m jak mezczyzna

Transkrypt

m jak mezczyzna
Tekst: Agata Krasoń, klasa 2c
M jak Mężczyzna
Jest taki TON, który wywołuje we mnie odczucia zbliżone do tych, jakie w dzielnych
wojakach wywoływały trąby wzywające do odwrotu. Coś w stylu: „Hej, chłopaki, wszystko w
porządku, to po prostu właściwy moment na wycofanie się". I chociaż w tym TONIE postronny
słuchacz nie zauważyłby niczego niepokojącego, u mnie zapala się czerwona lampka nakazująca
ucieczkę. I to szybką.
TON dał o sobie znać w piątek wieczorem, kiedy Mężczyzna postanowił zadzwonić.
– Muszę iść na zakupy – oznajmił głosem tak ponurym, jakby mówił o strasznej tragedii.
„Czyżby jego mama w końcu się zbuntowała?” – przebiegło mi przez myśl, ale w obliczu TONU,
nie odważyłam się na żaden komentarz. Chociaż jego matka, wciąż kupująca mu skarpeteczki i
majteczki, była wdzięcznym tematem żartów. – No, dobra –
bąknęłam tylko, szczerze
zaniepokojona tym, co nas czekało.
Rześki poranek przyniósł radosne podniecenie i nadzieję na udany dzień. Ale jak się
okazało – tylko mi. Bowiem Mężczyzna pojawił się niczym chmura gradowa, zmęczony samą
myślą o buszowaniu wśród ciuchów i koniecznością podejmowania jakichkolwiek decyzji. –
Czego szukamy? – spytałam radośnie, próbując rozładować atmosferę i ściślej określić cel naszej
wycieczki. – Koszulek –
odburknął, a za niewinne pytanie: „jakich?” zostałam obdarzona
morderczym spojrzeniem i ponurym: „Koszulek. Koszulka to koszulka, prawda?”. Pokiwałam
głową. A jednak szykował się ciężki dzień.
Odwiedzaliśmy wszystkie sklepy po kolei, ale nic nie odpowiadało wysublimowanemu
gustowi Mężczyzny. Kiedy ja zachwalałam urocze kołnierzyki, zabawne nadruki i śliczne kolory,
on – niezmiennie obdarzając moje zdobycze niechętnym spojrzeniem – warczał: „za zielone”,
„za mało zielone”, „nie chcę pasków”, „nie chcę kratki, chcę paski”, „nie chcę kółek, nie chcę
gładkiego materiału", doprowadzając mnie tym na skraj rozpaczy.
Kiedy w końcu postanowiłam mu uświadomić, że przyszłam do sklepu,
żeby mu
doradzić, a nie robić za worek treningowy, z Pana Obrażonego przeobraził się w Pana
Obrażonego i Jęczącego. Wypowiadając słowa irytującym, płaczliwym, oskarżycielskim tonem,
z miną skrzywdzonego dziecka, zaczął mi wyrzucać, że nasze dotychczasowe niepowodzenia to
tylko i wyłącznie MOJA wina. Bo wybrałam zły dzień, złą godzinę i ogólnie złe miejsce.
– Oczywiście, jak zwykle, musiałaś przyciągnąć mnie do największego i najbardziej
zatłoczonego centrum handlowego. Jakbyś nie mogła znaleźć czegoś innego – miauczał jak
kociak, co chwila przysiadając wyczerpany „długotrwałym” chodzeniem. Poza tym był też
głodny, bolała go głowa, chciało mu się siku i było mu gorąco. – Kochanie. Jesteśmy tu od
godziny – argumentowałam, ale do niego niewiele przemawiało. Teraz doszedł do fazy wulkanu,
święcie przekonany, że to ja jestem przyczyną wszystkich spotykających go nieszczęść.
Parskający i prychający nawet nie patrzył na sklepowe półki. Kiedy moją kolejną propozycję
zbył pełnym ostentacyjnej pogardy spojrzeniem, kazałam mu radzić sobie samemu. W zamian
usłyszałam, że i tak w niczym mu nie pomagam...
Po kolejnej godzinie bezowocnych poszukiwań Mężczyzna znalazł wreszcie coś
idealnego. – Zobacz, trzy w cenie jednej! Wezmę w kilku kolorach! – wykrzyknął niemal
radośnie, zezując na przecenione bluzki. Gdyby moje zdanie cokolwiek go obchodziło,
doradziłabym mu, żeby poszukał czegoś ładniejszego i lepszej jakości. Ale jego moje zdanie nie
obchodziło, nawet kiedy próbowałam mu uświadomić, że rozmiar M NAPRAWDĘ będzie na
niego za mały. Machnął ręką ze zniecierpliwieniem i popędził do kasy, jakbym za chwilę miała
wyrwać mu jego małe skarby. No cóż. Na razie mam spokój. Przynajmniej dopóki nie wróci do
domu i ich nie przymierzy.

Podobne dokumenty