Uniwersytet psuje się od rektora. Rozmowa z prof. Leną Kolarską

Transkrypt

Uniwersytet psuje się od rektora. Rozmowa z prof. Leną Kolarską
7.2.2015
Uniwersytet psuje się od rektora. Rozmowa z prof. Leną Kolarską-Bobińską
Uniwersytet psuje się od rektora. Rozmowa
z prof. Leną Kolarską-Bobińską
Agnieszka Kublik 2015-02-07, ostatnia aktualizacja 2015-02-07 01:41:34
Na naszych uczelniach petryfikujemy struktury, które utrwaliły się lata temu. Nie ma dopływu świeżej krwi:
młodej, z innych ośrodków. Kadrą akademicką kieruje obrona status quo, zwykła rutyna i zazdrość. Z prof. Leną
Kolarską-Bobińską, minister nauki i szkolnictwa wyższego, rozmawia Agnieszka Kublik
Miło nam, że jesteś w gronie prenumeratorów cyfrowej Wyborczej
Jeśli chcesz podarować prenumeratę komuś bliskiemu, zapraszamy tutaj
Prof. Lena Kolarska-Bobińska - socjolożka, wieloletni pracownik
Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, doradczyni prezydentów Lecha
Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego. W latach 1991-97 kierowała
Centrum Badania Opinii Społecznej, a następnie Instytutem Spraw
Pub licznych. Europosłanka, w 2013 r. została ministrem nauki i
szkolnictwa wyższego.
AGNIESZKA KUBLIK: Młodzi naukowcy z Komitetu Kryzysowego
Humanistyki pokazują pani żółtą kartkę. Skrzyknęli 70 instytutów
naukowych z całej Polski. Chcą, by więcej pieniędzy szło na badania
naukowe. I grożą strajkiem.
PROF. LENA KOLARSKA-BOBIŃSKA: Od początku stawiam na rozmowę. Rozmawiam ze studentami, naukowcami,
rektorami, obrońcami zwierząt. Z humanistami także. I wiele ich oczekiwań wprowadziliśmy. Chętnie spotkam się
jeszcze raz, by porozmawiać o tym, co już zrobiliśmy, co jest w trakcie realizacji. I co można jeszcze zmienić.
Wiem, że nauka przez wiele lat była niedofinansowana. Ale w tym roku nakłady na nią wzrastają, aż o 10 proc. Środki
na wynagrodzenia pracowników uczelni publicznych w latach 2013-15 wzrastają o 30 proc. Mamy program
finansowania badań humanistycznych, który już zaczął działać w zmienionej postaci.
Tak naprawdę dziś zmienia się cały system szkolnictwa wyższego. Trwa proces różnicowania uczelni i bardzo dużo
zależy od nich samych, ich strategii, pomysłów, aktywności. Ale nie możemy odejść od naszych naczelnych zasad:
stawiania na jakość badań i kształcenia. I nie możemy zrezygnować z systemu grantowego, bo to oznaczałoby
całkowite odejście od światowych standardów.
O tych samych problemach, o których teraz krzyczą humaniści, dopiero co pisała w "Wyborczej" Maja Chodzież.
Artykuł "Będąc młodą doktorką" to "zapis poniżeń, upokorzeń, naginania prawa - codziennego mozołu kogoś, kto
nie należy do akademickiej korporacji".
- Wielu młodych ma prawo czuć frustrację.
Po pierwsze, w Polsce mamy bardzo mało miejsc pracy dla naukowców. W zasadzie są tylko na uczelniach i w
instytutach naukowych. Tymczasem w wielu państwach Unii i w Stanach Zjednoczonych naukowcy znajdują pracę w
przemyśle, w ogromnych komercyjnych laboratoriach. Pracę dobrze płatną i bardzo ciekawą - naukową, odkrywczą,
badawczą, innowacyjną.
Nakłonienie naukowców do współpracy z biznesem i przekonanie przemysłu, że warto łożyć na badania, musi
potrwać, ale możemy chociaż próbować poszerzyć pulę miejsc pracy.
Po drugie, chociaż przybywa ludzi z doktoratami, to maleje liczba młodych w szkolnictwie wyższym. Tak jest w całej
Unii, ale u nas to zjawisko jest szczególnie widoczne - ledwie 15 proc. zatrudnionych na uczelniach publicznych to
młodzi. Nasze uczelnie są zbyt zamknięte.
Po trzecie, nie jesteśmy mobilni. Szukamy pracy w nauce głównie tam, gdzie kończyliśmy studia. Często nie myślimy
o innych możliwościach, bo czujemy, że się nie uda. A to dlatego, że uczelnie zamykają się na "obcych" spoza
własnych murów, też na młodych.
