wspomnienia - zeromski.zawiercie.powiat.pl
Transkrypt
wspomnienia - zeromski.zawiercie.powiat.pl
Fragmenty wspomnień tegorocznych absolwentek I LO Alicji, Marty i Kasi. ALICJA Trochę czasu minęło zanim zabrałam się do pisania tego tekstu. Gdzieś tam z tyłu głowy już od jakiegoś czasu migały mi myśli o tym, że to już KONIEC, ale nie chciałam ich wpuścić do świadomości. Teraz niestety nie mam już wyjścia, będą łzy, pot i krew, ale muszę wreszcie to spisać. 3 września 2011. Kilka minut po dziewiątej. Jeśli ktoś wtedy zauważył jakąś podejrzaną dziewczynę wbiegającą po schodach naszego LO, a potem pędzącą przez pusty korytarz do sali numer 83 to tak, to byłam ja. Ledwie uchyliłam drzwi, a już miałam ochotę je zamknąć i uciec jak najdalej się da. 30 par oczu wpatrzonych w kogo? A właśnie we mnie, ‘nową’, która w dodatku się spóźniła na rozpoczęcie roku. Zajęłam miejsce w wolnej ławce i czekałam na moment kiedy, jak w amerykańskich filmach, wychowawczyni wypowie słowa ‘To jest wasza nowa koleżanka, przyjmijcie ją ciepło’. No i wypowiedziała. A ja, zapewne czerwona jak burak, machałam kurtuazyjnie do ludzi, z którymi miałam spędzić kolejne 2 lata mojego życia. Byłam pewna, że chłopcy mieli nadzieję, że ‘nowa’ będzie długonogą blondynką, a dziewczyny śniły po nocach o nowym przystojnym koledze z klasy. No ale cóż, dostali mnie. Byłam tak zestresowana, że nie pamiętam nawet co mówiłam i z kim rozmawiałam na przerwie. Pamiętam tylko Olę P., która chyba jako pierwsza do mnie podeszła (jeśli to czytasz, dzięki raz jeszcze!). Zwykle nie mam problemów z pamięcią, ale zapamiętanie 30 imion stanowiło dla mnie przez pierwsze kilka dni spory problem. Na szczęście nie zwróciłam się chyba do nikogo per ‘ej, ty!’, ale jeśli pomyliłam czyjeś imię, to przepraszam! Od razu zapamiętałam imię Joachima, bo takie nietypowe i Marleny (nie wiem czemu, ale i tak Cię pozdrawiam Maniuś). Tym sposobem w liceum zaliczyłam już drugie rozpoczęcie roku w nowej szkole. Przez pierwsze tygodnie błąkałabym się pewnie codziennie po szkole próbując odnaleźć konkretne sale lekcyjne, gdyby nie opiekuńcze odruchy moich koleżanek wobec ‘nowej’, Aklimatyzacja w (wtedy jeszcze) 2B przebiegała na tyle szybko, że po kilku tygodniach czułam się jakbym znała Was od pierwszej klasy. (...) I w tym miejscu chciałam też naprawdę bardzo, bardzo podziękować moim koleżankom i kolegom, że przyjęli mnie tak ciepło. Nie dawaliście mi odczuć, że jestem 'nowa' (...) Powstała między nami głęboka zażyłość łącząca ludzi miłujących naukę… i nie tylko. No właśnie, bo przecież w 2012 roku rocznik ’94 ‘wszedł w fazę osiemnastek’. No i ‘faza’ była, owszem. Co prawda najpierw zaliczyliśmy bardziej oficjalną imprezę, czyli półmetek, ale później weekendy mieliśmy wypełnione świętowaniem wchodzenia w dorosłość naszych koleżanek i kolegów. (...) Tyle przetańczonych kawałków, tyle wyśpiewanych ‘sto lat’, tyle (nie)zjedzonych tortów, tyle zarwanych nocy. Wszystkie te spotkania sprawiły, że integrowaliśmy się coraz bardziej, z grupy ludzi uczących się w tej samej klasie stawaliśmy się w zastraszająco szybkim tempie grupą przyjaciół. Chyba tak teraz mogę Was już nazwać. Druga klasa minęła mi głównie na lepszym poznawaniu Was wszystkich, na (jeszcze wtedy) beztroskich rozmowach o maturze i przyszłości. Większość klasy zaczęła kursy na prawo jazdy, części udało się zdać za pierwszym podejściem, a część męczyła się z tym trochę dłużej (tak, mówię tu niestety o sobie). Czas liczyliśmy według ‘byle do następnej osiemnastki’, nie