nr 6 - Społeczeństwo

Transkrypt

nr 6 - Społeczeństwo
Społeczeństwo
STUDIA • PRACE BADAWCZE • DOKUMENTY
Z ZAKRESU NAUKI SPOŁECZNEJ KOŚCIOŁA
82
ROK XVII (XIII)
2007 nr 6
SPIS TREŚCI
OD REDAKCJI
733 Zbigniew Borowik
O integralne pojmowanie dobra wspólnego
735 Claudio Gentili
Dobro wspólne w dynamizmie nauki społecznej Kościoła
PRACE BADAWCZE
743 Kard. Camillo Ruini
Uniwersytet, kultura, wychowanie
755 Marco Doldi
Adhortacja Sacramentum caritatis i życie społeczne
769 Ks. Edward Sienkiewicz
Godność człowieka i narodu u podstaw współczesnego patriotyzmu polskiego
STUDIA
787 Andrea Riccardi
Stulecie Tygodni Społecznych Katolików Włoskich
805 Franco Appi
Czterdzieści lat encykliki Populorum progressio
821 Ks. Andrzej Jędrzejewski
Społeczny wymiar działalności charytatywnej Kościoła
FORUM
833 Luisa Ribolzi
Formacja, edukacja i dobro wspólne
843 Savino Pezzotta
Jaka przyszłość dobra wspólnego?
NOTY I OMÓWIENIA
851 Krzysztof Wroczyński
Zjednoczenie Europy i jego twórcy
DOKUMENTY
859 Ojciec Święty Benedykt XVI
Chcę być rzecznikiem tych, którzy nie mają głosu. Przemówienie na spotkaniu
ze światem polityki i korpusem dyplomatycznym (Wiedeń, 7 września 2007 roku)
865 Ojciec Święty Benedykt XVI
Przesłanie z okazji 45. Tygodnia Społecznego Katolików Włoskich
(12 października 2007 roku)
PRZEGLĄD CZASOPISM
869
Czasopisma polskie
KSIĄŻKI
873 Radosław Zenderowski
Rec.: E. Balawajder (red.), Społeczeństwo obywatelskie. Modele teoretyczne
i praktyka społeczna, Lublin 2007
878 Ryszard Moń
Rec.: P. Morgan – C. Lawton (red.), Problemy etyczne w tradycjach sześciu
religii, Warszawa 2007
882 Oreste Bazzichi
Rec.: V. Possenti, Le ragioni della laicità, Soveria Mannelli (Catanzaro) 2007
884 Domenico Facchini
Rec.: G. C. De Martin – F. Mazzocchio (ed.), Formare al bene comune. Per una
nuova grammatica della partecipazione, Roma 2007
MATERIAŁY DO FORMACJI KATOLICKOSPOŁECZNEJ
887 Oreste Bazzichi
Wspólnota polityczna
SUMMARIES
No. 6 (82), November-December 2007 (17)
Kard. C. Ruini,
ss. 743-753
Uniwersytet, kultura, wychowanie
Wszyscy dostrzegają dzisiaj zagrożenie wychowawcze. Występuje ono w wielu krajach. Wychowanie
osoby odnosi się przede wszystkim i w sposób
konieczny do człowieka. Kiedy więc nie jest jasne,
co rozumiemy przez pojęcie „człowiek”, albo gdy
wyraz ten zmienia zasadniczo swoje znaczenie, wtedy wszystkie wyznaczniki wychowawcze ulegają silnemu zachwianiu.
University, Culture, Education
Everybody perceives today’s educational emergency.
It appears in many countries. While educating a person, we make a principal and necessary reference to
the human being itself. Thus, if it is not clear what
we mean by the term ”human” or if the term itself
radically changes its meaning, all educational reference points cease to be firm.
M. Doldi,
ss. 755-767
Adhortacja Sacramentum caritatis i życie społeczne
Adhortacja Benedykta XVI Sacramentum caritatis
była prezentowana w niektórych środkach przekazu
w sposób nie odpowiadający tematyce tekstu. W planie społecznym zauważono jedynie wezwanie papieża do polityków katolickich, żeby nie głosowali
za ustawami, które są przeciw naturze ludzkiej. Wielu interpretowało słowa Benedykta XVI jako ingerencję w życie społeczeństwa. Takie potraktowanie papieskiego dokumentu dezinformuje i stwarza zamieszanie.
The Apostolic Exhortation ”Sacramentum Caritatis” and Social Life
The apostolic exhortation ”Sacramentum Caritatis”
has been presented inadequately by some mass media. The only thing remarked upon, as far as the
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
728
social sphere is concerned, was that the pope appealed to Catholic politicians not to adopt laws which
are against the human nature. Many has seen Benedict’s words as an intervention in the life of the
society. However, treating the papal document in this
way causes disinformation and confusion.
Ks. E. Sienkiewicz,
ss. 769-785
Godność człowieka i narodu u podstaw współczesnego patriotyzmu polskiego
Jak należy rozumieć określenie „współczesny polski
patriotyzm”? Wydaje się, że przede wszystkim starając się zdać sobie sprawę z tego, w jakiej rzeczywistości żyjemy. W patriotyzmie jednak nie chodzi tylko
o to, aby się dobrze nauczyć historii swojego narodu.
Chodzi również o to, aby być świadomym dziedzictwa, jakie się otrzymuje, i być za to dziedzictwo
odpowiedzialnym.
The Dignity of Man and of Nation at the Base
of the Contemporary Polish Patriotism
How ought the expression ”contemporary Polish patriotism” to be understood? It seems that we should,
first of all, realize in what conditions we live. But
patriotism is not all about knowing well one’s national history. The point is that we should be aware of
the inheritance we receive as well as take on responsibility for it.
A. Riccardi,
ss. 787-803
Stulecie Tygodni Społecznych Katolików Włoskich
Sto lat upłynęło od pierwszego Tygodnia Społecznego Katolików Włoskich. To jest sto lat włoskiego
chrześcijaństwa w ciągu wieku, który jest dla Włoch
pierwszym wiekiem jednolitego państwa. Aż do XIX
w. wielkim i jedynym czynnikiem unifikującym był
na Półwyspie Apenińskim katolicyzm. Wiek XX jest
wiekiem najbardziej zsekularyzowanym – i jest wiekiem katolicyzmu, który staje się ruchem społeczno-politycznym.
SUMMARIES
729
The Hundreth Anniversary of the Italian Catholics’ Social Weeks
The first Italian Catholics’ Social Week was arranged
one hundred years ago. These are one hundred years
of Italian Christianity in the first century of a unified
State for one Italian nation. Catholicism was the
great and only factor that unified the Apennine
Peninsula until the 19th century. The 20th century is
a more secularized century, and it is also a century
of the Catholicism which is becoming a social and
political movement.
F. Appi,
ss. 805-820
Czterdzieści lat encykliki Populorum progressio
Kiedy po upływie 40 lat czytamy encyklikę Populorum progressio, zadziwia nas profetyczna zdolność
Pawła VI. Dokument ten bowiem również dzisiaj
okazuje się przydatnym narzędziem zarówno do
interpretowania rzeczywistości, jak i do kreślenia
planów. Oczywiście encyklikę tę należy czytać
z uwzględnieniem całokształtu nauczania: trzeba zawsze mieć na względzie także kontekst dziejowy
dokumentu.
The Fourtieth Anniversary of the Encyclical
”Populorum Progressio”
When we read the encyclical ”Populorum Progressio”
forty years later, we are astonished by the prophetic
abilities of Paul VI, the document still being very
useful for interpreting the world as well as for
making plans. Naturally, the encyclical ought to be
read within the context of all the papal teachings:
we always need to consider the historical perspective
of the text.
730
Ks. A. Jędrzejewski,
ss. 821-832
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
Społeczny wymiar działalności charytatywnej
Kościoła
Działalność charytatywna Kościoła ma wymiar społeczny po pierwsze dlatego, że ze swej natury jest
działalnością społeczną, rozwijaną w rodzinie, grupach społecznych, parafiach, społeczności lokalnej,
państwowej i międzynarodowej. Kościół opiera się
w niej na zasadach dobra wspólnego, solidarności,
pomocniczości i miłości społecznej. Po drugie, działalność ta ma istotne znaczenie dla całych społeczeństw, a nie tylko dla osób, które udzielają i doświadczają pomocy charytatywnej.
The Social Aspect of the Church’s Charitable
Activity
The Church charitable activity has a social aspect
because, firstly, it is by nature a social activity, taken
part in by families, associations, parishes, as well as
a local, state and international community. While
distributing charity, the Church applies the principles
of common good, of solidarity, of subsidiarity and of
social love. Secondly, this activity is very important
for the whole society and not only for the people
engaged.
OD REDAKCJI
O integralne pojmowanie dobra wspólnego
Zbigniew Borowik
Redaktor Naczelny „Społeczeństwa”
W toczącej się od początku tego
roku na łamach naszego czasopisma dyskusji na temat dobra wspólnego odsłonił się jeszcze jeden
aspekt tego zagadnienia, dotyczący
w istocie całej nauki społecznej Kościoła. Chodzi o integralne pojmowanie tej kategorii. Jeśli się zgodzimy, że dobro wspólne to w ostateczności suma wszystkich wartości,
które są faktycznie urzeczywistniane w działaniu społecznym i służą
jednocześnie wszystkim członkom
danej społeczności w rozwijaniu
ich całego osobowego potencjału,
to trudno będzie zaprzeczyć, że każdy partykularyzm dążący do zawężenia treści tego pojęcia jest odbierany jako zaprzeczenie idei
wspólnego dobra. Dzieje się tak na
przykład w społeczności państwowej, gdy dobro wspólne utożsamione jest z pomyślnością ekonomiczną kraju, albo w rodzinie, gdy
dobro to zawężone zostanie jedynie do dobra dzieci.
Podobnie rzecz się ma z NSK,
a w konsekwencji z całym zaangażowaniem społecznym katolików. Łatwo dziś dostrzec tendencję
– zarówno w Polsce, jak i we Włoszech – do ograniczania wymiaru
tego zaangażowania do pewnych
tylko dziedzin i obszarów, na przykład obrony życia i rodziny. Poza
polem katolickiej wrażliwości pozostają wówczas takie „tradycyjne”
zagadnienia jak praca, pokój, ekologia, globalizacja itd. I odwrotnie,
dla wielu katolików to właśnie walka o prawa ludzi pracy, o pokój
na świecie i sprawiedliwe stosunki
między narodami będą wyrazem
prawdziwie ewangelicznego podejścia do zagadnień społecznych. Nie
trzeba chyba przekonywać, jak bardzo groźne mogą być skutki takich partykularyzmów, zwłaszcza
z punktu widzenia wiarygodności
chrześcijańskiego orędzia społecznego. Wspomina o tym w swoim
artykule podsumowującym 45. tydzień społeczny we Włoszech
Claudio Gentili.
W bieżącym roku przypada 40.
rocznica bardzo ważnego dokumentu NSK – encykliki Pawła VI
Populorum progressio. To właśnie
w tym dokumencie dojrzała w Kościele w pełni świadomość, że kwe-
734
stia społeczna stała się kwestią
ogólnoświatową albo – jak byśmy
dziś powiedzieli – globalną. Sednem tej kwestii były wówczas olbrzymie dysproporcje pod względem materialnych warunków życia
między bogatą Północą a wkraczającym dopiero na drogę rozwoju
ubogim Południem. To właśnie w
nich upatrywano źródła przemocy
i zagrożenia dla pokoju światowego. Dziś, mimo utrzymywania się
tych dysproporcji, źródłem przemocy wydaje się raczej poczucie
zagrożenia dla własnej tożsamości
kulturowej i religijnej wywołane
swoistym imperializmem kulturowym Zachodu, podporządkowującym całokształt życia tradycyjnych
społeczności bezwzględnej logice
rynku. W związku z tym – jak twierdzi w swym artykule Franco Appi
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
– rośnie ranga dialogu religijnego,
który poprzez odniesienie do „źródłowego powszechnika”, tkwiącego w języku każdej religii, zdaje się
bardziej owocny aniżeli porozumienie na gruncie mocno dziś problematycznego rozumu.
Spośród innych artykułów w niniejszym numerze warto zwrócić
uwagę na analizę adhortacji Benedykta XVI Sacramentum caritatis,
przeprowadzoną z punktu widzenia obecności w niej treści nawiązujących do NSK oraz na wykład
kard. Camillo Ruiniego, poświęcony zagadnieniom chrześcijańskiej antropologii i wychowania.
Nie mniej godne uwagi są dwa
polskie artykuły podejmujące tematy współczesnego pojmowania
patriotyzmu i posługi charytatywnej Kościoła.
OD REDAKCJI
Dobro wspólne
w dynamizmie nauki społecznej Kościoła
Claudio Gentili
Dyrektor „La Società”
Nauka społeczna Kościoła, która
ożywia społeczne zaangażowanie
chrześcijan i sama z niego czerpie,
stała się „jednym z obiecujących
terenów ekumenizmu”. To jedna
z głównych konstatacji ze spotkania Benedykta XVI z kardynałami
z całego świata w dniu 23 listopada
2007 r. To ważne stwierdzenie jest
echem ekumenicznego spotkania
w Sibiu i wyrazistego przemówienia, które wygłosił tam kard. Walter
Kasper, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności
Chrześcijan.
Tak znaczące dowartościowanie
NSK umacnia rezultaty XLV Tygodnia Społecznego Katolików Włoskich, który się odbył w Pizie i Pistoi
w dniach 18-21 października 2007 r.
i którego tematem było dobro
wspólne. Jak powiedział w powitaniu w katedrze w Pistoi bp Arrigo
Miglio, przewodniczący Komitetu
Tygodni Społecznych, „zajmowanie się dobrem wspólnym nie
oznacza ograniczenia się do wymiaru horyzontalnego, gdyż umiłowanie naszego kraju i służba ziem-
skiej ojczyźnie biorą się z Paschy
Chrystusa, który – jak przypomina
Gaudium et spes – dając nam nadzieję dziedzictwa niepokalanego
i niewiędnącego (por. 1Pt 1), czyni
nas wyrazicielami prawdziwej nadziei także w podejmowaniu złożonych problemów życia społecznego. To miłość Chrystusowa skłania nas do służenia dobru wspólnemu – miłość, która pochodzi od
Boga, którą jest sam Bóg”.
