czy kościół ma za dużo świętych?
Transkrypt
czy kościół ma za dużo świętych?
WŁASNOŚĆ PRYWATNA W CYWILIZACJI MIŁOŚCI O. Kornelian Dende (9 grudnia 1984) Witam Was zacni Rodacy i miłe Rodaczki słowami: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! O. Marcel Sokalski: Praca człowieka nie tylko przyczynia się do postępu ziemskiego, ale także do wzrostu Królestwa Bożego. Człowiek i jego prawo do własności prywatnej jest ośrodkiem sprawy w cywilizacji miłości. O. Kornelian Dende: Żaden ustrój pod słońcem nie jest doskonały, a więc ani liberalny kapitalizm, który od przeszło stu lat króluje w świecie zachodnim, ani socjalizm we wszystkich swych formach, zwłaszcza najbardziej radykalny komunizm bezbożny. Komunizm zaprowadzony w Rosji […] i narzucony po drugiej wojnie światowej niemal połowie ludzkości, jako rzekomy środek zaradczy na kapitalizm, również nie zdaje egzaminu i nie uszczęśliwia ludzkości. Mówiłem o nadużyciach kapitalizmu liberalnego z widmem bezrobocia, inflacji, depresji, zadłużenia, zatrucia gleby, wody i powietrza, bandytyzmu, terroru, pornografii i rozpusty, a przede wszystkim groźby wojny nuklearnej […]. Od czasu do czasu zabieram również głos na temat komunizmu, którego nieludzkość znają z praktyki wszystkie narody ujarzmione, głównie zaś Naród polski. Zawiedziona i rozczarowana na całej linii ludzkość poszukuje obecnie gorączkowo nowego modelu ustroju społeczno-gospodarczego. W tej sytuacji Ojciec Święty Jan Paweł II głosi cywilizację miłości. Nie propaguje on żadnego nowego porządku gospodarczo-społecznego, wykazując, że przyczyną chorób liberalnego kapitalizmu i komunizmu jest zerwanie z Bogiem i Jego wolą i podeptanie Jego przykazań. Nawołuje więc do powrotu do Boga. Zaleca przy tym pewną formę uspołecznienia chrześcijańskiego, która była znana i praktykowana w pierwszych wiekach Kościoła. W cywilizacji miłości ośrodkiem sprawy jest człowiek i jego prawo do własności prywatnej i o niej będę dziś mówił w pogadance pod tytułem: „Własność prywatna w cywilizacji miłości”. Miłość chrześcijańska fundamentem nowego ustroju Jan Paweł II rzuca hasło – „Twórzmy cywilizację miłości’! Sprecyzował to hasło i nadał mu nazwę, lecz o uspołecznieniu organizacji pracy, środków produkcji o zarządu mówili już jego poprzednicy na tronie świętego Piotra: Leon XIII, Pius XI, Jan XXIII i Paweł VI. Hasło to oddaje istotę nowego ustroju. Jest nią miłość chrześcijańska, którą Chrystus nazwał nowym przykazaniem, bo wymaga nie tylko spełnienia starotestamentowej zasady: „Miłuj bliźniego jak siebie samego”, lecz jeszcze czegoś daleko więcej: miłowania się wzajemnie tak, jak Chrystus nas umiłował, to znaczy, aż do ofiary z własnego życia. Miłość chrześcijańska może wykluczyć jednocześnie dwie choroby drążące obecna ludzkość: nienawistną dyktaturę komunizmu i nadużycia liberalnego kapitalizmu. Jedynie miłość chrześcijańska może być fundamentem i gwarancją przyszłego ustroju, który przyniesie sprawiedliwość i pokój. Praktyka miłości chrześcijańskiej wypłynie z powrotu ludzi do Boga, źródła miłości. Chrystus wzywa wszystkich do poszanowania woli Bożej, a zatem do powrotu do Boskich przykazań, do moralności, jaką On określił w ośmiu błogosławieństwach. Pochodzenie własności prywatnej Czy w cywilizacji miłości jest miejsce na własność prywatną? Obawa słuszna. Co bowiem stanie się z naszym domem, farmą, przedsiębiorstwem i kontem bankowym? Czy zostaną upaństwowione? Gdy biali ludzie osiedlali się w Ameryce Północnej, zagarnięte posiadłości ogradzali płotem i umieszczali tabliczkę z ostrzeżeniem: „No trespassing! Beware of dog”! – Przejście wzbronione”, „Zły pies”! Zabieranie ziemi na własność prywatną Indianie uważali za kradzież, toteż z furią napadali na zagrody białych osiedleńców, palili je, przewracali płoty, a ich samych skalpowali