Marks dziś - Instytut Filozofii UW

Transkrypt

Marks dziś - Instytut Filozofii UW
Max Horkheimer
Marks dziś
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2006
Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok)
„Marks dziś” (tytuł oryginalny: „Marx heute”) to
napisany u schyłku życia, w 1968 roku, artykuł
Maxa Horkheimera. Stanowi ważne świadectwo
ewolucji teoretycznej i politycznej całej,
odwołującej się do myśli Marksa, formacji „Szkoły
Frankfurckiej”, która w tym okresie zrodziła już
nowe pokolenie swoich myślicieli, z Jürgenem
Habermasem na czele.
Podstawa tłumaczenia: zbiór Max Horkheimer,
Gesammelte Schriften, Bd. 8, S. Fischer Verlag
GmbH, Frankfurt am Main 1985, ss. 306-317.
Podstawa niniejszego wydania: kwartalnik
„Przegląd filozoficzno-literacki”, nr 3 (9), 2004.
Tłumaczenie z
Walentowicz.
języka
niemieckiego:
Halina
-2© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok)
Historia potoczyła się inaczej niż przewidywał Marks. W kapitalizmie, który był przedmiotem jego
badań, pauperyzacja proletariatu nie poczyniła postępów, nie doszło też do oczekiwanej przezeń rewolucji.
Tam, gdzie przed pięćdziesięcioma laty masy podchwyciły komunistyczne hasła Lenina i położyły kres
pierwszej wojnie światowej na Wschodzie, królestwo wolności – w najlepszym razie – każe na siebie
czekać. Jednak rozumienie społeczeństwa, zwłaszcza zachodniego, bez teorii Marksowskiej pozostaje
powierzchowne. To, że w akademickiej ekonomii politycznej nie cieszy się ona należnym jej uznaniem, jest
tym bardziej zdumiewające, że współczesna sytuacja gospodarcza – mimo wszelkich różnic – przypomina
pierwszą dekadę po Wersalu. Niezależnie od tego, co mówią diagnozy ekspertów, ich analizy i wnioski,
życie codzienne w tak zwanych zaawansowanych krajach, gdzie interwencje państwowe uznaje się za
oczywistość, jest zdominowane przez groźbę kryzysu gospodarczego. Wzrost kosztów utrzymania,
dysproporcja między szczupłością dochodów i wydatkami na najnowsze zdobycze techniki, konieczność
oszczędzania dla zapewnienia sobie bezpiecznej starości, rosnąca apatia są symptomami rozkładu
burżuazyjnego stylu życia, który nieposiadającym mógłby się jawić – w przeciwieństwie do idei rewolucji –
jako cel.
Teoria Marksowska, krytyka ekonomii politycznej, wyprowadza tak zwaną klasyczną koncepcję
burżuazyjnej gospodarki poza jej granice. Jakkolwiek wielcy ekonomiści angielscy usiłowali zgłębić prawa
wolnej konkurencji, a ponadto ustalili w początkach XIX wieku regularność występowania kryzysów oraz
ich konieczność, sądzili oni, że przezwyciężenie kryzysu – przywrócenie harmonii popytu i podaży na
każdorazowo wyższym poziomie – może się dokonać dzięki działaniu immanentnych sił gospodarczych,
bez interwencji państwowej. Nawiązując do wielkich idei Oświecenia, wczesnomieszczańska ekonomia
zakładała nierozdzielność właściwie zorganizowanego społeczeństwa i ekonomicznej wolności jednostki.
