BARDZO, BARDZO CIEMNO,OLSNIENIA ALFABETYCZNE,SMS

Transkrypt

BARDZO, BARDZO CIEMNO,OLSNIENIA ALFABETYCZNE,SMS
ZACZNĘ OD PAUMANOK (6)
ZACZNĘ OD PAUMANOK
Walt Whitman
6.
Zmarli poeci, filozofowie, kapłani,
Męczennicy, artyści, wynalazcy, byłe rządy,
Twórcy języka na innych wybrzeżach,
Narody niegdyś
opuszczone,
potężne,
teraz
zubożałe,
odludne
lub
Nie śmiem kontynuować aż do chwili, gdy z szacunkiem zapiszę,
co zostawiłaś, niosłaś
tu:
Przeczytałem to – własne dzieło podziwiam, (wertując na chwilę
pomiędzy jego wersami;)
Pomyśl, nic nie może być większe – nic nie zasługuje na więcej
niż
zasługuje;
Przyglądając się temu wszystkiemu uważnie i długo, potem
odrzucając,
Stoję tu na właściwym miejscu i we właściwym czasie.
Tu przybywają kobiety i mężczyźni;
Tu są dziedzice i dziedziczki statków świata – tu jest żar
materiałów;
Tu duchowość, tłumaczka, jawnie zaprzysiężona,
Zawsze opiekująca się końcem widzialnych form;
Po długim oczekiwaniu, nadchodzi,
Tak, oto przychodzi ma pani, Dusza.
Z cyklu „PIEŚNI O DEMOKRACJI”, Źdźbła trawy, 1900
Przeł. Marek Oktawian Bulanowski
ZACZNĘ OD PAUMANOK (5)
ZACZNĘ OD PAUMANOK (5)
Walt Whitman
5.
Weź me źdźbła, Ameryko! Weź je na południe, weź na północ!
Niech powitają je wszędzie, ponieważ są twym potomstwem;
Otocz je ze wschodu i zachodu! Bo one otoczą ciebie;
I wy, poprzednicy! Połączcie się z nimi miłością, bo one
połączą się miłością
Z wami.
Uczyłem się pilnie historii;
Siedziałem studiując u podnóżków wielkich mistrzów:
Teraz, jeśli im pozwolę, ci wielcy mistrzowie mogą wrócić i
uczyć się ode mnie!
W imieniu tych Stanów, czy mam pogardzać antykiem?
Przecież to dziedzice antyku, naprawdę.
Z cyklu „PIEŚNI O DEMOKRACJI”, Źdźbła trawy, 1900
Przeł. Marek Oktawian Bulanowski
ZACZNĘ OD PAUMANOK (4)
ZACZNĘ OD PAUMANOK (4)
Walt Whitman
4.
W roku 80. istnienia Stanów,
Mój język, każdy atom krwi, powstały z tej ziemi, powietrza,
Urodzony tu jak moi rodzice, podobnie jak ich rodzice, i ich
Rodzice,
Ja, w wieku trzydziestu sześciu lat, w doskonałym zdrowiu
zaczynam,
Wierząc, że nie przestanę do śmierci.
Moje credo i szkoły są w zawieszeniu,
(Wracam na chwilę, zadowolony z nich, jakimi są, lecz nigdy
ich nie zapomniałem.)
Przybyłem do portu na dobre i złe – pozwalam mówić , w wypadku
zagrożenia –
Teraz natura bez kontroli, za to z pierwotną energią.
Z cyklu „PIEŚNI O DEMOKRACJI”, Źdźbła trawy, 1900
Przeł. Marek Oktawian Bulanowski
ZACZNĘ OD PAUMANOK (3)
ZACZNĘ OD PAUMANOK
Walt Whitman
3.
Americanos! Zdobywcy! Marsze humanitarne;
Naprzód! Marsze stulecia! Libertad! Masy!
Dla was śpiewam pieśni.
