Więcej niż pół życia z PTL - Polskie Towarzystwo Lekarskie
Transkrypt
Więcej niż pół życia z PTL - Polskie Towarzystwo Lekarskie
S ocie ta s Me dic a Polono r u m WIEŚCI PTL Półrocznik Polskiego Towarzystwa Lekarskiego – wrzesień 2007 Polskie Towarzystwo Lekarskie – wiosna 2015 Od redakcji. Dzisiejszy numer WIEŚCI otwiera przedzjazdowa rozmowa w prezesem PTL prof. Jerzym Woy-Wojciechowskim. Piszemy też o telemedycynie, no i przede wszystkim przedstawiamy laureatów naszego najważniejszego odznaczenia medalu Gloria Medicinae. Relacjonujemy również pewną wielką akcję w małym Kole. Oczywiście, jak zwykle, porcja humoru z Kalendarza Lekarskiego. Zapraszamy. Więcej niż pół życia z PTL Z prezesem Polskiego Towarzystwa Lekarskiego prof. dr. Jerzym Woy-Wojciechowskim rozmawia Andrzej Korman. „Właśnie zakończyłem siódmą kadencję prezesowania Polskiemu Towarzystwu Lekarskiemu. Przepracowałem honorowo w Towarzystwie ponad połowę mojego życia. Nie raz słyszałem: <ty się chyba ożeniłeś nie tylko z medycyną, ale też z Pe-Te-eLem! Zaniedbujesz rodzinę, żonę, dzieci, wnuki… Rezygnujesz z wolnego czasu, przyjemności, podróży, a nawet muzyki, którą tak kochasz!> I choć niełatwo rozluźnić związek, który wywarł tak znaczący wpływ na całe moje życie, ba, w dużej mierze po prostu był moim życiem – uważam, że czas przekroczyć Rubikon. Na ósmą kadencję, mimo szczerego namawiania i przyjacielskich nacisków, zdecydowałem się nie kandydować.” AK W Pana słowach wyczuwam determinację, ale niełatwo będzie Panu utrzymać tę decyzję podczas październikowego Zjazdu. W wielu środowiskach peteelowskich jest Pan postrzegany jako główny filar Towarzystwa. JWW Myślę jednak, że pozostanę przy tym postanowieniu. Niebawem skończę 82 lata, z których 45 dobrowolnie ofiarowałem Towarzystwu; w tym 10 lat kierując Towarzystwem Lekarskim Warszawskim i 28 lat jako prezes Zarządu Głównego PTL. Teraz ster przejąć powinien ktoś młodszy, z nowymi pomysłami. Dla kogoś o skromniejszej pozycji w środowisku lekarskim i mniejszym doświadczeniu w kierowaniu niemałą organizacją będzie to bardzo trudne zadanie. Wiem, bo i ja kiedyś podejmowałem takie ryzyko. Ale wszystkich, którzy wysuwali bądź będą jeszcze wysuwać takie argumenty, chcę zapewnić, że nie wypisuję się z PTL i nadal chcę mu służyć całym swoim doświadcze- niem, ale już nie decydować. Mnie też przez pierwsze lata wspomagała Rada, w skład której wchodzili m. in. prof.prof. Kostrzewski, Garlicki, Koszarowski, Wesołowski i inni. Można to po prostu kontynuować. Pana start był rzeczywiście wyjątkowo trudny; nieuchronnie zbliżały się zmiany ustrojowe, nasilały się społeczne konflikty, także na gruncie medycznym. A jednocześnie panowała jakaś ogólna niewydolność. Były to czasy bez Internetu, bez powszechnych wyjazdów, z ograniczonym dostępem do publikacji zagranicznych, bez komórek itd. Nawet zwykły, pogardzany dziś telefon stacjonarny był dobrem reglamentowanym. Podjąłem jednak rękawicę, a pierwsza zmiana – pozornie tylko drobna – polegała na tym, że po raz pierwszy prezes Towarzystwa wybrany został w wyborach t a j n y c h . I tak już pozostało. Był to rok 1987. Od razu też próbowałem przyjąć jakąś strategię rozwoju Towarzystwa i pierwszym celem, jaki postawiłem przed sobą było pobudzenie aktywności w ośrodkach terenowych PTL. Ten kierunek działania wydał mi się naturalny i szczególnie potrzebny. Trzeba bowiem pamiętać, że wyrastające bujnie w 19. i 20. wieku towarzystwa lekarskie powstawały zawsze z lokalnej inicjatywy, na dole, w terenie; po prostu kilkunastu czy kilkudziesięciu miejscowych lekarzy widziało pożytek w lepszym poznaniu się i regularnym spotykaniu; wymianie zawodowych doświadczeń, prowadzeniu badań, wydawaniu wspólnym wysiłkiem pisma itd. Ten oddolny rozwój trwał aż do II wojny światowej. Przypomina mi się to, bo właśnie niedawno uczestniczyłem w uroczystych obchodach 145-lecia Towarzystwa Lekarskiego w Tarnowie, świetnie prowadzonego od lat przez dr. Antoniego Sydora. Kiedy po wyborze w r. 1987 postanowiłem odwiedzić wszystkie wojewódzkie oddziały PTL (było ich 49) zacząłem akurat od Tarnowa. Spotkałem się tam wówczas z dr. Mieczysławem Nowakowskim, któremu właśnie przed miesiącem, podczas tarnowskiego Jubileuszu, w uznaniu zasług nadałem tytuł Medicus Nobilis i wręczyłem srebrny sygnet. 2 Wieści PTL Panie profesorze, październikowy Zjazd zapowiada się nierutynowo nie tylko ze względu na Pana osobiste plany. To prawda. Zamierzam zaproponować pewne zmiany w Statucie. Obecny powstawał w czasach, kiedy mieliśmy do dyspozycji tylko najprymitywniejsze środki techniczne. Trzeba było się często spotykać, a Zarząd Główny musiał być liczny. Dziś, do podejmowania decyzji wystarczy mniejszy, powiedzmy 30. osobowy skład, który łatwiej będzie zorganizować i zwoływać. Chodzi o usprawnienie codziennej pracy, bardziej ekonomiczny tryb kontaktów z wykorzystaniem współczesnych mediów, uproszczenie procedur, które dziś bardzo utrudniają działanie. Te propozycje zmian jeszcze się rodzą, będziemy je omawiać także w końcu maja na spotkaniu w Uniejowie, a później – na Zjeździe, w październiku. Na początku Pana prezesury postawił Pan przed sobą trzy strategiczne cele: przede wszystkim – jak mówiliśmy – uaktywnić działanie terenowych towarzystw lekarskich. Co dalej? Po drugie – doprowadzić do reaktywowania izb lekarskich czyli tradycyjnego samorządu lekarskiego. Polskie Towarzystwo Lekarskie uporczywie, konsekwentnie przez wiele lat występowało na różnych forach o przywrócenie izb. Niczym Katon Starszy w sprawie konieczności zniszczenia Kartaginy – niestrudzenie lobbowałem za izbami. I to nie tylko wobec władz. Bardzo wielu młodych, wychowanych już w nowych czasach kolegów nie wiedziało jaką rolę miałyby pełnić izby. Stąd wiele