIĄŻKI zmierza do ustalenia nowego sensu, jaki można by określić mianem europejskiego. Włochy są bowiem jedynym krajem Europy, w którym nazwę „laik” traktuje się jako synonim „antykatolika”. Possenti jednak idzie dalej, poszukując uznania nowych „racji świeckości”. Z drugiej strony pewna klarowność terminologiczna była konieczna, skoro w ostatnich latach upowszechniło się używanie obydwu terminów na oznaczenie odrębnych ujęć rozdziału państwa od Kościoła, mianowicie laickości i laicyzmu. Ale debata o laickości nie powinna się sprowadzać do walki o dominację pomiędzy stronnictwami. Lepiej rozumieć ją – utrzymuje Possenti – jako szukanie porozumienia między myślą religijną a świecką na prepolitycznych fundamentach życia obywatelskiego i prawa (refleksje nad dyskusją kard. Ratzingera z Jürgenem Habermasem zajmują cały rozdział IV), a nie tylko na przesłankach czerpanych z dyscyplin naukowych. Laickość ma swoje racje, które nie są tymi tradycyjnie kojarzonymi z katolikami, ani przeciwnie – z laikami. To pomaga zrozumieć, dlaczego w pontyfikacie Benedykta XVI coraz wyraźniej zaznacza się, jako najważniejszy przedmiot refleksji, wysiłek utworzenia kanału łączności między wiarą a rozumem. Mówiąc w wielkim skrócie, chodzi o próbę przezwyciężenia oświeceniowej idei rozumu na rzecz szer- 883 szej koncepcji, która pozwalałaby temu, co racjonalne, sięgać w wymiar duchowy. Dzisiaj – dowodzi Possenti – laickość wykracza poza związek „religia – polityka” i dotyka problemów bioetyki, natury ludzkiej, sekularyzacji, jak również pytań o to, czy jedynym celem polityki jest wolność. Pojawia się zatem chęć wyjścia poza konfrontację tylko kulturową. Tak właśnie rozpoczął się nowy etap: od wyróżnienia obszarów i zagadnień, w których współpraca między wierzącymi a niewierzącymi w sposób naturalny i oczywisty staje się pilną koniecznością, narzuconą przez uwarunkowania współczesności. Dzieje się to w czasie, kiedy religia powraca do sfery publicznej, podtrzymując wrażliwość na przeciwstawne nurty modernizacji. Dlatego „nowa laickość” – twierdzi Possenti, zamykając swoje głębokie rozważania i przemyślenia nad „racjami laickości” – może odegrać pewną rolę w odpieraniu ataku antyhumanistycznego, który znów obserwujemy w historii i polityce: „Może da się dojść do nowego humanizmu, który pozostawałby otwarty na przyjęcie pewnych elementów ideału laicko-oświeceniowego z jego szlachetnym podkreślaniem zdolności człowieka do postępu, a zarazem byłby zdolny ożywić to wszystko przez zaszczepienie w transcendencji”. Oreste Bazzichi Tłum. Paweł Borkowski 884 Gian Candido De Martin – Fabio Mazzocchio (ed.) Formare al bene comune. Per una nuova grammatica della partecipazione AVE, Roma 2007, ss. 160 „Głębokie i szybkie przemiany, które obecnie zachodzą na wszystkich obszarach ludzkiego współżycia, utrudniają wychowywanie do dobra wspólnego, zarazem jednak czynią je bardziej potrzebnym, a może też swobodniejszym i owocniejszym”. Te słowa Vittorio Bacheleta powtórnie wybrzmiewają w nowym opracowaniu poświęconym dobru wspólnemu i uczestnictwu. Omawiany tom jest rezultatem spotkań i dyskusji na ten temat, zorganizowanych przez Instytut Badań nad Problemami Społecznymi i Politycznymi im. Vittorio Bacheleta Włoskiej Akcji Katolickiej. Ale czy wciąż jest możliwe, w dobie globalizacji, pluralizmu i społeczeństwa postsekularystycznego, pielęgnować i realizować zasadę dobra wspólnego? Rozróżnianie dwóch płaszczyzn: niezmiennych zasad i historycznej przygodności, staje się dzisiaj najprawdziwszym wyzwaniem, od którego nie możemy się uchylić. Jeżeli go nie podejmiemy, to „zachodzi niebezpieczeństwo, że wieczyste zasady dobra wspólnego, które nie znajdą SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 trwałego ucieleśnienia w konkretnej wspólnocie politycznej, pozostaną zwykłymi abstrakcjami albo, co najwyżej, kodeksem praw zapisanych w niebie, a nie na ziemi synów