prof. Robert Piłat, Uniwersytet i aspiracje humanistyki
Transkrypt
prof. Robert Piłat, Uniwersytet i aspiracje humanistyki
Robert Piłat UKSW UNIWERSYTET I ASPIRACJE HUMANISTYKI 1 Uprawiający nauki humanistyczne mają naturalną skłonność do zastanawiania się nad miejscem humanistyki w kulturze. Czasem są do tego namysłu dodatkowo zmuszani, na przykład przez nowe rozwiązania w zakresie zarządzania nauką, jak to ma miejsce obecnie. Humanistyka z trudem znajduje dla siebie przestrzeń wśród uregulowań odwołujących się do wymiernych efektów i planowania działalności badawczej, zmierzających do efektywnego wydawania publicznych środków na naukę. Humanistyczna refleksja nie wytwarza wiedzy w taki sam sposób jak nauki przyrodnicze. Myśl humanistyczna polega na radykalnej refleksji, której integralną częścią staje się refleksja nad nią samą i jej twórcą. Humanistyka jest refleksją, której przedmiot stanowi s a m a refleksyjna i s t o t a . Jeśli można ją nazwać poznaniem świata, to w tym sensie, że jest to świat obejmujący owe refleksyjne istoty. W krytycznych powrotach do samego siebie refleksyjny podmiot nie osiąga wymiernych wyników. Trudno też wskazać postępy w osiąganej tu wiedzy. Dzieje humanistyki nie polegają na zastępowaniu gorszych teorii teoriami lepszymi, lecz na dialogu, oddziaływaniu osobowości i stylów. Dialog ten toczy się nie tylko w bliskim sąsiedztwie, lecz poprzez wieki, języki i kultury. Właściwą jego dziedziną – szczególnie w filozofii – są sądy i odczucia n o r m a t y w n e . Poszukujemy norm ludzkiego poznania, działania, a nawet normatywności czystego doświadczenia. W obrębie humanistyki powstaje normatywny obraz człowieka i jego najistotniejszych dążeń. Mechanizm zarządzania publicznymi środkami na naukę zmusza obecnie humanistykę do takiego uzasadniania swojego istnienia, jakiego wcześniej nie znała. Mam tu na myśli między innymi punktową „wycenę” publikacji, godzinowe przeliczniki w odniesieniu do wysiłku włożonego przez studentów w naukę, sposób 1 Obecny tekst jest rozwinięciem wykładu wygłoszonego na spotkaniu Wspólnoty Uniwersyteckiej w Krakowie dnia 7 grudnia 2012 roku. W obszerniejszej postaci stanowi on wstęp do książki „Powinność i samowiedza, Studia z filozofii praktycznej”, Wydawnictwo UKSW, Warszawa 2013 (w druku). Książka ta była finansowana częściowo w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Szkolnictwa Wyższego pod nazwą „Narodowy Program Rozwoju Humanistyki” o numerze nr 0137/FNiTP/H11/80/2011 realizowanego w latach 2011-2013. udzielania dotacji na badania, gdzie w procesie wnioskowania wynik naukowy – z natury trudny do przewidzenia − ma być przewidziany i wreszcie rozrastającą się sprawozdawczość o proweniencji biznesowej. Nauki przyrodnicze znoszą te warunki stosunkowo dobrze, uczeni świadomi są bowiem wysokich kosztów uzyskiwania nowej wiedzy i zobowiązań, jakie się z tym wiążą. Oczywiście nawet w humanistyce badania nie są bezcielesnymi aktami, lecz pracą wymagającą pewnych materialnych warunków. Konieczne jest branie pod uwagę kosztów i tego, kto te koszty ponosi. Naturalne środowisko humanistyki stanowi uniwersytet, którego istotą jest nie tylko wolność prowadzenia badań, lecz także decyzja o pewnym sposobie życia. Ten sposób życia wymaga s p o ł e c z n e g o p r z y z w o l e n i a . Wolność uniwersytetu trzeba jakoś połączyć z poczuciem społecznej odpowiedzialności. W publicznych debatach słusznie wskazuje się na głęboką demoralizację niektórych środowisk akademickich, gdzie