Stan naszych finansów publicznych bynajmniej nie jest śmieszny

Transkrypt

Stan naszych finansów publicznych bynajmniej nie jest śmieszny
Pani Marszałek, Wysoka Izbo!
Stan naszych finansów publicznych bynajmniej nie jest śmieszny. By pokazać, w jaki sposób
politykę prowadzi obecny rząd – i planuje prowadzić nadal, w ramach takiego a nie innego
projektu budżetu, zdecyduję się jednak na obrazującą ją anegdotę. Trzech kolegów wyjechało
na wycieczkę składkową. W pewnym momencie jeden z nich – kierowca mówi do
pozostałych: Panowie, benzyna się kończy, musimy zrobić zrzutkę. Ty dasz dwieście a ty
trzysta – i jedziemy dalej? Zabawne? Chyba nie, bo tak oszczędności szuka konstruując
budżet Donald Tusk ze swoją – hm - drużyną.
Pomysł rządu zaprezentowany w budżecie jest taki: zwiększyć wydatki publiczne o 42
mld (z wykonania planu wydatków w tym roku - 673 mld do 715 mld), a jeszcze mocniej
zwiększyć dochody budżetowe o 58 mld (z 610 mld w 2011 r. do 668 mld).
Donald Tusk jest bardzo oszczędny. Jest mistrzem znajdowania oszczędności – ale zawsze w
cudzych kieszeniach! Zaciska pasa, ale nie rządowi! W czyich kieszeniach zatem chciałby
znaleźć te pieniądze?
W kieszeniach obywateli (pracowników, przedsiębiorców, rodzin wychowującym dzieci) - o
16 mld złotych z podwyżek podatków i innych danin publicznych.
W kieszeniach samorządów – założono, że deficyt podsektora samorządowego spadnie o
połowę - z 10 mld do 5 mld.
Kolejnych 20 miliardów Premier znalazł w emeryturach Polaków - przez zmniejszenie o taką
ilość wpłat do OFE.
Finalnie – w wyniku planowanych zmian, Dzień WOlmności Podatkowej będziemy
świętować co najmniej dwa dni póżniej: na państwo i instytucje publiczne, z których działania
Polacy sa tak niezadowoleni, będą pracowali prawie do końca czerwca, Dopiero później – na
siebie i swoje rodziny. A ludziom, którzy uwierzyli w rządowe obietnice z kampanii
wyborczej – tej cztery kata temu jak i ostatniej, pozostanie udział w internetowych grupach
dyskusyjnych, takich jak na przykład działająca na serwisie Facebook grupa „Donald, gdzie
są niskie podatki, koleżko?”
Po takim wstępie Mam zamiar powiedzieć o tym jaką rząd zamierza prowadzić politykę
wobec młodych ludzi i zakładanych przez nich rodzin. Jest szalenie ważne, bo nie problemy z
Euro, czy inne zaprzątające naszą uwagę w ostatnich miesiącach są najpoważniejszym
wyzwaniem Polski. Najważniejsze długofalowo ryzyko dla naszego bezpieczeństwa
finansowego to negatywne tendencje demograficzne, To one – przy utrzymaniu obecnej
bierności – podetną słabe fundamenty polskich finansów publicznych. Chcąc odwrócić te
tendencje rząd ma obowiązek przyglądać się wskaźnikom opisującym sytuację społecznogospodarczą i reagować – zwłaszcza poprzez właściwą alokację transferów budżetowych.
Czy wywiązuje się zadowalająco z tego zadania? Zobaczmy.
utrzymuje się w ostatnim czasie na poziomie 12%, a szczególnie
dynamicznie rośnie bezrobocie wśród młodych. Według Eurostatu bezrobocie wśród osób
do 24. roku życia wzrosło w Polsce w latach 2008-11 aż o 7 punktów procentowych.
Obecnie ma ono alarmującą wartość 25%.
W 2010 bez pracy było 450 tysięcy młodych ludzi, a w tym roku zarejestrowanych jako
bezrobotni jest już 470 tysięcy młodych.
Bezrobocie wśród osób młodych jest ponad 3 razy większe niż wśród osób starszych. Co
więcej, mimo że jesteśmy podobno zieloną wyspą to jest to poziom powyżej średniej dla
krajów strefy euro, którym podobno zamierzamy pomagać finansowo.
Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest
Polska wciąż jest dawcą organów dla
zachodnich społeczeństw. Według najnowszych danych GUS w 2010 roku za granicą
przebywało prawie 2,000,000 Polaków.
