SPEKTAKL BOŻONARODZENIOWY 2012

Transkrypt

SPEKTAKL BOŻONARODZENIOWY 2012
SPEKTAKL BOŻONARODZENIOWY W GIMNAZJUM
SCENA I
Połowa sceny odsłonięta. Stara szopa. Wokół siano i słoma. Mrok. Słychać chrapanie. Powoli
zapalają się światła. Widać zakopane w sianie dwie postaci. Smacznie śpią dwa diabły;
Belzebub i Mefisto. Nagle hałas. Wpada Lucyfer, budzi ich, jest zły.
LUCYFER:
Ubrany w białą, elegancką koszulę – zapięta pod szyję, widoczna muszka. Czarne spodnie i
buty oraz czarna peleryna. Wąsik w stylu francuskim. Zadbany, energiczny. W ręku trzyma
bat.
- Wstawać, wstawać! Zatracona hołoto diabelska!
(próbuje obudzić śpiące diabły)
- Przecież wy tu chłopy żywcem zgnijecie!
MEFISTO:
Diabeł rodem z wiejskich opowieści. Stylizowany na „diabła chłopskiego”. Czarne, kudłate
włosy, sumiaste wąsy. Ubrany w czarne spodnie i flanelową koszulę w kratę. Długi ogon,
kopyta. Od stóp do głów w słomie i sianie. Posługuje się gwarą.
(Jąka się )
- Coś coś coś ty za jedyn? Psychodzis na jakąś kontrol?
(Zaspany)
- Jesce się nie strasy jesce cas.
LUCYFER
(Poirytowany)
- Nie jestem żaden kontroler ty jąkało! Ale Pan Lucjusz-Lucyfer. Diabeł pierwszej kategorii.
Ukończyłem Akademię Diabelską z wyróżnieniem!
BELZEBUB:
Pulchny, kudłaty diabeł, czarne kręcone włosy, krótkie rogi, sumiasty wąs. Ubrany jak
Mefisto. Posługuje się gwarą.
- Łoooooooo to się teroz u nos w piekle zmieniło. Za nasych młodych lat nie było tam jakiś
JAKADEMIJÓW tylko wypchnęli nas na świat, rzekli kuś ludzi – FERTIG.
(Podchodzi do Lucyfra)
- My są ino biedne, wsiowskie diabły.
LUCYFER:
(Z irytacją)
- Cicho bądź!
Nic mnie to nie obchodzi!
To wy nie wiecie, że dziś Jezus na świat przychodzi?!
MEFISTO:
(Lekceważąco. Układa się do dalszej drzemki na snopku słomy)
- A no i cóż. Jak co roku przychodzi, by ludzi z grzechu oswobodzić.
LUCYFER:
(Wpada w gniew)
- I mówicie to z takim spokojem! Wy kipigrosze!
(Sam do siebie)
- O bramy piekieł z kim ja pracuje! Wy kpy!
W tej chwili zabierać się do roboty!
Przecież sam wszystkiego nie zrobię!
(Lekceważąco spoglądając na pulchnego Belzebuba)
- A i wam przyda się trochę ruchu.
BELZEBUB:
(Ziewając)
- A jaśni można?
LUCYFER:
- Jaśniej! Prosta to koncepcja,
(zadowolony zaciera ręce)
- Trzeba zniszczyć święta!
(Rzuca sakiewkę z monetami)
- A to odpowiednie środki.
I już was nie widzę lenie!
Marsz na ziemię!
(Przegania diabły – schodzą ze sceny)
(Kurtyna zostaje zasłonięta)
SCENA II
Rzecz dzieje się przed sceną. Mrok, słychać podmuchy wiatru. Między gośćmi z publiczności
idą Józef i Maryja. Przed nimi dwa anioły, (których nie widzą), sypią płatki śniegu. Józef
i Maryja są zmęczeni ciężką podróżą. Maryja opiera się o ramię Józefa.
MARYJA:
(Ubrana w długą, jednolitą sukienkę, otulona chustą)
(Wyraźnie zmęczona drogą)
- Józefie jestem już taka zmęczona. Daleko jeszcze?
