Powrót do życia

Transkrypt

Powrót do życia
Powrót do życia
Ó
wczesne przepisy nakazywały uwolnionemu z więzienia powrócić do
miasta, gdzie nastąpiło jego aresztowanie. Wobec tego Skalski pojechał
do Warszawy. Zatrzymał się u przyjaciela rodziny – Mikołaja Kokozowa.
Jego brat, Konstanty, mieszkał przed wojną w Dubnie, stąd znajomość z polskim
asem. Obaj panowie byli inżynierami-architektami, absolwentami Politechniki
Lwowskiej. Przyjęli Stanisława z otwartymi rękoma. Zaproponowali mu pracę,
dopóki czegoś dla siebie nie znajdzie.
W maju Skalski otrzymał ponad 24 tysiące złotych za utracone zarobki, a także
25 tysięcy, jako zasiłek na poczet odszkodowania. Jakiś czas później przydzielono mu mieszkanie, dzięki czemu mógł zaopiekować się swoją matką. Wciąż jednak nie miał sprecyzowanych pomysłów na życie, a do wojska nie chciał wracać.
Po wyjściu z więzienia Skalski nie zapomniał o swoim chrześniaku, synu przyjaciela, Władysława Śliwińskiego. Utrzymywał kontakt z Myrą i jej synem, dopóki nie wyjechała do swojej ojczyzny. Stefan zachował go w swojej pamięci jako
kogoś, na kogo zawsze mógł liczyć i kogoś, kto nigdy nie odmówił mu pomocy.
Poznański czerwiec 1956 r. zmiótł stalinowską ekipę Ochaba, wynosząc do godności szefa partii Władysława Gomułkę. Bunt mieszkańców wielkopolskiej stolicy
był poprzedzony strajkami w całej Polsce. Polacy sprzeciwiali się niskiemu wynagrodzeniu i wysokim normom pracy. Do tłumienia wystąpień robotników wyznaczono sowieckiego generała Stanisława Popławskiego. Do miasta wkroczyło ponad 8
tysięcy żołnierzy, wspieranych przez niemalże 400 czołgów i wozów pancernych.
Wojsko otworzyło ogień do demonstrantów. Liczba zabitych przekroczyła 70, a rannych zostało ponad 800. W ramach akcji policyjnej aresztowano 750 osób. Pod naciskiem nastrojów społecznych odwołano Ochaba, a na jego miejsce wyznaczono
Gomułkę. Całość zmian była nadzorowana przez sowieckiego premiera Mikołaja
Bułganina i marszałka Gieorgija Żukowa. W październiku w Polsce ponownie pojawił się Chruszczow, by ostatecznie zakończyć walkę pomiędzy grupami komunistów
o władzę w kraju nad Wisłą. Na fali chwilowej odwilży została ograniczona cenzura.
Część sowieckich oficerów wyjechała z Polski; w wojsku polskim nastąpiły zmiany.
Na wielkim wiecu w Warszawie, pod Pałacem Kultury i Nauki, pełne nadziei tłumy
skandowały: Wiesław, Wiesław. Do rządów wrócił nowy – stary I sekretarz.
Latem 1956 r. Stanisław Skalski odmówił powrotu do wojska. Komuniści potrzebując społecznej akceptacji zmian, szukali ludzi, którzy mogliby uwiarygodnić odwilż, ale i sposobu, by ich pozyskać. Wydaje się, że opublikowanie w „Trybunie Ludu” informacji o przyjęciu do ludowego lotnictwa oficerów PSP było ge-
152
Generał pilot Stanisław Skalski. Portret ze światłocieniem.
nialnym pociągnięciem. A byli wśród powołanych dowódcy skrzydeł, dowódcy
dywizjonów, można by rzec – śmietanka. Oczywiście pojawiło się tam nazwisko
Skalskiego. Lotnicy, a nasz as w tej liczbie, nie opierali się długo prośbom komunistycznych prominentów, jeśli w ogóle zastanawiali się nad odmową. Ciekawe,
co czuli, gdy powtarzali słowa przysięgi, że będą stać nieugięcie na straży władzy ludowej i pokoju w braterskim przymierzu z Armią Radziecką.
Nowym dowódcą Wojsk Lotniczych i Obrony Przeciwlotniczej Obszaru Kraju
został generał Jan Frey-Bielecki. Ten przedwojenny student Politechniki Warszawskiej związał się z komunistami w II RP. Przeszedł też w niej przeszkolenie lotnicze.