Polacy wyjeżdżają za granicę nie tylko po to by tam pracować, ale także by zakładać
rodziny i by tam wychowywać dzieci. W 2010 roku Polki mieszkające na Wyspach
Brytyjskich urodziły blisko 20 tys. dzieci. Według raportu prof. Krystyny Iglickiej z
Centrum Stosunków Międzynarodowych Polki od 2006 roku mają jeden z najwyższych
poziomów dzietności wśród mniejszości narodowych w Wielkiej Brytanii. W latach
2006-08 liczba urodzeń w Anglii i Walii plasowała matki z Polski na drugim i na trzecim
miejscu, tuż po matkach z Pakistanu i Indii. Co ciekawe, porównanie dynamiki zmian
wskazuje, że urodzenia polskich dzieci w Wielkiej Brytanii dynamicznie rosły podczas
gdy w kraju pozostawały mniej więcej podobne. W Polsce bowiem wskaźnik dzietności od
wielu lat utrzymuje się na bardzo niskim poziomie. W 2010 roku osiągnął on wartość 1.3, co
klasyfikuje Polskę na 209. miejscu w świecie na 223 badane państwa. Jesteśmy nawet za
stosującymi „politykę jednego dziecka” Chinami, które mają wskaźnik dzietności 1.54.
Przypomnijmy, że wskaźnik który pozwala na zachowanie liczby ludności i oddalający
zagrożenie demograficzne wynosi 2.1.
Otóż, w tej chwili na jedną osobę w wieku emerytalnym
przypadają prawie dwie osoby potencjalnie pracujące, a za czterdzieści lat na jednego
emeryta będzie przypadała już tylko jedna osoba w wieku produkcyjnym. Nie trzeba
chyba tłumaczyć, że będzie miało to katastrofalne skutki dla wypłacalności systemu
emerytalnego i dla długofalowych perspektyw rozwoju Polski.
Te trendy widać już jednak wyraźnie tu i teraz. Rząd w uzasadnieniu do ustawy budżetowej
pisze, że nawet jeśli nastąpi wzrost aktywności zawodowej to nie będzie on w stanie
zrekompensować spadku liczby ludności w wieku produkcyjnym.
spodziewany ubytek ludności w wieku produkcyjnym będzie jeszcze większy
niż w 2011 r. i wyniesie niemal
Jakie ma to przełożenie na politykę rządu i
na kształt ustawy budżetowej? Otóż wygląda na to, że niestety żadne. A to jest ostatni
moment, żeby zacząć działać i żeby oddalić widmo zapaści demograficznej. I jeśli Pan tego
nie zacznie zauważać, będzie to jedna z tych spraw, których Panu Premierowi nie
wybaczymy. W perspektywie demograficznej, obecny rząd jest rządem ostatniej szansy:
najlepsi następcy Pana Premiera, wydając zdecydowanie większe środki niż obecnie, będą
mogli liczyć na ułamek tego efektu, jaki możnaby osiągnąć teraz – prowadząc poważną
politykę rodzinną, prourodzeniową!
Podwyższa składkę rentową. A przecież to ten sam rząd, który chwali się, że w latach 20082011 blisko połowa nowych miejsc pracy w Unii Europejskiej powstała w Polsce. W
sumie było ich
Trzeba pamiętać, skąd te nowe miejsca pracy się
wzięły. Właśnie od 2008 roku obowiązują stawki obniżone z 13 do 6, więc aż o 7 punktów
prcentowych. Stawki te zostały wprowadzone dzięki determinacji rządu PiS.
Dziś rząd podwyższa składkę rentową. Tym samym decyduje się na
politykę
, politykę wypychania ludzi do pracy na tzw.
, i politykę wysyłania kolejnych rzesz młodych ludzi na
– niestetym nie tylko zarobkową.
Skoro
ROSNĄ
obciążenia
pracy,
i to istotnie, to spodziewać się można spadku
zatrudnienia nawet o 200 tysięcy osób. Tymczasem, rząd zakłada powstanie 80 tysięcy miejsc
pracy. Jak? Dzięki większemu eksportowi (w domniemaniu – głownie do Niemiec?). Co
oznacza, że w wyniku wyboru takiej, a nie innejs strategii rządu - poziom zatrudnienia będzie
w większym stopniu zależał od czynników zewnętrznych niż wewnętrznych.
Widzimy, że
Jednocześnie rząd nie przyznaje się do wszystkich
konsekwencji takich działań dla finansów publicznych.
