Niewierność Izraela jest obrazem naszej niewierności

Transkrypt

Niewierność Izraela jest obrazem naszej niewierności
Artykuł pochodzi z tygodnika „Uważam Rze” z 17.04.2011
Niewierność Izraela jest obrazem
naszej niewierności
Ks. prof. Waldemar Chrostowski mówi o relacjach chrześcijan z Żydami
rozmawia Filip Memches
Benedykt XVI w najnowszej książce, drugiej części „Jezusa z Nazaretu”, jako
winowajców śmierci Zbawiciela wskazuje arystokracje świątynną oraz
zwolenników Barabasza. Czy papież tym samym definitywnie sie rozprawia z
etykieta „narodu bogobójców”, która przez wiele wieków ciążyła na Żydach?
W myśleniu i mówieniu o tych sprawach zawsze musimy oddzielać dwie
perspektywy: historyczna i teologiczna. Obie są obecne w refleksji Benedykta
XVI. Jeśli chodzi o perspektywę historyczna, trzeba ustalić i wyjaśnić przyczyny
oraz przebieg dramatycznych wydarzeń, jakie prawie 2000 lat temu rozegrały
się w Jerozolimie. Należy zatem krytycznie i rzetelnie analizować relacje
czterech Ewangelii kanonicznych na temat okoliczności pojmania Jezusa oraz
skazania go na śmierć i wykonania na nim wyroku. W opisywanych
wydarzeniach uczestniczyli konkretni ludzie, a zadaniem historyka jest rzetelna
rekonstrukcja tego, co sie stało. Natomiast perspektywa teologiczna wykracza
poza sferę historii, traktując ją jako doczesność. Postrzega wiec wydarzenia
sprzed dwóch tysiącleci z punktu widzenia teologii historii. Pragnie uchwycić ich
sens religijny, a tym samym również uniwersalny. Historyk odpowiada na
pytanie, jak było. Teolog, kierując sie wiarą religijną, zastanawia sie, jakie to ma
znaczenie. Problem w tym, ze obie perspektywy w długich dziejach Kościoła
były nie tylko łączone, ale i mieszane. Pewnym aspektom wydarzeń
historycznych, często zupełnie peryferyjnym i traktowanym wybiórczo,
przypisywano znaczenie metafizyczne, nadając im sens, jakiego nie miały.
Czy robił to Kościół hierarchiczny?
Nauczanie Kościoła szło dwutorowo. Z jednej strony sytuuje się oficjalne
nauczanie, które od Soboru Trydenckiego w wieku XVI jednoznacznie
przypomina i podkreśla, że nie wolno wszystkich Żydów, zarówno tych, którzy
żyli w czasach Jezusa, jak i żyjących w następnych pokoleniach aż do naszych
czasów, obarczać odpowiedzialnością za śmierć Mesjasza. Z drugiej strony
sytuuje się nurt pobożności ludowej i prywatnej, w którym było, a czasami i
nadal jest, daleko do teologicznej poprawności w tej kwestii. To, co się
wydarzyło w perspektywie historycznej, bezkrytycznie przenoszono na
płaszczyznę religijną, metafizyczną, nie stroniąc od groźnych uogólnień, a wśród
nich od ulegania stereotypowi zbiorowej odpowiedzialności wszystkich Żydów
za śmierć Jezusa. Oficjalne nauczanie Kościoła usiłowało to prostować, ale
Artykuł pochodzi z tygodnika „Uważam Rze” z 17.04.2011
często bez powodzenia. Niestety, to samo dotyczy również innych elementów
doktryny i moralności chrześcijańskiej, które są kontestowane i
kwestionowane.
Na przestrzeni dziejów to Żydzi byli głównymi oskarżonymi. A jaka była rola
Rzymian?
Spór, a potem konflikt wokół Jezusa z Nazaretu, był sprawą wewnętrzną Żydów,
co widać także w stopniowym, lecz ustawicznym narastaniu wrogości wobec
niego. Ewangelie świadczą, że oskarżenia, jakie padają pod adresem Jezusa,
mają charakter specyficznie religijny, gdyż dotyczą sposobu pojmowania Boga,
przeżywania wiary w Niego i praktykowania judaizmu oraz odnoszą się do
roszczenia, kim jest Jezus i za kogo siebie uważa. Gdy w kluczowym momencie
przesłuchania przed Sanhedrynem potwierdza on swoją mesjańską tożsamość,
zostaje to uznane za wielkie przewinienie, po czym zapada wyrok śmierci.