W 1939 r. udał się do ojczyzny proletariatu, by po wybuchu wojny Sowietów z Niemcami wstąpić do Armii Czerwonej. W 1944 r. przerzucono go na Wileńszczyznę, by
utworzył oddział partyzancki. Po wojnie brał udział w likwidacji partyzantki niepodległościowej. Jako ppłk MBP dostał przydział do lotnictwa, o którym zresztą marzył od dawna. W październiku 1956 r. gotów był bombardować wojska sowieckie
maszerujące na Warszawę. Jego zasługi dla unowocześnienia ludowego lotnictwa
są jednak niepodważalne. Doprowadził do stworzenia nowoczesnego systemu
obrony przeciwlotniczej kraju. Gdy w 1963 został zdymisjonowany, Sowieci nie kryli
zdziwienia taką decyzją. Jeden z nich miał powiedzieć:
Nie wiem, co się stało, ale wy nauczyliście polskich lotników latać.
Początkowo Skalski piastował stanowiska naziemne. W lutym 1957 roku
przeszedł pozytywnie badania komisji lekarskiej i rozpoczął przeszkolenie na
samolotach odrzutowych w 62 Pułku Szkolno-Treningowym Lotnictwa Myśliwskiego w Krzesinach pod Poznaniem.52 Wraz z nim rozpoczęli służbę Wacław
Jak w powojennych wspomnieniach podał Wacław Król: „Dział nauk miał doskonale urządzone
sale wykładowe, wyposażone w różne modele, przekroje agregatów, plansze i wykresy. Znajdowała się tu nawet kabina pi­lota samolotu Mig, silnik i cały płatowiec. Głównymi przedmiotami,
które należało zgłębić, to aerodynamika dużych prędkości, budowa i zasada działania silnika
odrzutowego, budowa płatowca Mig, nawigacja z wyko­rzystaniem radiotechnicznych środków i
trening w od­biorze znaków Morse’a. Jak za dobrych podchorążackich czasów wybiegaliśmy z ciepłych pomieszczeń na poranną gimnastykę, z zeszytami i książkami pod pachą spieszyliśmy na
śniadanie, a potem szybko do działu nauk na wykłady, których słuchaliśmy z zainteresowa­niem.
Odpowiadaliśmy na pytania instruktorów, zapoznawaliśmy się praktycznie z budową i działaniem
zes­połów samolotu odrzutowego. W podziw wprawiała nas kabina pilota, wyposażona w katapultowe siedzenie i w ponad sto dwadzieścia manometrów, zegarów, wskaź­ników, włączników,
przełączników, dźwigni i kontrol­nych światełek. Od początku chcieliśmy poznać ją jak najlepiej. ”.
W Krzesinach lotnicy szkolili się na samolotach Jak-11, UMiG-15 oraz Lim-2 i podczas szkolenia
praktycznego piloci byli zdumieni możliwościami nowych samolotów. O czym tak wspominał
Wacław Król: „byliśmy nieco zszokowani możliwościami odrzutowego samolotu. (…) Zaskakiwały nadmiar ciągu silnika, niespotykane dotąd przyspieszenie, zwariowane zmiany wysokości i
prędkości lotu, a przede wszystkim przeciążenia, przyprawiające często o ciemność w oczach,
jakby chwilowe omdlenie. (…) Dziwne również wydawało się nam, że pilotując UMIG nie mamy
w polu widzenia maski silnika z wirującym z przodu śmigłem i skrzydeł samolotu, że siedzi się
w tej maszynie jakby na powietrznej trampolinie”
52
powrót do życia
153
Król, Witold Łokuciewski i Ignacy Olszewski53. Po kursie polski as został Inspektorem Techniki Pilotażu Wydziału Wyszkolenia Bojowego Lotnictwa Myśliwskiego.
Chwilowe zachwianie pozycji komunistów w Polsce utorowało drogę do powstania nowych pism. W Warszawie zaczęto drukować „Kierunki”. Był to społeczno-kulturalny tygodnik katolicki, który realizował dosyć dziwne założenia światopoglądowe – służba kościołowi, Polsce, socjalizmowi. Dzięki ukłonowi w stronę
laickiego państwa, na jego łamach mogły pojawiać się artykuły dotyczące Armii
Krajowej czy też żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W pierwszym numerze czasopisma wydrukowano piękne zdjęcie Skalskiego w samolocie Mustang z podpisem:
Już w najbliższym numerze rozpoczynamy druk pamiętników majora
Stanisława Skalskiego – jednego z najlepszych polskich i alianckich pilotów myśliwskich drugiej wojny światowej, uczestnika kampanii wrześniowej i wielu wielkich bitew powietrznych z faszystowską Luftwaffe.
