więcej - ISP Modzelewski

Transkrypt

więcej - ISP Modzelewski
INSTYTUT STUDIÓW PODATKOWYCH
W najbliższych wyborach
zagłosują przeciwko bankom
frankowicze
prof. Witold Modzelewski
Współtwórca Instytutu Studiów Podatkowych
Przewodnicząca Komisji Finansów Publicznych obiecała w Polsacie, że do końca kwietnia
br. trafi do Sejmu rządowy projekt ustawy, który „w trybie administracyjnym”, usunie z
umów kredytowych tzw. klauzule abuzywne, czyli "frankowicze" będą spłacać tylko to, co
pożyczyli bez indeksacji (denominacji) walutowej.
Zdesperowani dłużnicy dostrzegli jutrzenkę nadziei; spójrzmy na świat ich oczami – jeżeli ktoś ma przed sobą
ponad dwadzieścia lat spłaty długu, którego wielkość jest nieznana a może być tylko większa, człek zdolny jest
uwierzyć nawet w cuda. Bo byłby to cud, że liberalno-ludowy rząd wystąpiłby przeciwko interesom banków.
Byłem przy tym, gdy pani Posłanka złożyła to przyrzeczenie i też chciałem wierzyć, że interesy obywateli będą
czymś ważniejszym niż zyski „instytucji finansowych”. Z tego co wiem, żaden projekt do Sejmu nie trafił. Szkoda,
bo dziś politycy pasjonują się zakupem jakiś drogich zabawek dla naszej równie drogiej (naszemu sercu) armii.
REKLAMA
Zadałem również publicznie pytanie do kandydatów w kampanii prezydenckiej, czy staną po zwycięstwie
wyborczym po stronie obywateli i skierują do Sejmu oraz przeforsują ustawę, która dotyczyć będzie umów
kredytowych z niedozwolonymi klauzulami dzięki której kredyty staną się znów tym, czym być powinny, a nie
działalnością hazardową.
Zgodnie z moimi przewidywaniami nikt nie zareagował na pytanie nieważnego wyborcy z jednym wszakże
wyjątkiem (za co dziękuję): otóż kandydat Nowej Prawicy odpowiedział zdecydowanie negatywnie na moje
pytanie twierdząc, że kredytobiorcy uczestniczyli w hazardzie, który – jego zdaniem jest w wykonaniu banków
czymś legalnym. Powtórzył więc pośrednio znaną z liberalnych mediów tezę, że „widziały gały co brały”,
jednocześnie sugerując prowadzenie procesów sądowych, w które mógłby się osobiście zaangażować.
Jak to można by pogodzić z pełnieniem funkcji publicznych? Nie wiem, ale być może ów kandydat trzeźwo
ocenia swoje szanse wyborcze. Przy okazji dowiedziałem się, że kredyty denominowane różnią się w sposób
zasadniczy od indeksowanych, mimo że jest to tylko czysto techniczna różnica między sposobami uzależnienia
wielkości długu w złotych od zmian wielkości kursu walutowego, ale świadczy to o dość pobieżnej – oględnie
mówiąc – znajomości tego problemu przez liberalnych polityków. Na nich "frankowicze" raczej liczyć nie mogą.
Czy to zarazem oznacza, że pozostali kandydaci nie staną po ich stronie? Ewentualną odpowiedź na moje
pytanie uprzedził „Fakt” opisując stosunek wszystkich istotnych kandydatów do tego zagadnienia. Mimo tego
żaden z nich nie odniósł się wprost do proponowanego przeze mnie sposobu rozwiązania tego problemu, w
zasadzie wszyscy chcą jakoś pomóc dłużnikom, choć ich deklaracje są z reguły dość ogólne.
Materia³y prasowe – 2015
1
INSTYTUT STUDIÓW PODATKOWYCH
Bardziej konkretni są kandydaci „antysystemowi” czy „antysalonowi”, bo syndrom kredytów frankowych jest
wręcz podręcznikowym przykładem patologii i degradacji obecnych elit. Sądzę również, że na trwałe zagości on
w podręcznikach historii politycznej naszego kraju. Dlaczego? Bo ogniskuje wszystkie współczesne choroby
polskiej państwowości, gdzie:
demokratycznie wybrane władze tworzą przepisy, których rzeczywistym autorem są lobbyści instytucji
finansowych,
główną troską rządzących jest w tej sprawie „bezpieczeństwo banków”, które muszą zarobić nawet wtedy,
gdy doprowadzi to do pauperyzacji setek tysięcy ludzi, chcących stąd już tylko uciec,
banki mogą ignorować wyroki sądów, które w świetle obowiązującego dziś prawa nakazują im usunąć z
umów zapisy uzależniające kwotę kredytu od zmian kursu walutowego,
media, a przynajmniej ich mainstreamowa część, szantażowana pominięciem w rozdziale zleceń
reklamowych woli nie poruszać „drażliwych problemów”,
publiczna dyskusja na ten temat nie ma wiele wspólnego z jakąkolwiek rzetelnością, gdyż biorą w niej
głównie czynny udział „niezależni eksperci” powiązani z sektorem bankowym,
nikomu nie przeszkadza podejrzenie o konflikt interesów szefa resortu finansów, który był głównym
ekonomistą banku udzielającego na potęgę owych kredytów.
