Chrześcijańska koncepcja państwa w czasach
Transkrypt
Chrześcijańska koncepcja państwa w czasach
Chrześcijańska koncepcja państwa w czasach współczesnych. Część pierwsza. (artykuł ukazał się w Zeszytach Karmelitańskich, wydawnictwo Flos Karmeli) Wszelkie rozważanie na temat państwa, jego kształtu i organizacji, należy rozpocząć od pewnych uwag wstępnych, bo bez nich nie będziemy w stanie analizować później zagadnień szczegółowych. Czym państwo jest? Najprościej rzecz ujmując jest formą, dzięki której duże zrzeszenia ludzkie działają w historii. Państwo jest więc projektem terytorialnym (bo ma ściśle określone terytorium), ale i społecznym, a co być może jeszcze ważniejsze – ponadpokoleniowym, historycznym. Na samym wstępie naszych rozważań zacznijmy od demitologizacji genezy powstania państwa. Współczesne teorie polityczne używają powszechnie przyjętej w czasach Oświecenia, a pochodzącej jeszcze od Tomasz Hobbesa, teorii umowy społecznej, jako podstawy dla tworzenia dalej idących analiz i dla stawiania ściśle określonych, społecznych postulatów. Rzekoma ‘umowa społeczna’ jest oczywiście fikcją, i nigdy, na żadnym etapie historycznym coś takiego jak umowa nie miała miejsca; nauka mówi, że mamy tutaj do czynienia z kategorią ‘kontraktualną’, a używa tego mądrego słowa by ukryć oczywisty fakt, że ‘umowy społeczne’ nie są częścią naukowego namysłu nad państwem czy społeczeństwem, ale elementem pewnej ściśle określonej i dominującej dziś ideologii, którą chciałaby wszystko poddać najpierw dyskusji, a potem konsensusowi. Postępujący rozpad europejskich społeczeństw, a co za tym idzie rozpad państw, rozumianych jako część wspólnego dobra, wiele tej ideologii zawdzięcza. Państwa powstawały w różny sposób, ale nigdy dzięki umowie; zazwyczaj w drodze uzyskania przez jedną z rodzin (rodów) danej społeczności pozycji dominującej; często w drodze podboju, ale również dzięki zestawowi przekonań o fundamentalnym znaczeniu, dzięki któremu państwo uzyskiwało swoistego rodzaju ponadczasowy i metafizyczny charakter. Czasami był to mit, niekiedy kult przodków, czasami utożsamienie osoby władcy z bóstwem. Zawsze, powstanie państwa było tożsame (co do zasady) z ustaniem różnego rodzaju zagrożeń zewnętrznych, i w tym sensie idea państwa przynależy do prawa naturalnego – zrzeszeni w państwie podlegali przemocy jego instytucji, ale te same instytucje chroniły zrzeszonych przed siłami zewnętrznymi (najazdami, grabieżami, etc...). Jak już było wspomniane, trudno doszukiwać się w historii umowy, a więc dobrowolności przystąpienia ogółu, czym zatem uzasadniać prawomocność państwa i jego władzy? Jego trwaniem. Jak słusznie zauważył jeden z największych myślicieli społecznych – Eric Voegelin – władzę legitymizuje brak skutecznego oporu. Brzmi to być może niezbyt elegancko, ale taka jest prawda. Wielka myśl grecka wniosła do rozważań o państwie element etyczny; w państwie miała się oto realizować zasada sprawiedliwości, a jego rolą było zapewnienie obywatelom realizacji życia ‘ku dobru’. Chrześcijaństwo wniosło do historii swoje własne rozumienie państwa. Co prawda trudno odnaleźć jakiekolwiek wskazówki dotyczące urządzenia państwa w Ewangeliach, poza ‘oddajcie Bogu, co boskie, a cesarzowi, co cesarskie’ jednak już w pierwszych wiekach po Chrystusie myśl