Dobro wspólne jest „dobrem
wszystkich i każdego, wszyscy bowiem jesteśmy naprawdę odpowiedzialni za wszystkich” (SRS 38). Jak
wyraźnie podkreślił przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch
(CEI) abp Angelo Bagnasco, „podejmując ten temat, nie tylko znajdujemy się w centrum NSK, ale wchodzimy w sam jej dynamizm. Dynamizm – to jest pierwsze słowo, które chciałbym związać z naszym tematem. Bardzo trafnie Gaudium et
spes odwołuje się do dobra wspólnego, «i to rozumianego dynamicznie», w którym «wspólnota polityczna [...] uzyskuje pełne usprawied-
736
liwienie i znaczenie» (GS 74). Ażeby przywrócić temu pojęciu skuteczność zasady operacyjnej, co zamierzamy uczynić, potrzebny jest
też poważny projekt edukacyjny,
nadający się do wprowadzenia
w życie i w całą rzeczywistość, uzdalniający do wydawania osądów,
do wysuwania ważnych propozycji, do konkretnego i stałego zaangażowania, otwarty na dobro
wszystkich i każdego za cenę indywidualnych albo partykularnych
korzyści, za cenę osobistej ofiary.
To powinniśmy głośno powiedzieć, powiedzieć najpierw sobie
samym: nie tylko nie można realizować dobra wspólnego, ale nawet
go pojąć, a tym bardziej zastanawiać się nad nim i o nim dyskutować, bez przyswojenia kardynalnych cnót męstwa, sprawiedliwości, roztropności i umiarkowania
wraz z wewnętrznymi postawami,
które im towarzyszą. Jeśli będziemy daleko od tej podbudowy, to
cała teoria będzie trudna, zdradziecka, podatna na ideologizację”.
To, co dotyczy dynamizmu NSK,
jest chyba najbardziej innowacyjnym efektem tygodnia społecznego. Tym wypełnione były intensywne dni robocze, w których uczone referaty przeplatały się z pogłębionymi dyskusjami. Przychodzi na
pamięć przyjęta z wielkim aplauzem wypowiedź prof. Campaniniego, „senatora nauki społecznej”,
który wśród oklasków przypominał, że nie można redukować NSK
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
do tematów życia i rodziny i że
trzeba poświęcić więcej uwagi problemom pracy, pokoju i sprawiedliwości społecznej. Szybka, sugestywna i też oklaskiwana odpowiedź jednego z referentów, prof.
D’Agostino, była w tym duchu, że
obrona wartości nierozporządzalnych (embrion, życie, rodzina) jest
najlepszym sposobem budowania
dzisiaj sprawiedliwości społecznej
na miarę człowieka.
W postaciach Campaniniego
i D’Agostino można upatrywać syntezę zaczynów istniejących w katolicyzmie włoskim. W czasie tygodnia społecznego te zaczyny nie
ścierały się ideologicznie, ale dynamicznie się przenikały, odpowiadając właśnie na potrzebę skutecznego dynamizmu NSK, wyrażoną
przez przewodniczącego CEI. Jeśli
jednak zamiast dynamizmu pojawia się przeciwstawienie: „katolicy
orientacji prospołecznej” i „katolicy
orientacji personalistycznej”, „katolicy dla pokoju” i „katolicy stawiający na pierwszym miejscu rodzinę”,
to wpadamy w zdradziecką pułapkę nowoczesności. Nowoczesność
jako zaprogramowana sekularyzacja stanowi największe wyzwanie
dla chrześcijaństwa, które ma się
ograniczać i rezygnować z wymiaru publicznego.
W tym tkwi poważny problem
utraty tożsamości kulturowej i religijnej przez wielu chrześcijan: zamiast krytycznie odczytywać nowoczesność na podstawie wiary,
CLAUDIO GENTILI, Dobro wspólne w dynamizmie nauki społecznej Kościoła
stanowiącej kryterium osądu, wybiera się dostosowanie do świata.
Oznaki tego wyzwania widać w
pewnych zjawiskach, o których
mówiono w wielu referatach tygodnia społecznego: sprowadzenie
rozumu do racjonalizmu, a wiary
do fideizmu; przewaga myślenia
praktycznego nad zakorzenionym
w prawdzie; redukowanie chrześcijaństwa do moralności braterstwa
i filantropii przez pewien rodzaj
laicyzacji pozbawiającej go samej
istoty.
Jest bez wątpienia zasługą Jana
Pawła II – co pokazuje Andrea Riccardi w swoim historycznym wykładzie (w tym numerze) – że zawczasu dostrzegł następstwa wyzwania
nowoczesności dla chrześcijaństwa;
że rozpoznał to wyzwanie, którego
pewna część świata katolickiego,
dostosowując się w końcu do mentalności świata, nie doceniła; że popierał ponowne zainteresowanie się
NSK oraz oryginalny sposób przeżywania chrześcijaństwa w planie
społecznym z zachowaniem doświadczenia chrześcijańskiego, niesprowadzalnego do mentalności
świata, a bez wyrzekania się odpowiedzialności związanej z przeżywaniem go w świecie.
Abp Bagnasco powiedział jeszcze: „Od soboru upłynęło ponad
czterdzieści lat, a odwoływanie się
do jego nauczania pozostaje aktualne i obiecujące w jego trwałym
dynamizmie. Jesteśmy powołani do
jego propagowania, do stosowania
737
go na nowych frontach, wychodząc od osoby i wracając do osoby
zgodnie z uprzednim jej pojęciem
i związanymi z nią wartościami.
Wartości te jako takie są nienegocjowalne, czyli nie podlegają procesowi sekularyzacji i relatywizacji,
który wypełnił główną część minionego wieku. To są zasady historii i tradycji naszego narodu, a zarazem to jest gwarancja przyszłości
odpowiadającej wielkości naszych
fundamentów. Mam na myśli nienaruszalność osoby i życia ludzkiego
od poczęcia aż do naturalnej śmierci oraz tę podstawową i z niczym
nieporównywalną komórkę każdego społeczeństwa, jaką jest rodzina
oparta na nierozerwalnym małżeństwie mężczyzny i kobiety i otwarta
na dzieci, których starzejące się
Włochy i Europa tak bardzo potrzebują. Mam na myśli niewymierną
wartość wolności, która – nie będąc
zwykłą dowolnością – jest zobowiązującym przylgnięciem do dobra,
oraz ten kodeks moralny, który zakorzenia się w głębokiej i powszechnej istocie człowieka i który dla
wierzącego został wyrażony i udoskonalony w Jezusie”.
Nie jest możliwe zrelacjonowanie bogactwa refleksji z tygodnia
społecznego. Można jednak przywołać najważniejsze tematy zgodnie z konkluzjami sformułowanymi
przez Giuseppego Dalla Torre, rektora Wolnego Uniwersytetu Matki
Boskiej Wniebowziętej (LUMSA)
i wiceprzewodniczącego Komitetu
738
Tygodni Społecznych, który wymienił następujące tematy:
– globalizacja, która rodzi bardzo poważne problemy solidarności między narodami, ale też stwarza nowe szanse, wywołując fundamentalne kwestie wojny, pokoju, praw człowieka;
– urealnienie zakresu działalności państwa jako formy organizacji
wspólnoty politycznej z uwzględnieniem faktu, że nie samo państwo potrafi dziś zapewnić dobro
wspólne;
– ciąg pokoleniowy, który coraz
bardziej trzeba mieć na uwadze, gdy
chodzi o realizowanie dobra wspólnego; powinien on wywodzić się
z rodziny opartej na małżeństwie;
– rozbicie hierarchicznej struktury zrzeszeń, ukazujące nowe potrzeby, nowe konfiguracje i nowe
obszary odpowiedzialności społeczeństwa obywatelskiego;
– powstanie nowych form wytwarzania i wymiany, w których
coraz bardziej ujawniają się aspekty ponadekonomiczne, albo raczej
wykraczające poza tradycyjny wymiar zysku, oraz kształtowanie się
świadomości dóbr niezbywalnych,
jakimi są dobra wynikające z ludzkiej relacyjności;
– oblicze nauki, której trzeba
pomóc, żeby była naprawdę wolna
i mogła prawdziwie obrócić się
w swoich zastosowaniach technicznych na korzyść człowieka i jego
rzeczywistego dobra, a nie wpaść
w sidła możnych, wyznaczających
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
jej rolę służebną; ważna jest świadomość, że życie jest przed działaniem politycznym.
Podkreślenia wymaga, także po
linii dynamizmu NSK, powiązanie
między rozmaitymi zjawiskami rodzącymi problemy. Sytuacja młodzieży, edukacja i praca, rodzina ze
swoimi zadaniami – wszystko to się
wiąże. Dobro wspólne nie może
być realizowane na drodze działań
sektorowych ani adresowanych do
pojedynczej osoby, wyrwanej ze
środowiska i formacji społecznych,
do których należy.
Zadania, które stają przed nami
w stulecie tygodni społecznych, są
następujące:
– Upowszechniać i pogłębiać
w naszych Kościołach lokalnych,
stowarzyszeniach i ruchach tematykę tego tygodnia, żeby nie stała się
ona pięknym przerywnikiem, ale
żeby znajdowała się na szlaku Kościoła włoskiego, który kroczy przez
wiele wydarzeń, w tym przez zjazd
w Weronie.
– Tworzyć sieci obejmujące bogatą różnorodność doświadczeń
katolicyzmu włoskiego. Są one także formą solidarności, pomagającą
każdemu lepiej realizować własne
cele.
– Popierać powstawanie i rozwój ośrodków spotkań i refleksji,
które mogą być pomocne w działalności społecznej, a także politycznej, gdyż katolicy działający
w polityce potrzebują materiałów
do refleksji i projektowania.
CLAUDIO GENTILI, Dobro wspólne w dynamizmie nauki społecznej Kościoła
– Uważnie śledzić, interweniując według swoich możliwości każdego, zmiany przepisów dotyczących trzeciego sektora, ażeby
odejść od logiki odwróconej pomocniczości i społeczeństwa będącego w pozycji służebnej wobec
państwa. W tym kontekście trzeba rozwijać wszystkie możliwości,
które daje nasza konstytucja, w
szczególności te zawarte w nowym
tytule V, które pozostają przeważnie piękną obietnicą. Zapowiadane
reformy nie mogą naruszać zasad
autonomii i pomocniczości.
– Pobudzać wrażliwość lokalną,
także instytucji publicznych, do
konsekwentnych działań administracyjnych zgodnie z zasadą pomocniczości poziomej; popierać rozszerzanie form demokratycznego
udziału; podkreślać prawa, które
nie mogą być już ignorowane, jak
dostęp do kredytów.
– Pobudzać i podtrzymywać inicjatywy społeczne w trzecim sektorze, zwracając uwagę na słabe
punkty naszego społeczeństwa:
młodzież, osoby starsze, bezrobotni, imigranci, inwalidzi. Możliwe
są różne formy działania w sektorze prywatnym, publicznym,
państwowym.
– Nade wszystko mocno angażować się na polu wychowawczym. Ogłoszono już alarm w pilnej sprawie wychowania w naszym
kraju. Potrzebne są nowe inicjatywy niezależnie od umacniania dawnych. Już w naszym zakresie trze-
739
ba poważnie się zająć formacją do
obywatelskości, do działania na
polu społecznym i politycznym.
O konieczności skupienia uwagi
na formacji sumienia społecznego
katolików wypowiedziano się już
w 2000 r. na tygodniu społecznym
w Bolonii. Należy mieć nadzieję, że
tym razem za deklarowaniem intencji pójdą działania. Powiedziałbym, że pożądana jest formacja nakierowana na dynamizm NSK
i „sprawę katolicką”. Formowanie
naszych klas kierowniczych w zakresie pięknej sprawy katolickiej
i ekologii ludzkiej jest zadaniem pilnym i nieusuwalnym, przede wszystkim dla stowarzyszeń i ruchów na
poziomie lokalnym i dla katolików
działających w wolontariacie i polityce (od gminy do parlamentu).
We Włoszech nie ma już dziś partii katolików – katolicy głosują swobodnie na prawicę i lewicę. Historia
ruchu katolickiego od zjednoczenia
Włoch do dziś ma trzy fazy: non
expedit, ruch ludowy, Chrześcijańska
Demokracja. Dziś chodzi nam o
czwartą fazę: żeby katolicyzm miał
znaczenie w sferze publicznej. Jeszcze jest „sprawa katolicka”, jest zdolność do wypełniania funkcji proroczej, jak najbardziej korzystnej dla
wszystkich ludzi w odniesieniu do
tylu tematów, w których chodzi
o godność osoby: życie, wolność
wychowania, rodzina, pokój, solidarność, sprawiedliwość, walka z nowymi formami niewolnictwa, imigracja, prawa pracownicze, młodzież.
740
Katolik prowadzi dialog ze wszystkimi i nie jest niczyim nieprzyjacielem. Jego powołanie, etymologicznie biorąc, jest powszechne. Kościół został zgromadzony po to, żeby dawać świadectwo prawdzie,
którą jest nie coś, ale ktoś: Jezus
Chrystus. Misją Kościoła jest głoszenie integralnego zbawienia, które
dotyczy całego człowieka i wszystkich ludzi. NSK proklamuje to
wszystko, a więc że istnieje powołanie chrześcijańskie w porządku społecznym, gdzie trzeba żyć
i działać z takim samym jak Jezusowy sposobem widzenia, miłowania, osądzania.
Kongregacja Nauki Wiary pisze:
„Uprawniony pluralizm doczesnych opcji nie podważa bynajmniej
zasad, z których wynika zobowiązanie katolików do zaangażowania się
w politykę, a odwołującej się bezpośrednio do chrześcijańskiej nauki
moralnej i społecznej. Do tego nauczania katolicy świeccy powinni
nieustannie się odwoływać, aby
mieć pewność, że ich udział w życiu politycznym wyraża, zgodnie
z wyznawanymi zasadami, poczucie
odpowiedzialności za rzeczywistość
doczesną” (ND 2). Jest prawdą, że
chrześcijanin jest solą i zaczynem
i nie może mylić się sam z ciastem,
uważając, że żyje w systemie chrześcijańskim. Ale jest też prawdą, że
jeśli sól (katoliccy politycy należący
dobrowolnie do różnych ugrupowań) traci smak (przestaje głosić
prawdę o człowieku), to Kościół ma
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
nie tylko prawo, ale i obowiązek
budzenia tego, kto zasypia.