Przez kolejne 22 tygodnie Polacy mogli poznawać losy lotnika podczas walk
pod polskim niebem. Z niewiadomych przyczyn współpraca z redakcją została przerwana i, mimo zapowiedzi 23 odcinka, na łamach „Kierunków” nigdy nie
ukazał się dalszy ciąg historii polskiego asa. Wydaje się logiczne, że skoro wydawnictwo MON przygotowywało się do wydania książki, autor zaniechał publikowania tekstu w tygodniku.
Z dokonań na niwie artystycznej naszego asa należy koniecznie wspomnieć
o jego udziale w realizacji filmu „Historia jednego myśliwca”. Premiera filmu miała miejsce w sierpniu 1958 r. Nim Skalski wstąpił do wojska, spotkał scenarzystę
Jacka Wejrocha. Wspólnie napisali nowelę o polskich lotnikach na Zachodzie.
Wejroch zainteresował ich wspólnym dziełem początkującego reżysera Huberta
Drapellę. Gdy w połowie czerwca 1957 r. koledzy Skalskiego z lotnictwa udali
się na urlop, on pojechał do Łodzi na plan filmowy. Główną rolę w obrazie zagrał Bogusz Bilewski, świeżo upieczony absolwent krakowskiej PWST. Wiele
lat później zasłynął jako odtwórca Kwiczoła w popularnym serialu Janosik. Jego
filmowym przyjacielem był nie kto inny, jak Jan Machulski, sławny Kwinto z Vabanku. Po latach, znany aktor z łezką w oku wspominał współpracę z polskim
asem:
Stasio był naszym filmowym konsultantem… Przyjechał, był bardzo
bezpośredni, zaraz przeszedł ze mną na ty. Współpracował z ekipą, nam
Ignacy Olszewski – płk, pilot myśliwski PSP, służył w 306 DM, 315 DM, 302 DM. W 1944 r. został
dowódcą eskadry w 308 DM. W lutym 1945 r. objął dowództwo 302 DM. Zestrzelony w marcu nad kontynentem, dzięki pomocy holenderskiego ruchu oporu ukrywał się aż do nadejścia
Sprzymierzonych. Po powrocie do lotnictwa został dowódcą 308 DM. Po wojnie wrócił do kraju
i osiadł w Gdańsku, gdzie rozpoczął studia na Wydziale Architektury Politechniki Gdańskiej.
53
154
Generał pilot Stanisław Skalski. Portret ze światłocieniem.
aktorom mówił na przykład, jak wsiadać do samolotu, by wyglądało to
tak, jak podczas wojny; a nie tak jak robiliśmy na początku nie wiedząc –
ładowaliśmy się do środka jak się dało… Pokazywał jak salutować, jak się
zachowywać… A przede wszystkim opowiadał i opowiadał, wieczorem
przy wódeczce, przy ognisku… To były wspaniałe opowieści, o wojnie
w Polsce, o tym jak żyli i latali w Anglii, o Cyrku Skalskiego, o Afryce. Te
historie o działaniu w zespole ja nawet potem przekazywałem moim studentom. Wiele rzeczy nie pamiętam, minęło już 50 lat, ale pamiętam, że
myśmy wszyscy na niego patrzyli jak na jakiegoś, no… Ja wiem? Księcia
z bajki!