pytań: a po co to? może się jeszcze zastanowić? może przeprowadzić najpierw referendum? Wreszcie nadszedł 17 maja 1989 r. Dla mnie osobiście i dla kolegów-lekarzy, którzy razem ze mną walczyli o izby (nie zapominając o roli jaką odegrał w tworzeniu kolejnych wersji ustawy wspierający nas z zaangażowaniem mec. Witold Preiss) był to bez wątpienia dzień triumfu. Sejm (jeszcze ten „stary”, bo wybory zmieniające Polskę odbędą się za dwa tygodnie, 4 czerwca) przyjął ustawę o reaktywowaniu izb. I chociaż niektórzy krytykowali mnie sugerując, że „piłuję gałąź, na której siedzę” – to m n i e ostatecznie czas przyznał rację. A skąd ta krytyka? Przez cztery powojenne dziesięciolecia PTL było jedyną tolerowaną przez władzę ogólnopolską, naukowo-społeczną organizacją lekarską. A skoro jedyną – to Towarzystwo nasze musiało wziąć na siebie część obowiązków (zwłaszcza o charakterze etyczno-deontologicznym) przypisywanych w normalnej sytuacji izbom. Kiedy zatem powstał już na nowo samorząd lekarski obowiązki te (określane przez niektórych jako „uprawnienia”) wróciły do właściwego adresata. Mogło to sprawiać wrażenie, że ubywa nam w ten sposób „ważności”. Na szczęście dziś, po latach to już tylko anegdota. Chociaż nie raz przychodziła refleksja, jak prawdziwe jest znane powiedzenie, że „sukces zwykle ma wielu ojców, tylko klęska jest zawsze sierotą”. Z biegiem lat bowiem coraz więcej osób poczuwało się do „ojcostwa” batalii o izby. Opuśćmy jednak na to kurtynę i nie podejmujmy małostkowej próby wyważania indywidualnych zasług. Nie chciałem dopuścić, aby nasze uroczystości przybrały formę banalnego„wręczania” („klapa, rąsia, buźka, goździk”). Nagradzamy przecież ludzi wyróżniających się swoimi osiągnięciami, postawą, pracą… Należy im się godna oprawa zamkowej Sali Balowej czy Pałacu na Wodzie w Łazienkach. Myślę, że mówię nie tylko o swoich odczuciach. Tak więc – samorząd lekarski. To był właśnie mój drugi cel. Jeśli się nie mylę inicjatywa powołania większości odznaczeń należała do Pana? Trzeci cel to nawiązanie, bądź zintensyfikowanie kontaktów z Polonią medyczną? Poza odznaką „Zasłużonemu – Polskie Towarzystwa Lekarskie”. Nie ma chyba sensu zatrzymywać się dłużej przy tej sprawie, bo temat ten czytelnikom „WIEŚCI” jest doskonale znany, wielu – z autopsji. Dla kronikarskiej skrupulatności przypomnijmy tylko, że odznakę „Zasłużonemu” przyznajemy od r. 1972, „Bene Meritus” – od 1997, a medal „Gloria Medicinae”– od r. 1990. Zawsze bardzo mi to leżało na sercu. Ale przełom przyniósł dopiero rok 1991, czyli pierwsze spotkanie z Polonią w Częstochowie. Początkowo miał się tam odbyć „zwykły”, kolejny Zjazd PTL rozszerzony o reprezentantów niektórych polskich środowisk medycznych za granicą. Na szczęście dr Wyględowski z Towarzystwa Lekarskiego Częstochowskiego wpadł na pomysł, aby spotkaniu nadać większy rozmach. Tak powstała idea I Światowego Kongresu Polonii Medycznej. Sukces tego spotkania przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewaliśmy się, że aż tylu lekarzy-Polaków pracuje i odnosi sukcesy za granicą. Kongres, oprócz sesji naukowej, przyniósł też masę wzruszających spotkań, wspomnień, opowiadań. Dla mnie najbardziej zaskakujący był fakt, że po raz pierwszy na Kongresie pojawili się lekarze-Polacy z krajów za wschodnią granicą: z Białorusi, Litwy, Ukrainy, Kazachstanu… I to w ogromnej liczbie ok. 1000 osób. Dla wielu z nich była to pierwsza możliwość przyjazdu do Polski. To pierwsze spotkanie lekarzy-Polaków z Zachodu, ze Wschodu, no i z samej Polski oceniam jako jeden z najbardziej wzruszających epizodów w moim życiu. Później, co 4 lata odbywały się kolejne Kongresy, ale ten pierwszy, z roku 1991 utkwił mi najbardziej w pamięci. Wiodącą rolę w kontaktach z Polonią, zwłaszcza ze Wschodu, odgrywało zawsze Towarzystwo Lekarskie Częstochowskie z dr Beatą Zawadowicz na czele, która ma w dorobku m. in. wspaniałe sesje poświęcone szkołom: wileńskiej i lwowskiej i ich wpływowi na rozwój polskiej medycyny. Najciekawsze pozycje tych sesji ukazały się następnie w pięknie wydanej książce-albumie. Jak to często zdarza się w realnym życiu rzeczy wielkie i wzniosłe przeplatają się z drobnymi, mniejszego kalibru… Mam tu na myśli np. Pana dbałość o PTL-owski sztafaż. To Panu chciało się wyszukać w dawnych papierach nasze dzisiejsze godło. Panu też zależało, aby wręczanie dorocznych nagród odbywało się nie w wystroju świetlicy, ale w historycznych salach pałacowych lub zamkowych, a główni laureaci przybierali na czas uroczystości – togi. Cała uroczystość zaś miała zawsze wartościową oprawę muzyczną. Pana PTL-owski dorobek jest bardzo bogaty i różnorodny. Chcąc uniknąć poczucia monotonii, pozwolę sobie tylko zasygnalizować pewne sprawy: walka o powołanie i wieloletnia opieka nad Domem Lekarza Seniora, doroczne Bale Charytatywne (tegoroczny, 31., odbędzie się w maju, w Wilanowie), cykl 10 koncertów muzyki klasycznej ze świetnymi wykonawcami, pamiętny koncert w Teatrze ROMA w Warszawie przed 4 laty, w którym wystąpili wspaniali, lekarze i jednocześnie, jak się okazało – czarujący muzycy. Są jeszcze wydawnictwa, jest afiliowana przy Towarzystwie Podyplomowa Szkoła Medycyny Estetycznej, jest Teatrzyk Piosenki „ESKULAP”… Zainteresowanych szczegółami mogę odesłać do mojego PTL-owskiego „rachunku sumienia”, który w formie małej książeczki dołączony będzie do wydawanego na jesieni b.r. KALENDARZA LEKARSKIEGO. Ale skoro Pan już wspomniał ESKULAPA (który, nota bene, dał dla lekarzy ok. 500 koncertów) i piosenki; otóż w związku z jedną z nich miałem kilka miesięcy temu przygodę, którą chętnie opowiem. Będąc w Londynie u mojej córki otrzymałem zaproszenie na 8 grudnia ub. roku do Teatru Narodowego. Miała się tam odbyć uroczystość 25-lecia powołania