BY Ć KAMERALIST Ą Na początku był dźwięk
Transkrypt
BY Ć KAMERALIST Ą Na początku był dźwięk
BYĆ KAME RALI STĄ Na początku był dźwięk... Naukowcy zajmujący się historią powstania świata zgodni są na ogół co do jego początku i określają go jako ,,wielki wybuch”. Już samo słowo ,,wybuch” sugeruje dźwięk, i to - w tym wypadku - nie byle jaki, ponieważ powstanie wszechświata musiało być eksplozją, której towarzyszył z całą pewnością huk o niezwykłym natężeniu. Być może zaraz potem nastąpiła cisza... Jedno jest pewne - od momentu, w którym na naszej planecie zaczęło pojawiać się życie, obfitowało ono w coraz większe spektrum dźwięków wydawanych praktycznie przez każdy tego życia przejaw: szum deszczu, szelest liści, ryk zwierząt, śpiew ptaków, no i - oczywiście - odgłosy wydawane przez człowieka celem nawiązania porozumienia z innymi istotami. Początkowo na pewno odgłosy te były bardzo proste i używane tylko w sytuacjach wyjątkowych. Z upływem czasu jednak ludzie, łącząc się w coraz liczniejsze grupy, w miarę rozwoju cywilizacji, zaczęli odczuwać coraz większą potrzebę nawiązywania między sobą kontaktu werbalnego. A stąd już tylko krok do powstania pierwszych dźwięków, które z upływem czasu zamieniły się w słowa. Łącząc się w grupy (plemiona), pracując razem i razem po pracy odpoczywając, istoty ludzkie - już te najbardziej prymitywne - zaczęły używać dźwięków - też początkowo najprostszych, aby dać wyraz swym uczuciom poprzez wspólny śpiew i taniec, a później także grę na instrumentach. Zwróćmy uwagę na fakt, że najprymitywniejsze plemiona, do których badacze docierają jeszcze w naszych czasach, przywiązują dużo większe znaczenie do elementów muzycznych w swoim życiu niż tzw. cywilizowane społeczeństwo współczesne, które wprawdzie jest otoczone różnego rodzaju muzyką i jej dźwiękami wszędzie, i to wręcz w nadmiarze (weźmy choćby dźwięki radiowe sączące się w sklepach, autobusach, samochodach itp.), a jednak rzadko kiedy zwraca na nie uwagę... Wśród ludów pierwotnych bowiem muzyka jest bardzo istotną częścią życia. Ci ludzie śpiewają i tańczą, ponieważ mają w sobie taką potrzebę: śpiewy radosne, dziękczynne, żałobne, rytualne, wojenne - wszystko to stanowi nieodłączną część ich codzienności. Wróćmy jednak do historii, której muzyka towarzyszyła - można zaryzykować stwierdzenie - nieomal od jej zarania. W swoich rozważaniach chcę się bliżej zająć dziejami rozwoju oraz obecną kondycją muzyki kameralnej, która - z racji wykonywanego przeze mnie zawodu pianisty stanowi najbliższą mi formę podejmowanych działań muzycznych. Sięgnijmy na początek do historii sztuki. Już w czasach starożytnych, jak sugerują przekazy, używano szerokiej gamy instrumentów, którymi mieszkańcy różnych, często odległych od siebie zakątków świata, posługiwali się, by wspólnie muzykować. Były to różnego rodzaju instrumenty perkusyjne, dęte, a także strunowe. Czy to w Indiach, w Chinach, czy w Mezopotamii, czy też w najbliższej nam, i mentalnie, i geograficznie, starożytnej Grecji, używano instrumentów muzycznych, by chwalić bogów oraz radość życia przy ich akompaniamencie. Ten fakt uświadamia nam, że już wówczas zbierano się w grupy, by wspólnie muzykować, co pozwala wysunąć ostrożną tezę, że być może to wtedy właśnie pojawiły się pierwsze formy muzyki, jaką dziś nazywamy kameralną. W tamtym okresie, oczywiście, tak jej nie określano, ale to przecież były początki - przynajmniej te, o jakich wiemy - wspólnego wykonywania utworów muzycznych w małych składach. Pojawiają się też instrumenty muzyczne w malarstwie - tu ograniczę się tylko do pobieżnego spojrzenia na sztukę europejską – np. chociażby w samym okresie quattrocenta u najwybitniejszych jego przedstawicieli, jak Giotto, Fra Angelico czy Giovanni Bellini, gdzie spotykamy pojedyncze postacie trzymające instrumenty. Na najsłynniejszym fresku świata, pochodzącym z XVI w., znajdującym się w Kaplicy Sykstyńskiej, widzimy postacie grające na trąbach, a obraz Rafaela zatytułowany ,,Św. Cecylia” z 1514 r., to już apogeum: u stóp świętej ułożone jest całe instrumentarium, które mogło by z pewnością stanowić oddzielny obraz - swego rodzaju martwą naturę; możemy tam podziwiać violę, tamburyny, flety, niewielkie talerze, a także triangiel; główna postać obrazu, stojąca ponad wymienionymi instrumentami, sama również trzyma w rękach fletnię Pana. Epoka baroku, jak w wielu innych kwestiach, przesycona jest grającymi i śpiewającymi, głównie uosobionymi jako amorki czy aniołki towarzyszące ważniejszym postaciom ukazanym na