[WYKŁAD 1]

Transkrypt

[WYKŁAD 1]
[WYKŁAD 1]
Na tych stronach w przystępny sposób będę zajmował się problemami związanymi ze
słuchaniem muzyki, z jej percepcją, rozumieniem. Mam nadzieję, że wiadomości te
pomogą Tobie Czytelniku, polubić, może nawet pokochać muzykę. Chciałbym, żeby
stała sie ona potrzebna w Twoim życiu, tak jak kiedyś mnie stała się niezbędna do życia
jak powietrze; jak dobry przyjaciel, który nigdy nie zwiedzie, nie zdradzi...
Zaczniemy zatem od tego, jak słuchamy, jak możemy słuchać muzyki. Człowieka
interesowało to od dawna. Można powiedzieć, że już antyczni filozofowie tego dociekali w
swoich rozważaniach. Tym zajmiemy sie na końcu; zaczniemy od nowożytnych
psychologów. Najpierw badali oni zakres słyszanych przez człowieka dźwięków. Okazało się
że człowiek jest w stanie odbierać bodźce akustyczne mieszczące się mniej więcej w
przedziale 16 - 20.000 Hz, przy czym zależy to jeszcze od siły (głośności) dźwięku. Aby
słyszeć niższe dźwięki, muszą one być głośniejsze niż wyższe. Jeżeli są zbyt słabe, to po
prostu ich nie słyszymy, mimo że obiektywnie one brzmią. Najcichsze słyszane dźwięki
tworzą tzw. próg słyszalności. Podobnie istnieją progi dla słyszanych dźwięków najniższych
i najwyższych. Owe progi wyobrażone jako linie zakreślają obszar słyszalności. Zauważono,
że z upływem wieku obszar słyszalności kurczy się; słyszymy coraz gorzej najwyższe
częstotliwości, nasz próg słyszalności podwyższa się – nie słyszymy również najcichszych
dźwięków.
Najnowsze odkrycia dowiodły, że mężczyznom słuch psuje się szybciej (ta słabość
„silnej płci” nie dotyczy tylko słuchu czy wzroku: po prostu mężczyźni nie są tak „trwali”
jak kobiety). Naukowcy stwierdzili, że kobiety po pięćdziesiątce słyszą wysokie dźwięki
lepiej niż mężczyźni, ale niskie gorzej niż oni. Z badań przeprowadzonych w polskich
szkołach wynika, że co piąty uczeń źle słyszy. Warszawski Instytut Fizjologii i Patologii
Słuchu ostrzega, że gdy dzisiejsza młodzież osiągnie trzydziestkę, będzie słyszała tak jak
obecni 60-latkowie. Ludzki słuch uformował się w czasach, gdy nasłuchiwaliśmy tylko
głosów przyrody. Uszy są przystosowane do odbioru dźwięków o niskim natężeniu, czyli do
małego ciśnienia fali akustycznej. Kiedy ciśnienie jest zbyt duże (np. w dyskotekach,
głośnych samochodach itp.) komórki zmysłowe odbierające drgania ulegają zniszczeniu.
Komórki z wiekiem też same obumierają, przebywanie w hałaśliwym otoczeniu przyśpiesza
ten proces.
Utrata wraz z wiekiem wrażliwości słuchowej jest źródłem nieporozumień w ocenie
słuchanej muzyki. Na ogół osoby po sześćdziesiątce ze względów fizjologicznych mają z
zasady obraz dźwiękowy uboższy niż ludzie młodzi. Słuch osób starszych nie „chwyta” wielu
tonów składowych, zwłaszcza górnych, decydujących o barwie dźwięku. Często na
koncertach muzyki skrzypcowej słyszy się opnie osób starszych, że solista grał ładnie, ale nie
miał takiego „tonu’, jak dawni artyści. I tu padają nazwiska Hubermana, Barcewicza,
Kochańskiego, Dawida Ojstracha i in. Tymczasem współcześni soliści mogą mieć ton
równie piękny i bogaty jak dawni, tyle tylko że starsi melomani mogą tego już nie słyszeć.
Unikajmy więc hałasu, chrońmy własny słuch!
Wiemy zatem, że słuchając w tym samym czasie tego samego utworu (np. na koncercie),
nie musimy słyszeć tej samej muzyki. Różnimy się wszystkim z naszym sąsiadem (sąsiadką),
także właściwościami naszego zmysłu słuchu; do naszego mózgu docierając więc inne bodźce
akustyczne. Ale to dopiero początek tych różnic. Psychologowie muzyki badając zjawisko
percepcji muzyki zauważyli, że ludzie różnią się przede wszystkim sposobem słuchania
muzyki, samym podejściem do słuchania czyli – swoimi postawami percepcyjnymi. Badacze
nie są tu zgodni; samo zreferowanie ich poglądów zajęłoby gruby tom. Ograniczę się zatem
do badań polskich psychologów.
Wyodrębnili oni kilka typów przeżycia muzycznego. Do najczęściej występujących
zaliczyć trzeba typ wyobrażeniowy. Słuchający niejako „poddaje się” muzyce, która
wywołuje w nim obrazy, przeżycia zachowane w pamięci z dalekiej przeszłości, albo nowe,
oryginalne wytworzone przez wyobraźnię pod wpływem muzyki. Powstaje w ten sposób
wywoływany muzyką bardzo osobisty „film”, wywołujący wiele wzruszeń i refleksji nad
własnym życiem.