izb lekarskich. Rozmawialiśmy o tym wyżej. Poinformowano mnie, że będzie wykonana moja „Pieśń lekarzy” (z tekstem mojej żony), i że proszony jestem o krótkie zabranie głosu. W wielkim pośpiechu wróciliśmy do Warszawy i tak się złożyło, że do teatru dotarliśmy w ostatniej chwili. Na scenie byli już prowadzący: Ewa Wisniewska i Piotr Frączewski. Po chwili przychodzi moment, w którym ja mam wejść na scenę. Idę powoli, zgodnie z prośbą reżysera i słyszę moje „Kormorany” w wykonaniu José Carrerasa i później – naszej eskulapowej solistki Krysi Wieczorek. (ciąg dalszy rozmowy na str. 6) Wieści PTL Laureatami tego najwyższego odznaczenia PTL przyznawanego od 25 lat są zarówno lekarze o wybitnych osiągnięciach naukowych, praktycznych i organizacyjnych, jak też i ci, którzy w skromniejszej skaIi swoją wieloletnią, zaangażowaną pracą i postawą życiową budowali szacunek dla zawodu lekarskiego i przyczyniali się do rozwoju naszego Towarzystwa. Gloria Medicinae za rok 2014 Uroczyste wręczenie odznaczeń nastąpi w SOBOTĘ, 3 pażdziernika 2015 r., o godz. 14.00 w sali balowej Zamku Królewskiego w Warszawie. Prof. dr Andrzej Borkowski (1942), absolwent warszawskiej AM (1965), wybitny urolog, prawie całym swoim życiem zawodowym związany z Katedrą i Kliniką Urologii AM w Warszawie. W placówce tej uzyskał tytuły naukowe (doktora i profesora); przez ponad 30 lat piastował w niej stanowisko kierownika. W dorobku piśmienniczym znajdujemy prawie 400 artykułów, bez mała 100 rozdziałów w książkach urologicznych, 275 referatów przedstawionych na kongresach i sympozjach międzynarodowych (i 668 zaprezentowanych na spotkaniach naukowych w Polsce). W dorobku pedagogicznym – 42 recenzje przewodów doktorskich i habilitacyjnych. Jest członkiem kilkunastu zagranicznych towarzystw urologicznych (w tym – od r. 1972 – francuskiego, które w stulecie swego istnienia przyznało mu, jako pierwszemu obcokrajowcowi, Medal Guyona). Od r. 1972 działa też aktywnie w Polskim Towarzystwie Urologicznym pełniąc okresowo funkcje prezesa, wiceprezesa i członka Zarządu (do dziś). r.1989). Miało to (a także późniejsza, kilkuletnia praktyka we Włoszech) decydujący wpływ na wybór dalszej drogi zawodowej. Na początku lat 90. ubiegłego wieku współinicjuje i kieruje Polskim Towarzystwem Medycyny Estetycznej i Anty-Aging. Jest pomysłodawcą i realizatorem powołanej w r. 2002 i istniejącej do dziś Podyplomowej Szkoły Medycyny Estetycznej afiliowanej przy PTL. Zebrane doświadczenia zaowocowały zaproszeniami na liczne wykłady i międzynarodowe kongresy poświęcone tej dziedzinie. Kilkanaście spotkań naukowych zorganizował także w naszym kraju. Jest współautorem pierwszego w Polsce podręcznika medycyny estetycznej. Obecnie jest m. in. prezesem Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej i Anti-Aging oraz wiceprezesem PTL. b Prof. dr Jacek Gawrychowski (ur. 1954 r.), chirurg, absolwent Wydziału Lekarskiego w Zabrzu – Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach (1978). Od początku jego działalność zawodowa związana była z Katedrą i Kliniką Chirurgii Klatki Piersiowej w Śląskiej Akademii Medycznej, jako że jego zainteresowania naukowe skupiły się głównie na zagadnieniach bliskich torakochirurgii, zwłaszcza zaś chirurgii śródpiersia oraz chirurgii tarczycy i przytarczyc. Owocem tych zainteresowań była m. in. cenna monografia Guzy śródpiersia. Diagnostyka i leczenie (PZWL 2011r.). Był też (wraz z prof. dr Barbarą Jarząb) współredaktorem pracy Choroby tarczycy i przytarczyc. Diagnostyka i leczenie (2014). Chociaż w kierowanej przez prof. Gawrychowskiego Katedrze i Klinice Chirurgii Ogólnej operacje onkologiczne wykonywane są w pełnym zakresie, do odnotowania są szczególne osiągnięcia w chirurgii endokrynologicznej, dzięki czemu placówka ta jest dziś w Polsce jednym z wiodących ośrodków w operacyjnym leczeniu nadczynności przytarczyc. Prof. Gawrychowski jest aktywnym członkiem kilku krajowych i międzynarodowych towarzystw ogólnochirurgicznych, endokrynologicznych oraz kardio- i torakochirurgicznych. Dr Andrzej Ignaciuk (abs. lubelskiej AM, r. 1982) po krótkiej pracy w rodzimej uczelni podjął czteroletnie studia w Międzynarodowej Szkole Medycyny Estetycznej w Rzymie (uk. w b Prof. dr Andrzej Kierzek jest absolwentem poznańskiej AM (1961), uznanym specjalistą otolaryngologii, medycyny fizykalnej i balneoklimatologii oraz … aktywnym historykiem medycyny (w uznaniu dla całokształtu dokonań w tej dziedzinie Towarzystwo Lekarskie Warszawskie przyznało mu w r. 2008 swoje najwyższe odznaczenie – Medal Augusta Ferdynanda Wolffa). Prof. Kierzek był m. in. kierownikiem Zakładu Klinicznych Podstaw Fizjoterapii AM we Wrocławiu i nadal jest pracownikiem naukowym tej placówki. Jest członkiem różnych zespłów eksperckich kwalifikujących dorobek naukowy lekarzy w dziedzinie balneologii i medycyny fizykalnej oraz otolaryngologii dziecięcej, a także Państwowej Komisji Egzaminacyjnej w dziedzinie otolaryngologii. Na podkreślenie zasługuje wieloletnia i niezwykle różnorodna działalność w Naczelnej i Dolnośląskiej Izbie Lekarskiej (był m. in. delegatem na wszystkie kongresy, członkiem wielu komisji). W dorobku piśmienniczym ma ok. 400 publikacji w polskich i zagranicznych czasopismach naukowych, w tym wiele monografii lekarzy-laryngologów 19 i 20 w. (m. in. Ludwika Zamenhofa, laryngologa i twórcy esperanto). b Dr med. Maciej Koszutski (ur. 1952) ukończył poznańską AM (1977) i w poznańskich szpitalach klinicznych przeszedł całą swoją dotychczasową drogę zawodową: od pozycji stażysty aż do funkcji ordynatora Oddziału Chirurgicznego i ordynatora Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Jest członkiem Towarzystwa Chirurgów Polskich, a w swoim dorobku naukowym ma, oprócz tytułu doktora