ANTYFAUST POLSKICH ROMANTYKÓW
Transkrypt
ANTYFAUST POLSKICH ROMANTYKÓW
1 ANTYFAUST POLSKICH ROMANTYKÓW. JULIUSZA SŁOWACKIEGO REWIZJA FAUSTOWSKIEGO MITU (Anti-faust der polnischen Romantiker. Juliusz Słowacki’s re-vision des faustischen mythos) Sierpień 1829 w Weimarze. Wir przygotowań do osiemdziesiątej rocznicy urodzin Goethego. W ten żywioł wpadli dwaj Polacy: „der Pole N.1” i „der Pole N. 2” . Tak, niezbyt grzecznie, ale dla uniknięcia innej nieuniknionej niezgrabności – przekręcania słowiańskich nazwisk – weimarczycy opisali dla nich miejsca przy stole. Der Pole Nummer 1 – zwany później żartobliwie przez uczestników jubileuszowej biesiady także po prostu Herr Eins – Adam Mickiewicz – do dzisiaj zachował i utrwalił swoją pozycję Pierwszego przy stole polskiej literatury. Herr Zwei nigdy nie był tak wysoko w rankingu literatów, ale to dzięki niemu – Antoniemu Edwardowi Odyńcowi dysponujemy dzisiaj jedynymi świadectwami relacji z rozmów Herr Eins polskiej literatury z Herr Eins literatury niemieckiej. Adama Mickiewicza z Johannem Wolfgangiem von Goethe. W ciągu dwutygodniowego pobytu rozmowy te odbywały się niemal codziennie – pasja poznawcza Goethego nie malała wraz z wiekiem. Także po obiedzie wydanym 25 sierpnia (spożyto indyka z truflami) – dwaj wieszcze kontynuowali rozmowy w bibliotece. Relacja Odyńca: „Myśli, które wypowiadał Goethe, to jak twarde, błyszczące talary, na zimno już w mennicy wybite, które możesz nosić przy sobie; myśli Adama płyną jak roztopiony metal, który się w tobie samym rozpływa. […] Wszystko, co Goethe mówił – a nawet czego nie domówił – to jasno. I ta to właśnie jasność, jak zimowa pogoda, tchnęła na mnie tak mroźnym, przeraźliwym chłodem. [70, 91] Ten symboliczny opis można interpretować wielorako: to kontrast pełnego pasji młodego mężczyzny (Adam Mickiewicz miał 31 lat) i zdystansowanego starca (80 lat); to opozycja wieku oświeceniowego scjentyzmu i romantycznej gorączki, ale może również różnica dwóch paradygmatów, horrible dictu, etnicznych – germańskiego i słowiańskiego. Co zaś w treści rozmów uderzyło Polaków: „to ciągłe tylko wspominanie natury […] było tego najmniej razy dwieście, a słowa Bóg ani razu. Jakby sama natura – konstatuje Odyniec – była wszystkim dla wszystkich; alfą i omegą dla siebie; stworzycielką swoją i Bogiem.” [91] 2 Dzień urodzin Goethego, 28 sierpnia, to data premiery Fausta w weimarskim Hoftheater. Dramat przerobiono bez udziału, a ku niezadowoleniu Goethego, znacznie skrócono (między innymi o Noc Walpurgi) . Mimo to spektakl trwał trzy i pół godziny. Polscy goście mieli okazję u boku autora zapoznać się z tą inscenizacją. Obejrzane przedstawienie zrazu odebrało Mickiewiczowi mowę. Gdy jego język się rozwiązał, okazało się, że przyczyną milczenia był nie podziw, lecz dezaprobata. Towarzysz podróży milczenie owo tłumaczył tym, „że gmeranie w ujemnych stronach, czy ludzi, czy rzeczy, [było dla Mickiewicza] rzeczą nieznośną”. Z ułamkowej i ułomnej relacji Odyńca można wnioskować, że głównym zarzutem wieszcza był achrześcijański charakter utworu: na dobre jednak zaliczał Goethemu „że nie ma w nim nigdzie tej napastniczej, antyreligijnej dążności, która tchnie w innych pisarzach przeszłego wieku. A jest tylko zobojętnienie religijnego pierwiastku.” [91/92.] Nieśmiertelny Goethe w Weimarze 22 marca 1832 przeszedł do wieczności. Akurat wtedy, w niezbyt odległym Dreźnie przebywał polski „Herr Eins”. W tym czasie, kiedy entelechia Goethego osiągała coraz wyższe rejony, Mickiewicz „modląc się […] w kościele «poczuł jakby się nad nim bania z poezją rozbiła»”[kzitm 28] W ciągu jednej nocy powstały główne sceny Dziadów części trzeciej, nazywanej od miejsca powstania „drezdeńskimi” – polskiego arcydramatu, literackiej odpowiedzi na Fausta. Bohater dramatu – Konrad jest do dziś – mimo usilnych egzorcyzmów odprawianych w nowej, wolnej Polsce – bohaterem Polaków. Sam autor określił swój utwór, jako „punkt zwrotnikowy Bajronowskiego kierunku w poezji, to jest [punkt], w którym szał pychy rozumu dosięga ostatecznych swych granic, a tylko pokorna wiara i chrześcijańska miłość brata Piotra broni go od ostatecznego upadku i zguby.” [Kżitam 28] Mimo odwołania się do Bajrona, w sformułowaniu „szał pychy rozumu dosięgający ostatecznych swych granic” dostrzegamy wyraźnie polemiczne nawiązanie do postawy prezentowanej właśnie przede wszystkim przez Fausta. Kiedy Dziady drezdeńskie ujrzały światło dzienne w Paryżu, dla ich autora stanowiły przede wszystkim „na wskroś własne i omijające Fausta dzieło (w czym nie przeszkadzały liczne paralelizmy i «wpływy»”.