WalduŹ
Transkrypt
WalduŹ
WalduÊ przepad∏. Przepad∏ tak, jak tylko potrafi przepaÊç facet, kiedy znika z mieszkania kobiety, nie zostawiwszy po sobie nawet wciÊni´tej pod ∏ó˝ko skarpetki. Po prostu któregoÊ wieczoru Madzia wróci∏a z pracy (robi∏a zdj´cia dla jednej z katowickich gazet) i nie zasta∏a w mieszkaniu nawet Êladu po m´˝czyênie swojego ˝ycia, który pas∏ si´ przy jej boku przez ostatnie cztery jak˝e s∏odkie miesiàce. Po pierwszym ataku babskiej histerii dotar∏a do niej brutalna prawda – jej ukochany nie kona∏ gdzieÊ w drodze do szpitala jako zmasakrowana ofiara wypadku samochodowego ani nie le˝a∏ na szynach kolejowych, gdzie dogorywa∏ w drgawkach przejechany przez pociàg. Po prostu jà zostawi∏. Spakowa∏ si´ i wyniós∏, nie zostawiajàc jej na po˝egnanie choçby marnej karteczki w stylu: ODCHODZ¢!, która, mimo ˝e banalna w formie, nios∏aby przynajmniej za sobà jakàÊ konkretnà treÊç. Madzia wiedzia∏aby, na czym stoi. A tu cha∏a. A mo˝e WalduÊ wcale si´ nie wyniós∏, tylko musia∏ gdzieÊ nagle na d∏u˝ej wyjechaç i z jakichÊ powodów nie zdà˝y∏ jej poinformowaç, mo˝e ukradli mu komórk´. Mo˝e ten pociàg, drgawki, masakra na drodze... Mo˝e to wszystko wcale nie takie ca∏kiem niedorzeczne? JednoczeÊnie w zbola∏ej od nadmiaru pytaƒ g∏owie Madzi b∏ysn´∏a kilkoma karatami brzydka myÊl: „Znowu b´d´ 7 mog∏a chodziç w szpilkach!!!”. W sekund´ potem myÊl pad∏a, zdech∏a i Êlad po niej nie pozosta∏. I co z tego, ˝e znowu wskoczy w swoje ukochane butki, skoro Waldemar, skàdinàd typ Êredniego kurdupla, bez kapelusza metr siedemdziesiàt, przesta∏ w∏óczyç si´ co ranek po jej mieszkaniu! A w∏óczy∏ si´ zniewalajàco! Bia∏y rozche∏stany szlafrok (Madzi, jak˝eby inaczej), zmierzwione seksapilem czarne w∏osy i w ogóle... jaka˝ wielka, obezw∏adniajàca m´skoÊç od niego bi∏a! Bucha∏a nawet! Musia∏a buchaç, skoro do tej pory s∏owo „facet” oznacza∏o dla Madzi wy∏àcznie osobnika p∏ci m´skiej absolutnie powy˝ej metra osiemdziesiàt, a tu prosz´... Marna siedemdziesiàtka i sza∏ cia∏! Nawet zmieni∏a dla niego ∏ó˝ko, kupi∏a, znaczy si´. Jej miniaturowa panieƒska kanapka okaza∏a si´ nagle po roz∏o˝eniu przestrzenià przeraêliwie aseksualnà! Madzia szarpn´∏a si´ wi´c i naby∏a na raty prawie statek kosmiczny, nie kanap´. Na takim ∏o˝u mo˝na by∏o odlecieç ju˝ od samego siedzenia, a co dopiero... No w∏aÊnie. WalduÊ okaza∏ si´ bezkonkurencyjnym kochankiem – technika pierwsza klasa, mo˝e tylko ten romantyzm pa∏´ta∏ si´ gdzieÊ poza sofà zdecydowanie, bo w ∏ó˝ku go z Waldkiem na pewno nie by∏o. Za to Madzia nadrabia∏a ten brak z nadwy˝kà: kupowa∏a wybrankowi ró˝ne m´skie drobiazgi, organizowa∏a romantyczne kolacyjki. A kuchci∏a znakomicie, co WalduÊ – wyborny smakosz – umia∏ doceniç. Szczerze mówiàc, chyba nawet wy˝ej ceni∏ sobie kulinarnà osobowoÊç swojej tymczasowej drugiej po∏ówki ni˝ wzgl´dy okazywane mu przez nià na zakupionej sofie. Jak dla niego Madzia okaza∏a si´ w tych sprawach za wygodna – oczekiwa∏a, ha! m´skiej inicjatywy! Tym wymaganiem by∏ skrycie zniesmaczony. Podoba∏o mu si´, ˝e w dzisiejszych czasach kobiety mog∏y wreszcie wyra˝aç swoje ch´ci i mówiç o nich otwarcie. A Madzia w ∏ó˝ku mówiç nie 8 chcia∏a. Przykre, gdy˝ on uwielbia∏ wszelkie zbereêne s∏ówka szeptane mu do ucha przez nieco wyuzdanà