życie w biegu - Polska Zbrojna

Transkrypt

życie w biegu - Polska Zbrojna
ŻYCIE W BIEGU
2012-08-14
Miesięcznie pokonuje ponad 300 kilometrów, rocznie – przeszło 3,5 tysiąca. Przyznaje, że
uzależnił się od biegania.
Do niedawna służył w 6 Brygadzie Powietrznodesantowej, teraz reprezentuje Dowództwo Wojsk
Specjalnych. Ma za sobą 24 maratony i kilkadziesiąt startów w biegach na 5, 10, 15 i 21
kilometrów. Jego marzeniem jest uczestnictwo w pięciu największych maratonach świata: w
Berlinie, Nowym Jorku, Bostonie, Chicago i Londynie. Ten pierwszy ma już za sobą.
Pozytywny nałóg
Drogę z domu do siedziby dowództwa 6 Brygady Powietrznodesantowej w Krakowie, w której
służył jeszcze do lutego 2012 roku, major Marek Szczepaniuk przebiegał. Kiedy inni
spadochroniarze wsiadali do samochodów albo na rowery, on do pracy i z powrotem biegł w
sumie 16 kilometrów. Po przeprowadzce do nowego mieszkania miał do jednostki dwa razy dalej,
mimo to nie zrezygnował z biegania. Postanowił, że jeśli rano przyjedzie do pracy autem, to do
domu może wracać biegiem. Kolejnego dnia sytuacja się odwracała, biegł do brygady 17
kilometrów, a do domu jechał. Koledzy spadochroniarze żartowali, że Bóg stworzył do biegania
konia i Marka Szczepaniuka.
Major Szczepaniuk ma dziś 42 lata. Zawsze ciągnęło go do sportu. Trenował przez jakiś czas w
Starcie Lublin, gdzie w różnego rodzaju zawodach zajmował czołowe lokaty, ale szybko z tego
zrezygnował. Wybrał młodzieńcze wygłupy, zabawę i papierosy. Dopiero kiedy trafił do wojska, do
desantu, znów zaczął o siebie dbać. Jeździł na rowerze, pływał, zdobył cywilne uprawnienia
nurka, jeździł na nartach i snowboardzie. Kiedy w 2004 roku w czasie misji w Iraku rzucił palenie,
stwierdził, że jest jednak typem nałogowca. Zamienił papierosy na bieganie. Wziął przykład ze
swojego brata policjanta i postanowił spróbować biegów długodystansowych.
Pędem pod ziemię!
Po dwumiesięcznym treningu wystartował w swoim pierwszym półmaratonie w Rudawie; 21
kilometrów pokonał w nieco ponad półtorej godziny. W marcu 2007 roku rozpoczął przygotowania
do dorocznego maratonu w Krakowie. Dwa miesiące później po raz pierwszy pokonał 42 kilometry
i 195 metrów.
Autor: Magdalena Kowalska-Sendek
Strona: 1
Do najtrudniejszych startów zalicza między innymi Maraton Wyszehradzki ze słowackiej
miejscowości Podoliniec do miasteczka Rytro w Polsce. „To był spory wysiłek, bo prawie 7
kilometrów na trasie prowadziło pod górę”, opowiada. Osiągnął bardzo dobry wynik: na 300
uczestników zajął trzecie miejsce. Bardzo ciężki, wyczerpujący i wymagający był także Maraton
Komandosa, w którym startował dwukrotnie, w 2008 roku i 2009 roku. W pierwszym wywalczył
razem z drużyną pierwsze miejsce, rok później w kategorii open był drugi. „Spadło już trochę
śniegu, a na plecach nieśliśmy 10 kilogramów. Łatwo nie było”.
Major uczestniczył także w drużynowym biegu, który co roku jest organizowany 212 metrów pod
ziemią w kopalni soli w Bochni. Zwycięstwo wywalczyło tam czterech spadochroniarzy, którzy
pokonali 202 kilometry w 12 godzin.
„Byliśmy wykończeni. Każdy z nas w szybkim tempie przebiegł po 50 kilometrów. Poza tym w
kopalni były duże różnice temperatur i zwycięstwo przypłaciliśmy chorobą. W tym roku
odpuszczamy”.
Wersja hard
Kręcą go nie tylko klasyczne maratony, lecz także
nieco zmodyfikowane konkurencje wymagające od zawodników ogromnej woli walki. Przykładem
Autor: Magdalena Kowalska-Sendek
Strona: 2
takich zmagań jest Bieg Rzeźnika, w którym startował w 2009 roku w parze z innym biegaczem z
desantu – starszym chorążym Mariuszem Szostakiem. Pokonali wówczas 80 kilometrów w
Bieszczadach i z czasem 9 godzin i 24 minuty zajęli drugie miejsce.
„To fajny facet, zdeterminowany i skupiony na wyznaczonych przez siebie celach. Ja na co dzień
służę w Bielsku-Białej, on w Krakowie, ale nasze drogi spotkały się już kilkakrotnie”, opowiada
bielszczanin. Startowali razem w Jurajskim Półmaratonie w Rudawie, w Biegu Rzeźnika, a także w
maratonach w Berlinie i Frankfurcie nad Menem. „Dobrze mieć takich zawodników w drużynie.
Marek jest spokojny, opanowany, ale w razie kryzysu doskonale potrafi zmotywować”.