„Jeśli bowiem krępuje się swobodę obywatela”, czytamy u Kanta, „nie pozwalając mu szukać sobie źródeł
dobrobytu wedle własnej woli (oczywiście w sposób nie kolidujący z wolnością innych ludzi), wówczas
osłabia się ogólną żywotność gospodarczą, a tym samym siły całego państwa”1. Niezależność w handlu i
rzemiośle, tak jak w wychowaniu i religii, była momentem autonomicznego podmiotu. Marks, który
stwierdził, że istotą mieszczańsko-kapitalistycznej gospodarki jest różnica między posiadaczami narzędzi
wytwarzania gospodarczego bogactwa i masą tych, co mogą sprzedać jedynie swą siłę roboczą –
sprzeczność interesów klas, panujących i podległych panowaniu, zdemaskował iluzję, że przezwyciężenie
kryzysów nie narusza wolności i w ten sposób przeciwstawił sobie Oświecenie i społeczeństwo, które było
celem jego dążeń.
Zawodność liberalizmu nie wynika zdaniem Marksa z przyczyn zewnętrznych. Tak zwana wolna
gospodarka mocą swoich własnych prawidłowości prowadzi do autodestrukcji. Fakt, że znaczna część
wartości dodatkowej – nadwyżki produkcji ponad elementarne potrzeby życiowe mas, to znaczy materialnej
podstawy techniczno-przemysłowego postępu – musi przejść z dyspozycji prywatnej przedsiębiorczości do
sfery władzy publicznej, by zapobiec wewnętrznemu i zewnętrznemu nieszczęściu, dowodzi, że
społeczeństwo wolnej konkurencji nie jest zdolne zapewnić sobie przetrwania. Za pośrednictwem tej
przepowiedni Marks wyprowadził wielkie idee Oświecenia poza jego granice. Do nauk oświeceniowych
należało oczekiwanie, że w systemie mieszczańskim człowiek będzie mógł rozwijać się swobodnie,
ponieważ, jak to sformułował Kant, „panuje [w nim] największa wolność, tzn. wolność, pociągająca za
sobą powszechny antagonizm jego członków przy jednoczesnym najdokładniejszym określeniu i
zapewnieniu granic tej wolności”2. Już wiek osiemnasty poznał niemoc liberalistycznej ekonomii w tej
mierze, w jakiej prawnie nieograniczony liberalizm utrzymywał się w stosunkach między narodami.
Historia, czytamy dalej u Kanta (1784!), „poprzez wojny, stany napięcia i niesłabnące zbrojenia, poprzez
wynikającą stąd nędzę, jaką musi odczuwać w życiu wewnętrznym każdy naród nawet w czasie pokoju [...]
wreszcie jednak po wielu zniszczeniach, przewrotach i nawet po okresie powszechnego wyczerpania sił,
[prowadzi] do tego, co rozum mógłby podszepnąć ludziom także bez tylu smutnych doświadczeń,
I. Kant, Pomysły do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym, w: idem, Przypuszczalny początek ludzkiej historii i
inne pisma historiozoficzne, Toruń 1995, s. 47.
2
Ibidem, s. 40.
1
-3© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok)
mianowicie do wyjścia ze stanu barbarzyństwa i do utworzenia związku narodów”3. Marks pokazał, że
napięcia i wojny, zewnętrzne problemy polityczne są w tak samo niewielkim stopniu niezależne od groźby
kryzysów w krajach uprzemysłowionych, jak wewnętrzne problemy ekonomiczne od światowych kolizji
narodów i bloków. Konflikty wewnętrzne i zewnętrzne wpływają na siebie nawzajem. Liberalizm w jednym
kraju jest na dłuższą metę tak samo niemożliwy, jak socjalizm w jednym kraju. O pierwszym wiedział Kant,
o drugim zapomniany przez Stalina Lenin.