Musimy otworzyć uczelnie. To chyba najważniejsze zadanie. A sprawa młodego pokolenia jest kluczowa. Stawiając na
jakość badań i uczenia, robimy to też z myślą o nich.
To brzmi jak zarzuty wobec rektorów.
- Uczelnie w Polsce wywalczyły ogromną autonomię. Są samodzielne programowo i samodzielnie prowadzą "politykę
kadrową". Biorę ją w cudzysłów, bo uważam, że często nie prowadzą prawdziwej polityki kadrowej. Prawdziwej, czyli
racjonalnej, polegającej na tym, że patrzymy, gdzie są najlepsi i w jakich dziedzinach możemy osiągać sukcesy. W
uczelnianych konkursach bardzo często startuje tylko jedna osoba. A to jest zaprzeczeniem idei konkursu.
Polska nauka nie lubi młodych?: Zdolni badacze nie mogą się przebić, a etaty zajęte przez przeciętniaków
Bo to pod nią rozpisany jest konkurs. To jeden z głównych wątków w listach młodych.
- No właśnie, czyli uczelnia nie myśli o rozwoju, sukcesie wydziału czy instytutu, tylko o zapewnieniu pracy konkretnej
osobie.
http://wyborcza.pl/magazyn/2029020,143550,17368240.html
1/5
7.2.2015
Uniwersytet psuje się od rektora. Rozmowa z prof. Leną Kolarską-Bobińską
Nasze uczelnie pilnie potrzebują zarządzania. Na świecie szkołami wyższymi zarządzają menedżerowie, a
profesorowie i doktorzy są od nauczania i badań.
W Polsce naukowcy się obruszają: "Co, będzie nam jakiś menedżer mówił, jak mamy prowadzić politykę naukową?".
A przecież właśnie po to się bierze menedżera, żeby naukowcy mog-li swobodnie prowadzić badania. Myśleć o
interesie nauki, a nie o tym, czy budżet się dopina.
Ustawa o szkolnictwie wyższym mówi jasno, że uczelnia w trybie konkursu może zatrudnić menedżera, który ma
stopień doktora. I proszę sobie wyobrazić, że rektora menedżera wybranego w konkursie ma tylko jedna szkoła
wyższa w całym kraju. Słownie: jedna! Uczelnie powinny się otworzyć na inny sposób zarządzania.
Takie hasła słyszę z różnych stron co roku. Jak mają to zrobić?
- Na przykład pisząc kryteria konkursów tak, żeby miała w nich szansę kadra z innych uczelni i miast. I ujawniać te
kryteria. Potrzebujemy przejrzystości.
Cały świat widzi w mobilności źródło sukcesów, nowych inspiracji, możliwości. My tylko petryfikujemy struktury, które
utrwaliły się na uczelniach lata temu. Nie ma dopływu świeżej krwi: młodej, z innych ośrodków.
Starzy bronią pozycji i przywilejów.
- To obrona status quo, ale nie tylko. Również zwykła rutyna. Zamiast wyciągać wnioski z czyichś sukcesów, patrzymy
na nie z zazdrością. A przecież tam, gdzie otwarto się na młodych, gdzie dba się o silny związek między mentorem a
młodym uczonym, gdzie wykładowcy wspomagają swój narybek - tam są wymierne efekty.
Kiedy rozmawiam z młodymi naukowcami, którzy dostają ministerialne nagrody - a jest ich ogromna liczba - zawsze
słyszę: "To zasługa mojego mentora, to mój opiekun mnie pociągnął, to mój profesor mnie zainteresował tematem".
Nagrodę dostają ci młodzi, ale dostaje też zespół i cała jednostka naukowa, bo wpisuje to w swoje osiągnięcia. Ale
taka współpraca młodych i starszych to ciągle rzadkość. Gorzej - w wielu jednostkach doktorantów uważa się za tanią
siłę roboczą. W ustawie jest powiedziane, że doktoranci mają wykonywać określone pensum: 90 godzin rocznie.
Prowadzą więcej zajęć - a to jest zwyczajnie niezgodne z prawem.
Jakbym słyszała młodych doktorów: "Traktuje się nas jak parobków, jesteśmy przyjmowani na wydziały jako
darmowa siła robocza".
- Wiem, że bez młodych nauka w Polsce nie przyspieszy. Dla mnie - dla nas w ministerstwie - to oczywiste. I proszę
nie traktować tego jako okrąg-łej deklaracji. My już działamy. Jest wiele grantów ministerialnych, które premiują
młodych. Wysyłamy ich za granicę na stypendia, np. w ramach programu TOP 500 Innovators. W Narodowym
Centrum Nauki 20 proc. środków idzie na granty dla młodych naukowców.