JÓZEF:
(Ubrany w tunikę do ziemi, sandały, pas. W ręku masywna laska.)
(Przystaje, otula Maryję)
- Nie martw się.
Droga przed nami już niedaleka.
(Wypatruje wioski)
Widać światła z wioski.
Tam na pewno zakończą się nasze troski.
(Z troską)
Obiecuję, że tam odpoczniemy.
A jutro dalej pójdziemy.
(Dochodzą do wioski, jest ciemno. Widać światła w gospodzie)
MARYJA:
- Józefie zapukaj do tej gospody.
JÓZEF:
- Witaj gospodarzu. Chcielibyśmy tu przenocować.
GOSPODARZ:
(Ubrany w tunikę, pas i sandały – strój charakterystyczny w Palestynie w czasach Jezusa)
(Dokładnie przygląda się Józefowi i Maryi)
- Nie mam żadnego miejsca wolnego.
Biedaków przyjąć, a jeszcze czego?!
(zamyka gwałtownie drzwi)
(Józef i Maryja podążają dalej, próbują znaleźć miejsce)
JÓZEF:
- To ostatni dom jeszcze tu spróbuję.
(puka)
- Gospodyni, czy znalazłoby się jakieś wolne miejsce na noc?
- Ja nie muszę, ale ona
(Wskazuje na zmęczoną Maryję)
- taka biedna i strudzona.
GOSPODYNI:
(Ubrana w tunikę, sandały, chusta na głowie)
- Pomóc wam nie mogę.
Jedynie poradzę – idźcie za miasto panie,
Znajdzie się dla was miejsce na sianie.
(Wskazuje drogę. Odchodzą.)
MARYJA:
- Chodźmy Józefie, czuję zmęczenie.
W jakiejś stajence znajdziemy schronienie.
(Wchodzą za kurtynę) (Anioł śpiewa kolędę: Nie było miejsca dla Ciebie)
1. Nie było miejsca dla Ciebie
w Betlejem w żadnej gospodzie
i narodziłeś się, Jezu,
w stajni, w ubóstwie i chłodzie.
Nie było miejsca, choć zszedłeś
jako Zbawiciel na ziemię,
by wyrwać z czarta niewoli
nieszczęsne Adama plemię.
2. Nie było miejsca, choć chciałeś
ludzkość przytulić do łona
i podać z krzyża grzesznikom
zbawcze, skrwawione ramiona.
Nie było miejsca, choć szedłeś
ogień miłości zapalić
i przez swą mękę najdroższą
świat od zagłady ocalić.
5. Gdy liszki mają swe jamy
i ptaszki swoje gniazdeczka,
dla Ciebie brakło gospody,
Tyś musiał szukać żłóbeczka.
A dzisiaj czemu wśród ludzi
tyle łez, jęków, katuszy?
Bo nie ma miejsca dla Ciebie
w niejednej człowieczej duszy!
(Anioł schodzi)
SCENA III
(Z drugiej strony kurtyny wychodzą diabły, są zmarznięte, szukają schronienia. Rzecz się
dzieje przed kurtyną. Mefisto i Belzebub siadają na skale.)
MEFISTO:
(Jąka się, pociera ręce.)
- Ci ci cimno wszyndzie, zimno wszyndzie.
BELZEBUB:
- To pirwsze nie powinno ci przeszkodzać.
MEFISTO:
- Ale to drugie mynczy niemiłosiernie i drażni moje łaknienie.
Na głodnego i tak nic nie zdziałamy
Lepij znajdźmy jakieś schronienie.
BELZEBUB:
- Patszaj tam za miastem dobiega końca jakaś uczta.
- Zakradnijmy się tam. Z zimna nie czuje futra!
(Diabły zmierzają do pałacu Heroda. Wchodzą za kurtynę. Druga część kurtyny (do tej pory
nieodsuwana) zostaje odsłonięta. Widać wnętrze pałacu. Tron na podwyższeniu. Diabły
zakradają się, myszkują po komnatach. Nagle słyszą, że ktoś chrapie i majaczy przez sen – to
Herod)
(Herod wchodzi na scenę. Majaczy. Wyraźnie upojony po uczcie, zatacza się)
HEROD:
(Rozczochrany, kudłaty. Ubrany w białą koszulę - rozpiętą, złota kamizelka, bez obuwia, w
kalesonach, na głowie korona, która prawie spada. W ręku trzyma kielich.)