Film nie podbił serc Polaków. Krytyka nie zostawiła na nim suchej nitki. Lucjan
Kydryński napisał o filmie w „Przekroju”:
Moi Drodzy! Po paru świetnych i paru udanych filmach, nasza produkcja powróciła „Historią jednego myśliwca” do dawnych kiepskich wzorów. Żenujący scenariusz, żenująca – na ogół – robota aktorska, żenujące
dialogi… Najbardziej zaś irytujące jest to, że aż tak zepsuto aż tak pasjonujący temat: udział polskich lotników w sławnej Bitwie o Anglię. Dziwny
zaiste jest ten hołd, jaki po kilkunastu latach składają nasi filmowcy uczestnikom Battle of Britain. Na ekranie nie pokazano ani jednego ich sukcesu,
ani jednej zwycięskiej walki, zwycięskiej wyprawy! Dziwny jest również
ten bohater, którego, trzykrotnie zestrzeliwują; za każdym razem wcześniej niż on sam zdążył w ogóle wystrzelić… Jeśli wszyscy Polacy w RAF-ie
mieliby takie umiejętności i takie szczęście, jak ów filmowy „as” Stefan
Zaremba, to wkład ich do walki z Luftwaffe byłby dla Anglii co najmniej
uciążliwy. Historia mówi o sukcesach naszych lotników, film Drapelli opowiada wyłącznie o ich śmierci. Film ma swoje prawa i wymaga przestrzegania pewnych proporcji w komponowaniu sytuacji. Trzykrotna porażka
i wreszcie śmierć bez jednego zwycięstwa? Widz przestaje rozumieć, po
co ów Zaremba uparcie pcha się do lotów bojowych i po co uparcie powierzają mu maszynę, jeśli z każdego lotu wraca… bez maszyny, ale za to
pełen patosu. A napominają go koledzy w powietrzu: „Zaremba uważaj,
Zaremba wejdź w słońce, Zaremba atakują cię, Zaremba z prawej strony!” Cóż, kiedy Zaremba myśli w powietrzu o kociakach… Panowie, tak
nie wolno robić filmu o takich sprawach! Przecież ostatecznie obroniliśmy wówczas tę Anglię. No, nie? Drapella postawił w swym filmie przede
wszystkim na „mrożenie krwi w żyłach”. Mrozi więc w myśl starych amerykańskich recept, tyle, że bez hollywoodzkiej rutyniarskiej sprawności.
Jest i pędzące auto wśród pękających bomb, jest operacja dokonywana
w kostnicy i w dodatku wykryta przez Niemców, jest kociak wskakujący
lotnikowi do łóżka, aby uchronić go przed hitlerowcami… Uff! Niczego tutaj nam nie oszczędzono. Film brzmi fałszywie. Mimo współpracy rzeczy-
powrót do życia
155
wistego, prawdziwego asa Bitwy o Anglię, Stanisława Skalskiego, mimo
autentycznych archiwalnych zdjęć RAF-u. Brzmi fałszywie także wskutek
nieporadnych, nudnych i pełnych patosu dialogów („Jest wojna, Margaret!” – „Tak, jest wojna!”) i wskutek kiepskiego aktorstwa. Grają: Bogusz
Bilewski, Krystyna Iwaszkiewicz, Danuta Nagórna. Publiczność stale domaga się oglądania na ekranie aktorek, które niegdyś okazały się doskonałe, po czym – niemal w ogóle – przestały być brane pod uwagę w filmie:
Śląskiej, Szaflarskiej, Drapińskiej, Winnickiej. Dlaczego ich nie oglądamy,
natomiast oglądamy niejednokrotnie aktorki niemające szans na ekranie
– to pozostanie zapewne tajemnicą realizatorów…
O ile film nie zrobił furory, to książka Czarne krzyże nad Polską doczekała się
wielu wznowień. Ostatnie wydanie pojawiło się na rynku wydawniczym już po
śmierci autora, w 2006 roku.
Prawie rok po powrocie naszego bohatera do wojska, gen. Frey-Bielecki wystąpił z wnioskiem o awans Skalskiego na stopień podpułkownika. Napisał w nim
między innymi:
W ubiegłym roku został powtórnie przyjęty do służby wojskowej.
Ukończył kurs przeszkoleniowy na samolotach odrzutowych. Jest oficerem inteligentnym. Posiada duże doświadczenie bojowe.
Minęło niemalże 15 lat, gdy dowództwo PSP awansowało kapitana Skalskiego
na stopień majora.
W okresie odwilży lotnikom, którzy wrócili z Zachodu, umożliwiono spotkania ze zwykłymi ludźmi. Jeździli po szkołach, zakładach pracy, salach konferencyjnych, by opowiadać o swoich powietrznych przewagach nad Niemcami.
