105. Ppor. Aleksander Chajęcki, dowódca I plutonu 2 szw. 2 puł
Transkrypt
105. Ppor. Aleksander Chajęcki, dowódca I plutonu 2 szw. 2 puł
R el ac j e: A lek s a nder C h aj ę ck i do ostatniej chwili być z ułanami, którzy tak dzielnie i ofiarnie walczyli bronią honoru Ojczyzny i barw grochowskiego pułku ułanów. W ostatnim rozkazie płk. Plisowskiego zostałem wymieniony jako podany do odznaczenia bojowego i udekorowano mnie odznaką pułkową. W rezultacie otrzymałem Krzyż Walecznych i Medal Wojska. Oryginał, maszynopis; CAW, Kolekcja Kleeberczyków, rel. 382/307a 105. Ppor. Aleksander Chajęcki, dowódca I plutonu 2 szw. 2 puł. Relacja z udziału w walkach SGO „Polesie” w kampanii wrześniowej 1939 roku, Racot, 1 czerwca 1974 r. […]126 1 X 1939 r. […] postój brygady ubezpieczał 2 szwadron 2 puł. Zostałem wyznaczony z plutonem jako dowódca placówki z zadaniem dozorowania kierunku Kock i Radzyń Podl. Dla wzmocnienia siły ognia przydzielono mi działko ppanc z 5 puł. Po upływie ok. pół godziny z kierunku Kocka na szosie w odległości ok. 500 m ukazał się czołg niemiecki, a potem jeszcze 2 wozy pancerne127. Dowódca działka otworzył ogień do pierwszego czołgu, gdy zbliżył się on na odległość ok. 100 m. Drugim strzałem celowniczy zlikwidował trzeci czołg, a trzecim środkowy samochód pancerny. W ciągu kilku minut zostały zlikwidowane 3 wozy pancerne npla bez strat własnych. Kilku żołnierzy niemieckich ratowało się ucieczką, wyskakując z czołgów – zostali oni natychmiast schwytani przez nasze wojsko. W środkowym samochodzie pancernym znaleziono zwłoki niemieckiego majora, a przy nim teczkę zawierającą ważne dla naszego dowództwa dokumenty. Zniszczenie 3 wozów npla (2 czołgów i 1 sam. panc.) niemal na oczach całego pułku podniosło morale wojska utrudzonego marszami nocnymi i walkami odwrotowymi. 126 Opuszczono fragment (1,5 s.) zawierający opis wcześniejszych działań. 127 Zniszczony patrol łącznikowy składał się z 3 samochodów pancernych. W jego składzie nie było czołgu, choć tak twierdzi część autorów relacji opisujących to wydarzenie. 217 SGO „Polesie” w dokumentach i wspomnieniach W godzinach wieczornych dnia 1 X 1939 r. pułk i mój szwadron osiągnął m. Józefów. 2 X szwadron w odwodzie pułku. W godzinach popołudniowych otrzymałem rozkaz zaciągnięcia placówki w m. Wola Gułowska, w pojedynczej zagrodzie w odległości ok. 600 m na płn. od klasztoru, z zadaniem dozorowania kierunku na m. Władysławów i Charlejów. Noc z 2 na 3 X minęła spokojnie. 3 X. Wysłany o świcie patrol nie stwierdził npla do godz. 6.00 na przedpolu w odległości około 1,5 km. Natarcie, po uprzednim przygotowaniu artyleryjskim, wyszło w godzinach południowych, z kierunku południowego (m. Charlejów) oraz wschodniego. Wycofując się w kierunku na klasztor w Woli Gułowskiej, znalazłem się pod bocznym ogniem broni maszynowej npla, na skutek czego 4 ułanów pozostało rannych na otwartym polu. Po przejściu rowu przydrożnego dostałem się z pozostałymi 5 żołnierzami za zabudowania wsi Wola Gułowska. Tam zastałem dowódcę szwadronu rtm. [rez. Jerzego] Mielżyńskiego, który dał mi rozkaz opóźniania odwrotu szwadronu w kier. zach. wzdłuż wsi. Niestety niewiele mogłem już zdziałać, mając 1 rkm, tym bardziej, że klasztor był już w rękach niemieckich, skąd npl miał b. dobre pole ostrzału. W międzyczasie został ranny dowódca III plut., ppor. Eugeniusz Niepostyn, któremu pomogłem dojść do cmentarza. Wycofując się w kierunku cmentarza, ostrzeliwał z rkm wieżę klasztoru kpr. pchor. Hatowski, który dołączył do mojego plutonu przed kilku dniami. Był on tzw. rozbitkiem z 5 ppLeg z Wilna. Został ranny w udo – również udało mi się odprowadzić go do cmentarza, po czym wycofywałem się z pozostałymi 3 żołnierzami już pod b. silnym ogniem broni maszynowej. Przez pewien okres czasu cmentarz był niczyim. Aby go nie stracić, wyszło przeciwnatarcie 3 i 4 szwadronu, które jednak poza cmentarz nie mogło ruszyć dalej, gdyż nie pozwalał na to ogień broni maszynowej z wież klasztoru. Przed wieczorem ruszył do natarcia batalion piechoty, który o ile pamiętam, doszedł na wysokość cmentarza i okopał się, gdyż zapadła noc. Duże straty i zmęczenie wojska uniemożliwiały dalszą walkę. 