w głowie nam była matura, która teraz jest już tak blisko… Trzecią klasę zaczęliśmy ‘z kopyta’. Przyrzekaliśmy sobie i rodzicom pilnie się uczyć, a cichaczem siedzieliśmy na facebooku przeglądając nowe zdjęcia znajomych. Oj, nieładnie. Jeszcze wtedy mogliśmy zaśpiewać ‘już za rok matura’, odkładaliśmy powtórki na później, zarzekając się, że zdążymy ze wszystkim, prychaliśmy z oburzeniem na przytyki rodziców, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że czas biegnie tak szybko, za szybko. Wycieczka w Beskid Żywiecki, pielgrzymka do Częstochowy, WOŚP, Dzień Kawy i całe mnóstwo akcji szkolnych sprawiło, że przez ostatni rok naszej prawie dwunastoletniej edukacji szkolnej mogliśmy być częścią społeczności szkolnej. Wypełnianie deklaracji maturalnej, przygotowywanie bibliografii – to już były takie ‘przypominajki’ o tym, że to nie przelewki, że już niedługo czeka nas egzamin, od którego w dużej mierze zależeć będzie nasza przyszłość. Nigdy nie zapomnę rozmów na korytarzu, śmiechu na lekcjach, ‘dzielenia się’ napojami i jedzeniem ze spragnionymi i głodnymi towarzyszami niedoli, całego tego stresu związanego ze sprawdzianami i powtórkami, wszystkich przytyków, żartów. Było warto... i nie zamieniłabym tego na nic innego. W to, by klasa 'B' działała jak należy mieli wkład oprócz nauczycieli także nasi kochani rodzice (dziękujemy!). Najbardziej rozpoznawalnym przedstawicielem grona rodzicielskiego jest bez wątpienia pani Małgorzata Albrycht, która okazała się być nie tylko supermanką w sprawach klasowych, ale także artystką! (...) Nie zapomnę całej 3B, teraz już tylko ostatnia prosta – matura, potem rozejdziemy się każdy w swoją stronę. I mimo że łza się w oku kręci (no cóż, szczerze mówiąc to chlipię tu sobie po cichutku), to ‘coś się kończy, by zacząć mogło się coś’. Nie pozostaje nic innego jak tylko powiedzieć – DO ZOBACZENIA! Alicja Kończyk Kwiecień, 2013 ________________________________ Marta Pamiętam doskonale dni otwarte Żeromskiego, na których uczestniczyłam jeszcze jako gimnazjalistka. Przechadzałam się po korytarzu mojej przyszłej szkoły i myślałam sobie „rany, przecież ja w życiu nie zapamiętam tych wszystkich zakamarków i klas”. Nie sądziłam wtedy jeszcze, że już niedługo to miejsce znała będę lepiej niż własną kieszeń. Potem przyszedł lipiec, a ja odczytałam siebie na liście uczniów przyjętych do klasy matematycznoinformatycznej. Cóż to było za szczęście! Już od września korytarze przestały być obce, a znalezienie odpowiedniej klasy nie sprawiało mi większego problemu. Lata mijały beztrosko; na lekcjach pilnie uważałam (lub też sprawiałam tylko takie pozory, a nie ukrywam że byłam w tym naprawdę dobra), a na przerwach siadałyśmy z przyjaciółkami na ulubionym parapecie albo chodziłyśmy do „Jagódki” po stały zestaw: podwójną bułkę, precla z pudrem i pączka (choć przyznaję, że czasem wyjście ze szkoły po te smakołyki było nie lada wyzwaniem, ale zawsze jakoś dawałyśmy sobie radę). Czasem też zamówiło się ukradkiem pizzę i konsumowało się ją w szatni, lecz to już były sporadyczne przypadki. Niekiedy oczywiście zdarzało się tak, że w szkole w ogóle się nie zjawiało, ale oczywiście jedynie z przyczyn zdrowotnych i rodzinnych. Bo tak to już w tym Żeromskim bywało, że nigdy nie wiadomo było, co dzisiaj Cię spotka. Wszystkie te momenty, utworzyły w mojej głowie obraz Żeromskiego jako czegoś w rodzaju codzienności. Dziwnie jest teraz wstawać o godzinie 6:30 i zrywać się z łóżka by zdążyć na autobus, po czym uświadamiać sobie, że