chrześcijańska musiała się z problemem państwa zmierzyć, co nabrało szczególnego znaczenia, gdy w roku 313 mocą edyktu Konstantyna chrześcijaństwo opuściło podziemie stając się religią państwową cesarstwa. Cesarstwo Zachodnie upadło w roku 476, ale idea państwa chrześcijańskiego je przeżyła, niosąc w sobie wiedzę o tym, jak państwa należy urządzać. Ta wiedza ‘podbiła’ Zachodnią Europę przyczyniając się do stworzenia unikalnego tworu, jakim była Christianitas – wspólnota państw chrześcijańskich. Godząc się na funkcjonowanie w państwie w formie instytucji Kościół stawiał organizacjom (głównie plemiennym) cztery zasadnicze postulaty: monogamicznego, dożywotniego związku kobiety i mężczyzny, zniesienia prawa ‘msty’ rodowej, rozdziału (niezależności) Kościoła od państwa, oraz (stopniowego) zniesienia niewolnictwa. Bywamy tak ‘przyzwyczajeni’ do tych idei, że zdarza nam się zapominać, że wcale nie są one powszechne, a już szczególnie czwarty postulat w świecie przedchrześcijańskim musiał wydawać się absolutnie sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem, wiedzą o człowieku, oraz podstawami ekonomii. To zrównanie w godności osoby ludzkiej, pochodna równości wobec Boga, wytworzyło w społeczeństwach europejskich dążenie do coraz to szerszej reprezentacji. Pozbawienie władzy ‘boskiego elementu’ i autonomia władzy duchowej stawały się podglebiem, na którym wyrastały idee coraz to szerszego uczestnictwa we władzy i wiązania ich prawem określającym powinności wobec poddanych, oraz poddanych wobec wspólnoty. W długotrwałym procesie emancypacji ochroną, a później udziałem w rządach, obejmowano coraz to szersze rzesze ‘poddanych’, którzy uzyskiwali status ‘obywateli’. Współcześnie modne przeciwstawianie rzekomego ‘autorytaryzmu’ wieków średnich, który miał być rzekomo antytezą ‘nowożytności’ jest całkowitym nieporozumieniem, a właściwie elementem antychrześcijańskiej ideologii, która – przyznajmy – zwyciężyła w walce o współczesne państwo pozbawiając religię chrześcijańską wpływu na jego urządzanie. Pierwsze efekty są już dość wyraźnie widoczne – instytucja małżeństwa monogamicznego dożywotniego nie ma już sankcji prawnej (skoro dopuszcza się rozwody), i podlega coraz to dalej idącym atakom na jej integralność. Świętość życia ludzkiego została podważona poprzez dopuszczenie do zgodnego z prawem odbierania go najsłabszym i najbardziej bezbronnym Jaki będzie ostateczny efekt tej permanentnej rewolucji trudno jest dzisiaj powiedzieć; nie wiele wiemy o tym, jak wyglądała przedchrześcijańska Europa, bo była niepiśmienna. Wielce prawdopodobne, że post-chrześcijańska też taka właśnie będzie. Jeśli mamy się w naszych rozważaniach przysłużyć rekonstrukcji chrześcijańskiego myślenia o państwie musimy odnaleźć w chrześcijańskim namyśle nad państwem jego najważniejsze elementy. Obok postulatów społecznych, o których było wspomniane wyżej, będacych warunkiem koniecznym ‘uznania’ państwa przez Kościół, chrześcijańska doktryna państwa rozwijała się głównie przy pomocy kolejnego, unikalnego narzędzia poznania różnych sfer życia, którego powstanie zawdzięczamy chrześcijaństwu, to jest uniwersytetom – wyspecjalizowanym instytucjom badawczo-dydaktycznym. Tym właśnie instytucjom udało się ‘zaadoptować’ filozofię grecką, a w jej ramach podstawy nauki. Podobne