Powrót na szczyt? - Recenzja płyty "Mechanical Bull" Kings Of Leon
Transkrypt
Powrót na szczyt? - Recenzja płyty "Mechanical Bull" Kings Of Leon
Powrót na szczyt? - Recenzja płyty "Mechanical Bull" Kings Of Leon 3 lata temu na rynek weszła płyta "Come Around Sundown" na Kings Of Leon spadła fala krytyki. Po fenomenalnym "Only By the Night", na którym znalazły się hity takie jak "Sex On Fire" czy "Use Somebody", fani grupy oraz prasa muzyczna były rozczarowane niedopracowanym, nużącym w swojej mroczności krążku. W tym roku grupa atakuje jednak nowym materiałem, który może nie jest wielkim arcydziełem, aczkolwiek na pewno sugeruje powrót do formy. Cała płyta jest odziana w przebojową, stadionową atmosferę, a każdy utwór porywa swoją energią. Może nie jest to moc na miarę "Only By the Night", ale na pewno urzeknie każdego, kto wybierze się na koncert Kingsów. Na pierwszy singiel wytypowany został "Supersoaker", z chwytliwą melodią - świetnie poradził sobie na listach przebojów. Równie melodyjny jest "Temple", który mimo że odrobinę subtelniejszy, to również idealny do odśpiewywania razem z publicznością. Zaskakuje agresywny "Don't Matter", chyba jedna z najszybszych piosenek w dorobku grupy, z prostą solówką i ostrym wokalem Caleba. Na płycie jednak mimo wszystko dominują ballady, jednak nie typowo melancholijne - raczej stonowane rockowe utwory, posiadające przebojowość i nastrojową energię. Wśród nich wyróżnia się "Wait For Me", który mnie osobiście przypomina "Closer" z najsłynniejszego krążka grupy. Zaskakuje delikatnością, trafiając prosto w serce słuchacza. Podobne jest "Come Back Story", które równie subtelne, a może nawet jeszcze piękniejsze, pozbawione jest jednak mocy definiującej cały album. Dlatego też wielkim zaskoczeniem jest utwór "Family Tree", który na tle innych kompozycji wydaje się być nawet odrobinę funkowy! Moim ulubionym utworem jest sentymentalny "Tonight", który brzmi niczym Kings Of Leon z najlepszych lat, urzekając niesamowitymi wstawkami gitarowymi, mającymi w sobie jakąś tajemnicę. Podobnie brzmi " Coming Back Again", w którym mimo świetnych wokali Caleba, brakuje tego czegoś, co było niegdyś znakiem rozpoznawczym zespołu. Podsumowując, album mnie nie zawiódł. Szczerze mówiąc nie oczekiwałem po nim za dużo, mając na uwadze fakt, jak wyglądała ostatnio płyta grupy. Miałem jednak gdzieś w głębi duszy nadzieję, że poczuję ten stary klimat, pełen tajemniczości i subtelności. I dostałem go, może nie w idealnej odsłonie, jednak przekonał mnie zawarty w niej sentyment. Myślę, że jest to naprawdę dobra propozycja na jesienne wieczory, dla ludzi, którzy chcą po prostu posłuchać dobrej muzyki. Maks Daniszewski