n. med., 15 opublikowanych doniesień medycznych. Jest czynnym przedstawicielem środowiska lekarskiego; m. in. przez 4 kadencje reprezentował swój szpital w Wielkopolskiej Izbie Lekarskiej. Jednak czymś szczególnie wyróżniającym jest (od r 1993 do dziś) medyczna i organizacyjna działalność dr. Koszutskiego w ramach ruchu maltańskiego – jako lekarza-wolontariusza w Przychodni Onkologicznej „Pomoc Maltańska”, a później w Centrum Pomocy Maltańskiej „Komandoria” w Poznaniu. Przez 8 lat społecznie pełni też funkcję dyrektora zarządu Fundacji Polskich Kawalerów Maltańskich. W tym czasie powstały Domy Pomocy Maltańskiej w Puszczykowie i Olsztynie, a także rozwinęło się wiele pożytecznych inicjatyw dotyczących terapii zajęciowej, doradztwa zawodowego dla osób niepełnosprawnych itp. Od r. 2007 do dziś jest wiceprezydentem Związku Polskich Kawalerów Maltańskich. b Prof. dr Wojciech Maksymowicz (ur. w 1955 r. we Wrocławiu) – neurochirurg i neurotraumatolog. Studia medyczne odbył w Warszawie, tu również doktoryzował się i habilitował (1994, Diagnostyka i leczenie wodogłowia komunikującego). Do r. 2007 pracuje w Centr. Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie, a następnie aktywnie uczestniczy w wykluwaniu się nowej polskiej uczelni medycznej w ramach Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Dziś jest na tym Uniwersytecie dziekanem Wydziału Nauk Medycznych i kierownikiem Katedry Neurologii i Neurochirurgii. W r. 2006 otrzymuje tytuł profesora nauk medycznych. Warto jeszcze odnotować, że w ub. roku na 3 4 Wieści PTL międzynarodowym sympozjum w Olsztynie zespół kierowany przez prof. Maksymowicza ogłosił jako pierwszy w Polsce zachęcające wyniki leczenia stwardnienia zanikowego bocznego (SLA) komórkami macierzystymi. Wojciech Maksymowicz był w latach 1997-1999 ministrem zdrowia. b Dr. med. Romana Milkiewicza (1938) urodzonego w Jastrzębiu k. Nowogródka dotknął tragiczny los, jaki wielu Polakom na Wschodzie nie był oszczędzony. Ojciec (administrator majątku) i matka (nauczycielka) – jako przedstawiciele polskiej inteligencji szybko zginęli w sowieckich akcjach eksterminacyjnych. Osieroconymi dziećmi zaopiekował się miejscowy ksiądz, a później ktoś z dalszej rodziny. Po powrocie do Polski i uzyskaniu świadectwa dojrzałości Roman Milkiewicz podjął studia w Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, a później – praktycznie aż do emerytury związany był z wojskową służbą zdrowia. Do roku 1974 pracował w Klinice Ortopedii Urazowej i Chirurgii Polowej WAM. Awansował tu do stopnia adiunkta, uzyskał II stopień specjalizacji i obronił pracę doktorską na temat uszkodzeń petardowych ręki. W r. 1974 zorganizował od podstaw Oddział Chirurgii Urazowo Ortopedycznej w szpitalu wojskowym w Szczecinie, gdzie powołany został na stanowisko ordynatora. Funkcję tę sprawował aż do chwili przejścia na emeryturę wojskową (1997). Dr Milkiewicz należy do PTL od 28 lat, a od 5 lat jest prezesem Oddziału PTL w Szczecinie. Szeroka i różnorodna jest też działalność społeczna dr. Milkiewicza, zwłaszcza adresowana do młodzieży (np. obozy harcerskie dla dzieci z wadami postawy) i do seniorów (od 11 lat organizuje Olimpiady Sportowe Lekarzy Seniorów, bezpłatne porady w swoim gabinecie itp.). b Prof. dr Tadeusz M. Orłowski (ur. 1951 r.; ojciec był również profesorem chirurgii, kierownikiem klinik we Wrocławiu, Łodzi i Warszawie). Po studiach we wrocławskiej AM (dyplom z wyróżnieniem w r. 1975) uzyskał w r. 1982 doktorat (Zespół płata środkowego) i specjalizację, a sześć lat później – habilitację (Paliatywne intubacje drzewa oskrzelowego). Od roku 1998 jest tytularnym profesorem i kierownikiem Kliniki Chirurgii Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie, a od r. 1999 pełni rolę krajowego konsultanta w zakresie chirurgii klatki piersiowej. Jest członkiem wielu prestiżowych chirurgicznych towarzystw naukowych na świecie i w kraju (od 25 lat we władzach Polskiego Towarzystwa Chirurgicznego). Spośród licznych osiągnięć naukowych i organizacyjnych wymienić należy przede wszystkim chronioną międzynarodowym patentem protezę dróg oddechowych (Orlovsky stent), zorganizowanie i prowadzenie krajowego rejestru raka płuca, współudział w tworzeniu Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych, znaczący wkład do prac nad stworzeniem katalogu procedur torakochirurgicznych, udział w międzynarodowym programie leczenia skojarzonego raka płuca, a także autorstwo i finansowanie platformy „E-KONSULTANT”, umożliwiającej udzielanie konsultacji przez telefon. Swoim chorym prof. Orłowski ofiarowuje znacznie więcej niż tylko diagnozowanie i leczenie zgodnie z najwyższymi standardami; daje im także nie mniej potrzebne: empatię, ciepło i psychiczne wsparcie. Dr Grażyna Lesyng-Pawłowska (1955), specjalista-neurolog, zawodowo związana głównie z placówkami szpitalnymi w Gostyninie-Kruku i Płocku określona została przez wnioskodawców (Płockie Towarzystwo Lekarskie i Okręgową Radę Lekarską w Płocku) jako niezwykły lekarz codzienności, u którego pacjenci, oprócz wiedzy najwyższej próby znajdą prawdziwe zrozumienie i psychiczne wsparcie. Dr Grażyna Lesyng-Pawłowska jest członkiem PTL od 31 lat, w tym przez dłuższy czas przewodniczyła Kołu PTL w Gostyninie-Kruku. Ze szpitalem powiatowym w tej miejscowości związana była przez wiele lat prowadząc tam Oddział Neurologii, opiekując się specjalizacjami neurologicznmi 9 lekarzy, organizując regularnie konferencje szkoleniowo-naukowe. W r. 2007 podjęła się prowadzenia i rozbudowy Oddziału Neurologii w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Płocku.Praca społeczna i działalność charytatywna stanowią ważną część jej życiowego dorobku; była m. in. radną miasta Kutna, członkiem (a w latach 1993-2001 – wiceprzewodniczącą) OIL w Płocku, sędzią Naczelnego Sądu Lekarskiego w Warszawie. W jej c.v. znajdziemy też takie punkty jak: praca na rzecz Domów Pomocy Społecznej w Koszelewie i Woli Chruścińskiej czy udział w akcjach charytatywnych na rzecz Stowarzyszenia Dzieci z Autyzmem. b Prof. dr Jacek Różański – absolwent warszawskiej AM (1970). Dziś – wybitny kardiochirurg, wieloletni kierownik Kliniki Kardiochirurgii i Transplantologii Instytutu Kardiologii w Warszawie (do grudnia 2014 r). Jest światowej rangi ekspertem w trudnej dziedzinie chirurgicznego leczenia wrodzonych wad serca u dorosłych. M. inn. dzięki jego pracy warszawski Instytut Kardiologii stał się ośrodkiem referencyjnym w Polsce. Stopień doktora (1995) uzyskał za pracę pt. Chirurgiczne leczenie kanału przed- sionkowo-komorowego – doświadczenia własne, natomiast habilitację przyniosła mu dysertacja Leczenie operacyjne wad wrodzonych serca z użyciem homograftów. Modyfikacje własne technik operacyjnych. Zaowocowało to stworzeniem własnej techniki wszczepiania homograftu płucnego w prawą komorę. Prof. Jacek Różański, oprócz kardiochirurgii ma jeszcze jedną życiową pasję. Tak mówi o niej sam: Dziś, po wielu latach działalności w medycynie, bogatszy o doświadczenia życiowe, mogę bez wahania stwierdzić, że kardiochirurgia jest moją pawdziwą życiową pasją. To wielkie szczęście, kiedy motywacja do wykonywania zawodu wynika z autentycznego i głębokiego zainteresowania. Ale, mimo że kardiochirurgii poświęciłem najistotniejszą część mego życia, muszę przyznać, że bywały okresy kiedy absorbowały mnie inne, równie fascynujące zajęcia: rajdy samochodowe. Pięciokrotnie zdobywałem w nich tytuł Mistrza Polski i wielokrotnie miałem zaszczyt reprezentowania naszego kraju w uznawanym na świecie za najbardziej prestiżowy Rajdzie Monte Carlo. Z perspektywy oceniam, że sport ten wyrobił we mnie umiejętność koncentracji, opanowania i błyskawicznego analizowania sytuacji, a także podejmowania w ekstremalnych warunkach szybkich, racjonalnych decyzji. Bardzo mi się to przydało w pracy lekarza. Poza tym doświadczenia kierowcy rajdowego uświadomiły mi, że w życie człowieka wpisane są nie tylko sukcesy. Była to ważna lekcja pokory, która dla mnie, jako kardiochirurga okazała się bezcenna. b Prof. dr Andrzej Wysocki (ur. w r. 1941 w Krakowie). Niedługo po studiach, w r. 1965, związał się z II Kliniką Chirurgiczną krakowskiej AM; początkowo jako wolontariusz, następnie – asystent, adiunkt, docent, profesor i wreszcie kierownik Kliniki (do chwili przejścia na emeryturę w r. 2011). Dał się w tym czasie poznać jako swietny dydaktyk, sprawny organizator zarówno pracy naukowej jak i zawodowo-terapeutycznej. Godny podkreślenia jest fakt, że mimo nawału zajęć organizacyjnych prof. Wysocki nigdy nie oddalił sie od codziennej pracy chirurga i nie zrezygnował z bliskiego kontaktu z chorymi. W ramach pełnionej przez kilka kadencji funkcji specjalisty wojewódzkiego w zakresie chirurgii wykonał wiele pokazowych operacji, w których propagował nowe metody rozwiązywania problemów chirurgicznych. Największa część dorobku naukowo-badawczego poświęcona jest ostrym chorobom chirurgicznym, ale zajmował sie także patofizjologią chirurgiczną, nowotworami, a także… historią krakowskiej i polskiej chirurgii w w. 19. i 20. W sumie jest autorem ponad 200 prac naukowych, komentarzy i rozdziałów podręczników. Należy do tego dodać szeroko prowadzoną działalność dydaktyczną i pedagogiczną, a także społeczną (aktywnie uczestnicząc m. inn. w reaktywowaniu na początku lat 90. ub. w. Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie i czynnie działając w ramach kilku specjalistycznych towarzystw medycznych). (AK) Wieści PTL Tele-Medycyna A.D. 2015 Z przewodniczącym Sekcji Telemedycyny POLSKIEGO TOWARZYSTWA LEKARSKIEGO, członkiem American Telemedicine Assotiation (ATA), dr. inż. MARIANEM BARANIECKIM rozmawia Andrzej Korman. bardziej efektywnymi wszelkiego rodzaju szkolenia, wzorcowe operacje i zabiegi, powodując, że „nowe” może być wprowadzane do powszechnego obiegu medycznego szybciej i z większym przekonaniem. Ciekaw jestem jak szeroko wykorzystywana jest telemedycyna dziś, A.D. 2015? Czy można już mówić o jakimś powszechnym zastosowaniu, czy też ciągle są to wyjątki w praktyce medycznej? Efektowne, ale nieregularne, pojedyńcze zdarzenia? Panie doktorze, czy wzywając przez telefon karetkę i rozmawiając przez chwilę z dysponentem nie mamy już aby (i to od bardzo wielu dziesięcioleci) do czynienia z „telemedycyną”? Albo dzwoniąc do lekarza rodzinnego z prośbą o prolongatę naszych stałych leków? Jest tu przecież zarówno „tele”, czyli „na odległość”, jak i jakaś najprostsza forma działania medycznego. Może więc jesteśmy trochę w sytuacji molierowskiego Pana Jourdain, który dopiero po czterdziestce ze zdumieniem dowiedział się, że przez całe swoje życie mówił prozą?! Zależy co, i zależy gdzie. Czytałem ostatnio, że w Stanach Zjednoczonych różne formy telemedycyny stosowane są już w ponad 50% szpitali. Obejmuje ona możliwość szybkiej konsultacji, szybką diagnostykę i wielostronne monitorowanie w medycynie ratunkowej, a także „prowadzenie” rekonwalescenta w rehabilitacji kardiologicznej. Podobnie jest w Skandynawii, gdzie rozpowszechnione jest także elektroniczne monitorowanie i wspomaganie ludzi starszych. Pytanie, oczywiście, ma charakter żartobliwy. Wiadomo przecież, że dzisiejszy zakres pojęcia „telemedycyna” jest nieporównanie szerszy, a efekty – o wiele donioślejsze, niż prosty kontakt z lekarzem przez telefon. A i tak uważam, że jesteśmy dopiero na początku drogi, choć dziś, „na odległość” można już zrobić (zwłaszcza w diagnostyce) prawie to samo, co przy fizycznym kontakcie z chorym. Nieżle idzie Rumunom i Rosjanom (trochę wymusza to rozległość kraju). Także Włochom. A zaczęło to się... …dobre kilkadziesiąt lat temu. Jak to się nieraz w historii naszej cywilizacji zdarzało – stało za tym wojsko. No, i loty kosmiczne. Na orbicie nie można było inaczej niż poprzez „tele” monitorować sytuacji zdrowotnej załogi. Z kolei wojsko miało okręty i bazy porozrzucane na całym świecie, a w nich – wielotysięczny personel. Przewożenie chorych do centrów medycznych w USA byłoby zbyt drogie, zbyt skomplikowane organizacyjnie, a często nie było na to wogóle czasu. A kiedy system sprawdził się w wojsku zaczęli się nim interesować także cywile. Większe ośrodki medyczne szybko zorientowały się, że telemedycyna daje im nowe możliwości; np. udostępnia konsultacje z wybitnymi specjalistami, wydatnie skraca terminy i upraszcza procedury obowiązujące w „tradycyjnym” leczeniu. Dodatkowo ułatwia także i czyni A w innych krajach, potencjałem i możliwościami służby zdrowia bardziej zbliżonych do nas? Pora zapytać o telemedycynę w Polsce. Od lat mamy wiele wspaniałych przykładów zastosowania środków tzw. telemedycyny na rozmaitych sympozjach i kongresach, ba, są budujące inicjatywy w tym zakresie w niektórych wiodących ośrodkach, zwłaszcza kardiologicznych, ale odnoszę wrażenie, że do przekroczenia pewnej masy krytycznej jest jeszcze daleko. Naprawdę szerokie zastosowanie telemedycyny w Polsce – to, według mnie, ciągle jeszcze melodia mniej lub bardziej odległej przyszłości. Dlaczego?! To nie jest łatwe pytanie, bo przyczyn jest, niestety, wiele. Nasza służba zdrowia jest mocno scentralizowana, można by więc spodziewać się, że „od góry” powstanie jakiś program uruchamiający i systematycznie wdrażający telemedycynę w naszych placówkach medycznych. Zwłaszcza, że przydatność elektroniki na linii lekarz – pacjent została już dawno potwierdzona w praktyce wielu krajów. Ale ciągle niczego takiego u nas nie widać. Taką lokomotywą powinno być zapewne Ministerstwo Zdrowia? Tak mi się wydaje, choć Ministerstwu – zmuszonemu w ostatnich latach przede wszystkim do zajmowania się gaszeniem pożarów w środowisku medycznym – trudno jest wystąpić z jakąś czytelną inicjatywą w tym zakresie. Zainteresowany powinien być też NFZ, bo telemedycyna przynosi przecież konkretne oszczędności; przyspieszenie i usprawnienie procedur, lepsze wykorzystanie tzw. zasobów ludzkich itp. Tyle tylko, że bilansu kosztów i zysków nie można zamykać co roku 31 grudnia. Potrzebna jest perspektywa wieloletnia, rachunek zaś powinien być rzetelny tzn. bilansujący nie tylko stronę czysto finansową, ale też społeczną, bo telemedycyna bardzo poprawia sytuację pacjenta skracając czas jego pobytu w szpitalu, zmniejszając ilość koniecznych wizyt, często kłopotliwych dojazdów, stresów „białego fartucha” itd. Czyli daje więcej spokoju psychicznego i poczucia bezpieczeństwa pacjenta. Posłużmy się może jakimś konkretnym przykładem… Wielkie zalety telemedycyny ujawniaja się dziś przede wszystkim w kardiologii. Pacjent kardiologiczny, zwłaszcza po jakimś ostrzejszym incydencie powinien być monitorowany. Lekarzowi daje to szansę wczesnej interwencji, a pacjentowi – poczucie, że nie jest sam i że – w razie potrzeby będzie miał mu kto pomóc. Dotyczy to także dziesiątków tysięcy chorych z wszczepionymi urządzeniemi synchronizującymi pracę serca. Otóż te nowoczesne urządzenia, oprócz podstawowego zadania ratowania życia, mają jeszcze rozmaite czujniki wykrywające stan zagrożenia, nawet wtedy, zanim jeszcze sam chory poczuje jakieś niepokojące objawy. Jeśli jest ono połączone z jakąś „centralą”, a tylko wtedy telemedycyna ma sens, kardiolog jest w stanie błyskawicznie ocenić sytuację i podjąć konkretne działanie np. zwiększając dawkę leku lub zlecając konkretne badanie. Duże osiągnięcia w zakresie monitorowania i telerehabilitacji ma Instytut Kardiologii w Aninie. Zamiast miesięcznej, szpitalnej rehabilitacji pacjent przebywa na oddziale tylko tydzień. Wyposażony w specjalny „aparacik” wypisywany jest do domu, a „centrala” w Aninie otrzymuje regulanie dane takie jak: EKG, ciśnienie czy stopień natlenowania krwi. Taki „aparacik” potrafi nawet sterować ćwiczeniami rehabilitacyjnymi zaprogramowanymi do wykonywania w domu. Sygnalizuje kiedy ćwiczenia przerwać, kiedy je wznowić, a jeśli okażą się za mało intensywne – urządzenie można zdalnie przeprogramować. Wszystko 5 6 Wieści PTL to doskonale unormalnia i uspokaja życie pacjenta, a szpitalowi przynosi konkretne korzyści, bo może pomóc większej liczbie potrzebujących. Wygląda na to jednak, że mówimy ciągle o sytuacji raczej wyjątkowej? Niestety, tak. Nawet tradycyjna rehabilitacja kardiologiczna bywa w wielu regionach kraju niedostępna (wschodnia część kraju), choć na Śląsku sięga aż 80%. Tymczasem coraz powszechniejsza jest na świecie opinia, że rehabilitacja w leczeniu kardiologicznym powinna być obowiązkowa, bo istotnie wydłuża życie chorych. Właśnie telemedycyna może ją zaoferować w odpowiedniej skali (pamiętajmy, że schorzenia układu sercowo-naczyniowego są w Polsce pierwszą przyczyną zgonów) i stosunkowo niedużym kosztem. Jestem więc głęboko przekonany, że czas telemedycyny nadchodzi. Jest już bowiem w Polsce wystarczające rozpowszechnienie Internetu i telefonii komórkowych odpowiednich generacji, aby podjąć działania na szerszą skalę. Są też już próby komercyjne (samodzielne badanie EKG, przesłanie wyniku „komórką”, całodobowy kontakt z kardiologiem). Jakiś czas temu w Katedrze Informatyki krakowskiej AGH stworzono zaawansowany system do telekonsultacji kardiologicznych (obra- zy zapisywane w wysokim standardzie DICOM plus urządzenie telekonferencyjne), co pozwala na wielostronne konsultacje „na żywo” między kilkoma lekarzmi na dowolne odległości. Projekt wdrożony został