(Mówi pijany)
- Jestem Herod! Ja tu rządzę!
(Zagląda do kielicha – ten jest pusty, więc go wyrzuca i pada na podłogę tuż przed tronem,
zasypia. Głośno chrapie.)
(Diabły wchodzą do komnaty. Rozglądają się. Herod majaczy przez sen.)
HEROD:
(Leży na brzuchu, głową zwróconą do publiczności, przez sen majaczy. Podnosi głowę i
mówi.)
- Otom pan nad światem
I mocarz nad mocarze!
(Pada na twarz, dalej śpi.)
(Diabły go zauważają i postanawiają dręczyć, zakradają się do niego i szepczą. Belzebub z
prawej strony, Mefisto z lewej.)
BELZEBUB:
(Ironicznie)
- Przed twoim majestatem wszyćko pada na twarze.
HEROD:
(Belzebub łapie go za włosy i podnosi mu głowę, ten wymachuje rękami)
- Ja Boga się nie boję!
MEFISTO:
(Do publiczności)
- Z nim najłatwiejsza sprawa!
HEROD:
(Do publiczności, wymachuje rękami)
- Ja tak każę, ja tak rządzę!
BELZEBUB:
(Ironicznie)
- Twoja władza i pieniądze!
HEROD:
(Z przerażeniem)
- Wszystko moje, nic nie oddam!
(Diabły gnębią Heroda, śmieją się do uszu, szarpią go)
MEFISTO:
(Szarpiąc Heroda)
- Nie dasz? Nie dasz?
BELZEBUB:
(Szarpiąc Heroda)
- Nie? Nie wierzę.
HEROD:
(Przerażony gwałtownie podnosi się z podłogi, krzyczy, biega po scenie.)
- Aaaaaaa na pomoc! Aaaaaaaa żołnierze!
(Diabły uciekają za tron, widać ich głowy, obserwują Heroda)
BELZEBUB:
(Zza tronu szepcze)
- Herodzie zabieraj się do działania, szybko i z ochotą.
Nim stracisz majątek, pałace i złoto!
(Przerażający diabelski śmiech)
HEROD:
(Do publiczności, przerażony)
- Dostojnicy, dworzanie!
Strach mnie ogarnia skrycie
Mącą się myśli w głowie
Po kościach idzie mrowie
Czuję, że coś się stanie!
(Niczym opętany)
Dziecię czyha na mój tron.
Mały Mesjasz w Betlejemie.
(biega po scenie)
Gdzie korona, gdzie mój tron?
Niczego Dziecięciu nie dam.
Prędzej dusze diabłu sprzedam!
(Diabły wielce uradowane, podbiegają do Heroda)
(Diabeł do publiczności)
MEFISTO:
- Tak się raduję,
Dusza Heroda niebawem do piekła powędruje!
(Nagle słychać krzyk – ktoś woła Heroda) (Herodzie, Herodzie!)(Nadchodzi Herodowa,
diabły w pośpiechu chcą się gdzieś ukryć, Mefisto ucieka za tron, Belzebub już się nie mieści,
więc kryjówkę znajduje pod prześcieradłem leżącym na podłodze, ale wystaje mu ogon.)
HERODOWA:
(Ubrana w koszulę nocną, szlafrok, papcie, we włosach papiloty, mocno potargane włosy. Na
ustach roztarta szminka. W ręku trzyma wałek.)
(Krzyczy – roszczeniowo do Heroda)
- Herodzie! Ty niegodziwcu gnuśny!
Dlaczego skarbiec jest pusty?
HEROD:
(sarkastycznie, z udawanym spokojem i miłością)
- Ależ żonko kochana,
Który już raz Ci czegoś…
(w złości - krzyczy)
brakuje od rana!
HERODOWA:
(W złości)
- Gdybyś o potrzeby swej żony dbał
To problemów byś z nią nie miewał!
