Więcej niż pół życia z PTL - Polskie Towarzystwo Lekarskie

Transkrypt

Więcej niż pół życia z PTL - Polskie Towarzystwo Lekarskie
S ocie ta s Me dic a Polono r u m
WIEŚCI PTL
Półrocznik Polskiego Towarzystwa Lekarskiego – wrzesień 2007
Polskie Towarzystwo Lekarskie – wiosna 2015
Od redakcji.
Dzisiejszy numer WIEŚCI otwiera przedzjazdowa rozmowa w
prezesem PTL prof. Jerzym Woy-Wojciechowskim. Piszemy też o
telemedycynie, no i przede wszystkim przedstawiamy laureatów
naszego najważniejszego odznaczenia medalu Gloria Medicinae.
Relacjonujemy również pewną wielką akcję w małym Kole.
Oczywiście, jak zwykle, porcja humoru z Kalendarza Lekarskiego.
Zapraszamy.
Więcej niż pół życia z PTL
Z prezesem Polskiego Towarzystwa Lekarskiego prof. dr.
Jerzym Woy-Wojciechowskim rozmawia Andrzej Korman.
„Właśnie zakończyłem siódmą kadencję prezesowania Polskiemu Towarzystwu Lekarskiemu. Przepracowałem honorowo w Towarzystwie ponad połowę mojego życia. Nie raz słyszałem: <ty się chyba ożeniłeś nie tylko z medycyną, ale też z Pe-Te-eLem! Zaniedbujesz rodzinę, żonę, dzieci, wnuki…
Rezygnujesz z wolnego czasu, przyjemności, podróży, a nawet muzyki, którą
tak kochasz!>
I choć niełatwo rozluźnić związek, który wywarł tak znaczący wpływ na całe
moje życie, ba, w dużej mierze po prostu był moim życiem – uważam, że
czas przekroczyć Rubikon. Na ósmą kadencję, mimo szczerego namawiania
i przyjacielskich nacisków, zdecydowałem się nie kandydować.”
AK W Pana słowach wyczuwam determinację, ale niełatwo będzie Panu
utrzymać tę decyzję podczas październikowego Zjazdu. W wielu środowiskach
peteelowskich jest Pan postrzegany jako
główny filar Towarzystwa.
JWW Myślę jednak, że pozostanę przy tym
postanowieniu. Niebawem skończę 82 lata,
z których 45 dobrowolnie ofiarowałem Towarzystwu; w tym 10 lat kierując Towarzystwem
Lekarskim Warszawskim i 28 lat jako prezes
Zarządu Głównego PTL. Teraz ster przejąć
powinien ktoś młodszy, z nowymi pomysłami.
Dla kogoś o skromniejszej pozycji
w środowisku lekarskim i mniejszym
doświadczeniu w kierowaniu niemałą
organizacją będzie to bardzo trudne zadanie.
Wiem, bo i ja kiedyś podejmowałem takie
ryzyko. Ale wszystkich, którzy wysuwali bądź
będą jeszcze wysuwać takie argumenty, chcę
zapewnić, że nie wypisuję się z PTL i nadal
chcę mu służyć całym swoim doświadcze-
niem, ale już nie decydować. Mnie też przez
pierwsze lata wspomagała Rada, w skład
której wchodzili m. in. prof.prof. Kostrzewski, Garlicki, Koszarowski, Wesołowski i inni.
Można to po prostu kontynuować.
Pana start był rzeczywiście wyjątkowo
trudny; nieuchronnie zbliżały się zmiany ustrojowe, nasilały się społeczne
konflikty, także na gruncie medycznym.
A jednocześnie panowała jakaś ogólna
niewydolność. Były to czasy bez Internetu, bez powszechnych wyjazdów, z
ograniczonym dostępem do publikacji
zagranicznych, bez komórek itd. Nawet
zwykły, pogardzany dziś telefon stacjonarny był dobrem reglamentowanym.
Podjąłem jednak rękawicę, a pierwsza zmiana
– pozornie tylko drobna – polegała na tym,
że po raz pierwszy prezes Towarzystwa wybrany został w wyborach t a j n y c h . I tak już
pozostało. Był to rok 1987. Od razu też próbowałem przyjąć jakąś strategię rozwoju Towarzystwa i pierwszym celem, jaki postawiłem przed sobą było pobudzenie aktywności
w ośrodkach terenowych PTL. Ten kierunek
działania wydał mi się naturalny i szczególnie potrzebny. Trzeba bowiem pamiętać, że
wyrastające bujnie w 19. i 20. wieku towarzystwa lekarskie powstawały zawsze z lokalnej inicjatywy, na dole, w terenie; po prostu
kilkunastu czy kilkudziesięciu miejscowych
lekarzy widziało pożytek w lepszym poznaniu się i regularnym spotykaniu; wymianie
zawodowych doświadczeń, prowadzeniu badań, wydawaniu wspólnym wysiłkiem pisma
itd. Ten oddolny rozwój trwał aż do II wojny
światowej. Przypomina mi się to, bo właśnie
niedawno uczestniczyłem w uroczystych obchodach 145-lecia Towarzystwa Lekarskiego
w Tarnowie, świetnie prowadzonego od lat
przez dr. Antoniego Sydora.
Kiedy po wyborze w r. 1987 postanowiłem
odwiedzić wszystkie wojewódzkie oddziały
PTL (było ich 49) zacząłem akurat od Tarnowa. Spotkałem się tam wówczas z dr. Mieczysławem Nowakowskim, któremu właśnie
przed miesiącem, podczas tarnowskiego Jubileuszu, w uznaniu zasług nadałem tytuł Medicus Nobilis i wręczyłem srebrny sygnet.
2
Wieści PTL
Panie profesorze, październikowy Zjazd
zapowiada się nierutynowo nie tylko ze
względu na Pana osobiste plany.
To prawda. Zamierzam zaproponować pewne zmiany w Statucie. Obecny powstawał w
czasach, kiedy mieliśmy do dyspozycji tylko
najprymitywniejsze środki techniczne. Trzeba było się często spotykać, a Zarząd Główny musiał być liczny. Dziś, do podejmowania
decyzji wystarczy mniejszy, powiedzmy 30.
osobowy skład, który łatwiej będzie zorganizować i zwoływać. Chodzi o usprawnienie
codziennej pracy, bardziej ekonomiczny tryb
kontaktów z wykorzystaniem współczesnych
mediów, uproszczenie procedur, które dziś
bardzo utrudniają działanie. Te propozycje
zmian jeszcze się rodzą, będziemy je omawiać
także w końcu maja na spotkaniu w Uniejowie, a później – na Zjeździe, w październiku.
Na początku Pana prezesury postawił
Pan przed sobą trzy strategiczne cele:
przede wszystkim – jak mówiliśmy –
uaktywnić działanie terenowych towarzystw lekarskich. Co dalej?
Po drugie – doprowadzić do reaktywowania
izb lekarskich czyli tradycyjnego samorządu
lekarskiego. Polskie Towarzystwo Lekarskie
uporczywie, konsekwentnie przez wiele lat
występowało na różnych forach o przywrócenie izb. Niczym Katon Starszy w sprawie
konieczności zniszczenia Kartaginy – niestrudzenie lobbowałem za izbami. I to nie
tylko wobec władz. Bardzo wielu młodych,
wychowanych już w nowych czasach kolegów
nie wiedziało jaką rolę miałyby pełnić izby.