rozpowszechnione są wyrachowanie (domaganie się dużych środków na słabe projekty), niesumienność w realizacji statutowych zadań (słaby poziom nauczania i publikacji), nieuczciwość naukowa (plagiaty, „koleżeńskie” recenzje), nepotyzm. Są to prawdziwe zmory dzisiejszych uniwersytetów i nie omijają dziedzin, które za przedmiot mają właśnie najdonioślejsze idee normatywne. Lecz problem leży głębiej. Przez obecne polityczne i środowiskowe debaty na temat kondycji uniwersytetu zdaje się przezierać swego rodzaju zbiorowa wola, kierująca się przeciwko samej istocie przedsięwzięcia, które legło u podłoża uniwersytetu – zamiłowania do wiedzy jako formy istnienia ludzkiego umysłu. Dążenie do prawdy jest w obrębie tego ideału nieodłączne od uformowania i przemiany poznającego umysłu. Postulat ten rozciągał się na wszystkie nauki, również przyrodnicze. Lecz jego działanie jest dziś coraz słabiej wyczuwalne; trzeba dopiero historyków myśli jak Pierre Hadot, by przypomnieć nam o dawnych ideałach życia duchowego i ćwiczeń duchowych mających na celu doskonalenie nie tyle cywilizacji i kultury, co ich twórcy. Nie należy oczywiście idealizować dawnych czasów – tylko garstka uprzywilejowanych cieszyła się dawniej dostępem do humanistycznej kultury. Lecz ta garstka poruszała się w obszernym systemie, który w jakiś sposób jej potrzebował, a w każdym razie legitymizował jej istnienie. Systemy legitymizacji humanistyki były stale dostępne. Przez stulecia europejskiej kultury uzasadnienia i motywacji do studiów humanistycznych dostarczała religia. Dziś problemem nie jest to, że niewielu odczuwa potrzebę wiedzy humanistycznej. Sytuacja jest nawet przeciwna − takich osób jest więcej niż dawniej, na pewno w sensie bezwzględnym, a być może również w proporcji do całej populacji. Problem leży w słabnącym systemie społecznej l e g i t y m i z a c j i . Spór o uniwersytet toczy się na coraz wątlejszym wspólnym gruncie aksjologicznym. Ma się wrażenie, że uniwersytet przestał wyrażać wartości wspólne, a zaczął funkcjonować po prostu jako instytucja wśród innych instytucji i jako subkultura w obrębie szerszej kultury. Spór o naukę i uniwersytet coraz częściej staje się sporem politycznym pomiędzy grupami interesów. To ten spór wielu osobom wydaje się kluczowy. Sprowadza się go do kwestii finansowania nauki, maskując w ten sposób problem istotniejszy, związany ze społeczną legitymizacją. Panuje dziś dość powszechna i trafna, jak sądzę, opinia, że uniwersytet przechodzi poważny kryzys i nie brak głosów mówiących, że tego kryzysu nie przetrwa. Społeczne przyzwolenie na tę formę życia może zostać wycofane – pesymiści twierdzą, że to już się stało. Ci zaś, którzy należą do uniwersyteckiej wspólnoty i nauczyli się powtarzać za Arystotelesem, że „człowiek z natury pragnie poznawać”, nie chcą uwierzyć w ten stan rzeczy i zapewne nie uwierzyliby weń nawet gdyby ten proces już się dokonał. Zresztą trudno uwierzyć w prawdziwość takiej diagnozy, kiedy widzi się obfitość doskonałej twórczości humanistycznej, a w tym wyrafinowaną jakość współczesnej filozofii. Wydaje się, że zachodzą dwa niezależne procesy odpowiedzialne za te niezgodne wzajemnie spostrzeżenia. Jeden przebiega we wnętrzu uniwersytetu, który mobilizuje swoje najlepsze zasoby i w obliczu kryzysu jeszcze bardziej – z jeszcze ostrzejszą świadomością − żyje swoją misją. Drugi przebiega na zewnątrz, w dziedzinie społecznej legitymizacji. Te dwa procesy przecinają się, a efekt ich zderzenia jest trudny