[Pimf 185]. Pod koniec życia Mickiewicz był już przekonany o tonie polemicznym wobec niemieckiego arcydzieła, i powstały w Dreźnie poemat „skłonny był widzieć jako swojego Anty-Fausta”. [Pimf 185] 3 Poznać Fausta współcześnie, w oryginalnej (choć okrojonej), niemieckiej inscenizacji dane było tylko nielicznym – w tym Mickiewiczowi. Na pierwszy, pełny polski przekład trzeba było czekać dość długo. Ukazał się on dopiero w 1844 roku. Do dziś odnotowujemy trzydzieści tłumaczeń, z czego dwadzieścia obejmuje obie części tragedii. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia pojawiły się aż trzy nowe tłumaczenia, z czego jedno – Jacka Burasa – choć obejmuje tylko część pierwszą, zostało przyjęte entuzjastycznie szczególnie w środowisku teatralnym. Ten nadmiar ilościowy jest jednak sygnałem niedosytu w sferze jakości, świadomości braku adekwatnego tłumaczenia, a jednocześnie ciągle obecnej potrzeby mierzenia się z zadaniem, przerastającym jak dotychczas możliwości translatorskie. A może przyczyny tych trudności tkwią jeszcze głębiej? Badaczka tłumaczeń Fausta stwierdza neutralnie, że „każde tłumaczenie ma swoje zalety i wady”, a następnie właściwie wszystkie je dyskredytuje, mówiąc: „Faust w języku polskim rozczarowuje”. Te nieprzezwyciężalne – jak przekonuje nas historia dotychczasowych tłumaczeń – trudności są prawdopodobnie wskaźnikiem różnych niezgodności – językowych, ideowych niemożności akceptacji wniosków ani głębokich założeń, wreszcie różnic postaw kulturowych, religijnych czy też obyczaju ukształtowanego w kręgu innego etnosu. Recepcja mitu Faustowskiego na polskim gruncie natrafia na silną konkurencję – rodzimą legendę o szlachcicu Twardowskim, która staje się dodatkowym czynnikiem zakłócającym obraz tej recepcji. Twardowski – podobnie jak Faust – na mocy zakładu z szatanem, za dobrodziejstwa otrzymane za życia miał się po śmierci wypłacić własną duszą. Polski odpowiednik Fausta, żyjący w XVI wieku, jest postacią bardziej legendarną niż historyczną, chociaż ma swoje mocne osadzenie faktograficzne. Legenda mówi o tym, że bolejącemu po stracie ukochanej żony polskiemu królowi Zygmuntowi Augustowi Twardowski ukazał jej postać w zwierciadle. Istotnie, cierpiący władca otaczał się magami i wróżami, którzy mieli mu przynieść pociechę, a zwierciadło, w którym król zobaczył twarz ukochanej istnieje do dziś. Jest przechowywane w zakrystii małego kościółka w Węgrowie na Mazowszu. Polski mag żył w tym samym czasie, co niemiecki, a wiadomo, że historyczny Faust przebywał w Krakowie. Zachodzi więc podejrzenie, że postać Twardowskiego może być jedynie odpryskiem polskiego fragmentu biografii Niemca. Na tle tych zbieżności dochodziło do kontaminacji obu legend. 4 Pierwsze ślady recepcji Fausta w polskiej kulturze rozpoczynają się wraz z pierwszą fazą romantyzmu. Wtedy rozpoczęła się długa i skomplikowana historia interpretacji dzieła i rozpoznawania myśli Goethego. Ewolucję odbioru tragedii można opisać zmienną funkcją stosunku zrozumienia do akceptacji. W pierwszym okresie pobieżnemu rozumieniu towarzyszył spory entuzjazm krytyków i czytelników. W miarę rozwoju i pogłębiania interpretacji, zachwyt zaczął być zastępowany dystansem, sprzeciwem i zakwestionowaniem wymowy dzieła Goethego. Na początku więc Faust (część I) zrobił karierę symboliczną – został adoptowany całościowo, jako symbol nowego w literaturze i w sztuce. „W rozprawie klasyków z romantykami Faust odgrywał rolę «sztandaru», bowiem uważano go za najbardziej charakterystyczne dzieło nowego kierunku literackiego.” [pimf 356.”] W porażającym blasku nowości – ginął kontekst, nie zwracano większej uwagi na właściwy sens. Nie były one