Marks dziś - Instytut Filozofii UW
Transkrypt
Marks dziś - Instytut Filozofii UW
Max Horkheimer Marks dziś Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski) WARSZAWA 2006 Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok) „Marks dziś” (tytuł oryginalny: „Marx heute”) to napisany u schyłku życia, w 1968 roku, artykuł Maxa Horkheimera. Stanowi ważne świadectwo ewolucji teoretycznej i politycznej całej, odwołującej się do myśli Marksa, formacji „Szkoły Frankfurckiej”, która w tym okresie zrodziła już nowe pokolenie swoich myślicieli, z Jürgenem Habermasem na czele. Podstawa tłumaczenia: zbiór Max Horkheimer, Gesammelte Schriften, Bd. 8, S. Fischer Verlag GmbH, Frankfurt am Main 1985, ss. 306-317. Podstawa niniejszego wydania: kwartalnik „Przegląd filozoficzno-literacki”, nr 3 (9), 2004. Tłumaczenie z Walentowicz. języka niemieckiego: Halina -2© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW) www.skfm-uw.w.pl Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok) Historia potoczyła się inaczej niż przewidywał Marks. W kapitalizmie, który był przedmiotem jego badań, pauperyzacja proletariatu nie poczyniła postępów, nie doszło też do oczekiwanej przezeń rewolucji. Tam, gdzie przed pięćdziesięcioma laty masy podchwyciły komunistyczne hasła Lenina i położyły kres pierwszej wojnie światowej na Wschodzie, królestwo wolności – w najlepszym razie – każe na siebie czekać. Jednak rozumienie społeczeństwa, zwłaszcza zachodniego, bez teorii Marksowskiej pozostaje powierzchowne. To, że w akademickiej ekonomii politycznej nie cieszy się ona należnym jej uznaniem, jest tym bardziej zdumiewające, że współczesna sytuacja gospodarcza – mimo wszelkich różnic – przypomina pierwszą dekadę po Wersalu. Niezależnie od tego, co mówią diagnozy ekspertów, ich analizy i wnioski, życie codzienne w tak zwanych zaawansowanych krajach, gdzie interwencje państwowe uznaje się za oczywistość, jest zdominowane przez groźbę kryzysu gospodarczego. Wzrost kosztów utrzymania, dysproporcja między szczupłością dochodów i wydatkami na najnowsze zdobycze techniki, konieczność oszczędzania dla zapewnienia sobie bezpiecznej starości, rosnąca apatia są symptomami rozkładu burżuazyjnego stylu życia, który nieposiadającym mógłby się jawić – w przeciwieństwie do idei rewolucji – jako cel. Teoria Marksowska, krytyka ekonomii politycznej, wyprowadza tak zwaną klasyczną koncepcję burżuazyjnej gospodarki poza jej granice. Jakkolwiek wielcy ekonomiści angielscy usiłowali zgłębić prawa wolnej konkurencji, a ponadto ustalili w początkach XIX wieku regularność występowania kryzysów oraz ich konieczność, sądzili oni, że przezwyciężenie kryzysu – przywrócenie harmonii popytu i podaży na każdorazowo wyższym poziomie – może się dokonać dzięki działaniu immanentnych sił gospodarczych, bez interwencji państwowej. Nawiązując do wielkich idei Oświecenia, wczesnomieszczańska ekonomia zakładała nierozdzielność właściwie zorganizowanego społeczeństwa i ekonomicznej wolności jednostki. „Jeśli bowiem krępuje się swobodę obywatela”, czytamy u Kanta, „nie pozwalając mu szukać sobie źródeł dobrobytu wedle własnej woli (oczywiście w sposób nie kolidujący z wolnością innych ludzi), wówczas osłabia się ogólną żywotność gospodarczą, a tym samym siły całego państwa”1. Niezależność w handlu i rzemiośle, tak jak w wychowaniu i religii, była momentem autonomicznego podmiotu. Marks, który stwierdził, że istotą mieszczańsko-kapitalistycznej gospodarki jest różnica między posiadaczami narzędzi wytwarzania gospodarczego bogactwa i masą tych, co mogą sprzedać jedynie swą siłę roboczą – sprzeczność interesów klas, panujących i podległych panowaniu, zdemaskował iluzję, że przezwyciężenie kryzysów nie narusza wolności i w ten sposób przeciwstawił sobie Oświecenie i społeczeństwo, które