Stąd wiele pytań: a po co to? może się jeszcze
zastanowić? może przeprowadzić najpierw
referendum? Wreszcie nadszedł 17 maja 1989
r. Dla mnie osobiście i dla kolegów-lekarzy,
którzy razem ze mną walczyli o izby (nie zapominając o roli jaką odegrał w tworzeniu
kolejnych wersji ustawy wspierający nas z
zaangażowaniem mec. Witold Preiss) był to
bez wątpienia dzień triumfu. Sejm (jeszcze
ten „stary”, bo wybory zmieniające Polskę odbędą się za dwa tygodnie, 4 czerwca) przyjął
ustawę o reaktywowaniu izb. I chociaż niektórzy krytykowali mnie sugerując, że „piłuję
gałąź, na której siedzę” – to m n i e ostatecznie
czas przyznał rację.
A skąd ta krytyka?
Przez cztery powojenne dziesięciolecia PTL
było jedyną tolerowaną przez władzę ogólnopolską, naukowo-społeczną organizacją
lekarską. A skoro jedyną – to Towarzystwo
nasze musiało wziąć na siebie część obowiązków (zwłaszcza o charakterze etyczno-deontologicznym) przypisywanych w normalnej
sytuacji izbom. Kiedy zatem powstał już na
nowo samorząd lekarski obowiązki te (określane przez niektórych jako „uprawnienia”)
wróciły do właściwego adresata. Mogło to
sprawiać wrażenie, że ubywa nam w ten sposób „ważności”. Na szczęście dziś, po latach to
już tylko anegdota. Chociaż nie raz przychodziła refleksja, jak prawdziwe jest znane powiedzenie, że „sukces zwykle ma wielu ojców,
tylko klęska jest zawsze sierotą”. Z biegiem
lat bowiem coraz więcej osób poczuwało się
do „ojcostwa” batalii o izby. Opuśćmy jednak
na to kurtynę i nie podejmujmy małostkowej
próby wyważania indywidualnych zasług.
Nie chciałem dopuścić, aby nasze uroczystości przybrały formę banalnego„wręczania”
(„klapa, rąsia, buźka, goździk”). Nagradzamy
przecież ludzi wyróżniających się swoimi
osiągnięciami, postawą, pracą… Należy im
się godna oprawa zamkowej Sali Balowej czy
Pałacu na Wodzie w Łazienkach. Myślę, że
mówię nie tylko o swoich odczuciach.
Tak więc – samorząd lekarski. To był właśnie
mój drugi cel.
Jeśli się nie mylę inicjatywa powołania
większości odznaczeń należała do Pana?
Trzeci cel to nawiązanie, bądź zintensyfikowanie kontaktów z Polonią medyczną?
Poza odznaką „Zasłużonemu – Polskie Towarzystwa Lekarskie”. Nie ma chyba sensu
zatrzymywać się dłużej przy tej sprawie, bo
temat ten czytelnikom „WIEŚCI” jest doskonale znany, wielu – z autopsji. Dla kronikarskiej skrupulatności przypomnijmy tylko,
że odznakę „Zasłużonemu” przyznajemy od
r. 1972, „Bene Meritus” – od 1997, a medal
„Gloria Medicinae”– od r. 1990.
Zawsze bardzo mi to leżało na sercu. Ale
przełom przyniósł dopiero rok 1991, czyli pierwsze spotkanie z Polonią w Częstochowie. Początkowo miał się tam odbyć
„zwykły”, kolejny Zjazd PTL rozszerzony o
reprezentantów niektórych polskich środowisk medycznych za granicą. Na szczęście
dr Wyględowski z Towarzystwa Lekarskiego
Częstochowskiego wpadł na pomysł, aby spotkaniu nadać większy rozmach. Tak powstała
idea I Światowego Kongresu Polonii Medycznej. Sukces tego spotkania przerósł nasze
najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewaliśmy się, że aż tylu lekarzy-Polaków pracuje i
odnosi sukcesy za granicą. Kongres, oprócz
sesji naukowej, przyniósł też masę wzruszających spotkań, wspomnień, opowiadań. Dla
mnie najbardziej zaskakujący był fakt, że po
raz pierwszy na Kongresie pojawili się lekarze-Polacy z krajów za wschodnią granicą: z
Białorusi, Litwy, Ukrainy, Kazachstanu… I to
w ogromnej liczbie ok. 1000 osób. Dla wielu
z nich była to pierwsza możliwość przyjazdu
do Polski. To pierwsze spotkanie lekarzy-Polaków z Zachodu, ze Wschodu, no i z samej
Polski oceniam jako jeden z najbardziej wzruszających epizodów w moim życiu. Później,
co 4 lata odbywały się kolejne Kongresy, ale
ten pierwszy, z roku 1991 utkwił mi najbardziej w pamięci. Wiodącą rolę w kontaktach
z Polonią, zwłaszcza ze Wschodu, odgrywało
zawsze Towarzystwo Lekarskie Częstochowskie z dr Beatą Zawadowicz na czele, która ma
w dorobku m. in. wspaniałe sesje poświęcone
szkołom: wileńskiej i lwowskiej i ich wpływowi na rozwój polskiej medycyny. Najciekawsze pozycje tych sesji ukazały się następnie w
pięknie wydanej książce-albumie.
Jak to często zdarza się w realnym życiu rzeczy wielkie i wzniosłe przeplatają
się z drobnymi, mniejszego kalibru…
Mam tu na myśli np. Pana dbałość o
PTL-owski sztafaż. To Panu chciało się
wyszukać w dawnych papierach nasze
dzisiejsze godło. Panu też zależało, aby
wręczanie dorocznych nagród odbywało
się nie w wystroju świetlicy, ale w historycznych salach pałacowych lub zamkowych, a główni laureaci przybierali na
czas uroczystości – togi. Cała uroczystość zaś miała zawsze wartościową
oprawę muzyczną.
Pana PTL-owski dorobek jest bardzo
bogaty i różnorodny. Chcąc uniknąć poczucia monotonii, pozwolę sobie tylko
zasygnalizować pewne sprawy: walka o
powołanie i wieloletnia opieka nad Domem Lekarza Seniora, doroczne Bale
Charytatywne (tegoroczny, 31., odbędzie się w maju, w Wilanowie), cykl 10
koncertów muzyki klasycznej ze świetnymi wykonawcami, pamiętny koncert
w Teatrze ROMA w Warszawie przed 4
laty, w którym wystąpili wspaniali, lekarze i jednocześnie, jak się okazało – czarujący muzycy. Są jeszcze wydawnictwa,
jest afiliowana przy Towarzystwie Podyplomowa Szkoła Medycyny Estetycznej,
jest Teatrzyk Piosenki „ESKULAP”…
Zainteresowanych szczegółami mogę odesłać
do mojego PTL-owskiego „rachunku sumienia”, który w formie małej książeczki dołączony będzie do wydawanego na jesieni b.r.
KALENDARZA LEKARSKIEGO.
Ale skoro Pan już wspomniał ESKULAPA
(który, nota bene, dał dla lekarzy ok. 500 koncertów) i piosenki; otóż w związku z jedną z
nich miałem kilka miesięcy temu przygodę,
którą chętnie opowiem.