Część melomanów traktuje muzykę jak symbol poszukując ukrytego w niej znaczenia.
Utwór muzyczny jest dla takich słuchaczy zarówno centralnym przedmiotem przeżycia, jak
też i reprezentantem jakiegoś innego przedmiotu. Przy takich przeżyciach daje się zauważyć
wybitnie egocentryczna postawa słuchaczy, w wypowiedziach dotyczących doznawania
przeżyć wysuwa się stale na plan pierwszy słowo „ja”. Słuchacz szuka więc w muzyce
siebie, poszukując za jej pośrednictwem rozwiązania swoich własnych, aktualnych
problemów. Taki typ percepcji muzyki psycholodzy nazywają interpretującym.
Melomani z przygotowaniem muzycznym często koncentrują się na analizowaniu
struktury utworu, cech wykonania, nowatorstwa środków kompozytorskich, oryginalności itp.
Często się niestety zdarza, że szkoły muzyczne wymagając takiego analityczno-formalnego
słuchania muzyki tłumią w wychowankach nie tylko ich naturalne reakcje na muzykę,
ograniczając ich pojmowanie muzyki i gubiąc przy tym bogactwo doznań estetycznych.
Zauważmy, że gdyby tylko część wychowanków szkół muzycznych chciała chodzić na
koncerty, trzeba byłoby wybudować wiele nowych dużych sal koncertowych, stworzyć
wiele nowych filharmonii i teatrów operowych. Rozejrzyjmy się wokół siebie na koncertach
w filharmoniach: ilu widzimy na koncertach uczniów szkół i ognisk muzycznych? Błędne
programy nauczania i metody wychowawcze zakładają, że szkoła muzyczna musi wykształcić
wirtuoza. Tymczasem wirtuozem zostaje jeden na tysiąc lub kilka tysięcy. Natomiast rzesze
sfrustrowanej młodzieży muzycznej zamiast kochać muzykę – zaczynają ją nienawidzić i
unikać jak ognia.
Psycholodzy wyodrębnili więc również postawę awersyjną wobec muzyki. Ten typ
dosadnie charakteryzuje wypowiedź jednego z profesorów szkoły wyższej (!): „Nigdy nie
mogłem zrozumieć, czego ludzie dopatrują się w muzyce. Na koncertach wszelkiego rodzaju
czułem się zawsze tak, jak jedyny w pełni przytomny wśród gromady ludzi pijanych lub
zahipnotyzowanych. Śmiać mi się chciało, gdy niektórzy ludzie przymykali oczy, a twarze ich
wyrażały zachwyt. Dla mnie muzyka jest wówczas dobra, gdy ułatwia mi marsz lub pomaga
tańczyć. Wszystko inne jest w niej jakimś bezładnym chaosem, który jest tylko nudny, potem
zaś zaczyna okropnie męczyć. Dla mnie muzyka nie jest przykładem, a jawnym zaprzeczeniem
wszelkiego piękna.”
Taka wypowiedź w ustach profesora wyższej uczelni może wydawać się niewiarygodna,
pochodzi jednak z poważnej pracy naukowej (oczywiście nie tego profesora). Dla mnie jest
ona świadectwem dość powszechnego a fałszywego poglądu, że skoro ktoś posiadł tytuł
naukowy, tym samym posiadł absolutną wiedzę w każdej dziedzinie. Tymczasem można
zdobyć tytuł naukowy, a stracić rozum, czego dowodzi zacytowana wypowiedź.
Niektórzy ludzie odbierają muzykę polisensorycznie (wielozmysłowo), tzn. słyszane
dźwięki wywołują u nich wrażenia wzrokowe, węchowe, ruchowe itp. Ten typ muzycznego
przeżycia według moich obserwacji występuje dość rzadko, aczkolwiek psycholodzy wykryli
zdolność skojarzeń dźwiękowo-barwnych u około 60 % badanych populacji. Z ich badań
wynika, że u 2 % ludzi takie asocjacje wyobrażeniowe mają siłę halucynacji. Stąd powstała
nazwa chromostezji, jako pewien typ synestezji. Słyszenie barwne u niektórych
kompozytorów przejawiało się w kojarzeniu poszczególnych tonacji z określonymi kolorami.
Rosyjscy kompozytorzy Aleksander Skriabin i Mikołaj Rimski-Korsakow podobnie
postrzegali wiele tonacji, np. G-dur (pomarańczowa; jasna, brązowo-złota), D-dur (żółta,
lśniąca; żółta, słoneczna), F-dur (niebieska, niebieskawo-biała; niebieska, szafirowa), B-dur
(stalowa; siwa). Były jednak tonacje „widziane” przez nich zupełnie inaczej, np. C-dur
(czerwona; biała), E-dur (czerwona; zielona). Dla Rimskiego-Korsakowa sam kolor nie był
czymś abstrakcyjnym, lecz wiązał się z porami roku i towarzyszącym im nastrojom. Np.
tonacja A-dur była nie tylko różowa, jasna, ale i wiosenna, młoda, kwitnąca, poranna; H-dur –
nie tylko szafirowa, lecz i groźna, złowroga, burzowa. Każda tonacja posiada więc dla
niektórych kompozytorów (i słuchaczy) odpowiednio wyraźne zabarwienie uczuciowe, swój
charakterystyczny nastrój wywołujący odpowiednie obrazy wzrokowe, najczęściej widoki
przyrody; barwa dominująca w tych obrazach i widokach staje się barwą danej tonacji.
[Cdn.]