HEROD:
(Ironicznie, z udawanym zaciekawieniem)
- Zatem czegóż ci brak kochana?
HERODOWA:
(Grozi)
- Jeśli nie chcesz swojej zguby
(Popycha go wałkiem)
- Dawaj natychmiast pieniądze
(Słodko i ironicznie)
- luby!
(Herod i Herodowa przedrzeźniają się. Herod upada łapie Herodową, zaczynają się
kotłować.)
(Herod wygrywa – przyciska do podłogi Herodową)
HEROD:
- Ani złamanego grosza
I już mi stąd poszła!
HERODOWA:
(Podnosi się i mówi ze złością, a wręcz furią.)
- Ty stary despoto!
Jakem Herodowa – mam już ciebie potąd! (po uszy)
(Przepychają się - nagle Herodowa wpada na Belzebuba schowanego pod prześcieradłem.
Zauważa ogon diabła)
HERODOWA:
- A to co?! –
(Herodowa ciągnie za ogon)
BELZEBUB:
- Ałććććććććć! A niech to wszyscy diabli!
(Belzebub podskakuje z bólu, ale nadal jest przykryty prześcieradłem)
HEROD:
(Udaje, że o niczym nie wie)
- To kołdra.
HERODOWA:
(Herodowa ściąga prześcieradło z Belzebuba. Jest zdziwiona. Obserwuje diabła.)
- Pod nią schowany czart!
(Belzebub stoi skulony, nie wie co się dzieje)
HEROD:
(Wciąż udaje, że nic o tym nie wie)
- O popatrz,
nawet nie wiedziałem
– co za fart!
HERODOWA:
(Pretensjonalnie)
Pewnie zawarłeś z nim jakiś pakt!
I pieniądze trafił szlag!
HEROD:
(sarkastycznie)
Ja??
Przenigdy! Nawet we śnie.
Ja bez twej zgody odetchnąć nawet nie śmiem!
(Herodowa łapie Belzebuba i tarmosi go, ten się wyrywa)
HERODOWA:
(Próbuje być słodka, jak do małego dziecka)
Chodź do Pańci, chodź malutki.
HEROD:
(Ze złością)
Puść mojego Belzebuba!
BELZEBUB:
(Zestresowany)
Aaa ratunku!
Pani błagam, wszystko powiem …
(Próbuje uciec, krzyczy)
Aaa do czarta oto moja zguba!
(Zaczyna się bitwa o Belzebuba, Herodowa go goni, ją natomiast Herod, zbiegają ze sceny.
W tym czasie zza tronu wychodzi Mefisto, który obserwował sytuację z bezpiecznej
odległości. Zostaje sam przechadza się po komnacie, usadawia się wygodnie na tronie,
próbuje zasnąć. Nagle słyszy przeraźliwy huk. Ucieka za tron)
SCENA IV
(Na scenę wpada Gwiazda Betlejemska, otrzepuje się, poprawia ubrania jest potargana)
(Mówi do siebie otrzepując się)
GWIAZDA BETLEJEMSKA:
Eh, co roku to samo, ta mapa chyba jest przeterminowana.
(Wyciąga mapę z drogą do stajenki)
(Gwiazda rozgląda się po komnacie, w tym czasie zza tronu wychodzi Mefisto bacznie
obserwujący sytuację. Idzie za nią, gdy ta się nagle cofa, wpada na niego.)
GWIAZDA BETLEJEMSKA:
A ktoś ty??
MEFISTO:
(jąka się)
Ja ja ja
ja tu tylko sprzątam… sobie.
GWIAZDA BETLEJEMSKA:
A to może wiesz w takim razie która godzina?
MEFISTO:
(jąka się)
Jesce wceśnie, jesce się nie nie strasy
(Orientuje się, że popełnił gafę mówiąc o straszeniu, natychmiast się poprawia)
znacy jesce przed północą.
GWIAZDA BETLEJEMSKA:
(Z ulgą)
Uff to dobrze
Jeszcze zdążę
MEFISTO:
(Z zaciekawieniem)
A to gdzie??