Ponieważ uprawomocnianie wyroków i ich wykonywanie było zastrzeżone dla
władz rzymskich, dlatego Jezus zostaje zaprowadzony do namiestnika
cesarskiego, prefekta Judei Poncjusza Piłata. Jednak dla Piłata religijne spory
żydowskie są niezrozumiałe, a poza tym nie były przedmiotem jego jurysdykcji.
Dlatego podczas tego przesłuchania, które odbyło się zapewne w twierdzy
Antonia, zarzuty religijne zmieniono na ciężkie oskarżenia polityczne. Żydowscy
oskarżyciele przedstawiają Jezusa jako wichrzyciela, który burzy pax Romana w
zamieszkiwanej przez nich rzymskiej prowincji. Piłat początkowo wzbrania się
przed wydaniem wyroku śmierci, ale ustępuje, gdy słyszy, że ewentualne
uwolnienie Jezusa pociągnie za sobą oskarżenie namiestnika o nielojalność
wobec cesarza. W perspektywie historycznej odpowiedzialność za śmierć
Jezusa spoczywa zatem na starszyźnie żydowskiej i podjudzonym przez nią
tłumie zebranym na dziedzińcu twierdzy oraz na administracji rzymskiej, którą
reprezentował Piłat.
Z czego się wzięła potrzeba doprecyzowania stanowiska Kościoła wobec
Żydów na Soborze Trydenckim? Czy wcześniej były inne interpretacje?
Zdarzało się, że w tej sprawie teologia chrześcijańska była po prostu chora,
czemu sprzyjał fakt, że kształtowała się w kontekście napiętych i obustronnie
wrogich relacji chrześcijańsko-żydowskich. Świadectwo pierwszych konfliktów
mamy już na kartach Dziejów Apostolskich i w pozostałych pismach Nowego
Testamentu, a później rozchodzenie się dróg Synagogi i Kościoła przynosiło
coraz bardziej gorzkie owoce. W kontekście narastających napięć i oskarżeń
teologia stawała się wypadkową wzajemnego spojrzenia, czyli nieufności,
podejrzliwości i wrogości, a tym samym nauczania pogardy. I to pogardy
wzajemnej: chrześcijan i chrześcijaństwa wobec Żydów i judaizmu oraz Żydów i
judaizmu wobec chrześcijan i religii chrześcijańskiej. To był proces obopólny, co
Artykuł pochodzi z tygodnika „Uważam Rze” z 17.04.2011
nie pozostało bez wpływu na treść refleksji teologicznej. Po stronie
chrześcijańskiej widać to np. w pismach św. Augustyna czy św. Jana
Chryzostoma; po stronie żydowskiej w Talmudzie, a jeszcze bardziej w
paszkwilu znanym jako „Toledot Jeszu”. W atmosferze zażartych sporów i
kontrowersji Żydzi byli postrzegani nieprzychylnie, co rzutowało na ich
percepcję teologiczną.
Dlaczego? Przecież to były inne czasy, po zburzeniu przez Rzymian świątyni w
Jerozolimie i rozproszeniu narodu żydowskiego…
Zadawano pytanie, dlaczego znaczna część ludu bożego powiedziała Bogu,
który objawił siebie w Jezusie, zdecydowane „nie”. Żydów, którzy wyznawali
judaizm w jego rabinicznym kształcie, postrzegano jako swoiste przedłużenie
odmowy i wrogości, której kulminację stanowiło skazanie Jezusa na śmierć. To,
co dotyczyło statystycznie małej części narodu żydowskiego, która brała
bezpośredni udział w procesie Jezusa i skazaniu go na śmierć, zostało
rozciągnięte na wszystkich wyznawców judaizmu. Dla odmiany w religii
żydowskiej wrogość wobec Jezusa rozciągnięto na wszystkich chrześcijan, a
negatywne nastawienie wyznawców judaizmu wobec chrześcijan źle rzutowało
na żydowski wizerunek Jezusa.
Rozmawiamy o chrześcijanach jako kategorii religijnej, natomiast o Żydach
jako narodzie, a zarazem wyznawcach judaizmu. Nawet w Nowym
Testamencie słowo „Żyd” pisane jest dużą literą. Czy to oznacza, że Żydzi to
grupa w istocie etniczno-religijna?
Dotykamy tutaj meandrów żydowskiej tożsamości, co do której nie ma
przejrzystości ani zgody wśród samych Żydów. To jest bardziej ich problem niż
nasz, bo wciąż trwa spór, czy można w ogóle mówić o „narodzie Izraela”.