Niejednokrotnie wskazywaliśmy
na niebezpieczeństwo stosowania
NSK na sposób self service – gdy
bierze się z niej pewne partie, które
bardziej pasują do politycznego
programu danej koalicji, a odrzuca
się inne, które okazałyby się bardziej kłopotliwe. Lewica akcentuje
sprawy pokoju, solidarności, pracy,
środowiska itd. Na prawicy docenia się rodzinę, życie, wolność wychowania, tradycję itd. Kongregacja niedwuznacznie piętnuje takie
podejście: „Uwzględnianie w działalności politycznej jednego wybranego aspektu nauki społecznej Kościoła nie wystarcza, aby wywiązać
się w pełni z odpowiedzialności za
dobro wspólne” (ND 3).
„Sekularyzacja destrukcyjna”, jak
ją nazwał Jürgen Habermas, jest
powodem wielkiego zaniepokojenia także dla wielu myślących
przedstawicieli tzw. świata laickiego. Jej konsekwencje ponoszą
przede wszystkim młodzi, gdyż
w kryzysie jest ich prawo do otrzymywania wartości, zamiast których
dostają przekaz cyniczny i nihilistyczny. W związku z tym Alain
Touraine pisze w książce Critica
della modernità: „Nie ma mocnej
demokracji, jeśli w obliczu państwa
i w obliczu ustanowionego porządku nie ma wolności osobistej, która
z kolei opiera się na obronie tradycji kulturowej [...]. Oto dlaczego
demokracja była tak często wiąza-
CLAUDIO GENTILI, Dobro wspólne w dynamizmie nauki społecznej Kościoła
na z wiarą religijną, która przynosiła wymogi sumienia, a zarazem
wsparcie duchowej władzy, zdolnej oprzeć się władzy doczesnej”.
Touraine uważa, że już dawno odrzucona została ideologia demokracji zachodniej jako tryumfu rozumu i rynku nad więzami narzuconymi przez tradycję, przynależność, religię. Dziś chodzi o to, żeby
godzić wymogi racjonalności, rozprzestrzenienie się podmiotowości
i zakorzenienie jednostek w odpowiednich kulturach. Na ten temat
błyskotliwie dyskutowali Pezzotta,
Violante i Tremonti na kongresie
na temat dobra wspólnego, zorganizowanym w dniach 5-6 października przez Fundację „Giuseppe Toniolo” w Weronie w ramach przygotowań do tygodnia społecznego.
Trzeba w pełni i zdecydowanie
uznać to, co tak trafnie wypowiada
Jan Paweł II:
„Ewangelia miłości Boga do
człowieka, Ewangelia godności
osoby i Ewangelia życia stanowią
jedną i niepodzielną Ewangelię”
(EV 2). Myśleć kategoriami ekologii
ludzkiej, przez NSK budzić rozumienie wielkiego „tak”, które Bóg
w Chrystusie mówi człowiekowi,
otwierać drzwi Chrystusowi, ażeby
czynić społeczeństwo bardziej eko-
741
logicznym, sprawiedliwym, ludzkim – oto wielkie zadania czekające katolików miłujących nasz kraj.
Henri de Lubac w pięknej książce Dramat humanizmu ateistycznego, wydanej we Francji w latach
40., mówi, że nie jest prawdą, iż
człowiek nie potrafi zorganizować
świata bez Boga, ale jest prawdą to,
że bez Boga organizuje on świat
przeciwko człowiekowi. Tydzień
społeczny zachęca nas do odkrycia
„sprawy katolickiej” i do zdecydowania się na stoczenie dobrej walki
kulturowej o to, żeby nie wypaczył
się człowiek. Takiej walki nie toczy
się samemu, ale ze wszystkimi ludźmi dobrej woli – tak jak walkę
o pokój, pracę, rodzinę. W polityce
są ogromnie ważne kwestie i katolicy powinni być bardziej zdolni je
pojąć, pojąć wielkie „tak”, które
Bóg w Jezusie Chrystusie mówi
człowiekowi.
Benedykt XVI powiedział: „Ten,
kto wyklucza Boga z horyzontu
swego życia, zafałszowuje pojęcie
«rzeczywistości» [...]” 1, czyli wyrzeka się ekologii ludzkiej. To jest
Ewangelia społeczna, którą my,
chrześcijanie, powinniśmy głosić
z większym zapałem.
Tłum. Tadeusz Żeleźnik
Przypisy
1
Benedykt XVI, Jesteśmy uczniami
i misjonarzami Chrystusa, aby nasze
narody miały w Nim życie. Sesja inau-
guracyjna V Konferencji Ogólnej Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów,
Aparecida, 13 maja 2007 r., 3, ORP
2007, nr 9, s. 38.
FORUM
Jaka przyszłość dobra wspólnego?
Savino Pezzotta
Fundacja „Ezio Tarantelli”
Wstęp
Bardzo trudno jest w naszych
czasach, kiedy wszystko jest skomplikowane, podzielone i rozczłonkowane, mówić o „dobru wspólnym”. Wyrażenie to wydaje się stare i odrzucone i na pewno nie jest
przypadkiem, że woli się mówić
o „dobrach wspólnych”, czyli takich, jakie chcielibyśmy wyłączyć
z prywatyzacji i czystej rynkowości:
woda, powietrze, środowisko naturalne i sztuczne. Trudno myśleć
o udziale w szerszym zakresie dóbr
i o tym, żeby można było określić
takie warunki życia społecznego,
jakie pozwoliłyby wszystkim osiągnąć gwarantowany poziom godności i wolności przez nowe formy
społecznej kondensacji, tak aby
w niej pomieścić życie, pracę, miłość.
Ażeby pojąć głębię zachodzących zmian, wystarczy wskazać
niektóre aspekty:
Postępująca globalizacja i narastająca złożoność prowadzą do kryzysu państwa narodowego i do po-
wstawania potęg ponadnarodowych, nie zawsze z jasnym odniesieniem państwowym albo instytucjonalnym.
Zależności gospodarcze stwarzają nowy międzynarodowy podział
pracy, globalny rynek pracy, który
wytwarza elementy nowego dumpingu społecznego na poziomie
ogólnoświatowym.
Narastająca finansjaryzacja, oddziałująca na funkcjonowanie i cele
różnych kapitalizmów, zmusza je
do działania w krótkich terminach,
a nie w średnich, jak było dawniej.
Ta zdolność finansów do przyśpieszania wpływa coraz bardziej na
całe funkcjonowanie gospodarki,
na projekty przedsiębiorstw z następstwami dla praw socjalnych
i sposobów kierowania przedsiębiorstwem, i wydaje się prowadzić
do jedynego modelu neoliberalnego kapitalizmu ze szkodą dla społecznej gospodarki rynkowej.
Nauka i technika wkraczają na
teren komunikowania się, wytwarzania kultury, a przede wszystkim dają możliwość manipulowa-
844
nia człowiekiem i życiem w poczęciu, trwaniu, chorobie i śmierci.
W sposób coraz bardziej nieunikniony nasuwa się „kwestia ekologiczna” i sprawa zachowania stworzenia dla przyszłych pokoleń; to
obejmuje problemy energetyki, zużywania zasobów i dóbr nieodnawialnych, jakości życia, nieszkodliwych poziomów konsumpcji
i unikania marnotrawstwa.
Świat coraz bardziej mobilny
i powiązany wywołuje nie tylko
zmiany gospodarcze, ale też powoduje ruch ludzi i wytwarza mieszaniny kulturowe, stykając ze sobą
cywilizacje i myśli do niedawna
uważane za odległe. Jest swoboda
ruchu i obecności. Rodzi ona napięcia, ale też interakcje przynoszące wielkie i znaczące nowości. Musimy je weryfikować i wchodzić
przez to w kontakt z doświadczeniami poznawczymi, duchowymi,
kulturowymi, które w całej swej
różnorodności są wspólnym dziedzictwem człowieczeństwa.
Bez przytaczania socjologów, jak
Bauman mówiący o płynnym społeczeństwie albo De Rita o społeczeństwie jak konfetti, można dość
spokojnie, choć nie bez obaw
stwierdzić, że obecna ewolucja
społeczeństwa wydaje się raczej
zmierzać do rozbicia, do osłabienia
elementów stabilności (dominującym paradygmatem jest elastyczność, nomadyzm i szybkość), niż
orientować się na formy spójności.
Życie staje się coraz bardziej frene-
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
tyczne z powodu przechodzenia
od społeczeństwa skoncentrowanego na wytwórcach (kapitał, praca) do takiego, jakie koncentruje
się na konsumencie. Jak w tej sytuacji można mówić o dobru wspólnym?
Jeśli skupimy się na naszym kraju, to niepokoje narastają. Od mniej
więcej 15 lat Włochy znajdują się
w trudnej sytuacji społecznej, gospodarczej i politycznej. Nastanie
tzw. drugiej Republiki wzbudziło
duże nadzieje na głębokie reformy
społeczne, gospodarcze i polityczno-instytucjonalne; jednakże obietnice nie zostały dotrzymane i nie
wydaje mi się, żeby w zakresie kierowania reformami zmieniło się
wiele na lepsze. Poza tym otwarte
pozostały liczne problemy dotyczące etycznych zachowań części naszej klasy kierowniczej. Przynajmniej od 10 lat żyjemy w ciągłej
i mocno irytującej kampanii wyborczej. Tymczasem w planie społecznym wyhamowały się czynniki
spójności, przynależności, relacji
społecznych, wkradła się silna
skłonność indywidualistyczna i korporatywistyczna, skoncentrowana
na partykularnym albo grupowym
interesie, która otwiera drogę do
coraz bardziej relatywistycznej wizji społecznej i moralnej.
Zwięzły opis może prowadzić do
pesymizmu, ale wtedy nie bylibyśmy uczciwi wobec samych siebie
i kraju. Wiemy, i to jest źródłem
wielkiej nadziei, że we Włoszech
SAVINO PEZZOTTA, Jaka przyszłość dobra wspólnego?
jest jeszcze bardzo wielu ludzi, którzy kierują się wartościami uczciwości, relacji społecznych, dobrej
pracy, przedsiębiorczości, bezinteresownej troski o drugich i najsłabszych. To jest rezerwa; trzeba do
niej dotrzeć, dowartościować ją
i uruchomić.
Wypowiadając te twierdzenia,
myślę o tym interesującym zebraniu ludu, jakim był zjazd kościelny
w Weronie, myślę o rzeszy prostych ludzi, którzy całymi rodzinami
wzięli udział w Family Day, o młodych entuzjastach, którzy wypełniali plac Montoroso dell’Agora
w Loreto. Te manifestacje ujawniły
potrzebę udziału i szukania dobra
wspólnego – potrzebę, której paradoksalnie dopatruję się także w
oskarżycielskich protestach zgłaszanych przez znanego komika.
Jest motywem nadziei to, że ludzie
wyrażają, nawet w formach nie zawsze godnych naśladowania, potrzebę uczciwości, dobrej polityki,
legalności i normalności. Społeczeństwo włoskie wysuwa żądanie
spokoju i normalności. Powinniśmy zastanowić się, jak przyczynić
się do udzielenia na nie odpowiedzi. Od razu chce się powiedzieć:
przez reformę polityki. Reforma
jest ważna, ale sama nie wystarcza,
żeby wdrożyć perspektywę dobra
wspólnego.
Czasami ma się wrażenie, że zatracają się fundamenty współżycia,
wyposażenia kulturowego, sensu
tego, czym byliśmy i czym możemy
845
się stać. Jest jasne, że z powodu
utrzymywania się takiej anomii traci sens wszystko, co związane
z wymiarem dobra wspólnego. Powinniśmy nagłaśniać temat dobra
wspólnego, ale trzeba w tym wychodzić od codzienności, realiów
życia. Zresztą takie przesłanie idzie
od zjazdu w Weronie i zawiera się
też w niedawnej nocie duszpasterskiej episkopatu: jest to zobowiązanie Kościoła i świeckich do działania na polu dobrego życia, i nie
sądzę, by było przypadkiem, że
chodzi o cele i praktykę w takich
sprawach jak życie uczuciowe, praca i świętowanie, tradycja i obywatelstwo.
1. Budować drogi dobrego życia
Bez budowania dróg dobrego
życia nie uda się wejść na drogi
wiodące ku dobru wspólnemu.
Koniecznie zatem trzeba wrócić
do zwyczajnych problemów życia
i działać dla tworzenia warunków
dobrego życia. Należą tutaj:
Działanie na rzecz rodziny i małżeństwa otwartego na rodzicielstwo, na miłość, wierność, wychowanie, opiekę także w ciągu pokoleniowym. Małżeństwo i rodzina
mogą być przeżywane dobrze albo
źle w zależności od sytuacji kulturowej, sytuacji w sferze wartości,
od warunków społecznych i ekonomicznych, które staramy się tworzyć.
846
Rozwijanie form życia stowarzyszonego i relacji społecznych. Społeczeństwo może być sprawiedliwe, jeśli łatwiej w nim żyć razem
dobrze, albo niesprawiedliwe, jeśli
każdy w nim myśli tylko o sobie
i własnej korzyści.
Przyjmowanie i znoszenie cierpienia (choroby, śmierć bliskich,
...), marginalizacji, wykluczenia, ale
także szczęścia, małych i wielkich
radości.
Skierowanie uwagi na dobrą pracę, jej tworzenie, podział i jakość,
a przede wszystkim docenienie
i praktykowanie jej nowych form
obejmujących darmowość i dar
(kooperacja, wolontariat, non profit). Nie możemy działać dla jakiejkolwiek pracy, ale powinniśmy
czynić wszystko, żeby była wykonana dobrze dla realizowania się
i dowartościowania osoby. Uwaga
skierowana na pracę oznacza troskę o to, jak praca się zmienia, jak
są chronione nowe rodzaje pracy,
jak się zarządza elastycznością i jak
zwalczać formy pracy tymczasowej, które niszczą wiarę w przyszłość.
