do pobrania
Transkrypt
do pobrania
S Palus sarmatica tej, mimo kolejnego krzyżyka na karku, wyrzec się nie mają najmniejszego zamiaru. CCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCC Szkoła – oj, zaczyna się! A czemu nikt rozsądny Mikołaja Reja nie słuchał, kiedy proroczo mówił ten wielki miłośnik nauk, Pan z Nagłowic: „…niechże go z mło- du nie bawią owymi gramatykami, logikami, arytmetykami, boć to i na stare przytrudniejszym albo owymi zawiłymi poetyckimi fabułami. Bo a co mu po tym, jako Circes ludziom głowy odmieniała albo jako Ulixes pływał, albo co Helenka broiła, abo co Penelope czyniła?… A nie czynić gwałtu zbytniego w przyrodzeniu, bo więc widamy drugie, iż się tak zacztą albo zamyślą, że i od pamięci odchodzą a omdlewają”. Święte, na miły Bóg, prawdziwe słowa. No, ale nie da się bez nauki żyć, więc i szlachta rada nierada musiała dzieci swoje do szkół posyłać. To pewnik: wakacje smutnym szkolnym nieistnieniem wzbudzały, jak się można przekonać, również w dawnych nauczycielach wielki niepokój, o którym wspomina Kochowski: Rozpuść trzodę, nie trzymaj dłużej tej hołoty, Która nawięcej umie, gdy skacze przez płoty. Zatem i w szkołach dla szlachty dbano, by wakacje nie trwały za długo: pamiętacie słodkie życie małego Borowicza, miłego bohatera Syzyfowych prac Stefana Żeromskiego, okrutnie ukrócone przez obowiązek nauki? Polowania, łazęgowanie, spanie na sianie – koniec: kończyło się lato, trzeba do kieratu. D 373E Kochowski, Wespazjan Krzysztof Koehler Od średniowiecza w Polsce istniały szkoły katedralne, potem parafialne oraz szkoły prowadzone przez zakony. W XVI wieku, w związku z reformacją, pojawiły się szkoły „różnowiercze”, niektóre słynne i wspaniałe: w Pińczowie, w Toruniu, w Lesznie czy w XVII wieku w Rakowie. W 1564 roku w Braniewie założyli swoje kolegium jezuici, po czym szybko objęli całą Rzeczpospolitą siecią swej edukacji. W 1599 roku wydali tzw. ratio studiorum – czyli to, co dzisiaj nazywamy jednolitym programem nauczania. Szlachta masowo posyłała swoich synów do kolegiów jezuickich. Uczyli się tam młodzieńcy, którzy już opanowali w stopniu podstawowym sztukę pisania i czytania po łacinie. Musieli więc mieć swoich domowych korepetytorów, mogli też chodzić do szkół parafialnych, gdzie specjalnym na nich okiem spozierał zapewne miejscowy klecha (mógł też dojeżdżać do dworku na prywatne korepetycje). Kiedy rodzice zapisywali chłopców do szkół, mieli oni zwykle 9–10 lat. Podstawą nauczania była łacina, a najbardziej popularnym podręcznikiem do łaciny – „alwar” (Alvarez, De institutione grammatica). Edukacja miała swoje etapy: najpierw była „infima”, potem klasa „gramatyki” (uczono tu składania krótkich zdań), „syntaktyka” (gdzie uczono bardziej skomplikowanej mowy), wreszcie „poetyka” (uczono tu pisania wierszy), na koniec „retoryka” (tu pracowano nad umiejętnością wygłaszania mów). Praktyka szkolna związana była z praktyką życiową szlachty polskiej: nie erudyci byli potrzebni ojczyźnie (oczywiście, kto miał smykałkę do nauki, wędrował albo ścieżką zakonną, albo akademicką). Edukacja służyE 374D S S Palus sarmatica ła obywatelskim powinnościom szlachty. Zatem należało dbać o eruditio: auctores (Cycero, Wergiliusz, Horacy, inni autorzy antyczni, ale też starodawni Polacy) nie tylko przydawali umiejętności wypowiadania się, lecz także służyli w procesie kształtowania Ojcowie (przodkowie) postaw obywatelskich. Pisze Potocki mądrze (jak zawsze): Amor patriae Bonum communae Gdzie kto się czemu święci, w takiej też doktrynie Res publica Ćwiczy; szlachcic byle się przedać po łacinie Negotium Nie dał, byle rozumiał w kościele i grodzie… Potocki, Byle umiał Tacyta zażyć z Cyceronem, Wacław A Seneki do tego, dosyć jest uczonym… Szkoła jezuicka przynosiła wiele możliwości „zasługiwania się”. Słynne były popisy młodzieży studenckiej na koniec roku, kiedy to w obecności rodziców wystawiano sztuki teatralne, a młodzieńcy wygłaszali mowy; drukowano też wybory co celniejszych wierszy napisanych przez uczniów w ciągu roku szkolnego. Tak samo wszelkie uroczystości kościelne i lokalne były okazją do przedstawienia dokonań szkoły. Nauką kierowali dyrektorzy (inspektorzy), czyli opłacani przez rodziców korepetytorzy; w szkole rządził „bizun”. O, z wieków cudotwórny synu byczej skóry! Złych duchów egzorcysto, poprawco natury! Stróżu durnej młodości, proszku doskonały Na upór, muchy w nosie, miłosne zapały – pisał wychowanek jezuitów, poeta Naruszewicz. D 375E (Biecz i okolice) Krzysztof Koehler No, ale znacznie więcej o edukacji szlacheckiej w postaci wspomnień niebieskiego mundurka