próby adopcji nie powiodły się w cywilizacji islamu i cywilizacji żydowskiej, chociaż obydwie czyniły wysiłki, i obydwie przeżywały okres fascynacji nauką i jej rozwoju w wielach średnich. Niestety, a szczęśliwie dla cywilizacji łacińskiej, nie były w stanie pogodzić wymagań nauki z normami dominującej religijnej doktryny. Historia podjęcia tej próby i zwycięskiego wyjścia z niej jednej z trzech cywilizacji jest fascynująca i pełna zaskakujących zwrotów akcji, nie miejsce jednak, by ją tutaj przybliżać; dość jeśli zapamiętamy, że jedną z unikatowych cech naszej cywilizacji jest umiejętność pogodzenia doktryny religijnej z nauką, a wewnętrzne spory i napięcia jedynie potwierdzają istnienie tego związku (gdyby go nie było, nie byłoby sporów). Polacy jak naród swój wkład w rozwój doktryny państwa, przypomnijmy, że w czasach, kiedy Niemcy jednoczyły się wokół idei Świętego Cesarstwa Narodu Niemieckiego, rezygnując z uniwersalizmu jednak na rzecz idei narodowej, w Polsce i równocześnie na Węgrzech powstawała idea instutucji ‘Korony’ (Korona Królestwa Polskiego, Korona Królestwa Węgierskiego), co oznaczało pojawienie się nowej symboliki, a więc państwa jako dobra oderwanego od fortuny tej lub innej dynastii, a nawet od identyfikacji plemiennej (później narodowej). Stąd był już tylko krok do stworzenia pojęcia Rzeczpospolitej, a więc wspólnego dobra narodu politycznego. Wytworzenie się narodu politycznego oznaczało początek na wieki rozłożonej pracy, w której w sprawy państwowe włączano coraz to szersze grupy jego mieszkańców. Historia wiodła w oczywisty sposób od plemiennego rozumienia władzy nad państwem, poprzez jej upowszechnienie; najpierw o grupę możnych zebranych wokół króla w Radzie Królewskiej, która udostepniając wpływ na sprawy publiczne coraz to szerszym grupom królewskich poddanych przekształciła się w parlament, a więc w organ reprezentacyjny. Stopniowo ‘poddani’ królewscy stawali się poddanymi Korony, a później obywatelami, w miarę jak postaw obywatelskie i umiejętność wzięcia odpowiedzialności za wspólne dobro uczyły się kolejne stany, artykułując swoją podmiotowość i chęć uczestniczenia w życiu publicznym, jako tej nauki naturalną konsekwencję. Naszym przodkom nigdy nie przyszłoby jednak do głowy, by stawiać wolność i prawo głosu ponad dobro wspólne, jakim było państwo. Demokracja była zawsze świadoma swoich ograniczeń, a te wyznaczała prawda i dobro, jakkolwiek bieg rzeczy nie zawsze podążał za ideałem, czego nasz historia dostarcza przykładów. Czym innym jednak nieumiejętność zrealizowania ideału, a czym innym zastąpienie ideału zasadą większości, a to się dokonało współcześnie. Państwo nie jest już dzisiaj postrzegane jako dobro samo w sobie, ale jako przestrzeń, w której jednostki i grupy walczą o wyrwanie dla siebie partykularnych dóbr. To wszystko osłabia państwo, które nie potrafiąc odwołać się do powszechnie rozumianych kategorii sprawiedliwości, prawdy i dobra, będzie nieuchronnie zmierzało (chcąc przeżyć) do jakiejś formy totalitaryzmu. W kolejnych częściach tych skromnych rozważań na temat państwa zajmiemy się właśnie opisem zbliżającego się nieuchronnie totalitaryzmu, środkom zaradczym, oraz postulatom, jakie z perspektywy chrześcijańskiej powinniśmy stawiać współczesnemu państwu, by przeciwdziałać zagrożeniom.