Skierowanie uwagi na pracę wymaga większego zainteresowania
się kształceniem i tworzeniem profilów poznawczych i zawodowych,
które wzbogacają zasoby ludzkie
na wszystkich poziomach. W tym
kontekście należy poruszyć temat
wolności edukacji.
Należy też podnieść na nowo
problem wychowawczy. Wykształ-
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
cenie i wiedza są dziś potrzebne jak nigdy przedtem, ale one
nie wystarczą. Konieczne jest
wychowanie, czyli wdrożenie projektu, który wesprze dojrzewanie osobowości, autonomię działania. W praktyce chodzi o przygotowanie do „zawodu człowieka”.
Tylko jeśli potrafimy proponować dobre życie i odsuwać przeciwne mu warunki i sytuacje, możemy stawiać na nowo kwestię
dobra wspólnego pojętego jako
wybór antropologiczny, jako wizja
człowieka i jego bycia w świecie.
Zadaniem własnym katolików jest
bowiem wypracowanie i promowanie autentycznej kultury życia,
opartej na niezredukowanej wizji
człowieka, zdolnej zrodzić powszechnie uznawany etos i kształtować szeroki projekt polityczny
oraz zdolnej do dialogu z innymi
orientacjami ideowymi i do wytwarzania w całym społeczeństwie
włoskim świadomości decydujących powikłań, którym musi ono
stawić czoło. Na tym terenie nasza inspiracja chrześcijańska nie
jest na pewno ograniczeniem ani
czymś, co trzeba brać w nawias,
żeby lepiej współdziałać z drugimi, ale jest zasobem koniecznym
dla odnowy polityki i jakości życia
w naszym kraju. Nie będzie miało
przyszłości zaangażowanie dla dobra wspólnego, jeśli nie będzie
wsparte przez mądre inwestowanie kulturowe.
SAVINO PEZZOTTA, Jaka przyszłość dobra wspólnego?
2. Przynależność
i jedność narodowa
Dobre życie potrzebuje pewnego kontekstu. Wywodzimy się
z tradycji politycznej, w której pojęcie państwa obejmuje i starożytne
pojęcie miasta, i pojęcie ciała politycznego. „Miasto” oznaczało lud,
mury, granicę; w tym dobrze określonym środowisku dobro wspólne
było zapewnione i osiągane przez
formę władzy i autorytetu. Dziś,
w związku z nowymi procesami,
widzimy stopniowe osłabienie suwerenności państwa narodowego.
Narodowe ciało polityczne nie wydaje się samowystarczalne w kierowaniu społecznością polityczną.
Nie sądzę, żeby było możliwe
osiąganie „dobra wspólnego” bez
określenia nowego sensu przynależności narodowej, przekraczającej
tożsamość, której często nie chce
się godzić z ideą rozszerzonego
obywatelstwa albo złożonością.
W tych ostatnich latach osłabił się
znacznie jednolity sens przynależności do Włoch. Trudno jest mówić
o obywatelstwie, nie mając jasnego
pojęcia przynależności, bez odkrycia sensu więzi, solidarności, przeznaczenia, który plasuje nas w obrębie jedności europejskiej i który
jest otwarty na przyjmowanie nowych obywateli, zarówno szukających pracy, jak i uchodźców. Powiedzieć i wiedzieć, kim jesteśmy,
jest dziś konieczne bardziej niż kiedykolwiek, ażeby można było pod-
847
jąć wielkie problemy, które przed
chwilą zasygnalizowaliśmy. Trzeba
pracować nad wyrobieniem przynależności otwartej, wielorakiej,
z autonomiami, dla której zasada
pomocniczości będzie czynnikiem
jednoczącym i nadającym wartość
odrębnościom.
3. Mezzogiorno i region
śródziemnomorski
W tym nowym unitarnym duchu
można jasno stawiać nie rozwiązane dotąd kwestie rozwarcia między
terytoriami, przede wszystkim między Północą a Południem.
Działania katolików na rzecz
Mezzogiorno mają długą tradycję;
dziś to trzeba odnowić, a przede
wszystkim zmierzyć się z głęboko
zmienioną sytuacją. Z tego punktu
widzenia niedawne wskazanie
zgromadzenia biskupów dotyczące zaktualizowania dokumentu
z 1990 r. wydaje mi się nie tylko
odpowiednie, ale wręcz potrzebne
– choć nie należy zapominać, że
ówczesny tekst jeszcze dziś prezentuje bardzo aktualne aspekty.
Podniesienie tematu Mezzogiorno jest pilnie potrzebne dla kraju;
jest to, jak powiedziano wtedy,
„kwestia narodowa” i „kwestia etyczna”, która zakłada odpowiedzialność całego kraju. Nie można odkładać pilnej sprawy podjęcia głębokiej refleksji społeczno-politycznej i historyczno-kulturowej nad
848
tym, co stało się kwestią południową, jak zostały wykorzystane zasoby przekazane z Europy i przez
państwo, chociaż dystans ekonomiczny i w zakresie kapitału społecznego w stosunku do Północy
znacznie się zmniejszył. Nie chodzi
o to, czy będą środki, czy nie
– czym wszyscy się przez te lata
zajmujemy – ale o to, żeby ocenić
zmiany sytuacji i wskazać różne
ścieżki interwencji. Jest coraz bardziej oczywiste, że globalizacja rynków i finansów głęboko modyfikuje dawne widzenie rozwarcia „Północ – Południe” i że wobec obecnych procesów transformacji analiza prowadzona w kategoriach zacofania i modernizacji nie jest już
przydatna.
Dziś trzeba postrzegać Mezzogiorno nie jako południe Włoch,
ale jako granicę i łącznik z innymi
krajami regionu Morza Śródziemnego. Ten region, kolebka najważniejszych cywilizacji i miejsce powstania trzech religii monoteistycznych, był też zawsze terenem silnych konfliktów i sprzeczności.
Dziś, mimo utrzymywania się napięć politycznych i militarnych, region Morza Śródziemnego stał się
w wyniku globalnej rewolucji kursów handlowych ważnym węzłem
geostrategicznym. Włochy były jednak zbyt długo nieobecne na tym
terenie, który coraz wyraźniej staje
się życiową szansą rozwoju Mezzogiorno i krajów przybrzeżnych.
Działania w regionie śródziemno-
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
morskim powinny mieć priorytet
w naszej polityce zagranicznej.
Temat znalazł się więc na porządku dnia i mamy nadzieję, że
pójdzie to dalej, tym bardziej, że
znaczna część rozwoju naszego
Mezzogiorno mieści się w tej perspektywie. Włochy powinny być
w pierwszym szeregu w promowaniu integracji europejsko-śródziemnomorskiej przez inicjatywy umacniające i konkretyzujące układy
z Barcelony z 1995 r., które przewidują stworzenie obszaru wolnego
handlu do roku 2010. Dziś jest pytanie, czy partnerstwo według ustaleń z Barcelony jest zdolne osiągnąć założone cele i stworzyć do
2010 r. obszar wolnego handlu
(chociaż jest całkiem prawdopodobne, że ten termin nie będzie dotrzymany).
W ramach współpracy na szeroką skalę powinno się tworzyć warunki dla rozwijania i utrzymywania dobrego sąsiedztwa, modernizacji krajów tego regionu, modernizacji nie tylko w sensie wyrównania strukturalnego, ale zmierzającej także do rozwoju przemysłu,
techniki, do dostosowania odpowiednich narzędzi instytucjonalnych przez ujednolicenie tak systemów kierowania polityką gospodarczą i finansową jak norm
w handlu międzynarodowym. Jest
to dobra okazja dla naszego kraju,
także dlatego, że wzrasta eksport
do tego rejonu. W tym okresie eksport włoski do 12 krajów po połu-
SAVINO PEZZOTTA, Jaka przyszłość dobra wspólnego?
dniowej stronie Morza Śródziemnego jest cztery razy większy niż
chiński. Oto dlaczego zachodzi konieczność potraktowania kwestii
Południa w nowy sposób i włączenia się w tworzenie wielkiego, europejsko-śródziemnomorskiego
obszaru rozwoju, otwartego na Afrykę i z perspektywą pokoju.
4. Liczyć na społeczeństwo
obywatelskie
Dawną kwestię południową należy przemyśleć i ustawić w perspektywie europejsko-śródziemnomorskiej, w takim duchu, jaki ożywiał lata odbudowy, w dalekowzrocznym dążeniu do narodowego dobra wspólnego, tak by traktować Mezzogiorno jako nową granicę Włoch. Wymaga to stworzenia
infrastruktury materialnej, obejmującej sieci komunikacji morskiej,
lądowej i powietrznej, a przede
wszystkim ruch wewnętrzny. Należy przejąć nowości, które powstały
w Mezzogiorno, zarówno w sektorze przemysłowym, jak i rolnym
wraz z pojawieniem się interesujących form uczestnictwa. Mezzogiorno jest rzeczywistością w ruchu,
którą należy wesprzeć.
Wymaga to także zabezpieczenia
środowiska i wzrostu kapitału społecznego. Ważna jest sprawa legalności i powinna być ona potrak-
849
towana w trybie pilnym. Dotyczy
to w pierwszej kolejności organizacji przestępczych jak mafia, ndrangheta i camorra, ale też drobnej
przestępczości i prowadzenia ukrytych interesów o silnej konotacji
nielegalnej i antypaństwowej. Narusza się wiele przepisów na rynku
pracy, unika się płacenia składek
na ubezpieczenia i podatków: omijanie prawa jest dość powszechne.
Dobrze działa odwołanie się do
służb porządkowych, trochę gorzej
wychodzi to w przypadku burmistrzów „szeryfów”, gdyż nielegalność
zwalcza się także przez mobilizację społeczeństwa obywatelskiego,
wychowanie, samoorganizację, coraz mniej uwarunkowane formy
uczestnictwa. Trzeba inwestować
w społeczeństwo, kapitał społeczny, kształcenie i wychowanie, nowe formy gospodarki społecznej.
Takie inicjatywy jak projekt Policoro i Fundacja dla Południa, działające na rzecz infrastruktury społecznej, gospodarki społecznej, kultury działania, darmowości i autopromocji, na pewno są nowościami, które trzeba wspierać i upowszechniać. Jest to nie tylko zadaniem państwa, ale przede wszystkim wchodzi w zakres zaangażowania nas wszystkich, którzy wierzymy w możliwość budowania
przez nas dobra wspólnego.
Tłum. Tadeusz Żeleźnik
NOTY I OMÓWIENIA
Zjednoczenie Europy i jego twórcy
Krzysztof Wroczyński
Katolicki Uniwersytet Lubelski
W Instytucie Wydawniczym Pax
ukazało się w 2007 r. tłumaczenie
książki ks. Giuseppego Audisio
i dziennikarza Alberto Chiary pt.
Twórcy zjednoczonej Europy 1. Tłumaczenia dokonał Paweł Borkowski. Opracowanie jest poświęcone
trzem powojennym wybitnym politykom i twórcom polityki zjednoczenia europejskiego – postaciom
dobrze znanym, zwłaszcza starszemu pokoleniu czytelników. Przypomnijmy, że Robert Schuman był
wieloletnim parlamentarzystą francuskim (po 1918 r.), a po II wojnie
światowej – premierem i ministrem
spraw zagranicznych (w latach
1948-1952) oraz jednym z konstruktorów EWG; Konrad Adenauer,
burmistrz Kolonii (do 1933 r.), następnie prześladowany, po II wojnie światowej stał się liderem
chrześcijańskiej demokracji, a jako
kanclerz NRF (w latach 1949-1963)
doprowadził do niemieckiego „cudu” społecznego i gospodarczego;
Alcide De Gasperi w latach 1945-1953 kierował Włochami w bardzo
trudnym okresie ich odbudowy
i odrodzenia.
Książka jest swoistą biografią duchowości tych trzech wybitnych
postaci świata polityki – bardziej
może duchowości niż samej polityki, choć i ona jest oczywiście
obecna. Autorzy na tle analizy faktów i świadectw jakby zadają sobie
pytanie, czy w wybitnych umiejętnościach politycznych i dyplomatycznych wyczerpywała się cała wielkość i znaczenie tych postaci. Otóż
w świetle wspomnień i analiz zawartych w książce – z pewnością
nie. Wyjątkowo dobrze stosują się
do trzech polityków słowa Jana Pawła II: „Człowiek powierzchowny,
letni duchem bądź obojętny, czy
też przesadnie zabiegający o sukces i popularność, nigdy nie będzie
umiał w sposób należyty wypełniać
swoich obowiązków politycznych” 2. Twórcy zjednoczonej Europy to ludzie „wielcy duchem”,
czerpiący siłę do pracy z autentycznie przeżywanej wiary w Boga
i w chrześcijańskie wartości, ludzie
katolickiej praktyki. Ten wymiar
ich osobowości jest chyba pierwszym, a może i głównym przesłaniem książki Audisio i Chiary. Gdy-
852
by tylko to mieć na uwadze, można by z pewną emfazą zatytułować książkę Twórcy zjednoczonej,
chrześcijańskiej Europy. Chrześcijańska jest bowiem ich interpretacja państwa, narodu, polityki, demokracji, solidarności, wolności,
chrześcijański jest też stosunek do
przeszłych tragicznych doświadczeń itd.