już w kilkunastu placówkach medycznych, przede wszystkim w Małopolsce. Jest to system interaktywny, dający kontakty synchroniczne, zapewniający bezpieczeństwo danych, umożliwiający operowanie wielką liczbą obrazów z możliwością zaawansowanego przekształcania ich w czasie rzeczywistym. A sami lekarze byliby chętni takim nowinkom? W przeważającej większości tak, choć wydaje mi się, że w sposób bierny. Nie do końca umiem sobie wyjaśnić dlaczego. Przecież zwłaszcza placówkom małym, skromniej wyposażonym telemedycyna stwarzałaby ogromną szansę na zmniejszenie dystansu. Dysponujący tylko EKG Gminny Ośrodek Zdrowia opisanie wyniku będzie miał po kilku godzinach, a nie po kilku dniach. Inne byłyby też możliwości konsultacji specjalistycznych. To prawda, że trzeba by się do tego napierw przygotować organizacyjnie, zapewnić nowej procedurze finansowanie, ale sukces jest tu oczywisty. Dla lekarzy i dla pacjentów. A że najlepszą metodą przekonywa- nia jest dobry przykład – dla wprowadzania telemedycyny właściwa wydaje mi się metoda kolejnych przybliżeń, czyli stopniowo, zaczynając od jednego czy dwóch województw, poprzez regiony aż do skali ogólnopolskiej. Ale, oczywiście, można też próbować wejść jednym rzutem. Najgorzej natomiast byłoby nie robić nic. Na koniec może jeszcze pytanie o sprzęt. Tu postęp jest wprost niesamowity! Dlatego wprowadzenie telemedycyny do szerokiego obiegu jest wogóle możliwe; mamy gęstą sieć komórkową oraz powszechnie dostępny Internet. A same komórki nie mają już rozmiaru i wagi cegły, jak to było 20 lat temu, tylko są miniaturowymi komputerkami, w których funkcja telefonu jest chyba najmniej ważna. Ale i tak należy oczekiwać dalszej miniaturyzacji, kolejnego zwiększenia rozdzielczości przesyłanych obrazów, co oznacza możliwość oderwania odbiorcy od stanowiska stacjonarnego i ewentualność używania w telemedycynie aparatów telefonii mobilnej np. smartfonów. Myślę też, że będziemy coraz bardziej wyposażani w rozmaite czujniki, które regularnie rejestrując pewne parametry umożliwią postawienie celniejszej diagnozy i dobranie trafniejszej terapii. Dziękuję za spotkanie. (rozm. AK) (ciąg dalszy ze str 2) Piosenka się kończy. Czas zabrać głos: „Szanowni Państwo, macie przed sobą człowieka szczęśliwego. 25 lat temu i wczesniej spotykaliśmy się wielokrotnie z posłami-lekarzami i zapewne w dużej mierze dzięki temu Sejm życzliwe i skutecznie pochylił się nad sprawą przywrócenia izb. Dzięki temu mamy Izby i mamy dzisiejsze wspaniałe spotkanie. Powód do radości mam jeszcze i taki, że będzie wykonana dziś „Pieśń lekarzy” ze słowami mojej żony Alicji, która ma najtrudniejszą ze wszystkich specjalizacji: jest żoną lekarza. (oklaski) Czy mogę chcieć czegoś jeszcze? Okazuje się, że tak. Od wielu lat staram się o powołanie w Polsce Muzeum Medycyny. W Europie nie mają takiej placówki tylko dwa kraje: Albania i Polska. Ale ciągle czuję się młodo i mam nadzieję, że doczekam. Staram się o nie dopiero 43 lata. (oklaski) Kiedy chciałem wrócić na swoje miejsce – na scenie poruszenie – wjeżdża spory podest, a na nim 60- osobowa orkiestra symfoniczna, z tyłu pojawia się chór, wchodzi Wiesław Ochman i śpiewają moją „Pieśn lekarzy”. Stałem zaskoczony, ze łzami wzruszenia w oczach. Po chwili pojawił się prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, dr Maciej Hamankiewicz i słyszę: „Proszę państwa, od dziś <Pieśń lekarzy> będzie naszym hymnem”. Wszyscy wstają. My jesteśmy prawdziwie wzruszeni. A później wszyscy idą na rocznicowe przyjęcie do „Victorii”. Jest masa wybitnych postaci z kraju z zagranicy. Każdy podchodzi do nas z jakimś toastem. Ja też, szczerze przejęty, mam ochotę na lampkę czy dwie wina. Ale w końcu, zajęty rozmowami i spotkaniami zapomniałem o toastach. Chyba strzegła mnie Opatrzność. Niech Pan sobie wyobrazi, że w drodze powrotnej, kilkaset metrów od domu, zatrzymuje nas policyjny patrol. Sięgam po dokumenty, ale policjanci wstrzymują mnie: „przepraszamy, że państwa zatrzymujemy, ale na razie chcielibyśmy, żeby pan tylko dmuchnął w alkomat”. Pierwszy raz w życiu zatrzymał mnie patrol. I to w takim dniu, kiedy miałem dziesięciokrotny powód do wypicia jednej czy dwóch lampek wina. Tak oto w życiu sytuacje wzruszające i wzniosłe przeplatają się z prozaicznymi. A tekst „Hymnu lekarzy” wisi już pięknie oprawiony na korytarzu w Naczelnej Izbie Lekarskiej. Dziękuję za rozmowę. Skromne, „stare” godło PTL Godło zaproponowane przez prof. Woy-Wojciechowskiego Wieści PTL Wielka sprawa w małym Kole Od 22 lat organizowane są z inicjatywy miejscowego Oddziału Polskiego Towarzystwa Lekarskiego Dni Kardiochirurgii. Te Dni podarowała przed 22 laty społeczeństwu Koła i okolic – a także swoim kolegom-lekarzom – inicjatorka tego niezwykłego projektu, wieloletnia przewodnicząca miejscowego Koła PTL (dziś jest tu już Oddział PTL) dr Teresa Bartoszewicz-Krawczyk. Nie jest to bowiem wyłącznie naukowe sympozjum dla miejscowych kardiologów, ani też wyłącznie akcja adresowana bezpośrednio do kardiologicznych pacjentów. Dni Kardiochirurgii są zarazem i jednym i drugim. Zapewne trochę pomógł też przypadek, bo zarówno dr Krawczykowa jak i późniejszy wybitny kardiochirurg prof. Antoni Dziatkowiak zaczynali swoją pracę w Łodzi, u prof. Jana Molla, wybitnego (zm. w r. 1990) kardiochirurga, który zaledwie rok po dr. Barnardzie, w styczniu 1969 r., jako pierwszy w Polsce próbował przeszczepić serce. Niestety, bez sukcesu. Przypomnijmy jednak, że prof. Moll miał na swoim koncie wiele świetnych osiągnięć: m. in. kontrukcję pierwszego pol- skiego płucoserca, pierwsze w Polsce by-passy, pierwsze lewostronne cewnikowanie. „Te łódzkie parantele okazały się na tyle silne, że na początku lat 90. prof. Dziatkowiak, wówczas już wybitny kardiochirurg