Wyścig z wiatrem

Transkrypt

Wyścig z wiatrem
LAUREN ST JOHN
Wyścig
z wiatrem
Przełożyła z angielskiego
Grażyna Borkowska
Tytuł oryginału
Race the Wind
Projekt okładki
www.beckyglibbery.co.uk
Fotografia na okładce
© Ludwig Rosenlechner/iStock/Getty Images
Ilustracje wewnątrz książki
© Gizele/Fotolia.com
Redakcja
EWA CZAPSKA-KOWALIK
Korekta
MARTA DOBROWOLSKA
Redakcja techniczna
LOREM IPSUM
Text copyright © 2013 by Lauren St John. The right of Lauren St John to be identified
as the author of this work has been asserted. All Rights Reserved
First published in Great Britain in 2013 by Orion Children’s Books an imprint of
Hachette Children’s Group published by Hodder & Stoughton Limited An Hachette
UK company
Polish edition © Publicat S.A. MMXVI
All rights reserved
ISBN 978-83-271-5576-4
jest znakiem towarowym Publicat S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00
e-mail: [email protected], www.publicat.pl
Oddział we Wrocławiu
50-010 Wrocław, ul. Podwale 62
tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66
e-mail: [email protected]
Dla mojej siostry, Lisy,
oraz ku pamięci Gwiazdy Porannej i Kasandry
1
Koń wyczuł zbliżające się kłopoty, zanim którykolwiek z mieszkańców chatki otworzył oczy. Zwierzę wpatrywało się w dwa snopy światła przecinające pogrążoną w ciemności wiejską drogę, na
której rzadko widywano samochody o godzinie 3:35 nad ranem.
Zapowiedź Sztormu przestąpił w stajni z nogi na nogę. Bolały
go mięśnie, ale nie był to nieprzyjemny ból. W jego uszach wciąż
rozbrzmiewał aplauz tłumu, który kilka godzin wcześniej zagrzewał go do walki o zwycięstwo. Galopował wtedy z taką prędkością, że jego ogromne serce, dwa razy większe niż serce zwyczajnego konia, o mały włos nie wyskoczyło z piersi. Gdyby jednak miał
jeszcze raz stanąć do biegu, nie zawahałby się ani chwili. Jeśli bowiem kochał coś bardziej niż skoki, dzięki którym czuł się, jakby
latał w powietrzu, to był to właśnie galop. Sztorm uwielbiał ścigać
się z wiatrem.
Zniecierpliwiony, zaczął napierać na drzwi stajni. Już niebawem ptaki ogłoszą trelami nadejście świtu, a promienie słońca rozświetlą złotem korony starych dębów, którym centrum jeździeckie
White Oaks zawdzięczało swą nazwę. Niedługo potem, pobrzękując wiadrami, nadejdzie Morag, menedżerka stajni, do której nie
3
żywił co prawda niechęci, ale która nie wzbudzała w nim również
szczególnej sympatii; a zaspani i rozczochrani stajenni zwloką się
po schodach z mieszkania nad biurem stadniny.
To nie ich jednak Sztorm wypatrywał z taką niecierpliwością.
Czekał, aż dziewczyna, którą bezgranicznie wielbił, przyjdzie po
niego mokrą od rosy łąką, wraz ze starszą kobietą, która pachniała
dalekimi, egzotycznymi krajami i potrafiła dotykiem dłoni ukoić
ból. Kiedy Casey i pani Smith zjawiały się każdego ranka w stajni,
Sztorm nabierał pewności, że wszystko w otaczającym go świecie
jest w porządku.
Tego dnia jednak coś się nie zgadzało. Kiedy samochód dojechał do ogrodzenia stadniny, zwolnił i wyłączył światła. Niczym
skradająca się pantera sunął powoli podjazdem, by zatrzymać się
przed drzwiami Peach Tree Cottage. Po chwili wysiadły z niego
trzy pogrążone w mroku sylwetki.