było celem jego dążeń. Zawodność liberalizmu nie wynika zdaniem Marksa z przyczyn zewnętrznych. Tak zwana wolna gospodarka mocą swoich własnych prawidłowości prowadzi do autodestrukcji. Fakt, że znaczna część wartości dodatkowej – nadwyżki produkcji ponad elementarne potrzeby życiowe mas, to znaczy materialnej podstawy techniczno-przemysłowego postępu – musi przejść z dyspozycji prywatnej przedsiębiorczości do sfery władzy publicznej, by zapobiec wewnętrznemu i zewnętrznemu nieszczęściu, dowodzi, że społeczeństwo wolnej konkurencji nie jest zdolne zapewnić sobie przetrwania. Za pośrednictwem tej przepowiedni Marks wyprowadził wielkie idee Oświecenia poza jego granice. Do nauk oświeceniowych należało oczekiwanie, że w systemie mieszczańskim człowiek będzie mógł rozwijać się swobodnie, ponieważ, jak to sformułował Kant, „panuje [w nim] największa wolność, tzn. wolność, pociągająca za sobą powszechny antagonizm jego członków przy jednoczesnym najdokładniejszym określeniu i zapewnieniu granic tej wolności”2. Już wiek osiemnasty poznał niemoc liberalistycznej ekonomii w tej mierze, w jakiej prawnie nieograniczony liberalizm utrzymywał się w stosunkach między narodami. Historia, czytamy dalej u Kanta (1784!), „poprzez wojny, stany napięcia i niesłabnące zbrojenia, poprzez wynikającą stąd nędzę, jaką musi odczuwać w życiu wewnętrznym każdy naród nawet w czasie pokoju [...] wreszcie jednak po wielu zniszczeniach, przewrotach i nawet po okresie powszechnego wyczerpania sił, [prowadzi] do tego, co rozum mógłby podszepnąć ludziom także bez tylu smutnych doświadczeń, I. Kant, Pomysły do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym, w: idem, Przypuszczalny początek ludzkiej historii i inne pisma historiozoficzne, Toruń 1995, s. 47. 2 Ibidem, s. 40. 1 -3© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW) www.skfm-uw.w.pl Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok) mianowicie do wyjścia ze stanu barbarzyństwa i do utworzenia związku narodów”3. Marks pokazał, że napięcia i wojny, zewnętrzne problemy polityczne są w tak samo niewielkim stopniu niezależne od groźby kryzysów w krajach uprzemysłowionych, jak wewnętrzne problemy ekonomiczne od światowych kolizji narodów i bloków. Konflikty wewnętrzne i zewnętrzne wpływają na siebie nawzajem. Liberalizm w jednym kraju jest na dłuższą metę tak samo niemożliwy, jak socjalizm w jednym kraju. O pierwszym wiedział Kant, o drugim zapomniany przez Stalina Lenin. W szkole kantowsko-idealistycznej można odnaleźć pierwociny nie tylko koncepcji celu, ale i poszczególnych ekonomiczno-społecznych tez teorii Marksowskiej. „Ludzkość, która wzniosła się na najwyższy poziom [...], nie potrzebuje państwa”4, twierdził Schopenhauer. Zdawał on sobie również sprawę z tego, że wyzysk jako decydujący motyw społeczny przewija się przez całą historię. „Bieda i zniewolenie są [...] dwiema formami, chciałoby się powiedzieć, dwoma imionami tej samej rzeczy, której istota polega na tym, że siły człowieka służą przede wszystkim nie jemu samemu, lecz innym” 5. Ujemny wpływ „pracy fizycznej na całokształt kultury duchowej człowieka”, rewolucyjna rola „maszyny parowej i elektryczności”, które mogą położyć kres niesprawiedliwości i „nieodzowności państwa”6, były arcykonserwatywnemu, przeciwnemu zmianom myślicielowi dobrze znane. Wzrost sił produkcyjnych prowadzi, także jego zdaniem, do rozwoju człowieka, łagodzenia obyczajów, regresji przemocy w sprawach dużych i drobnych między narodami i indywiduami. „Wszelako pisanie utopii nie jest tu moim celem”7. Różnica między nim i Marksem polega praktycznie na sprzeciwie Schopenhauera wobec pozornie spontanicznych akcji kolektywnych – budzenia się czy to narodu, czy proletariatu, i pod tym względem teraźniejszość przyznała mu rację. O ile