Anatol Ulman Intymne życie kogutów Owszem, jestem człowiekiem

Transkrypt

Anatol Ulman Intymne życie kogutów Owszem, jestem człowiekiem
Anatol Ulman
Intymne życie kogutów
Owszem, jestem człowiekiem znanym, część dzielnicy, kierując się
wrażeniami z bezpośredniego oglądu, uważa mnie za konduktora na
linii PKP Słupsk-Ustka i z powrotem. Za faceta, który miał szansę
sprawdzać bilety na szlaku Słupsk-Madryt-Casablanca, ale zabrakło
mu aparycji. Inni obywatele przypuszczają, że jestem notoryczny.
Idąc bowiem do składnicy złomu, by ukraść kawałek teownika,
próbuję zazwyczaj pojąć myśl Lao Tana: Człowiek, który jest bardzo
czysty, wygląda jak gdyby był zhańbiony; człowiek, który osiągnął
obfitość cnoty, wygląda jak gdyby mu jej nie stawało. Zataczam się
wówczas z intelektualnego wysiłku i obserwatorzy znajdują w tym
inną przyczynę. Umiem parę rzeczy i być może stąd ta sława.
Potrafię z zaworu przelotowego, dwóch nypli oraz kolanka, zrobić
kran nieosiągalny w salonach z armaturą. Albo wytworzyć lakier
bezbarwny z rozpuszczalnika nitro i poskubanego w kawałeczki
styropianu, który należy zbierać na śmietnikach za sklepami
rozprowadzającymi magnetofony, po pięćdziesiąt tysięcy oraz
telewizory po dwieście dla położenia kresu inflacji i równości ludzi
w nędzy. Oto powód, dla którego zrobiono ze mnie główną postać na
jesiennym spotkaniu z ciekawym człowiekiem w osiedlowym domu
kultury „Olimp”. Organizująca rzecz spółdzielnia mieszkaniowa na
klatkach schodowych wywiesiła pachnące denaturatem
rozporządzenie: Wzywa się obywateli lokatorów na spotkanie
z naszym dzielnicowym ciekawym człowiekiem. W ten sposób
zarząd realizował całoroczny budżet na kulturę spółdzielczą, gdyż za
imprezę otrzymałem tysiąc dwieście złotych minus podatek. Tysiąc
dwieście złotych to niebłahy pieniądz, jeśli wziąć pod uwagę, że od
tej kwoty można zacząć oszczędzanie na wiertarkę ema-combi,
zwaną potocznie boschowską, która kosztuje, jako przeznaczona dla
majsterkującej młodzieży, siedemnastkę. Na sali widowiskowej było
sporo uczestników, gdyż społeczeństwo obawiało się się, że prezes
rozzłoszczony niewłaściwym stosunkiem do kultury może odciąć
dopływ ciepłej wody do mieszkań. Już uprzednio postanowiłem
zrobić spotkaniobiorcom przyjemną niespodziankę i zaprezentować
się od nieznanej tu nikomu strony, czyli jako regionalny myśliciel,
autor zamieszczanych w „Szpilkach” rozprawek filozoficznych.
Zasadniczy problem polegał w tym wypadku na takim
magnetycznym skupieniu uwagi słuchaczy, by wytrwali do końca
spotkania i wyszli rozbudzeni umysłowo, estetycznie oraz
emocjonalnie. Nauka o organizowaniu zespołów ludzkich podsunęła
mi wariantowe rozwiązanie zagadnienia. Być przygotowanym na
wszelką ewentualność, oto sposób na niechętnych. Okoliczności
sprzyjały. Oto do składnicy złomu napłynęły uszkodzone przez
pierwszy mróz żeliwne kaloryfery z nowego wieżowca
(odpowiedzialny za to człowiek otrzymał surową naganę
z ostrzeżeniem). Grzejniki takie można rozkręcić własnoręcznie już
w składnicy, działając kluczem zrobionym ze stalowego pręta,
zakrzywionego i rozklepanego na jednym końcu. Odrzuciłem
z trzech sztuk kaloryferów osiem uszkodzonych żeberek i z dobrych
złożyłem grzejnik, za który pobrano ode mnie siedemset trzydzieści
złotych oraz przyrzeczenie, że złomu tego powtórnie nie
odsprzedam. Odstąpiłem więc urządzenie potrzebującym za
dwanaście kafli. Mając środki do życia, zyskiwałem miesiąc, by się
do spotkania wielorako przygotować, gdyż nie życzyłem, by
spółdzielnia zmarnowała swój kulturalny budżet. Więc rąbnąłem trzy