W niewielkim pokoiku na piętrze domku Peach Tree Cottage, pośrodku hrabstwa Kent, noszącego dumną nazwę Ogrodu Anglii,
leżała pogrążona w głębokim śnie Casey Blue. Na jej ustach błąkał
się uśmiech. W marzeniach sennych sięgała właśnie po najwyższe
trofeum zawodów jeździeckich Badminton Horse Trials – przepiękną statuetkę trzech srebrnych koni stojących na czerwono-czarnej podstawie. Tłum dookoła wiwatował.
– Cóż za niezwykłe osiągnięcie Casey Blue! – ekscytował się
komentator. – To najmłodsza zwyciężczyni w historii jednego
z najtrudniejszych konkursów jeździeckich na świecie.
Nie dodał, że ktoś pochodzący z ubogiej rodziny, dorastający
wśród betonowych blokowisk londyńskiej dzielnicy East End, a teraz dosiadający konia wykupionego z ubojni za marnego dolara,
4
nie ma prawa pokonywać w zawodach najlepszych jeźdźców;
Casey podejrzewała jednak, że tak właśnie myśli. Zresztą, któż
mógłby mieć mu to za złe? A jednak niemożliwe stało się możliwe. Ostatniego dnia zawodów, podczas konkursu skoków, Sztorm,
choć miał prawo być osłabiony po wyczerpującej próbie terenowej
z poprzedniego dnia, wykazał się doskonałą formą i sprawił się na
medal.
We śnie Casey uśmiechała się szeroko, od ucha do ucha, aż
rozbolały ją mięśnie twarzy. Ledwie jednak zacisnęła dłonie wokół trofeum, ktoś raptownie wyrwał jej figurkę z rąk i otoczył ją
wianuszek sędziów.
– Zaszła pomyłka – powiedział jeden z nich. – Nie zasłużyłaś
na zwycięstwo.
– Jak to? Dlaczego?
– Przecież twój ojciec to włamywacz, pospolity złodziejaszek.
– To nieprawda! – zaprotestowała z oburzeniem. – Proszę tak
nie mówić. Kiedyś, dawno temu, popełnił błąd, ale już za niego
zapłacił. Odsiedział wyrok w więzieniu. Czy pan nigdy w życiu
nie zbłądził? A poza tym, co ma do rzeczy przeszłość mojego taty?
W zawodach wystąpiliśmy ja i mój koń. To m y daliśmy z siebie
wszystko w próbie ujeżdżenia i wypruwaliśmy sobie żyły w crossie. M y zdobywaliśmy kolejne noty. To n a s z e życie. Czy to się
nie liczy?
Jednak sędziowie odchodzili, unosząc ze sobą odebrane siłą trofeum, a widownia już opustoszała. Tu i ówdzie ktoś jeszcze rzucił
dziewczynie przez ramię krytyczne spojrzenie.
– To my wygraliśmy – protestowała Casey przez łzy. – Doskonale o tym wiecie.
Zbudził ją nagły odgłos walenia do drzwi. Leżała przez chwilę bez ruchu, usiłując rozeznać, czy to rzeczywistość, czy wciąż
koszmarny sen. Czy ona i Sztorm naprawdę wygrali zawody
5
Badminton, czy nie? Ależ tak, wszystko przecież pamiętała! Poszła spać o północy, bo do późnych godzin świętowali zwycięstwo.
Zostawiła trofeum na kuchennym stole, pośród pustych kieliszków po szampanie.
Wtuliła twarz w poduszkę, uśmiechając się z uczuciem ogromnej ulgi. Czekało ją tyle ekscytujących wydarzeń. Najważniejsze
zaś to trzydniowy konkurs Kentucky Three-Day Event, w Stanach
Zjednoczonych. Jako zwyciężczyni zawodów w Badminton, automatycznie się do niego zakwalifikowała. Było to niczym wisienka
na torcie na koniec najpiękniejszego dnia w życiu Casey.
Ponownie rozległo się walenie do drzwi i tym razem dały się
słyszeć kroki na schodach i odgłos włączanego światła. Casey jednak nawet się nie poruszyła. Na zewnątrz panowała ciemna noc,
a tarcza zegara na szafce przy łóżku pokazywała 3:46. Nienawidziła wstawać tak wcześnie, nawet w dniu zawodów.