teoria Marksowska musiałaby dziś, nie kwestionując zależności zewnętrznych stosunków między państwami i plemionami w świecie od immanentnego rozwoju kapitalizmu, zaakcentować je jako odrębny czynnik determinujący, o tyle jest ona z jakościowymi przeobrażeniami w łonie społeczeństwa zarówno zbieżna, jak i rozbieżna. Pojęcie klasy zachowuje w sobie pojęcie jednostki, choć go nie tematyzuje. Proletariusze wiedli ubogie życie, które, jak sądził Marks, w kapitalizmie będzie się materialnie stale pogarszało. Powinni oni, pokładając ufność w idei komunistycznej, zjednoczyć się i zdobyć władzę. Posiadacze, jakkolwiek ze sobą konkurują, według Marksa są już zjednoczeni, jeśli idzie o panowanie klasowe i istnienie całości, z którą się utożsamiają. W rzeczywistości państwo należy do nich, stanowi ono przede wszystkim rękojmię ich interesów. Tymczasem stało się jednak jasne, że badany przez Marksa proces ekonomiczny określa istotę i funkcję zarówno społeczeństwa, jak i jednostek. W liberalizmie mieszczaństwo traktowało postęp gospodarczy jako rezultat rywalizacji między kupcami, fabrykantami, wszelkiego rodzaju przedsiębiorcami. Skuteczność w walce konkurencyjnej miała być czynnikiem determinującym los każdego. Wraz z uwarunkowaną ekonomicznie restrukturyzacją, centralizacją kapitału, jak to Marks nazywa, zmienia się istota konkurencji. Ilość przechodzi w jakość. Zgodnie z prawami produkcji kapitalistycznej, które Marks sformułował, coraz węższe gremia sprawują coraz większą władzę gospodarczą. Kapitał, wyjaśnia on, „może się tu skupiać w wielkich ilościach w jednym ręku dlatego, że gdzie indziej wyrwano go z wielu rąk. W danej gałęzi przemysłu centralizacja osiągnęłaby swój kres, gdyby wszystkie kapitały ulokowane w tej gałęzi zlały się w jednym. W danym społeczeństwie kres ten byłby osiągnięty dopiero wtedy, gdyby globalny kapitał społeczny zjednoczył się w ręku bądź pojedynczego kapitalisty, bądź zrzeszenia kapitalistów”8. W XX wieku, można by kontynuować, akumulacja i centralizacja kapitału zaszła tak daleko, że pojedynczy przedsiębiorca przestał być reprezentatywny dla głównych gałęzi handlu i przemysłu. Spółkami akcyjnymi – mimo że w każdej istnieje wewnętrzna rywalizacja – kierują komitety i Ibidem, s. 43. A. Schopenhauer, Handschriftlicher Nachlass, wyd. Frauenstaedt, Leipzig 1864, s. 151. 5 A. Schopenhauer, Saemtliche Werke, wyd. Grisebach, Leipzig, bez r. wyd., t. V, s. 252. 6 Ibidem, s. 249. 7 Ibidem, s. 255. 8 K. Marks, Kapitał, t. 1, Warszawa 1951, s. 677. 3 4 -4© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW) www.skfm-uw.w.pl Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok) gabinety. Podczas gdy w przeszłości właściciel – aczkolwiek był bezwzględny – prowadził firmę dla siebie samego, dla swego imienia, dla rodziny, dla spadkobierców, dla ludzi i rzeczy, które kochał, to teraz jest posłuszny dyrektywom, które są wypadkową wewnętrznych i zewnętrznych różnorodnych interesów i tendencji. Z indywiduów konkurencja przeszła na większe i mniejsze grupy, które obecnie funkcjonują w gospodarce jako podmioty. Także urzędnicy i robotnicy w wypadku akcji tak ekonomicznych, jak politycznych występują w ramach związków, które zwykle są podporządkowane swym sztabom w nie mniejszym stopniu niż wielkie firmy swoim. Proces ten z obszaru gospodarowania rozprzestrzenia się na osoby trzecie, jak je nazywał Marks, na środki masowego przekazu, intelektualistów, nieakademików i akademików. W administrowaniu uniwersytetami zaznaczył się on w niewielkim stopniu, uniwersytety przejęły burżuazyjną konkurencję w ograniczonym zakresie; zmiana poprzedzająca ich obecny kryzys, który się z tym wiąże, była formalna. Od dawna, długo przed nastaniem ery burżuazji, kolektyw, fakultet miał daleko idącą suwerenność i zachował