Będąc w Londynie u mojej córki otrzymałem
zaproszenie na 8 grudnia ub. roku do Teatru
Narodowego. Miała się tam odbyć uroczystość 25-lecia powołania izb lekarskich. Rozmawialiśmy o tym wyżej. Poinformowano
mnie, że będzie wykonana moja „Pieśń lekarzy” (z tekstem mojej żony), i że proszony
jestem o krótkie zabranie głosu. W wielkim
pośpiechu wróciliśmy do Warszawy i tak się
złożyło, że do teatru dotarliśmy w ostatniej
chwili. Na scenie byli już prowadzący: Ewa
Wisniewska i Piotr Frączewski. Po chwili
przychodzi moment, w którym ja mam wejść
na scenę. Idę powoli, zgodnie z prośbą reżysera i słyszę moje „Kormorany” w wykonaniu
José Carrerasa i później – naszej eskulapowej
solistki Krysi Wieczorek.
(ciąg dalszy rozmowy na str. 6)
Wieści PTL
Laureatami tego najwyższego odznaczenia PTL przyznawanego od 25 lat są zarówno lekarze o wybitnych osiągnięciach naukowych, praktycznych
i organizacyjnych, jak też i ci, którzy w skromniejszej skaIi swoją wieloletnią, zaangażowaną pracą i postawą życiową budowali szacunek dla
zawodu lekarskiego i przyczyniali się do rozwoju naszego Towarzystwa.
Gloria Medicinae za rok 2014
Uroczyste wręczenie odznaczeń nastąpi w SOBOTĘ, 3 pażdziernika 2015 r., o godz. 14.00
w sali balowej Zamku Królewskiego w Warszawie.
Prof. dr Andrzej Borkowski (1942), absolwent
warszawskiej AM (1965), wybitny urolog, prawie całym swoim życiem zawodowym związany z Katedrą i Kliniką Urologii AM w Warszawie. W placówce tej uzyskał tytuły naukowe
(doktora i profesora); przez ponad 30 lat piastował w niej stanowisko kierownika. W dorobku
piśmienniczym znajdujemy prawie 400 artykułów, bez mała 100 rozdziałów w książkach urologicznych, 275 referatów przedstawionych na
kongresach i sympozjach międzynarodowych (i
668 zaprezentowanych na spotkaniach naukowych w Polsce). W dorobku pedagogicznym
– 42 recenzje przewodów doktorskich i habilitacyjnych. Jest członkiem kilkunastu zagranicznych towarzystw urologicznych (w tym – od
r. 1972 – francuskiego, które w stulecie swego
istnienia przyznało mu, jako pierwszemu obcokrajowcowi, Medal Guyona). Od r. 1972 działa
też aktywnie w Polskim Towarzystwie Urologicznym pełniąc okresowo funkcje prezesa, wiceprezesa i członka Zarządu (do dziś).
r.1989). Miało to (a także późniejsza, kilkuletnia
praktyka we Włoszech) decydujący wpływ na
wybór dalszej drogi zawodowej. Na początku
lat 90. ubiegłego wieku współinicjuje i kieruje
Polskim Towarzystwem Medycyny Estetycznej
i Anty-Aging. Jest pomysłodawcą i realizatorem powołanej w r. 2002 i istniejącej do dziś
Podyplomowej Szkoły Medycyny Estetycznej
afiliowanej przy PTL. Zebrane doświadczenia
zaowocowały zaproszeniami na liczne wykłady i międzynarodowe kongresy poświęcone
tej dziedzinie. Kilkanaście spotkań naukowych
zorganizował także w naszym kraju. Jest współautorem pierwszego w Polsce podręcznika
medycyny estetycznej. Obecnie jest m. in. prezesem Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej i Anti-Aging oraz wiceprezesem PTL.
b
Prof. dr Jacek Gawrychowski (ur. 1954 r.),
chirurg, absolwent Wydziału Lekarskiego w
Zabrzu – Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach (1978). Od początku jego działalność
zawodowa związana była z Katedrą i Kliniką
Chirurgii Klatki Piersiowej w Śląskiej Akademii Medycznej, jako że jego zainteresowania
naukowe skupiły się głównie na zagadnieniach
bliskich torakochirurgii, zwłaszcza zaś chirurgii
śródpiersia oraz chirurgii tarczycy i przytarczyc. Owocem tych zainteresowań była m. in.
cenna monografia Guzy śródpiersia. Diagnostyka i leczenie (PZWL 2011r.). Był też (wraz z
prof. dr Barbarą Jarząb) współredaktorem pracy
Choroby tarczycy i przytarczyc. Diagnostyka i leczenie (2014). Chociaż w kierowanej przez prof.
Gawrychowskiego Katedrze i Klinice Chirurgii
Ogólnej operacje onkologiczne wykonywane są
w pełnym zakresie, do odnotowania są szczególne osiągnięcia w chirurgii endokrynologicznej, dzięki czemu placówka ta jest dziś w Polsce
jednym z wiodących ośrodków w operacyjnym
leczeniu nadczynności przytarczyc. Prof. Gawrychowski jest aktywnym członkiem kilku krajowych i międzynarodowych towarzystw ogólnochirurgicznych, endokrynologicznych oraz
kardio- i torakochirurgicznych.
Dr Andrzej Ignaciuk (abs. lubelskiej AM, r.
1982) po krótkiej pracy w rodzimej uczelni
podjął czteroletnie studia w Międzynarodowej
Szkole Medycyny Estetycznej w Rzymie (uk. w
b
Prof. dr Andrzej Kierzek jest absolwentem
poznańskiej AM (1961), uznanym specjalistą
otolaryngologii, medycyny fizykalnej i balneoklimatologii oraz … aktywnym historykiem
medycyny (w uznaniu dla całokształtu dokonań w tej dziedzinie Towarzystwo Lekarskie
Warszawskie przyznało mu w r. 2008 swoje najwyższe odznaczenie – Medal Augusta
Ferdynanda Wolffa). Prof. Kierzek był m. in.
kierownikiem Zakładu Klinicznych Podstaw
Fizjoterapii AM we Wrocławiu i nadal jest
pracownikiem naukowym tej placówki. Jest
członkiem różnych zespłów eksperckich kwalifikujących dorobek naukowy lekarzy w dziedzinie balneologii i medycyny fizykalnej oraz
otolaryngologii dziecięcej, a także Państwowej
Komisji Egzaminacyjnej w dziedzinie otolaryngologii. Na podkreślenie zasługuje wieloletnia i
niezwykle różnorodna działalność w Naczelnej
i Dolnośląskiej Izbie Lekarskiej (był m. in. delegatem na wszystkie kongresy, członkiem wielu
komisji). W dorobku piśmienniczym ma ok.
400 publikacji w polskich i zagranicznych czasopismach naukowych, w tym wiele monografii
lekarzy-laryngologów 19 i 20 w. (m. in. Ludwika
Zamenhofa, laryngologa i twórcy esperanto).
b
Dr med. Maciej Koszutski (ur. 1952) ukończył poznańską AM (1977) i w poznańskich
szpitalach klinicznych przeszedł całą swoją
dotychczasową drogę zawodową: od pozycji
stażysty aż do funkcji ordynatora Oddziału
Chirurgicznego i ordynatora Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Jest członkiem Towarzystwa Chirurgów Polskich, a w swoim dorobku
naukowym ma, oprócz tytułu doktora n. med.,
15 opublikowanych doniesień medycznych. Jest
czynnym przedstawicielem środowiska lekarskiego; m. in. przez 4 kadencje reprezentował
swój szpital w Wielkopolskiej Izbie Lekarskiej.