Poza tym ktoś inny mógł przecież otworzyć. Jej tata i tak
wstawał zwykle skoro świt, tak samo jak Peter, kowal Sztorma
i jednocześnie jej… chłopak. Musiała przyzwyczaić się do tego
słowa. Był jej chłopakiem od wczoraj. Otworzyć mogła też Angelika Smith, jej sześćdziesięciotrzyletnia trenerka, która cierpiała na bezsenność i często przesiadywała w nocy, popijając mocną
czarną herbatę.
Z kuchni na dole dochodziły teraz stłumione odgłosy rozmowy. Po chwili zaskrzypiały schody i zza drzwi dobiegł głos Petera.
– Case, nie śpisz już?
Usiadła na łóżku i odgarnęła dłonią ciemne włosy.
– Kto by się nie obudził?
Gdy chłopak uchylił drzwi, za jego plecami rozbłysło zapalone światło. Pod jego rozpiętą koszulą widać było opalony brzuch
z wyraźnie zarysowanymi mięśniami. Pomimo wczesnej godziny
Casey poczuła dojmującą tęsknotę za jego dotykiem.
6
Zarumieniła się na wspomnienie wydarzeń ubiegłego wieczoru. Pocałował ją i powiedział, że ją kocha. Teraz jednak nie wyglądał na zakochanego, raczej na zmartwionego.
– Co się stało? – zapytała. – Czy to znowu ten farmer? Zdaje
się, że lubi wyrywać nas z łóżek bladym świtem. A może to Morag
przyszła powiedzieć o chorobie któregoś ze źrebaków?
– Casey, powinnaś się ubrać i zejść na dół. Przyjechała policja.
– P o l i c j a? – Teraz Casey rozbudziła się na dobre. – Czego
chcą? Czy ze Sztormem wszystko w porządku? Proszę, nie mów
mi, że ktoś go ukradł!
– Nie, Case, przyjechali porozmawiać z twoim tatą. Myślę, że
powinnaś się pospieszyć – dodał i już go nie było.
Dziewczyna zerwała się z łóżka w panice, drżącymi rękami naciągnęła na siebie spodnie i włożyła sweter na lewą stronę. W jej
głowie ruszyła gonitwa przeróżnych myśli.
Miała czternaście lat, kiedy jej tata, Roland Blue, został aresztowany i skazany za włamanie i napad. To, że wszyscy uważali go
za ostatnią osobę, którą można by było posądzić o takie przestępstwo, zadziałało tylko na jego niekorzyść. Tata, którego znała, był
miły, zabawny i kochający. W sądzie wszyscy jego przyjaciele oraz
dotychczasowi pracodawcy ustawiali się w kolejce, by zaświadczyć
o jego uczciwości i lojalności.
A jednocześnie był niepewny siebie i podatny na wpływy. Jego
najlepsza cecha, czyli umiejętność dostrzegania w każdym tego, co
najlepsze, nie zawsze szła w parze ze zdrowym rozsądkiem.
Kilka lat wcześniej wpadł w złe towarzystwo. Koledzy zdołali
go przekonać, że multimilioner nawet nie zauważy zniknięcia kilkuset tysięcy. Zgodził się uczestniczyć we włamaniu. Niestety, policja przyłapała go na miejscu przestępstwa w chwili, gdy właśnie
ogłuszył milionera lampą (człowiek ten obudził się i zamachnął się
7
na niego pogrzebaczem). Korzystając z zamieszania, jego wspólnicy uciekli.
Roland odmówił wydania kumpli i cała wina spadła na niego.
Jako jedyny oskarżony otrzymał wyrok ośmiu miesięcy więzienia.
Od tamtej pory przestrzegał prawa. Przekwalifikował się na
krawca, a nowa praca stała się jego pasją. Był tak utalentowany,
że uszył dla córki ręcznie cylinder oraz frak na konkurs ujeżdżenia w Badminton. Na ramionach i mankietach wyhaftował piękne róże na pamiątkę mamy, która zmarła, gdy dziewczynka miała
zaledwie dwa lata. Róże były jej ulubionymi kwiatami. Casey, która uwielbiała swojego tatę bez względu na jego wady, była z niego
bardzo dumna.