interesujące referaty: „Wewnętrzna spójność natury, wzajemne
uzgodnienie jej części z sobą oraz wewnętrzne samouzgodnienie
tych części, a poezja młodych na Wybrzeżu Środkowym”, „Czarny
humor w postmodernistycznej prozie okręgu Koszalina” oraz „Słupia
jako możliwy pierwowzór rzeki mówiącej w „Finnegans Wake”
Joyce'a, przyczynek do sporu”. Zrobiłem też i wesołe kawałki, bo
może ludzie zechcą się akurat pośmiać. O bakteriach Salmonella,
które giną masowo, gdy zanurzyć je w naszym morskim mleku.
O filozoficznych podstawach ruchu autobusów komunikacji
miejskiej. I różne inne. Uwzględniłem także tematy praktyczne.
Więc jak robić krochmal z kasztanów oraz zupy powstałej po
gotowaniu mrożonych knedli i pyz. Jak wykiwać kolejkę stojącą po
mięso i dorwać się do tych siedmiu kilogramów kości wołowych,
które rzucono. Jak wytwarzać niedobre monety do zepsutych
automatów telefonicznych na osiedlu, by znoszące się
przeciwieństwa pozwoliły uzyskać połączenie. Nic nie wypaliło.
Wprawdzie ludzie buchnęli chętnym śmiechem, gdy
zaprezentowałem się jako kandydat na literata, ale potem potrwali
zmrożeni uczonością wywodów i poczęli się wynosić. Nie pomógł
humor ani porady, jak w betonowej ścianie uzyskać otwór za
pomocą robaczków zwanych skałotoczami. Już poddałem się
rozpaczliwej rezygnacji, gdyż nie jestem prawdziwym literatem
z okolicy, który potrafi zaliczyć kilka spotkań dziennie na liście
honorariów. Ja kocham ludzi i za pieniążki daję towar. Słuchacze moi
hurmem powstali i psykając z niezadowolenia chcieli wywołać
kompletną pustkę w pięknej sali domu kultury. Oszalały z bólu
duchowego krzyknąłem:
- Hej, a nie wiecie, że kogut nie ma cyndla!
- Każdy? - zapytał jakiś licealista.
- Każdy – odrzekłem. – Jak większość ptaków pozbawiony jest
samczego przyrządu.
- Niemożliwe – rzekł jakiś purpurowy ze złości choleryk. - Koguty są
odwiecznym symbolem męskości!
- A jednak – stwierdziłem kategorycznie – nic tam nie mają, tylko
taką pipcię jak kura!
Przerażeni tym faktem mężczyźni we wszelkim wieku z powrotem
zajęli fotele. Podekscytowane panie pokręciły się jeszcze nieco i też
przysiadły jak kwoki. Sala była moja. Przez trzy godziny uczciwie
zarabiałem na swoje honorarium (minus podatek).
Gadałem głównie o kogutach. Że zwierzę takie podskakuje
każdemu, nawet człowiekowi, zaborcze jest, harem ma, puszy się,
ostrogami grozi, a w istocie jest tylko ptasią dziewuchą.
- A u innych zwierzaków, to jak jest? - zaciekawiły się panienki ze
szkoły plastycznej.
Więc opowiedziałem także o robaku palolo, żyjącym wśród raf mórz
tropikalnych. Wieloszczet ten odczepia swą tylną połowę ciała,
w której znajdują się męskie albo żeńskie produkty płciowe.
Odczepiony fragment podpływa pod nawierzchnię wody i wyrzuca
z siebie jaja albo plemniki. Potem obumiera. A tamtej głowie
wyrasta znowu reszta. Słuchacze byli zadowoleni i znów wróciliśmy
do kogutów. Dominowało, i to wśród mężczyzn, przekonanie, że
dobrze, draniom, skoro udają takich don Juanów. Takie jak to
wydarzenia w życiu społeczeństwa spisuje się dla dydaktycznych
oraz wychowawczych korzyści. Jakie więc wnioski? Wcale nie takie,
że jestem bardzo oblatany mądrala, co wie wszystko o intymnym
życiu drobiu. O braku cyndla u wielu ptaków oraz o robaku palolo
wyczytałem z kartki, w jaką dziewczyna z rolniczego domu
towarowego zawinęła mi kilka wierteł, sześć przecinek dziewięć, gdy
właśnie ukazały się, by zniknąć. Prawdziwy mężczyzna szuka takich
wierteł, kupuje je i może przez to stać się bardzo ciekawym
człowiekiem, chętnie oglądanym w pobliskim domu kultury.

Podobne dokumenty