do przewidzenia. Obecnie przeważają pesymistyczne prognozy, lecz ogólna niepewność ma to do siebie, że pesymistyczny scenariusz nie jest bardziej prawdopodobny niż optymistyczny. Nie chodzi o zasilanie strumienia narzekań, ani bronienia jakiegoś politycznego stanowiska. Pomimo wyliczonych powyżej trudności, istnieje wystarczająco wiele osób otwartych na te problemy. Nie wierzę w często podkreślany upadek zainteresowań humanistycznych, ani w to, że zabraknie chętnych do podejmowania najtrudniejszych specjalistycznych badań z tego zakresu. Problem leży w tym, czy wiedza pochodząca z tych badań będzie miała zdolność przekształcania podmiotu wiedzy w imię perfekcjonistycznych ideałów zrodzonych w jej obrębie. I czym będzie wiedza w ogóle, a w szczególności wiedza humanistyczna, jeśli tej zdolności nie zachowa? 2 Za centralne dla humanistyki, a w szczególności dla filozofii uznałem refleksję. Przyjrzyjmy się temu pojęciu. W swobodnym ujęciu słowo „refleksja” oznacza po prostu intensywny namysł. Oddać się refleksji to tyle co rozmyślać o czymś dłużej, staranniej i okazując zaabsorbowanie tematem. Bardziej specyficzne użycie słowa „refleksja” dotyczy kontrolowania własnego myślenia, kiedy to sprawdzamy jego prawidłowość, wyznaczamy sobie pewne myślowe cele, dostrzegamy rozmaite cechy własnych procesów myślowych. Trzecie użycie słowa „refleksja” dotyczy związku pomiędzy myślami, spostrzeżeniami, doświadczeniami i ich podmiotem. Przedmiotem refleksji jest tu nie tyle treść, forma czy przebieg własnych procesów umysłowych, co fakt, że w ogóle zachodzą i że są moje – w tego rodzaju refleksji uchwycona jest pewna własność tego, który myśli czy doświadcza, ujawniając w tym samego siebie. Ten ostatni typ refleksji będę nazywał refleksją radykalną i jej będą dotyczyły poniższe uwagi. Wiązanie tego, co w danym podmiocie zachodzi z samym tym podmiotem jest najbardziej intrygującą zdolnością ludzkiego umysłu i ma poważne konsekwencje praktyczne − pozwala kształtować pragnienia, intencje i postanowienia, a zatem te akty, za które ponosimy osobistą odpowiedzialność. Chciałbym pokazać trzy przykłady zależności pomiędzy radykalną refleksją a ważnymi ideałami praktycznymi. Pierwszy przykład dotyczy sprawiedliwości, drugi szczęścia, trzeci moralnej odpowiedzialności. 1. Nie sposób bez radykalnej refleksji sformułować zasad s p r a w i e d l i w o ś c i . Jeśli zdefiniujemy ją jako stan, w którym pewne dobra przysługują tym, którym się należą (klasyczne określenie Platona z dialogu Państwo), to w każdej sytuacji należałoby znać odpowiedź na pytanie: co mi się należy? Chodzi o stwierdzenie, które dobra wspierają moje człowieczeństwo, a przez to uzasadniają moje roszczenia do tych dóbr. Radykalizm stanowi ważny element tej refleksji – jeśli refleksja ta nie jest dość radykalna, czyli nie dotyka podmiotu jako takiego, umożliwia tylko uzasadnianie jednych roszczeń przez inne. Tego rodzaju uzasadnienia są niepewne i często moralnie ryzykowne. Można na przykład powołać się na swoje potrzeby, lecz trzeba najpierw wiedzieć, czy są one słuszne. Można też powołać się na swoją społeczną rolę, lecz trzeba najpierw zapytać, czy rola ta jest uzasadniona i pożyteczna. Dobrym przykładem radykalnej refleksji leżącej u podłoża koncepcji sprawiedliwości jest dyskutowana od ponad trzydziestu lat teoria sprawiedliwości Johna Rawlsa. Radykalizm modelu Rawlsa polega na tym, że w jego ramach osoby próbujące między sobą uzgodnić zasady sprawiedliwości muszą dokonać pewnego eksperymentu myślowego − zawiesić wszelkie przekonania odnośnie własnych cech, spojrzeć na siebie jak na jednostki całkowicie równorzędne z innymi. Zasady sprawiedliwości powinny się bowiem stosować jednakowo (z tą sama dozą słuszności) przy każdej kombinacji osobistych cech ludzi, którzy godzą się na te reguły sprawiedliwości. 