Jednak czymś szczególnie wyróżniającym jest
(od r 1993 do dziś) medyczna i organizacyjna
działalność dr. Koszutskiego w ramach ruchu
maltańskiego – jako lekarza-wolontariusza w
Przychodni Onkologicznej „Pomoc Maltańska”,
a później w Centrum Pomocy Maltańskiej „Komandoria” w Poznaniu. Przez 8 lat społecznie
pełni też funkcję dyrektora zarządu Fundacji
Polskich Kawalerów Maltańskich. W tym czasie
powstały Domy Pomocy Maltańskiej w Puszczykowie i Olsztynie, a także rozwinęło się wiele pożytecznych inicjatyw dotyczących terapii
zajęciowej, doradztwa zawodowego dla osób
niepełnosprawnych itp. Od r. 2007 do dziś jest
wiceprezydentem Związku Polskich Kawalerów
Maltańskich.
b
Prof. dr Wojciech Maksymowicz (ur. w 1955
r. we Wrocławiu) – neurochirurg i neurotraumatolog. Studia medyczne odbył w Warszawie,
tu również doktoryzował się i habilitował (1994,
Diagnostyka i leczenie wodogłowia komunikującego). Do r. 2007 pracuje w Centr. Szpitalu
Klinicznym MSWiA w Warszawie, a następnie
aktywnie uczestniczy w wykluwaniu się nowej
polskiej uczelni medycznej w ramach Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
Dziś jest na tym Uniwersytecie dziekanem
Wydziału Nauk Medycznych i kierownikiem
Katedry Neurologii i Neurochirurgii. W r. 2006
otrzymuje tytuł profesora nauk medycznych.
Warto jeszcze odnotować, że w ub. roku na
3
4
Wieści PTL
międzynarodowym sympozjum w Olsztynie
zespół kierowany przez prof. Maksymowicza
ogłosił jako pierwszy w Polsce zachęcające wyniki leczenia stwardnienia zanikowego bocznego (SLA) komórkami macierzystymi. Wojciech
Maksymowicz był w latach 1997-1999 ministrem zdrowia.
b
Dr. med. Romana Milkiewicza (1938) urodzonego w Jastrzębiu k. Nowogródka dotknął
tragiczny los, jaki wielu Polakom na Wschodzie
nie był oszczędzony. Ojciec (administrator majątku) i matka (nauczycielka) – jako przedstawiciele polskiej inteligencji szybko zginęli w
sowieckich akcjach eksterminacyjnych. Osieroconymi dziećmi zaopiekował się miejscowy ksiądz, a później ktoś z dalszej rodziny. Po
powrocie do Polski i uzyskaniu świadectwa
dojrzałości Roman Milkiewicz podjął studia
w Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, a
później – praktycznie aż do emerytury związany był z wojskową służbą zdrowia. Do roku
1974 pracował w Klinice Ortopedii Urazowej
i Chirurgii Polowej WAM. Awansował tu do
stopnia adiunkta, uzyskał II stopień specjalizacji i obronił pracę doktorską na temat uszkodzeń petardowych ręki. W r. 1974 zorganizował
od podstaw Oddział Chirurgii Urazowo Ortopedycznej w szpitalu wojskowym w Szczecinie,
gdzie powołany został na stanowisko ordynatora. Funkcję tę sprawował aż do chwili przejścia
na emeryturę wojskową (1997). Dr Milkiewicz
należy do PTL od 28 lat, a od 5 lat jest prezesem
Oddziału PTL w Szczecinie. Szeroka i różnorodna jest też działalność społeczna dr. Milkiewicza, zwłaszcza adresowana do młodzieży (np.
obozy harcerskie dla dzieci z wadami postawy)
i do seniorów (od 11 lat organizuje Olimpiady
Sportowe Lekarzy Seniorów, bezpłatne porady
w swoim gabinecie itp.).
b
Prof. dr Tadeusz M. Orłowski (ur. 1951 r.; ojciec był również profesorem chirurgii, kierownikiem klinik we Wrocławiu, Łodzi i Warszawie). Po studiach we wrocławskiej AM (dyplom
z wyróżnieniem w r. 1975) uzyskał w r. 1982
doktorat (Zespół płata środkowego) i specjalizację, a sześć lat później – habilitację (Paliatywne
intubacje drzewa oskrzelowego). Od roku 1998
jest tytularnym profesorem i kierownikiem Kliniki Chirurgii Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc
w Warszawie, a od r. 1999 pełni rolę krajowego
konsultanta w zakresie chirurgii klatki piersiowej. Jest członkiem wielu prestiżowych chirurgicznych towarzystw naukowych na świecie
i w kraju (od 25 lat we władzach Polskiego
Towarzystwa Chirurgicznego). Spośród licznych osiągnięć naukowych i organizacyjnych
wymienić należy przede wszystkim chronioną
międzynarodowym patentem protezę dróg oddechowych (Orlovsky stent), zorganizowanie
i prowadzenie krajowego rejestru raka płuca,
współudział w tworzeniu Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych,
znaczący wkład do prac nad stworzeniem
katalogu procedur torakochirurgicznych,
udział w międzynarodowym programie leczenia skojarzonego raka płuca, a także autorstwo
i finansowanie platformy „E-KONSULTANT”,
umożliwiającej udzielanie konsultacji przez
telefon. Swoim chorym prof. Orłowski ofiarowuje znacznie więcej niż tylko diagnozowanie
i leczenie zgodnie z najwyższymi standardami;
daje im także nie mniej potrzebne: empatię, ciepło i psychiczne wsparcie.
Dr Grażyna Lesyng-Pawłowska (1955), specjalista-neurolog, zawodowo związana głównie
z placówkami szpitalnymi w Gostyninie-Kruku
i Płocku określona została przez wnioskodawców (Płockie Towarzystwo Lekarskie i Okręgową Radę Lekarską w Płocku) jako niezwykły
lekarz codzienności, u którego pacjenci, oprócz
wiedzy najwyższej próby znajdą prawdziwe
zrozumienie i psychiczne wsparcie. Dr Grażyna
Lesyng-Pawłowska jest członkiem PTL od 31
lat, w tym przez dłuższy czas przewodniczyła
Kołu PTL w Gostyninie-Kruku. Ze szpitalem
powiatowym w tej miejscowości związana
była przez wiele lat prowadząc tam Oddział
Neurologii, opiekując się specjalizacjami neurologicznmi 9 lekarzy, organizując regularnie
konferencje szkoleniowo-naukowe. W r. 2007
podjęła się prowadzenia i rozbudowy Oddziału
Neurologii w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Płocku.Praca społeczna i działalność
charytatywna stanowią ważną część jej życiowego dorobku; była m. in. radną miasta Kutna,
członkiem (a w latach 1993-2001 – wiceprzewodniczącą) OIL w Płocku, sędzią Naczelnego Sądu Lekarskiego w Warszawie. W jej c.v.
znajdziemy też takie punkty jak: praca na rzecz
Domów Pomocy Społecznej w Koszelewie i
Woli Chruścińskiej czy udział w akcjach charytatywnych na rzecz Stowarzyszenia Dzieci z
Autyzmem.
b
Prof. dr Jacek Różański – absolwent warszawskiej AM (1970). Dziś – wybitny kardiochirurg,
wieloletni kierownik Kliniki Kardiochirurgii i
Transplantologii Instytutu Kardiologii w Warszawie (do grudnia 2014 r). Jest światowej rangi
ekspertem w trudnej dziedzinie chirurgicznego
leczenia wrodzonych wad serca u dorosłych.