Wprawdzie funkcjonuje pojęcie „am Israel”, tłumaczone jako „naród Izraela” i
jest ono rozpowszechnione we współczesnym Izraelu jako element wyrazistego
samookreślenia się, ale bywa też przekładane i objaśniane jako „lud Izraela”, by
wyraźnie odróżnić się od innych narodów. W języku religijnym często mówimy
o Izraelu jako „narodzie wybranym”, ale o wiele właściwsze jest mówienie o
nim jako „ludzie bożego wybrania”. Określenie „naród wybrany”, które
funkcjonuje w Kościele i teologii chrześcijańskiej, sugeruje domniemane albo
rzekome przymioty tej społeczności, które miałyby sprawić, iż to właśnie ją Bóg
wybrał spośród wszystkich innych. Zatem jakieś cechy Izraela miałyby uprzedzić
przywilej wybrania go przez Boga, co musi wywoływać wątpliwości i dyskusje. Z
perspektywy biblijnej Izrael to lud bożego wybrania, czyli właściwym
podmiotem jest Bóg oraz to, czego Bóg dokonał. W starożytności lud bożego
wybrania obejmował wszystkich, którzy poczuwali się do więzi etnicznych, a
zarazem byli wyznawcami jedynego Boga.
Artykuł pochodzi z tygodnika „Uważam Rze” z 17.04.2011
A jak jest dziś?
Problem jest znacznie bardziej skomplikowany. Członkami ludu Izraela bądź
narodu Izraela, tak jak ujmują to Żydzi, są wyznawcy judaizmu oraz ateiści,
natomiast nie są nimi chrześcijanie żydowskiego pochodzenia. Żydzi z
urodzenia, którzy są chrześcijanami, nie uzyskają obywatelstwa państwa Izrael.
Tak więc wśród samych Żydów mamy rozbieżność co do tego, czy tożsamość
żydowską określają kryteria etniczne, czy religijne. Problem jest bardzo ważny,
bo w gruncie rzeczy sprowadza się do pytania, które nabrało dziś szczególnego
znaczenia: czy żydowskość ma być podporządkowana judaizmowi, czy raczej
judaizm powinien być podporządkowany żydowskości. W drugim przypadku
religia jest traktowana wyłącznie w kategoriach kulturowych i obyczajowych, a
nawet politycznych. To znaczy jeśli ktoś zachowuje przepisy religijne, czyni to
nie dlatego, że decyduje o tym jego osobiste odniesienie do Boga, ale dlatego,
iż jest przekonany o użyteczności judaizmu jako spoiwa wielowiekowej
żydowskiej tożsamości i kultury. Wielu mądrych rabinów ostrzega przed takim
traktowaniem judaizmu i, w moim przekonaniu, mają całkowitą rację.
Jak w takim razie chrześcijanin ma dziś rozumieć termin „lud bożego
wybrania”? Z listów św. Pawła wynika, że Bóg nie zmienił swojego stosunku
do Żydów?
Bóg zawsze pozostaje wierny swoim obietnicom, przyrzeczeniom i nadziejom,
które od Niego pochodzą. Bóg jest wierny sobie – niezależnie od tego, jaka jest
odpowiedź dawana przez Żydów czy w ogóle przez ludzi. Najlepiej ilustruje to
biblijna symbolika małżeńska: Izrael był wielokrotnie oskarżany, że łamiąc
przymierze z Bogiem, postępuje jak niewierna żona. Ale za tymi oskarżeniami
szło coraz mocniejsze podkreślanie wierności bożej oraz możliwości nawrócenia
Izraela i odnowy zawartego przymierza. Dzisiaj jest analogicznie. Patrząc z
perspektywy chrześcijańskiej, nie można powiedzieć, że wraz z przyjściem
Chrystusa nie wydarzyło się w dziejach zbawienia nic naprawdę znaczącego. Nie
można powiedzieć, że Chrystus ma znaczenie dla wszystkich ludzi, ale z
wyjątkiem Żydów. Nie, również dla Żydów Jezus Chrystus ma rozstrzygające
znaczenie, nawet jeżeli oni temu przeczą albo twierdzą, że to ich nie dotyczy
lub nie obchodzi.
W jakim sensie?