2. Bez radykalnej refleksji ujawniającej własną podmiotowość nie można osiągnąć s z c z ę ś c i a , ani nawet rozsądnie do niego dążyć. Poczucie spełnionego życia musi być bowiem ściśle związane z własnym tego życia projektem. Projekt ten zakłada uchwycenie własnego życia jako pewnej jedności, o której sumarycznej jakości da się orzekać. Lecz związanie w jedność wszystkich wątków życia: stanów, dążeń, interesów itd. nie da się realizować czysto teoretycznie – przez poznanie jakieś spajającej je wszystkie własności. Dynamiczna istota, jaką jest człowiek, po prostu takiej własności nie ma. Jeśli można myśleć o swoim życiu jako o całości, to nie w sposób przedmiotowy, lecz za sprawą z góry danej jedności mnie samego jako podmiotu własnych działań i własności. Lecz tej jedności nie można przeżyć w zewnętrznym doświadczeniu, nawet jeśli ja sam stanowię jego przedmiot. Jedność ta jest dana tylko w radykalnej refleksji – zwróceniu się ku podstawie własnych doświadczeń i działań. 3. Bez radykalnej refleksji nie może być mowy o moralnej o d p o w i e d z i a l n o ś c i za własne czyny, myśli, intencje czy przekonania. Fakt, że obiektywnie biorąc jestem ich autorem, daje wprawdzie podstawę do ponoszenia społecznej odpowiedzialności − tu wystarczy, że jest się zasadnie postrzeganym jako autor tych właśnie działań. Jednak taka następcza, społeczna odpowiedzialność nie jest jeszcze odpowiedzialnością moralną. Tę ostatnią nie tyle ponosimy, co przyjmujemy – zanim nastąpi działanie lub w momencie działania, zanim dosięgną nas jego konsekwencje. Aby móc działać odpowiedzialnie w tym sensie, potrzebne jest ustanowienie własnego autorstwa przez siebie samego, co oznacza, że już w momencie działania dokonujemy aktu radykalnej refleksji. Te fundamentalne związki sprawiają, że projekt życia opartego na radykalnej refleksji wciąż się odnawia, nawet wówczas, gdy ktoś ma ochotę powtórzyć za Saulem Bellowem, że być może życie nie poddane refleksji nie jest warte przeżycia, jak twierdził Sokrates, lecz życie poddane refleksji sprawia, że chce się umrzeć (Ravelstein). Lecz nie nastrój pisarza, lecz procesy cywilizacyjne sprawiają, że trzeba postawić pytanie: Czy projekt radykalnej refleksji ma jeszcze sens? Czy dzisiejszy człowiek odnajdzie dość powodów i motywacji, by powtórzyć za św. Augustynem, że przede wszystkim sam dla siebie jest pytaniem i że tu właśnie – w tej prawdzie o sobie samym – tkwią odpowiedzi na inne istotne pytania dotyczące działania wśród ludzi, stosunku do materialnego świata, a nawet relacji do Boga? Przypuśćmy, że ktoś tych powodów i motywacji już w sobie nie znajduje, a mimo to chce zachować ideały sprawiedliwości, szczęścia, odpowiedzialności moralnej. W jaki sposób taka osoba mogłaby je przeformułować, nie próbując przy tym uchwycić samej siebie w radykalnej refleksji? A może nie potrzebujemy głębokich uzasadnień, tylko po prostu prawdziwych i przekonujących, co samo w sobie nie zakłada wiele o samym myślącym podmiocie? Kiedy wypowiadamy się na temat technologii, architektury, konsumpcji itd., nie szukamy ostatecznej podmiotowości naszych przeżyć czy preferencji. Akceptujemy fakt, że to co