Pamięć dwudziestowieczna: Zagłada
Transkrypt
Pamięć dwudziestowieczna: Zagłada
M.Bogaczyk-Vormayr: Pamięć – Dialog – Współczesność (Fakultet SL 2013) Wykład: Pamięć dwudziestowieczna: Zagłada Handout 1. G. Agamben, Homo sacer, tłum. M. Salwa, Warszawa 2008, s. 153 -154. Musimy nauczyć się rozpoznawać strukturę wyrzucenia w stosunkach politycznych i w publicznych przestrzeniach, w których żyjemy. Głębsza niż wszelka wewnętrzność i bardziej zewnętrzna niż wszelka obcość jest w państwie ochronna strefa (la bandita) świętego życia. Jest ona suwerennym nomos, który warunkuje wszelkie inne normy, pierwotnym uprzestrzennieniem umożliwiającym i regulującym wszelką lokalizację i terytorializację. Jeśli zaś w nowoczesności życie coraz wyraźniej sytuuje się w centrum polityki państwowej (która stała się, by użyć terminu Foucaulta, biopolityką) i jeśli, w naszych czasach, w pewnym szczególnym, acz niezmiernie rzeczywistym sensie, wszyscy obywatele wirtualnie jawią się jako homines sacri, to jest to możliwe tylko dlatego, że relacja wyrzucenia od początku tworzyła właściwą strukturę suwerennej władzy. 2. V. Frankl, Psycholog w obozie koncentracyjnym, tłum. S. Zgórska, Warszawa 1962, s. 21, 75, 79. W Oświęcimu panował nastrój niemal chłodnej ciekawości, obiektywnego nastawienia do świata i równocześnie patrzenia na ludzi z pewnego dystansu, nastrój przypatrywania się i czekania, który w takich chwilach jest próbą ucieczki w głąb siebie i ratowania się. (...) Okazuje sią, że to co się dzieje w samym człowieku, to, co obóz z nim jako człowiekiem na pozór „robi”, jest w ostatecznym rachunku rezultatem jego wewnętrznego wyboru. (...) Kto w obozie nie wierzył w przyszłość, we własną przyszłość, był zgubiony. Tracąc wiarę w przyszłość, tracił duchowy punkt oparcia (...) 3. G. Agamben, tamże, s. 232 i 234. [Obóz] jest skrawkiem terytorium, który zostaje wyłączony z normalnego porządku prawnego, ale przez to nie jest po prostu przestrzenią leżącą na zewnątrz. To, co jest w nim wyłączone, jest – zgodnie z etymologicznym sensem terminu „wyjątek” – wyjęte, wyłączone poprzez własne wyłączenie. To, co tym sposobem jest przede wszystkim ujęte w porządku prawnym, to sam stan wyjątkowy. Stan wyjątkowy jako „zamierzony” inauguruje nowy paradygmat prawno-polityczny, w którym norma staje się nieodróżnialna od wyjątku. Nagie życie, w które przeistoczyli się mieszkańcy obozów, nie jest jednak naturalnym faktem ekstrapolitycznym, do którego potwierdzenia i rozpoznania prawo winno się ograniczyć; fakt ten jest (...) progiem, na którym prawo za każdym razem zachodzi w fakt, a fakt w prawo, a obie płaszczyzny wykazują tendencje do bycia nieodróżnialnymi od siebie. Nie można zrozumieć narodowosocjalistycznego pojęcia rasy – a zarazem szczególnej niejasności i niespójności , które je charakteryzują – jeśli zapomina się, że biopolityczne ciało stanowiące nowy, podstawowy podmiot polityczny (...) [jest] przedmiotem suwerennej decyzji politycznej, która podejmowana jest w absolutnej nierozróżnialności faktu i prawa. 4. V. Frankl, tamże, s. 23. Sytuacja bez wyjścia, każdej minuty i każdej godziny czyhające śmiertelne niebezpieczeństwo, bliskość innych ludzi umierających – których była większość – wszystko to sprawiało, że było rzeczą samą przez się zrozumiałą, iż prawie każdy nosił się z zamiarem samobójstwa. Ja osobiście z racji mego światopoglądu (...) przyrzekłem sobie pierwszego wieczoru w Oświęcimiu, że „nie rzucę się na druty”. Tym określeniem nazywało się w obozie najczęstszy sposób odbierania sobie życia: dotknięcie drutów kolczastych naładowanych prądem wysokiego napięcia. Takie negatywne postanowienie, żeby nie rzucić się na druty, nie przychodziło nam w Oświęcimiu specjalnie trudno, gdyż samobójstwo nie miało tam właściwie wielkiego sensu; opierając się bowiem na rachunku prawdopodobieństwa czy na statystyce przeciętny mieszkaniec obozu absolutnie nie mógł liczyć na to, że znajdzie się w bardzo znikomej liczbie tych, którzy przeżyją wszystkie następne, najrozmaitszego rodzaju selekcje. Więzień Oświęcimia znajdujący się jeszcze w stadium szoku zupełnie nie bał się śmierci. Po kilku dniach spędzonych w obozie nawet komora gazowa go nie przerażała, była dla niego tylko tym, co mogło mu zaoszczędzić samobójstwa. 5. E. Lévinas, Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności, tłum. M. Kowalska, Warszawa 1998, s. 299. Być Ja, które stawia się na procesie – na procesie wymagającym wszystkich sił subiektywności – znaczy konkretnie: móc widzieć, ponad powszechnym sądem historii, krzywdę skrzywdzonego jaką nieuchronnie rodzi sąd odwołujący się do powszechnych zasad. Niewidzialność par excellence to krzywda, jaką historia powszechna wyrządza bytom poszczególnym. Być Ja, a nie tylko być wcieleniem rozumu, znaczy właśnie umieć zobaczyć krzywdę skrzywdzonego, czyli twarz. Pogłębianie mojej odpowiedzialności, przez odbywający się nade mną sąd nie jest faktem z porządku uniwersalizacji: ponad sprawiedliwością powszechnych praw Ja stawia się na sądzie dlatego, że jest dobre. Bycie dobrym polega na takim „ustawieniu się” w bycie, że inny człowiek liczy się bardziej niż ja sam. Ja, narażone na alienację swoich sił przez śmierć, w dobroci znajduje możliwość, która pozwala mu nie być ku śmierci. Dalszy materiał tekstowy: 1. A. Bikont, „Powiem wam, kto to zrobił: mój ojciec”, czyli prywatne śledztwo Jana Skrodzkiego, w: tejże, My z Jedwabnego, Wołowiec 2012, 212-225. 2. P. Bednarski, Błękitne śniegi, Warszawa 1996.