GWIAZDA BETLEJEMSKA:
(Dumna z pełnionych obowiązków)
Muszę zadbać by królowie i pasterze
W porę złożyli Dzieciątku swe dary w ofierze
MEFISTO:
(jąka się)
To to to to ty koś jest?
GWIAZDA BETLEJEMSKA:
(Z dumą)
Gwiazda Betlejemska we własnej osobie.
MEFISTO:
(Początkowo nie wie kto to)
Aaa Gwiazda, ta Gwiazda
(drapie się po głowie i zastanawia)
A to co się stanie jak nie zdążysz?
GWIAZDA BETLEJEMSKA:
(Przerażona)
Sprawa niebywała
Bez świąt będzie ziemia cała.
MEFISTO:
(ogląda gwiazdę ze wszystkich stron, okrąża i powtarza jej ostatnie słowa jakby dopiero do
niego docierało, co powiedziała)
(Sylabizuje)
Spra- a nie-by-wa-ła
Bez świąt bę-dzie zie-mia ca-ła.
(Gwiazda się rozgląda, szuka wyjścia. (Nagle do Mefista dociera, co się stanie, gdy Gwiazda
nie zdąży na czas, więc szybko zarzuca na G.B prześcieradło, które leży na podłodze.
Gwiazda Betlejemska jest bezradna, związana leży przy tronie. Mefisto powtarza:)
Sprawa niebywała
Bez świąt będzie ziemia cała.
(Następnie zadowolony z siebie próbuje zasnąć, jednak nie udaje mu się gdyż…)
SCENA V
(…gdyż zegar wybija północ, a na scenę wbiega Belzebub, którego goni Herodowa. Za nią
Herod, a do tego wszystkiego Lucyfer przychodzi na kontrolę. Słysząc bicie zegara wszyscy
zatrzymują się i nieruchomieją. Mefisto spada z tronu. Nagły blask –pojawia się Archanioł
Gabryjel.)
ARCHANIOŁ GABRYJEL:
(Ubrany w białą tunikę. Ma skrzydła. Donośnym głosem mówi do znieruchomiałych
sprawców zamieszania.)
To wystarczy!
Wszyscy wiedzą jak się kończą grzeszne sprawki
(Wskazuje gdzie.)
Tam w stajence w Betlejem, na sianku w żłóbeczku
Leży nowonarodzone Boże Dzieciąteczko.
(Do sprawców zamieszania z gniewem.)
A tymczasem ktoś tu mocno narozrabiał!
Koniec tej farsy, już pora
By uanielić niejednego potwora!
(Wszyscy padają na kolana, a Archanioł Gabryjel, otaczając skrzydłem zebranych,
przemienia ich w pobożnych pastuszków i uwalnia Gwiazdę Betlejemską.)
HEROD- Bartek
(Jak zaczarowany)
Chyba nam się w głowach mąci.
BELZEBUB – Wojtek
(Jak w transie)
Trza spać…
LUCYFER- Maruś
(Jak w transie)
Trza śnić….
MEFISTO – Kuba
(Jak w transie)
W sercu żar…
HERODOWA- Zosia
(Jak w transie)
To od Boga dar…
ARCHANIOŁ GABRYJEL:
(Bierze Gwiazdę Betlejemską pod rękę.)
Gwiazdo Betlejemska już czas!
Czem prędzej prowadź do stajenki nas!
(Do pastuszków – wcześniejszych diabłów oraz Heroda z Herodową.)
Biegnijcie, pokłońcie się szczerze
Oddajcie Dzieciątku cześć i serca w ofierze!
(Kierują się za scenę. W trakcie pasterze zarzucają kubraki, wchodzą drugim wejściem,
zmierzają do stajenki. Połowa kurtyny, gdzie był zamek Heroda zostaje zasłonięta, odsłania
się natomiast druga część, gdzie widnieje stajenka, z Józefem, Maryją i Dzieciątkiem –
wcześniejsza szopa, w której spali Belzebub i Mefisto. Pasterze śpiewają kolędę: Wesołą
nowinę.)
Wesołą nowinę, bracia słuchajcie,
Niebieską Dziecinę ze mną witajcie.