sądzimy nie musi wynikać z naszej własnej istoty – istnieją wszak role społeczne, dobieranie środków do celu, optymalizacja wyborów i wiele innych czynności , w których zadowalamy się uzasadnieniami relatywnymi. Wolałbym na przykład, by nowy wieżowiec budowany w centrum miasta nie był tak brzydki, jak te, które już tu stoją; chciałbym, by wymyślono bardziej ekologiczne paliwa i żeby znaleziono sposób na bezpieczniejsze magazynowanie odpadów radioaktywnych. Jestem w stanie pójść w swych rozważaniach nawet tak daleko, by poważnie postawić pytanie o same zasady naszej cywilizacji: Na czym polegają dzisiejsze kanony piękna? Czy musimy zużywać tyle energii i tyle konsumować? Argumentując za tą czy inną odpowiedzią, możemy powołać się na liczne wartości − psychiczne, moralne, emocjonalne. Lecz jak uzasadniamy same te wartości? Ale najczęściej rozważania takie kończą się konstatacją jakiejś oczywistości, o której nie ma sensu dalej mówić. Lecz gdyby wchodzące tu w grę wartości były oczywiste, to skąd brałyby się ostre kontrowersje wokół wymienionych przykładowo kwestii? Prawdziwe odpowiedzi muszą w końcu dotknąć ugruntowania wartości, na które cała dyskusja się powołuje. Dlaczego więzi międzyludzkie, nieskażona przyroda, bezpieczeństwo, itd. są dla mnie wartościami? Potrzeba radykalnej refleksji jest więc potrzebą dogłębnych, uwzględniających sam podmiot namysłu uzasadnień. Tu jednak pojawia się kolejny kłopot. Otóż jedyną dziedziną, w której uzasadnienia spełniają najostrzejsze normy poprawności, jest nauka, a ta jest projektem coraz bardziej obcym radykalnej refleksji. Konstatuje się słusznie, że refleksja, a co za tym idzie humanistyka, nie jest w stanie wygenerować uzasadnień o rygorach naukowych. Kiedy humanistyka próbuje się podawać za taką samą naukę jak nauki przyrodnicze i matematyczne – te ostatnie stawiają czasem veto. Następuje bunt nauki przeciwko uroszczeniom radykalnej refleksji. Przybiera on na przykład postać krytyki rzekomej dominacji humanistyki w kulturze. Na początku XX wieku taki bunt zainicjowało Koło Wiedeńskie – grupa filozofów pragnących wyprowadzić całą potrzebną człowiekowi wiedzę z rygorystycznych procedur naukowych. Niedawno ów bunt przybrał postać tzw. trzeciej kultury, swoistego ruchu filozofujących naukowców przeciwstawiających się roszczeniom humanistyki do kształtowania samowiedzy człowieka. Do grupy naukowców współtworzących manifest trzeciej kultury należą tak sławne postacie jak Stephen J. Gould Richard Dawkins, Marvin Minsky, Roger Penrose, Roger Schank, Murray Gell-Mann. Ich zgodnym przekonaniem jest to, że humanistyka często przekracza swoje kompetencje, próbując porządkować nasz sposób używania pojęć. Dąży ona do ustanowienia racji tam, gdzie jest to niemożliwe, dlatego zawsze zawiera dozę arbitralności, do której niechętnie się przyznaje. Zwolennicy trzeciej kultury nie negują potrzeby refleksyjnego kierowania własnym życiem. Postulują jednak, by było ono powiązane z najlepszą dostępną wiedzą podlegającą surowym metodologicznym regułom, czyli wiedzą naukową. Nie ma prostego wyjścia z opisanego powyżej „sporu fakultetów”. Humanistyka kultywuje tradycję refleksyjnego podmiotu, który w radykalnym namyśle zwraca się ku podstawie własnych działań, myśli i postaw. W każdej sytuacji tworzącej nowy stan rzeczy wciąż od nowa zaczyna swe poszukiwania możliwie najgłębszych racji. Przy całej swej niestabilności i prowizoryczności humanistyka korzysta z bogatych wspólnych zasobów języka i kultury; nie