Entuzjazm, z jakim witano Wacława Króla, Witolda Łokuciewskiego, Stanisława
Skalskiego czy też Ignacego Olszewskiego bardzo zaskoczył lotników. A jednocześnie cieszył, że mogą dzielić się swoimi historiami z prostymi ludźmi. Lublin,
Warszawa, Radom, Bydgoszcz – wszędzie na spotkania przybywały tłumy słuchające z zapartym tchem każdego słowa pilotów, proszące o autografy, z wypiekami
na twarzy rzucające nieśmiałe pytania do bohaterów. W gazetach pojawiały się
wywiady, wspomnienia, zdjęcia. Popularność lotników Polskich Sił Powietrznych
w społeczeństwie sięgnęła zenitu.
Pod koniec 1957 r. Józef Dobrowolski wystąpił w imieniu polskiego asa z wnioskiem o odszkodowanie za szkody wyrządzone przez funkcjonariuszów państwowych, zgodnie z ustawą uchwaloną w listopadzie 1956 r. Wśród wyszczególnionych strat pilota z powodu uwięzienia pojawiły się pozycje: utracone uposażenie, równowartość umundurowania, paczek i przekazów pieniężnych, kosztów
prowadzenia sprawy, kosztów przejazdów matki do więzienia, zniszczonej odzieży, a także wartość odszkodowania za krzywdę moralną. Z wyliczeń adwokata wynikało, że ludowe państwo powinno wypłacić lotnikowi około 300 tysięcy złotych,
156
Generał pilot Stanisław Skalski. Portret ze światłocieniem.
czyli równowartość ówczesnych 275 średnich pensji. Jakież było zaskoczenie
wnioskującego, gdy z końcem roku otrzymał informację, że... spóźnił się z wnioskiem i nie dostanie nic. Tuż po Nowym Roku wpłynęło do sądu zażalenie poszkodowanego na decyzję sądu. Po tygodniu niepewności okazało się, że warszawski
Sąd Okręgowy Wojskowy uchylił swoją poprzednią decyzję i po uzupełnieniu
dokumentacji przystąpił do rozpatrywania wniosku. Prawie trzy miesiące trwało,
trwało, nim sąd uznał wniosek Skalskiegoo. W uzasadnieniu organ sprawiedliwości nie uwzględnił w wyliczeniach odszkodowania wszystkich składników, jak
choćby za umundurowanie. Ponadto zastosował bardzo dowcipną interpretację
wyliczeń poborów. Doszedł bowiem do wniosku, że nie można zwrócić pilotowi
całych utraconych zarobków, ponieważ podstawą
dla określenia odszkodowania z tytułu utraconego zarobku winna być
przypuszczalna wysokość wynagrodzenia za pracę zmniejszoną jednak
o odpowiednią część z tego, że praca, choć bez winy poszkodowanego,
faktycznie jednak wykonywana nie była i że poszkodowany w związku
z tym nie ponosił niektórych wydatków normalnie obciążających jego zarobek.
Zamiast 100% zwrotu utraconej gaży, sąd przyznał tylko… połowę. Od wyliczonej kwoty odjęto wcześniej wypłacone pieniądze, jak i zapomogę. Dodatkowo
przyznano tytułem nawiązki za krzywdę moralną kwotę mniejszą niż dziesięciokrotna średnia ówczesnych zarobków. Ludowe państwo nie dość, że nie zrekompensowało Skalskiemu całkowicie strat materialnych, to jeszcze wyceniło jego
poniżenie na śmieszną kwotę. Dla lotnika kwestia odpowiedzialności państwa za
krzywdy, jakich doznał, nie została zamknięta. Upomniał się o to po 1989 r., już
w III RP. W 1994 r., po wejściu ustawy o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych
wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu
Państwa Polskiego, wystąpił o wyrównanie szkód. Tym razem sąd skrupulatnie
policzył straty Skalskiego z powodu represji i zwrócił różnicę, jaka należała się
lotnikowi. Wielokrotnie większa była rekompensata za straty moralne, co wydaje
się zrozumiałym. Budzi natomiast wątpliwości tytuł, z jakiego dokonano próby
naprawienia szkód. Rzeczywiście Skalski został aresztowany z powodu działalności na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego, ale prowadzonej nie przez
niego, ale Władysława Śliwińskiego.