A teraz z kolei to.
Zbiegła po schodach i wpadła do kuchni. Jej oczom ukazał się
widok ludzi zastygłych w bezruchu niczym na obrazie.
Pani Smith, w wysłużonym jedwabnym szlafroku, opierała się
o piec kuchenny, a na jej twarzy malowała się zimna furia. Ten
widok przeraził dziewczynę najbardziej, ponieważ niewiele było
rzeczy, które potrafiły wyprowadzić z równowagi zawsze opanowaną trenerkę. Obok niej stał Peter. Na widok Casey ruszył w jej
stronę, ale pani Smith mruknęła coś pod nosem i zatrzymał się
w pół kroku.
Naprzeciwko Casey, za stołem, na którym wciąż znajdowało się
jej trofeum, stał zwalisty mężczyzna o kruczoczarnych włosach,
z twarzą podziobaną ospą i z podwójnym podbródkiem. Choć nie
wykonał najmniejszego ruchu, wzbudzał dziwny niepokój. Prześlizgnął się po niej wzrokiem, jakby nie była osobą, lecz kolejnym
sprzętem kuchennym, po czym utkwił spojrzenie w jej tacie, który wciąż miał na sobie pogniecione ubranie z poprzedniego dnia.
Po lewej i po prawej stronie Rolanda stało dwóch policjantów – jeden z nich wysportowany, z ciemnymi włosami; drugi
8
niski i krępy, blisko sześćdziesiątki, z rozczochranymi resztkami
siwych włosów i oczami w kolorze kawowych fusów. Blada cera
świadczyła o tym, że notorycznie nie dosypia i przesadza z kawą
oraz śmieciowym jedzeniem, miał jednak spokojne i inteligentne
spojrzenie.
– Detektyw inspektor Lenny McLeod – przedstawił się, podchodząc do dziewczyny z wyciągniętą dłonią. – A to moi koledzy,
posterunkowy Dex Higgins – wskazał na czarnowłosego oficera – oraz detektyw nadinspektor Bill Grady. Ty na pewno jesteś
Casey. Przepraszamy za to najście, ale chodzi o sprawę niecierpiącą zwłoki.
Dziewczyna nie podała mu ręki. Miała ochotę podbiec do taty,
jednak coś w postawie policjantów ją powstrzymało.
– O co chodzi? – zapytała. – Cóż to za pilna sprawa? Proszę zostawić mojego tatę w spokoju. On nie zrobił nic złego.
– O tym zadecyduje sędzia – warknął nadinspektor Grady. –
Dowody wskazują na co innego.
Roland Blue roześmiał się nerwowo.
– To kłamstwo. Dowody na co? Na to, że pracuję legalnie jako
krawiec i jestem przykładnym obywatelem? Co na mnie macie?
Czyżbym wypluł gumę do żucia na chodniku przy Hackney High?
Posterunkowy Higgins zmarszczył brwi.
– Chodzi o coś znacznie poważniejszego.
– Mandat za złe parkowanie? Słuchajcie, jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś na mój temat, porozmawiajcie z moim szefem, Ravim Singhiem. On zaświadczy, że…
– Już z nim rozmawialiśmy. – Grady usiadł ciężko na krześle. –
Proszę powiedzieć, gdzie pan był między północą a pierwszą piętnaście rano dnia dwudziestego siódmego kwietnia.
Casey przeszedł zimny dreszcz, jakby nagle do środka wpadł
podmuch mroźnego powietrza.
9
– Byłem u siebie w domu, w Hackney, pod numerem 414 przy
ulicy Redwing Tower. Porozmawiajcie z Ravim. Pracowaliśmy razem przez dwa dni, w dzień i w nocy, żeby skończyć na czas strój
dla Casey. Jeśli chcecie, mogę go wam pokazać.