opowie Państwu obiekt gimnastyki dydaktycznej, Marcin Matuszewicz (ur. 1714): „Posłany byłem potem do szkół jezuickich do Brześcia do gramatyki i jmć pan pułkownik brat mój, bardzo mały, bo w zaczętym piątym roku, był ze mną oddany. (…) W szkołach dał mi Pan Bóg wielką pamięć, tak dalece, że raz bez błędu cały alwar przerecytowałem. (…) My też mieliśmy inspektora Wolskiego, z województwa płockiego ostrego tak dalece, że chłopiec nasz jeden się umyślnie utopił, a dwóch uciekło. Jmć pana pułkownika, brata mego niemiłosiernie a często niewinnie bijał. Był to człowiek naturalnie okrutny, do buntów szkolnych skłonny. Z tej okoliczności lubił studentów częstować [kielichem], co i we mnie oszczędną bardzo rodziców moich edukacją zwyciężyło i było pobudką do chęci i inklinacji w częstowaniu. (…) Oddani byliśmy potem z bratem moim, jmć panem pułkownikiem do szkół jezuickich pod tymże inspektorem do Drohiczyna. (…) Ja poszedłem do poetyki, a jmć pan pułkownik do infimy. W poetyce, znając do siebie daną mi łaski boskiej wielką pamięć i w naukach pojętność, zacząłem być niedbałym i o jakowejści mojej nauce będąc głupio dobrego mniemania… Po wakacjach, mając rok dwunasty, oddany byłem z jmć panem pułkownikiem do szkół jezuickich do Brześcia na retorykę a że więcej umiałem łaciny niż mój inspektor Żebrowski, Podlasianin, więc płochy, uwiedziony zarozumiałością, nie chciałem go słuchać i byłem niedbały w naukach. Jednakże, będąc dobrą pamięcią obdarzony, miałem długą w kościele publiczną oracją w dzień uroczystości Niepokalanego E 376D S S Palus sarmatica Poczęcia Najświętszej Panny Marii, in Laudem Immaculatae Conceptionis, na której oracji był przytomny śp. Ludwik Pociej, wojewoda wileński, hetman wielki W. Ks. Lit. i śp. Sapieha, naówczas kasztelan trocki, a potem kanclerz wielki W. Ks. Lit. i inni dystyngwowani słuchacze. Na drugi rok retoryki, chodziłem w Brześciu, gdzie pod bytność jmci księdza Jurkiewicza, prowincjała jezuickiego, na zapusty nietrwałe wzbudziło się we mnie do zakonu jezuickiego powołanie (…). Dowiedziawszy się śp. Ojciec mój o tem mojem powołaniu, posłał po mnie do Brześcia i pod pretekstem winszowania imienin św. Józefa śp. Sapiezie, podskarbiemu nadwornemu lit., odebrał mię ze szkół brzeskich i już więcej do szkół nie oddawał… No nie do końca jednak dotrzymał słowa śp. Pan Ojciec. Obu braci posłano do Warszawy: „zgodził dla mnie, mającego ochotę do rysowania, malarza p. Melaniego, Włocha, aby mię uczył rysować i metra do języka francuskiego. Poszedłem tedy na trzeci rok w Warszawie do retoryki, a jmć pan pułkownik do syntaktyki. (…) Z początku, wpóki trwała ojca mego we mnie dyscyplina byłem jakożkolwiek przykładającym się do nauk i pamiętam, że na sejmiku studenckim mowę własnej mojej miałem kompozycji, także na uroczystość Zwiastowania Najświętszej Panny Marii miałem oracją mojej kompozycji publiczną w kościele z poprawieniem jednak mojego profesora. Staliśmy w kompanii w stancji z jmć panem Walerianem, kasztelanicem naówczas sierpskim, wujem naszym (…) i z jmć panem Józefem Rutkowskim, bratem na- D 377E Krzysztof Koehler szym cioteczno-rodzonym, teraźniejszym sędzią ziemskim dobrzyńskim. Ale mając dyrektorów naszych nie bardzo obyczajnych, którzy napijania się nie wystrzegali i nas na reduty alias tańce publiczne i gry w karty z sobą brali, znaczną odmianę w dobrej śp. Ojca mego edukacji miałem. Między innemi głupstwami i płochościami mymi najprzód wielką zarozumiałością o mojej umiejętności nadęty byłem, do nauk cale oleniwiałem się, kłocić się i pić nie wystrzegałem się, tak dalece, że raz przed dialogiem upiwszy się, persony mojej mówić nie umiałem i dufając pamięci mojej, nauczyć się opóźniłem się. Przyjechałem potem na wakacje do Rasnej, gdzie śp. Ojciec mój widział mię nie bez żalu cale odmienionego, a zatem znowu w domu trzymał i ostro o każdą rzecz napominając. Bawiłem się tedy w domu blisko lat trzech”. Pilnujcie dziateczki swoje, pilnujcie, boć nie wiadomo, co w stancyjej, ba, co w ławach szkolnych się dzieje i w jakiej kompanijej, i z kim ci one – niewinne wszak – przestają. AAAAAAAAAAAAAAAA Szlachta – „i okazało się, że szlachcic polski jedynie wolny w Europie, bo on swemu królowi nie był nic więcej winien jeno »podymne, pospolitą wojnę i tytuł na pozwie«” – pisał Aleksander Brückner w Dziejach kultury polskiej. Warto się zastanowić, w jaki sposób osiągnęła szlachta taką pozycję w państwie oraz co z tej pozycji dobrego (oraz złego) wynikało dla kultury polskiej. Wywodziła się polska szlachta z rodów wojennych zasłużonych dla pierwszych piastowskich ksiąE 378D S