Generał Marian Spychalski, minister obrony narodowej, skupił wokół siebie
prawdziwie wybuchową mieszankę, złożoną z przedwojennych oficerów i partyzantów Armii Ludowej, która tworzyła Radę Wojskową. Próbowała ona łączyć,
wrogie dotąd, tradycje wojskowe II RP z interesami Polski Ludowej oraz Układu
Warszawskiego. Mrzonki o polonizacji LWP nie mogły podobać się Moskwie,
wobec czego jej ludzie w Warszawie przystąpili do działania. Wywiadowcy dowódcy Wojskowej Służby Wewnętrznej, gen. Aleksandra Kokoszyna, pracowicie
nagrywali rozmowy polskich oficerów. Wraz z Szefem Sztabu Generalnego, gen.
powrót do życia
157
Jerzym Bordziłowskim, Kokoszyn szukał pretekstu, by rozbić grupę Spychalskiego. W czerwcu 1960 r. obsadzono stanowisko szefa Głównego Zarządu Politycznego LWP nowym człowiekiem. Był nim gen. Wojciech Jaruzelski. Nie zasypiając
gruszek w popiele, rozkazał on sporządzić spis podejrzanych politycznie oficerów. Nie minęło nawet pół roku, gdy na jego biurku pojawiła się lista z 40 nazwiskami, na której przeważali oficerowie żydowskiego pochodzenia. Pojawił się na
niej także Stanisław Skalski.
Minął już czas, gdy polski as mógł dzielić się swoim kunsztem w powietrzu
z młodymi lotnikami. Z końcem stycznia 1958 r. został uziemiony i znowu wylądował
za biurkiem, tym razem jako szef Wydziału Tłumaczeń54. W połowie 1959 r. ożenił
się z Marią Janiną z domu Sobiczewską. W mieszkaniu przy Alei Wyzwolenia od
tego dnia było słychać dziecięcy śmiech. Skalski uczył się nowej życiowej roli bycia ojcem dla swojej pasierbicy Jolanty. Niedługo po tym wydarzeniu do Warszawy
przyjechał Karol Pniak, by odwiedzić swojego dawnego przyjaciela i zobaczyć jak
mu się powodzi. Nie wiadomo, o czym rozmawiali, ale było to ich ostatnie spotkanie. Nie utrzymywali już później żadnego kontaktu. Skalski pojawił się w Szczakowej, miejscu zamieszkania Pniaka, długo po śmierci swojego przyjaciela z toruńskiej eskadry, gdy w 1998 r. odsłaniano tablicę pamiątkową ku czci lotnika.
W 1965 r. władza ludowa nie zezwoliła na wyjazd polskiego lotnika do Wielkiej
Brytanii. RAF obchodził uroczyście ćwierćwiecze bitwy, która zaważyła na losach
wojny. Brytyjczycy zaprosili także Skalskiego, jako uczestnika tych zmagań, ale nie
dostał paszportu. Za to ludowe lotnictwo awansowało go na stopień pułkownika,
pewnie na otarcie łez. Co zresztą potwierdzałby wniosek, w którym napisano m.in:
W związku z 25 rocznicą historycznej Bitwy o Wielką Brytanię proponuję awansować ppłk pilota Stanisława Skalskiego do stopnia pułkownika.
We wrześniu przyleciał do Polski jeden z byłych dowódców 303 Dywizjonu
Myśliwskiego, Jan Falkowski. Był uroczyście podejmowany przez oficjeli z LWP.
Spotkał się ze swoimi kolegami z czasów wojny: Stanisławem Skalskim, Witoldem Łokuciewskim, Stefanem Witorzeńciem, Tadeuszem Nowierskim oraz niezapomnianym z roli Onufrego Zagłoby z serialu Przygody Pana Michała, Mieczysławem Pawlikowskim, również lotnikiem PSP. Wspólnie złożyli kwiaty na grobie
Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Pobyt byłego dowódcy „Kościuszkowców”
był szeroko komentowany w prasie codziennej w kraju. Reporterzy chodzili za
nim krok w krok dokumentując miejsca, w których był i ludzi, z którymi się spotkał. Piękną serię zdjęć z tej okazji wykonał Eustachy Kossakowski, ówczesny
współpracownik miesięcznika „Polska”.
Wyciąg z opinii służbowej: Ppłk Skalski na stanowisku szefa Wydziału Tłumaczeń wykonuje
obowiązki związane z kierowaniem pracą tłumaczy i organizacji wydawania „Przeglądu literatury lotniczej i OPL”. Systematycznie prowadzi osobiście studia w zakresie zagranicznego
piśmiennictwa fachowo-lotniczego i inicjuje tłumaczenie szeregu wartościowych materiałów
z dziedziny operacyjno-taktycznej i technicznej.”
54