ludzkich” (s. 135). Dobro wspólne jest dobrem wszystkich i każdego. Dobra wspólnego nie stanowi prosta suma poszczególnych dóbr każdego z członków ciała społecznego. Dobro to, należące do wszystkich i każdego, pozostaje wspólne, dlatego że jest niepodzielne i dlatego że tylko razem można je zdobywać, pomnażać i chronić, również w perspektywie przyszłości (por. KNSK 164). Dobro wspólne tworzy wartość dodaną, która może zostać skumulowana w wymiarze wspólnotowym, zakładającym bycie razem; to ostatnie jest wartością dokładającą się do tego, co możemy osiągnąć pojedynczo, i zespalającą nasze zasoby w system. Dobro wspólne przekracza kategorie społeczne, ideologiczne i pokoleniowe i stanowi wartość bycia, a nie tylko realizacji bądź pożytkowania: jest komunią w dobrym życiu. Współcześnie dostrzeganie dobra wspólnego może się konkretnie wyrażać tam, gdzie udaje się zaspokoić wymóg łączenia płaszczyzny zasad etycznych z poziomem działalności politycznej w ciągłym poszukiwaniu szlachetnych zapośredniczeń w danym kontekście historycznym i wspólnotowym. Stosownie do tego autentyczna realizacja KSIĄŻKI dobra wspólnego suponuje przyznanie kluczowej roli wychowaniu do obywatelstwa i do odpowiedzialnego uczestnictwa. Chodzi o taką formację kulturową, jaka dawałaby stabilne oparcie wspólnocie ludzkiej godnej swojego miana, systemom społeczno-politycznym, które są zdolne materializować prawdziwe wartości ludzkie, wydobywając najgłębsze pragnienia człowieka. Poza tym dobro wspólne wymaga poszanowania fundamentalnych praw osoby. W państwie jest to coś więcej niż sprawiedliwe ustawodawstwo, coś więcej niż sama kultura albo dziedzictwo przeszłości: to ładunek świadomości obywatelskiej, cnót politycznych, poczucia prawa i wolności. Ale nie stanowi to wyłącznego zadania państwa. Właśnie polityka „w najwznioślejszym i semantycznie najmocniejszym znaczeniu tego terminu” (s. 31) powinna podejmować wysiłek budowania dobra wspólnego jako dobra łączącego trzy istotne pierwiastki: poszanowanie osoby, dobrostan społeczny i pracę na rzecz pokoju, czyli na rzecz stabilności i zabezpieczenia sprawiedliwego porządku. Należy pilnie troszczyć się o edukację obywatelską i polityczną. Okazuje się ona dzisiaj szczególnie potrzebna zarówno ogółowi obywateli, jak i młodzieży, po to by wszyscy mogli spełniać właściwą sobie rolę we wspólnocie politycz- 885 nej (por. GS 75). Uczestniczyć znaczy brać czynny udział ze świadomością, że jest się obywatelem i dlatego posiada się prawa i obowiązki w stosunku do wspólnoty politycznej. To wymaga edukacji, ta zaś z kolei wymaga świadectwa. Najważniejszym więc momentem w wychowywaniu do dobra wspólnego i do uczestnictwa jest utrzymywanie równowagi między doświadczeniem a nowością. Trzeba wykazywać odwagę poważnego inwestowania w przyszłość i w młode pokolenia, pokonując silne i powszechne dzisiaj tendencje egoistyczne, zgodnie z którymi jednostki dążą wyłącznie do realizacji swoich interesów. Wyzwanie polega na tym, żeby przezwyciężać ujęcia indywidualistyczne i w każdej wspólnocie, poczynając od rodziny, widzieć wspólnotę pokoleń oraz uczyć się troski o drugiego i o jego potrzeby. Przywołajmy obraz Gilberta Keitha Chestertona (zob. s. 74): Dzisiaj nie potrzebujemy teleskopu, aby objąć całą ziemię. Potrzebujemy raczej mikroskopu, który pomoże nam dostrzec wagę rzeczy drobnych. Jedynie bowiem one naprawdę noszą w sobie globalną wizję świata i jasną wizję dobra wspólnego. Wychowywanie do dobra wspólnego polega chyba na wychowywaniu do mądrości. Nie jest ona ani specjalizacją, ani wszechwiedzą, lecz pozwala dostrzec w na- 886 szej ograniczoności prawo kierujące złożonym mechanizmem naszego życia wspólnotowego. Omawiany tom, wpisujący się w dzisiejszą debatę publiczną, ma w tym kon- SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6 tekście duże znaczenie kulturowe i społeczne. Domenico Facchini Tłum. Paweł Borkowski