M. inn. dzięki jego pracy warszawski Instytut
Kardiologii stał się ośrodkiem referencyjnym
w Polsce. Stopień doktora (1995) uzyskał za
pracę pt. Chirurgiczne leczenie kanału przed-
sionkowo-komorowego – doświadczenia własne,
natomiast habilitację przyniosła mu dysertacja Leczenie operacyjne wad wrodzonych serca
z użyciem homograftów. Modyfikacje własne
technik operacyjnych. Zaowocowało to stworzeniem własnej techniki wszczepiania homograftu płucnego w prawą komorę. Prof. Jacek
Różański, oprócz kardiochirurgii ma jeszcze
jedną życiową pasję. Tak mówi o niej sam: Dziś,
po wielu latach działalności w medycynie, bogatszy o doświadczenia życiowe, mogę bez wahania
stwierdzić, że kardiochirurgia jest moją pawdziwą życiową pasją. To wielkie szczęście, kiedy
motywacja do wykonywania zawodu wynika
z autentycznego i głębokiego zainteresowania.
Ale, mimo że kardiochirurgii poświęciłem najistotniejszą część mego życia, muszę przyznać,
że bywały okresy kiedy absorbowały mnie inne,
równie fascynujące zajęcia: rajdy samochodowe.
Pięciokrotnie zdobywałem w nich tytuł Mistrza
Polski i wielokrotnie miałem zaszczyt reprezentowania naszego kraju w uznawanym na świecie
za najbardziej prestiżowy Rajdzie Monte Carlo.
Z perspektywy oceniam, że sport ten wyrobił
we mnie umiejętność koncentracji, opanowania
i błyskawicznego analizowania sytuacji, a także podejmowania w ekstremalnych warunkach
szybkich, racjonalnych decyzji. Bardzo mi się to
przydało w pracy lekarza. Poza tym doświadczenia kierowcy rajdowego uświadomiły mi, że
w życie człowieka wpisane są nie tylko sukcesy.
Była to ważna lekcja pokory, która dla mnie, jako
kardiochirurga okazała się bezcenna.
b
Prof. dr Andrzej Wysocki (ur. w r. 1941 w Krakowie). Niedługo po studiach, w r. 1965, związał się z II Kliniką Chirurgiczną krakowskiej
AM; początkowo jako wolontariusz, następnie
– asystent, adiunkt, docent, profesor i wreszcie
kierownik Kliniki (do chwili przejścia na emeryturę w r. 2011). Dał się w tym czasie poznać
jako swietny dydaktyk, sprawny organizator
zarówno pracy naukowej jak i zawodowo-terapeutycznej. Godny podkreślenia jest fakt, że
mimo nawału zajęć organizacyjnych prof. Wysocki nigdy nie oddalił sie od codziennej pracy
chirurga i nie zrezygnował z bliskiego kontaktu z chorymi. W ramach pełnionej przez kilka
kadencji funkcji specjalisty wojewódzkiego w
zakresie chirurgii wykonał wiele pokazowych
operacji, w których propagował nowe metody
rozwiązywania problemów chirurgicznych.
Największa część dorobku naukowo-badawczego poświęcona jest ostrym chorobom chirurgicznym, ale zajmował sie także patofizjologią
chirurgiczną, nowotworami, a także… historią
krakowskiej i polskiej chirurgii w w. 19. i 20. W
sumie jest autorem ponad 200 prac naukowych,
komentarzy i rozdziałów podręczników. Należy
do tego dodać szeroko prowadzoną działalność
dydaktyczną i pedagogiczną, a także społeczną
(aktywnie uczestnicząc m. inn. w reaktywowaniu na początku lat 90. ub. w. Okręgowej Izby
Lekarskiej w Krakowie i czynnie działając w
ramach kilku specjalistycznych towarzystw
medycznych). (AK)
Wieści PTL
Tele-Medycyna A.D. 2015
Z przewodniczącym Sekcji Telemedycyny POLSKIEGO TOWARZYSTWA
LEKARSKIEGO, członkiem American Telemedicine Assotiation (ATA),
dr. inż. MARIANEM BARANIECKIM rozmawia Andrzej Korman.
bardziej efektywnymi wszelkiego rodzaju
szkolenia, wzorcowe operacje i zabiegi, powodując, że „nowe” może być wprowadzane do
powszechnego obiegu medycznego szybciej i
z większym przekonaniem.
Ciekaw jestem jak szeroko wykorzystywana jest telemedycyna dziś, A.D.
2015? Czy można już mówić o jakimś
powszechnym zastosowaniu, czy też ciągle są to wyjątki w praktyce medycznej?
Efektowne, ale nieregularne, pojedyńcze
zdarzenia?
Panie doktorze, czy wzywając przez telefon karetkę i rozmawiając przez chwilę z
dysponentem nie mamy już aby (i to od
bardzo wielu dziesięcioleci) do czynienia z „telemedycyną”? Albo dzwoniąc do
lekarza rodzinnego z prośbą o prolongatę naszych stałych leków? Jest tu przecież
zarówno „tele”, czyli „na odległość”, jak
i jakaś najprostsza forma działania medycznego. Może więc jesteśmy trochę w
sytuacji molierowskiego Pana Jourdain,
który dopiero po czterdziestce ze zdumieniem dowiedział się, że przez całe
swoje życie mówił prozą?!
Zależy co, i zależy gdzie. Czytałem ostatnio,
że w Stanach Zjednoczonych różne formy telemedycyny stosowane są już w ponad 50%
szpitali. Obejmuje ona możliwość szybkiej
konsultacji, szybką diagnostykę i wielostronne monitorowanie w medycynie ratunkowej,
a także „prowadzenie” rekonwalescenta w
rehabilitacji kardiologicznej. Podobnie jest
w Skandynawii, gdzie rozpowszechnione jest
także elektroniczne monitorowanie i wspomaganie ludzi starszych.
Pytanie, oczywiście, ma charakter żartobliwy.
Wiadomo przecież, że dzisiejszy zakres pojęcia „telemedycyna” jest nieporównanie szerszy, a efekty – o wiele donioślejsze, niż prosty
kontakt z lekarzem przez telefon. A i tak uważam, że jesteśmy dopiero na początku drogi,
choć dziś, „na odległość” można już zrobić
(zwłaszcza w diagnostyce) prawie to samo, co
przy fizycznym kontakcie z chorym.
Nieżle idzie Rumunom i Rosjanom (trochę
wymusza to rozległość kraju). Także Włochom.
A zaczęło to się...