Pieśni prerii;
Pieśni płynącej w dal Mississippi aż do Zatoki Meksykańskiej;
Pieśni Ohio, Indiany, Illinois, Iowa, Wisconsin i Minnesoty;
Pieśni, płynące z serca, z Kansas, i dalej, dla wszystkich
równo,
Strzelając bez ustanku w pulsach ognia, by ożywić wszystkich.
Z cyklu „PIEŚNI O DEMOKRACJI”, Źdźbła trawy, 1900
Przeł. Marek Oktawian Bulanowski
ZACZNĘ OD PAUMANOK (2)
ZACZNĘ OD PAUMANOK (2)
Walt Whitman
2.
Zwycięstwo, jedność, wiara, tożsamość, czas,
Ty, obecne
bogactwa,
i
przyszłe
ziemie,
porozumienie
tajemnica,
wieczny postęp, kosmos i współczesne strzały.
na
zawsze,
Zatem, to jest życie.
Oto co wyszło
konwulsjach.
na
powierzchnię
po
wielu
boleściach
i
południe,
z
Jakież to niezwykłe! Naprawdę!
Pod stopą boska ziemia – ponad głową słońce.
Zobacz obracający się glob;
Przodkowie-kontynenty są gdzieś daleko, razem;
Obecne i przyszłe
przesmykiem
kontynenty
na
północ
i
Pomiędzy nimi.
Spójrz, przestrzenie bezdroży;
Jak we śnie szybko się zmieniają, wypełniają;
Niepoliczone masy wpadają na nie;
Teraz tam jest wielu wielkich ludzi, artystów, instytucji.
Spójrz na projekt przyszłości,
Dla mnie to niepoliczona publiczność.
Idą mocnym i równym krokiem – nigdy nie przestając,
Następcy ludzkości, Americanos, jest ich sto milionów;
Jedno pokolenie jest jego częścią, i przekazuje pałeczkę
dalej,
Twarze patrzą na boki i do tyłu, na mnie, bym ich posłuchał,
Z oczami przeszłości skierowanymi na mnie.
Z cyklu „PIEŚNI O DEMOKRACJI”, Źdźbła trawy, 1900
Przeł. Marek Oktawian Bulanowski
ZACZNĘ OD PAUMANOK (1)
Walt Whitman
ZACZNĘ OD PAUMANOK
Zacznę od Paumanok o rybim kształcie, gdzie się urodziłem,
Należycie poczęty i wychowany przez doskonałą matkę;
Włóczyłem się po wielu krajach – kochałem zatłoczone chodniki;
Mieszkałem w Mannahatta, mieście statków, moim mieście – lub
na południowych
sawannach;
Byłem w obozie wojskowym, niosłem plecak i broń – także
górnikiem
W Kalifornii;
I prostakiem w rodzinnych lasach Dakoty, jadłem mięso, piłem
Ze źródła;
Czasem uciekałem do muz i rozmyślałem w głębokim zaciszu,
Oddalony od
szczęśliwy;
hałasu
tłumu,
na
jakiś
czas
urzeczony
i
I świadom pięknego daru płynącej Missouri – świadom potężnej
Niagary,
Świadom stad byków, pasących się na równinach – kudłatego byka
o silnej piersi;
Ziemi, skał, kwitnących kwiatów, doświadczyłem – gwiazd,
deszczu, śniegu,
Zdumienia;
Po wysłuchaniu śpiewu drozda i głosu górskiego jastrzębia,
A wieczorem niezrównanego pustelnika drozda znad
bagiennych cedrów,
Sam, śpiewając ku zachodowi, zaintonowałem pieśń dla Nowego
Świata.
Z cyklu „PIEŚNI O DEMOKRACJI”
przeł. Marek Oktawian Bulanowski
CZAS PYTANIA
CZAS PYTANIA
„Zyjesz w czasie stawiania pytan, ktore poddane sa probie.” –
powiedzial ojciec.
„Jesli jestes pytaniem, nie zsylaj odpowiedzi.” – odrzeklem po
chwili.
Twoje miejsce jest zajete. Na przekor wyrwanym jezykom,
wylupionym oczom, odjetym slowom, stoj prosto. Patrz wrogowi
prosto w oczy, bys nie musial niczego zalowac.