4 X 1939 r. W Woli Gułowskiej walki toczyły się ze zmiennym szczęściem. Obydwie strony utrzymały w zasadzie swój stan posiadania. Szwadron mój nie brał bezpośredniego udziału w walce – pozostawał w ostrym pogotowiu. 5 X 1939 r. O świcie pomaszerowaliśmy w szyku konnym do lasu Gułów, zajmując po spieszeniu stanowiska na skraju lasu na wysokości wzgórza 170. Na lewym naszym skrzydle bronił skraju lasu 10 puł. Natarcie npla, poprzedzone silnym ogniem artyleryjskim, wyszło w godzinach przedpołudniowych. Mimo strat (w moim plutonie 2 rannych) udało się 2 szwadronowi utrzymać zajmowane stanowiska. Po upływie ok. 30 minut przyszedł rozkaz wycofania się na odległość 500 m. Z pozostałym w szwadronie 1 ckm-em i przetrzebionym plutonem otrzymałem rozkaz dozorowania bardzo szerokiej drogi leśnej z kierunku Gułowa. Pod wieczór zaświeciło słońce. Ok. godz. 18.00 wyszedł z zakrętu dozorowanej przeze mnie drogi oddział rozpoznawczy npla w sile ok. 10 ludzi. Dowódca oddziału zachował się wyjątkowo lekkomyślnie, gdyż nie wysłał nawet szperaczy, a maszerował całą drużyną w kolumnie dwójkami skrajem niskopiennego zagajnika, mając obok wysokopienny las z podszyciem. Od mapnika zaś odbijały się promienie zachodzącego słońca. 218 R el ac j e: A lek s a nder C h aj ę ck i Leżąc osobiście za ckm-em wzór 30, otworzyłem ogień do zbliżającego się npla z odległości ok. 300 m. Trzech ludzi zostało na drodze, reszta zaś odskoczyła w bok, dokąd i ja przeniosłem ogień swojego ckm-u. Momentalnie zagrały ckm-y na całej linii z naszej i niemieckiej strony. Strzelanina ta trwała ok. pół godziny, po czym zapanowała cisza. Na mojej drodze zaś zaczęło się coś dziać. Przypuszczalnie przyszła pomoc dla rannych czy zabitych na drodze. Kilka serii ckm-u odstraszyło przybyłych. Do zmierzchu panował spokój. Była to ostatnia moja akcja bojowa w kampanii 1939 roku. O zmierzchu przyszła zluzować nas piechota. Zupełnie zmęczeni, wyczerpani i głodni, a jednak pełni optymizmu udaliśmy się Lipin. Tam jednak czekała nas przykra i zaskakująca wiadomość – kapitulacja SGO „Polesie”. 6 X. Kapitulacja – złożenie broni. e) Przeżycia osobiste, refleksje, epizody Dziś z perspektywy 35 lat trudno jest odtworzyć wiernie przeżycia tamtych dni. Mogę jednak stwierdzić, że po b. ciężkich walkach, jakie pułk mój stoczył nad Narwią w dniach 9 i 10 IX, następne ciągłe marsze przeważnie nocą, właściwie nie wiadomo dokąd, wpływały na morale wojska ujemnie. Zorganizowanie DK „Zaza” i wyjście z Białowieży z określonym zadaniem przejścia południowej granicy Polski podniosło nas na duchu. Włączenie w skład SGO „Polesie” pokrzyżowało nasze plany, ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero po kapitulacji. Po włączeniu Dyw. Kaw. „Zaza” do SGO „Polesie” poczuliśmy się silniejsi, zaś same walki i ich wynik nie wskazywał, że walcząc z nplem dużo wyżej stojącym od nas technicznie, b. dobrze zaopatrzonym, musimy przegrywać walki i bitwy. Jeśli chodzi o walki pod Wolą Gułowską i w [niej samej], to osobiście przeżyłem następujące krytyczne momenty: 1. Wycofywanie się z placówki w dniu 3 X na płaskim terenie pod silnym ogniem npla; czterech rannych ułanów pozostało niestety na polu walki. Prawie 50% strat. 