Ale nie zamierzam pani przekonywać, że jest dobrze, bo daliśmy tyle a tyle grantów. Uważam, że duch i kultura
organizacyjna instytucji naukowych zmieniają się za wolno. One muszą być oparte na kryteriach merytorycznych, a nie
hierarchicznych.
Polska nauka grantem stoi: Młoda doktorka pozna sponsora
Młodzi się skarżą, że "zdobycie grantu to początek drogi przez mękę. Ilość dokumentów liczy się w kilogramach".
- Akurat młodzi dają sobie nieźle radę ze składaniem wniosków. Ale gdy namawiam uczelnie do zdobywania grantów
europejskich, to proszę, żeby zadbały o pomoc administracyjną dla naukowców. Żeby grant coś dał, musi być podział
ról na badaczy i osoby wspierające administracyjnie. Warto, żeby coraz więcej osób nauczyło się przygotowywać
dobre projekty, bo na tym opiera się europejska i światowa nauka.
Maja Chodzież pisze tak: "10 proc. naukowców zbiera 90 proc. pieniędzy z grantów".
- To prawda. Z naszych ostatnich danych wynika, że w kulturze grantowej funkcjonuje około 10 proc. naukowców. O
granty walczą przede wszystkim młodzi. Z powodzeniem - bardzo dużo młodych polskich naukowców osiąga sukcesy
międzynarodowe. I media o tym mówią.
Ale to wciąż tylko 10 proc. Chodzież sugeruje, że naukowcy nie wierzą w sukces. Mają poczucie, że granty są
tylko dla wybranych.
- Nie. Raczej chodzi o to, że ci, którzy się już nauczyli wypełniać te wszystkie dokumenty, potem mają łatwiej i
wygrywają. Również sięgają po najlepsze granty europejskie.
Młodzi czują, że uczelnie marnują ich kapitał intelektualny.
- Na uczelniach za mało patrzy się na młodych jak na kapitał. Nie możemy tracić tych talentów! Dlatego oprócz zmian
prawnych i wielu programów chcemy teraz ze środowiskiem wypracować Kartę etyczną uczelni.
Jest problem z etyką na wyższych uczelniach?
- Już o tym mówiłyśmy: konkursy, w których startuje jedna osoba, konflikt interesów. W Karcie etycznej zaproponujemy
np. kadencyjność dziekanów i kierowników katedr, ustalenie przez uczelnie przejrzystych zasad organizacji
konkursów. Teraz kierownikiem katedry można być dożywotnio. To oznacza szklany sufit dla młodych - bo jak oni mają
awansować?
To młodzi zwrócili uwagę na doktorat Marka Goliszewskiego. Odkryli, że praca jest odtwórcza. I że biznesmen
zasiada w radzie związanej z wydziałem, na którym się broni.
- Prawda, ale to wyjątek. Są różne organizacje studenckie, stowarzyszenia młodych naukowców, ale nie słyszę, żeby
nagłaśniały takie przypadki: dlaczego tu startuje tylko jedna osoba, dlaczego ten konkurs ogłoszono tylko w jednym
medium. By zwracali uwagę na jakość badań i nauczania.
http://wyborcza.pl/magazyn/2029020,143550,17368240.html
2/5
7.2.2015
Uniwersytet psuje się od rektora. Rozmowa z prof. Leną Kolarską-Bobińską
Rozmawiamy też z Centralną Komisją do spraw Stopni i Tytułów o lepszej kontroli nad jakością doktoratów i
habilitacji.
Chcemy pokazać konkretne reguły, do których można się odwoływać. Na przykład Unia Europejska oczekuje od
instytucji, które występują o granty, przestrzegania Europejskiej Karty Naukowca i Kodeksu Postępowania przy
Rekrutacji Pracowników Naukowych. A tam jest mowa m.in. o zapewnieniu naukowcom godnych warunków
zatrudnienia.
Ale w Europie to też jest duży problem. W Anglii wykazano, że ponad połowa naukowców jest poniżana przez innych.
Godne warunki to przede wszystkim etat. Młodzi nie chcą pracować na śmieciówkach, bez składki na ZUS, bez
składki emerytalnej.
- To naturalne, że dążą do stabilizacji. W opowieści doktorantki Mai Chodzież uderzyło mnie coś, co wydawało mi się
niewyobrażalne na uczelni: że umowy są podpisywane dopiero po zakończeniu pracy.
Niepiękny świat młodych naukowców: Biegnij, doktorku, biegnij
Umowa o pracę na pół roku, potem na rok. Kolejna, zgodnie z kodeksem pracy, powinna być na czas
nieokreślony. Wtedy dziekanat sugeruje, żeby wziąć miesiąc na umowę-zlecenie. Po miesiącu - znów umowa na
pół roku, bo przecież była przerwa w stosunku pracy. To autentyczna historia doktora nauk humanistycznych na
Uniwersytecie Warszawskim.
- To nie może być zaakceptowane w żadnej pracy.
To konstatacja faktu, nie usprawiedliwienie?
- Nie, w żadnym wypadku. Wiele tych zjawisk, które pani opisuje - umowy śmieciowe, obchodzenie kodeksu pracy,
ustawione konkursy - to jest niestety choroba, z którą walczymy. A uczelnie muszą być wzorem, dobrymi
pracodawcami.
Pani profesor, chciałoby się wierzyć...
- ...że na uczelniach jest bardziej etycznie?
Naukowcy często mają poczucie, że ich legitymizacja pochodzi tylko z procesu twórczego, nie z kontaktów z
otoczeniem, ze studentami. W sprawie tego doktora z UW jako minister mogę odpowiedzieć tak: prawa nie wolno
łamać nigdzie. Podobnie jak uczciwego postępowania w odniesieniu do pracowników. Niezależnie od ich pozycji.
Środowisko musi zmieniać kulturę organizacyjną. Nie można mówić: mam za dużo roboty, żeby zajmować się
transparentnością, regułami, kulturą, etyką.
Uczelnie były ostojami etosu - pracy, kultury, nauki. Co się z nim stało?
- Nie idealizowałabym przeszłości. Po prostu uczelnie się zmieniają. Na całym świecie. Teraz dużo więcej mówi się o
odpowiedzialności uczelni wobec społeczeństwa i gospodarki. Ale nauki nie da się rozwijać bez dobrych relacji
między pracownikami, szacunku, współdziałania.
Uczelnie w krajach Europy Zachodniej są nastawione na studenta. Student to klient. U nas student nie jest punktem
odniesienia. A o młodych naukowcach trzeba myśleć jak o potencjale, zastrzyku energii dla uczelni.
Tych klientów-studentów nam ubywa. W roku akademickim 2013/14 studiowało 1,5 mln, rok wcześniej 1,67 mln.
- I dlatego już teraz sytuacja się zmienia, choć zbyt wolno. Rośnie konkurencja między uczelniami. Zachęcają one
studentów. Powinny też zadbać o młodych naukowców, doktorantów. Na przykład promując tzw. mentoring, czyli
dobrze rozumianą opiekę naukową.
Problem w tym, że teraz uczelnie będą obniżać kryteria, by mieć więcej słuchaczy, bo za studentem idzie kasa.
Bez względu na jego talent.
- To nie do końca prawda.
W mediach często pojawia się informacja, że pieniądze przede wszystkim idą za studentem. Tymczasem tylko 12
proc. dotacji, którą otrzymują uczelnie, to pieniądze zależne od liczby studentów. Finansowanie zależy też od jakości.
Liczba nauczycieli akademickich, zrealizowane projekty badawcze - to również się liczy.
To wygodnictwo jest problemem polskich uczelni: Pieniądze? Wcale nie
"Żeby wypełnić pensum, habilitant w Polsce prowadzi zajęcia z siedmiu-ośmiu różnych przedmiotów. Zna się
dobrze na dwóch-trzech powiązanych z jego dziedziną". Ci młodzi źle uczą. Żyjący od zlecenia do zlecenia
frustraci kształcą przyszłych nauczycieli czy lekarzy. Klient nie będzie zadowolony.
- Może osoby, które prowadzą prace badawcze, powinny mieć mniejsze obciążenie dydaktyczne na czas realizacji
grantów badawczych? Ale to zależy od szefa zespołu, uczelni. Dużo młodych prowadzi świetne badania, wygrywa
nagrody międzynarodowe i uczy ciekawie.
Maja Chodzież w końcu dostała pracę za granicą: "Przysłali mi umowę o pracę - podpisaną. U nas zawsze
podpisywałam najpierw ja. Umowa zawiera różne zapisy o trzymiesięcznym okresie wypowiedzenia, o składkach
emerytalnych, o urlopie wypoczynkowym, macierzyńskim, rodzicielskim".