to już przecież minęło. Autobus pojedzie, owszem, ale ciebie już w nim nie będzie. Ostatnio mijałam moją dawną szkołę i patrząc na uczniów z niej wychodzących pomyślałam sobie, że już nikt nigdy nie wyczyta mnie na liście obecności, nie zadzwoni do moich rodziców, gdy coś przeskrobię. Czas liceum był bez dwóch zdań najlepszym okresem w całym moim życiu. Pamiętam, jak jeszcze kilka lat temu, jak chyba każdy dzieciak, tak bardzo chciałam już skończyć szkołę. Rodzice mówili mi wtedy, że za parę lat zmienię zdanie i będę tęsknić za tymi latami. Nie muszę chyba mówić, że mieli rację. To tu poznałam swoich przyjaciół, rozwijałam swoje zainteresowania, nauczyłam się życia. Najchętniej znowu zasiadłabym w szkolnej ławce, dostała jedynkę ..., spotkałabym się z moją dawną klasą. Teraz pozostaje mi jedynie wspominać te czasy, a Żeromski zamknąć już na zawsze w moim sercu jako swój niegdyś drugi dom. Marta Drabek Kwiecień, 2013 ________________________________ Kasia w spomnienia pół wierszem, pół prozą Bodajże 3 lipca roku pańskiego 2010. Leniwe poranne przeciągnięcie się przerwane przez myśl, która gwałtownie dostała się do głowy – „DZIŚ WYNIKI”! Nerwowe włączanie komputera… „Internetowa strono rekrutacji, czemu wleczesz się w ładowaniu niczym krowa po pastwisku..?” - ta myśl zapewne towarzyszyła każdemu z nas i równie każdy z nas odetchnął, gdy na ekranie swoich komputerów ujrzał komunikat o przyjęciu do oddziału historia-angielski-polski w naszym kochanym „Żeromie”. Jednak jedna z (obecnie) 31 humanistycznych postaci postanowiła pognać w jeszcze jedno miejsce w „sieci” zwane nasza-klasą i stworzyć zalążek historii pod kryptonimem „klasa B, lata 2010-2013”. Postać ta ma na imię Kasia i jest autorem powyższych jak i poniższych wypocin. I nawet pamięta, że tuż po niej kolejną osobą na liście naszej klasy była Klaudia… …i oto coś się rozpoczęło, Powoli, cicho i nieśmiało, Grono młodziaków się zebrało! Pierwsze spotkanie w dzień ładnej pogody Jako zapowiedź cudownej przygody! Rozmowy w parku, w malibu siedzenie A także zaspokojone pragnienie Przez kogoś, kto należycie świętował, Czy ktoś tego pana w pamięci zachował..?… …nie wątpię, że utkwił nam w pamięci tak jak i setki innych wydarzeń. Przez trzy lata udało nam się zgromadzić tak wielką moc wspomnień, że zdołałaby zasilić elektrownie na calutkim świecie! 969 – to liczba dni, w czasie których tworzyliśmy formalną jedność, a pierwszym z nich było… …spotkanie w krzeseł kole, Na szkolnym, dziewiczym nam wtedy padole! Lęk w naszych oczach – lecz tylko drobny, Kontakt – od razu lekki, swobodny, Pierwsze zajęcia – wręcz oswajanie I samych siebie bliższe poznanie, Karteczki o sobie i inne tajniki, Integracyjny rajd na Rudniki, Diabelskie kubki na Dzień Chłopaka, Taka z nas była już zgrana paka! A wkrótce pierwsze wspólne wybryki Godne wpisania do naszej kroniki! Choć nie błyszczeliśmy pięknym wzorcem, Już w pierwszej klasie zabrano nas w Gorce, Troszeczkę deszczu, troszeczkę słońca I Gabi w błotko wpadająca, Długie wędrówki z uśmiechem dużym, Aż szkoda, że to się już nie powtórzy… …ale nie wprowadzajmy od razu złych nastrojów! Toż to autor chronologię swego opisu zatrzymał dopiero na październiku 2010 roku. :) Wtedy każdy z nas raptem lekko zdążył się oswoić z nową szkołą, przestawić nieco trybiki i dzielnie walczyć o przetrwanie na nowym polu edukacyjnej walki. Bywało ciężko… …zęby ścierały się od zgrzytania, Głowa dymiła od zakuwania, Trzeba się było mocno wysilić, Lecz szkoła starała się to umilić! Pierwszy