…dobre kilkadziesiąt lat temu. Jak to się nieraz w historii naszej cywilizacji zdarzało –
stało za tym wojsko. No, i loty kosmiczne. Na
orbicie nie można było inaczej niż poprzez
„tele” monitorować sytuacji zdrowotnej załogi. Z kolei wojsko miało okręty i bazy porozrzucane na całym świecie, a w nich – wielotysięczny personel. Przewożenie chorych
do centrów medycznych w USA byłoby zbyt
drogie, zbyt skomplikowane organizacyjnie, a
często nie było na to wogóle czasu.
A kiedy system sprawdził się w wojsku zaczęli się nim interesować także cywile. Większe
ośrodki medyczne szybko zorientowały się, że
telemedycyna daje im nowe możliwości; np.
udostępnia konsultacje z wybitnymi specjalistami, wydatnie skraca terminy i upraszcza
procedury obowiązujące w „tradycyjnym”
leczeniu. Dodatkowo ułatwia także i czyni
A w innych krajach, potencjałem i możliwościami służby zdrowia bardziej zbliżonych do nas?
Pora zapytać o telemedycynę w Polsce.
Od lat mamy wiele wspaniałych przykładów
zastosowania środków tzw. telemedycyny na
rozmaitych sympozjach i kongresach, ba, są
budujące inicjatywy w tym zakresie w niektórych wiodących ośrodkach, zwłaszcza kardiologicznych, ale odnoszę wrażenie, że do
przekroczenia pewnej masy krytycznej jest
jeszcze daleko. Naprawdę szerokie zastosowanie telemedycyny w Polsce – to, według mnie,
ciągle jeszcze melodia mniej lub bardziej odległej przyszłości.
Dlaczego?!
To nie jest łatwe pytanie, bo przyczyn jest, niestety, wiele. Nasza służba zdrowia jest mocno
scentralizowana, można by więc spodziewać
się, że „od góry” powstanie jakiś program
uruchamiający i systematycznie wdrażający
telemedycynę w naszych placówkach medycznych. Zwłaszcza, że przydatność elektroniki na linii lekarz – pacjent została już dawno potwierdzona w praktyce wielu krajów.
Ale ciągle niczego takiego u nas nie widać.
Taką lokomotywą powinno być zapewne
Ministerstwo Zdrowia?
Tak mi się wydaje, choć Ministerstwu – zmuszonemu w ostatnich latach przede wszystkim do zajmowania się gaszeniem pożarów w
środowisku medycznym – trudno jest wystąpić z jakąś czytelną inicjatywą w tym zakresie.
Zainteresowany powinien być też NFZ, bo
telemedycyna przynosi przecież konkretne
oszczędności; przyspieszenie i usprawnienie
procedur, lepsze wykorzystanie tzw. zasobów
ludzkich itp. Tyle tylko, że bilansu kosztów i
zysków nie można zamykać co roku 31 grudnia. Potrzebna jest perspektywa wieloletnia,
rachunek zaś powinien być rzetelny tzn. bilansujący nie tylko stronę czysto finansową,
ale też społeczną, bo telemedycyna bardzo
poprawia sytuację pacjenta skracając czas
jego pobytu w szpitalu, zmniejszając ilość
koniecznych wizyt, często kłopotliwych dojazdów, stresów „białego fartucha” itd. Czyli
daje więcej spokoju psychicznego i poczucia
bezpieczeństwa pacjenta.
Posłużmy się może jakimś konkretnym
przykładem…
Wielkie zalety telemedycyny ujawniaja się
dziś przede wszystkim w kardiologii. Pacjent
kardiologiczny, zwłaszcza po jakimś ostrzejszym incydencie powinien być monitorowany. Lekarzowi daje to szansę wczesnej interwencji, a pacjentowi – poczucie, że nie jest
sam i że – w razie potrzeby będzie miał mu
kto pomóc. Dotyczy to także dziesiątków tysięcy chorych z wszczepionymi urządzeniemi
synchronizującymi pracę serca. Otóż te nowoczesne urządzenia, oprócz podstawowego
zadania ratowania życia, mają jeszcze rozmaite czujniki wykrywające stan zagrożenia, nawet wtedy, zanim jeszcze sam chory poczuje
jakieś niepokojące objawy. Jeśli jest ono połączone z jakąś „centralą”, a tylko wtedy telemedycyna ma sens, kardiolog jest w stanie
błyskawicznie ocenić sytuację i podjąć konkretne działanie np. zwiększając dawkę leku
lub zlecając konkretne badanie.
Duże osiągnięcia w zakresie monitorowania
i telerehabilitacji ma Instytut Kardiologii w
Aninie. Zamiast miesięcznej, szpitalnej rehabilitacji pacjent przebywa na oddziale tylko
tydzień. Wyposażony w specjalny „aparacik”
wypisywany jest do domu, a „centrala” w Aninie otrzymuje regulanie dane takie jak: EKG,
ciśnienie czy stopień natlenowania krwi. Taki
„aparacik” potrafi nawet sterować ćwiczeniami rehabilitacyjnymi zaprogramowanymi
do wykonywania w domu. Sygnalizuje kiedy
ćwiczenia przerwać, kiedy je wznowić, a jeśli
okażą się za mało intensywne – urządzenie
można zdalnie przeprogramować. Wszystko
5
6
Wieści PTL
to doskonale unormalnia i uspokaja życie
pacjenta, a szpitalowi przynosi konkretne
korzyści, bo może pomóc większej liczbie potrzebujących.
Wygląda na to jednak, że mówimy ciągle
o sytuacji raczej wyjątkowej?
Niestety, tak. Nawet tradycyjna rehabilitacja kardiologiczna bywa w wielu regionach
kraju niedostępna (wschodnia część kraju),
choć na Śląsku sięga aż 80%. Tymczasem coraz powszechniejsza jest na świecie opinia,
że rehabilitacja w leczeniu kardiologicznym
powinna być obowiązkowa, bo istotnie wydłuża życie chorych. Właśnie telemedycyna
może ją zaoferować w odpowiedniej skali
(pamiętajmy, że schorzenia układu sercowo-naczyniowego są w Polsce pierwszą przyczyną zgonów) i stosunkowo niedużym kosztem.
Jestem więc głęboko przekonany, że czas telemedycyny nadchodzi. Jest już bowiem w Polsce wystarczające rozpowszechnienie Internetu i telefonii komórkowych odpowiednich
generacji, aby podjąć działania na szerszą skalę. Są też już próby komercyjne (samodzielne
badanie EKG, przesłanie wyniku „komórką”,
całodobowy kontakt z kardiologiem). Jakiś
czas temu w Katedrze Informatyki krakowskiej AGH stworzono zaawansowany system
do telekonsultacji kardiologicznych (obra-
zy zapisywane w wysokim standardzie DICOM plus urządzenie telekonferencyjne),
co pozwala na wielostronne konsultacje „na
żywo” między kilkoma lekarzmi na dowolne
odległości. Projekt wdrożony został już w
kilkunastu placówkach medycznych, przede
wszystkim w Małopolsce. Jest to system interaktywny, dający kontakty synchroniczne,
zapewniający bezpieczeństwo danych, umożliwiający operowanie wielką liczbą obrazów z
możliwością zaawansowanego przekształcania ich w czasie rzeczywistym.
A sami lekarze byliby chętni takim nowinkom?
W przeważającej większości tak, choć wydaje mi się, że w sposób bierny. Nie do końca
umiem sobie wyjaśnić dlaczego. Przecież
zwłaszcza placówkom małym, skromniej
wyposażonym telemedycyna stwarzałaby
ogromną szansę na zmniejszenie dystansu.