ją. Profesor na seminarium, w laboratorium, w klinice jest faktycznie panem. Jednakże w gospodarce nowa rola komitetów i klik, ich fuzja z aparatem państwowym i politycznym, w ogólności rosnące zbiurokratyzowanie społeczeństwa stanowi – nawiasem mówiąc – jeden z powodów społecznej unifikacji Zachodu i Wschodu. Fakt, że w liczących się konfliktach wewnątrz i na zewnątrz państw uczestniczą wyłącznie grupy i ich reprezentanci, ma kulturowe konsekwencje dla jednostek. To, co mówią między sobą osoby prywatne jako prywatne, staje się konwersacją. To, co nazywało się rodziną i nierzadko z pozytywnym skutkiem formowało człowieka w pierwszych latach życia, w rezultacie przejścia rodziny wielopokoleniowej w jednopokoleniową, a obecnie – jednopokoleniowej w instrumentalny związek tak zwanych partnerów, uległo daleko idącej zmianie. Ale i późniejsze koleje życia nie sprzyjają kształtowaniu się jednostki jako autonomicznego podmiotu. Inaczej niż przewidywał Marks, proletariat krajów uprzemysłowionych osiąga – przynajmniej na ogół – dość wysokie zarobki i posiada względne bezpieczeństwo; jednakże – podobnie jak szybko awansujące ludy Trzeciego Świata – w swym rozwoju przeskakuje epokę burżuazyjną – jej pozytywny i negatywny wkład w substancję ludzką, stymulowanie indywidualnej inicjatywy. Historycznoekonomiczny materializm – teoria, zgodnie z którą stosunki między ludźmi, ich świadomość, jak również ich konstytucja duchowa są zależne od struktury społeczeństwa, ostatecznie od stopnia opanowania natury – jest obecnie potwierdzany przez aktualną troskę o autonomię podmiotu oraz przez wiele innych doświadczeń, jak choćby to, że tryb rozwoju nauki i techniki, postęp i regresja formacji myślowych więcej mają wspólnego z uwarunkowanymi gospodarczo napięciami między narodami niż z tęsknotą za prawdą. To, że w rozwoju gatunku ludzkiego tendencja do autonomii jednostki okazuje się zjawiskiem efemerycznym, epizodem, jest przypuszczeniem; lecz to, że spowodowane centralizacją kapitału wzmożenie sił produkcyjnych, perfekcja maszynerii w jej dzisiejszej formie tylko w niewielkim stopniu sprzyja rozwojowi człowieka w tak zwanych krajach wysoko rozwiniętych, jest pewne. Marks był mimo wszystko dobrej myśli. Uważał, że „w miarę ustawicznego zmniejszania się liczby magnatów kapitału, którzy przywłaszczają sobie i monopolizują wszystkie korzyści płynące z procesu tych przekształceń, wzbiera [...] bunt klasy robotniczej, wciąż wzrastającej, a szkolonej, jednoczonej i organizowanej przez sam mechanizm kapitalistycznego procesu produkcji”9. Ufał, że mimo całej techniczno-mechanicznej progresji, rozwój podmiotu w końcu dojdzie do skutku. Nie widział niebezpieczeństwa w automatyzacji produkcji, a w związku z tym i społeczeństwa. Przeciwnie, narzucona przez centralizację ściślejsza organizacja władzy i gospodarki jawiła mu się jako ważny etap na drodze ku lepszemu. „W trustach”, pisał Fryderyk Engels, oddając intencję Marksa10, „wolna konkurencja przechodzi w monopol, a bezplanowa produkcja społeczeństwa kapitalistycznego kapituluje przed planową produkcją nadciągającego społeczeństwa socjalistycznego”. Jak wiadomo Marks uznawał siebie przede wszystkim za uczonego; twierdzenie, że w następstwie kapitalizmu musi pojawić się właściwa forma współżycia między ludźmi, stanowiło dlań produkt intensywnych studiów nad istniejącym systemem gospodarczym, coś 9 Ibidem, s. 823. F. Engels, Rozwój socjalizmu od utopii do nauki, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła wybrane, t. II, Warszawa 1949, s. 135 n. 10 -5© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW) www.skfm-uw.w.pl Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok) równie koniecznego jak proces biologiczny. A rozwój może zostać przerwany przez katastrofy, cofnięty, udaremniony, lecz