MAFowy wyjazd do kina I Pauli wojaż do Berlina… …także Dzień Kawy, co nas uraczył Płynem cudownie parzonym, I pierwsza wspólna klasowa wigilia Przy obrusiku czerwonym, Moc życzeń, tulenia, serdecznych spojrzeń I atmosfera jak w domu I garnek pełen pysznych pierożków Skradzionych (do dziś nie wiem) komu! Wkrótce i WOŚP pojawił się Za klasy drzwiami gwiezdnymi Kubeczki napełniły się Galaretkami pysznymi, Sprzedaż ich – ot, to było pytanie, Czy uda jej się sprostać… …iii udało się, wręcz idealnie! Kubeczki napełnione kolorowymi galaretkami ozdobionymi pysznymi owocami, bitą śmietaną i startą czekoladą stały się produktem flagowym naszej klasy w kwestii Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Sukces osiągnięty w trakcie pierwszej styczności z WOŚP oczywiście zachęcił nas do dalszego działania na rzecz szkoły i tak oto…. …przemiana mała nastąpiła, Rumunia u nas zagościła! Kamil – nowy wzór Drakuli, Dziewczyny – ust czerwień i biel koszuli, Ekipa wszystkich w szkole ujęła I trzecie miejsce pięknie zajęła!… …aktorstwo z nami dalej zostało, W zajęciach polskiego się ukazało I każdy mógł być chociaż troszkę Alternatywnym klasowym „Świętoszkiem”!… …i chociaż wtedy byliśmy święci, Zostaliśmy małym oszustwem dotknięci: Ktoś podły zmiany nam podmienił, W oczach dyrekcji w diabły zamienił, (...) Czy pamięta ktoś, jak wielki harmider stworzyliśmy w La Stazione po zakończeniu roku? :)… …I wkrótce nadszedł następny rok… …by zrobić do przodu kolejny krok! Nie dość, że cała klasa wróciła, To i Alicja się pojawiła, Dzielnie dla klasy pracowała, Wiele dobrego od siebie nam dała I wspólnie z nami Olę Słodek Do samorządu szkolnego wybrała!… …A nawet później wyróżnienie Jako nasz świetny tłumacz dostała :)…. …Madzię wywiało do Berlina, Którym zapewne się zachwyciła, A gdy już powróciła… …Dziewczyny drżały przed półmetkiem, By suknia dobrą była, Chłopcy zapewne mieli obawy, By któraś z nimi tańczyła… …Lecz cóż to były za głupoty I strachy wymyślone, Dziewczyny w swoich pięknych sukniach Były jak wyśnione! Parkiet z natłokiem tańczących par Do przejścia był wyzwaniem „Ach, co to był za piękny bal” Mówimy z przekonaniem!… …a wkrótce nadeszły noce filmowe I przedstawienia jasełkowe, No i imprezy osiemnastkowe… …jakże było nam wesoło i swobodnie w tej klasie! Choć nie zawsze wszystko było na swoim miejscu (jak na przykład św. Mikołaj, który nie wytrzymał presji nadchodzącego konkursu drzwi świątecznych i rzucił się w dół ku podłodze…), to jak nie mieliśmy dać razem rady, gdy mieliśmy siebie i… …gdy były angielskie sukcesy powiatowe, Krakowskie spektakle „Bagatelowe”, Ratownicze testy pozytywnie zdane, Kursy na prawo jazdy wspólnie zaczynane, Mistrzowskie „Koko euro spoko”, Piłkarskie świętowanie, Rajdy po naszych okolicach, Na Krępie biwakowanie… …a niedługo później Sukcesów klasowych świętowanie! Rok szkolny 2011/2012 zakończył się w naszej klasie pięcioma świadectwami z wyróżnieniem! Madzia, Ala, Paula, Paweł oraz dla samej siebie – gratulacje! :) Był to też rok pierwszych sukcesów Madzi związanych z konkursem wiedzy o podatkach, które pojawiły się również w następnym roku szkolnym. I choć radość dotycząca nadejścia wakacji była ogromna (w końcu wykonaliśmy ostatnie tango z chemią oraz fizyką), to jednak pojawił się pierwszy strach związany z tym, że następna klasa będzie ostatnią, gdy będziemy mogli upajać się faktem bycia matematycznymi słoneczkami profesora Łojewskiego, podziwiać pasję do samolotów profesor Łojewskiej, zdobywać czwórki za