Podstawową osią konstrukcyjną
książki są trzy różne, ale zbieżne
wątki dramatyczne, bo takim słowem można by je określić. Rozdzielnie przedstawione biografie
dotyczą działalności politycznej
trzech twórców zjednoczonej Europy. Są one ukazane nie tylko jako
kronika wydarzeń politycznych
wplecionych w historie ich życia,
ale może przede wszystkim jako
ciąg wysiłków, wyrzeczeń, smutnych doświadczeń, obaw, niemal
„cudownych” sukcesów, spotkań
i rozstań, a nade wszystko nieustannego skierowania w przyszłość. Przychodzi na myśl starożytna, filozoficzna formuła: „Cel
jest przyczyną przyczyn” (Finis est
causa causarum). Myśl o tym, co
nastąpi, nieustannie przewija się
w ich biografiach, które są zaprzeczeniem „polityki chwili bieżącej”
i szybkiego sukcesu. Uderza jasność
wizji przyszłości i wielka determinacja w działaniu. Jest znamienne,
że polityczne biografie trzech założycieli kończą się w książce właśnie odniesieniami do przyszłości. Jak czytamy, ostatnią książkę
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
Schumana pt. Dla Europy 3 „[...]
można określić jako ewangelię dla
Europy, gdyż przekazuje ona dobrą nowinę o przemianie Europy
z militarystycznej, dominującej i
agresywnej w pokojową, solidarną
i braterską” 4. Georg Kisinger, kanclerz NRF, wspominając Adenauera
pisze: „Nigdy nie zapomnę jego
ostatniej rozmowy ze mną. Naznaczony już bliskością śmierci, mówił
mi, jak bardzo leży mu na sercu
jego dziedzictwo, czyli przyszłość
Europy [...]” 5. De Gasperi tak mówił do swej córki-zakonnicy, Lucii:
„Targa mną troska o jutro. Przypominaj mi o tym, że Opatrzność posługuje się tym, kim chce, i wtedy,
kiedy chce, i nie opuści kraju,
w którym zakorzenił się Jej Kościół.
Jednak według osądu ludzkiego
niepokoje zasnuwają nieboskłon,
bądź więc zawsze przy mnie
i wspieraj mnie myślą i ufnością
pokładaną w Bogu” 6. Ta wypowiedź De Gasperiego może dać
pojęcie o duchowym obliczu nie
tylko jego samego, ale wszystkich
trzech omawianych polityków.
Stąd płynęła wielka przyjaźń, jaką dla siebie żywili, czego świadectwem może być choćby klimat spisywanych dzisiaj wspomnień. Przyjaźń między trzema „twórcami zjednoczonej Europy” jest więc kolejnym wątkiem wyeksponowanym
w książce – przyjaźń i wzajemny
podziw łączący trzech polityków.
Autorzy piszą: „De Gasperi nawiązuje z Schumanem i Adenauerem
KRZYSZTOF WROCZYŃSKI, Zjednoczenie Europy i jego twórcy
doskonale harmonijną współpracę,
która wynika ze wspólnej orientacji
ideowej. Wszyscy trzej są bowiem
chrześcijanami i doświadczyli nieszczęść wojny; teraz budują razem
pokój i nową Europę” 7.
Podobieństwo losów – czy to
z racji opresji, której doznali podczas dwóch wojen światowych, czy
to dlatego, iż wszyscy urodzili się
„na pograniczu” odmiennych kultur
państwowych, toczących odwieczne wojny – jest kolejnym wątkiem
obecnym w książce. Stąd przesłanie, które pozostawili przyszłej Europie, nosi na sobie znamię komplementarności. Oto jak je charakteryzuje Audisio: „[...] ciągle istnieje
potrzeba namysłu nad stosunkami
międzynarodowymi w świetle ideałów «braterstwa» De Gasperiego,
«solidarności» Schumana i «jedności»
Adenauera” 8.
Można zwrócić uwagę, że
w świetle wypowiedzi Jana Pawła II
wygłoszonej wiele lat po śmierci
wielkich polityków i przywołanej
w książce, można wyeksponować
jeszcze jeden ideał, mianowicie
„wolności” – i to wolności Europy
jako zjednoczonej całości oraz wolności poszczególnych jej ogniw.
Ojciec święty, mówiąc o Schumanie, zwraca uwagę, że „jego działalność polityczna była bez reszty
poświęcona wartościom wolności
i solidarności, rozumianym w pełni w świetle Ewangelii” 9. Podkreślenie „wolności” ogniw Europy
w wypowiedzi papieża wydaje się
853
szczególnie zrozumiałe dla nas,
skoro dla Polaków ten ideał wolności był zawsze szczególnie bliski
i zgodny z tradycją („Za wolność
waszą i naszą”). Podobnych wątków stale obecnych w książce jest
wiele, i trudno nawet wymienić
wszystkie w krótkiej prezentacji.
Nasuwa się niemal natychmiast
pytanie, w jakim stopniu marzenia
twórców zjednoczonej Europy zostały zrealizowane i czy Europa,
w której obecnie żyjemy, jest taka,
o jakiej ci twórcy myśleli. Odpowiedź na to pytanie nie wydaje się
prosta, i nie jest też w książce
specjalnie rozważana. Książka jest
przede wszystkim hołdem złożonym twórcom zjednoczonej Europy. Autorom wystarczało zatem, że
zjednoczenie stało się faktem. Sukces już jest. Kalendarium integracji
europejskiej doprowadzone do
2007 r. mówi samo za siebie. Pozostawiając więc pilności czytelników
lekturę szczegółów życia i działania twórców zjednoczonej Europy,
pięknie opisanych i przetłumaczonych na język polski, spróbujmy
sformułować kilka myśli w odpowiedzi na to niełatwe pytanie. Różnice między tym, co realne, a tym,
co upragnione, oczywiście istnieją.
Sytuacja kontynentu przed ponad
60 laty była inna niż dziś, inne też
były realia zewnętrzne.
Trzeba najpierw zapytać, po co
integracja w ogóle miałaby nastąpić
(w intencji jej twórców) oraz jaki
miałby być jej zasięg ideowy i tery-
854
torialny. Przecież Europa, choć
spojona przez wieki w jednej Christianitas, była bardziej teatrem wojen i rywalizacji dynastycznych ambicji niż przykładem jednoczenia
się i pokoju; zjednoczenie w Christianitas nie niweczyło wojen. Cóż
się zatem zmieniło?
W świetle lektury omawianej
książki i innych pozycji wymienionych w zamieszczonej tam bibliografii 10 wydaje się, że było kilka
powodów, a dziś pojawiają się nowe. Kluczowe okazało się chyba
doświadczenie dwóch wojen światowych, które poza rozmiarem
cierpień nie przyniosły nic: żadnych pożądanych i przewidywanych skutków pozytywnych o zamierzonym charakterze imperialnym (myśl podkreślana zwłaszcza
przez Schumana). Wojny ujawniły
natomiast fakt, że próba budowania dynastycznych czy totalnych
imperiów na gruzach odwiecznych
narodów, zwanych niekiedy – dla
bezpieczeństwa – „ludami”, jest
nietrwała i błędna (koncepcja podkreślana przez Adenauera, piętnującego pruską zaborczość). Wojna
nie może być już w Europie metodą rozwiązywania konfliktów i budowania wymuszonej jedności.
Wyłoniły się czy odrodziły dawne
organizmy państwowe.
Po drugie, dramatyzm i rozmiary
zniszczeń współczesnych wojen
uświadomiły twórcom zjednoczenia, że czynienie pokoju, a nie wojny, jest wyraźnym przesłaniem ety-
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
ki chrześcijańskiej. Trzeba też pamiętać, że w 1950 r., gdy powstawała zjednoczona Europa, było już
powszechnie wiadome, że ZSRR
ma bombę atomową i rozpoczęła
się zimna wojna. Wojna nuklearna
oznaczałaby zagładę. Zresztą od
czasów Hiroszimy każdy z polityków wiedział, że rozszerzenie dostępu do broni masowej zagłady
jest kwestią czasu. Perspektywa
konfliktu zbrojnego w skali globalnej została przez twórców zjednoczonej Europy w teorii przyszłego zjednoczenia wykluczona 11.
W praktyce zaś zimna wojna oznaczała wydłużenie procesu integracji.
Po trzecie, silny i zjednoczony
organizm mógłby okazać się bardziej operatywny i trwały w skali
globalnej. Ten element nie rysował
się jednak zbyt jasno w koncepcjach omawianych polityków, ale
raczej był przez nich przewidywany. Zauważmy, że Europa w tamtych czasach nadal stanowiła „kolonialne” mocarstwo. Globalna polityka światowa pozostawała w dużym stopniu sprawą europejską.
Dekolonizacja rozpoczęła się dopiero w latach 1960-1962, gdy sytuacja Europy na politycznej mapie
świata zaczęła ulegać zmianie.
Poza tym próby integracyjne –
czego świadomi byli omawiani politycy – nie były nowe, a więc istniała
pewna tradycja. Sama idea federacyjnego zjednoczenia (a nie podbojów) miała korzenie historyczne. Już
KRZYSZTOF WROCZYŃSKI, Zjednoczenie Europy i jego twórcy
od średniowiecza podejmowano
próby jakiegoś sfederowania krajów
europejskich, głównie przeciwstawiając się wrogowi zewnętrznemu,
np. potędze islamu, a później –
kończąc nieustanne wojny religijne.
Było też, nota bene, wielu Polaków
postulujących europejską jedność
(by wymienić choćby króla Kazimierza Jagiellończyka, pisarzy i myślicieli politycznych okresu rozbiorów, jak Stanisław Staszic, Ignacy
Paderewski czy Józef Piłsudski ze
swoją koncepcją Międzymorza). Zasługą omawianych w książce polityków było umiejętne wprowadzanie w czyn tej nienowej idei integracyjnej, co prawda w zakresie częściowym, ale dobrze rokującym.
Jeśli chodzi o zasięg ideowy i terytorialny przyszłej zjednoczonej
Europy, to sam temat był stawiany
nieco inaczej niż dziś. Nie było,
rzecz jasna, pełnej świadomości trudności technicznych, różnych „mechanizmów akcesyjnych”,
wspólnego ustawodawstwa (Parlament Europejski czy wspólna konstytucja), choć oczywiście zdawano
sobie sprawę, że solidarność wymaga dostosowania się i wyrzeczeń. Jak wynika z deklaracji Schumana, w przyszłej, zjednoczonej
Europie byłoby miejsce dla wielu
krajów, nawet Rosji. Schuman pisał: „Musimy budować Europę, aby
przyjąć do niej także narody z [jej]
Wschodu. Kiedy wyswobodzą się
one spod władzy, w której jarzmie
aż dotąd pozostają, zwrócą się do
855
nas z zamiarem akcesu i z prośbą
o wsparcie nie tylko moralne” 12.
Dużo ważniejsze niż konkretny
kształt terytorialny przyszłej unii było dla założycieli zjednoczonej Europy przełamanie zasadniczych barier „geograficznych”, ugruntowanych historycznie. Bariery te były
miejscem konfliktów, a zasadnicza
bariera, obecna od stuleci, a może
i od czasów rzymskich, utożsamiała
się z konfliktem francusko-niemieckim; jej symbolem była granica na
Renie. Inną „geograficzną” barierą
był rozdział między dawnymi krajami cesarskimi a papieskimi, utrwalony przez reformację (między Północą a Południem). Zatem i pojednanie europejskie od pokonania
tych podziałów powinno się rozpocząć (koncepcja głównie Schumana). Natomiast, co dla nas Polaków
jest ważne, istniała jeszcze inna poważna bariera do pokonania, niezbyt wyraźnie zarysowana w koncepcji Schumana 13, która jest nam
znana jako niemieckie Drang nach
Osten – stary konflikt germańsko-słowiański. Zdaje się, że dostrzegał
ją wyraźnie K. Adenauer 14 i późniejsi kanclerze Niemiec.
Kolejną sprawą była skuteczna
metoda pojednania – kwestia politycznej „metodologii”. Twórcy Europy zjednoczonej przyjmowali założenie, że podstawą jest integracja
ekonomiczna (a nie same dobre
intencje czy mechanizmy kontroli,
rozbrojenia, współpracy przy odbudowie itd.), która wiąże kraje
856
zależnościami materialnymi i ekonomicznymi. Ta koncepcja rozwija
się do dziś. Ale taka integracja nie
jest możliwa bez integracji politycznej, a ta z kolei bez wspólnej bazy
ideowej, zwanej niekiedy systemem wspólnych wartości.
Dla trzech polityków system taki
przynosiło chrześcijaństwo. Istota
sprawy nie leży zatem w mniej lub
bardziej arbitralnej konstrukcji nowego systemu przekonań i nowych
wartości „europejskich”. Wspólne
wartości już są. Należy je tylko wydobyć ze wspólnego korzenia historycznego i wykorzystać w nowej
rzeczywistości, a po pierwsze –
uniknąć tych mielizn, na których
utknęła dawna Christianitas.
Wydaje się, że realizacja tego
pięknego postulatu, nawet pomimo II Soboru Watykańskiego, który
i czasowo, i merytorycznie (aggiornamento) znalazł się w centrum
przemian, okazała się bardzo trudna, a trwać będzie zapewne dłużej,
niż przewidywali twórcy zjednoczonej Europy. Politycznym znakiem tej trudności stało się stopniowe odchodzenie od idei chadeckich i zwrócenie się raczej
ku koncepcjom socjaldemokratycznym czy liberalnym oraz koncepcjom demokracji odległym od
chrześcijańskiego jej rozumienia.
Dla twórców Europy demokracja
oznaczała coś więcej niż tolerancja,
poszanowanie lokalnego obyczaju
jako takiego czy proste liczenie
głosów w wyborach: oznaczała pe-
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
wną wewnętrzną jakość obecną
w obywatelach i ukształtowaną
przez chrześcijaństwo, która niezależnie od ustroju i historii skłania
ku poszanowaniu godności drugiego człowieka. Współcześnie natomiast w sferze kultury i obyczaju
następuje zwrot ku materializmowi, konsumpcji, tendencjom globalistycznym, a nawet konfrontacji
z chrześcijaństwem. Czy w przyszłości oznaczać to będzie erozję
jedności kontynentu?
Na zakończenie tych uwag warto
dodać, że oprócz nowych, nieznanych wcześniej zjawisk (jak masowa migracja do Europy ludności
z Azji i Afryki, odżywanie starych
konfliktów na Bałkanach itd.) zaostrza się groźba przewidywana
przez Schumana, który pisał: „Rozbudowywanie machiny i mnożenie
stanowisk nie stanowią gwarancji
przeciw nadużyciu, lecz czasami są
rezultatem nadużyć i nepotyzmu.
Paraliż administracyjny jest głównym niebezpieczeństwem zagrażającym służbom ponadpaństwowym” 15. Schuman z pewnością
miał na myśli późniejszy, dojrzały
okres jedności europejskiej, w którym obecnie się znajdujemy.