Okazuje się bowiem, że w przyszłym roku samorządy będą musiały wydać o 430
milionów złotych więcej z tytułu dodatkowych wydatków związanych z wynagrodzeniem
nauczycieli, zaś państwowe jednostki budżetowe wydadzą dodatkowo 440 miliony
złotych z tytułu składki rentowej. Skąd mają wziąć tyle pieniądzy? Czy ich sytuacja
budżetowa jest lepsza niż państwa polskiego?
W tym samym czasie
Jak trafnie zauważa Ministerstwo Pracy najboleśniej odczują
to małe podmioty gospodarcze i osoby prowadzące działalność gospodarczą.
Rząd nie prowadzi też spójnej polityki prorodzinnej. Z danych GUS wynika, że w Polsce
szczególnie ciężka jest sytuacja rodzin wielodzietnych. Dochód rozporządzalny na osobę w
rodzinie wyraźnie załamuje się przy trzecim dziecku. Według GUS w najlepszej sytuacji
dochodowej znajdowały się małżeństwa bez dzieci, których przeciętny miesięczny dochód
rozporządzalny na osobę był o 43.5% powyżej średniej krajowej. podczas gdy osoby z
przynajmniej jednym dzieckiem na utrzymaniu dysponowały dochodem o 16.8%
niższym od średniej krajowej. W najgorszej sytuacji materialnej były małżeństwa
posiadające troje i więcej dzieci na utrzymaniu, gdzie dochód na osobę był o około 40%
niższy niż średnia dla Polski ogółem.
Warto również odnotować realną zależność pomiędzy liczbą posiadanych dzieci a
wskaźnikiem zagrożenia ubóstwem. Według danych GUS w roku 2010 aż 34.3%
małżeństw z czwórką lub większą liczbą dzieci i 14.1% małżeństw z trójką dzieci
zagrożonych
było
ubóstwem,
podczas
gdy
dla
małżeństw
bezdzietnych
lub
utrzymujących jedno dziecko wskaźniki te wynosiły kolejno 1% i 1.9 %.
Rząd ogranicza i tak mizerne elementy polityki rodzinnej. Od lat zamrożony pozostaje
próg dochodowy uprawniający do otrzymania świadczeń rodzinnych. Oznacza to, że z roku
na rok coraz mniej rodzin może skorzystać z tej pomocy. Tymczasem wzrastają koszty
utrzymania, a rząd PO podbił dodatkowo ceny podwyżką stawki podstawowej podatku
VAT. Choć w budżecie się tego nie przewiduje, jestem gotów przyjąć zakład, że w
przyszłym roku podstawowa stawka VAT pójdzie do góry do 25%. Panie Ministrze,
jaką stawkę Pan proponuje?
Donald Tusk mówiąc o uldze prorodzinnej w swoim expose deklarował, że – cytuję –
„chcemy także w tym i w innych systemach wsparcia finansowego zastosować bezwzględnie
metodę i zasadę sprawiedliwości społecznej i solidarności zamożniejszych z tymi, którzy są w
gorszej sytuacji”. Niestety trzeba stwierdzić, że w rozwiązaniach które wdraża rząd udało się
to w niewielkim stopniu. Ulga na dziecko dotychczas wynosiła 1112 zł rocznie, czyli około 3
zł dziennie, a więc tyle ile kosztuje jeden bobofrut. Na marginesie: 15 gr z tej sumy i tak
wracało do budżetu w postaci podatku VAT. Warto podkreślić rzecz oczywistą: ulgę od
podatku odpisać może ten, który ma wystarczające dochody. Podwyższanie wysokości ulgi to
zrobienie dawanie szansy tym, którzy mają dochody i płacą podatki pozwalające ją odliczyć.
Tymczasem sam Minister Finansów w swym raporcie stwierdził – cytuję – „Podatnik z
licznym potomstwem przy przeciętnym lub niskim wynagrodzeniu jest praktycznie wykluczony
z możliwości pełnego korzystania z ulgi. Paradoksalnie obecnie jest to ulga dla podatników o
znacznych dochodach, gdzie … [ulga] nie ma większego znaczenia przy planowaniu
powiększenia rodziny.”