jego kierunek nie może ulec zmianie. Niedostatek określał bieg historii od samych jej początków. Jedni musieli rozkazywać, inni dźwigać jarzmo. Stopniowe udoskonalanie narzędzi – od motyki poprzez pług do maszyny – umożliwiło plemionom, krajom, państwom polepszanie warunków egzystencji i w rezultacie osiągnięcie poziomu życia odpowiadającego rozwiniętym siłom produkcyjnym. W miarę ulepszania środków pracy rozkaz przeobrażał się w dyrektywę, wskazówkę. Marks i Engels uważali, że czas dojrzał do tego, by – na gruncie nowych zdobyczy technicznych – porządek społeczny przestał być określany przez sposób pracy, czyli przez – niejako – przyrodniczą konieczność, podział na, z jednej strony, panów czy mieszczan, z drugiej – robotników. Wydawało im się, że istnienie klas jest przeżytkiem; że fizyka, chemia, technika – wiedza dająca możliwość panowania nad przyrodą jest na tyle zaawansowana, iż porządek ludzki nie musi już dłużej kształtować się pod dyktando osiągnięć produkcyjnych, hierarchii, władzy posiadacza, przemocy rozkazu; jakkolwiek procedury przemysłowe wciąż jeszcze wymagają instruktażu, w przewidywalnej przyszłości różnice między uciążliwością rozmaitych funkcji w procesie produkcyjnym okażą się bez znaczenia, toteż funkcje te będą, jak mawiał Lenin, wymienialne. Systemy władzy, stosunki klasowe staną się czymś antykwarycznym, irracjonalnym, gdy siły ludzkie, wiedza, narzędzia dojrzeją na tyle, że możliwe będzie dostatnie życie dla wszystkich, bez zwierzchnictwa i podporządkowania, bez niesprawiedliwości. Jest rzeczą oczywistą, że Marks pomylił się w ocenie swoich czasów, nie na ostatku dlatego, że nie analizował różnic klasowych w rozwoju społecznym w skali globu, lecz społeczeństwo kapitalistyczne w jego immanencji. Abstrahując od nierówności zewnętrznych, ludzkość byłaby w stanie zorganizować sobie racjonalne, pokojowe życie. Nawet problem czarnoskórych w Ameryce, kryzysowa sytuacja metropolii, nie mówiąc o rozwoju kultury dałyby się szybko i pozytywnie przezwyciężyć, gdyby nie materialny kontrast między Zachodem a Wschodem oraz zacofanymi obszarami świata. Siły produkcyjne, jakimi dysponuje ludzkość, umożliwiają rozumny, pożyteczny dla wszystkich ład gospodarczy. Postulując bezklasowe społeczeństwo przyszłości, Marks doprowadził w myślach do końca filozofię burżuazyjną wraz z jej konsekwencją – burżuazyjną rewolucją. Nawet opozycyjny wobec niego kierunek rewolucyjny, anarchizm, jest w jego żądaniu zawarty. Jakkolwiek założyciele nowoczesnego socjalizmu nader rzadko opisywali ostateczny rezultat przemian dziejowych, wiadomo, że przewidywali, iż przyszłe zarządzanie nie będzie już miało nic wspólnego z panowaniem. Nie inaczej niż anarchistom chodzi im o królestwo wolności, w którym każdy będzie mógł pozytywnie rozwijać swe siły. W przeciwieństwie do uwarunkowanej przez niedostatek niesprawiedliwości, która określa bieg wciąż jeszcze trwającej prehistorii, miałaby się rozpocząć historia właściwa, historia pod znakiem ludzkiego samostanowienia. Wątpliwość, w jakiej mierze w obliczu postępującej coraz bardziej automatyzacji nie tylko przemysłu, ale całego życia, taki rozwój jest możliwy i czy w ogóle mówienie o tym ma jakikolwiek sens, została już zasygnalizowana, tak samo jak regres znaczenia jednostki wobec rywalizujących kolektywów, klik i biurokracji wewnętrznej oraz zewnętrznej. Jeśli materializm historyczny ma rację, to urzeczywistnienie ideału w żadnym razie nie musi być równoznaczne ze zniesieniem klas. Struktura indywiduum, konstytucja duchowa mogą okazać się – w następstwie rozwoju materialnego procesu życiowego – całkiem różne od wyobrażenia królestwa wolności, jakie miał Marks – materialistyczny idealista. Lecz wszystko to nie umniejsza prawdziwości stwierdzenia, że Marksowskie ujęcie celu