Istniejesz dzieki szorstkosci skory. Jak trawa, ktorej nigdy
nie zniszczysz. Twoim swiatem jest to, co lezy poza
horyzontem. Bys nigdy nie zapomnial, ze porzuciles Jeruzalem
dla ladacznicy bez zadnych zasad.
A historia, ktora ci sie przytrafila, jest wolaniem sprzed
tysiecy lat. Wolaniem, ktorego nie chcesz posluchac. Bo
zapomniales jego jezyka.
Dokad idziesz, synu zapomnianych stronic? Nie zabieraj ze soba
zlotego runa nicosci, ono poda ci dlon, ale wtedy niczego nie
bedziesz widzial.
Czy to nie najwazniejsze, by nosic swe imie? W potwarzach
chmur, w przeklenstwach deszczu. Przegrasz swe zycie,
wedrowke, jutro o wschodzie ksiezyca. Podasz mu dlon, a on nie
odda ci swiatla. Bo jestes wyczerpany stawianiem krokow po
sciezce pytan?
Odpocznij w cieniu lipy, jutro pojdziesz dalej, by uciec od
swej twarzy.
„Nie odwracaj sie. Glos nie wola. Znikniesz, nie zapisane beda
twe czyny ni rozmowy. Czy to wedrowka po okregu jest twoim
przeznaczeniem?”
Sciany budza cie do zycia, z czterech stron wokol glowy.
Mowia raz cicho, raz glosno glosem grudniowego snu.
Dopoki jestes, jestes ze mna, pobladly od zapachow slow.
Siedzisz przy biurku, stawiasz litery, z ktorych sklada sie
najwazniejsze pytanie. Nie odpowiesz. Nie wiesz, po co to
robisz. Odchylasz glowe w prawo, czujesz jak kropla potu
splywa po prawym policzku, po lewym.
Czymze – mowisz –barwisz moja skore? Na niej zapisane sa
wszystkie samogloski, ktore wypowiedzialo serce.
Poznaje cie, odrzeklem, po szelescie krokow, kiedy chce
odroznic odcienie nocy. To ona zabrala mi imie, ktore mi
dales. Juz nie wiem, czy pozostane fragmentem nigdy nie
dokonczonego pytania, czy brudnym sladem po plonacym zeszycie.
Czas pytania jest dojrzewaniem do podjecia decyzji. Ponaglany
przez bicie serca, odwazasz sie na to, co nigdy nie bylo
mozliwe.
Zyjac w granicach mysli, tulisz do serca trawe, na ktorej
spales, galazke wierzby, kamien, lezacy pod glowa. To daje
ukojenie.
MOSZE, DAJ PIC
MOSZE, DAJ PIC
– Mosze, daj pic, daj pic!
– Gdzie jestes, Mosze? Nie slysze ciebie. Rozmawiasz gdzies
daleko, gdzies wysoko, z Nieobecnym, a ja umieram.
– Odwracam oddech jak karty ksiegi.
– Czy przeczytales moja krew, Mosze? Nie zabijaj mnie slowami
ksiegi, daj pic!
– Przechodza.
– Czytaja.
– Ida dalej.
– Moja skora wyschla na kamien.
– Umieram. Niewidoczny. Na kartach twej rozmowy.
– Musze ja przeklac, ja – ksiege, ale czy dam rade?
– Gdzie ona jest? W szelescie stron i poruszeniu palcow?
– W twych slowach, Mosze?
– Prosze, nie otwieraj jej, ona niesie w sobie krew.
– Kim jestes, karto z zapisanym zyciem?
– Jestem twoim sercem, czytam w nim twe zranienie.
– Nie ma mnie. Jestem tylko blednym odczytaniem. Ruchem palca
po rzedzie liter.
– Z ilu skladasz sie liter?
– Moje zycie sklada sie z niemego ruchu ust, wypowiadajacych
prosbe: Daj pic, Mosze?
– Co chcialbys zrozumiec?