Lektura książki G. Audisio i A.
Chiary jest dobrą okazją do historycznego, a nie tylko doraźnego
spojrzenia na problem jednoczenia
się Europy i niezależnie od hołdu
złożonego jej twórcom może być
przyczynkiem do wzrostu europejskiej świadomości.
KRZYSZTOF WROCZYŃSKI, Zjednoczenie Europy i jego twórcy
Przypisy
1
Zob. G. Audisio – A. Chiara, Twórcy zjednoczonej Europy. Robert Schuman, Konrad Adenauer, Alcide De Gasperi, tłum. P. Borkowski, IW Pax, Warszawa 2007 (tytuł oryginału: I fondatori
dell’Europa Unita secondo il progetto di
Jean Monnet. Robert Schuman, Konrad
Adenauer, Alcide De Gasperi).
2
Jan Paweł II, Udział chrześcijan
w życiu politycznym Europy. Przemówienie na spotkaniu z uczestnikami seminarium zorganizowanego przez Fundację Roberta Schumana, 7 listopada
2003 r., 4, cyt. za: G. Audisio – A.
Chiara, dz. cyt., s. 240.
3
Zob. R. Schuman, Dla Europy,
tłum. M. Krzeptowska, Znak, Kraków
2003. Książka Schumana – omówiona
w S 2003, nr 6, ss. 1019-1024 – zawiera
wiele wątków bardzo ciekawej prognozy politycznej.
4
R. Schuman, dz. cyt., s. 84.
5
G. Audisio – A. Chiara, dz. cyt., ss.
140-141.
6
Tamże, s. 224.
7
Tamże, s. 68.
8
Tamże, s. 13.
9
Jan Paweł II, dz. cyt., s. 240.
857
10
Zob. G. Audisio – A. Chiara, dz.
cyt., ss. 250-251.
11
Schuman pisał: „[...] wynalezione
ostatnio narzędzia zagłady nadają przyszłym wojnom charakter już nie próby
sił, ale ogólnego samounicestwienia
[...]”; „[...] stając w obliczu przerażających zagrożeń wynikających z zawrotnych postępów zarozumiałej nauki, powracamy do chrześcijańskiego prawa
szlachetnego, lecz pokornego braterstwa [...]” (R. Schuman, dz. cyt., ss. 21,
27).
12
G. Audisio – A. Chiara, dz. cyt.,
s. 69.
13
Choć koncepcja nie rysowała się
wyraźnie, Schuman pisał jednak o haniebnych sojuszach przeszłości, mających za cel „[...] podział Polski, tego
nieszczęśliwego, rozdartego przez dwa
wieki narodu [...]”, oraz o fakcie „[...]
przerażającego sojuszu niemiecko-radzieckiego z sierpnia 1939 roku, który
był ostatnim i najbardziej cynicznym
przykładem tych wszystkich złych porozumień [...]” (R. Schuman, dz. cyt., s. 21).
14
Por. R. Łoś, Wschodnia polityka
kanclerza Konrada Adenauera, Wydaw.
Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2003.
15
R. Schuman, dz. cyt., s. 70.
KSIĄŻKI
Edward Balawajder (red.)
Społeczeństwo obywatelskie.
Modele teoretyczne i praktyka
społeczna
Wydawnictwo KUL, Lublin 2007, ss. 350
Społeczeństwo obywatelskie to
klasyczny przypadek „pojęcia-gumy” – idei wyjątkowo rozciągliwej, niepokojąco niedookreślonej
i, używając słów Jerzego Szackiego, „niedoteoretycznionej”. Raczej
nie doczekamy się kompleksowego i wyczerpującego opracowania,
syntezującego dorobek intelektualny odnoszący się do wspomnianego pojęcia. Nie miejmy złudzeń, że
pojęcia tak bardzo przesycone
emocjami (w tym przypadku jednoznacznie pozytywnymi), pojęcia
„ozdobne”, które często z zadziwiającą łatwością i niefrasobliwością są umieszczane w tekstach, także naukowych, kiedykolwiek doczekają się jednoznacznych, satysfakcjonujących definicji. Taki jest
już jednak los większości pojęć
z dziedziny nauk społecznych,
zwłaszcza tych obecnych w licznych debatach publicznych. Nie
oznacza to jednak, że jakakolwiek
refleksja zmierzająca do uchwycenia istoty danego zjawiska czy idei
stanowi tylko intelektualną igraszkę. Przeciwnie, konieczny jest nieustanny wysiłek zmierzający do
oczyszczania pojęć z wielu znie-
873
kształcających je naleciałości, nieprecyzyjnych wyobrażeń, mglistych przedstawień.
W 2007 r. ukazała się publikacja
pod wielce zachęcającym tytułem
Społeczeństwo obywatelskie. Modele teoretyczne i praktyka społeczna.
Składa się ona z 17 artykułów, zamieszczonych w trzech działach tematycznych: Wartości i normy,
Uczestnictwo i demokracja, Z doświadczeń przeszłości. Całość rozpoczyna się od krótkiego wprowadzenia autorstwa Edwarda Balawajdera, który wyraża nadzieję, że
„książka twórczo wpisze się w dyskusję na temat społeczeństwa obywatelskiego”. Czy rzeczywiście tak
się stało? Nie sposób uniknąć odpowiedzi na to pytanie.
Recenzowanie prac zbiorowych
jest na ogół bardzo kłopotliwe,
a jedną z poważniejszych przyczyn
jest różnorodność tekstów umieszczonych pod wspólnym tytułem.
Różnią się one od siebie nie tylko
zakresem tematycznym, ale przede
wszystkim warsztatem, metodologią, językiem, wrażliwością autorów i wyczuleniem na pewne kwestie, wreszcie trafnością analiz
i oryginalnością w ujmowaniu ważnych problemów. Stąd najpierw
pozwolę sobie sformułować kilka
uwag ogólnych dotyczących całości pracy, a następnie zwrócić uwagę na poszczególne teksty.
Zważywszy na zawartość merytoryczną, uważam, że książka wymaga innego tytułu lub choćby
874
podtytułu. Obecny jest mylący: zapowiada szeroką dyskusję nad
społeczeństwem
obywatelskim,
a w publikacji znajdujemy przede
wszystkim refleksję nad znaczeniem religii w procesie kształtowania społeczeństwa obywatelskiego.
Problem jest istotny i wciąż oczekuje na wnikliwe badania, stąd należy zdecydowanie pozytywnie
ocenić recenzowaną inicjatywę wydawniczą. Niemniej w niewielu,
niestety, tekstach znajdujemy trafne
i inspirujące pytania o kulturotwórczą rolę religii i Kościoła. Odnajduję je przede wszystkim w artykule ks. Janusza Mariańskiego Religia
a społeczeństwo obywatelskie: przeciwieństwo czy komplementarność?. Są to pytania precyzyjne, sięgające istoty rzeczy, zawierające
w sobie jakże potrzebny ładunek
niepokoju i woli analizy krytycznej
(zob. ss. 88-89).
Kolejna uwaga dotyczy nie zawsze odpowiednio uzasadnionej,
czasem emocjonalnej krytyki ideologii liberalnej i liberalnej koncepcji społeczeństwa obywatelskiego.
Można odnieść wrażenie, że racją
istnienia recenzowanej pozycji jest
jej wyraźnie antyliberalny wydźwięk. Skoro tak, należało solidniej przyłożyć się do krytyki,
a przede wszystkim precyzyjniej
scharakteryzować ideologicznego
przeciwnika (wyjść poza epitety!).
Tymczasem niektórzy autorzy oferują raczej swego rodzaju egzorcyzmy nad liberalizmem, który – we-
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
dług wielu tekstu zawartych w publikacji – jest sprawcą wszelkiego
zła, począwszy od atomizacji społecznej po różnego rodzaju zwyrodnienia instytucji społecznych.
W na ogół nieudanej krytyce liberalnej koncepcji społeczeństwa
obywatelskiego upatruję największą wadę tej publikacji i zmarnowaną szansę na bardzo interesujący dyskurs.
Niektóre artykuły pozostają w
ledwo zauważalnym logicznym
związku z przedmiotem pracy
– społeczeństwem obywatelskim
(ale to chyba, niestety, wspólna cecha wielu wydawanych w Polsce
prac zbiorowych). Nie oznacza to
bynajmniej, że są one bezwartościowe (przeciwnie!), ale dla refleksji nad społeczeństwem obywatelskim nie mają praktycznie żadnego znaczenia. Chodzi tutaj przede
wszystkim o teksty Stanisława Marczuka, Ewy Albińskiej i Jana Szymczyka.
W niektórych tekstach, zwłaszcza z pierwszej części książki, wyczuwalny jest, chciałoby się powiedzieć, niechrześcijański pesymizm.
Polega on na ubolewaniu nad laicyzacją oraz prywatyzacją religii.
Zdecydowanie brakuje namysłu
nad przyczynami głębszymi niż tylko zgubny wpływ liberalizmu. Zauważalny jest deficyt recept na
wzmocnienie religii jako czynnika
sprzyjającego powstawaniu społeczeństwa obywatelskiego i zapobiegającego atomizacji społecznej.
KSIĄŻKI
Jeśli chodzi o techniczną stronę
recenzowanej publikacji, istotnym
mankamentem jest brak not biograficznych. Nie wiemy zatem, kim są
autorzy tekstów, w czym się specjalizują, jakie ośrodki naukowe
lub inne instytucje reprezentują.
Z wprowadzenia dowiadujemy się
jedynie, że autorami artykułów są
pracownicy naukowi Instytutu Socjologii Wydziału Nauk Społecznych KUL w Lublinie, Uniwersytetu
Marii Curie-Skłodowskiej, Akademii Ekonomicznej w Katowicach
oraz stalowolskiego Wydziału Zamiejscowego Nauk o Społeczeństwie KUL.
Język części artykułów, zwłaszcza z pierwszej części książki, jest
zdecydowanie zbyt hermetyczny,
mało komunikatywny, czasem bardziej „homiletyczny” aniżeli naukowy. Moją uwagę zwróciło częste
używanie pojęć z normatywnym
dopełniaczem, np. „autentyczna
demokracja”, „prawdziwa wolność”. W artykułach, w których
używane są takie zbitki pojęciowe,
na ogół więcej jest zdań typu powinnościowego, swego rodzaju
wezwań i apeli, aniżeli pogłębionych analiz naukowych interesującego nas zjawiska. Dowiadujemy
się, jak zdaniem autorów powinno
być, a nie jak jest, a przede wszystkim, dlaczego obserwowane zjawisko ma takie a nie inne właściwości. Ponadto jak rozumieć takie pojęcia jak „szeroko rozumiana kultura” (s. 18), „społeczność świato-
875
wa” (ss. 19, 218) czy „etniczny sektor” życia społecznego (s. 19), skoro autorzy nigdzie nie informują
nas o ich zawartości treściowej,
a czytelnik jest zdany na domysły?
Mankamentem książki są nieujednolicone przypisy (w dwóch artykułach, w odróżnieniu od pozostałych, zastosowano tzw. przypisy
oxfordzkie). Ponadto stosowane są
różne konwencje zapisu poszczególnych źródeł i opracowań, a w
wielu przypadkach nie są praktykowane powszechnie przyjęte
skróty. Czasem zapomina się, np.
w przypadku artykułu Balawajdera, o odesłaniu czytelnika do przypisu – wskazaniu na źródło przywołanej myśli lub cytatu.
Jeśli chodzi o poszczególne teksty, wskażę tylko część niedociągnięć. W artykule ks. Stanisława Kowalczyka, którego przedmiot analiz
wydaje się nieco rozmyty, uwagę
zwraca fakt, że autor pisze raczej
o demokracji niż o społeczeństwie
obywatelskim; ponadto w dużej
mierze cytuje sam siebie, co nie
wydaje się dobrym zwyczajem w
nauce. Wioletta Szymczak wskazuje na konieczność równoległych
analiz jakościowego i ilościowego
aspektu pojęcia społeczeństwa
obywatelskiego (słuszna uwaga!);
szkoda, że zastanawiając się nad
pierwszym aspektem, nie analizuje
relacji zachodzącej między obydwoma wcześniej wymienionymi.
Stanisław Marczuk, pisząc o wartościach w przedsiębiorczości i za-
876
rządzaniu, po pierwsze obficie cytuje sam siebie oraz streszcza prace
głównie dwóch autorów (M. Bratnickiego i J. Welcha, przy czym ten
drugi jest cytowany za pośrednictwem J. A. Kramesa), po drugie nie
podejmuje nawet próby powiązania swoich analiz z pojęciem społeczeństwa obywatelskiego. Krzysztof Rejman w interesujący sposób
konfrontuje dwie rozbieżne konceptualizacje kapitału społecznego
– szkoda tylko, że jedynie sygnalizuje najważniejsze kwestie. Artykuł
Balawajdera poza tym, że nie bardzo wiadomo, czego naprawdę
dotyczy, wykazuje mankamenty w
postaci nieodpowiedniego dokumentowania zapożyczonych myśli
(przypisy!). Niepokojąca wydaje mi
się też ukryta teza autora ograniczająca świat wartości („autentycznych”, używając nomenklatury autora) do sfery religijnej (zob. ss.
85-86). Interesujący i intrygujący
jest tekst Wojciecha Misztala, który
zastanawia się nad szansami i
barierami rozwoju społeczeństwa
obywatelskiego w Polsce. Słabość
tekstu polega na tym, że autor
koncentruje się wyłącznie na tzw.
trzecim sektorze, który nie powinien być utożsamiany ze społeczeństwem obywatelskim jako takim (stanowi bowiem jego przejaw). Obszerny tekst Henryka Przybylskiego na temat dialogu społecznego jako instrumentu komunikowania się społeczeństwa obywatelskiego w Polsce i Unii Europej-
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
skiej jest bardzo wartościowy, niemniej jego fragment na temat znaczenia Kościoła jako pośrednika
w dialogu społecznym jest wyraźnie „doklejony” do wcześniejszych
rozważań. Autor powinien, moim
zdaniem, zważywszy na swój dobry warsztat, powrócić jeszcze do
tego wątku i przeanalizować go
w sposób bardziej kompleksowy.