lub mordowali. Czerwonoskórzy mieli swoje, pierwotne wyczucie sprawiedliwości społecznej, gdy mówili, że cała ziemia i wszystkie dobra są własnością Boga; że zostały dane do użytku wszystkich ludzi. Pojęcie pogańskich Indian są przedziwnie zgodne z Biblią, która mówi: „Do Pana, Boga twojego, należy ziemia i wszystko, co jest na niej” (Pwt 10, 14). A w innym miejscu czytamy: „Bo też, że człowiek je i pije i cieszy się szczęściem przy całym swym trudzie – to wszystko dar Boży” (Koh 3, 13). Konserwatywni chrześcijanie, przywiązani do systemu kapitalistycznego i do nagromadzonego przez siebie bogactwa bronią zaciekle własności prywatnej twierdząc, że jest ona z ustanowienia Bożego i z prawa naturalnego. W swej argumentacji powołują się na siódme przykazanie Boże, które mówi: „Nie kradnij”, czy na dziesiąte: „Nie pożądaj żadnej rzeczy bliźniego twojego”, co znaczy, że Bóg brał pod uwagę własność prywatną, ustanawiając owe przykazania. Już święty Tomasz z Akwinu wyjaśnił ten pozorny dylemat, tłumacząc, że na podstawie Pisma świętego człowiek nie ma absolutnego prawa do dóbr tego świata, a tylko prawo ich użytkowania dla swoich potrzeb. Zatem prawo własności nie wypływa z prawa Bożego i naturalnego, lecz z prawa ludzkiego, z prostej umowy między ludźmi. W podkreśleniu, że własność prywatna wypływa z umowy ludzkiej, brzmi nuta demokratyczna, mianowicie: większość ludzi godzi się, aby każdy posiadał pewną własność i nią dysponował dla swych potrzeb. Dawniej własnością prywatną było pole, ziemia, dziś jest nią wynagrodzenie za pracę w fabryce lub w jakimkolwiek zakładzie. Z chwilą ustanowienia przez ludzi prawa własności – wyjaśnia dalej święty Tomasz, Bóg jak gdyby podpisał się pod ludzką umową i dlatego w siódmym i dziesiątym przykazaniu zakazał nam czyjeś własności pożądać. Wspólnota dóbr Posiadanie własności prywatnej nie jest zatem przeciwne prawu naturalnemu, ale po grzechu pierworodnym skażona natura ludzka odczuwa nienasyconą żądzę posiadania. Opanowuje ją nieraz chciwość. Wszystko, co oczy widzą i czego dusza pragnie, chciałby człowiek gromadzić dla siebie samego nie licząc się z tym, że komuś innemu może zabraknąć na chleb lub na odzienie, światło, ogrzanie domu, na zapłacenie „rentu”. Chciwość jest grzechem głównym. Bóg chce, by przeobfita ilość dóbr służyła wszystkim. Żaden człowiek nie powinien cierpieć i umierać z głodu. W tym układzie rzeczy Kościół katolicki stosuje następującą zasadę: w sytuacjach krańcowych, na przykład w czasie głodu i nędzy, jakie przeżywali Polacy w związku Sowieckim, wszystkie dobra są wspólne. W ciężkiej potrzebie człowiek może wziąć to i tyle, co mu jest konieczne do życia nie popełniając grzechu kradzieży. Taką naukę głosili Ojcowie i Doktorowie Kościoła w pierwszych wiekach chrześcijaństwa: święci Bazyli, Ambroży, Jan Chryzostom, Hieronim, Augustyn, a później Tomasz z Akwinu i Grzegorz Wielki. Potępiali oni nadużycia własności prywatnej mówiąc: Jeśli w twojej garderobie wisi nadmiar sukien lub ubrań, to należą one nie do ciebie, lecz do biednych, którzy chodzą na wpół nago, obdarci. Jeśli więc z tego nadmiaru dajesz biednym jałmużnę, w rzeczywistości nie spełniasz uczynku miłosierdzia, lecz wykonujesz akt sprawiedliwości. Dajesz im to, co im się należy. Chrystus ostrzega przed zbytnim gromadzeniem dóbr materialnych i zaleca większą ufność w Opatrzność Bożą: „Nie troszczcie się zbytnio – mówi – o to, co byście jedli, pili, w co się przyodziewali”. Dodajmy od siebie: Nie troszczmy się zbytnio o to, w jak luksusowym domu będziemy mieszkać, w jakiej dzielnicy miasta, jakiej marki samochodem będziemy jeździć, bo o to wszystko pilnie starają się poganie i ci, którzy Boga nie znają, ani Jego Opatrzności. „Welfare” obraża godność człowieka Wszelkie instytucje dobroczynne, wszelkie programy i urządzenia