ważne wobec dominującego odczucia rewelatorstwa, powiewu świeżości, innej estetyki. Faust został wykorzystany jako potężny impuls wspierający bunt przeciw kanonom klasyczności. Anektowanemu w całości, trochę bezmyślnie i ryczałtowo, Faustowi, którego rolę widziano jako poręczne oręże w walce o nowa literaturę, później zaczęto się przyglądać uważniej. Pochopny entuzjazm zastąpiło wkrótce spojrzenie bardziej sceptyczne. Niepomyślny dla recepcji Fausta miał się okazać polski kontekst kulturowy – jego obcość, odrębność doświadczeń historycznych, religijnych. Faust nie mógł się przyjąć – według Brodzińskiego – z tych samych powodów, dlaczego nie mogła się tu się przyjąć reformacja – a więc z racji naturalnych związków z kulturą śródziemnomorską. Drugim źródłem wrodzonej rzekomo odporności na działanie mocy piekielnych była – sugerowana przez Brodzińskiego – «szczepionka» ludyczna: diabła trzeba było wyśmiać – nie wolno go traktować poważnie – bo to go dopiero czyniło niebezpiecznym. Taki jest diabeł Twardowskiego: jego moc kończy się na kuglarskich popisach, a po wykorzystaniu można się go chytrze pozbyć. Nie ma mowy o zaglądaniu pod podszewkę bytu, o dręczących problemach granic poznania… „Jak przystało w kraju rycerstwa i księży – podsumowuje współczesny poeta Jastrun – [Twardowski] filozofię uważa za brednie, zawracanie głowy itp.”. Te niesprzyjające dla recepcji Fausta okoliczności zostały wzmocnione przez Mickiewicza przekazem płynącym z Dziadów drezdeńskich, które przesądziły o losie Fausta w literaturze polskiego romantyzmu. „Każdy następny bohater o 5 faustycznym rodowodzie napotykał na swej drodze Mickiewicza i stawał przed wyborem: iść za nim, albo iść do diabła.” [258.] Bo Mickiewicz „z Faustem w domyśle, a zarazem mimo Fausta napisał Dziady”. W jego dziele pakt z diabłem został zastąpiony przez przymierze z Bogiem. „Nauki czerpane z Fausta godzą w nasze przymierze z Bogiem, bo odwracają uwagę w stronę szatana jako sprawcy zdarzeń. Odrzucając Fausta wieszcz narodowy odrzuca zarazem także innego mistrza swych młodych lektur: sceptycznego lorda Byrona [258]. W tym syntetycznym przeglądzie recepcji Fausta skupiłem się na głównym nurcie tak zwanego Wielkiego Romantyzmu. Panoramiczny obraz tej recepcji zawierają dwa pokonferencyjne tomy poświęcone Postaciom i motywom faustycznym w literaturze polskiej (Białystok 1999). Moje syntetyzujące spojrzenie zawdzięcza wiele ustaleniom i dyskusjom tej konferencji, ale też je i precyzuje, i weryfikuje. Recepcję Fausta można rozpatrywać z perspektywy nowatorskiej kompozycji utworu lub nakierowanej na kreację bohatera i sens jego relacji z Mefistofelesem. Terminy „faustyzm” czy „człowiek faustowski” są określeniami wieloznacznymi. Centrum pola znaczeniowego „faustyzmu” stanowi absolutyzacja poznania wobec wszelkich innych wartości, ale przede wszystkim wobec wartości etycznych. Relatywizacja etyki jest rodzajem otwarcia – zaproszenia szatana. Faustyzm oznacza także odczucie podwójności ludzkiej natury: zakorzenionej w teraźniejszości (doczesności) i jednocześnie dążącej do wieczności – nieskończoności. Jednak w powierzchownej recepcji literackiej do stwierdzenia reminiscencji około-faustowskich wystarczało w zasadzie po prostu pojawienie się w towarzystwie głównego bohatera diabła czy też postaci o proweniencjach piekielnych. Wszyscy twórcy polskiego wielkiego dramatu romantycznego – Mickiewicz, Słowacki i Krasiński przejęli od Goethego „nieład” kompozycyjny formy otwartej oraz strategię fragmentarycznego publikowania dzieła, pomyślanego jako cykl. Jako równorzędne źródło tych cech formalnych wskazuje się wcześniejszą, i co prawda powieściową, technikę Laurence’a Sterne’a. Rodowód zaś scen fantastycznych ma równorzędne źródło w dramatach Szekspira. Szczegółowe rozwikłanie tych splątanych zależności wymagałaby osobnych badań i rozważań. Oprócz aspektu formalnego i literackiego istnieje jeszcze najbardziej może frapujący – biograficzny. Zauważono, że literackie zainteresowania tematyką 6 faustologiczną są świadectwem życiowych wyborów twórców. Podjęcie tego tematu miało być głęboko uzasadnione biografią