2. Przechodzenie z 5 pozostałymi żołnierzami drogi w Woli Gułowskiej. Tutaj czuliśmy się jak ścigane zające, gdyż każde wychylenie głowy z rowu przydrożnego powodowało serię z broni maszynowej. Przekroczenie drogi zajęło nam ok. jednej godziny czasu. 3. Opóźnianie odwrotu szwadronu – zadanie to było dla mojego plutonu w zasadzie niewykonalne, gdyż praktycznie biorąc, zostałem z 4 ludźmi, bowiem kpr. Dworakowski po przejściu drogi zaginął mi gdzieś między zabudowaniami palącej się wsi. Wkrótce został ranny kpr. pchor. Hatowski. Po odprowadzeniu rannych ppor. E. Niepostyna i pchor. Hatowskiego wróciłem do swoich. Oddaliśmy kilka serii z rkm-ów w kierunku nacierającego npla i zaczęliśmy się wycofywać wzdłuż wsi. Po drodze spotkaliśmy trudną do przebycia przeszkodę pod ogniem broni maszynowej, a jednocześnie wspaniałą zasłonę, lecz po drugiej stronie mur cmentarny. Kilka prób przeskoczenia go nie udało mi się. Po prostu krępował mi ruchy płaszcz i oporządzenie oraz serie z niemieckich ckm-ów, których pociski z charakterystycznym suchym trzaskiem odbijały się od grubej ściany muru. Ostatnia próba była udana. Po przeskoczeniu muru upadłem na ziemię. Znalazłem się między żywymi i umarłymi. Było mi zupełnie wszystko jedno, kto się znajduje w moim są- 219 SGO „Polesie” w dokumentach i wspomnieniach siedztwie. Po upływie, przypuszczam, ok. pół godziny, zebrałem swoich kilku ludzi, rkm i wycofałem się z cmentarza. Bilans dnia był b. niekorzystny. Na pluton, liczący 10 ludzi, pięciu zostało rannych, a jeden zaginął – 60% strat. Po przyjściu do koni pożywiliśmy się czymś, co było trudno przełknąć, chociaż byliśmy b. głodni. Trzeba było natychmiast przystąpić do uzupełnienia stanów. Robiło się to na własną rękę, bo innych możliwości nic było. 4. Pierwsze natarcie Niemców w lesie Gułów na wzgórze 170 dnia 5 X. Wydawało nam się, że jesteśmy pod ogniem broni maszynowej ze wszystkich stron. Pada ranny obok mnie kpr. Michniewicz. W moich oczach dostaje jeszcze dwie serie z pistoletu maszynowego (przypuszczalnie z drzewa), które prawie że obcinają mu nogi powyżej stawów kolanowych. Po odparciu natarcia zbieram opatrunki niemal od wszystkich ułanów, aby udzielić pierwszej pomocy ciężko rannemu koledze. W tym samym starciu ranny jest również st. ułan Kłoda Jan. Dzień ten kończy się dla mojego plutonu przyjemnym akcentem zlikwidowania elementu rozpoznawczego npla, ale był to tylko fragment. f) Stan uzbrojenia, amunicji, wyżywienia i opieki lekarskiej Do ostatniego dnia walki pluton mój posiadał uzbrojenie przewidziane rozkazem mob.: pistolet vis, kbk, rkm i kb ppanc. Amunicja w dniu 5 X [była] na wykończeniu. Do rkm posiadałem 5 magazynków (100 sztuk) a przydzielony do mojego plutonu ckm miał jedną taśmę – 300 sztuk. Do kbk ułani posiadali po kilkanaście sztuk amunicji. Wyżywienie, począwszy od dnia 10 IX 1939 r. aż do końca wojny – z eksploatacji terenu we własnym zakresie. W ostatnich dniach wojny zaopatrzenie właściwie nie istniało, gdyż będąc niemal bez przerwy w styczności z nplem, nie było gdzie i kiedy przygotować jakiejś strawy. Byliśmy głodni. Opieka san. med. – improwizowana. Brak środków, przyrządów i pomieszczenia zmuszał lekarzy do wykonywania niejednokrotnie trudnych zabiegów w zupełnie prymitywnych warunkach. g) Zachowanie się naszych żołnierzy, ludności cywilnej oraz nieprzyjaciela Jeśli chodzi o zachowanie się npla, to w czasie moich walk w SGO „Polesie” spotykałem się z nim na odległość strzału. Oni strzelali do mnie, a ja do nich – to normalne