Poparcie dla "frankowiczów" - tylko nieśmiałe
Po prawie pięciu miesiącach sporu na tym tle nasza państwowość jawi się jako siła, która ma przede wszystkim
służyć interesom sprzecznym z dobrem ponad półmiliardowej grupy dłużników, tworzących wraz z rodzinami
dwumilionową grupę wyborców. Jedni twierdzą, że nasze państwo jest słabe, zinfiltrowane przez prywatne
interesy, nie panuje nad tym, co wychodzi spod jego ręki, choć ma dobre intencje, czyli żyjemy w świecie
nieudolnych poczciwców. Drudzy twierdzą, że jest odwrotnie, że to politycy są mało ważnymi wykonawcami
woli tych, którzy tu rzeczywiście rządzą, lecz skończyła się gra pozorów, w której od lat żyliśmy.
Kim są dla międzynarodowej instytucji finansowej skłócone ze sobą elity państwa, które przecież powinny znać
swoje dość odległe miejsce w szeregu? Gdy przyjrzymy się z bliska procesom tworzenie np. przepisów
podatkowych, które dla naszego parlamentu faktycznie pisze międzynarodowy biznes doradczy, w dodatku
biorąc za to (również od rządu) ciężkie pieniądze, to różne rzeczy przychodzą mi do głowy.
Dlaczego jednak poparcie dla "frankowiczów" jest formułowane w sposób dość ostrożny lub nic z niego
konkretnie nie wynika? Odpowiedzi udzielił jeden z kandydatów proszący o anonimowość. Otóż "frankowicze"
są ponoć najgorszym tworem tego systemu, jego ostoją i nie budzą żadnej sympatii. Chcieli ponoć „dorobić się”
dzięki tym kredytom, ale się im nie udało. Istotna część opinii publicznej, czyli wyborców, bez wahania zaliczają
do świata, który tworzy ów system. Na poparcie tej tezy przytaczana jest niekwestionowana informacja, że byli
oni od lat w zdecydowanej większości (wszyscy?) wyborcami rządzących liberałów, choć teraz zarzekają się, że
już nigdy tego nie zrobią. Ciąży na nich jednak grzech pierworodny – piętno ludzi utożsamiających się z
kontestowaną przez wielu rzeczywistością III RP.
A jak zachowają się oni sami w najbliższych wyborach? Oficjalni politolodzy uspokajają rządzących, że
pozostaną oni „mimo wszystko” wiernym elektoratem ludzi władzy, bo nie dostali konkretnego i wiarygodnego
sygnału, że ktoś chce skutecznie stanąć w ich obronie i narazić się bankom. Trudno wyrokować jak będzie,
zwłaszcza że może się jeszcze wiele zdarzyć. Stratedzy kampanii wyborczych odkładają ruch w ich stronę na
ostatnią chwilę, co ma rozstrzygnąć o ostatecznym wyniku głosowań.
Materia³y prasowe – 2015
2
INSTYTUT STUDIÓW PODATKOWYCH
Nieliczący się kandydaci nie mają tu znaczenia, bo gra jest o wielką stawkę: tylko od zwycięzcy można w zamian
za poparcie zażądać przeforsowania w Sejmie ustawy, która odbierze bankom nienależne korzyści wynikające z
indeksacji (denominacji) długu i odda je kredytobiorcom. Jeżeli jeden z dwóch liczących się kandydatów
zadeklaruje się po ich stronie, automatycznie zrobi to drugi, bo nie będzie miał innego wyjścia. Może być
również inny scenariusz: obaj kandydaci zawrą milczące porozumienie, że nie wychodzą poza ogólne poparcie,
bo grozi to utratą głosów istotnej części tzw. antysystemowców.
Jedno jest pewne: głosy "frankowiczów" mogą zdecydować o wyniku wyborów, a dla rządzących liberałów i
ludowców, zwłaszcza po wyczynach szefa tej drugiej partii, są w dużej części straconym elektoratem. Moim
zdaniem przechodzimy tu swoisty test: czy państwo polskie jest w stanie przyjść z pomocą dużej grupie
potrzebujących, przeciwstawiając się „zachodniemu” w dodatku wielkiemu biznesowi? A warto pamiętać, że to
nie ostatnia grupa poszkodowanych przez te podmioty. Będą zapewne następne, a dziś testuje się ich przyszły
los.
Jedno jest pewne: wszyscy "frankowicze" (i nie tylko) będą głosować przeciwko bankom.
http://biznes.onet.pl/wiadomosci/analizy/analizy-walutowe/w-najblizszych-wyborach-frankowicze-zaglosuja-przeciwko-bankom/cbs91m
Materia³y prasowe – 2015
3