autora. Tak było już z Christopherem Marlowe, autorem pierwszego dramatu poświęconego Faustowi, któremu można by anachronicznie przyznać miano poety przeklętego. W przypadku Goethego spotykamy się również z przekonaniem, że „w biografii Fausta zostaje zapisana niemal symbolicznie droga życiowa Goethego, który w momencie przełomowym dla swego życia, w sposób najzupełniej świadomy i odważny, laicki i wyrachowany, w zasadzie zakwestionował religię jako źródło wewnętrznego spokoju i harmonii z Bogiem.” A jak jest w przypadku biografii Słowackiego? W jego pamiętniku, w rozdziale dotyczącym lat dziecięcych, znajdujemy w autorskim streszczeniu hasło „Przymierze z szatanem”. Tak tytułując epizod swego życiorysu wykorzystuje Słowacki hasło czarnego romantyzmu – ale treść odpowiadająca temu nagłówkowi rozczarowuje. W istocie bowiem fragment ów opisuje dziecięcą modlitwę w kościele, w której ambitny przyszyły poeta zwraca się do Boga z prośba o sławę po śmierci. W ofierze składa swoje ziemskie losy, godząc się dobrowolnie na najgorsze, najnieszczęśliwsze i pogardzone życie. W sensie teologicznym jest to klasyczna modlitwa prośby połączona z ofiarą. A więc jeśli było przymierze – to z Bogiem, a jego istota jest przeciwna do wszelkich zakładów szatańskich, których podstawę stanowi gwarancja doczesnej szczęśliwości. Przecież Słowacki pisze jasno: „Tak się modliłem… przekonany jestem, że zły duch pochwycił moje przymierze – to, co ma być w życiu, już się spełnia… to, co ma być po śmierci… być musi.” Współczesny monografista poety interpretuje ten fragment wyjątkowo tendencyjnie pisząc: „Nie był to pakt z Bogiem czy z Aniołami, tylko z aniołem Upadłym, z Szatanem. Bo przecież o sławę nie można się z Bogiem wadzić czy targować. To resort szatański.” Otóż można. Sława nie może być grzechem – przecież jest dziełem zewnętrznym wobec podmiotu – czyż nawet święci nie są na swój sposób sławni? Bo czymś zupełnie innym jest „zła sława”. Żaden to zakład szatański, ale świadome przyjęcie krzyża najcięższych doświadczeń – a nawet prośba o nie. Mówienie o „przymierzu z szatanem” ma wymiar symboliczny, jest zaznaczeniem atrybutu poety romantycznego, a nie podejmowanych z własnej inicjatywy konszachtów z ciemnymi mocami. Przywództwo Mickiewicza jako prawodawcy polskiego romantyzmu uznawali wszyscy – prawie wszyscy. Jedynym liczącym się jego współczesnym adwersarzem był Juliusz Słowacki. Na tę pozycję, jako młodszy adept pióra, 7 został zepchnięty przez Mickiewicza, a bardziej jeszcze przez jego otoczenie. To właśnie ten gest buntu Słowackiego przeciw jedynowładztwu boga polskiego romantycznego Olimpu w znacznie większym stopniu niż osławione a nieistniejące „przymierze szatańskie” zasługuje na miano lucyferycznego rysu w biografii twórczej Słowackiego. Istniejąc i tworząc był znakiem sprzeciwu, kimś, kogo stać było na własne niezależne zdanie. Każdy niemal utwór Słowackiego zawierał w sobie ziarna krytyki pod adresem Herr Eins. Ale jej podłożem nie był abstrakcyjny „idiom negacji”, lecz odrębna diagnoza dotycząca kondycji emigracji i narodu, odmienne widzenie historii oraz szans wyzwolenia, a co za tym idzie – oryginalny projekt świadomości wspólnoty. Jego odrębny głos wyrażany był dodatkowo za pomocą odmiennych, bardziej nowoczesnych strategii literackich. Mickiewiczowskie Dziady, określane później Anty-Faustem, oferując bohatera Polakom, przy okazji – niepotrzebnie, a do tego niezgodnie z faktami – zniesławiały ojczyma Słowackiego, pośrednio więc jego matkę, no i jego samego. Ale to nie tylko obrona honoru rodziny była ambicją młodego poety, który w odpowiedzi na Dziady napisał Kordiana. Podjęcie polemiki z Dziadami czyniło ze Słowackiego naturalnego sprzymierzeńca faustowskiej idei w literaturze polskiego romantyzmu. Strukturalna analiza Kordiana wykazuje wiele Faustowskich analogii. Tak, jakby jego autor w nierównej walce z namaszczonym wieszczem szukał wsparcia u Goethego, którego Faustowi dał tak zdecydowany odpór w swoim dramacie Mickiewicz. Kordian pomyślany był jako trylogia dramatyczna, której jedyna, napisana w 1834 roku w Szwajcarii i opublikowana w tymże roku