myślenie u profesora Młodzińskiego, dzielnie czytać lektury i analizować wiersze dla profesor Janus, wygłaszać sensowne referaty na lekcjach profesor Warzyńskiej, odkrywać słabość księdza Połacika do naszej klasy nawet wtedy, gdy ta gada niemiłosiernie głośno, a także jak rozsądnie rozłożyć nieprzygotowanie na wf tak, by nie rozgniewać profesor Wyderki i profesora Flaka itd (...) …I nadszedł ten ostatni rok, Do którego zmuszeni byliśmy zrobić krok… …Presja? Od początku. Zakuwanie? No przecież. Chęć wykorzystania ostatniej klasy jak najlepiej? OGROMNA!… …I choć zaczęło się życie dorosłe, Nie było ono aż nadto wyniosłe, W duszy jesteśmy wciąż dzieciakiami Z równie dziecinnymi zachciankami! I tak na Dzień Chłopaka tortu się zachciało, W klasie maturalnej na wycieczkę jechało… ...Ale oprócz tego wiele jeszcze się działo! A cóż takiego?… …Żegnaliśmy dyrektora Młodzińskiego, Łzy w oczach trzymając Zdążyliśmy nawet za nim zatęsknić Wciąż lekcje z nim mając!… …Bo w końcu humanistyczne dusze to wrażliwe dusze. :) A ponadto… …Przebrnęliśmy przez pierwsze próbne matury, Na krwiodawstwo uderzaliśmy z grubej rury, Staraliśmy się ciągle do szkoły chodzić, Naukę bieżącą z tą maturalną godzić, Przebrnęliśmy spokojnie pierwszy semestr cały, Gdy nagle nasze myśli wirować zachciały… …A wokół czego? Studniówki oczywiście! Nauczeni po półmetku, że partner do tańca na pewno się znajdzie, a kupno kreacji to nie koniec świata, wszelkie obawy skupiliśmy wokół jednej rzeczy… Polonez! Chodziliśmy wytrwale na próby… …starając się uniknąć studniówkowej zguby, Ucząc się dokładnego kroków liczenia, Przygotowując się do widzów totalnego zachwycenia! Z początku nie było wcale idealnie, Licząc potknięcia, to wręcz fatalnie… A jak w końcu wyszło? FENOMENALNIE! :) Studniówkowa noc jest dla nas niewątpliwie nocą, której nie zapomnimy do końca życia! Szczególnie Marta, której klasa zorganizowała urodzinową niespodziankę. :) Po studniówce zostały nam piękne zdjęcia, wspomnienia oraz kroki poloneza, o których nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak głęboko utkwiły w naszej pamięci. A po studniówce… …miło nam się zrobiło, bowiem Nadszedł naprawdę wspaniały Dzień Kobiet! Były serduszka i pizzy ogrom I uczuciowy słodki pogrom! Po raz kolejny potwierdziło się, że nie liczy się ilość, a jakość i że w klasie nie mam tylko, ale AŻ 6 cudownych panów! Grono damskie, choć się zmieniało (nie zapomnijmy o Karolinie oraz Justynie) wraz z naszymi męskimi rodzynkami stanowiło grono zgranych, pozytywnych, lubianych przez nauczycieli, może troszkę leniwych, ale za to bardzo inteligentnych ludzików! Cóż mogę dodać od siebie? Nie, żebym teraz siedziała upłakana ze stosem chusteczek obok, oj, nie wcale, bo po co… Muszę przyznać, że bycie przewodniczącą przez dwa lata było nie lada przyjemnością. I choć czasem szło ponarzekać na brak oddawanych w terminie zgód na wycieczki, choć nie zawsze płynnie szły składki, choć zęby czasem zgrzytały… Zdecydowanie tego typu wspomnienia giną w tłumie tych pozytywnych! A zresztą, wolałabym nawet móc dalej na Was narzekać, niż musieć się z Wami żegnać i kierować swe kroki ku maturze (która musi nam pójść świetnie, nie ma innej opcji!) Mam nadzieję, że to tylko pożegnanie w szkole i dalej w jakiś sposób będziemy tworzyć jedność. Może nie na papierze, może nie na liście dziennika… A ponadto… Za lat 20, nie wiem, czy wiecie? Znów zawitamy w Szkoły tej mury, By razem święcić Jej STULECIE I lat dwadzieścia naszej MATURY! :) Kasia Struzik Kwiecień, 2013