i transplantolog działający w Krakowie, podjął propozycję dr Krawczykowej i wraz ze swymi współpracownikami zgodził się wspomagać naszą miejscową kardiologię. – mówi dr Piotr Jankowski obecny przewodniczący Oddziału PTL w Kole – Późnej schedę po prof. Dziatkowiaku przejął prof. Sadowski i teraz on wraz zespołem przyjeżdża co roku na nasze DNI KARDIOCHIRURGII. W podzięce obydwaj otrzymali honorowe obywatelstwo Koła”. Pacjenci, wyselekcjonowani przez miejscowych kardiologów, są następnie konsultowani przez krakowskich gości. Jest to zwykle ok. 30 cięższych przypadków, które kwalifikują się do operacji w Krakowie. „Mamy już dwóch pacjentów, którym w Krakowie przeszczepiono serce. Bez przesady można powiedzieć, że te nasze Dni uratowały im życie. Jak wielu innym. Cieszę się, że bardzo wspierają nas Starostwo i Urząd Miasta – mówi dr Piotr Jankowski – Daje nam to więcej pewności i pozwala z nadzieją patrzeć w przyszłość.” Przy okazji każdej wizyty odbywa się w Kole rodzaj seminarium, w którym uczestniczy zwykle ok. 50-60 lekarzy z Koła i okolic. To czas na zadawanie gościom pytań, na prośby o wyjaśnienie problemów i radę. „W ogóle przez te lata powstało między nami prawdziwe poczucie przyjaźni i wdzięczności, a nawet pewna zażyłość. Dla nas to honor goszczenia wybitnych medyków, szansa trzymania ręki na pulsie najnowszej wiedzy kardiologicznej i kardiochirurgicznej, i, przede wszystkim, nasi pacjenci mają z tego namacalne korzyści” – podsumowuje dr Piotr Jankowski. (ak) Nie samym chlebem człowiek żyje… …a lekarz – nie samą medycyną. Dowodzi tego imponująca aktywność lekarzy w różnych gatunkach sztuki; zwłaszcza zaś w dziedzinie muzyki, literatury i poezji. Piszący lekarze powołali nawet swój „związek zawodowy” w postaci Unii Polskich Pisarzy Lekarzy z siedzibą w Łodzi. Zmarła przed kilku laty inicjatorka DNI KARDIOCHIRURGII w Kole dr Teresa Bartoszewicz-Krawczyk ma w swoim dorobku także kilka tomików poezji. Dobrze się więc złożyło, że w tym numerze WIEŚCI mamy dobry pretekst, aby pokazać dr Bartoszewicz-Krawczyk także od tej strony. Trzy zacytowane poniżej wiersze pochodzą z tomiku „Moja droga”. nnn NOC MAJOWA WIOSENNE CHMURY LUBIĘ WCZESNY ZMIERZCH ZIMĄ Majowa noc jak kochanka Śpiewa słowiczym głosem, Zakłada z akacji wdzianko I biegnie po polach... boso Na wiosennym nieba tle, Szaro-bura chmura mknie I otwiera swe ramiona Przestrzeń złapać chce. Lubie wczesny zmierzch zimą Na śniegu ostatnie refleksy słońca, Perłowe mgły nad starą olszyną I polną dróżkę, taką bez końca. Z bzu lila ma spódniczkę, Na skroniach z konwalii wianek, A na spotkanie z zalotnicą, Wychodzi księżyc kochanek. Tak się stara i napręża, Że przybrała postać węża, W paszczy płomień słońca ma, A w ogonie wiatr jej gra. Lubię gdy mroźny, rześki wiatr Pieści mą twarz gdy idę w dal, Drżące ogniki z okien starych chat Budzące w sercu tęsknotę i żal Nad wodą oboje się chylą, Wyciągają świetliste ramiona, Ach, życie jest tylko chwilą, A reszta – to kryje zasłona. Ale przestrzeń niedościgła, Jak by miała same skrzydła, Gna ciągle przed siebie, Cuda na wiosennym niebie. Lubię gdy gwiazdki iskrzącego śniegu Rozświetlają potargane moje włosy. I lubię ciszę gdy zaniecham biegu Wsłuchana w siebie – drobinę kosmosu. 7 8 Wieści PTL Order z Watykanu dla prof. Wojciecha Noszczyka Jak się dowiedzieliśmy, kolejny polski wybitny lekarz, prof. dr Wojciech Noszczyk, specjalista chirurgii naczyniowej, jeden z pionierów wprowadzających w naszym kraju protezy naczyniowe, kleje tkankowe i inne nowoczesne metody w tej specjalności chirurgicznej, wieloletni prezes Towarzystwa Chirurgów Polskich, kanclerz Kapituły medalu PTL GLORIA MEDICINAE wyróżniony został przez Watykan ORDEREM ŚW. SYLWESTRA PAPIEŻA. To ustanowione w r. 1841 przez papieża Grzegorza XVI odznaczenie przyznawane jest osobom świeckim (niekoniecznie katolikom, a zdarzało się, że nadawano je też niechrześcijanom) za znaczące zasługi dla Pontyfikatu, a także za wybitne osiągnięcia na polu nauki lub sztuki. Przyznanie orderu łączy się z nadaniem szlachectwa i tytułu rycerza. Wśród odznaczonych znajdujemy więcej nazwisk polskich lekarzy: m. in. prof. Jana Nielubowicza (1997), prof. Jerzego Jurkiewicza (prezesa Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego) i dr Wandy Błeńskiej (lekarki i misjonarki). Blondynka zwierza się blondynce: - Słuchaj, dostałam SMS-a. - O kurczę, a czy to da się wyleczyć ?! • • • Lekarz pyta pacjenta: - Czy w dalszym ciągu dokucza panu ta zgaga? - Nie, panie doktorze, właśnie pół roku temu się rozwiodłem. • • • Do lekarza zgłasza się korpulentna dama i prosi, żeby ją odchudzić. - Dobrze, a ile pani ważyła najmniej? - Trzy kilo osiemdziesiąt. • • • •••Uśmiechnij sie˛••• Humor z Kalendarza Lekarskiego PTL Lekarz, niezadowolony z wysokości honorarium zwraca sie do pacjenta-Szkota: - Czy to dla mnie, czy dla służącego? - Dla obu, panie doktorze. • • • - Panie doktorze, chciałbym dłużej żyć… - Nie pić, nie palić, nie obcować z kobietami. - I to mi przedłuży życie? - Nie jestem pewien, ale na pewno czas się będzie panu diabelnie dłużyć. Pytanie do studenta medycyny - Jakie by pan przedsięwziął kroki, gdyby spotkał pan wściekłego psa? - Jak najdłuższe! • • • Do młodego lekarza wieczorem dzwoni kolega i zaprasza na partyjkę brydża. Lekarz odkłada słuchawkę i mówi do żony: - Kochanie, mam bardzo pilne wezwanie. Muszę jechać. - Coś tak poważnego?! - Tak, czeka już aż trzech lekarzy. rys. Henryk Sawka Wydaje Polskie Towarzystwo Lekarskie, 00-478 Warszawa, Al. Ujazdowskie 22, tel. 022 628 86 99, e-mail: [email protected], www.ptl.org.pl Opracowanie całości i redakcja: Andrzej Korman, opracowanie graficzne i przygotowanie do druku: Andrzej Mazur KA JAK STUDIO, zdjęcia: Andrzej Korman i archiwum.