obrazach. Również w malarstwie współczesnym muzyka gra niebagatelną rolę. Weźmy choćby genialnych kubistów - P. Picassa oraz G. Braque'a - u których na najbardziej charakterystycznych obrazach, reprezentatywnych dla tego swoistego kierunku, prawie zawsze obecne są instrumenty, jeśli nie jako najważniejszy motyw dzieła, to w jego tle. Tyle sztuka wizualna. Wróćmy do samej muzyki. Przez dziesiątki lat muzyka zarezerwowana była - przynajmniej oficjalnie - do głoszenia chwały bożej i tym samym wykonywano ją w kościołach; była to głównie muzyka chóralna (śpiew gregoriański). Przyszedł jednak czas, w którym dokonał się przełom i zaczęto uprawiać muzykę również poza świątyniami. I tu po raz pierwszy stykamy się z nazwą ,,musica da camera”, czyli taka, którą wykonuje się w komnacie, aby odróżnić ją od ,,musica da chiesa” wykonywanej w kościele. Zawitała więc muzyka również ,,pod strzechy”, do komnat, do domów, gdzie praktycznie wykonywać mógł ją każdy. Czy to podczas świąt, uroczystych ceremonii, czy też w codziennym życiu, ot, dla przyjemności wspólnie spędzanego czasu, zaczęto muzykować. Składy tych spontanicznie powstających zespołów były bardzo różne; kiedy zaczęto zapisywać materiał muzyczny, nie było określane instrumentarium - zależało ono od inwencji wykonawców. Utwory wielogłosowe nie były tworzone dla konkretnych składów instrumentalnych - te były dowolne. Jak pokazuje nam historia muzyki, dawało to szeroki wachlarz możliwości brzmieniowych w zakresie jednego utworu - najlepszym przykładem jest tu niewątpliwie ,,Kunst der Fuge” J.S. Bacha, która to kompozycja była wykonywana w najrozmaitszych składach instrumentalnych, od jednego instrumentu (organy), poprzez różnej wielkości zespoły kameralne, aż po orkiestrę symfoniczną. Co ciekawe - owo urozmaicenie nic utworowi w jakości nie ujmuje, a często wręcz zadziwia - in plus. Tak więc muzyka kameralna, odkąd zawitała w progi naszych domostw, ciągle się rozwija i - stawia przed nami coraz to nowe wyzwania. W dzisiejszym trybie nauczania w szkołach muzycznych powinno się kłaść szczególny nacisk na to, by młodzież muzykowała razem w małych składach. Cóż bowiem może bardziej rozwijać wrażliwość muzyczną niż wzajemne słuchanie się, które stwarza potrzebę współgrania, współbrzmienia z innymi. Przecież zdecydowana większość kształconej młodzieży nie zostanie solistami z własną wizją, realizującymi się indywidualnie. Ogromny procent tych młodych ludzi będzie współpracować z orkiestrami, mniejszymi lub większymi, w których umiejętność słuchania innych stanowi podstawę twórczego działania. A w młodzieży potrzeba wspólnego muzykowania z pewnością jest. Czym bowiem innym, jak nie ową potrzebą, jest fakt powstawania ogromnej ilości zespołów muzycznych - nie mówię tu już tylko o muzyce nazywanej ,,poważną”, lecz o wszystkich innych przejawach dążenia do wspólnego - w najrozmaitszych składach - śpiewania i grania. Zespoły te powstają jak grzyby po deszczu i to powinno nam, pedagogom, również dać do myślenia. Z własnego, wieloletniego doświadczenia wiem, jak ważne jest muzykowanie kameralne. To poważna i niezbędna podstawa rozwoju każdego muzyka, aby gotów był do wypełniania swego twórczego zawodu. Cóż to więc znaczy - być kameralistą? To przede wszystkim być otwartym na wszelkie możliwości odtwórcze, jakie stają przed instrumentalistą bądź też śpiewakiem w postaci utworu, który wraz z innymi ma wykonać. Ileż twórczej radości daje wspólna praca nad zagadnieniami pojawiającymi się w trakcie przygotowywania utworu; przecież ile osób tworzy zespół, tyle - co najmniej - koncepcji jego przedstawienia. A na koniec - możliwość okazania publiczności tego, co się wspólnie stworzyło. Tak, utwór kameralny to takie małe dzieło stworzenia, w którym każdy muzyk może mieć swój udział! Każda kompozycja to taki mały świat, w który przenosimy się - czy to jako muzyk, czy jako słuchacz - aby doznać czegoś nowego, oderwać myśli od codziennych spraw i zainspirować się do dalszych zadań stawianych nam przez życie. A być samemu kameralistą - to ogromne wyzwanie, ale też niezwykła satysfakcja z możliwości stwarzania tych ,,innych światów” i ,,odmiennych stanów świadomości”, bez których o ile uboższe byłoby nasze życie... Współczesna muzyka kameralna zaczyna ostatnio wracać do tonów pierwotnych, wykorzystując całą gamę tzw. dźwięków naturalnych - szum deszczu, śpiew ptaków i wszelkiego rodzaju otaczające nas szmery; a więc mamy do czynienia z powrotem do początków, bo przecież na początku był dźwięk... Wojciech Skowroński