w Paryżu część nosi podtytuł Spisek koronacyjny. Wydarzenia dramatu oparte są na historycznych planach zamachu na cara Mikołaja I, który miał być dokonany w Warszawie przy okazji jego uroczystości koronacyjnych. Dramat jest kalejdoskopowym przeglądem biografii przyszłego zamachowca. Składa się z Przygotowania, Prologu oraz trzech aktów. Przygotowanie odbywa się w noc sylwestrową 1799 roku w grocie Twardowskiego. Zgromadzenie złych sił: czarownic i szatanów, ma podjąć decyzje dotyczące kluczowych wydarzeń nadchodzącego stulecia. Ponieważ dramat miał być również rozliczeniem ze świeżą klęską powstania listopadowego, koncentruje się przede wszystkim na postaciach jego nieudolnych przywódców. Nie wymieniony z imienia tytułowy bohater jest także podmiotem tych planów dziejowych – mówi się, że „jakiś żołnierz” ma 8 zostać opętany. Przygotowania są przerwane przez archanioła, którego słowa potwierdzają niezawisłość woli Boga jako Pana historii. W Prologu wypowiadają się trzy osoby. Pierwsza przedstawia program mesjaniczny Mickiewicza; wypowiedź drugiej jest krytyką tego programu, płynącą z kręgu lewicy emigracyjnej. Trzecia prezentuje autorski program Słowackiego: rzetelnej oceny powstania oraz utworzenia – na wzór szekspirowski – dramatycznych kronik historii Polski. Pierwszy akt kończy się samobójstwem Kordiana – piętnastoletniego grafa, cierpiącego na brak poczucia jedności oraz celu życiowego, nieszczęśliwie zakochanego młodzieńca. Po tym niewyjaśnionym samobójstwie bohater tytułowy pojawia się jednak w akcie drugim, gdzie w podróży przez Europę (Anglia, Włochy, Szwajcaria) traci wiarę w światowe wartości: pieniędzy, religii, miłości. Ostatnim etapem podróży i miejscem monologu jest szczyt Mont Blanc, z którego Kordian przenosi się bezpośrednio do Polski. W trzecim akcie objawia się jako Podchorąży – ów „jakiś żołnierz” z szatańskiego Przygotowania. Należy do grupy spiskowców, którzy rezygnują z zamachu. W tej sytuacji postanawia samodzielnie zabić cara wykorzystując okazję, jaką mu daje pełnienie warty przed jego sypialnią. Kordian nie jest zdolny do tego czynu. Jego siła okazuje się złudą, a osobowość rozpada się na Imaginację i Strach. Pada na progu carskiej sypialni. Zostaje aresztowany i skazany na śmierć. Przedtem jednak trafia do domu obłąkanych, gdzie spotyka pacjentów, którzy, podobnie jak on, wyobrażają sobie, że są zbawcami świata. Uznany za odpowiedzialnego za swoje czyny, ma jeszcze szansę popisać się przed carem i jego namiestnikiem – Wielkim Księciem brawurowym skokiem przez piramidę z bagnetów. Ten cyrkowy wyczyn zjednuje mu sympatię Wielkiego Księcia, który postanawia uzyskać dla niego ułaskawienie. W chwili, gdy adiutant dostarcza akt ułaskawienia, dowódca plutonu daje znak salwy. I w tym momencie dramat się kończy zostawiając widza w niepewności co do losów Kordiana, który miał się pojawić także w planowanych dalszych częściach trylogii. Strukturę dramatu niemieckiego naśladuje już sama wielość introdukcji. Zlot czarownic i diabłów eksponuje faustowski motyw od pierwszej sceny Przygotowania i ma wyraźne rysy Nocy Walpurgi. W planach działania wspomina się wielkich literackich protoplastów Kordiana, którzy mieli 9 konszachty z szatanem. Obok bajronowego Manfreda i Ambrosia (z Mnicha Lewisa) wymieniony jest również Faust i jego piekielny mentor: Mefistofelu, przyszła do działania pora, Wybierz jaką igraszkę wśród ziemskiej czeredy. Już nie znajdziesz cichego wśród Niemców doktora, Po szwajcarskich się górach nie snują Manfredy. I mnichy długim postem po celach nie chudną. Ale w Kordianie to nie człowiek udaje się do diabła gotów zaprzedać mu duszę w zamian za doczesne dobrodziejstwa. Inicjatywa leży po stronie diabła – to on, realizując swój cel, ma wieść na pokuszenie. Nie ma świadomej decyzji człowieka o współpracy z piekłem, nie ma zgody na wieczne zatracenie. Cały dramat – niezależnie od podziału na akty i sceny – rozłamuje się na dwie części. Punktem działowym jest kulminacja akcji w postaci sceny nieudanego zamachu na cara. Do tego momentu (Akt III scena V, w. 640) jesteśmy obserwatorami, jak szatan zdobywa coraz większą