W szkole kantowsko-idealistycznej można odnaleźć pierwociny nie tylko koncepcji celu, ale i
poszczególnych ekonomiczno-społecznych tez teorii Marksowskiej. „Ludzkość, która wzniosła się na
najwyższy poziom [...], nie potrzebuje państwa”4, twierdził Schopenhauer. Zdawał on sobie również sprawę
z tego, że wyzysk jako decydujący motyw społeczny przewija się przez całą historię. „Bieda i zniewolenie
są [...] dwiema formami, chciałoby się powiedzieć, dwoma imionami tej samej rzeczy, której istota polega
na tym, że siły człowieka służą przede wszystkim nie jemu samemu, lecz innym” 5. Ujemny wpływ „pracy
fizycznej na całokształt kultury duchowej człowieka”, rewolucyjna rola „maszyny parowej i
elektryczności”, które mogą położyć kres niesprawiedliwości i „nieodzowności państwa”6, były
arcykonserwatywnemu, przeciwnemu zmianom myślicielowi dobrze znane. Wzrost sił produkcyjnych
prowadzi, także jego zdaniem, do rozwoju człowieka, łagodzenia obyczajów, regresji przemocy w sprawach
dużych i drobnych między narodami i indywiduami. „Wszelako pisanie utopii nie jest tu moim celem”7.
Różnica między nim i Marksem polega praktycznie na sprzeciwie Schopenhauera wobec pozornie
spontanicznych akcji kolektywnych – budzenia się czy to narodu, czy proletariatu, i pod tym względem
teraźniejszość przyznała mu rację.
O ile teoria Marksowska musiałaby dziś, nie kwestionując zależności zewnętrznych stosunków
między państwami i plemionami w świecie od immanentnego rozwoju kapitalizmu, zaakcentować je jako
odrębny czynnik determinujący, o tyle jest ona z jakościowymi przeobrażeniami w łonie społeczeństwa
zarówno zbieżna, jak i rozbieżna. Pojęcie klasy zachowuje w sobie pojęcie jednostki, choć go nie
tematyzuje. Proletariusze wiedli ubogie życie, które, jak sądził Marks, w kapitalizmie będzie się materialnie
stale pogarszało. Powinni oni, pokładając ufność w idei komunistycznej, zjednoczyć się i zdobyć władzę.
Posiadacze, jakkolwiek ze sobą konkurują, według Marksa są już zjednoczeni, jeśli idzie o panowanie
klasowe i istnienie całości, z którą się utożsamiają. W rzeczywistości państwo należy do nich, stanowi ono
przede wszystkim rękojmię ich interesów. Tymczasem stało się jednak jasne, że badany przez Marksa
proces ekonomiczny określa istotę i funkcję zarówno społeczeństwa, jak i jednostek. W liberalizmie
mieszczaństwo traktowało postęp gospodarczy jako rezultat rywalizacji między kupcami, fabrykantami,
wszelkiego rodzaju przedsiębiorcami. Skuteczność w walce konkurencyjnej miała być czynnikiem
determinującym los każdego.
Wraz z uwarunkowaną ekonomicznie restrukturyzacją, centralizacją kapitału, jak to Marks nazywa,
zmienia się istota konkurencji. Ilość przechodzi w jakość. Zgodnie z prawami produkcji kapitalistycznej,
które Marks sformułował, coraz węższe gremia sprawują coraz większą władzę gospodarczą. Kapitał,
wyjaśnia on, „może się tu skupiać w wielkich ilościach w jednym ręku dlatego, że gdzie indziej wyrwano
go z wielu rąk. W danej gałęzi przemysłu centralizacja osiągnęłaby swój kres, gdyby wszystkie kapitały
ulokowane w tej gałęzi zlały się w jednym. W danym społeczeństwie kres ten byłby osiągnięty dopiero
wtedy, gdyby globalny kapitał społeczny zjednoczył się w ręku bądź pojedynczego kapitalisty, bądź
zrzeszenia kapitalistów”8. W XX wieku, można by kontynuować, akumulacja i centralizacja kapitału zaszła
tak daleko, że pojedynczy przedsiębiorca przestał być reprezentatywny dla głównych gałęzi handlu i
przemysłu. Spółkami akcyjnymi – mimo że w każdej istnieje wewnętrzna rywalizacja – kierują komitety i
Ibidem, s. 43.