Jak rząd na ten problem reaguje? Podnosi o 50% kwoty odliczenia na trzecie i każde kolejne
dziecko, co będzie miało jakiekolwiek znaczenie tylko dla rodzin, których dochód przewyższa
4500 zł miesięcznie. Dla rodziny z czwórką dzieci skorzystanie z pełnej wysokości nowej
ulgi będzie możliwe, pod warunkiem, że jej dochód miesięczny przekracza 7 tys. zł
miesięcznie. Tylko wówczas rodzina odprowadza wystarczająco wysoki podatek aby
odliczyć pełną wartość ulgi. Jeśli jest dochód jest niższy to obniżenie wysokości podatku siłą
rzeczy będzie także odpowiednio niższe. Biedne rodziny zmian zaproponowanych przez
premiera nie odczują w ogóle, bo nawet dotychczasowej ulgi nie mają z czego odliczyć.
A warto zaznaczyć, że rodziny z trójką dzieci w 2010 roku stanowiły zaledwie 2,3%
wszystkich rodzin. Rodziny mające czworo i więcej dzieci stanowią już tylko 0,7%
wszystkich rodzin. Mówimy zatem o zmianach, które nie dość że są wadliwie
skonstruowane to dotyczą bardzo niewielkiej części społeczeństwa.
Tymczasem już od stycznia VAT na ubranka dla niemowląt i na buty dziecięce skacze
trzykrotnie. Z 8% na 23%. W tym samym czasie produkty te na przykład w Wielkiej Brytanii
i Irlandii wciąż będą obciążone okrągłą stawką 0% VAT. Rząd tłumaczy, że został zmuszony
do podwyżki przez wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Tymczasem okazuje
się, że rząd nie wyczerpał wszystkich możliwych środków prawnych. Dlatego wniosek do
Komisji Europejskiej o tzw. środek specjalny na utrzymanie obniżonej stawki na ubranka
napisali eksperci Fundacji Republikańskiej. Wniosek jest gotowy. Wystarczy, że go minister
Rostowski podpisze i wyśle do Brukseli. Ale minister na taką propozycję nie odpowiada.
Warto porównać obecne namiastki polityki rodzinnej w Polsce z polityką prorodzinną w
krajach w których przynosi ona rzeczywiste efekty.
Należy zaznaczyć, że to porównanie uwzględnia już różnice w zamożności
poszczególnych krajów – nie wskazuje na różnice w kwotach wydatków, ale na ich udział w
PKB.
Prawo i Sprawiedliwość jest gotowe do poważnej dyskusji na temat prowadzenia polityki
prorodzinnej. Stworzyliśmy jej podwaliny uchwalając obecnie obowiązujacą ulgę na dziecko,
becikowe, obniżając opodatkowanie pracy – a zwłaszcza PiT i składkę rentową. Wierzymy,
że jest to jedna z tych spraw, wokół których możemy budować porozumenie i liczymy na
minimum dobrej woli ze strony rządu i koalicji.
Jesteśmy gotowi rozmawiać o tym, jak dojść do udziału wydatków na prowadzenie polityki
prorodzinnej docelowo do tych 3,5% PKB.
więc musi się to odbyć kosztem innych
wydatków w budżecie. I co istotne – nie mówimy tutaj o żadnym rozdawnictwie pieniędzy.
Chodzi nam o to, by nie dyskryminować rodzin decydujących się na bohaterstwo przyjęcia i
wychowania kolejnych dzieci podatkowo (VAT!) a tym bardziej taką a nie inną konstrukcją
systemu emerytalnego, który obecnie dramatycznie każe – zwłaszcza mamy – za gotowość do
rodzenia i wychowywania dzieci.
Chodzi o przepisy, które wprowadzałby efektywnie działającą i prawdziwie progresywną ulgę
na trzecie i kolejne dziecko. Nie chodzi o tu o kosmetyczne korekty dotychczasowej
prorodzinnej fikcji zaproponowane przez premiera, ale o instrument, który rzeczywiście by
pomógł polskim rodzinom. I przynajmniej zniwelować uderzające obecnie w rodziny
wychowujące dzieci podwyżki podatków.
Niestety w sytuacji gdy Polskę czeka demograficzny dramat, gdy setki tysięcy młodych ludzi
decydują się szukać zawodowych szans za granicą i tam budować swoje rodziny, rząd
zaproponował kolejny budżet skoncentrowany wyłącznie na tym co się dzieje „tu i teraz”.
Sytuacja, w której młodzi polscy rodzice dostający 1000 złotych becikowego dołożą się do
budżetów młodych Włochów, którzy dostają za urodzenie dziecka ponad czterokrotnie
więcej, jest nie do utrzymania.
Dlatego, Premier Tusk powinien sobie napisać wielkim literami nad biurkiem: