Tomasz Prusek, Ja, spekulant, GazetaWyborcza

Transkrypt

Tomasz Prusek, Ja, spekulant, GazetaWyborcza
Ja, spekulant
Tomasz Prusek
26.09.2011 , aktualizacja: 29.09.2011 13:42
Jest bardzo mała różnica między spekulantem a inwestorem: jeden się
do tego przyznaje, a drugi nie.
Tomasz Prusek: Mówi Pan o sobie: spekulant. Nie wstyd panu? Przecież
w kryzysie politycy obwiniają spekulantów o całe zło: od
napompowania bańki na amerykańskich nieruchomościach, drogich
franków po zdołowanie greckich obligacji.
Zenon Komar*: Czy mi wstyd, że badam, myślę, rozpatruję? Nie. A to, że politycy
wskazują palcami na spekulantów jako winnych kryzysu nie jest niczym
nadzwyczajnym. Tak zawsze było i będzie. Tymczasem to właśnie populistyczni
amerykańscy politycy napompowali bańkę nieruchomościową, a nie spekulanci. Dali
ludziom uwierzyć, że można wydawać więcej niż się posiada i ma się szanse spłacić.
Stworzono nawet tzw. kredyt dla NINJA co można by przetłumaczyć, jako kredyt dla
osób bez dochodów, bez pracy i bez aktywów. Ich spłata musiała być przecież iluzją.
Spekulanci nie mieli z tym nic wspólnego.
Czy giełda potrzebuje spekulantów?
- Spełniają nadzwyczaj pożyteczną rolę, bo zapewniają płynność. Na płynnym rynku
każdy może w dowolnym momencie kupić lub sprzedać np. akcje. Spekulacja jest
tożsama z inteligentnym działaniem, nie robi się czegoś na chybił trafił, lecz po
przemyśleniu. Inwestor kupuje aktywa: akcje, obligacje, nieruchomości, monety,
znaczki. Spekulant kupuje i sprzedaje ryzyko, i chce być za to wynagrodzony. Nie
chce zarobić 10 czy 15 proc. rocznie, ale więcej. I nie ma w tym nic złego.
Czyli Gordon Gekko ze słynnego filmu "Wall Street" miał rację?
Chciwość jest dobra?
- Jest dobra w tym sensie, że trzeba brać zyski. Ale po trupach? O nie. Jeśli kosztem
jest to, że robisz komuś krzywdę, to chciwość jest zła. Jeśli kupujesz firmę, aby ją
podzielić i zniszczyć, czynisz zło.
A jeśli skutkiem spekulacji miałby być upadek państwa albo
bankructwo firmy?
- A ma pan pewność, że ten upadek państwa czy bankructwo firmy są skutkiem
spekulacji? 13 lat temu zbankrutowała Rosja, wcześniej Polska, Argentyna, Chile, a
podczas wojny domowej Stany Zjednoczone. Czy to było skutkiem działań
spekulantów? W większości przypadków bankructwo jest wynikiem nadmiernych
długów.
Lepiej przywróćmy słowu spekulacja pozytywne znaczenie, bo jak powiedział jeden z
guru giełdowych jest bardzo mała różnica między spekulantem a inwestorem: jeden
się do tego przyznaje, a drugi nie.
A jest jakieś przeciwieństwo między spekulacją a inwestowaniem?
- Dla jednych tak, dla innych nie. Zarówno inwestor, jak i spekulant oczekują zysku.
Nie ma tu żadnego przeciwieństwa. Różni ich głównie jakość aktywów będących w
kręgu ich zainteresowania i czas ich trzymania. Osobiście uważam, że między nimi
jest więcej podobieństw niż przeciwieństw. Spekulant szybko staje się inwestorem,
gdy tylko mu nie wypali transakcja. Okłamuje się, że skoro mu nie wyszło i ma stratę,
to poczeka dłużej i zarobi. Gdyby jednak miał szybki zysk, zainkasowałby go i
mówiłby o sobie z dumą: "spekulant".
A może spekulacja to ciemniejsze działania na giełdzie, o nieczystych
intencjach, podstępne, a inwestowanie jest długoterminowe i
odpowiedzialne?
- Jest to z gruntu fałszywa teza, aczkolwiek wielce popularna szczególnie podczas
kryzysów, kiedy dobrze jest znaleźć winnego wszelakich niepowodzeń. Podczas
kryzysów łatwo zapomina się o podstawowej roli giełdy, która ma dostarczać
kapitału. Czy ktoś, kto kupił akcje spółki z zamiarem trzymania ich przez następne
pięć lat, i czuje się dzięki temu pozytywnym inwestorem wykazuje się rzeczywiście
wielką odpowiedzialnością? A jeśli tak, to wobec kogo i czego, gdy po pół roku traci
30 czy 50 proc. zainwestowanego kapitału? Czy oby nie powinien sprzedać akcje,
kiedy traciły tylko 5 proc., narażając się przy tym na miano obrzydliwego spekulanta?
Tego typu pytania i tezy niepotrzebnie dzielą ludzi na odpowiedzialnych i
podstępnych.
Obowiązkiem każdego spekulanta jest wykorzystywanie wahań rynkowych, tak jak
obowiązkiem regulatora jest eliminacja instrumentów zagrażających stabilności
systemu finansowego. Trzeba zdecydowanie oddzielić w bankach działalność
komercyjną od inwestycyjnej. To może zrobić tylko regulator. Tak właśnie było po
krachu w 1929 r. Depozytami obywateli nie wolno grać na giełdzie i koniec.
Obserwuje pan rynek instrumentów od 30 lat. Czy trzeba było je tak
bardzo rozmnażać, tworzyć tę całą skomplikowaną i trudną do
opanowania inżynierię finansową?
- Część tak, część nie. Weźmy na przykład ETF-y (fundusze odwzorowujące wiernie
skład indeksów - red.). Dla giełdy warszawskiej ETF na indeks WIG20 pozwala za
jednym zamachem kupić akcje 20 największych firm. To najlepszy twór od czasu,
kiedy wynaleziono chleb z masłem. I tak np. kupując akcje indeksu Morgan Stanley
Capital International World (MSCI World) kupuje się cząstki aż 1800 różnych firm
pochodzących z 23 krajów. Pierwszy ETF powstał w 1993 r. w USA, w Europie w 1999
r., w Polsce w zeszłym roku. Na świecie są już tysiące ETF-ów. Nie wszystkie
przetrwają. Rynek potrafi sam się oczyścić z nadmiaru instrumentów. Ale te
szkodliwe muszą być eliminowane lub nadzorowane. Mam na myśli obligacje
toksyczne, które były sprzedawane jako obligacje wysokiej wiarygodności, wszelkiego
rodzaju derywatywy, a także nadmierne lewarowanie. Warren Buffett uważa, że
derywatywy są bronią masowego rażenia, bowiem niosą ze sobą ryzyko, które może
zachwiać systemem finansowym świata. I zachwiały w latach 2008-2009, bowiem
nie kontrolowano wielkości pozycji. Tak jak dzisiaj - i to już od wielu miesięcy tematem dnia polskich mediów jest frank szwajcarski, tak na początku 2009 r.
tematem numer jeden były opcje. Komisja Nadzoru Finansowego szacowała wartość
zobowiązań polskich firm z tytułu gry na opcjach na kwotę rzędu 15 mld złotych.
Część firm nie przetrwała, a inne znalazły się w poważnych finansowych tarapatach, z
których będą wychodzić latami. Niekontrolowane, olbrzymie pozycje w takich
derywatywach jak credit-default swaps (CDS) pogrążyły wiele amerykańskich firm, w
tym renomowaną American International Group (AIG), która ochoczo sprzedawała
polisy ubezpieczeniowe na długi - jak się poźniej okazało - upadających firm. John
Paulson, nowy geniusz na Wall Street, zainwestował 22 mln dolarów w CDS
stanowiące rodzaj polisy ubezpieczeniowej na dług Lehman Brothers. Było to tak,
jakby wykupił polisę ubezpieczeniową na domy wzdłuż Oceanu Indyjskiego - których
nie był właścicielem - na moment przed atakiem tsunami. Kiedy rząd federalny
pozwolił na upadek Lehman Brothers, polisa ta przyniosła mu 1 mld dolarów zysku.
Instrumenty tego rodzaju, choć dobrze brzmią jako np. "polisy ubezpieczeniowe" są
niewątpliwie kontrowersyjne.
Z czym najtrudniej pogodzić się spekulantowi? Z akceptacją strat? A
może zysków?
- Prawdziwy spekulant w ogóle nie zakłada, że jego transakcja będzie zyskowna.
Dlatego nie ma kłopotu z pogodzeniem się ze stratą. Wie, że większość transakcji
będzie przegrana. Inwestor nie zakłada tego: jak coś spada, to trzyma, albo dokupuje,
aby obniżyć cenę nabycia. Ludzie znacznie bardziej nie lubią strat niż lubią zyski:
szybciej zamykają pozycje na plusie, niż na minusie. Niektórym nie przychodzi do
głowy, że można kapitał nie tylko podwoić, ale nawet pomnożyć np. 50 razy. Dlatego
za szybko kończą trafione inwestycje.
Do którego momentu należy na giełdzie akceptować stratę?
- Jedną z największych umiejętności w spekulacji jest ucinanie strat. Chodzi o to, aby
nie doprowadzić do finansowej katastrofy, tylko wcześniej się wycofać. Stracić dwa,
trzy, pięć procent, ale nie pięćdziesiąt. Każdy spekulant powinien stale myśleć o
ochronie kapitału. Tak samo jak kierowca o zapinaniu pasów przed rozpoczęciem
jazdy. Nikt nie zakłada, że się rozbije. Ale jeśli się to zdarzy, to dzięki pasom nie straci
życia.
Podobno zarządzający funduszami kładąc się spać myślą nie o analizie
technicznej czy fundamentalnej firm, w które zainwestowali, ale czy
mieli dziś szczęście? W spekulacji szczęście jest potrzebne?
- Szczęście wyzerowuje się na koniec dnia albo życia. Kiedyś miałem akcje pewnej
firmy i wystawiłem je na sprzedaż po 99 dolarów, ale cena doszła do 97 i 5/8, i
skończyła się sesja. Nie sprzedałem, a następnego dnia otworzyły się po 128 dol.!
Miałem nagle 30 tys. dol. więcej, na które wcale nie zasłużyłem. Ale równie dobrze
mógłbym wymienić sytuacje, w których miałem pecha i te 30 tys. dol. straciłem.
Napoleon promując generałów pytał, czy mają szczęście. Jak nie, to mówił "do
widzenia". I jego samego kiedyś opuściło.
Czytaj recenzję: Zenon Komar wraca i podpowiada jak spekulować
* Zenon Komar doświadczenie giełdowe zdobył na amerykańskim rynku papierów
wartościowych m.in. jako wiceprezes banku inwestycyjnego Smith Barney Shearson.
Właśnie ukazała się jego książka "Sztuka spekulacji po latach", czyli kontynuacja
"Sztuki spekulacji" z 1993 r., która była wtedy kultową lekturą rzeszy początkujących
giełdę inwestorów, a także kandydatów na maklerów i doradców inwestycyjnych.