Jak miła ta nowiną! Mów, gdzie jest ta Dziecina?
Byśmy tam pobieżeli i ujrzeli.
Bogu chwałę wznoszą na wysokości,
pokój ludziom głoszą duchy światłości.
Jak miła...
Panna nam powiła Boskie Dzieciątko,
pokłonem uczciła to Niemowlątko.
Jak miła...
Którego zrodziła, Bogiem uznała,
i Panną, jak była, Panną została.
Jak miła...
Królowie na wschodzie już to poznali
i w Judzkim narodzie szukać jechali.
Jak miła...
Gwiazda najśliczniejsza ich oświeciła,
do szopy w Betlejem zaprowadziła.
Jak miła...
Znaleźli to Dziecię i Matkę Jego.
Tam idźcie, znajdziecie Syna Bożego!
SCENA VI
(Stajenka. Maryja i Józef przy Dziecinie) (Nadchodzą pasterze prowadzi ich Gwiazda
i Archanioł)
ARCHANIOŁ:
Pokłońcie się wszyscy nisko w progu
Wielka chwała Panu Bogu.
(Wszyscy oddają cześć Dzieciątku. Maryja bierze Dzieciątko na ręce i wraz z Józefem
podchodzą do krańca sceny mówiąc do publiczności.)
JÓZEF:
Bóg się rodzi z serc miłości.
Gdzie brat bratu dłoń podajeMARYJA:
Tam w przedziwnej już światłości
Wnet się Słowo Ciałem staje.
ARCHANIOŁ:
Gdy chorego słuchasz skargi,
- „Bóg się rodzi” – szepczą wargi.
GWIAZDA:
Gdy otuchę w serce wlewaszPieśń rodzenia Boga śpiewasz.
HEROD: Bartek
Gdy się z bratem dzielisz chlebemBóg ku Tobie idzie z nieba.
HERODOWA: Zosia
Gdy cudzą żyjesz radością,
Bóg w nas mieszka, Bóg w nas gości.
BELZEBUB: Wojtek
Wzgardzonego, gdy okryjesz,
Wody Bożej łaski pijesz.
MEFISTO: Kuba
A gdy gości witasz w progu,
Bóg jest w tobie, a ty w Bogu.
LUCYFER: Maruś
Co roku witamy Ciebie, Dziecino,
Gdy pokój ludziom przynosisz
W tę noc jedyną.
JÓZEF:
To właśnie tego wieczoru,
Gdy wiatr zimny śniegiem dmucha,
W serca złamane i smutne
Po cichu wstępuje otucha
MARYJA:
To właśnie tego wieczoru
Zło ze wstydu umiera,
Widząc, jak silna i piękna
Jest Miłość, gdy pięści rozwiera.
WSZYSCY:
To właśnie tego wieczoru
Od bardzo wielu wieków
Pod dachem tkliwej kolędy
Bóg rodzi się w człowieku.
Anioły śpiewają kolędę: Kolęda dla nieobecnych
A nadzieja znów wstąpi w nas,
Nieobecnych pojawią się cienie.
Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.
I choć przygasł Świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu.
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu.
Daj nam wiarę, że to ma sens,
Że nie trzeba żałować przyjaciół.
Że gdziekolwiek są dobrze im jest,
Bo są z nami choć w innej postaci.
I przekonaj, że tak ma być,
Że po głosach tych wciąż drży powietrze,
Że odeszli po to by żyć.
I tym razem będą żyć wiecznie.
Przyjdź na świat,
By wyrównać rachunki strat.
Żeby zająć wśród nas,
Puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć że są puste miejsca przy stole.
A nadzieja znów wstąpi w nas,
Nieobecnych pojawią się cienie.
Uwierzyli kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.
I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu.
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu.
Przyjdź na świat,
By wyrównać rachunki strat.
Żeby zająć wśród nas,
Puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć że są puste miejsca przy stole.
Przyjdź na świat,
By wyrównać rachunki strat.
Żeby zająć wśród nas,
Puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć że są puste miejsca przy stole.
Paulina Mały
Publiczne Gimnazjum im. Jana Pawła II
w Dobryszycach