partnerk´... Niestety, jego partnerki ˝adnà miarà nie mo˝na by∏o nazwaç wyuzdanà. Trudno, nie ma ró˝y bez kolców, i tak dosta∏ wi´cej, ni˝ oczekiwa∏. Mia∏ gdzie trzymaç swoje graty, mia∏ co jeÊç i tymczasowo z kim spaç. Madzia o nic go nie wypytywa∏a, nie czepia∏a si´. Móg∏ spokojnie realizowaç swoje plany. Dla faceta to bardzo du˝o. – Naprawd´, ju˝ bym wola∏a si´ dowiedzieç, o co chodzi∏o, ni˝ tak si´ m´czyç – wyzna∏a Madzia przybitym g∏osem swojej przyjació∏ce. – Ile to ju˝ min´∏o, jak go nie ma? Tydzieƒ! Powiedz, czy ja by∏am dla niego niedobra? A mo˝e faktycznie mam krzywe kopyta, cztery miesiàce chodzi∏am bez obcasów! Pierwszy raz w ˝yciu, mo˝e mi si´ poskr´ca∏y? S∏owa te kierowa∏a do Nety, w∏aÊnie walczàcej ze s∏odzikiem, który za nic nie chcia∏ wypluç kilku kalorii dla os∏odzenia gorzkiej cieczy w fili˝ance. Pytanie Madzi przyj´∏a z ironicznym uÊmiechem. – Moim zdaniem, z którym ty si´ w ogóle nie liczysz, wi´c nie wiem, po co mnie pytasz, wr´cz przeciwnie, by∏aÊ za dobra – stwierdzi∏a z przekonaniem. – Dobra nie w sensie – aureola mi Êwieci, ale... Wiem, by∏aÊ za mi´kka! Faceci nie lubià za dobrych kobiet. Co ja mówi´? Lubià, nawet bardzo, co to za komforcik mieç bab´, która facetowi na wszystko pozwala. Ale nie liczà si´ z takà! To chcia∏am powiedzieç. W∏a˝à jej na g∏ow´ i tyle. A nó˝ki masz eleganckie, nie wydziwiaj. – Chocia˝ nó˝ki... – Madzia pociàgn´∏a nosem, ale humor jej si´ troch´ poprawi∏. – Za dobra? To co, ja jakàÊ franc´ mam udawaç czy co? Teatrzyk Domowy przedstawia? Przestaƒ. Odgrywanie przed bliskà osobà, ˝e jest si´ kimÊ innym ni˝ w rzeczywistoÊci, Madzia stanowczo wyklucza∏a. Póêniej nie 9 mia∏aby pewnoÊci, kogo jej wybraniec obdarzy∏ romantycznym uczuciem – jà samà czy produkt, który w swojej g∏upocie osobiÊcie mu zaserwowa∏a. Neta zdawa∏a si´ mieç nieco inne zdanie. – Dlaczego od razu teatrzyk? Ka˝da baba jest troch´ francà, musisz to po prostu z siebie wydobyç. Dla zasady. A ty si´ boisz, ˝e on ci´ przestanie kochaç, jak ∏upniesz pi´Êcià w stó∏ i powiesz, ˝e to i to ci si´ nie podoba. – Jakby na poparcie swoich s∏ów zacz´∏a z zawzi´toÊcià waliç plastikowym pude∏eczkiem w kuchenny blat. – Widzisz, ja to mam we krwi! – Mo˝e faktycznie... Za grzeczna chyba by∏am. – Madzia nie mog∏a nie przyznaç przyjació∏ce racji. Tak naprawd´ zdarza∏o si´, ˝e upojne chwile z Waldusiem zak∏óca∏y czasem jej w∏asne natr´tne rozwa˝ania, czy aby ukochany nie terroryzuje jej odrobin´, ale szybko si´ z takimi paskudnymi myÊlami rozprawia∏a. Lepszy chyba facet m´ski i twardy ni˝ rozmem∏ana, potulna sierota. – Czemu do facetów nie ma instrukcji obs∏ugi? – spyta∏a ˝a∏oÊnie. – Bo ka˝dego obs∏uguje si´ inaczej. Hi hi! A gdzie ten twój pi´kny pracowa∏, mo˝e tam byÊ go poszuka∏a? Madzia westchn´∏a g∏´boko i nieszcz´Êliwie. – Ju˝ dawno bym to zrobi∏a, gdybym mia∏a adres – musia∏a wyznaç, chocia˝ domyÊla∏a si´ reakcji przyjació∏ki. I nie zawiod∏a si´. Neta zamar∏a ze s∏odzikiem w r´ce. – Czy tyyy... – Nie – Magda uprzedzi∏a jej pytanie. – Nie ˝artuj´. Wiem tylko, ˝e to jego pogotowie komputerowe mieÊci si´ gdzieÊ w Rudzie Âlàskiej. Ale gdzie konkretnie, nie interesowa∏am si´. – To mo˝e dzwoni∏ do ciebie z pracy? – Dzwoni∏, ale na stacjonarny. Numer si´ nie wyÊwietla, a na bilingu numer zastrze˝ony. 