Niemała część Żydów, wśród nich Maryja, pierwsi uczniowie i wyznawcy,
powiedziała Jezusowi jako Mesjaszowi i Panu „tak”, tworząc podwaliny wiary
chrześcijańskiej, w którą zostaliśmy dzięki nim wszczepieni. Inna część Żydów
odmówiła uznania w Jezusie Mesjasza i Syna Bożego, co znalazło przedłużenie
w judaizmie rabinicznym. Kościół i Synagogę dzieli osoba Jezusa Chrystusa, a
tym samym także pojmowanie i przeżywanie jedynego Boga. Ale nawet jeżeli
Artykuł pochodzi z tygodnika „Uważam Rze” z 17.04.2011
część Żydów odrzuciła zamysł boży, to wcale nie znaczy, że Bóg ich odrzucił, bo
Bóg nie postępuje tak, jak ludzie, nie kieruje się ludzkimi względami czy
emocjami. Wybranie Izraela trwa nadal! Z tego jednak nie wynika, że wraz z
przyjściem Jezusa wszystko pozostało tak jak dawniej. Trzeba postawić pytanie
o sens wybrania Izraela na zasadniczo nowym etapie historii zbawienia oraz
jego konsekwencje w radykalnie nowej sytuacji zapoczątkowanej przyjściem
Chrystusa. Przede wszystkim lepiej widać, że wybranie powinno być
postrzegane nie tylko jako przywilej, ile jako odpowiedzialność. Wybranie
Izraela postrzegane jako odpowiedzialność staje się obrazem tego, co dotyczy
również chrześcijan. Tu znowu wracamy do nauczania Soboru Trydenckiego, że
większym złem i większą obrazą Boga są grzechy chrześcijan niż Żydów, którzy
niegdyś domagali się śmierci Jezusa, ponieważ chrześcijanie poznali i uznają,
kim jest Jezus Chrystus, natomiast ci, którzy niegdyś go odrzucili, tak naprawdę
nie wiedzieli, kim on jest. To pokazuje, iż żydowska odmowa uznania w Jezusie
Mesjasza i Syna Bożego jest obrazem odmowy, jaka znajduje wyraz w
postępowaniu i zachowaniu tych chrześcijan, którzy dopuszczają się grzechów.
Jak Żydzi, tak i my, chrześcijanie, potrzebujemy przebaczenia i miłosierdzia
bożego; Żydzi, tak jak my, mogą cieszyć się owocami bożej wierności.
Czy judaizm zatem różni się istotnie na tle innych religii, poprzez
pokrewieństwo z chrześcijaństwem? Bo jeśli tak, to pojawia się kwestia
nawracania Żydów przez chrześcijan.
Dochodzimy do bardzo istotnego aspektu chrześcijańskiej teologii judaizmu.
Pod tym względem po II Soborze Watykańskim pojawiły się w Kościele
katolickim bardzo cenne intuicje, ale, niestety, nie zostały należycie podjęte ani
rozwinięte, przede wszystkim dlatego, że w katolickim spojrzeniu na judaizm
zapanowała moda na poprawność polityczną przenoszoną na grunt religijny i
teologiczny. Obecnie jest to najbardziej newralgiczne, a zarazem najbardziej
wymagające dopracowania pole teologii chrześcijańskiej. Nieporozumienie
bierze się głównie stąd, że w obiegowym myśleniu chrześcijan, nawet bardzo
wielu teologów, judaizm stanowi proste przedłużenie religii Starego
Testamentu, co prowadzi do utożsamiania judaizmu rabinicznego z religią
biblijnego Izraela. Skutek jest taki, że pojawiają się sugestie, jakoby wraz z
przyjściem Jezusa Chrystusa nie wydarzyło się nic nowego, jakoby sytuacja
Żydów była taka sama, jak w czasach Starego Testamentu. Nie, ta sytuacja nie
jest taka sama! Judaizm rabiniczny nie jest tożsamy z religią Starego
Testamentu, lecz stanowi jej rozwinięcie i to nie na drodze ewolucji, lecz
prawdziwej rewolucji.
Co się tak radykalnie zmieniło?
Artykuł pochodzi z tygodnika „Uważam Rze” z 17.04.2011
W judaizmie rabinicznym nie ma najważniejszych instytucji religijnych, które
stanowiły trzon religii biblijnego Izraela. Świątynia w Jerozolimie została
zastąpiona przez synagogi; składanie ofiar zostało zastąpione przez czytanie i
rozważanie Tory; kapłani zostali zastąpieni przez rabinów jako nauczycieli Tory.