Major Szczepaniuk prowadzi dzienniki biegowe, z których wynika, że rocznie pokonuje 3,5 tysiąca
kilometrów, czyli przeszło 300 kilometrów miesięcznie. Nie ćwiczy pod okiem specjalisty, ale wie,
że trening musi być odpowiednio ułożony. Czasami korzysta z podpowiedzi kolegów zawodników i
profesjonalistów, czasami sięga do internetu.
„To już szósty rok uprawiania tego sportu. Nadal mnie to cieszy i przynosi dużą satysfakcję, ale
nigdy nie wychodzę z domu, żeby po prostu pobiegać. Wszystko jest zaplanowane. Musi takie
być, jeśli chce się coś osiągnąć”.
Dlaczego dotąd nie wyłapał go żaden łowca talentów? „Nie jestem żadnym talentem. To po prostu
konsekwentna praca”, odpowiada z uśmiechem.
Zaraźliwa pasja
Miłością do sportu próbował zarazić najbliższych. Początki nie były jednak najlepsze: kiedy
odprowadzał do domu swoją przyszłą żonę, zaproponował jej zamiast jazdy windą bieg na
dwunaste piętro wieżowca. Myślał, że i ona polubi bieganie. Osiągnął efekt przeciwny do
zamierzonego. Zachęcał także synów, ale oni, choć próbowali sił w minimaratonie (4,2 kilometra),
ostatecznie wybrali sporty zimowe.
„Trudno mi usiąść przed telewizorem w kapciach, bo nie umiem się przez dłuższy czas skupić. Już
wolę iść do kina. Po seansie żona wraca do domu samochodem, a ja kilkanaście kilometrów
biegnę. I wszyscy są zadowoleni”.
Kiedy służył w 6 Brygadzie, kilka razy w tygodniu biegał dookoła sztabu. 70 okrążeń wokół
budynku robiło wrażenie na przypadkowych obserwatorach, ale on sam tego rodzaju treningów
wyjątkowo nie lubił. Z czasem inni spadochroniarze złapali bakcyla. „Zaraziłem wielu swoją pasją.
Biegał ze mną dowódca 6 Batalionu Logistycznego i informatyk z dowództwa, który startował już w
kilku maratonach”. Udało mu się wciągnąć w biegi także koleżankę, dowódcę plutonu saperów
podporucznik Aleksandrę Ponikwię. „Zawsze brakowało kobiety w drużynie”.
Autor: Magdalena Kowalska-Sendek
Strona: 3
Podporucznik Ponikwia przyznaje, że choć major Szczepaniuk był jej przełożonym, nie to
zadecydowało o jej udziale w długich biegach. „Po części właśnie dzięki niemu wróciłam do tego
sportu. Sama nie wiem, co ostatecznie przesądziło o tym, że wystartowałam w półmaratonie w
2011 roku. Może to, że usłyszałam od szefa, że żadna dziewczyna w brygadzie lepiej nie
pobiegnie”, opowiada. „Wziął mnie do drużyny, ale tak na dobrą sprawę nie wiedział, na co mnie
stać. To było coś”.
Pani oficer przyznaje także, że siła i determinacja Marka Szczepaniuka dla wielu była wzorem. „To
człowiek, którego można podziwiać. W krótkim czasie doszedł do wielkich sukcesów. Jest silny,
zdeterminowany i konsekwentnie dąży do celu. W 6 Brygadzie na pewno nie ma osoby, która
mogłaby go zastąpić”.
Londyn 2013
Sportowe plany majora na 2012 rok dotyczą głównie biegów krótkich, czyli od 5 kilometrów do
półmaratonu. „Muszę popracować nad szybkością. Od 2009 roku nie mogę pobić mojego czasu
życiowego w maratonie, czyli 2 godzin i 46 minut. Ciągle jestem blisko, ale zawsze trochę
brakuje”. 3 marca tego roku w Radomiu w Biegu Kazików pobił za to swój życiowy rekord na 10
kilometrów. Dotarł do mety w 34 minuty i 17 sekund – zdobył pierwsze miejsce w grupie wiekowej
czterdziestolatków.
W kwietniu złamał swoje postanowienie i wystartował w Maratonie Krakowskim. Nie brał co
prawda udziału w rywalizacji, ale bieg przez 42 kilometry potraktował jako trening. Był tak zwanym
zającem i prowadził grupę, która zamierzała pokonać dystans w nieco ponad trzy godziny.
Niestety start nie wyszedł mu na dobre, bo stracił na szybkości. „Byłem bardzo zmęczony, a już
tydzień później miałem kolejne zawody. Nie do końca to przemyślałem”, przyznaje.
Teraz odbudowuje formę. W czasie ostatniego egzaminu z wychowania fizycznego pobił rekord
Dowództwa Wojsk Specjalnych i 3 kilometry przebiegł w 9 minut i 55 sekund. Służba w
oddalonych od centrum miasta Pychowicach pozwala mu na częste treningi w dobrej lokalizacji.
Kilka razy w tygodniu biegnie wzdłuż Wisły, w sumie 13 kilometrów. „Jesienią rozpocznę
przygotowania pod kątem kolejnego maratonu, który mam nadzieję ukończę z czasem 2 godziny
40 minut”.
Marzy o starcie w Maratonie Londyńskim w 2013 roku, chciałby też spróbować innych dyscyplin,
na przykład triathlonu. Pytany, kiedy skończy biegać, opowiada historię innego sportowca: „W
Krakowie w maratonie co roku startuje były żołnierz 6 Dywizji Powietrznodesantowej, major w
stanie spoczynku. Urodził się w 1929 roku i w swojej kategorii wiekowej nie ma sobie równych”.
Autor: Magdalena Kowalska-Sendek
Strona: 4