10 – Hmmm... – Neta postanowi∏a nie dobijaç przyjació∏ki i nie wyra˝aç swojego zdania w kwestii naiwnoÊci niektórych jednostek p∏ci pi´knej, chocia˝ w∏aÊciwie wystarczy∏o na nià spojrzeç, ˝eby si´ domyÊliç, co sàdzi. – Wiem – powiedzia∏a Madzia z poczuciem winy. – Masz mnie za zboczenic´... i dziwad∏o. Ale po co si´ mia∏am wypytywaç? Po co mia∏am wydzwaniaç do niego, kiedy pracowa∏? ˚àdaç numeru. Facet te˝ chce sobie od baby odpoczàç. – Teraz to ty sobie odpoczniesz od ch∏opa – Necie si´ jednak wyrwa∏o. – Czyli faceta trzeba t∏amsiç?! – zirytowa∏a si´ Madzia. – Czemu od razu u˝ywasz takich brzydkich s∏ów?! T∏amsiç... Ja bym raczej powiedzia∏a trzymaç r´k´ na pulsie, czuwaç, dyskretnie kontrolowaç sytuacj´. Zaraz t∏amsiç! A poza tym... Powiedz, czy on faktycznie zas∏uguje, ˝eby si´ tak nim przejmowaç? Przypomnij sobie coÊ nieprzyjemnego, co ci zrobi∏. Madzia si´gn´∏a pami´cià do wcale nie tak odleg∏ych czasów. No, owszem, troch´ tego nieprzyjemnego by si´ znalaz∏o. Âwi´te oburzenie Waldka, kiedy zajrza∏ do jej szafy i cudem go tam w tym ba∏aganie nic nie pogryz∏o. Niezadowolone Êciàgni´cie brwi, kiedy kroi∏a pomidora w grubaÊne, czterocentymetrowe plastry, bo tak lubi∏a, a on, perfekcjonista i esteta, nie móg∏ na to patrzeç. Burczenie pod nosem nad zbieranymi po niej ciuchami, które z przyzwyczajenia rzuca∏a na krzes∏o, zamiast p´dziç ze Êciàgni´tà z siebie cz´Êcià garderoby od razu do szafy... I za ka˝dym razem WalduÊ dawa∏ upust swojemu oburzeniu. I, co tu kryç, bywa∏ w tym upuÊcie nieprzyjemny. Dotàd za nià chodzi∏ i suszy∏ jej g∏ow´, a˝ w koƒcu dawa∏a za wygranà. CoÊ jà tam przy tej okazji drapa∏o w duszy 11 pazurami, a nawet wbija∏o te pazury a˝ do krwi, ale zaciska∏a usta i robi∏a, co chcia∏. A cienki plasterek pomidora przelatywa∏ przez nià tak, ˝e nawet nie czu∏a jego smaku. A plasterki pomidorka uwielbia∏a! I to grubaÊne! Czy ona naprawd´ by∏a tak nieprzytomnie szcz´Êliwa? – Pomidora! Jak nie zjem pomidora, to zdechn´! – oÊwiadczy∏a naraz z determinacjà pod wp∏ywem wspomnieƒ. – Pomidora!!! Neta spojrza∏a na przyjació∏k´ ze zrozumieniem; ta kwestia zosta∏a ju˝ przez nie kiedyÊ omówiona. – Id´ po s∏odzik, bo z cukrem kawy nie wypij´, to ci kupi´ przy okazji na dole. Ty w tym czasie mo˝e coÊ zrób. Zajmij czymÊ g∏ówk´, najlepiej ràczkami. Nie wiem, wyszoruj pod∏og´ czy coÊ. Zaraz wracam. – Ràczkami to ja si´ dzisiaj tylko mog´ upiç! – buntowniczo zakrzykn´∏a Magda. Ale tego Neta ju˝ nie us∏ysza∏a; zdà˝y∏a wyjÊç. TrzaÊni´cie drzwiami zabrzmia∏o w uszach Madzi obrzydliwie nieprzyjemnie. Westchn´∏a, jak umia∏a najci´˝ej, i podesz∏a do lodówki. Nie mia∏a du˝ego wyboru. – Czysta... Ohyda! O, nie, dzisiaj nic mnie nie zniech´ci. Ty albo ja – powiedzia∏a, wyciàgajàc butelk´. – Nie Krwawà, tylko Krwistà Mary, zakrwawionà zrobi´. Za twoje zdrowie wypij´, Waldek!!! Neta, która pobieg∏a po s∏odzik do siebie, czyli do bloku naprzeciwko, wróci∏a zaledwie po pi´tnastu minutach. Tymczasem tyle w∏aÊnie wystarczy∏o Madzi na podj´cie decyzji, która mia∏a przesàdziç o jej przysz∏ym ˝yciu, o czym ona sama nie mia∏a w tym momencie zielonego poj´cia. Waldusia nale˝y odnaleêç! Nale˝y go odnaleêç i spojrzeç mu w twarz! I albo mu w t´ g´b´ napluç, albo z tej g´by us∏yszeç s∏owa wyjaÊnienia. 12