- Miała dużo szczęścia, bo nawet na Zachodzie takie umowy z rozbudowanym pakietem socjalnym nie są
standardem.
http://wyborcza.pl/magazyn/2029020,143550,17368240.html
3/5
7.2.2015
Uniwersytet psuje się od rektora. Rozmowa z prof. Leną Kolarską-Bobińską
Ale wyższe pensje są. Doktor habilitowany na historii UW zarabia brutto 3960 zł.
- Mało. Ale też w ostatnich trzech latach płace naukowców wzrosły o 30 proc.
Nie starcza mu na książki, zwłaszcza obcojęzyczne, na konferencje naukowe za granicą.
- Jest mi bardzo przykro. Ale muszę powiedzieć, że zróżnicowanie płac w nauce jest ogromne. Znam młodą
dziewczynę, jest jednym z naszych ambasadorów nauki. Ma bardzo dużo grantów, mówi, że starcza jej na wszystko.
Można być naukowcem i bardzo dobrze zarabiać.
To raczej wyjątek. Są tacy, którym starcza na wszystko, bo mają w Polsce dwa etaty na uczelni, dwa za granicą.
To nie jest naukowiec, to dydaktyk.
- Praca naukowca to badania, pisanie, ale też wykłady. No i popularyzacja nauki. Mnie również to dotyczyło. Pisałam
ekspertyzy, raporty, miałam wykłady dla kadry kierowniczej. Choć rozumiem, że często trudno pogodzić pracę naukową
z dydaktyką.
Powtórzę raz jeszcze: nakłady na naukę rosną. Polska obecnie osiąga prawie 1 proc. PKB w wydatkach na badania i
rozwój.
Średnia unijna to ponad 2 proc.
- To prawda. Już wspominałam, że naszą bolączką są niskie wydatki sektora prywatnego. Tylko jedna trzecia
pieniędzy na badania i rozwój pochodzi od prywatnych przedsiębiorstw. W USA, Japonii czy Niemczech sektor
prywatny wydaje na naukę znacznie więcej. Ale to gospodarki najbardziej rozwinięte. U nas wciąż niewiele
przedsiębiorstw prowadzi własne badania czy prace rozwojowe. Z czasem będzie ich coraz więcej. Ale już teraz
pieniędzy w nauce przybywa. Jesteśmy na najlepszej drodze, by do 2020 roku osiągnąć nakłady na badania i rozwój
na poziomie tych 2 proc. PKB.
Zobacz również: wideo Magazynu Świątecznego 07-08.II.2015
A poza tym w Magazynie Świątecznym:
http://wyborcza.pl/magazyn/2029020,143550,17368240.html
4/5
7.2.2015
Uniwersytet psuje się od rektora. Rozmowa z prof. Leną Kolarską-Bobińską
Žižek: Nadchodzi nowe średniowiecze
Kiedy w mediach słyszę słowa "demokracja" czy "prawa człowieka",
natychmiast zaczyna mnie mdlić. Ze Slavojem Žižkiem rozmawia
Sławomir Sierakowski
Czy Franciszek jest lewakiem?
Dlaczego konserwatyści mają problem z papieżem
Ojciec, numer 20761
- Kiedy dorośniecie, zabiorę was tam i wszystko pokażę - obiecywał.
Nigdy się na to nie zdobył. Chyba nie był w stanie wytrzymać
ponownej konfrontacji śmierci z życiem w towarzystwie dzieci, które
stanowiły przedłużenie jego cudem ocalonego istnienia
Mity greckie
Coś, co w środku i na północy Europy nazywa się lenistwem, w
Grecji lenistwem nie jest. Ludzie tutaj naprawdę muszą żyć wolniej
Kolekcjoner
Odzyskiwanie kamienic z lokatorami to specjalność Marka
Mossakowskiego. Spis 51 adresów, do których rości sobie prawa,
zatytułował "Moje grunty warszawskie"
Dżihad, wielka przygoda
Nie zbombardowaliśmy Asada, nie odbiliśmy Krymu, pozwalamy religijnym szaleńcom szarogęsić się w kolebce
cywilizacji. W najważniejszej bitwie - o wartości - zbiorowo zdezerterowaliśmy. Z prof. Jeanem-Pierre'em Filiu
rozmawia Marta Urzędowska
Małgorzata Szumowska: Lubię odzierać ze złudzeń [ROZMOWA]
Innych - i siebie też. Wiara wiarą, a jednak mnie wkurza, że ludzie stale muszą budować sobie jakieś iluzje - z
Małgorzatą Szumowską rozmawia Tadeusz Sobolewski. Film Szumowskiej "Body/Ciało" startuje w konkursie
głównym Festiwalu Filmowego w Berlinie.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html © Agora SA
http://wyborcza.pl/magazyn/2029020,143550,17368240.html
5/5