– Pan Sigh potwierdził, że istotnie towarzyszył panu wieczorem dwudziestego szóstego kwietnia – wtrącił McLeod. – Zeznał
jednak, że wyszedł kilka minut przed północą, kiedy był już zbyt
zmęczony, by kontynuować pracę. Podobno nalegał pan, by wrócił do domu i się przespał.
– Panowie, myślę, że bez obecności prawnika dalsza rozmowa
nie ma sensu – przerwała mu pani Smith. – Powiedzieli panowie
wystarczająco dużo. Popełniacie ogromny błąd i radziłabym wyjść,
zanim padną kolejne niepotrzebne oskarżenia.
Roland uśmiechnął się.
– Dziękuję, pani Smith, ale nie mam nic do ukrycia – powiedział i spojrzał prosto na policjantów. – Nawet jeśli tak było, co
z tego wynika? Aresztujecie mnie za to, że troszczę się o przyjaciela?
– Interesuje nas raczej napad na magazyn, który miał miejsce
w czasie, kiedy został pan zupełnie sam – wyjaśnił nadinspektor
Grady. – Napad, w trakcie którego postrzelono pracownika ochrony. Zmarł wczoraj, co zmienia kwalifikację śledztwa na śledztwo
w sprawie zabójstwa.
Twarz Rolanda zrobiła się biała jak ściana.
Casey wydała stłumiony okrzyk i rzuciła się w jego stronę, jednak posterunkowy Higgins przytrzymał ją za ramię.
– Puść ją! – warknął gniewnie Peter.
Grady odwrócił się w jego stronę.
10
– Jeszcze jeden krok, chłopcze, a wylądujesz w celi, zanim zdążysz policzyć do dwóch. Stój w miejscu i ani słowa więcej.
Pani Smith przyglądała się funkcjonariuszowi z odrazą.
– Mamy prawo do obecności adwokata, panie nadinspektorze.
Jak r ó w n i e ż do tego, by traktowano nas z szacunkiem.
Grady podniósł się z krzesła i rzucił na stół kartkę papieru.
– Może pani dzwonić do tylu adwokatów, do ilu chce. Mamy
nakaz aresztowania i prawo jest po naszej stronie. A jeśli chodzi
o szacunek… to rezerwujemy go dla tych, którzy na niego zasługują. Dex, przeczytaj panu Blue jego prawa.
McLeod rzucił Casey ostrzegawcze spojrzenie i skierował ją delikatnie w stronę Petera.
Posterunkowy Higgins wyrecytował:
– Rolandzie Jamesie Blue, jest pan aresztowany pod zarzutem
zabójstwa. Ma pan prawo zachować milczenie. Wszystko, co pan
powie, może być użyte przeciwko panu w sądzie…
– Ależ to jakieś szaleństwo! Aresztujecie nie tego człowieka, co
trzeba! Casey, ty mi wierzysz, prawda? Jestem niewinny!
– Wiem, tato. To jakaś straszna pomyłka. Wyjaśnimy to, obiecuję.
– Z pewnością – poparła ją pani Smith.
– Tracimy tylko czas – warknął Grady. – Dex, zakuj go w kajdanki. Zabieramy go do ciupy, tam gdzie jego miejsce.
Powiedziawszy to, niemal wypchnął dwóch mężczyzn przez
drzwi wyjściowe.
Casey zrobiło się słabo. Czuła się tak, jakby ktoś pociągnął za
jedną nitkę i nagle całe jej życie zaczęło pruć się jak wełniany szalik.
Inspektor McLeod zatrzymał wzrok na stojącym na stole trofeum z zawodów jeździeckich.
– Słyszałem w wiadomościach, że wczoraj wygrałaś Badminton Horse Trials, Casey. Najmłodsza zwyciężczyni w historii. To
11
niezwykłe osiągnięcie. Przepraszam, że zepsuliśmy ci radość z wygranej. Zrozum, proszę, że wykonujemy tylko naszą pracę. I, no…
przyjmij moje gratulacje.
Drzwi zamknęły się z głuchym łoskotem. Po chwili zabrzmiał
odgłos odpalanego silnika i samochód odjechał.
13
14

Podobne dokumenty