A. Schopenhauer, Handschriftlicher Nachlass, wyd. Frauenstaedt, Leipzig 1864, s. 151.
5
A. Schopenhauer, Saemtliche Werke, wyd. Grisebach, Leipzig, bez r. wyd., t. V, s. 252.
6
Ibidem, s. 249.
7
Ibidem, s. 255.
8
K. Marks, Kapitał, t. 1, Warszawa 1951, s. 677.
3
4
-4© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok)
gabinety. Podczas gdy w przeszłości właściciel – aczkolwiek był bezwzględny – prowadził firmę dla siebie
samego, dla swego imienia, dla rodziny, dla spadkobierców, dla ludzi i rzeczy, które kochał, to teraz jest
posłuszny dyrektywom, które są wypadkową wewnętrznych i zewnętrznych różnorodnych interesów i
tendencji. Z indywiduów konkurencja przeszła na większe i mniejsze grupy, które obecnie funkcjonują w
gospodarce jako podmioty. Także urzędnicy i robotnicy w wypadku akcji tak ekonomicznych, jak
politycznych występują w ramach związków, które zwykle są podporządkowane swym sztabom w nie
mniejszym stopniu niż wielkie firmy swoim. Proces ten z obszaru gospodarowania rozprzestrzenia się na
osoby trzecie, jak je nazywał Marks, na środki masowego przekazu, intelektualistów, nieakademików i
akademików. W administrowaniu uniwersytetami zaznaczył się on w niewielkim stopniu, uniwersytety
przejęły burżuazyjną konkurencję w ograniczonym zakresie; zmiana poprzedzająca ich obecny kryzys,
który się z tym wiąże, była formalna. Od dawna, długo przed nastaniem ery burżuazji, kolektyw, fakultet
miał daleko idącą suwerenność i zachował ją. Profesor na seminarium, w laboratorium, w klinice jest
faktycznie panem. Jednakże w gospodarce nowa rola komitetów i klik, ich fuzja z aparatem państwowym i
politycznym, w ogólności rosnące zbiurokratyzowanie społeczeństwa stanowi – nawiasem mówiąc – jeden
z powodów społecznej unifikacji Zachodu i Wschodu.
Fakt, że w liczących się konfliktach wewnątrz i na zewnątrz państw uczestniczą wyłącznie grupy i
ich reprezentanci, ma kulturowe konsekwencje dla jednostek. To, co mówią między sobą osoby prywatne
jako prywatne, staje się konwersacją. To, co nazywało się rodziną i nierzadko z pozytywnym skutkiem
formowało człowieka w pierwszych latach życia, w rezultacie przejścia rodziny wielopokoleniowej w
jednopokoleniową, a obecnie – jednopokoleniowej w instrumentalny związek tak zwanych partnerów,
uległo daleko idącej zmianie. Ale i późniejsze koleje życia nie sprzyjają kształtowaniu się jednostki jako
autonomicznego podmiotu. Inaczej niż przewidywał Marks, proletariat krajów uprzemysłowionych osiąga –
przynajmniej na ogół – dość wysokie zarobki i posiada względne bezpieczeństwo; jednakże – podobnie jak
szybko awansujące ludy Trzeciego Świata – w swym rozwoju przeskakuje epokę burżuazyjną – jej
pozytywny i negatywny wkład w substancję ludzką, stymulowanie indywidualnej inicjatywy. Historycznoekonomiczny materializm – teoria, zgodnie z którą stosunki między ludźmi, ich świadomość, jak również
ich konstytucja duchowa są zależne od struktury społeczeństwa, ostatecznie od stopnia opanowania natury –
jest obecnie potwierdzany przez aktualną troskę o autonomię podmiotu oraz przez wiele innych
doświadczeń, jak choćby to, że tryb rozwoju nauki i techniki, postęp i regresja formacji myślowych więcej
mają wspólnego z uwarunkowanymi gospodarczo napięciami między narodami niż z tęsknotą za prawdą.