– Tylko czytac. Stojac u wezglowia odchodzacej matki.
– Nie, twe miejsce jest daleko, tam, gdzie nikt nie moze ci
podac zadnej litery.
– Nie odszedlem tak daleko. Chodze tylko wokol tej samej
stronicy.
– Nie pamietam, nie wiem, nie czuje, gdzie jest szlak.
– Nie zmienisz ani jednej kropki na stronie, ani jednej
litery. Ani jednego skurczu tetnic.
– Nienawidze, Ciebie, Nieobecny!
– Pozostane tylko w Twych slowach, w obietnicy, ze ciemnosc
pocaluje powieki. Pic!
MARKOWICE ZAMIAST KRAKOWA
MARKOWICE ZAMIAST KRAKOWA
Do
Pana Jacka Majchrowskiego
Prezydenta Krolewskiego Stolecznego Miasta Krakowa
Szanowny Panie Prezydencie!
Dziekuje za chec uczczenia mojego jubileuszu tworczego i
propozycje przyznania mi tytulu Honorowego Obywatela Miasta
Krakowa. Mysle jednak, ze mieszkancy naszego zacnego Grodu,
urbis celebrissimae Poloniae, ktorzy takze cenia ma tworczosc
literacka i niezmiernie licznie odwiedzaja moja strone
internetowa i blog.bulanowski.pl , oprocz checi uhonorowania
mej skromnej osoby, posiadaja codzienne potrzeby zyciowe,
ktore nie zostaly wystarczajaco dostrzezone przez zacne Wladze
Miasta. Dlatego proponuje podjecie dzialania, ktore sprawiloby
mi przyjemnosc, a mieszkancom tak dumnego grodu satysfakcje z
godnego uczczenia mojej osoby, by zmienic tradycyjna i mocno
juz przestarzala nazwe miasta Krakowa, na MARKOWICE. Ten w
gruncie rzeczy prosty gest wdziecznosci przynioslby wszystkim
mieszkancom wiele korzysci, z ktorych wymienie tylko kilka:
1. zmiana nazwy bylaby nawiazaniem do dumnej tradycji zmian
nazw takich miejscowosci jak Sankt Petersburg na
Leningrad, Katowice na Stalinogrod, Stanislawow na
Iwanofrankowsk, Krolewiec na Kaliningrad, Breslau na
Wroclaw, itp. Krakow zatem ma swych poprzednikow, co
swiadczy o nawiazaniu do pewnych chwalebnych praktyk
kulturowych i przyczyniloby sie do rozslawienia go w
swiecie.
2. realizacja mej propozycji odbilaby sie glosnym echem w
swiecie biznesu jako fakt pojednania pomiedzy roznymi
kulturami,
gdyz
moja
rodzina
pielegnuje
wielonarodowosciowe dziedzictwo austro-wegierskie, majac
w swych szeregach przedstawicieli roznych nacji, co
przyczyniloby sie do naplywu tak upragnionego
zagranicznego
kapitalu,
dajacego
zatrudnienie
bezrobotnej mlodziezy i wysokie zarobki, tak wymarzone
przez obecne masy pracujace.
3. nie bez znaczenia bylby takze efekt promocji w
swiatowych mediach, czego idealnym wrecz skutkiem bylby
przyjazd zagranicznych turystow, zostawiajacych twarda
walute u karczmarzy i wlascicieli nocnych klubow, nie
wspominajac o zagranicznych studentach, ktorzy z ochota
uczyliby sie u nas na pamiec rymow Pana Tadeusza,
jednoczesnie napelniajac
uczelniom krakowskim.
kase
niedoinwestowanym
4. Wreszcie, brzmienie slowa MARKOWICE jest staropolskie
(nawiazuje do polskiej tradycji patronimicznej – i brzmi
dumnie jak pobliskie RACIBOROWICE CZY BATOWICE – oraz
rzymskiej – od cesarza Marka Aureliusza), co byloby
idealnym polaczeniem wartosci europejskich i narodowych,
ktorym holduja wszyscy mieszkancy tego tolerancyjnego i
wielkiego grodu.
Mysle, ze przekonalem Pana oraz czcigodnych Rajcow do tego
pomyslu, zatem z niecierpliwoscia oczekuje na odpowiedz i
stosowna uchwale przeswietnej Rady Miasta.
Z powazaniem,
Marek Oktawian Bulanowski
BARDZO, BARDZO CIEMNO
BARDZO, BARDZO CIEMNO
Bardzo kochala, bardzo sciemniala.
Jest moja ciemnoscia i chroni zycie przed upadkiem w przepasc.
Bardzo, bardzo ja kochalem.
Jawerla Czarna Galaz
Ciemnosc jest trudnoscia, ktora mozna pokonac. Wije sie
pomiedzy palcami, dosiada umyslu. Mozna ja oswoic tylko jej
wlasna bronia. To znaczy ciemnym zdaniem, inna zagadka, innym
pytaniem. Twoj ojciec mowil: Synu, ciemnosc jest prawoscia
smutku. Przyloz ja do rany, a odda ci serce. Ciemnosc jest
wypowiadaniem rozlewiska pamieci; w kazdym jej zakatku pojawia
sie piolun. Najpierw musisz wskazac dla niej miejsce, a potem
bedziesz dzielil z nia sen.
Wszystko to wymiary zametu. Dlugiego, ciemnego jak trudnosc
zapisu swiata. Jak dzwiek sczernialych sylab, ktore odmowily
posluszenstwa fletni. To piesn palmy daktylowej, jest ona
slodsza od zycia. Jonathan mowi, ze w niej zawarta jest cala
madrosc nocy, ktora przyniesie o swicie ocalenie. Nie
wierzysz? Nie wierz. Nie wierz ani drodze, ani prorokom,
ktorzy glosza nadejscie dnia. Skoro wiedzie nas glos pisma,
skoro powiedzielismy tak, to za chwile odplyniemy na fali
ciemnych sylab.
Zobaczyles grusze? Widziales, jak zmienia smak latem, gdy
zauroczyla pszczole? Ona wiruje i zapala ciemnosc w oczach. Az
po koniuszek nosa. A w prawym uchu zakwitnie lisc. Nie
odpadnie nigdy. Zawsze wierny, zawsze juz bedzie spiewac
ciemnoscia gruszy, blogoslawienstwem ksiegi.
Jesli zdarza ci sie pomyslec, ze jestes zbawiony, to spojrz na
niebo w nocy. To byc moze ostatnia chwila, zanim stoczysz sie
w niepamiec. A potem bedziesz smierdzial wszystkim tym, czym
ludziles sie za zycia. Bedziesz smierdzial watroba, ktorej
powierzyles troski, sledzona, ktora pamietala pierwszy oddech,
i zoladkiem, ktory przestal trawic jakikolwiek pokarm. Mozg
jeszcze blyska ostatnimi myslami, ty plyniesz spokojem.
Rabbi, rabbi, co mowisz? Dlaczego wystawiasz na probe?
Przeciez napisales, ze mucha nie zginie, ze bedzie zyc na
krancach mysli. A czyz ma kto o nas pamietac?
„Gdy spiewasz ciemnoscia sylab, polykasz zycie, a ono da ci
wytchnienie” – mowil Elialiel. Fale kolysza twe cialo podczas
modlitwy do Tego-ktorego-nie-ma. Oddech przesyla slowa gorace
jak zar poludnia, i uleci w niebo. Po chwili rozplynie sie w
plucach i pozostaniesz sam. A w ustach poczujesz te sama
grusze, ktora matka chciala oslodzic ci usta.
(„Dlaczego, dlaczego swit jest slodki?”)
(„Dlaczego sie ukrywasz, skoro jestes wszedzie?”)
(„Dlaczego spiewasz ciemnoscia ciala?”)
Mistrzu, jestes madry, a ja nie jestem ani Grekiem, ani Zydem.
Ze mnie tylko kawalek miesa i kosci.

Podobne dokumenty