dobroczynne, jak na przykład „welfare”, choć w ustroju kapitalistycznym czy kolektywistycznym, są konieczne, łatwo przeradzają się w anomalię. Ta pomoc nie powinna obrażać godności człowieka. Każdy człowiek ma prawo do pracy, jeśli jest do niej zdolny, i powinien się sam utrzymać. Każdy pracujący powinien być współgospodarzem wielkiego warsztatu pracy. Bezrobocie jest hańbą dla społeczeństwa. Państwowa dobroczynna pomoc dla biednych powinna być organizowana nie z konieczności, ażeby uchronić kraj od zamieszek i rewolucji, ale jako dzieło sprawiedliwości i miłości. Królowa francuska Maria Antonina była nieczuła na nędzę ludzką. Gdy tłum biednych podciągnął pod bramę pałacu wersalskiego zapytała, dlaczego ci ludzie krzyczą i czego chcą. Gdy jej powiedziano: „chcą chleba”! Odpowiedziała: „jeśli brak im chleba, niech jedzą ciastka”! Rządy są dziś zmuszane do utrzymania dobroczynnych agencji, by leczyć rany biednych, głodujących, zadane przez bogaczy. Pomoc dla umierających z głodu w Etiopii nie jest tylko aktem miłosierdzia, ale sprawiedliwości. Sprawiedliwość zawsze będzie gwałcona przez jednostki, bo w ich sercach panoszy się żądza bogactwa i chciwości. Dlatego Chrystus ze smutkiem powiedział, że ubogich zawsze będziemy mieć pośród siebie (por. Mt 26, 11). Wobec czego każe nam naprawiać krzywdy wyrządzone biednym przez uczynki miłosierdzia: głodnych nakarmić, nagich przyodziewać, bezdomnych w dom przyjmować (Mt 25). Spełnienie uczynków miłosierdzia Chrystus uważa za dowód miłości Boga i bliźniego. Za nie spełnienie ich grozi piekłem. „łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego” (Mt 19, 24). Pewien rodzaj uspołecznienia dóbr jest konieczny Pewna forma uspołecznienia dóbr jest konieczna. Coś w rodzaju demokratycznego uspołecznienia, które wypracowały polskie Związki Zawodowe „Solidarność”. Celem „Solidarności” nie jest obalenie rządu, lecz zaprowadzenie większej równości i sprawiedliwości społecznej. Odżegnując się od rozlewu krwi bratniej, „Solidarność” chce razem z rządem pracować nad uzdrowieniem polskiej gospodarki, z jednej strony pustoszonej przez potężny i ogromy Związek Sowiecki, a z drugiej strony przez nową klasę uprzywilejowanych członków partii komunistycznej żerujących na pracy robotników. Stały przyrost ludności świata jest nie do pomyślenia bez zaprowadzenia pewnego rodzaju socjalizacji dóbr. Kapitał, czyli pieniądze, warsztaty pracy, dobra ruchome i nieruchome, zwłaszcza zasoby natury mają służyć nie tylko wąskiej i wpływowej grupie właścicieli i posiadaczy, ale dobru ogólnemu, wszystkim ludziom przez zapewnienie im godziwej pracy i dopuszczenie ich do współgospodarowania tymi zasobami. Konflikt między kapitalizmem liberalnym a komunizmem zakończy się, albo wzajemnym wyczerpaniem obu systemów, albo wzajemnym dobiciem się, albo koniecznymi, zdrowymi reformami. Jest ratunek dla świata w cywilizacji miłości chrześcijańskiej, w której jest miejsce jednocześnie na sprawiedliwość i miłosierdzie. Owocem takiej cywilizacji będzie pokój, dobro i szczęście. W niej praca będzie udziałem wszystkich ludzi, zdolnych do pracy. Ludzie pragną uczestniczyć w dziele Stwórcy zgodnie z Jego planem i wolą. Praca dopomoże im osiągnąć duchową dojrzałość i doskonałość. Ewangelia pracy, której uczy Chrystus słowem i przykładem, jest miarą prawdziwego postępu, bo więcej wart jest człowiek z racji tego, czym jest, niż ze względu na to, co posiada” (GS, 35). Wprowadzenie w życie nauki społecznej Kościoła wyzwoli zniewolonych robotników w krajach komunistycznych, wprowadzi pokój sprawiedliwy w Ameryce Środkowej, uwolni Amerykę Łacińską od dyktatur, zniesie przepaść między bogactwem krajów uprzemysłowionych a skrajną nędzą krajów na drodze do rozwoju. Sprawiedliwość społeczna przybliży panowanie Królestwa Chrystusowego na ziemi.