To, że w rozwoju gatunku ludzkiego tendencja do autonomii jednostki okazuje się zjawiskiem
efemerycznym, epizodem, jest przypuszczeniem; lecz to, że spowodowane centralizacją kapitału wzmożenie
sił produkcyjnych, perfekcja maszynerii w jej dzisiejszej formie tylko w niewielkim stopniu sprzyja
rozwojowi człowieka w tak zwanych krajach wysoko rozwiniętych, jest pewne.
Marks był mimo wszystko dobrej myśli. Uważał, że „w miarę ustawicznego zmniejszania się liczby
magnatów kapitału, którzy przywłaszczają sobie i monopolizują wszystkie korzyści płynące z procesu tych
przekształceń, wzbiera [...] bunt klasy robotniczej, wciąż wzrastającej, a szkolonej, jednoczonej i
organizowanej przez sam mechanizm kapitalistycznego procesu produkcji”9. Ufał, że mimo całej
techniczno-mechanicznej progresji, rozwój podmiotu w końcu dojdzie do skutku. Nie widział
niebezpieczeństwa w automatyzacji produkcji, a w związku z tym i społeczeństwa. Przeciwnie, narzucona
przez centralizację ściślejsza organizacja władzy i gospodarki jawiła mu się jako ważny etap na drodze ku
lepszemu. „W trustach”, pisał Fryderyk Engels, oddając intencję Marksa10, „wolna konkurencja przechodzi
w monopol, a bezplanowa produkcja społeczeństwa kapitalistycznego kapituluje przed planową produkcją
nadciągającego społeczeństwa socjalistycznego”. Jak wiadomo Marks uznawał siebie przede wszystkim za
uczonego; twierdzenie, że w następstwie kapitalizmu musi pojawić się właściwa forma współżycia między
ludźmi, stanowiło dlań produkt intensywnych studiów nad istniejącym systemem gospodarczym, coś
9
Ibidem, s. 823.
F. Engels, Rozwój socjalizmu od utopii do nauki, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła wybrane, t. II, Warszawa 1949, s. 135 n.
10
-5© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok)
równie koniecznego jak proces biologiczny. A rozwój może zostać przerwany przez katastrofy, cofnięty,
udaremniony, lecz jego kierunek nie może ulec zmianie.
Niedostatek określał bieg historii od samych jej początków. Jedni musieli rozkazywać, inni dźwigać
jarzmo. Stopniowe udoskonalanie narzędzi – od motyki poprzez pług do maszyny – umożliwiło plemionom,
krajom, państwom polepszanie warunków egzystencji i w rezultacie osiągnięcie poziomu życia
odpowiadającego rozwiniętym siłom produkcyjnym. W miarę ulepszania środków pracy rozkaz przeobrażał
się w dyrektywę, wskazówkę. Marks i Engels uważali, że czas dojrzał do tego, by – na gruncie nowych
zdobyczy technicznych – porządek społeczny przestał być określany przez sposób pracy, czyli przez –
niejako – przyrodniczą konieczność, podział na, z jednej strony, panów czy mieszczan, z drugiej –
robotników. Wydawało im się, że istnienie klas jest przeżytkiem; że fizyka, chemia, technika – wiedza
dająca możliwość panowania nad przyrodą jest na tyle zaawansowana, iż porządek ludzki nie musi już
dłużej kształtować się pod dyktando osiągnięć produkcyjnych, hierarchii, władzy posiadacza, przemocy
rozkazu; jakkolwiek procedury przemysłowe wciąż jeszcze wymagają instruktażu, w przewidywalnej
przyszłości różnice między uciążliwością rozmaitych funkcji w procesie produkcyjnym okażą się bez
znaczenia, toteż funkcje te będą, jak mawiał Lenin, wymienialne. Systemy władzy, stosunki klasowe staną
się czymś antykwarycznym, irracjonalnym, gdy siły ludzkie, wiedza, narzędzia dojrzeją na tyle, że możliwe
będzie dostatnie życie dla wszystkich, bez zwierzchnictwa i podporządkowania, bez niesprawiedliwości.