Dysponujący tylko EKG Gminny Ośrodek
Zdrowia opisanie wyniku będzie miał po
kilku godzinach, a nie po kilku dniach. Inne
byłyby też możliwości konsultacji specjalistycznych. To prawda, że trzeba by się do
tego napierw przygotować organizacyjnie,
zapewnić nowej procedurze finansowanie, ale
sukces jest tu oczywisty. Dla lekarzy i dla pacjentów. A że najlepszą metodą przekonywa-
nia jest dobry przykład – dla wprowadzania
telemedycyny właściwa wydaje mi się metoda
kolejnych przybliżeń, czyli stopniowo, zaczynając od jednego czy dwóch województw,
poprzez regiony aż do skali ogólnopolskiej.
Ale, oczywiście, można też próbować wejść
jednym rzutem. Najgorzej natomiast byłoby
nie robić nic.
Na koniec może jeszcze pytanie o sprzęt.
Tu postęp jest wprost niesamowity!
Dlatego wprowadzenie telemedycyny do szerokiego obiegu jest wogóle możliwe; mamy
gęstą sieć komórkową oraz powszechnie dostępny Internet. A same komórki nie mają już
rozmiaru i wagi cegły, jak to było 20 lat temu,
tylko są miniaturowymi komputerkami, w
których funkcja telefonu jest chyba najmniej
ważna. Ale i tak należy oczekiwać dalszej
miniaturyzacji, kolejnego zwiększenia rozdzielczości przesyłanych obrazów, co oznacza
możliwość oderwania odbiorcy od stanowiska stacjonarnego i ewentualność używania
w telemedycynie aparatów telefonii mobilnej
np. smartfonów. Myślę też, że będziemy coraz bardziej wyposażani w rozmaite czujniki,
które regularnie rejestrując pewne parametry
umożliwią postawienie celniejszej diagnozy i
dobranie trafniejszej terapii.
Dziękuję za spotkanie. (rozm. AK)
(ciąg dalszy ze str 2)
Piosenka się kończy. Czas zabrać głos: „Szanowni Państwo, macie przed sobą człowieka
szczęśliwego. 25 lat temu i wczesniej spotykaliśmy się wielokrotnie z posłami-lekarzami
i zapewne w dużej mierze dzięki temu Sejm
życzliwe i skutecznie pochylił się nad sprawą
przywrócenia izb. Dzięki temu mamy Izby i
mamy dzisiejsze wspaniałe spotkanie. Powód
do radości mam jeszcze i taki, że będzie wykonana dziś „Pieśń lekarzy” ze słowami mojej
żony Alicji, która ma najtrudniejszą ze wszystkich specjalizacji: jest żoną lekarza. (oklaski)
Czy mogę chcieć czegoś jeszcze? Okazuje się,
że tak. Od wielu lat staram się o powołanie
w Polsce Muzeum Medycyny. W Europie nie
mają takiej placówki tylko dwa kraje: Albania
i Polska. Ale ciągle czuję się młodo i mam nadzieję, że doczekam. Staram się o nie dopiero
43 lata. (oklaski) Kiedy chciałem wrócić na
swoje miejsce – na scenie poruszenie – wjeżdża spory podest, a na nim 60- osobowa orkiestra symfoniczna, z tyłu pojawia się chór,
wchodzi Wiesław Ochman i śpiewają moją
„Pieśn lekarzy”. Stałem zaskoczony, ze łzami
wzruszenia w oczach. Po chwili pojawił się
prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, dr Maciej
Hamankiewicz i słyszę: „Proszę państwa, od
dziś <Pieśń lekarzy> będzie naszym hymnem”. Wszyscy wstają. My jesteśmy prawdziwie wzruszeni. A później wszyscy idą na
rocznicowe przyjęcie do „Victorii”. Jest masa
wybitnych postaci z kraju z zagranicy. Każdy
podchodzi do nas z jakimś toastem. Ja też,
szczerze przejęty, mam ochotę na lampkę czy
dwie wina. Ale w końcu, zajęty rozmowami i
spotkaniami zapomniałem o toastach. Chyba
strzegła mnie Opatrzność. Niech Pan sobie
wyobrazi, że w drodze powrotnej, kilkaset
metrów od domu, zatrzymuje nas policyjny
patrol. Sięgam po dokumenty, ale policjanci
wstrzymują mnie: „przepraszamy, że państwa
zatrzymujemy, ale na razie chcielibyśmy, żeby
pan tylko dmuchnął w alkomat”. Pierwszy raz
w życiu zatrzymał mnie patrol. I to w takim
dniu, kiedy miałem dziesięciokrotny powód
do wypicia jednej czy dwóch lampek wina.
Tak oto w życiu sytuacje wzruszające i wzniosłe przeplatają się z prozaicznymi.
A tekst „Hymnu lekarzy” wisi już pięknie oprawiony na korytarzu w Naczelnej
Izbie Lekarskiej. Dziękuję za rozmowę.
Skromne, „stare” godło PTL
Godło zaproponowane przez prof.
Woy-Wojciechowskiego
Wieści PTL
Wielka sprawa w małym Kole
Od 22 lat organizowane są z inicjatywy miejscowego Oddziału
Polskiego Towarzystwa Lekarskiego Dni Kardiochirurgii.
Te Dni podarowała przed 22 laty społeczeństwu Koła i okolic – a także swoim kolegom-lekarzom – inicjatorka tego niezwykłego
projektu, wieloletnia przewodnicząca miejscowego Koła PTL (dziś jest tu już Oddział
PTL) dr Teresa Bartoszewicz-Krawczyk. Nie
jest to bowiem wyłącznie naukowe sympozjum dla miejscowych kardiologów, ani też
wyłącznie akcja adresowana bezpośrednio
do kardiologicznych pacjentów. Dni Kardiochirurgii są zarazem i jednym i drugim.
Zapewne trochę pomógł też przypadek, bo
zarówno dr Krawczykowa jak i późniejszy
wybitny kardiochirurg prof. Antoni Dziatkowiak zaczynali swoją pracę w Łodzi, u prof.
Jana Molla, wybitnego (zm. w r. 1990) kardiochirurga, który zaledwie rok po dr. Barnardzie, w styczniu 1969 r., jako pierwszy w
Polsce próbował przeszczepić serce. Niestety,
bez sukcesu. Przypomnijmy jednak, że prof.
Moll miał na swoim koncie wiele świetnych
osiągnięć: m. in. kontrukcję pierwszego pol-
skiego płucoserca, pierwsze w Polsce by-passy, pierwsze lewostronne cewnikowanie.
„Te łódzkie parantele okazały się na tyle silne,
że na początku lat 90. prof. Dziatkowiak, wówczas już wybitny kardiochirurg i transplantolog
działający w Krakowie, podjął propozycję dr
Krawczykowej i wraz ze swymi współpracownikami zgodził się wspomagać naszą miejscową kardiologię. – mówi dr Piotr Jankowski
obecny przewodniczący Oddziału PTL w
Kole – Późnej schedę po prof. Dziatkowiaku
przejął prof. Sadowski i teraz on wraz zespołem przyjeżdża co roku na nasze DNI KARDIOCHIRURGII. W podzięce obydwaj otrzymali honorowe obywatelstwo Koła”.
Pacjenci, wyselekcjonowani przez miejscowych kardiologów, są następnie konsultowani
przez krakowskich gości. Jest to zwykle ok. 30
cięższych przypadków, które kwalifikują się
do operacji w Krakowie.
„Mamy już dwóch pacjentów, którym w Krakowie przeszczepiono serce. Bez przesady
można powiedzieć, że te nasze Dni uratowały
im życie. Jak wielu innym. Cieszę się, że bardzo wspierają nas Starostwo i Urząd Miasta
– mówi dr Piotr Jankowski – Daje nam to
więcej pewności i pozwala z nadzieją patrzeć
w przyszłość.”
Przy okazji każdej wizyty odbywa się w Kole
rodzaj seminarium, w którym uczestniczy
zwykle ok. 50-60 lekarzy z Koła i okolic. To
czas na zadawanie gościom pytań, na prośby
o wyjaśnienie problemów i radę.
„W ogóle przez te lata powstało między nami
prawdziwe poczucie przyjaźni i wdzięczności, a
nawet pewna zażyłość. Dla nas to honor goszczenia wybitnych medyków, szansa trzymania
ręki na pulsie najnowszej wiedzy kardiologicznej i kardiochirurgicznej, i, przede wszystkim,
nasi pacjenci mają z tego namacalne korzyści”
– podsumowuje dr Piotr Jankowski. (ak)
Nie samym chlebem człowiek żyje…
…a lekarz – nie samą medycyną. Dowodzi tego imponująca aktywność lekarzy w różnych gatunkach sztuki;
zwłaszcza zaś w dziedzinie muzyki, literatury i poezji.
Piszący lekarze powołali nawet swój „związek zawodowy” w postaci Unii Polskich Pisarzy Lekarzy z siedzibą w Łodzi. Zmarła przed kilku laty inicjatorka DNI
KARDIOCHIRURGII w Kole dr Teresa Bartoszewicz-Krawczyk ma w swoim dorobku także kilka tomików
poezji. Dobrze się więc złożyło, że w tym numerze WIEŚCI mamy dobry pretekst, aby pokazać dr Bartoszewicz-Krawczyk także od tej strony. Trzy zacytowane poniżej
wiersze pochodzą z tomiku „Moja droga”.
nnn
NOC MAJOWA
WIOSENNE CHMURY
LUBIĘ WCZESNY ZMIERZCH ZIMĄ
Majowa noc jak kochanka
Śpiewa słowiczym głosem,
Zakłada z akacji wdzianko
I biegnie po polach... boso
Na wiosennym nieba tle,
Szaro-bura chmura mknie
I otwiera swe ramiona
Przestrzeń złapać chce.
Lubie wczesny zmierzch zimą
Na śniegu ostatnie refleksy słońca,
Perłowe mgły nad starą olszyną
I polną dróżkę, taką bez końca.
Z bzu lila ma spódniczkę,
Na skroniach z konwalii wianek,
A na spotkanie z zalotnicą,
Wychodzi księżyc kochanek.
Tak się stara i napręża,
Że przybrała postać węża,
W paszczy płomień słońca ma,
A w ogonie wiatr jej gra.
Lubię gdy mroźny, rześki wiatr
Pieści mą twarz gdy idę w dal,
Drżące ogniki z okien starych chat
Budzące w sercu tęsknotę i żal
Nad wodą oboje się chylą,
Wyciągają świetliste ramiona,
Ach, życie jest tylko chwilą,
A reszta – to kryje zasłona.
Ale przestrzeń niedościgła,
Jak by miała same skrzydła,
Gna ciągle przed siebie,
Cuda na wiosennym niebie.
Lubię gdy gwiazdki iskrzącego śniegu
Rozświetlają potargane moje włosy.
I lubię ciszę gdy zaniecham biegu
Wsłuchana w siebie – drobinę kosmosu.
7
8
Wieści PTL
Order z Watykanu dla prof. Wojciecha Noszczyka
Jak się dowiedzieliśmy, kolejny polski wybitny lekarz, prof. dr
Wojciech Noszczyk, specjalista chirurgii naczyniowej, jeden
z pionierów wprowadzających w naszym kraju protezy naczyniowe, kleje tkankowe i inne nowoczesne metody w tej specjalności
chirurgicznej, wieloletni prezes Towarzystwa Chirurgów Polskich,
kanclerz Kapituły medalu PTL GLORIA MEDICINAE wyróżniony został przez Watykan
ORDEREM ŚW. SYLWESTRA PAPIEŻA.
To ustanowione w r. 1841 przez papieża Grzegorza XVI odznaczenie przyznawane jest osobom świeckim (niekoniecznie katolikom,
a zdarzało się, że nadawano je też niechrześcijanom) za znaczące
zasługi dla Pontyfikatu, a także za wybitne osiągnięcia na polu
nauki lub sztuki.
Przyznanie orderu łączy się z nadaniem szlachectwa i tytułu
rycerza. Wśród odznaczonych znajdujemy więcej nazwisk polskich lekarzy: m. in. prof. Jana Nielubowicza (1997), prof. Jerzego
Jurkiewicza (prezesa Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego)
i dr Wandy Błeńskiej (lekarki i misjonarki).
Blondynka zwierza się blondynce:
- Słuchaj, dostałam SMS-a.
- O kurczę, a czy to da się wyleczyć ?!
• • •
Lekarz pyta pacjenta:
- Czy w dalszym ciągu dokucza panu ta zgaga?
- Nie, panie doktorze, właśnie pół roku temu
się rozwiodłem.
• • •
Do lekarza zgłasza się korpulentna dama i
prosi, żeby ją odchudzić.
- Dobrze, a ile pani ważyła najmniej?
- Trzy kilo osiemdziesiąt.
• • •
•••Uśmiechnij
sie˛•••
Humor z Kalendarza Lekarskiego PTL
Lekarz, niezadowolony z wysokości honorarium zwraca sie do pacjenta-Szkota:
- Czy to dla mnie, czy dla służącego?
- Dla obu, panie doktorze.
• • •
- Panie doktorze, chciałbym dłużej żyć…
- Nie pić, nie palić, nie obcować z kobietami.
- I to mi przedłuży życie?
- Nie jestem pewien, ale na pewno czas się
będzie panu diabelnie dłużyć.
Pytanie do studenta medycyny
- Jakie by pan przedsięwziął kroki, gdyby
spotkał pan wściekłego psa?
- Jak najdłuższe!
• • •
Do młodego lekarza wieczorem dzwoni
kolega i zaprasza na partyjkę brydża.
Lekarz odkłada słuchawkę i mówi do żony:
- Kochanie, mam bardzo pilne wezwanie.
Muszę jechać.
- Coś tak poważnego?!
- Tak, czeka już aż trzech lekarzy.
rys. Henryk Sawka
Wydaje Polskie Towarzystwo Lekarskie, 00-478 Warszawa, Al. Ujazdowskie 22, tel. 022 628 86 99, e-mail: [email protected], www.ptl.org.pl
Opracowanie całości i redakcja: Andrzej Korman, opracowanie graficzne i przygotowanie do druku: Andrzej Mazur KA JAK STUDIO, zdjęcia: Andrzej Korman i archiwum.

Podobne dokumenty