prawo wojny. Ludność cywilna – w czasie całej kampanii 1939 r. nie obserwowałem najmniejszych objawów jej niechęci. Na podkreślenie zasługuje fakt niezwykłego poświęcenia ludności rejonu Kocka, a szczególnie Woli Gułowskiej. Chociaż zdawali sobie oni sprawę, że nasza obecność powoduje coraz większe dla nich zniszczenia, pomagali, jak mogli, i dzielili się, czym mogli. To jest właśnie patriotyzm polskiego chłopa. Środowisko to nie zna patosu i nie lubi na podobne tematy rozmawiać, a jednak w wypadku potrzeby pokazuje swoje wartości. Zachowanie się naszych żołnierzy. Nad tym zagadnieniem chciałem zatrzymać się nieco dłużej i dlatego pozostawiłem je na zakończenie relacji. 220 R el ac j e: A lek s a nder C h aj ę ck i Pluton z którym wyszedłem na wojnę, składał się w 80% z ułanów, których sam wyszkoliłem, gdyż przyszedłem do pułku po ukończeniu SPKaw. w Grudziądzu w 1938 r. Pozostałe 20% stanu to rezerwiści – młode roczniki z okolic Suwałk. Byliśmy niemal wszyscy rówieśnikami. Jako ludzie młodzi mieliśmy wspólne młodzieńcze zainteresowania i młodzieńcze zrywy, co potwierdziło się później w czasie walk. Łączył nas wreszcie „duch ułański” wpajany w rekrutów od pierwszego dnia przyjścia do wojska. Każdy ułan wiedział, że jest kontynuatorem pięknych tradycji jazdy polskiej. Każdy ułan wiedział, że musi być nienagannie ubrany – musi błyszczeć, ale wyróżniając się musi pamiętać, że to zobowiązuje do wzorowego zachowania się. Pozy tym wiedzieliśmy, że stanowimy jedną wielką rodzinę, a jako jej członkowie byliśmy solidarni. Pragnę scharakteryzować podoficerów plutonu i kilku żołnierzy. Mój zastępca – kpr. rez. Wnukowski, chłop spod Suwałk. Od pierwszego do ostatniego dnia wojny zrównoważony, spokojny, odważmy, b. dobry żołnierz. Sekcyjni: kpr. Jabłonowski – czynna służba, wyjątkowo wesoły, towarzyski, koleżeński, b. odważny – chłop z białostockiego, ranny pod Wolą Gułowską; kpr. rez. Michniewicz – chłop spod Suwałk – wyjątkowo odważny i dzielny żołnierz, ciężko ranny w dniu 5 X, zmarł z upływu krwi w szpitalu polowym; kpr. Dworakowski – nie odznaczał się specjalnie bojowością, zaginął pod Wolą Gułowską w dniu 3 X; kpr. Niedźwiecki – pochodził z Warszawy – został ranny w wałkach nad Narwią i rozstał się z plutonem. Ułani – A. Malinowski – chłop z białostockiego – b. obowiązkowy i odważny żołnierz; J. Segał – narodowości żydowskiej – piszę o nim, gdyż był jednym z najdzielniejszych żołnierzy plutonu; W. Zdanowicz – chłop spod Skierniewic – niedołęga fiz. – wyjątkowo dobry strzelec, na wojnę przydzielono mu kb ppanc; do walk pod Wolą Gułowską zachowywał się b. dzielnie; Z 2 na 3 X widocznie nie wytrzymał nerwowo i opuścił pluton. Na szczególne wyróżnienie zasługują dwaj podchorążowie rez. z 5 ppLeg z Wilna – Zaleski i Hatowski. Wcieliłem ich do plutonu przed włączeniem nas do SGO „Polesie”. Zgłosili się ochotniczo sami. Początkowo były trudności z jazdą konną, gdyż nie posiadali butów, po kilku jednak dniach braki te uzupełnili i stali się prawdziwymi „ułanami”, co im bardzo imponowało. Pragnę podkreślić, że chłopcy ci wykazali niezwykły hart ducha, bojowość, świecąc bezwzględnie przykładem dla pozostałych żołnierzy. Pchor. Hatowski zachowywał się wręcz lekkomyślnie, za co musiałem go niejednokrotnie strofować. Jako celowniczy rkm został ranny w udo w dniu 3 X 39 w Woli Gułowskiej. Kiedy go odprowadzałem do tyłu, zapytał mnie, czy po wyjściu ze szpitala będzie mógł wrócić do mojego plutonu. Oczywiście odpowiedziałem twierdząco. Pluton mój przestał istnieć w dniu 6 X 1939 r. w godzinach przedpołudniowych. Oryginał, maszynopis; CAW, Kolekcja Kleeberczyków, rel. 244/238 221