Ewa Albińska w obiecująco zatytułowanym artykule Społeczeństwo
obywatelskie wobec kwestii ochrony
środowiska pisze niestety przede
wszystkim o prawnych uwarunkowaniach polityki ekologicznej
w Polsce i UE. Organizacjom pozarządowym zajmującym się tą tematyką poświęca jedynie kilka zdawkowych akapitów. Społeczeństwo
obywatelskie występuje tutaj zatem
głównie w tytule. Tytuł artykułu
Romana Jusiaka: Kościół a społeczeństwo. Socjologiczne modele relacji Kościół-Państwo, wiele obiecuje, ale ostatecznie autor „prześlizguje” się, nie zawsze zresztą po
najważniejszych kwestiach, nie
wnikając w istotę opisywanej relacji (a szkoda!). Artykuł Magdaleny
Waniewskiej o Akcji Katolickiej
(AK) jako instytucji społeczeństwa
obywatelskiego w Polsce jest dość
interesujący, zważywszy m.in. na
fakt, że autorka udowadnia, iż potrafi dokonywać krytycznych analiz. Z drugiej strony dużą część
swoich analiz Waniewska opiera
na publikacji – o wątpliwych walorach naukowych – autorstwa Stani-
KSIĄŻKI
sława Krajskiego, której sam tytuł
zdradza ideologiczny charakter (Akcja Katolicka. Ostatnia szansa dla
Polski). Myślę, że dobrze byłoby,
gdyby autorka, zamiast przedstawiać strukturę i cele AK, zdecydowała się na poszukiwania odpowiedzi na pytanie o słabość instytucjonalną AK w porównaniu z instytucją w jakiejś mierze alternatywną – Rodziną Radia Maryja.
W skądinąd bardzo wartościowym
poznawczo tekście bpa Edwarda
Frankowskiego – na temat fenomenu „rzeczpospolitej sąsiedzkiej” w
Stalowej Woli i kształtowania się
zrębów społeczeństwa obywatelskiego w tym mieście w okresie
komunizmu – można znaleźć fragment, który może stać się łakomym
kąskiem dla krytyków spiskowej
teorii dziejów. Nie bardzo wiadomo, kogo ma na myśli biskup, pisząc o „laickich ośrodkach międzynarodowych i krajowych” próbujących „upowszechniać amnezję społeczną”. Czytelnika może irytować
owa nadmierna podejrzliwość wobec wszystkiego, co laickie, zwłaszcza że nie dowiaduje się on,
o kogo konkretnie chodzi. Niezbyt
obszerny artykuł Wiesławy Sajdek
przestrzega przed nieuzasadnioną
idealizacją „starożytnych organizacji państwowych” (mowa o Grecji),
wskazując jednocześnie na ateńskiego polites (obywatela) jako na
„historyczny paradygmat europejski”. Szkoda tylko, że autorka poprzestaje na zasygnalizowaniu kil-
877
ku kwestii uznanych przez siebie
za ważne i nie próbuje sformułować jakichś syntetycznych wniosków. artykuł J. Szymczyka, choć
bez wątpienia wartościowy, rozmija się z problematyką poruszaną
w książce. Szymczyk pisze o koncepcji wolności w ujęciu Stanisława
Ossowskiego. Nie stara się jednak
zbytnio opisać istotnego związku
między różnymi ujęciami wolności
a społeczeństwem obywatelskim,
które można przecież rozumieć jako przejaw wolności w wymiarze
społecznym. Autor poprzestaje na
stwierdzeniu, że społeczeństwo
obywatelskie charakteryzuje „równoczesna partycypacja człowieka
w różnych grupach i wspólnotach,
z których żadna nie rości sobie
pretensji, by wchłonąć bez reszty
swych członków” (s. 346).
Zaprezentowane powyżej krytyczne spojrzenie na recenzowaną
publikację nie przekreśla jej niewątpliwych walorów, o których już
częściowo wspomniałem. Przede
wszystkim dużą zaletą książki jest
podjęcie kilku tematów istotnych
z perspektywy teoretycznej refleksji nad społeczeństwem obywatelskim, takich jak: znaczenie religii
dla procesu kształtowania postaw
obywatelskich; zagrożenia związane z wąskim, ekonomicznym spojrzeniem na instytucję społeczeństwa obywatelskiego; rola wartości
etycznych w demokracji. Chciałbym także zwrócić uwagę na kilka
artykułów, w których owe kwestie
878
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
zostały odpowiednio, moim zdaniem, wyartykułowane. W artykule
ks. Mariańskiego znajdujemy bardzo ciekawą analizę różnych ujęć
relacji „religia – społeczeństwo obywatelskie”. Tekst ten powinien stanowić punkt wyjścia do dalszych
analiz omawianej problematyki. Bardzo interesujący jest artykuł Teresy
Zbyrad pt. Samoorganizacja obywatelska jako sposób realizacji celów polityki społecznej. Autorka ze
znawstwem poruszanej problematyki stara się odpowiedzieć na pytanie o znaczenie obywatelskiej samoorganizacji dla skuteczności polityki społecznej. Instytucję uniwersytetu ludowego jako jednego
z przejawów społeczeństwa obywatelskiego w Danii i Polsce opisuje Małgorzata Lorenc-Szpila. Czasem tekst przypomina kalendarium
wydarzeń, niemniej wiele w nim
cennych uwag o genezie i rozwoju
tej interesującej instytucji edukacyjno-wychowawczej. Na szczególną
uwagę zasługuje tekst Marka Jeżowskiego, który stara się spojrzeć
na podstawowe dylematy związane z definiowaniem i urzeczywistnianiem idei społeczeństwa obywatelskiego przez pryzmat działalności i refleksji socjologicznej Luigiego Sturzo. Autor, powołując się
na bardzo bogaty materiał źródłowy, ukazuje istotny wkład Sturza
do teoretycznej refleksji nad istotą
społeczeństwa obywatelskiego.
Reasumując: książka w dużej
części warta lektury, skłaniająca do
refleksji i poznawczo ubogacająca.
Szkoda tylko, że pluralizm autorów, reprezentujących różne dziedziny wiedzy, nie przełożył się do
końca na pluralizm refleksji dotyczących tego samego przedmiotu.
Peggy Morgan i Clive Lawton (red.)
religijnych, gdy tymczasem rzetelne zapoznanie się choćby z jedną wymaga długich i skomplikowanych studiów. Niemniej, skoro
książka została wydana, może warto przyjrzeć się jej treści, jej przeznaczeniu, a także strukturze samej
pracy, by się przekonać, jaką stanowi ona wartość.
Książka została podzielona na
dziewięć zasadniczych bloków tematycznych, obejmujących takie
zagadnienia jak: religijna tożsa-
Problemy etyczne
w tradycjach sześciu religii
tłum. Dorota Chabrajska,
IW Pax, Warszawa 2007, ss. 440
Bardzo trudnym przedsięwzięciem jest dokonanie recenzji tego
typu książki, gdyż zawiera ona treści, których ocena wymagałaby dokładnej znajomości sześciu tradycji
Radosław Zenderowski
KSIĄŻKI
mość i autorytet, sprawy osobiste
i prywatne, małżeństwo i rodzina,
czas i pieniądz, jakość i wartość
życia, kwestie dotyczące dobra
i zła, problematyka związana z równością i zróżnicowaniem społecznym, sprawy związane z wojną
i pokojem, kwestie globalne. Każdy z wyżej wymienionych bloków
tematycznych zawiera problematykę bardziej szczegółową, dotyczącą zagadnień seksualnych, nierozerwalności małżeństwa, narkotyków, reklamy, badań prenatalnych itp. Tego typu problemy są
rozważane w takich religiach jak:
hinduizm, buddyzm, sikhizm, judaizm, chrześcijaństwo, islam.
Nie będę się zastanawiał, na ile
jest to podział wyczerpujący i czy
przypadkiem zakresy poszczególnych bloków tematycznych się nie
krzyżują, gdyż wybór zagadnień
przeznaczonych do omówienia jest
zawsze sprawą dość arbitralną. Zasadniczo można byłoby się zgodzić
z zaproponowanym w książce
podziałem. Moje zastrzeżenia mają
zupełnie inny charakter. Przede
wszystkim nie dopatrzyłem się odróżnienia takich stów jak „moralność” i „etyka”. Z pewnością dystynkcja taka jest też sprawą pewnej
konwencji. Niemniej w naszym
kręgu kulturowym przez etykę rozumie się pewien namysł nad ludzkim postępowaniem, połączony
z próbą pokazania, jak należy postępować, a przez moralność – pewną rzeczywistość lub zbiór wy-
879
mogów stawianych głównie przez
innych. Ktoś postępuje moralnie
dobrze lub źle niezależnie od tego,
czy się nad tym zastanawia czy nie.
Różne zatem mogą być motywy
moralnego postępowania. To właśnie motywacja decyduje o tym, czy
mamy do czynienia z moralnością
chrześcijańską, judaistyczną, muzułmańską czy laicką. Jeżeli ktoś nie
popełnia danego czynu, bo uważa,
że w ten sposób obraża Pana Boga,
to jego postępowanie moralne różni się od tego, które ma na względzie użyteczność społeczną. Różne
mogą być bowiem motywy podjęcia takiego samego czynu, np.
rzetelnego płacenia podatków. Bywa jednak i tak, że jakiś czyn oceniany jako moralnie zły z punktu
widzenia danej moralności, wcale
takim być nie musi, gdy jest rozważany z punktu widzenia innej
moralności. Czymś jeszcze innym
jest ocena etyczna danego działania, bo jak słusznie zauważył Artur
Schopenhauer, łatwo jest głosić
moralność, o wiele trudniej jest ją
uzasadniać. To właśnie uzasadnianie danego postępowania jest głównym zadaniem etyki. Takie stwierdzenie rodzi z kolei pytanie o specyfikę danej etyki. W latach 70.
wieku XX odbyła się długa i bardzo
burzliwa dyskusja na temat specyfiki etyki chrześcijańskiej. Wielu
twierdziło, że nie da się wyróżnić
cech właściwych tylko etyce chrześcijańskiej. Zostawiając na boku
problem słuszności takiego stwier-
880
dzenia, należy jednak zastanowić
się nad tym, czy istnieje jakaś zasadnicza różnica między etyką religijną a świecką, gdy idzie o treść
poszczególnych norm; innymi słowy, czy można wyróżnić jakieś treści właściwe tylko chrześcijaństwu,
buddyzmowi czy judaizmowi. Czy
ludzie niewierzący żyjący w jakiejś
społeczności, gdzie jedna z wymienionych w książce religii jest dominująca, potrafią dokonać tych samych ocen co ludzie wierzący?
Czytając książkę, odnosiłem wrażenie, że jest ona bardziej opisem
przekonań, bo na pewno nie wierzeń, poszczególnych społeczności religijnych niż przedstawieniem
poglądów etycznych. Co najwyżej
można by mówić o pewnej etologii, czyli nauce opisującej, co poszczególni ludzie sądzą w sprawach moralnych, co uważają za
dobro, a co za zło. Autorzy są jednak niekonsekwentni w tym, co
robią. Z jednej bowiem strony starają się zachować obiektywność
opisu, z drugiej dokonują pewnego
wartościowania osobistego, co
więcej – zaczynają pouczać, jak być
powinno.
Dotyczy to głównie chrześcijaństwa, ale nie tylko. I tak np. czytamy: „Chrześcijanie muszą pamiętać
o kilku istotnych rzeczach. Po pierwsze nie ma sensu potępiać kogoś
za to, że jest homoseksualistą, nie
jest to bowiem kondycja, którą się
wybiera. Bycie homoseksualistą
nie oznacza większej winy moral-
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
nej niż bycie ślepcem” (s. 264). Po
pierwsze, etyka chrześcijańska,
a dokładniej mówiąc teologia moralna, nie potępia homoseksualistów za ich kondycję, tylko za pewne praktyki, podobnie jak to czyni
w stosunku do innych zachowań
heteroseksualnych. Po drugie, nie
wiadomo, na jakiej podstawie autor stawia tezę, że chrześcijanie nie
mogą tego czynić, tzn. potępiać
homoseksualistów. Pismo Święte
pełne jest tekstów potępiających
zachowania homoseksualne. Teoretycznie można byłoby założyć, że
zostały one zredagowane w innych
czasach, że są przestarzałe, niezgodne z najnowszą wiedzą medyczną
czy psychologiczną, ale to trzeba
byłoby najpierw jakoś wykazać lub
przynajmniej napisać, że chrześcijanie tego nie uwzględniają. Tymczasem autor stwierdza, że chrześcijanie nie powinni tego czynić. Na
jakiej podstawie? Jest to postawienie pewnej tezy o charakterze wyraźnie normatywnym. Podobnych
przypadków wkładania swoich
przekonań moralnych w niby obiektywny opis jest więcej. Poza tym
autor prezentuje chrześcijaństwo
przez pryzmat wyznania anglikańskiego, a więc znowu przedstawia
swój punkt widzenia. Tymczasem
najwięcej kontrowersji wzbudzają poglądy etyczne prezentowane
przez Kościół Rzymskokatolicki.
Z punktu widzenia chrześcijaństwa
w wersji anglikańskiej istnieje dość
duża rozbieżność poglądów w is-
KSIĄŻKI
totnych sprawach moralnych. Nie
jest to jednak najbardziej reprezentatywna wersja chrześcijaństwa.
Poza tym niejasne jest dla mnie
kryterium podziału „etyków” na relatywistów i absolutystów. Dokonując prezentacji poglądów chrześcijańskich w sprawach moralnych,
autor odwołuje się do wizji naśladowania Chrystusa jako podstawy
dalszych rozstrzygnięć moralnych
przyjmowanych przez tę religię.
Jest to kolejne uproszczenie dokonane z punktu widzenia wyznania
anglikańskiego, i to pod dwoma
względami: po pierwsze, autor nie
uwzględnia różnicy między etyką
a teologią moralną, a po drugie
chrześcijaństwo odwołuje się raczej
do idei powołania do świętości, a nie naśladowania, bo wtedy
trudno byłoby rozstrzygać, na
czym polega naśladowanie Chrystusa w prowadzeniu działalności
bankowej czy handlowej, reklamie,
nie mówiąc już o innych.