zdaje się być – zgodnie z tendencjami burżuazyjnej historiozofii – logiczną konsekwencją aktywności politycznej. Inne ideały wyblakły. Pojęcia teologiczne zostały podważone w wyniku postępów scjentyzmu; w przeciwieństwie do tych stuleci, kiedy to w powszechnym mniemaniu – nie podzielanym tylko przez nielicznych intelektualistów – obrazowały charakter rzeczywistości, jawią się samym wierzącym bardziej jako uczucie, zobowiązanie, tradycja niż jako realność. Nacjonalizm, inna możliwość absolutnej afirmacji, jest wprawdzie aktualny, jednak napiętnowany powrotem do barbarzyństwa. Socjalizm w sensie wspólnego opanowania natury, likwidacji różnicy między posiadaniem i biedą, gwarancji możliwie największej – ograniczonej tylko wymogami pokojowego współżycia społecznego – indywidualnej niezależności jawi się jako rezultat zachodniej myśli o rozwoju cywilizacji. Łączenie tej idei -6© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW) www.skfm-uw.w.pl Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok) z walką klas jest anachronizmem. Cel, w gruncie rzeczy, nie jest bliższy proletariatowi, niż oświeconym mieszczanom. To intelektualiści wymyślili takie rozwiązanie: zdesperowani bezrobotni wraz z lumpenproletariatem, ewentualnie w powiązaniu z innymi grupami zepchniętymi na margines społeczeństwa, stanowią awangardę. Pomysł jest bardziej sympatyczny niż wiarygodny. Nie zmienia to faktu, że nadszedł czas, by teorię Marksa uczynić wreszcie na Zachodzie jednym z centralnych tematów kształcenia. Bynajmniej nie dlatego, że na znacznych obszarach Wschodu w procesie pokonywania zachodniej przewagi industrialnej funkcjonuje ona w roli miłej władzom ideologii i – dostosowywana każdorazowo do okoliczności – jest przedmiotem nauczania niczym ustanowione państwowo wyznanie, lecz ze względu na naszą własną przyszłość powinna być obecnie przedstawiana w szkołach, na uczelniach i uniwersytetach, jeśli nie w pierwszej kolejności, to co najmniej na równi z wieloma archiwalnymi wiadomościami historycznymi i innymi. O ile młoda generacja ma się uporać z jej własnymi zadaniami, które stawia przed nią historia, o tyle potrzebuje – prócz wielu innych rzeczy, które także są zaniedbywane – nie bezkrytycznego uznania, a znajomości Marksowskiej interpretacji historii i społeczeństwa. Postulat radykalnego zreformowania procesu dydaktycznego, z czym wiąże się właśnie zalecenie zwrócenia należytej uwagi na Marksowską wykładnię dziejów i społeczeństwa, pociąga za sobą pytanie, co – abstrahując już od problemów pedagogicznych – oznacza dziś namysł nad biegiem historii i groźnymi zjawiskami społecznymi, jako teoretyczno-praktyczny obowiązek myślących ludzi? Mimo problematyczności prób scharakteryzowania ostatecznego celu, czy to w sensie wiecznego pokoju Kanta, czy królestwa wolności, jedno wydaje się pewne: przesłanką prawdziwie ludzkiego społeczeństwa w skali całego świata, w pierwszej kolejności – zmniejszenia niesprawiedliwości wewnątrz państw oraz katastrofalnych, związanych z niesprawiedliwością napięć zewnętrznych, jest usunięcie materialnej nędzy. Nie brak pełnych rozmachu, imponujących przedsięwzięć mających na celu jej opanowanie, lecz wszystko, a zwłaszcza to, co silne państwa robią na rzecz biedniejszych, stoi pod znakiem strategii, tak jak sposób dysponowania przyznaną pomocą w krajach potrzebujących służy interesom tamtejszych władców. Przyjęło się stawiać pod pręgierzem te właśnie czynniki – kolektywnego i indywidualnego interesu własnego, ochrony, obrony, panowania – jednak bez realistycznego namysłu nad tym, jak je ograniczyć. Wiąże się z tym kwestia – już nie tak dobrze znana opinii publicznej – praktycznych konsekwencji. Nasuwa się pytanie, czy byłoby to w naszych czasach możliwe, żeby zjednoczyli się ludzie kompetentni w celu