władzę nad Kordianem. Samego Szatana jako towarzysza bohatera dramatu czy jego rozmówcy – nie ma. Lucyfer z Przygotowania się nie pojawia – działa pośrednio. W pierwszym akcie znajduje miejsce w rozbitej osobowości Kordiana. Na każdym etapie jego podróży w akcie drugim możemy domyślać się obecności szatana jako ukrytej sprężyny działania. Celem jest opanowanie Kordiana przez odebranie mu wiary we wszelkie wartości, uczynienie zeń posłusznego narzędzia, zdolnego do realizacji piekielnego planu. Obecność złego jest zaznaczana bardzo dyskretnie za pośrednictwem atmosfery, rekwizytów, różnych elementów, zawierających szatańską sygnaturę. Sygnałem całkowitego uzależnienia Kordiana od szatana jest pojawienie się w trzecim akcie tajemniczej postaci sygnowanej jako Nieznajomy. Wszystko wskazuje, że ten Nieznajomy to postać łącząca ze sobą Kordiana i diabła, innymi słowy, diabła wcielonego w Kordiana. Cel, zaprogramowany w Przygotowaniu u progu stulecia został osiągnięty. W kulminacyjnym momencie, którym jest nieudana próba zamachu – szatan opuszcza Kordiana. W drugiej części dramatu jest on już nieobecny; jego działanie widzimy jeszcze w szpitalu wariatów, ale potem Kordian, po przejściu przez doświadczenie zła, ma okazję dokonać rytuału oczyszczenia, zakończonego spowiedzią przed czekającą go egzekucją. 10 Motywy i nawiązania faustowskie w Kordianie dotyczą głównie struktury dramatu. Wykorzystana została medialna nośność mitu, bez ambicji podejmowania jego zasadniczej problematyki. Słowacki wykorzystuje Noc Walpurgi w scenie Przygotowania, w literackich przywołaniach wspomina Fausta, a obecność szatana jest wyczuwalna w wielu miejscach – ale ostatecznie rzecz prowadzi odrębnym torem. Uniwersalny przekaz Goethego zastępuje publicystyczna aktualność nawiązująca do walki o niepodległość. O ile Faust u kresu poznania sam za pomocą magii ściąga siły nieczyste, Kordian tylko wpada w zastawioną na siebie pułapkę. Szatan – u Goethego dysponent tajemnic poznania – Kordiana wprowadza w błąd. Nieracjonalna jest bowiem złudna obsesja, jakoby zamordowanie cara było aktem sensownym politycznie. Nie miało ono celu innego, jak tylko wydanie na potępienie duszy mordercy. Dramat Słowackiego, mający być repliką na Dziady rozpoznane jako Antyfaust, manifestacyjnie i spektakularnie nawiązuje do Fausta. Ale sedno dylematu faustowskiego pragmatycznie wykorzystane w potrzebie politycznej aktualności zostaje zanegowane tak, jak w dramacie Mcikiewicza. Niezależnie od treści filozoficznych rozważań, w popularnej wykładni faustyzm oznaczał po prostu pewien rodzaj cudowności. W takim też znaczeniu pojawia się w liście Słowackiego z Bretanii, w którym konstatuje przyziemny racjonalizm miejscowego ludu: „Woltera duch w karczmach i szynkach panuje – wygnawszy zupełnie Fausta i wszelkie druidyczne wspomnienia.” [kII/71] Faust zostaje sprowadzony do roli sygnału świata duchowego – wręcz zwykłej antynomii wolterianizmu! Odwołania do Fausta i faustyzmu funkcjonują jako uproszczone znaki irracjonalizmu i fantastyczności. Ostatnia faza twórczości Słowackiego była podporządkowana budowanemu przez niego systemowi filozoficznemu. Nazwany przez badaczy systemem genezyjskim był rodzajem spirytystycznego ewolucjonizmu. Nawiązując do biblijnej księgi Genezis przedstawiał ewolucję materii w kosmosie, na planetach i gwiazdach, następnie – niemal zgodnie z oświeceniową teorią łańcucha bytów – rozwój form biologicznych. Osiąganie kolejnego wyższego szczebla ewolucji musiało być okupione ofiarowaniem się na śmierć. Nowe formy były przydzielane przez Boga tylko w następstwie poniesionej ofiary. Ten system polegający na zdobywaniu wyższych form dzięki uczestnictwie w śmierci był jednocześnie prefiguracją ofiary Chrystusa. Ofiara Chrystusa miała przełomowe znaczenie, bo dokonało się w niej przekroczenie bariery materii – umożliwiła dalszą ewolucję w świecie duchowym – poza formami cielesnymi. Celem 11 ostatecznym tego pochodu form od materii do ducha była uznana za najwyższą forma światła. Jeruzalem słoneczną interpretuje się jako społeczność zbawionych. Gdzie w tym systemie jest miejsce szatana? Ano