Judaizm ostatnich wieków przed Chrystusem był religią misyjną, natomiast
późniejszy judaizm – nie. Tymczasem to dzięki prężnej obecności wyznawców
judaizmu w różnych miejscach starożytnego świata na progu synagog stawali
również prozelici oraz „bojący się Boga”, którzy wywodzili się spośród pogan i
dzięki nim mogło się szybko rozpowszechnić chrześcijaństwo. W konfrontacji z
chrześcijaństwem, które jest religią misyjną, judaizm rabiniczny się zamknął i
stał się religią Żydów. Zmiany są więc fundamentalne, a ich osią jest odmowa
uznania w Jezusie Mesjasza, którego Izrael oczekiwał. W związku z tym zmieniło
się całe żydowskie czytanie Biblii hebrajskiej, bo w opozycji do chrześcijaństwa
zmieniła się gruntownie także perspektywa mesjańska.
A co z postulatem nawracania Żydów?
Najpierw trzeba powiedzieć, że nawracanie Żydów źle się im kojarzy, ale
nadużywanie czegoś nie przekreśla potrzeby używania. Chodzi o wiarygodne
świadectwo życia chrześcijańskiego, które również Żydów postawiłoby wobec
pytania, kim jest Jezus i na czym polega pamięć o nim oraz jego życiodajna
obecność w świecie. Benedykt XVI spytał: „jeśli my znaleźliśmy Pana i jeśli On
jest światłem i radością naszego życia, to skąd mamy mieć pewność, że komuś,
kto nie odkrył Chrystusa, nie brakuje jakiejś istotnej części życia i że nie jest
naszym obowiązkiem ukazać mu tę istotną rzeczywistość?”.
A jak interpretować słynne słowa Jana Pawła II, wypowiedziane w roku 1986
w synagodze w Rzymie, o Żydach jako „starszych braciach w wierze”?
Dopowiedzenie „w wierze” pojawiło się w późniejszych wypowiedziach Jana
Pawła II. W synagodze rzymskiej papież powiedział: „Jesteście naszymi
umiłowanymi braćmi i w pewien sposób, można by powiedzieć, naszymi
starszymi braćmi”. W przekładzie polskim usunięto wyrażenie „w pewien
sposób”, na skutek czego „starszeństwo” Żydów względem chrześcijan zostało
przedstawione jako coś absolutnego. To teologiczny błąd! Słowa Jana Pawła II
zostały przekręcone, a przykre skutki tego zabiegu dobrze widać na gruncie
polskim: wyznawcy judaizmu bywają przedstawiani jako ci, którym
zawdzięczamy naszą wiarę. Nie! Wiarę chrześcijańską zawdzięczamy Jezusowi
Chrystusowi oraz tym, którzy głosili Ewangelię, nie zaś tym, którzy ją zwalczali.
Jednak przywracanie właściwego brzmienia i sensu papieskiej wypowiedzi
odbywa się z wielkim trudem. W Kościele nie brakuje głosów nawołujących do
uprawiania, nie tylko w tej kwestii, błędnej teologii. Tymczasem jak nie wolno
do chrześcijańskiej teologii judaizmu przenosić uprzedzeń antyżydowskich, tak
Artykuł pochodzi z tygodnika „Uważam Rze” z 17.04.2011
również nie wolno przemycać do niej powierzchownego i naiwnego
filosemityzmu, z którego nie wynika nic poza mąceniem i zamieszaniem.
Czy – w kontekście żydowskiej deklaracji „Dabru emet” sprzed 11 lat – można
mówić o zmianie stosunku samych wyznawców judaizmu wobec
chrześcijaństwa?
Ta deklaracja nie miała i nadal nie ma żadnego istotnego znaczenia. To był
dokument na eksport, zaadresowany do chrześcijan, którzy wykazują
podatność na zachwyt każdym miłym słowem, jakie napływa ze strony
żydowskiej. Problem nie polega na tym, co nieliczni i zazwyczaj mało
reprezentatywni Żydzi mają do powiedzenia, by nam sprawić przyjemność, lecz
na wiedzy o tym, co naprawdę się dzieje wewnątrz judaizmu, a tam nie widać
oznak rzeczywistej zmiany nastawienia wobec chrześcijaństwa i chrześcijan.
Pozytywne wypowiedzi pod naszym adresem to wciąż odosobnione przypadki,
w których uwidacznia się kurtuazja, ale – chociaż miłe – nie mają wpływu na
kształtowanie powszechnej świadomości wyznawców judaizmu.
rozmawiał Filip Memches

Podobne dokumenty