sporządzenia gruntownie przemyślanego, z rzeczowego punktu widzenia wykonalnego planu przezwyciężenia nędzy, którzy zobowiązaliby się nie zważać na uwarunkowania polityczne i względy narodowe? Czy w efekcie wieloletniej bezinteresownej pracy, wyłącznie na podstawie wnikliwej analizy udałoby się ustalić, co poszczególne kraje, dysponujące określonymi zasobami, mogłyby zaoferować – nie czyniąc uszczerbku żadnemu ze swych obywateli – by dostarczyć środki żywności i narzędzia, zbudować magazyny i drogi transportowe, regulować przyrost naturalny, po to, żeby – w dającym się przewidzieć czasie – nikt na Ziemi nie musiał głodować, żeby powstały szpitale z odpowiednio przygotowanym personelem i możliwe było zapobieganie epidemiom, żeby wreszcie, każdy mieszkał po ludzku? Organizacja Narodów Zjednoczonych oraz inne instytucje posiadają już pokaźny materiał i kontynuują pracę nad tym problemem. Byłyby jednak potrzebne dalsze badania i ich wykorzystanie bardziej niezależne od interesów polityczno-dyplomatycznych. Czy taka autonomiczna instytucja oraz wszystkie poszczególne osoby, akademie i fundacje z nią związane mogłyby uznać za swe kolejne doniosłe zadanie systematyczne informowanie ludzi na świecie o postępach tej pracy jako o przedsięwzięciu najwyższej wagi za pośrednictwem własnych, specjalnie do tego przeznaczonych agend, dzięki czemu wszystkie te wysiłki byłyby postrzegane przez rzesze tych, którzy są rzeczywiście stroskani, jako warunek wstępny królestwa wolności, niezależnie od tego, jak oceniać jego perspektywy jako celu ostatecznego? Starania o to byłyby zgodne zarówno ze światopoglądem materialistycznym, jak i idealistycznym, a także teologicznym. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że abstrahowanie w wypadku takich przedsięwzięć od władzy i taktyki sprawia wrażenie donkiszoterii. Propozycja powszechnego państwa narodów, czytamy u Kanta, -7© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW) www.skfm-uw.w.pl Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok) „jak by nie brzmiała miło w teorii [...], nic nie jest warta w praktyce”11. Jednakże argumentuje filozof, polemizując z tymi, którzy są zaangażowani w politykę – należy uwzględnić także naturę, w tym ludzką, której „[...] nie mogę i nie chcę uznać za na tyle pogrążoną w złu, ażeby moralno-praktyczny rozum po licznych nieudanych próbach nie mógł w końcu przezwyciężyć go [...]. Tak oto, również z kosmopolitycznego punktu widzenia, zachowuje ważność stwierdzenie: to, co na podstawie rozumu ma wartość w teorii, ma również wartość i w praktyce”12. Bez względu na to, jak miałoby wyglądać właściwie zorganizowane społeczeństwo, którego urzeczywistnienie mimo całego postępu jest o wiele bardziej zagrożone niż Kant i Marks mogli się domyślać, mogłoby ono zjednoczyć ludzi w świadomości, z której wypływa solidarność bliższa świadomości współczesnej niż solidarność proletariatu: solidarność ludzi jako istot skończonych, zagrożonych przez cierpienie i śmierć, które chcą żyć piękniej, jaśniej i dłużej; solidarność ta ostatecznie mogłaby ogarnąć wszystkie istoty żywe. Być może wskazana instytucja wraz z wymagającym konkretyzacji planem, który – uzyskawszy w rezultacie niemałe poparcie w świecie – mógłby korygować politykę lub służyć jej pomocą – byłaby posunięciem odpowiadającym postępowemu myśleniu? Ta myśl inspirowana przez Marksowskie idee, naszkicowana tak ogólnikowo, może potrzebować korekty; z odwołania się do niej nie potrafiłbym jednak zrezygnować. I. Kant, O porzekadle: To może być słuszne w teorii, ale nic nie jest warte w praktyce, w: idem, O porzekadle..., Do wiecznego pokoju. Projekt filozoficzny, przeł. M. Żelazny, Toruń 1995, s. 44. 12 Ibidem, s. 45. 11 -8© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW) www.skfm-uw.w.pl