Jeżeli książce nadano by tytuł
Różnorodność przekonań moralnych ludzi wyznających sześć podstawowych religii, to byłby on
w miarę adekwatny. Jeżeli natomiast mówimy o problemach etycznych – a to sugeruje tytuł książki
– należałoby raczej zastanowić się
nad tym, w jaki sposób moraliści
(etycy) próbują uzasadnić poszczególne normy odnoszące się do postępowania moralnego. Trzeba byłoby przynajmniej postarać się wyróżnić argumenty filozoficzne i reli-
881
gijne za jakimś działaniem lub
przeciw niemu, a także motywy,
jakimi kierują się poszczególni wyznawcy. Innymi słowy, trzeba byłoby poszukać specyfiki etycznej poszczególnych wymogów moralnych i zilustrować to odpowiednimi przykładami. Tymczasem otrzymujemy zbiór poglądów tak rozmaitych, że natychmiast rodzi się
pytanie, czy można w ogóle mówić
o jakiejś obiektywności czy absolutnym charakterze choćby nielicznych wymagań. Chyba że o to chodziło wydawcy.
Tymczasem wydaje się, że takich
zasad, które są wspólne poszczególnym religiom, jest wiele. Dyskusja na temat specyficznego charakteru etyki chrześcijańskiej pokazała, że niemal wszystkie normy
szczegółowe przez nią formułowane dają się porównać z normami
etyki humanistycznej, jeżeli idzie
o podobieństwo treściowe. Zasadnicza różnica pojawia się dopiero
na poziomie ostatecznego uzasadnienia, czyli na poziomie poszukiwania wiedzy na temat człowieka
i świata, w którym on żyje. Ale
i tam granica podziału przebiega
przez obszar problematyki dotyczącej śmiertelnego lub nieśmiertelnego charakteru bytu ludzkiego
oraz jego substancjalnego charakteru. Zasadnicza różnica dotyczy
też motywacji do podjęcia zarówno
konkretnych czynów, jak i działania moralnego w ogólności. Dla
przykładu, św. Paweł nie mówi
882
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
o szkodliwości pewnych zachowań seksualnych, lecz przypomina
chrześcijanom, że są świątynią Ducha Świętego i dlatego powinni zachowywać czystość, by nie kalać
tej świątyni. W ten sposób można
byłoby pokazać specyfikę poszczególnych religii ze względu na proponowaną przez nie motywację do
takich a nie innych zachowań.
Jak zatem ocenić książkę? Odpowiedź na to pytanie zależeć będzie od tego, jak określimy jej prze-
znaczenie. Jeżeli powiemy, że miała ona na celu przybliżenie bogactwa treści moralnych zawartych w
poszczególnych religiach, jak i samo przybliżenie tych religii, to
wówczas trzeba stwierdzić, że spełniła ona swoje zadanie. Jeżeli natomiast celem jej było pokazanie tego, co wspólne tym religiom (wyróżnione zagadnienia), to nie może
ona zadowolić.
Vittorio Possenti
i świeckość wobec nauki społecznej Kościoła, tłum. P. Borkowski,
S 2005, nr 2, s. 229). Odezwa ta
wywołała ożywione reakcje. Upłynęły nieco ponad dwa lata, ale dystans ten wydaje się znacznie dłuższy, jeżeli weźmie się pod uwagę,
jak niezwykłą jest rzeczą, by świat
katolicki i tzw. świat laicki spotykały się na wspólnych debatach. Poniekąd chodziło o to, żeby obalić
pewien mur, a następnie poszukiwać semantycznego przekwalifikowania słów i pojęć, które w potocznym obiegu nabrały takiego a nie
innego znaczenia, gdyż zostały zanadto obciążone historią stosunków między religią a polityką
w specyficznej sytuacji, jaka zapanowała we Włoszech od czasów
zjednoczenia narodowego.
Vittorio Possenti w swojej książce rozpoczyna właśnie tutaj: od
„prawdy” o laickości, a następnie
Le ragioni della laicità
Rubbettino, Soveria Mannelli (Catanzaro) 2007,
ss. 137
Kontrowersja albo raczej wielka
debata między laikami a katolikami
na temat laickości – w aspekcie
politycznym, społecznym i religijnym – rozpoczęła się nieco ponad
dwa lata temu w Subiaco. Albowiem w kwietniu 2005 r. Joseph
Ratzinger, podówczas kardynał, na
krótko przed swoim wyniesieniem
na tron papieski wystosował, właśnie z Subiaco, następujący apel:
„[...] nawet ten, kto nie umie znaleźć drogi do przyjęcia Boga, powinien wszakże starać się żyć i kierować swoim życiem tak, jak gdyby
Bóg istniał (veluti si Deus daretur)”
(J. Ratzinger, Moralizm polityczny
Ryszard Moń
KSIĄŻKI
zmierza do ustalenia nowego sensu, jaki można by określić mianem
europejskiego. Włochy są bowiem
jedynym krajem Europy, w którym
nazwę „laik” traktuje się jako synonim „antykatolika”. Possenti jednak
idzie dalej, poszukując uznania nowych „racji świeckości”.
Z drugiej strony pewna klarowność terminologiczna była konieczna, skoro w ostatnich latach upowszechniło się używanie obydwu
terminów na oznaczenie odrębnych
ujęć rozdziału państwa od Kościoła,
mianowicie laickości i laicyzmu.
Ale debata o laickości nie powinna się sprowadzać do walki o dominację pomiędzy stronnictwami.
Lepiej rozumieć ją – utrzymuje Possenti – jako szukanie porozumienia między myślą religijną a świecką na prepolitycznych fundamentach życia obywatelskiego i prawa
(refleksje nad dyskusją kard. Ratzingera z Jürgenem Habermasem
zajmują cały rozdział IV), a nie
tylko na przesłankach czerpanych
z dyscyplin naukowych. Laickość
ma swoje racje, które nie są tymi
tradycyjnie kojarzonymi z katolikami, ani przeciwnie – z laikami.
To pomaga zrozumieć, dlaczego
w pontyfikacie Benedykta XVI coraz wyraźniej zaznacza się, jako
najważniejszy przedmiot refleksji,
wysiłek utworzenia kanału łączności między wiarą a rozumem. Mówiąc w wielkim skrócie, chodzi
o próbę przezwyciężenia oświeceniowej idei rozumu na rzecz szer-
883
szej koncepcji, która pozwalałaby
temu, co racjonalne, sięgać w wymiar duchowy.
Dzisiaj – dowodzi Possenti – laickość wykracza poza związek „religia – polityka” i dotyka problemów
bioetyki, natury ludzkiej, sekularyzacji, jak również pytań o to, czy
jedynym celem polityki jest wolność. Pojawia się zatem chęć wyjścia poza konfrontację tylko kulturową. Tak właśnie rozpoczął się nowy etap: od wyróżnienia obszarów
i zagadnień, w których współpraca
między wierzącymi a niewierzącymi
w sposób naturalny i oczywisty staje
się pilną koniecznością, narzuconą
przez uwarunkowania współczesności. Dzieje się to w czasie, kiedy
religia powraca do sfery publicznej,
podtrzymując wrażliwość na przeciwstawne nurty modernizacji.
Dlatego „nowa laickość” – twierdzi Possenti, zamykając swoje głębokie rozważania i przemyślenia nad
„racjami laickości” – może odegrać
pewną rolę w odpieraniu ataku antyhumanistycznego, który znów obserwujemy w historii i polityce: „Może
da się dojść do nowego humanizmu,
który pozostawałby otwarty na przyjęcie pewnych elementów ideału laicko-oświeceniowego z jego szlachetnym podkreślaniem zdolności człowieka do postępu, a zarazem byłby
zdolny ożywić to wszystko przez zaszczepienie w transcendencji”.
Oreste Bazzichi
Tłum. Paweł Borkowski
884
Gian Candido De Martin –
Fabio Mazzocchio (ed.)
Formare al bene comune.
Per una nuova grammatica
della partecipazione
AVE, Roma 2007, ss. 160
„Głębokie i szybkie przemiany,
które obecnie zachodzą na wszystkich obszarach ludzkiego współżycia, utrudniają wychowywanie do
dobra wspólnego, zarazem jednak
czynią je bardziej potrzebnym,
a może też swobodniejszym i owocniejszym”. Te słowa Vittorio Bacheleta powtórnie wybrzmiewają
w nowym opracowaniu poświęconym dobru wspólnemu i uczestnictwu. Omawiany tom jest rezultatem
spotkań i dyskusji na ten temat,
zorganizowanych przez Instytut
Badań nad Problemami Społecznymi i Politycznymi im. Vittorio Bacheleta Włoskiej Akcji Katolickiej.
Ale czy wciąż jest możliwe,
w dobie globalizacji, pluralizmu
i społeczeństwa postsekularystycznego, pielęgnować i realizować zasadę dobra wspólnego? Rozróżnianie dwóch płaszczyzn: niezmiennych zasad i historycznej przygodności, staje się dzisiaj najprawdziwszym wyzwaniem, od którego nie
możemy się uchylić. Jeżeli go nie
podejmiemy, to „zachodzi niebezpieczeństwo, że wieczyste zasady
dobra wspólnego, które nie znajdą
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
trwałego ucieleśnienia w konkretnej wspólnocie politycznej, pozostaną zwykłymi abstrakcjami albo,
co najwyżej, kodeksem praw zapisanych w niebie, a nie na ziemi
synów ludzkich” (s. 135).
Dobro wspólne jest dobrem
wszystkich i każdego. Dobra wspólnego nie stanowi prosta suma
poszczególnych dóbr każdego z
członków ciała społecznego. Dobro to, należące do wszystkich i każdego, pozostaje wspólne, dlatego
że jest niepodzielne i dlatego że
tylko razem można je zdobywać,
pomnażać i chronić, również w
perspektywie przyszłości (por.
KNSK 164). Dobro wspólne tworzy
wartość dodaną, która może zostać
skumulowana w wymiarze wspólnotowym, zakładającym bycie razem; to ostatnie jest wartością dokładającą się do tego, co możemy
osiągnąć pojedynczo, i zespalającą nasze zasoby w system. Dobro
wspólne przekracza kategorie społeczne, ideologiczne i pokoleniowe
i stanowi wartość bycia, a nie tylko
realizacji bądź pożytkowania: jest
komunią w dobrym życiu.
Współcześnie dostrzeganie dobra wspólnego może się konkretnie
wyrażać tam, gdzie udaje się zaspokoić wymóg łączenia płaszczyzny zasad etycznych z poziomem
działalności politycznej w ciągłym
poszukiwaniu szlachetnych zapośredniczeń w danym kontekście historycznym i wspólnotowym. Stosownie do tego autentyczna realizacja
KSIĄŻKI
dobra wspólnego suponuje przyznanie kluczowej roli wychowaniu
do obywatelstwa i do odpowiedzialnego uczestnictwa. Chodzi o
taką formację kulturową, jaka dawałaby stabilne oparcie wspólnocie ludzkiej godnej swojego miana,
systemom społeczno-politycznym,
które są zdolne materializować
prawdziwe wartości ludzkie, wydobywając najgłębsze pragnienia
człowieka.
Poza tym dobro wspólne wymaga poszanowania fundamentalnych
praw osoby. W państwie jest to coś
więcej niż sprawiedliwe ustawodawstwo, coś więcej niż sama kultura
albo dziedzictwo przeszłości: to ładunek świadomości obywatelskiej,
cnót politycznych, poczucia prawa
i wolności. Ale nie stanowi to wyłącznego zadania państwa. Właśnie
polityka „w najwznioślejszym i semantycznie najmocniejszym znaczeniu tego terminu” (s. 31) powinna podejmować wysiłek budowania dobra wspólnego jako dobra
łączącego trzy istotne pierwiastki:
poszanowanie osoby, dobrostan
społeczny i pracę na rzecz pokoju,
czyli na rzecz stabilności i zabezpieczenia sprawiedliwego porządku.
Należy pilnie troszczyć się o edukację obywatelską i polityczną.
Okazuje się ona dzisiaj szczególnie
potrzebna zarówno ogółowi obywateli, jak i młodzieży, po to by
wszyscy mogli spełniać właściwą
sobie rolę we wspólnocie politycz-
885
nej (por. GS 75). Uczestniczyć znaczy brać czynny udział ze świadomością, że jest się obywatelem
i dlatego posiada się prawa i obowiązki w stosunku do wspólnoty
politycznej. To wymaga edukacji,
ta zaś z kolei wymaga świadectwa.
Najważniejszym więc momentem w wychowywaniu do dobra
wspólnego i do uczestnictwa jest
utrzymywanie równowagi między
doświadczeniem a nowością. Trzeba wykazywać odwagę poważnego inwestowania w przyszłość
i w młode pokolenia, pokonując
silne i powszechne dzisiaj tendencje egoistyczne, zgodnie z którymi
jednostki dążą wyłącznie do realizacji swoich interesów. Wyzwanie
polega na tym, żeby przezwyciężać
ujęcia indywidualistyczne i w każdej wspólnocie, poczynając od rodziny, widzieć wspólnotę pokoleń
oraz uczyć się troski o drugiego
i o jego potrzeby.
Przywołajmy obraz Gilberta Keitha Chestertona (zob. s. 74): Dzisiaj
nie potrzebujemy teleskopu, aby
objąć całą ziemię. Potrzebujemy raczej mikroskopu, który pomoże
nam dostrzec wagę rzeczy drobnych. Jedynie bowiem one naprawdę noszą w sobie globalną wizję
świata i jasną wizję dobra wspólnego.
Wychowywanie do dobra wspólnego polega chyba na wychowywaniu do mądrości. Nie jest ona
ani specjalizacją, ani wszechwiedzą, lecz pozwala dostrzec w na-
886
szej ograniczoności prawo kierujące złożonym mechanizmem naszego życia wspólnotowego. Omawiany tom, wpisujący się w dzisiejszą
debatę publiczną, ma w tym kon-
SPOŁECZEŃSTWO 17 (2007) nr 6
tekście duże znaczenie kulturowe
i społeczne.
Domenico Facchini
Tłum. Paweł Borkowski

Podobne dokumenty