właśnie – nie ma. To znaczy – nie ma, jeśli szatana rozumieć w myśl teologii tradycyjnej, po dantejsku, jako kusiciela i strażnika dusz potępionych. W systemie genezyjskim nie ma też piekła w tradycyjnym rozumieniu. Piekłem zostaje nazwany świat zaskorupiały, a więc te istoty, które zrezygnowały z uczestnictwa we wznoszącym się pochodzie form i ugrzęzły w gnuśnej, znanej doczesności. Piekło jest więc tylko dobrowolnym wyborem, rezygnacją z uczestnictwa w kosmicznym planie wiecznego postępu – jedynym możliwym do ogarnięcia z ludzkiej perspektywy sensie dziejów. W tak zarysowanym schemacie nietrudno zauważyć odbicie dwóch, najsłynniejszych cytatów z Fausta. Pierwszy to słowa, które wypowiedziane przez Fausta miały stanowić na niego pułapkę: „trwaj chwilo, jesteś piękna”. Drugi zawiera zasadę zbawienia Fausta: „kto wiecznie dążąc trudzi się, tego wybawić możem”. Pierwszy cytat – słowa zadowolenia z osiągniętego tu i teraz, gotowość nasycenia się chwilowym szczęściem – to zgoda na zastój, trwanie w bierności, to zgodnie z rozumieniem Słowackiego dobrowolny akces do piekła jako zaskorupiałej formy. Jeśli by dzieło Goethego mierzyć zasadą systemu Słowackiego, to wypowiedzenie „trwaj chwilo, jesteś piękna” – a więc dyspozycja zatrzymania status quo – okazuje się per se gestem fundatorskim piekła. Wyrzeczenie sentencji „trwaj chwilo” jest równoznaczne z wyrażeniem woli: chcę być w piekle. Jest to asymilacja jednej z pryncypialnych, nie zaś zaledwie „kostiumowej” zasady faustyzmu. Przy braku bezpośrednich odwołań koncepcja piekła u Słowackiego wynika z identycznych jak u Goethego założeń. Formuła końcowa Fausta – choć także expressis verbis przez Słowackiego nie użyta – brzmi jak kwintesencja zasady ewolucjonizmu genezyjskiego. Ich wspólną cechą jest apoteoza trudu wytrwałego dążenia. Niezależnie od tego, czy Faust faktycznie, świadomie i w mowie niezależnej, wypowiedział słowa oddające go w moc szatana, to ważniejsze okazały się jego czyny. W systemie genezyjskim Słowackiego także liczy się podjęty trud, który nie zawsze świadomy jest swojego celu – osiągnięcia wyższej formy. Ale wysiłek 12 poszczególnych form z niższego szczebla rozwoju jest nagradzany przez Boga – Strażnika postępu ewolucyjnego. Kluczowe założenia filozoficzne Słowackiego mają być może źródło w myśli Goethego, ale nie jest on tam przywołany, brak też bezpośredniego cytatu. Ale znamienne, że w tym samym czasie, gdy powstawały teksty filozoficzne Słowackiego, w lecie 1847 roku, w zapiskach dziennych poświęcił on Goethemu dłuższy wywód. Jego notatka zaczyna się nieco zarozumiale, słowami „Goethe nic nie wiedział”. Z dalszego tekstu wynika jednak, że nie chodzi o brak wiedzy, tylko o brak jednoznacznego przekazu w tekście Fausta, bo „sumienna wiedza” poety jest doceniona. Szatan jest, zdaniem Słowackiego, przedstawiony jako kuglarz, nie udzielający dostępu do źródeł poznania. Największy sprzeciw poety budzi wskrzeszenie Heleny: „szatanowi dać było potrzeba […] wszystko oprócz siły wskrzeszania – bo ta jest świętych”. Ta bezpośrednia krytyka Goethego w notatce osobistej kontrastuje z anonimową afirmacją podstawowych myśli Fausta w tworzonym równolegle systemie filozoficznym. Ten niewielki akapit Słowackiego poświęcony Goethemu przypomina w wielu miejscach zarzuty sformułowane osiem lat wcześniej przez Geoerge Sand w eseju poświęconym porównaniu Manfreda Byrona, Fausta Goethego i Dziadów Mickiewicza. System genezyjski był nie tylko sercem wykładów pisanych w rozmaitych formach prozy dyskursywnej, ale także motywem dzieł literackich. Wśród wielu niedokończonych dramatów znajduje się Samuel Zborowski, według opinii Birkenmajera „realizujący chęć stworzenia Fausta polskiego […] w stopniu nader wysokim.” W dramacie występuje wymieniony z imienia sam król piekieł – Lucyfer. Jego tożsamość wydaje się rozpływać w niestabilnej nomenklaturze osób dramatu, która stanowi specyfikę tego utworu. Jak w wielu rękopisach dramatycznych nie przygotowanych przez Słowackiego do druku, także i w tym występują duże braki w oznaczeniach osoby wypowiadające. Tekst dramatyczny zamienia się w rodzaj strumienia lirycznego – jest polifonicznym monologiem o niesprecyzowanym nadawcy. Samuel Zborowski jest przypadkiem szczególnie ciekawym, ponieważ proces wymiany tożsamości pomiędzy poszczególnymi osobami dramatu jest także ważnym tematem fabuły. Służy do zobrazowania pochodu ewolucyjnego ludzkości od starożytnego Egiptu do czasów współczesnych. Ojciec z pierwszego aktu w drugim jest określony jako książę Polonius, potem wciela się w kanclerza Zamoyskiego. Lucyfer występuje również pod wieloma osobami i 13 imionami, nazywanymi kolejno: Duch, Bukary, Adwokat. Ostatnia postać tego wcielenia nosi liryczne miano Ja. Niemal jak we współczesnym post-dramacie. Logika tych przemian ma odzwierciedlać genezyjskie następstwo form. Ale być może pomysł ten jest także odległą reminiscencją przemian uwidocznionych w akcie II Fausta, gdzie Mefistofeles staje się Forkiadą, Faust zaś dowódcą fortecy. Ten egzystencjalny bałagan u Goethego tak jest określony w słowach Fausta skierowanych do Heleny: Nie pytaj o przelotny losów związek Istnienie to chwilowy obowiązek. [[AII/3/pz/400] Fabuła Samuela Zborowskiego miała w sposób spektakularny, w formie scenicznej, prezentować zasady systemu genezyjskiego. Niezależnie od sensów budowanych na poziomie wydarzeń dramatycznych, dialogi i wypowiedzi osób mają przekazać podstawowe prawdy tego systemu. W antystrofie wieńczącej czwarty akt pojawia się określenie Duch życia to anioł dumny (w innej wersji – to rycerz dumny) Ciągle idący do góry. Życie jest ciągłym pochodem form, wiecznym dążeniem, splotem prób i błędów. Jeszcze wyraźniej to widać na przykładzie Lucyfera, określonego jako Jeden z duchów obłąkanej I odwróconej od Boga natury. Grzech odstępstwa i buntu wobec Boga jest pomniejszony dwiema wypowiedziami: „on cierpiał” i – co może najważniejsze – „Szedł do góry”. To, że „szedł do góry”, usprawiedliwia błędy i popełniane zło. W tym samym dialogu padają pod adresem Lucyfera słowa „on zły” i „złe płodził”. Jednak trud dążenia i związane z nim cierpienie mają moc obmywającą – bo są one najważniejszą energią, siłą życiową przenikającą całą naturę. Także Lucyfer, przez swoje działanie i uczestnictwo w historii, ma w niej swój udział, dlatego powiada się o nim, że „całą ziemia jest powieścią jego żywota.” W twórczości Słowackiego jest jeszcze wiele interesujących miejsc i wiele sposobów nawiązania do motywów i postaci Goethego. To jeden z ciekawszych rysów intertekstualności Słowackiego. Wybrałem spektakularne przykłady motywów faustowskich z różnych okresów życia. W Kordianie kostium i scenografia przywoływały popularny mit faustowski poza jego istotnym sensem, ale z czytelnym odwołaniem do dzieła Goethego. W ostatniej fazie twórczości znika kostium i scenografia, nie ma też bezpośrednich odniesień do Goethego i 14 jego dzieła – za to w centrum filozoficznej propozycji odnajdujemy wyraźne nawiązania do najważniejszych, sentencjonalnych zwrotów z Fausta. Wspominałem na początku hipotezę o dziwnym wpływie legendy Fausta na życie i biografię autorów podejmujących ten wątek. W literaturze romantyzmu rzeczywiście recepcja Fausta przebiega raczej w kierunku kreacji antyfaustowskiej, czyli recepcji pozorowanej. Poczynając od okresu modernizmu mamy w polskiej kulturze niemal inflację wielkich osobowości, ukształtowanych jako postacie demoniczne, „które oddały się wyższym nad nie, niszczącym siłom” [pimf 134]. Ten szereg otwiera Tadeusz Miciński ze swoją wizyjno-symboliczną powieścią Xiądz Faust, następnie Stanisław Przybyszewski, Witkacy – żeby wymienić najsławniejszych. Nasz noblista, Czesław Miłosz sam daje do zrozumienia, że źródła jego talentu, moc twórcza, bardzo często czerpią z „ciemnej strony mocy”, którą wcale nie tak nieświadomie przyzywał niejednokrotnie w ciągu swego życia. Także w kulturze popularnej – nie tylko w jej wersji „rynsztokowej” – motywy demonizmu spod znaku Fausta, łatwiej czy trudniej dostrzegalne, są stale obecne. Jedną z mocniejszych współczesnych wersji diabelskiego zakładu jest piosenka-wyznanie Agnieszki Osieckiej Czarne perfumy w wywołującym ciarki wykonaniu Krystyny Jandy. Ale to już całkiem inna historia…