Jest rzeczą oczywistą, że Marks pomylił się w ocenie swoich czasów, nie na ostatku dlatego, że nie
analizował różnic klasowych w rozwoju społecznym w skali globu, lecz społeczeństwo kapitalistyczne w
jego immanencji. Abstrahując od nierówności zewnętrznych, ludzkość byłaby w stanie zorganizować sobie
racjonalne, pokojowe życie. Nawet problem czarnoskórych w Ameryce, kryzysowa sytuacja metropolii, nie
mówiąc o rozwoju kultury dałyby się szybko i pozytywnie przezwyciężyć, gdyby nie materialny kontrast
między Zachodem a Wschodem oraz zacofanymi obszarami świata. Siły produkcyjne, jakimi dysponuje
ludzkość, umożliwiają rozumny, pożyteczny dla wszystkich ład gospodarczy.
Postulując bezklasowe społeczeństwo przyszłości, Marks doprowadził w myślach do końca filozofię
burżuazyjną wraz z jej konsekwencją – burżuazyjną rewolucją. Nawet opozycyjny wobec niego kierunek
rewolucyjny, anarchizm, jest w jego żądaniu zawarty. Jakkolwiek założyciele nowoczesnego socjalizmu
nader rzadko opisywali ostateczny rezultat przemian dziejowych, wiadomo, że przewidywali, iż przyszłe
zarządzanie nie będzie już miało nic wspólnego z panowaniem. Nie inaczej niż anarchistom chodzi im o
królestwo wolności, w którym każdy będzie mógł pozytywnie rozwijać swe siły. W przeciwieństwie do
uwarunkowanej przez niedostatek niesprawiedliwości, która określa bieg wciąż jeszcze trwającej prehistorii,
miałaby się rozpocząć historia właściwa, historia pod znakiem ludzkiego samostanowienia. Wątpliwość, w
jakiej mierze w obliczu postępującej coraz bardziej automatyzacji nie tylko przemysłu, ale całego życia, taki
rozwój jest możliwy i czy w ogóle mówienie o tym ma jakikolwiek sens, została już zasygnalizowana, tak
samo jak regres znaczenia jednostki wobec rywalizujących kolektywów, klik i biurokracji wewnętrznej oraz
zewnętrznej. Jeśli materializm historyczny ma rację, to urzeczywistnienie ideału w żadnym razie nie musi
być równoznaczne ze zniesieniem klas. Struktura indywiduum, konstytucja duchowa mogą okazać się – w
następstwie rozwoju materialnego procesu życiowego – całkiem różne od wyobrażenia królestwa wolności,
jakie miał Marks – materialistyczny idealista. Lecz wszystko to nie umniejsza prawdziwości stwierdzenia,
że Marksowskie ujęcie celu zdaje się być – zgodnie z tendencjami burżuazyjnej historiozofii – logiczną
konsekwencją aktywności politycznej. Inne ideały wyblakły. Pojęcia teologiczne zostały podważone w
wyniku postępów scjentyzmu; w przeciwieństwie do tych stuleci, kiedy to w powszechnym mniemaniu –
nie podzielanym tylko przez nielicznych intelektualistów – obrazowały charakter rzeczywistości, jawią się
samym wierzącym bardziej jako uczucie, zobowiązanie, tradycja niż jako realność. Nacjonalizm, inna
możliwość absolutnej afirmacji, jest wprawdzie aktualny, jednak napiętnowany powrotem do
barbarzyństwa.
Socjalizm w sensie wspólnego opanowania natury, likwidacji różnicy między posiadaniem i biedą,
gwarancji możliwie największej – ograniczonej tylko wymogami pokojowego współżycia społecznego –
indywidualnej niezależności jawi się jako rezultat zachodniej myśli o rozwoju cywilizacji. Łączenie tej idei
-6© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok)
z walką klas jest anachronizmem. Cel, w gruncie rzeczy, nie jest bliższy proletariatowi, niż oświeconym
mieszczanom. To intelektualiści wymyślili takie rozwiązanie: zdesperowani bezrobotni wraz z
lumpenproletariatem, ewentualnie w powiązaniu z innymi grupami zepchniętymi na margines
społeczeństwa, stanowią awangardę. Pomysł jest bardziej sympatyczny niż wiarygodny.
Nie zmienia to faktu, że nadszedł czas, by teorię Marksa uczynić wreszcie na Zachodzie jednym z
centralnych tematów kształcenia. Bynajmniej nie dlatego, że na znacznych obszarach Wschodu w procesie
pokonywania zachodniej przewagi industrialnej funkcjonuje ona w roli miłej władzom ideologii i –
dostosowywana każdorazowo do okoliczności – jest przedmiotem nauczania niczym ustanowione
państwowo wyznanie, lecz ze względu na naszą własną przyszłość powinna być obecnie przedstawiana w
szkołach, na uczelniach i uniwersytetach, jeśli nie w pierwszej kolejności, to co najmniej na równi z
wieloma archiwalnymi wiadomościami historycznymi i innymi. O ile młoda generacja ma się uporać z jej
własnymi zadaniami, które stawia przed nią historia, o tyle potrzebuje – prócz wielu innych rzeczy, które
także są zaniedbywane – nie bezkrytycznego uznania, a znajomości Marksowskiej interpretacji historii i
społeczeństwa.
Postulat radykalnego zreformowania procesu dydaktycznego, z czym wiąże się właśnie zalecenie
zwrócenia należytej uwagi na Marksowską wykładnię dziejów i społeczeństwa, pociąga za sobą pytanie, co
– abstrahując już od problemów pedagogicznych – oznacza dziś namysł nad biegiem historii i groźnymi
zjawiskami społecznymi, jako teoretyczno-praktyczny obowiązek myślących ludzi? Mimo
problematyczności prób scharakteryzowania ostatecznego celu, czy to w sensie wiecznego pokoju Kanta,
czy królestwa wolności, jedno wydaje się pewne: przesłanką prawdziwie ludzkiego społeczeństwa w skali
całego świata, w pierwszej kolejności – zmniejszenia niesprawiedliwości wewnątrz państw oraz
katastrofalnych, związanych z niesprawiedliwością napięć zewnętrznych, jest usunięcie materialnej nędzy.
Nie brak pełnych rozmachu, imponujących przedsięwzięć mających na celu jej opanowanie, lecz
wszystko, a zwłaszcza to, co silne państwa robią na rzecz biedniejszych, stoi pod znakiem strategii, tak jak
sposób dysponowania przyznaną pomocą w krajach potrzebujących służy interesom tamtejszych władców.
Przyjęło się stawiać pod pręgierzem te właśnie czynniki – kolektywnego i indywidualnego interesu
własnego, ochrony, obrony, panowania – jednak bez realistycznego namysłu nad tym, jak je ograniczyć.
Wiąże się z tym kwestia – już nie tak dobrze znana opinii publicznej – praktycznych konsekwencji.
Nasuwa się pytanie, czy byłoby to w naszych czasach możliwe, żeby zjednoczyli się ludzie kompetentni w
celu sporządzenia gruntownie przemyślanego, z rzeczowego punktu widzenia wykonalnego planu
przezwyciężenia nędzy, którzy zobowiązaliby się nie zważać na uwarunkowania polityczne i względy
narodowe? Czy w efekcie wieloletniej bezinteresownej pracy, wyłącznie na podstawie wnikliwej analizy
udałoby się ustalić, co poszczególne kraje, dysponujące określonymi zasobami, mogłyby zaoferować – nie
czyniąc uszczerbku żadnemu ze swych obywateli – by dostarczyć środki żywności i narzędzia, zbudować
magazyny i drogi transportowe, regulować przyrost naturalny, po to, żeby – w dającym się przewidzieć
czasie – nikt na Ziemi nie musiał głodować, żeby powstały szpitale z odpowiednio przygotowanym
personelem i możliwe było zapobieganie epidemiom, żeby wreszcie, każdy mieszkał po ludzku?
