Kresowe zmagania z prądem
Transkrypt
Kresowe zmagania z prądem
Kresowe zmagania z prądem Autor: Jan Wyganowski („Energia Gigawat” – grudzień 2008) - Nie ma węgla, nie ma prądu, jest za to kryzys. Jak mamy zatem się rozwijać, produkować, zatrudniać nowych pracowników? – Ŝalili się podlascy przedsiębiorcy podczas spotkania z Izbie Przemysłowo-Handlowej w Białymstoku, w którym brali udział biznesmeni oraz włodarze województwa i największych w tym regionie miast. Fakt. Tej jesieni oraz zimy na węgiel trzeba było zapisywać się – jak za PRL-u – w długie kolejki, a na wschodzie Polski za tonę polskiego złota płacono 600–650 złotych! Podczas, gdy w kraju tylko się mówi i ostrzega o groŜącym kryzysie energetycznym, na wschodzie Polski juŜ nie tylko wieś i chłopskie zagrody odczuwają niedostatek energii elektrycznej, ale i przedsiębiorcy, stawiający nowe zakłady produkcyjne z mniejszych miejscowości, mają trudności z pozyskaniem tzw. mocy energetycznych. Na decyzję czekają nieraz 1,5–2 miesiące, albo i dłuŜej. Właśnie prokuratura oskarŜa burmistrza Siemiatycz, Ŝe sprzedał pewnej spółce z branŜy rolnej, produkującej m.in. terakotę, działkę za 30 tysięcy złotych, podczas, gdy była ona warta 270 tysięcy i w akcie notarialnym nie zawarł zapisu o obowiązku zbudowania zakładu. Tymczasem firma chce jak najbardziej i zakład zbudować, i 350 ludzi zatrudnić, tylko ma problemy z uzyskaniem tam przydziału mocy energetycznej. Trwa teŜ spór, kto i za czyje pieniądze ma opracować kosztowny raport o oddziaływaniu inwestycji na środowisko. MoŜe nowa ustawa o ochronie środowiska, która weszła w Ŝycie 15 listopada br. rozwieje te wątpliwości. W kaŜdym bądź razie, grunt został sprzedany prawie 4 lata temu, a inwestycja nie ruszyła z miejsca. Co zaś do ceny, to burmistrz powiada, Ŝe rada miejska, bo to ona podejmowała decyzję, gotowa była sprzedać grunt za przysłowiową złotówkę, aby tylko ktoś zechciał w ich gminie jakiś zakład przemysłowy postawić. Tymczasem – jak wskazują eksperci – wystarczy tylko większe zapotrzebowanie na prąd w Warszawie, a trzeba byłoby odłączyć z sieci cały region północno-wschodni. Ostatnio premier Donald Tusk rzucił myśl budowy w Polsce dwóch elektrowni atomowych: jedną na Pomorzu, drugą gdzieś na wschodnim krańcu Rzeczypospolitej, np. na Podlasiu. Te inwestycje miałyby nie tylko dać krajowi energię elektryczną, ale i miejsca pracy, a wiadomo, Ŝe tam jest największe bezrobocie. O pomoc w zbudowaniu w Polsce elektrowni atomowych premier zwracał się nawet do władz Korei Południowej podczas obrad szczytu krajów azjatyckich i europejskich w Pekinie pod koniec października 2008 r. Tylko ta myśl dotarła na piękną ziemię suwalską, a juŜ odezwały się protesty. Mieszkańcy tego regionu dobrze w pamięci mają jeszcze awarię elektrowni atomowej w Czarnobylu i do dziś zwiększone zachorowania na raka zwalają na karb tejŜe awarii, stąd teŜ zdecydowanie wypowiadają się przeciwko takiej inwestycji. Co prawda obecne elektrownie budowane są w całkiem innej technologii, a i w Czarnobylu wydaje się, Ŝe zawiódł człowiek, a nie technika, to nie ulega wątpliwości, Ŝe trudno będzie decydentom przekonać ludzi do takiej inwestycji. I nie tylko na Suwalszczyźnie. Ludzie w tym regionie protestują ostatnio bardzo skutecznie, np. przeciwko lokalizacji spalarni śmieci, obawiają się, Ŝe dość nowoczesne zakłady skutecznie zatrują im Ŝycie, więc tym bardziej będą protestować przeciwko elektrowniom atomowym. Nic dziwnego, Ŝe nie chcąc się naraŜać elektoratowi, nawet poseł z turystycznouzdrowiskowego Augustowa, Leszek Cieślik, uspokaja, Ŝe to tylko myśl, Ŝe premier nie powiedział dokładnie, gdzie taka elektrownia miałaby być budowana, no i w ogóle od pomysłu do realizacji droga daleka, gdzieś co najmniej 10 lat. Dosyć nieoczekiwanie pomocną energetyczną dłoń wyciągają ku nam Rosjanie. Gubernator obwodu kaliningradzkiego - Grigorij Boos złoŜył marszałkowi województwa warmińskomazurskiego ofertę kupna energii elektrycznej z nowobudowanej w obwodzie elektrowni atomowej. Jak juŜ informowaliśmy, koło Sowiecka Rosjanie zbudują do 2015 roku elektrownię o mocy co najmniej 2300 megawatów, z moŜliwością jej dalszej rozbudowy. Co prawda decyzje o takich sprawach, jak eksport energii, zapadają na wyŜszym szczeblu, ale znając rosyjskie realia, moŜna być pewnym, Ŝe gubernator wiedział, co mówi i Ŝe było to oficjalne zaproszenie Polski do rozmów na ten temat. Ruszyły wreszcie (na szczęście bez fleszy telewizyjnych) polsko-białoruskie rozmowy o współpracy w róŜnych dziedzinach. Polscy i białoruscy eksperci rozmawiają ze sobą od kilku dobrych tygodni m.in. o współpracy kulturalnej, gospodarczej, turystycznej, otwieraniu nowych przejść granicznych. Kto wie, czy to nie dobra okazja, by np. porozmawiać o poruszanej juŜ w 2002 roku sprawie modernizacji elektroenergetycznej linii transgranicznej Roś-Białystok. To tędy jeszcze przed kilkoma laty płynął do nas białoruski i rosyjski prąd. JuŜ w 2003 roku, podczas IX Sesji Polsko-Białoruskiej Komisji Mieszanej ds. Współpracy Gospodarczej i Handlowej rozwaŜano pomysł podwyŜszenia napięcia roboczego z równoczesnym przekształceniem linii przesyłowej w linię prądu stałego. Wówczas energia elektryczna mogłaby być przesyłana w obie strony. Na szczęście w tym czasie uruchomiono linię energetyczną Brześć II – Wólka Dobrzyńska. Pomyśleć, Ŝe jeszcze kilka lat temu to Polska miała namiar energii elektrycznej przez co zaniedbała własne inwestycje. Teraz, jak obliczono w Ministerstwie Skarbu, trzeba w perspektywie 20 lat wydać na moce wytwórcze energetyki 120 mld złotych. Do tej sumy naleŜałoby jeszcze dodać koszty modernizacji linii przesyłowych.