buduje gmachu wiedzy jak nauka, lecz opiera się na wspólnocie refleksji. Wspólnota ta nie da się zrekonstruować logicznie, to znaczy przez odniesienie do pewnego docelowego dzieła, jakim byłaby spójna teoria człowieka i jego miejsca w świecie. Utrzymywanie tej wspólnoty wymaga raczej utrzymywania wzajemnego zobowiązania tych, którzy poszukują rozumienia na drodze refleksji. Jest to zobowiązanie wobec pewnej wirtualnej wspólnoty uobecniającej się dziełach kultury. Humanista ma towarzyszy w historii kultury i t o w o b e c n i c h (wobec „martwych poetów”) musi się czuć odpowiedzialny. Teoretycznie ta wirtualna wspólnota mogłaby trwać w rozproszeniu, jedynie mocą tworzonych dzieł. Egzystowałaby po prostu w twórcach i odbiorcach. Lecz, jak wspomniałem na początku tej wypowiedzi, od kilkuset lat istnieje instytucja mająca ową wspólnotę urzeczywistniać w konkretnych czasach – instytucja uniwersytetu. Jest ona wspólnotą poznawczych poszukiwań, obejmującą jednocześnie humanistykę i nauki ścisłe. Pomimo metodologicznych różnic miały one koegzystować w oparciu o ideę prawdy. Dziś często stawia się pytanie: Czy idea uniwersytetu jest nadal aktualna? Odpowiedzi padają pesymistyczne. Po pierwsze ze względu na krytykę samej idei prawdy. Po drugie ze względu na wspomniany wyżej „spór fakultetów” − wprawdzie nie pierwszy w historii, lecz być może pierwszy, którego uniwersytet nie przetrwa. Po trzecie ze względu na pojawiające się wciąż na nowo zagrożenie ideologizacją humanistyki i jej narastającego upolitycznienia. Jako jedyną siłę porządkującą całą dziedzinę wiedzy przedstawia się ekonomiczno-społeczny pragmatyzm. Nauki i humanistyka muszą na równi dostosowywać się do szeroko pojętego rynku. Dziedziny, które z powołania poszukują uzasadnień, same muszą uzasadniać swoje istnienie, i to w języku, którego nie znają. Kwestie te są obecnie szeroko dyskutowane w związku z reformami wyższego szkolnictwa w wielu krajach, również w Polsce. Nietrudno dostrzec, że pole publicznej aprobaty dla radykalnej refleksji systematycznie się zmniejsza. Przedstawiłem powyżej rozumowanie, które pozwala przynajmniej częściowo zrozumieć, dlaczego się tak dzieje. Trzeba na koniec spytać, czy to rozumienie daje również jakąś realistyczną wizję przyszłości. Wydaje mi się, że tak, choć wizja ta będzie bardzo lapidarna. Brzmi następująco: problem ze statusem radykalnej refleksji w kulturze polega na tym, że starano się refleksję upodobnić dla nauki i żądać wykazania płynących z niej pożytków. Tymczasem refleksja jest formą życia opartą na wolnej decyzji, że chce się żyć w przestrzeni wzbogaconej o wymiary pojęciowe, językowe, metaforyczne – twory własnego umysłu mające jakoś dobitniej i prawdziwiej wyrazić ich twórcę. Mogą je wyrazić w czynach, które tylko w tej przestrzeni są możliwe. Życie w niej jest wolną decyzją, a więc czymś z definicji możliwym i prospektywnym. Tylko brak tej decyzji zdolny jest zamknąć przyszłość refleksji. Czy można to sobie wyobrazić? Tak, cywilizacja techniczna nie stwarza kulturze refleksji wielkie pola do działania. Lecz jak dotąd wizja końca projektu człowieka, który w refleksji poszukuje zasady kierowania swych życiem była tak dalece nie do przyjęcia, że motywowała odnowienia zobowiązania, o którym była mowa wcześniej i pomagała raz jeszcze ufundować wspólnotę refleksji. Prawdopodobnie i dziś rodzą się przesłanki do takiej odnowy, trudno je tylko dostrzec, wśród politycznych i cynicznych tonów dyskusji o dalszych losach uniwersytetu.