Organizacja Narodów Zjednoczonych oraz inne instytucje posiadają już pokaźny materiał i kontynuują
pracę nad tym problemem. Byłyby jednak potrzebne dalsze badania i ich wykorzystanie bardziej niezależne
od interesów polityczno-dyplomatycznych. Czy taka autonomiczna instytucja oraz wszystkie poszczególne
osoby, akademie i fundacje z nią związane mogłyby uznać za swe kolejne doniosłe zadanie systematyczne
informowanie ludzi na świecie o postępach tej pracy jako o przedsięwzięciu najwyższej wagi za
pośrednictwem własnych, specjalnie do tego przeznaczonych agend, dzięki czemu wszystkie te wysiłki
byłyby postrzegane przez rzesze tych, którzy są rzeczywiście stroskani, jako warunek wstępny królestwa
wolności, niezależnie od tego, jak oceniać jego perspektywy jako celu ostatecznego? Starania o to byłyby
zgodne zarówno ze światopoglądem materialistycznym, jak i idealistycznym, a także teologicznym.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że abstrahowanie w wypadku takich przedsięwzięć od władzy
i taktyki sprawia wrażenie donkiszoterii. Propozycja powszechnego państwa narodów, czytamy u Kanta,
-7© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Max Horkheimer – Marks dziś (1968 rok)
„jak by nie brzmiała miło w teorii [...], nic nie jest warta w praktyce”11. Jednakże argumentuje filozof,
polemizując z tymi, którzy są zaangażowani w politykę – należy uwzględnić także naturę, w tym ludzką,
której „[...] nie mogę i nie chcę uznać za na tyle pogrążoną w złu, ażeby moralno-praktyczny rozum po
licznych nieudanych próbach nie mógł w końcu przezwyciężyć go [...]. Tak oto, również z
kosmopolitycznego punktu widzenia, zachowuje ważność stwierdzenie: to, co na podstawie rozumu ma
wartość w teorii, ma również wartość i w praktyce”12. Bez względu na to, jak miałoby wyglądać właściwie
zorganizowane społeczeństwo, którego urzeczywistnienie mimo całego postępu jest o wiele bardziej
zagrożone niż Kant i Marks mogli się domyślać, mogłoby ono zjednoczyć ludzi w świadomości, z której
wypływa solidarność bliższa świadomości współczesnej niż solidarność proletariatu: solidarność ludzi jako
istot skończonych, zagrożonych przez cierpienie i śmierć, które chcą żyć piękniej, jaśniej i dłużej;
solidarność ta ostatecznie mogłaby ogarnąć wszystkie istoty żywe. Być może wskazana instytucja wraz z
wymagającym konkretyzacji planem, który – uzyskawszy w rezultacie niemałe poparcie w świecie –
mógłby korygować politykę lub służyć jej pomocą – byłaby posunięciem odpowiadającym postępowemu
myśleniu? Ta myśl inspirowana przez Marksowskie idee, naszkicowana tak ogólnikowo, może potrzebować
korekty; z odwołania się do niej nie potrafiłbym jednak zrezygnować.
I. Kant, O porzekadle: To może być słuszne w teorii, ale nic nie jest warte w praktyce, w: idem, O porzekadle..., Do
wiecznego pokoju. Projekt filozoficzny, przeł. M. Żelazny, Toruń 1995, s. 44.
12
Ibidem, s. 45.
11
-8© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl